środa, 31 maja 2017

Od Kiary cd. Erica & Tiji

Jak zwykle pełniliśmy swoje obowiązki. Ja siedziałam w swoim gabinecie, tak dobrze słyszycie! Miałam swój własny gabinet! Reker też, ale siedział u mnie, tak samo jak nasi synowie. Jako iż byłam zastępcą przywódców, miałam też własnych ludzi... Jednym z najważniejszych ludzi i prawą ręką był Kias, a później Raul, a na końcu Ramon i Shun, ale ostatnia dwójka jest daleko za obozem i opiekują się gangiem którym przewodzę wraz z ukochanym. On natomiast miał za swoja prawą rękę Leona, trzeciego najlepszego szpiega, lecz wracając do rzeczywistości...
Siedziałam właśnie w swoim żółtym i przytulnym gabinecie, podpisując ważne dokumenty dotyczące obozu, gdy nagle Kias, czyli drugi najlepszy szpieg, a moja prawa ręka w obozie wyszedł z cienia przed nami i synami. Na szczęście Rajanek i Cameronek już się przyzwyczaili do czegoś takiego, więc się nie bali, gdyż wiedzieli że to nikt kto chce im zrobić krzywdę...
- O co chodzi Kias? - spytałam spokojnie.
- Musicie iść jako zastępcy do gabinetu Erica.... To ważne! - powiedział i poinformował nas o wszystkim i przy okazji przyszedł Mike, którego powiadomił wcześniej również Kias, żeby zaopiekował się naszymi synami.
Do gabinetu wujka weszliśmy bez pukania, gdyż zawsze mogliśmy tak wchodzić, zwłaszcza teraz, kiedy byliśmy zastępcami! Od razu spojrzeliśmy na ósemkę nieznajomych ze złotymi orłami na mundurach, lecz szybko zamknęliśmy drzwi i stanęliśmy za wujkiem. Ja po jego prawej stronie, a Reker po lewej.
- Kto to? - spytał niepewnie jakiś blondyn, zapewne przywódca, gdyż jego mundur nieco się wyróżniał od innych.
- To dowódcy Kiara i Reker Blackfrey, którzy również pełnią funkcję naszych zastępców! - poinformował ich, na co skinęli głowami ale było po nich widać że są zdziwieni naszym młodym wiekiem wiec wujek szybko dodał - Kiara ponad 5 tysięcy misji, Reker ponad 9 tysięcy misji, są bardzo doświadczeni mimo młodego wieku - dodał, a oni wręcz powstrzymali się od otwarcia szeroko buzi.
- Może lepiej przejdźmy do sedna sprawy - chrząknęłam lekko, przykładając do ust zaciśniętą pięść.
- Więc kiedy możemy możemy zawrzeć sojusz i czy chcecie go zawrzeć? - spytał ponownie lekko spięty blondyn.
- Choćby teraz! Jak mówiłem wcześniej, nie chcemy konfliktów, a w tych czasach ocalali powinni trzymać się razem - powiedział spokojnie wujek - Ale zanim to nastąpi... - zwrócił się do nas - Widzicie jakieś sprzeciwy? - spytał i mogłabym przysiąść, że nieznajomi aż wstrzymali w napięciu oddech!
- Nie widzę żadnych przeciw skazań, żebyśmy nie mogli podpisać traktatu pokojowego - odezwałam się spokojnie.
- Ja również ich nie widzę! - dołączył się Reker - W tych czasach konflikty to bzdura i raczej zależy wam tak samo jak nam, na dobru ludzi w naszych obozach - dodał, na co skinęli głowami pewnie, zgadzając się z jego słowami, oraz widać było że im ulżyło...
Wujek wyją z szafki specjalne papiery, które świadczyły o traktacie pokojowym i jeden zostawił sobie, a drugi podał, by mogli się z nim na spokojnie zapoznać nieznajomi.Zaraz po przeczytaniu kilku podpunktów. Zielonooki zdziwił się, podniósł głowę i spojrzał na nas.
- Czy jest tu dobrze napisane? Jeśli podpiszemy z wami sojusz, to będziemy mieć automatycznie też sojusz z tymi Duchami, Przemytnikami i Aniołami? - spytał dość mocno zdziwiony, ale i tez przestraszony.
- Tak! Spokojnie oni też są dobrzy! W razie wojen czy jeśli czegoś nam brakuje, leków czy żywności, wymieniamy się między sobą, bądź wzajemnie się wspieramy... Przemytnicy mają najwięcej lekarstw i to głównie oni je robią oraz dostarczają, sojuszniczym obozom, kiedy są w jakimś braki! Duchy dostarczają również leki, ale mniej, za to mają spore zapasy żywności, dzięki czemu też wspierają poszczególne obozu sojusznicze, jeśli sobie nie radzą... Nasz obóz również robi niektóre leki i w zasadzie to coraz więcej! Anioły zaś niedawno się sprowadziły, ale są również bardzo przyjaźni, tyle że jak na razie mają mało do zaoferowania, gdyż no przemieścili się nagle i nadal potrzebują wsparcia innych obozów, ale to już praktycznie za góra tydzień minie i sami będą sobie radzić doskonale! Nie palą się jednak do walki, oni są raczej dyplomatami z góry mówię... - mówiła cały czas, wujek i jeszcze dłuuuuuuuuugo tłumaczył co i jak z obozami, ale oczywiście nie zdradzał wszystkich informacji!
Po podpisaniu przez wujka i przywódcę, jak się okazało Riders Storm traktatu pokojowego, ja z Rekerem również się podpisaliśmy i nasz obóz dał swoja pieczęć na znak iż traktat wszedł w życie od teraz. Później wujek wziął jeszcze trzy kartki papieru, szybko coś na nich nabazgrał i przywołał trzy orły, które zaraz przyleciały, co zdziwiło naszych nowych sprzymierzeńców, wujek przymocował do każdego ptaka list i kazał im lecieć by dostarczyć wiadomość o tym iż został zawarty nowy sojusz.
Wujek spojrzał na zegar i zmarszczył lekko brwi, gdyż z godziny 14, zrobiła się 16.
- Dokończymy planowanie ataku na wrogi wam obóz, a właściwie to już nam po obiedzie... Proszę za mną! - powiedział i wszyscy ruszyliśmy na stołówkę, gdzie była już nieco pusta, ale niektórzy nadal siedzieli przy swoich stolikach, śmiali się i rozmawiali w najlepsze. Dzisiaj mieliśmy na obiad pierś z kurczaka, ziemniaki i buraczki, więc inaczej mówiąc palce lizać!

< Eric? ;3 i jak tam? xdd są zdziwieni naszymi obiadami? xdd możemy też im pokazać medyczne oddziały, żeby wiedzieli że w razie czego ich też zaopatrzymy, gdyby czegoś im brakowało, albo też nasi medycy mogą wyszkolić ich jak będzie źle u nich z medycyną xdd >

Od Erica cd. Kiary

Nie ukrywam dzisiaj i wczoraj, bo impreza była nocą było świetnie! Nie nudziłem się ani trochę i byłem tak szczęśliwy jak nigdy! Znaczy się miałem wiele sytuacji dzięki którym też byłem bardzo szczęśliwy, ale dzisiaj był tak jakby dzień kiedy wreszcie ktoś zapamiętał jedną z nawet ważnych dla mnie dat. Byłem na tyle wymęczony, że gdy tylko przyszedłem z Katriną do pokoju od razu położyłem się na łóżku i zasnąłem jakby ktoś mi leki nasenne wstrzyknął! Zero koszmarów tylko dobre wspomnienia za czasów dzieciaka. Oj jak ja kocham takie sny! Więcej, więcej, więcej takich! Boże zachowuję się trochę jak dziecko... Oj tam Eric! To twój dzień możesz się tak zachowywać a poza tym w snach nikt mnie nie widzi. Czułem jeszcze dotyk Katriny i jej pocałunek, ale potem wszedłem już do tej części mocnych snów przez co odciąłem się od świata żywych całkowicie, lecz to mi nie przeszkadzało.
*****
Następnego dnia obudziłem się o ósmej i jak zwykle wszystko grało. Zero kaca, zero bólu mięśni wszystko jak w szwajcarskim zegarku. Czas wstawać - pomyślałem podnosząc się na przedramionach oraz pocałowałem Katrinkę w głowę, lecz ta spała na tyle twardo, że mruknęła coś z uśmiechem pod nosem oraz przekręciła się na drugi bok.
- Dzień dobry kochanie - rzekłem cicho wstając. Podszedłem szybko do szafy, z której wyjąłem czyste ubranie. Brakowało mi trochę obecności Chriska, bo narzeczona oddała go na czas trwania moich urodzin pod opiekę swojej koleżance. Wszystko ładnie, pięknie, ale byłoby fajnie gdybym wiedział u której siedzi! Boże ta kobieta ma milion koleżaneczek! Gdybym tylko ja imiona ich pamiętał... Wiem, że taka szatynka ma na imię Monia czy jakoś tak, bo często z nią ją widzę i może to właśnie u nie jest mój syn!
Kiedy tylko wyszedłem z gabinetu od razu udałem się do swojego gabinetu gdzie wypróbowałem nowe pióro, które dostałem od Kiary. Musze jej porządnie podziękować - pomyślałem a w tedy jak na zawołanie weszła niebieskooka, którą od razu przytuliłem.
- Nie śpisz już? Dziękuję za prezenty! Bardzo mi się podobają! - rzekłem radośnie ściskają ją mocniej - Pojedziesz później ze mną na przejażdżkę - stwierdziłem.
- Wujek dusisz - rzekła więc puściłem ją a ona gwałtownie zabrała powietrze do płuc.
- Wybacz! Ale i tak pojedziesz - uśmiechnąłem się chytrze a w tej samej chwili do pokoju weszli szpiedzy trzymając silnie trzech innych ludzi z tego samego zawodu - Co jest? - spytałem a oni prychnęli.
- Kolejnym zachciało się szpiegować! Są od wroga i chcieli nam wmówić, że są od nas - rzekł oburzony Kevin, który był jednym z młodszych szpiegów.

<Kiara? :3 Szpiegi przyprowadzone ;c>

Od Erica cd. Tiji

Byłem zły na siebie, że nie zdążyłem wyrobić się z papierkami na czas, bo przez tą stertę papierów nie poszedłem po Tiję i Nathana, których miałem uczyć! Miałem już do nich iść i przeprosić za to wszystko, lecz w tedy na placu zrobiło się niezłe zamieszanie przez co przystanąłem przy oknie. Wyglądało na to że na naszym terenie pokazał się jakiś inny obóz, który stety lub niestety do nas przyjechał... Wyglądali na lekko przestraszonych, ale starali się zachować zimną krew więc nie ukrywam podniosłem prawy kącik ust lekko do góry. Oby nie robili problemów... i byle to szybko załatwić - pomyślałem z westchnieniem wychodząc z gabinetu, w którym została na wszelki wypadek dwójka szpiegów. Cóż ostrożności nigdy nie za wiele! Ruszyłem szybkim krokiem korytarzem i akurat natrafiłem na Tiję i Nathana, którzy wystraszeni obcymi łażącymi po ratuszu schowali się za mną szukając bezpieczeństwa, które w każdej chwili im zapewnię. Chciałem się do nich odezwać by się nie bali, ale mój wzrok padł prędzej na nieznajomych, których znakiem szczególnym na mundurach było złote logo orła.
- Nie pamiętam bym zapraszał dzisiaj jakiś gości - stwierdziłem poważnym tonem głosu przez co wyczułem, iż szpiedzy bardziej się skupili i byli gotowi zaatakować w każdej chwili - Gdzie wasz przywódca? założyciel? zwał jak zwał... - dodałem szybko a w tedy do przodu wyrwał się nico niższy ode mnie blondy, którego orzeł był lekko przy zdobiony zapewne sztucznym kamieniem szlachetnym.
- Pan raczy wybaczyć, zależało mi jak na najszybszym spotkaniu - odezwał się zielonooki a ja zmarszczyłem chwilowo brwi - To ja jestem przywódcą - rzekł po chwili na co skinąłem głową.
- Rozumiem - powiedziałem bez wahania a na jego twarzy pojawiło się lekkie zdziwienie, które jakoś szybko ukrył - Wolę rozmawiać w swoim gabinecie - stwierdziłem a on z obawą zatwierdził to ruchem - Ale najpierw - tu odwróciłem się w stronę Tiji i Nathana - Idźcie na stołówkę coś zjeść i się nie bójcie - rzekłem do nich, ale oni w dalszej obawie pokręcili przecząco głowami więc złapałem ich delikatnie za ręce i zaprowadziłem pod drzwi stołówki, do której od razu weszli - Proszę za mną - tym razem słowa skierowałem do nieznajomych, którzy posłusznie podreptali za mną a gdy weszliśmy do środka to bardzo zdziwili się na wnętrze. Kazałem im usiąść co ponownie ich zdziwiło, ale wykonali prośbę a wzrok przywódcy od razu padł na wielką mapę tutaj wiszącą - Pewnie chcecie prosić o sojusz - stwierdziłem na co skinął głową.
- Tak chcielibyśmy o to prosić - rzekł a w jego głosie wyczytałem zdenerwowanie.
- Spokojnie ja nie gryzę - powiedziałem spokojnie - Skąd jesteście? - zadałem pytanie by jakoś rozluźnić spiętą atmosferę.
- Z północy. W-wasze tereny stykają się praktycznie z naszymi - wyjaśnił na co pokiwałem wolno głową - Przepraszam za pytanie, ale co to za obozy? - spytał wskazując palcem na poszczególne loga.
- Duchy, Trupy, Demony - wyjaśniłem - Teren czerwony to ten na którym obecnie się znajdujemy czyli Śmierć - dodałem po chwili.
- Nigdy nie zapuszczaliśmy się tak daleko - powiadomił mnie - Jesteśmy Raiders Storm a ja nazywam się Sebastian Enride - przedstawił się.
- Miło mi Eric Helsing - wyciągnąłem rękę, którą ścisnął - Chętnie zgodzę się na pokój, nie ma sensu prowadzić wojen w tych czasach, ale znajdą się ludzie, którzy tego nie rozumieją i w głowie tylko im zabijanie takimi obozami są Demony i Trupy - dodałem z westchnieniem na co skinął głową.
- Na prawdę obędzie się bez nieprzyjemności? - spytał chcąc się upewnić a ja przekrzywiłem lekko głowę w prawą stronę.
- Jesteście dobrzy przecież! - zdziwiłem się lekko.
- Ostatnio przy próbie nawiązania pokoju zabito 3 tysiące ludzi... Nie chcemy powtórki - rzekł wzdrygając się na to wspomnienie.
- Spokojnie my nie zamierzamy atakować - uspokoiłem go - Zemścimy się razem na nich - dodałem a w tedy do gabinetu weszli Kiara i Reker najwidoczniej poinformowani, że muszą się wstawić tutaj jako nasi zastępcy.

<Tija? Kiara? :3>

Od Aikena do Reker'a

Minęło już trochę czasu odkąd zostałem znaleziony przez Troian i przyjęty do obozu Przemytników. Nie wiem, ile dokładnie, nie liczyłem. Ale wciąż nie zdążyłem się do tego wszystkiego całkowicie przyzwyczaić. Moje życie wygląda teraz tak bardzo inaczej niż kiedyś, gdy byłem jeszcze z mamą. Prawie cały czas uciekaliśmy, szukaliśmy, ukrywaliśmy się, chodziliśmy w różne miejsca, wędrowaliśmy coraz dalej i dalej. Teraz, tak nagle, zrobiło się jakby… spokojnie. I cicho. Wręcz niepokojąco, jakby zaraz miało wydarzyć się coś okropnego, albo jakby to wszystko okazało się tylko snem i po obudzeniu się zdałbym sobie sprawę z tego, że wciąż wędruję tylko z Echo, a żadnych ludzi nie ma, są tylko zombie. Jednak to wszystko wygląda tak prawdziwie, że może, może… naprawdę może być lepiej? Nie chodzę już tyle, lekarze opatrzyli moją ranę, więc noga już tak bardzo nie boli. Powoli się goi. Do tego nie jestem już głodny, w obozie jest jedzenie. Mam więcej sił, niż wcześniej. Jakbym stawał się coraz silniejszy i silniejszy każdego dnia. Echo tak samo. Jest znacznie mniej chuda, lecz energiczna jest jak zawsze, bo bardziej energicznego stworzonka od niej w życiu nie widziałem. Może to dlatego czuję się silniejszy? Po prostu… bardzo się cieszę, że wszystko z nią w porządku. W końcu to moim zadaniem jest ochronienie jej przed wszystkimi niebezpieczeństwami, nie mogę jej zawieść.
Obudziłem się w swoim pokoju. Przez chwilę leżałem jeszcze z zamkniętymi oczyma, ale w końcu postanowiłem, że pora wstawać. Powoli się podniosłem, starając się nie obudzić Echo, która wciąż spała. Zawsze wygląda tak dziwnie spokojnie, gdy śpi. Tylko co jakiś czas na przykład rusza nogą, bo coś jej się śni. Śpi w tym samym łóżku co ja, bo nie potrafię jej tego odmówić. W dodatku nie widzę w tym żadnego problemu. Może jest przez to na łóżku futro, ale przyzwyczaiłem się do tego. Na futro na moim ubraniu nie zwracam już uwagi ani trochę. W dodatku tak jest nam cieplej, kiedy się przytulimy. Poszedłem do łazienki przygotować się do wyjścia z pokoju. Ten dzień miał być ważnym dniem – chciałem po cichu wyjść z obozu. Może znajdę coś ciekawego i pokażę członkom Przemytników, że nie jestem bezużyteczny? W końcu wiadomo, że tak o mnie myślą. Jestem dzieckiem, które tak nagle, jakby znikąd, pojawiło się w ich obozie i teraz oni muszą dawać mi jeść i pić, a wiadomo przecież, że pożywienie jest teraz najprawdziwszym skarbem. Ja również o tym wiem, w końcu nieraz nie jadłem tak długo… Ale gdybym znalazł jakieś jedzenie i tutaj przyniósł, mogliby stwierdzić, że jednak się na coś przydaję. Nie chcę sprawiać im problemów, a brak jedzenia i picia jest problemem.
Zanim zdążyłem się całkowicie przygotować do wyjścia Echo się obudziła. Wiedziałem o tym od razu, bo usłyszałem głodne ziewanie, a kilka sekund potem odgłos szybkich kroków czterech łap. Sunia podbiegła do mnie i zaczęła machać ogonem.
- Tak, tak, już stąd wychodzimy. – uśmiechnąłem się do niej, kończąc przygotowania do wyjścia. – I to dzisiaj jest wielki dzień! Pokażemy im, że też możemy pomagać, prawda? Liczę dzisiaj na twój nos. Musimy dać z siebie wszystko! – mówiłem do niej cicho, podchodząc do drzwi.
Był to wczesny ranek, wiele osób najwyraźniej spało, by przemknięcie do wyjścia z obozu było wręcz podejrzanie łatwe. Jakby wszyscy wiedzieli już o moich planach i postanowili, że zastawią jakąś pułapkę, a teraz tylko czekali na to, aż w nią wpadnę. Ale nigdzie nie napotkałem pułapki, więc najwyraźniej tak nie było. W końcu wyszedłem z obozu i zacząłem powoli iść ulicą. Echo wyraźnie węszyła w powietrzu, ja również, jakbym liczył na to, że także coś poczuję. Noga nie bolała mnie aż tak bardzo, więc poczułem ulgę. Martwiłem się, że będę miał z nią problemy, ale najwyraźniej wszystko idzie dzisiaj idealnie! Nie było sensu szukać nic w sklepach, które mijałem. Byliśmy zbyt blisko obozu, wszystko na pewno zostało już stąd zabrane. Nie chciałem oddalać się za bardzo od obozu, ale postanowiłem, że jeśli będę musiał, zrobię to. Skoro już wyszedłem z obozu, nie mogę wrócić z pustymi rękoma! Oddalaliśmy się coraz bardziej i bardziej, ale ja starałem się zapamiętać tę drogę, żebyśmy wiedzieli jak wrócić. Byłoby bardzo źle, gdybyśmy się zgubili. Nic i nic…
Nagle Echo stanęła całkowicie nieruchomo, wyraźnie węsząc jak szalona. Ja również się zatrzymałem, patrząc na nią. Robiła tak, kiedy coś wyczuła! Wiedziałem, że nam się uda, wiedzia-
Echo ruszyła pędem w stronę jakiegoś budynku, szczekając być może najgłośniej jak umiała. Momentalnie moja ekscytacja zamieniła się w przerażenie.
- Echo, nie, nie! Wracaj! – krzyknąłem. Ruszyłem pędem za suczką, pomimo tego, że moja noga wtedy bolała zdecydowanie bardziej. Sunia wbiegła do jakiegoś domu i całkowicie zniknęła z mojego pola widzenia, więc musiałem biec za głośnym szczekaniem. Wpadłem do budynku. Przez kilka sekund stałem w miejscu, starając się ustalić, skąd dobiega odgłos. Na górę. Pobiegła na górę. W takim razie ja również, za nią. W końcu zobaczyłem pokój, w którym się znajdowała. Wbiegłem tam, prawie się przewracając. Była tam, na szczęście cała i zdrowa, ale szczekała na… człowieka. Na pewno nie kogoś, kogo wcześniej widziałem. Właściwie to nie było wiadomo, bo miał zasłoniętą twarz… I BROŃ! A Echo stała tuż przed nim, szczekając. Przecież on może jej zrobić krzywdę, muszę ją obronić! Podbiegłem do suni, złapałem ją i jak najszybciej mogłem cofnąłem się tak bardzo, że uderzyłem plecami w ścianę. Patrzyłem na nieznajomego, dysząc i nie wiedząc co robić. Nie wiedziałem czemu, ale niezbyt dałem radę się ruszyć z miejsca. Echo wciąż szczekała. Ja się bałem. Ten nieznajomy może być wrogiem, to… to może być koniec. Tym razem może nie być tak, jak było z Troian. To może naprawdę być niebezpieczne spotkanie. A ja nie mogę uciekać, bo noga wciąż boli mnie za bardzo, żeby dużo przebiec. Czy to naprawdę… koniec?

< Reker? >

Od Reker'a cd. Kiary

Rano czułem się na tyle dziwnie, że od razu po wyjściu Kiary położyłem się na łóżku i wbiłem wzrok w sufit zaczynając się zastanawiać czy aby na pewno dobrze zrobiono, że dali mi rolę zastępcy przywódcy. Kiara na pewno sobie świetnie poradzi, ale ja? Nie chce nikogo rozczarować i być prześladowanym przez smutny wzrok tej osoby... Nie mogłem jednak dumać nad tym wszystkim długo, ponieważ synusiowie zaniepokojeni od razu wkradli mi się do łóżka. Oczywiście Rajanek zrobił to z małą pomocą Cameronka, ale liczyło się to że chcieli sprawdzić co ze mną i w razie czego pocieszyć.
- Coś się stało Tato? - zapytał przytulając się do mojego prawego boku za co pogłaskałem go po głowie, natomiast Rajanek wlazł mi na brzuch zaciekawiony rozglądając się teraz z tej wysokości.
- Nie synku! Tata po prostu się zamyślił - uśmiechnąłem się do niego szeroko więc ten jakoś się uspokoił i odwzajemnił banan na twarzy.
Później pobawiliśmy się jeszcze zabawkami i tak potrafię to robić! Nie jestem tylko żołnierzem co morduje wrogów... A skoro już jesteśmy przy temacie żołnierza to niedługo musimy wracać do nauczania no i w sumie chłopacy trochę mi żyć nie będą dawali w misjach, ponieważ nadeszła jesień czyli mamy więcej pracy a nawet jeśli mam te całe czerwone gwiazdki to nie che się wywyższać... Później też przywołałem jakoś ptaka pocztowego, który krążył nad placem nie mając nic do roboty a synusiowie chcieli go bardzo, ale to bardzo zobaczyć z bliska więc nie chcąc robić im przykrości wypełniłem ich zadanie.
- To Zyan - powiedziałem po chwili gdy ptak usiadł mi na przed ramieniu. Pytacie jak go rozpoznałem? Ma on trochę zniszczone lewe skrzydło po bliskim kontakcie z kotem... No ale to nie zmienia faktu, że orzeł jest ładny i szybki! Ptak należał do czołówki najszybszych listonoszy więc bardzo często to on dostarczał listy do innych obozów.
*****
Kiedy wraz z dziećmi poszliśmy do Kiarci usłyszałem jej rozmowę z wujkiem i nie mogłem uwierzyć, że został nam niecały tydzień na nauczenie naszych uczniów tak obszernego materiału! No silniejsi by sobie MOŻE podkreślam MOŻE poradzili, ale ci słabsi polegli by bez dwóch zdań.
- No dobrze dla was mogę zrobić wyjątek i przesunąć je o 4 miesiące, ale w tedy nie ważne czy będzie lało, czy padał śnieg muszą się odbyć - westchnął wujek, którego przekonała jakoś nasza wypowiedź i pomimo tego co powiedział pewnie miałby serce i nie wysłałby dzieciaków na tak okropną pogodę tylko poczekałby aż się trochę rozpogodzi - Jak będą gotowi wcześniej to zrobimy testy wcześniej - dodał jeszcze na co skinęliśmy głowami. Wujaszek przywitał się jeszcze z dziećmi po czym poszedł, gdyż obowiązki go wzywały.
- Mama! - krzyknął Rajanek podbiegając do Kiarci wraz z Cameronkiem i się do niej przytulili co było ładnym widokiem.
- To kiedy wracamy do nauczania? Właśnie! pobierzesz mi krew na badania? Wiesz chcę się zbadać profilaktycznie - rzekłem podchodząc do niej i pocałowałem w policzek.

<Kiara? :3>

Od Ruvika cd. Tamary & Kiary

Kiedy tylko zobaczyłem białowłosą Tiję zapomniałem o wszystkich swoich zmartwieniach i nawet strach, że godziny mijają gdzieś uciekł przestając mnie dręczyć. Jest jeszcze śliczniejsza niż wczoraj - pomyślałem patrząc się na nią uważnym, lecz rozmarzonym wzrokiem, ale gdy zorientowałem się, iż zbliżamy się do nich, bo stała tam też jej starsza siostra Kiara czyli ta doktorka co badała mnie i Tima dzisiaj rano, jakoś się speszyłem i walczyłem o to by na mojej twarzy nie pokazały się znaki typu rumieńce itp. itd. Boże Ruvik ogarnij się i przywitaj jak normalny człowiek a nie błazna z siebie robisz - pomyślałem zauważając, że dziewczyna pomimo wlepionego we mnie zaciekawionego wzroku się mnie boi.
- C-cześć - wypaliłem jakoś jąkając się lekko na początku przez co miałem ochotę uderzyć się w głowę.
- Cześć - rzekła po chwili cicho przysuwając się jeszcze bardziej do swojej siostry. Nawet nie będziecie mogli sobie wyobrazić jak jej głosik pięknie brzmi! To anielica a nie człowiek! - stwierdziłem znowu się rozmarzając, lecz na ziemie szybko przywołał mnie Timi, który popatrzył na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Ruvik spać - powiedział przecierając swoje zmęczone oczka więc pogładziłem go po włosach i siłą 26 latka wziąłem na ręce przez co bez wahania zaplótł swoje małe rączki wokół mojej szyi.
- Już idziemy, nie zasypiaj jeszcze - rzekłem spokojnym tonem głosu na co ziewnął i przetarł lekko oczy. Miałem już coś mówić w stronę pań, ale Tija i Kiara szybko się pożegnały i odeszły znikając nam prędko z pola widzenia. Szkoda - pomyślałem ze smutkiem idąc za Tamarą do mojego jak i Timiego pokoju gdzie od razu gdy tylko położyłem go na łóżku oraz przykryłem kołdrą ten przytulił się do misia i zwinąwszy się w kłębek zasnął. Trochę dziwnie czułem się w tych nowych rzeczach, ale nie chciałem by ludzie się mnie bali... Oczywiście zostawiłem sobie swój stary strój i schowałem go w niewidocznym miejscu w szafie, bo nie wiedząc czemu sam nie chciałem go wyrzucić.
- Ruvik ty też się prześpij! Jesteś zmęczony więc nie udawaj... Nikt po was nie przyjdzie więc się nie bój! Przyjdę do was jak będzie pora obiadu - rzekła gdy kładłem się na łóżku przez co moje ciało samo rwało się do snu.
- No dobrze spróbuję - westchnąłem i przymykając oczy pogrążając się w czujnym śnie. Oczywiście spokoju nie miałem prawa zastać, bo od razu przyśnił mi się psychiatryk, w którym akurat mnie dopadli i ciągnęli na eksperymenty. Szarpałem się do tego stopnia, że wyrwali mi kilkanaście włosów, lecz gdy przykuwali mnie do stołu ja dzięki Bogu się obudziłem. Chodź spocony i wystraszony to się obudziłem... Jak się okazało spałem niecałe 30 minut a kłaść się już nie zamierzałem więc poszedłem do łazienki wziąć szybki prysznic.
Woda dla mojego ciała była niczym wybawienie! Po przebraniu się w te same rzeczy owinąłem na nowo dłonie bandażem po czym stanąłem przed lustrem dotykając swojej twarzy oraz się uważnie sobie przyglądałem. Białe włosy koloru pierwszego śniegu, blada cera, oczy koloru czysto niebieskich irysów... Czy w tych czasach zwraca się jeszcze uwagę na serce? Przecież nie liczy się wygląd... Czy Tija by mnie zaakceptowała? - pytałem sam się w myślach, ale gdy usłyszałem skrzypnięcie drzwi prowadzących do naszego pokoju zdębiałem a mój oddech drastycznie przyśpieszył.

<Tamara? Kiara? :3 Kto przyszedł? xd>

Od Tiji cd. Erica

Dziwiło mnie że wujek nie chciał nas zaciągnąć do szkoły, lecz cieszyłam się że na nas nie naciskał, bo jak na razie szkoła była dla nas zbyt przerażająca! Kolejną dziwną rzeczą było to, iż sam chciał nas uczyć! No po prostu szok!
- Wujek.... ale my Ci problem robimy - szepnęłam smutna.
- Nigdy mi problemu nie robicie Tijko! Boicie się i to normalne... Przejdzie wam spokojnie! - powiedział i nas przytulił - Nic na siłę... Damy jakoś wspólnie radę! - dodał a my przytaknęliśmy skinieniem głów.
Zatrzęsłam się lekko, a właściwie to otrzepałam się z zimna, gdyż nastała jednak jesień, a ja z Nathanem nie byliśmy specjalnie ciepło ubrani, a dzisiaj leje i jest chyba tylko pięć stopni na plusie, jak nie mniej...
- Musicie się cieplej ubrać... Jest zimno, ale najpierw zjemy śniadanie! - powiedział i zaprowadził nas na pustą już stołówkę, ale zjedliśmy z nim spokojnie, choć byliśmy spięci nieco. Później wujek kazał nam odpocząć i powiedział że dopiero jutro zacznie nas uczyć, co też właściwie było ulgą, ale i też stresem. Nawet jeśli wujek miał nas uczyć, to czuliśmy ogromny stres, jakby ktoś miał nas zaraz pobić! Przesiedzieliśmy razem w jednym pokoju, gdzie ja czytałam jak zwykle książkę medyczną, a on o snajperstwie, lecz późnej oboje przerzuciliśmy się na różne tomy książek "zwiadowcy".
**
Następnego dnia o dziwo wujek nie przyszedł, a widząc co się dzieje na placu, lekko się spięliśmy, bo wyglądało na to, że ktoś obcy z zupełnie nieznanych nam obozów przybył do wujka ze swoimi ludźmi. Wyszliśmy niepewnie na korytarz i sprawdziliśmy czy nikogo nie ma, a gdy byliśmy pewni, podreptaliśmy na stołówkę, lecz dało się wyczuć pewne napięcie w powietrzu, co było dziwne. Nagle się zatrzymaliśmy, bo zobaczyliśmy jakiś obcych ludzi na korytarzu ze złotym logiem orła na mundurach. Stanęliśmy jak wryci, bo baliśmy się obok nich przejść.
Modliłam się w duchu, żeby w cieniach byli poukrywani szpiedzy, żeby w razie czego nas obronić... Obcy nam ludzie rozmawiali o czymś, a właściwie o jakimś ich obozie i naszym. Niedaleko było biuro wujka, więc może na kogoś czekali... Nie byliśmy pewni, lecz niestety albo i stety, ósemka obcych nam ludzi z innego obozu nas zauważyła, przez co zaczęliśmy się szybko cofać, lecz na szczęście wtedy zjawił się wujek, za którym się oczywiście schowaliśmy, szukając bezpieczeństwa.

< Eric? ;3 przywódca obozu Raiders Storm chce z tobą mówić xdd pokojowo nastawieni czy nie? xdd >

Od Kiary cd. Erica

- Trzeba było wujek, trzeba było! - powiedziałam radośnie i zaczęliśmy mu wręczać prezenty, które przyjął zachwycony, ale wiedziałam że pewnie myślał że wszyscy o nim zapomnieli, co było nie prawdą! Ja dopiero z Rekerem na końcu daliśmy swoje prezenty, a później był wielki tort na wujka, gdzie oczywiście było napisane Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin i nawet było namalowane piękne pióro, które jakby pisało ten napis.
Wujek zdmuchnął wszystkie świeczki i oczywiście kawały się też posypały. Reker przyprowadził też Sarę, która była troszkę spięta, bo nie spodziewała się że przyjdzie, na szczęście Rekuś załatwił jej szybko jakiś prezent, więc nie byłą taka zestresowana... Obecność Rekera i później brata, który do niej podszedł wyłaniając się z cienia dodało jej otuchy, więc rodzeństwo nie znikało po cieniach, tylko byli obecni dla wszystkich.
Szpiegi tez złożyły Ericowi życzenia z czego również się cieszył, a później kosztowaliśmy babeczek, ciast, oczywiście alkohol też był... Wszyscy troszkę skosztowali, więc było wesoło! Cameronek też był i kosztował wszystkiego ze smakiem i zadowoleniem, gdyż nigdy nie jadł takich słodkości... Rajanek natomiast spał w pokoju sobie spokojnie, więc nie musieliśmy się martwić. Tija i Nathan też byli tak samo jak Matt i Maks z rodzinami.
Kiedy była godzina 24, pojawił się też sam Olivier! Przywitał się z nim radośnie z wzajemnością, złożył mu życzenia oraz dał alko z bardzo dobrym rocznikiem, bo z 1891! Wujek cieszył się jak dziecko ale to było jego święto... Sara i Kias oczywiście byli szczęśliwi że ojciec chociaż na chwilę wpadł i z nimi posiedział, ale później musiał niestety wracać, ale chyba umówił się z wujkiem kiedy wpadnie, bo rozmawiali ze sobą jeszcze jakiś czas, a później pierwszy założyciel Duchów zniknął.
W końcu około godziny drugiej Cameronek był bardzo senny, gdyż nie przywykł to takich długich zabaw, więc Rekuś wziął go na ręce, pożegnał się z wujkiem i poszedł z nim spać, żeby się nie bał, iż zostanie sam... Tak więc impreza skończyła się około godziny trzeciej rano i zaczęliśmy wszyscy wspólnie iść do swoich pokoi wyczerpani, a wtedy sobie przypomniałam że mam na godzinę 10 iść na medyczny, gdyż miałam dyżur, wiec musiałam się szybko położyć spać, lecz widok tak szczęśliwego wujka mnie cieszyła, wiec nie maiłam zamiaru narzekać na zmęczenie czy coś! Poza tym, to jestem do tego przyzwyczajona, tak więc nie ma co tu dużo gadać... Była zabawa i to się liczy!

< Eric? ;3 jak imprezka? xdd >

Od Kiary cd. Reker'a

- Rekuś zrobiłeś bałagan! - fuknęłam na niego i zaczęłam wszystko zbierać - Jakoś się to tego przyzwyczaimy, więc nie panikuj! Staraj się je zignorować a skupić się na obowiązkach, które wykonujemy codziennie... Misje, pomaganie wujkowi w papierach, pomaganie przyjaciołom... To co zwykle! A ludzi którzy się na nas patrzeć dziwnie będą, ignorować i tyle! - powiedziałam wszystko ładnie składając na łóżku.
- No wiem Kiaruś ale naprawdę mi z tym dziwnie! - mruknął gapiąc się w sufit.
- Mnie też ale przywykniemy! Nie myśl o tych gwiazdkach, tylko wyobrażaj sobie np. że... że... dostałeś jakiś medal i to on tam wisi zamiast nich! Tak jak kiedyś się to robiło... - westchnęłam.
- Wątpię w to kochanie żeby mi to pomogło - westchnął również.
- Niedługo będziemy musieli wrócić do nauczania, bo dzieciaki nie mogą wiecznie na nas czekać! Mają przecież na pewno jakieś egzaminy czy sprawdziany, które muszą pozaliczać... - mruknęłam i włożyłam pookładane rzeczy do szafy.
- A właśnie! Oddaliśmy im tych prac nie? W sensie wypracowań... - powiedział podnosząc się do siadu.
- Nie nie oddaliśmy! Trzeba będzie z nimi porozmawiać na temat przepisywania od siebie ale w sumie to takie zadanie to chyba dla nich jeszcze za trudne są... - powiedziałam niepewnie.
- Ja dostawałem w szkole wojskowej niezły wycisk... Poradzą sobie! - powiedział spokojnie.
- No nie wiem... Nie wydaje ci się że na jak dzieciaki które miały samą teorię, to za dużo im daliśmy? - spytałam.
- Kiaruś oni muszą się czegoś nauczyć! Bez tego nie poradzą sobie na misjach, a to niezbędne by przeżyć! - rzekł nadal spokojnie, patrząc na mnie.
- Może masz rację... Chyba nie potrafię być stanowcza - westchnęłam.
- Jesteś stanowcza, tylko za bardzo się o nich martwisz niepotrzebnie, bo oni naprawdę muszą to umieć, zwłaszcza w takich czasach! - wyjaśnił mi spokojnie, lekko się uśmiechając.
- No wiem.... - mruknęłam - Jak Cameronek i Rajanek? - spytałam.
- Rajanek śpi i Cameron też śpi - odparł ale ja i tak sprawdziłam czy Cameronek nie ma przypadkiem jakiś koszmarów! Na szczęście kiedy zajrzałam do pokoju, synek spokojnie spał... Dobrze że nie ma koszmarów, jeśli by jednak go dręczyły, będę musiała mu podawać szmaragdowy pył - przeszło mi przez myśl i zostawiłam jego drzwi lekko uchylone, żeby w razie czego mógł do nas przybiec.
**
Następnego dnia, zjadłam z rodziną śniadanko i musiałam iść znowu na oddział medyczny, gdyż no cóż... Edwarda jak na razie nie było, gdyż był przy narzeczonej i jego nowo narodzonej córce! Podobno doktorek groźny się zrobił... Zabawne jak dzieci zmieniają ludzi! Żegnając się wtedy z rodziną rzuciłam im, że w razie czego mogą do mnie przyjść i przytuliłam Cameronka dla otuchy, po czym wyszłam. Przebrałam się oczywiście w normalne rzeczy, na których nie było gwiazdek i poszłam na dół. Przejęłam dyżur od Grega Parkera, takie samo nazwisko co u Will'a, lecz nie byli częścią ich rodziny, tylko po prostu mięli takie samo nazwisko!
Przebrałam się szybko w biały kitel lekarski i z racji tego że jak na razie nie było pacjentów, bo Greg wypuścił ostatnich do domów, buszowałam w magazynie i sprawdzałam stan leków i wyszło mi że brakuje aż pięciu rodzai! Każdy służył do czego innego ale były bardzo niezbędne w medycynie, więc napisałam to co ważne, a wtedy niespodziewanie przyszedł wujek.
- Jak sobie radzisz? - spytał.
- Brakuje pięciu ważnych lekarstw i właśnie piszę listę, jakiej ilości potrzebujemy... Jak na razie niby dobrze, nic się zbytnio nie zmieniło, ale te gwiazdki jednak dziwnie ciążą - mruknęłam.
- Przyzwyczaicie się! - powiedział rozbawiony - Sama możesz teraz wysyłać do innych obozów wiadomości z Rekerem czego potrzeba obozowi! Jesteście teraz naszymi zastępcami i macie niemalże takie same prawa co my... - powiedział i pomachał mi kartkami i specjalnymi pieczęciami które się zawsze przyczepia do listów.
- Wujek ja nawet nie wiem jak te ptaszyska przywoływać... - mruknęłam na co się cicho zaśmiał.
- Gwiżdż długo i w miarę cicho... Inaczej niż do konia, ale przyleci jakiś nasz! - powiedział spokojnie i zademonstrował, a po chwili ptak już czekał przy oknie, które otworzył i wskoczył mu na przedramię czekając.
- Czyli co? Mam się teraz podpisywać swoim imieniem i nazwiskiem? - spytałam zdziwiona, a on przytaknął mi ruchem głowy - Jaja se robisz ze mnie wujek... - mruknęłam, a on się zaśmiał tym razem głośniej.
- Mówię prawdę! Tylko podpiszcie się zawsze jako zastępcy założycieli - powiedział głaszcząc ptaka, któremu to się spodobało - A właśnie! Kiedy wracacie do nauczania? - spytał zwracając znowu całą swoją uwagę na mnie.
- Chcielibyśmy z Rekerem jak najszybciej, ale boję się troszkę o Camerona i Rajana... Zwłaszcza o Camerona, bo Rajanek jest spokojny, ale on jest bardziej zestresowany gdy ma z kimś zostać dłużej dla niego obcym - westchnęłam składając list i przywiązując go do ptaka.
- A przypadkiem nie przyzwyczaił się już do Mika i Dava? No i mnie? - spytał.
- Niby tak... ale sam wiesz że wiecznie nie możemy ich u nich zostawiać! Też mają własne życie i czasami może chcą gdzieś pojechać przykładowo na przejażdżkę ale nie mogą... A z obcymi ludźmi nie mamy zamiaru ich zostawiać! - westchnęłam.
- Mogą zostawać ze mną lub Katriną! To żaden kłopot dla nas... A właśnie! Za jakiś niecały miesiąc mają dzieciaki egzaminy, więc muszą się sporo nauczyć! To nie będą łatwe testy! Będą one w dzień, popołudniu, w nocy, w terenie! Plus oczywiście pisemne... - powiedział a ja prawie zdębiałam!
- Ale mięli jakieś zajęcia z Andrewem prawda?! - spytałam przestraszona nieco.
- Tak mięli! Ale wiadomo że w większej grupie mniej się nauczyli... - powiedział i wypuścił ptaka przez okno.
- Będzie jazda konna, strzelanie, strategie i takie tam? - zgadywałam, a on przytaknął znowu - Czyli noktowizory i inne bzdety... - westchnęłam ciężko - Muszę porozmawiać o tym z Rekerem - dodałam.
- Zdradzę tylko że każdy egzamin będzie w innym miejscu... Nawet te pisemne będę mieli w terenie, dostaną mapy i będą musieli opisać jak by postąpili. Mogą być wszędzie te testy, nie tylko na naszych terenach! - powiedział a mnie znowu nogi się ugięły.
- Czyli na terenach Duchów, Przemytników czy Aniołów też mogą być? - spytałam zdziwiona - Miesiąc to za mało, byśmy ich przygotowali! A co dopiero niecały miesiąc! Potrzeba więcej czasu, bo to za dużo materiału! Nie poradzą sobie... - powiedziałam stanowczo, a wtedy przyszedł Reker z Cameronem i Rajaenm, który dreptał o dziwo na własnych nogach, a Cameronek go pilnował jak na starszego brata przystało, dzięki czemu zrobiło mi się ciepło na sercu, lecz zaraz znowu spojrzałam na wujka.
- Poza tym nas bardzo długo nie było z powodu ran odniesionych na misjach! Nie może być tak że nasza klasa zostanie pokrzywdzona i słabiej wyszkolona z powodu tego iż byliśmy ranni! Silniejsi może jakoś sobie poradzą, z naciskiem na może, ale słabsi nie dadzą sobie w ogóle rady! Oni nawet broni się boja innej trzymać... Potrzeba więcej czasu! Nie da się jakoś przełożyć tych egzaminów nieco dalej? Jeśli będą mieli mniej czasu, to skrzywdzimy ich, bo jak będą to wszystko umieć to wypadną dobrze, lecz jeśli nie będą umieć, to wiadomo że gorzej wypadną, a to ich dobije! Muszą wiedzieć że to umieją... - powiedziałam swoją długą wypowiedź, do której dołączył się Reker.

< Reker? ;3 >

wtorek, 30 maja 2017

Od Tamary cd. Ruvika & Kiary

- Ruvik spójrz na mnie! - powiedziałam stanowczo i spokojnie, co zrobił od razu nie wiedząc o co mi chodzi. Podeszłam do niego i złapałam go za rękę kucając przy nim oraz spojrzałam mu w oczy - Nikt po was nie przyjdzie! Ich już nie ma... Są w piekle! Nikt tu was nie skrzywdzi... Zaufaj mi! - powiedziałam spokojnie i z dużą pewnością siebie, na co przełknął nerwowo ślinę, ale skinął lekko głową na znak iż zrozumiał i nieco się rozluźnił.
- Zjedz jeszcze półkę z pomidorem! To nie jest straszne jedzenie, nie dostanie zębów i cie nie ugryzie! - powiedziałam nieco rozbawiona, co wywołało u niego lekki uśmiech na kilka sekund i spojrzał na "wrogo" wyglądające warzywo.
Wziął ją powoli do ręki i niepewnie ugryzł bułkę z pomidorem, lecz po jego twarzy mogłam dostrzec zadowolenie. Timi natomiast coraz bardziej zniechęcał się jedzeniem przez widelec, gdyż nigdy wcześniej nim nie jadł i źle go trzymał... Podeszłam do niego i poprawiłam mu ręce tak, by tak nie były przeciążone i żeby się opierały o stół, oraz poprawiłam mu widelec w ręce, by nie używał aż takiej siły by go utrzymać.
- Teraz spróbuj tylko spokojnie - rzekłam co zrobił i wyszło mu dużo lepiej, więc się uśmiechnął i już pewniej zaczął jeść, a kiedy skończył się męczyć z jajecznicą, wziął do ręki bułkę z pomidorem. Obejrzał ją dookoła, jakby była na jakiejś wystawie w muzeum i ugryzł po chwili. Od razu na jego twarzy pojawił się banan, co mnie ucieszyło, ale nie byli przyzwyczajeni do tak "obfitego" jedzenia, więc po jajecznicy i bułkach byli niemalże tak jak po obiedzie!
- No dobra! Czas na małą wycieczkę byście mogli zobaczyć jak mieszkamy i jak wszystko funkcjonuje, gdzie można chodzić, a gdzie nie... Acha... I jeszcze jedno! - powiedziałam i wyjęłam rzeczy z ich szafy - Przebierzecie się, bo straszycie ludzi, a poza tym jest zimno! - powiedziałam i pierwsze rzeczy podałam Timowi, który nie protestował i od razu wskoczył w nowe rzeczy, które mu się spodobały. Z Ruvikiem było nieco ciężej...
- Ruvik ubierz że to! Inaczej Tija w życiu się do Ciebie nie zbliży, zważywszy to co przeszła - powiedziałam sprytnie, co podziałało niemalże od razu i szybko wskoczył w nowe ciuchy. Kiedy wyszliśmy na korytarz, zaczęli się rozglądać czujnie i wszystko dokładnie oglądać. Mówiłam im wszystko o czym wiedziałam, przebywając w tym obozie czyli bardzo dużo właściwie. Wyjaśniałam gdzie co jest oraz co do czego służy, gdyż wiadomo że nie za bardzo orientowali się w naszych "zaawansowanych" aczkolwiek przez apokalipsę zarazem wycofanych czasach.
Ludzie w stosunku do nich byli bardzo przyjaźnie nastawieni, ale nie podchodzili, bo widzieli że to dla nich i tak dużo oraz wiedzieli że potrzebują nieco czasu... Po naszej małej "wycieczce" prowadziłam ich znowu w kierunku pokoju, gdyż widziałam ze dość mocno się zmęczyli i że chcą odpocząć. Kiedy szliśmy już odpowiednim korytarzem, zobaczyliśmy naprzeciwko Tiję i Kiarę, które ze sobą rozmawiały. Kiara mówiła i pokazywała coś Tiji w książce medycznej, gdyż tak jak ona, interesowała się medycyną i pomaganiem ludziom.
Tija miała niedaleko pokój, wiec nie dziwiłam się że spotkaliśmy ją na tym korytarzu. Kiedy się zbliżyliśmy, białowłosa spojrzała na nas i swój wzrok wlepiła w Ruvika. Widziałam że się boi ale i jest jednocześnie zaciekawiona, ale przybliżyła się nieco bardziej siostry co było jej normalną reakcją po tym co jej zrobiono... Mimo wszystko patrzyła swoimi niebieskimi jak morze ślepiami, śledząc każdy nasz ruch, lecz nie potrafiła się odezwać.

< Ruvik? ;3 zagadasz albo się przywitasz? xdd >

Od Ruvika cd. Tamary & Kiary

Niby to nie takie straszne, ale czując znajome zimno stetoskopu poczułem jak serce zaczyna walić mi szybciej. Nie chcę już, niech mnie zostawią - pomyślałem, lecz i tak nie ruszyłem się z miejsca a przed oczami błysnął mi obraz tych szurniętych doktorków, którzy nawet po eksperymentach przyłazili rano by zobaczyć moje odruchy po tym świństwie, które wstrzykiwali mi podczas "badań". Może te zastrzyki aż takie straszne tam nie było, bo jeśli miałbym wybierać pomiędzy otwieraniem na żywca a jakąś substancją w mojej krwi to chyba wybrałbym substancje... Chociaż to trudny wybór, gdyż nawet po nich czułem się gorzej następnego dnia niż po "operacji". Moje zamyślenia na temat przeszłości przerwał jej głos mówiąc coś o tym, że jestem osłuchowo czysty czy jakoś tak. Później zmierzyła mi ciśnienie krwi co od razu skojarzył mi się ze strzykawkami, lecz na szczęście nic takiego nie nastąpiło i nawet nie naciskała z tym pobieraniem krwi co mnie w głębi duszy ucieszyło i spowodowało, że dostała u mnie dużego plusa w zaufaniu. Później kolej przyszła na Timiego, który okazał się dużo odważniejszy ode mnie chociaż bałem się o niego jak diabli gdy doktorka pobierała mu tą krew a ja omal na zawał nie padłem widząc tą igłę. Odruchowo też dotknąłem pleców w okolicach odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Brrr... złe wspomnienia więc lepiej mi strzykawkami i innymi narzędziami typu skalpel i inne ostre radzę przed oczami nie machać no chyba, że chcą bym skończył ponownie w trumnie... Czekaj czy ja w ogóle miałem jakiś pogrzeb? Mniejsza o to... Kiedy kobieta skończyła robić te wszystkie medyczne rzeczy czterolatek dostał od niej z powodu bycia dzielnym misia dzięki czemu lekko się uśmiechnąłem, ale trwało to zaledwie ułamki sekund, gdyż sam nie potrafiłem jeszcze do końca zrozumieć jak to jest gdy zamiast podkowy ma się banan na twarzy. Kiedy niebieskooka miała już wychodzić przyszedł jakiś człowiek co dał Tamarze coś co nawet ładnie pachniało, ale strasznie dziwnie i obco mi wyglądało. Nie znałem takich rzeczy tak samo jak Timi, bo jedyne co dostawaliśmy w psychiatryku to jedna skibka chleba, która ogromnych rozmiarów nie była. No czasami smarowali nam je masłem co było już prawdziwym rarytasem! Co prawda nie wiedzieliśmy czy sobie jakoś na to zasłużyliśmy czy robili jakiś dzień dobroci a może dostali od kogoś dofinansowanie, ale liczyło się to, że ta masa nabierze trochę innego smaku.
- To ja już pójdę, Ruvik uważaj na ranę - powiedziała Kiara wskazując ruchem głowy na postrzeloną rękę po czym wyszła, zamykając z uśmiechem drzwi. Miła jest - pomyślałem a w tedy przed nami zostały postawione tacki z jedzeniem więc wlepiliśmy w nie zdziwiony wzrok, gdyż nigdy czegoś takiego na oczy nie widzieliśmy.
- Co mamy z tym zrobić? - zapytałem przenosząc swój wzrok na jakąś zabarwioną wodę.
- Nigdy nie jedliście jajecznicy ani nie piliście herbaty? - odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.
- Nie... Które to jajecznica? - znowu zadałem pytanie a ona wskazała mi odpowiednią rzecz na talerzu.
- Robiona jest z jajek i jest bardzo dobra! Obok macie bułki z pomidorem a ten napój to herbata, która służy do picia tylko uważajcie, bo może być gorąca - powiadomiła nas na co skinęliśmy głowami.
- Jak to się je? - spytał Timi wyciągając rękę w stronę tej całej jajecznicy, lecz czując ciepło od razu ją cofnął.
- Musicie użyć sztućców - odpowiedziała mu wskazując na srebrny widelec leżący obok talerza. Brawo Ruvik pamiętasz jak to coś się nazywa - westchnąłem w myślach biorąc jakoś widelec do ręki, ale i tak jakoś źle mi to wyszło... Cóż nie używałem czegoś takiego już od bardzo dawna więc nie ma co się dziwić, iż się odzwyczaiłem.
- Ruvik pokaż - powiedział maluch podając mi niezgrabnie widelec, lecz ja nie zrażając się tym ustawiłem mu odpowiednio rękę nakierowując srebrny przyrząd na jego jedzenie a sam spróbowałem jak smakuje ta cała jajecznica.
- I jak? - spytała dziewczyna widząc, że połknąłem jakąś część.
- Dziwnie smakuje, ale da się to zjeść - stwierdziłem i zabrałem do ręki po tą całą bułkę, z której wyciągnąłem to czerwone coś i zjadłem ją na sucho. Smakowała nieco lepiej niż chleb i była większa więc dało się nią bardziej najeść. Widząc, że Timiemu nie za bardzo podoba się jedzenie widelcem pogłaskałem go delikatnie po głowie by się tak łatwo nie zniechęcał.
- Ruvik? - spytała Tamara.
- Słucham - odpowiedziałem jej spokojnie zwracając na nią uwagę.
- Skąd umiesz jeść sztućcami? - zadała właściwe pytanie.
- Za moich czasów też się tak jadło... rodzice mnie tego nauczyli, ale potem to wszystko zanikło no i znowu średnio mi to idzie. Tak się dzieje gdy człowiek przyzwyczajony jest do jedzenia rękami - wytłumaczyłem poprawiając poszarpane ubranie i zacząłem się przyglądać bułce z tym chyba pomidorem, lecz kątem oka spojrzałem na zegar gdzie pojawiła się magicznie godzina 12. Mam 30 minut... Zaraz tutaj przyjdą - pomyślałem przełykając głośno ślinę.

<Tamara? :3>

Od Erica cd. Kiary (Urodziny)

14 listopad, 14 listopad, 14 listopad - powtarzałem sobie w myślach patrząc w idealnie biały sufit znajdujący się nad moją głową. Tak dzisiaj były moje 34 urodziny... wiem starota ze mnie ogromna, ale i tak nigdy nikt o tym nie pamięta. Odkąd pamiętam zawsze w tym dniu podpisuję najwięcej dokumentów oraz łykam kilkanaście kieliszków dobrego alkoholu by nie pamiętać co się w tym dniu dla mnie ważnego wydarzyło. Gdyby nie moi rodzice biologiczni nigdy bym się tu nie pojawił. Ciekawe czy w ogóle mnie chcieli... No Sawowie mnie chcieli, bo po co brać bachora na siłę? Do dzisiaj pamiętam tort czekoladowy jaki mi sprawili w te pierwsze urodziny, które spędziłem razem z nimi. Katrinę i małego gdzieś wywiało więc na to wspomnienie aż pozwoliłem sobie na kilka łez bólu, które wchłonęła poduszka. Gdyby nie to że na zegarze pokazywała się już godzina 10 poleżałbym tutaj dłużej, lecz noc cóż obowiązki wzywają...
Jakoś wstałem z łóżka i przebrałem się w świeże ubrania po czym poszedłem jeszcze do łazienki bardziej się ogarnąć. Dzień jak co dzień Eric, dzień jak co dzień - westchnąłem patrząc swojemu odbiciu lustrzanemu w oczy. Jakoś wcieliłem się w swoją rolę aktorską więc moja mimika twarzy była taka sama jak każdego dnia. Nie chcąc już o niczym myśleć szybko poszedłem do swojego gabinetu gdzie zjadłem śniadanie, które przyniósł mi Tom, lecz nie gadałem z nim długo, bo szybko poszedł do córki od której odciągać go nie chciałem.
Dzisiaj było tak dziwnie spokojnie... Nawet nie czułem, że szpiedzy mnie obserwują, bo ich tutaj normalnie nie było! Pewnie się lenią - pomyślałem psując sobie przez przypadek pióro, które nadawało się teraz jedynie do wyrzucenia. Kurna to było ostanie - warknąłem na siebie zły rzucając narzędziem do pisania o blat biurka a sam zerwałem się na równe nogi i spojrzałem przez okno gabinetu, które było idealnie skierowane na plac. Nadeszła jesień więc powoli do mody wracały szaliki i kurtki. Dzieci nadal bawiły się na zewnątrz, lecz zdawać by się mogło, że z dnia na dzień jest ich coraz mniej... Obiad, niedługo obiad - westchnąłem zerkając na zegar, który już zmienił sobie godzinę na 14.15. Jakoś muszę przetrwać ten dzień - pomyślałem siadając znowu za biurkiem gdzie sięgnąłem do szuflady i wyjąłem sobie dwa zdjęcia, na których byłem ja i rodzice czyli Sawowie. Zacząłem wspominać to wszystko na tyle, że zanim się obejrzałem jadłem już obiad... Później nie mając co robić poszedłem spać i obudziłem się dopiero o 21.
*****
Blisko godziny 22 ktoś kazał mi iść na salę gdzie urządziliśmy Kiarze i Rekerowi weselę. Ponoć było to coś ważnego więc oderwałem się od swojej książki i powlekłem się tam szybkim, ale znudzonym krokiem jednak kiedy dotarłem do celu czekało mnie miłe zaskoczenie! Pamiętali, wreszcie ktoś o mnie pamiętał - pomyślałem powstrzymując się od pocieknięcia łez po policzku. Byłem normalnie w siódmym niebie. Było też dużo czekoladowego jedzenia, od którego pewnie przytyje, ale co mi tam w końcu to moje urodziny!
- Naprawdę nie musieliście! - powiedziałem szczęśliwy przecierając oczy by na pewno upewnić się, że to wszystko nie jest snem. Prezenty podobały mi się bardzo i to bardzo! I już wiem, że Kiarze podziękuję najbardziej. Reker w między czasie z mojego rozkazu też poszedł po Sarę, bo w końcu ona też jest jakąś częścią rodziny.

<Kiara? :3>

Od Kiary cd. Ruvika & Tamara

Tamara poinformowała mnie że nasi nowi członkowie obozu nie będą chcieli przyjść sami na badania, bo po prostu się boją z uwagi na przeszłość, lecz nie powiedziała mi nic więcej. Jeszcze niedawno odchodziłam od zmysłów, gdyż po tym jak Reker zaginął ze swoją siostrą, było wieścią nie do zniesienia! Sama go nie mogłam szukać, gdyż musiałam opiekować się dwójką synów... No! Życie wśród samych chłopów nie jest łatwe że tak powiem, bo jestem wręcz otoczona przez męski świat... No ale każdego z nich kocham!
Kiedy była godzina jedenasta, poszłyśmy z Tamarą do pokoju, gdzie się znajdowali. Ostrożnie weszliśmy do ich siedziby. Od razu zobaczyłam, że ten cały Ruvik mi nie ufa, co doskonale już mogłam wyczytać z mowy ciała. Chłopiec imieniem Timi akurat się obudził, więc spojrzał na nas od razu zaciekawiony, ale i z lekkim strachem również na mnie.
- Usiądźcie i się niczego nie bójcie! Nic nie będzie bolało obiecuję! - powiedziałam spokojnie i wskazałam najpierw na Ruvika, którego usadziła delikatnie Tamara, i trzymała mu rękę na ramieniu, dodając otuchy, co chyba odrobinę mu pomagało.
- Spokojnie! - powiedziałam wyjmując stetoskop, co go przeraziło, wiec pewnie musiała mu się dziać ogromna krzywda, skoro nawet stetoskopu się bał! - To nic nie boli! - powiedziałam i dotknęłam metalem rękę swoją by mu pokazać, że to nie robi żadnej krzywdy - Widzisz? Nic nie boli! Podwinę Ci teraz koszulkę, bo będę nasłuchiwać jak pracują ci płuca i serce dobrze? - spytałam spokojnie, a on skinął powoli spanikowany głową.
Podwinęłam mu delikatnie koszulkę i od razu przystąpiłam do działania, oczywiście mówiąc mu co będę robić oraz gdzie przykładać stetoskop by się nie bał że zaraz go uderzę czy coś!
- Uhu.... Osłuchowo płuca i oskrzela dobrze, tak samo jak serce, choć wali Ci jak szalone! Nie złem Cię spokojnie! Zmierzę Ci jeszcze ciśnienie krwi - powiedziałam i zacisnęłam mu lekko rękę na ramieniu i zaczęłam mierzyć stetoskopem na jego zgięciu puls - Puls przyspieszony, ale wszystko w porządku, więc się do niczego przyczepić nie mogę... Krwi jak na razie pobierać Ci nie będą, ani zbliżać się do Ciebie z igłą, bo twoje oczy i postawa ciała już wszystko mi mówią! Jak będziesz miał więcej odwagi to wtedy pobierzemy Ci jeden raz krew, na badania kontrolne i będzie po wszystkim! - powiedziałam spokojnie i się od niego odsunęłam lecz zaraz dodałam - Acha! Śpij w nocy i niczym się nie denerwuj, bo nikt tu na was nie czatuje by was skrzywdzić... Jesteście tu bezpieczni! - dodałam.
- Skąd wiesz że nie spałem całą noc? - spytał zdziwiony i podejrzliwie.
- Słychać to po Twoim biciu serca! To że bije szybko ze strachu to jedno, ale kiedy człowiek się nie wysypia, to charakterystycznie mocniej bije, a raczej jakby tak wali bardziej się męcząc tłocząc krew dalej. Jakbyś nie mógł spać to po prostu powiedz to Tamarze, ona przekaże mi i wtedy damy Ci jakieś łagodne ziołowe leki nasenne, takie wyciszające... - westchnęłam zapisując wszystko w kartach - A teraz... Timi! - powiedziałam patrząc na chłopca, który uważnie mnie obserwował.
Usiadłam blisko niego uśmiechając się przyjaźnie i zaczęłam z nim spokojnie rozmawiać żeby go jakoś uspokoić. 
- Dobrze Timi... Teraz Cie osłucham, tak jak przed chwilą Ruvika dobrze? - spytałam, a on skiną nieco pewniej głową. Badanie go przebiegło spokojnie i nawet zaczął się ze mną troszkę oswajać. Na koniec nie wiedziałam za bardzo czy da sobie pobrać krew, czy lepiej się wycofać..
- Timi mogę Ci pobrać krew? Jeśli się bardzo boisz to nie będę Ci pobierać krwi... - powiedziałam spokojnie, patrząc na niego.
- Może pani pobrać - szepnął, na co skinęłam głową i wyjęłam potrzebne rzeczy. Zacisnęłam mu na ramieniu opaską rękę i kiedy znalazłam miejsce do wkłucia pod łokciem, spojrzałam na Tima - Tim patrz na mnie cały czas i nie patrz na to co robię... Nic nie będzie bolało, więc spokojnie! - dodałam, a on przełknął ślinę głośno, lecz patrzył na mnie cały czas. Wbiłam delikatnie igłę i zaczęłam pobierać jego krew do próbówki, która szybko zapełniła się jego krwią. Odstawiłam próbówkę na bok, odpięłam u opaskę uciskową z ręki, wyjęłam delikatnie igłę i przykleiłam opatrunek na miejscu jego wkłucia.
- Już! Byłeś bardzo dzielny! - powiedziałam radośnie i pogłaskałam go delikatnie po głowie - Mam coś dla Ciebie w nagrodę... - powiedziałam i wyjęłam z torby lekarskiej misia.
- Proszę! - powiedziałam i mu go podałam - Chyba aż tak bardzo nie bolało co? - spytałam z uśmiechem wstając z łóżka - Tamara mam następnych pacjentów ale zaraz ktoś im przyniesie jedzenie, tylko że w pośpiechu zapomniałam kto... - westchnęłam, a w tym momencie usłyszeliśmy pukanie, więc Tamara szybko otworzyła i przejęła dwie racje żywnościowe dla Ruvika i Timiego. Dzisiaj była jajecznica z trzema bułkami z pomidorkiem, czyli bardzo zdrowe śniadanko i duuużo!

< Ruvik? ;3 jak badanie? jedzenie będzie smakować? xdd >

Od Ruvika cd. Tamary

Kiedy dotarliśmy do tego całego obozu była już noc więc mało zwracałem uwagę na innych ludzi czy też wygląd tego miejsca, gdyż było ciemno no i muszę się przyznać ciągle myślałem o białowłosej Tiji. Ruvik się zakochał, Ruvik się zakochał - coś w kółko i w kółko mówiło mi te słowa w głowie przez co myślałem, że zaraz zacznę walić głową o ścianę, lecz powstrzymywała mnie przed tym jeszcze jakoś obecność Tamary, która jakoś mnie uspokajała. Może to przez to iż mnie zrozumiała a ja jej zaufałem? Nie mam pojęcia, ale najważniejsze, że odciąga mnie od złych rzeczy. Pokój był naprawdę ładny i aż dziwiłem się na niektóre rzeczy! No cóż prawie wszystko było tu teraz dla nas nowe, ale mogłem ujrzeć tu pewne rzeczy, które się nie zmieniły np. fotele, które były nawet wygodniejsze niż za moich czasów. Tak samo już łóżko nie było zbudowane z samego metalowego szkieletu... W ogóle ściany miały tutaj lekko zielonkawy kolor i mówię wam tynk się z nich nie sypał! Pasowało mi tutaj, że nie mamy wszystkiego koloru białego jak w tamtym miejscu, bo chyba bym na prawdę zwariował i odszedł z tego miejsca zaszywając się jak najdalej stąd. Nie chciałem, żeby ktoś też przez przypadek dowiedział się o tym, że jesteśmy z psychiatryka, bo to pewnie wywołało by pogłoski i zostalibyśmy nieźle oczernieni oraz pewnie nazwani wariatami a my byliśmy jednymi z tych zdrowych przecież.
- Jak się wam podoba pokój? Jak wam się nie podoba, to jutro znajdziemy wam ładniejszy - spytała Tamara sama się rozglądając po tym miejscu.
- Jest tu ładnie - stwierdziłem rozsiadając się również w fotelu, lecz moja postawa była, że tak powiem sztywna zamiast rozłożona wygodnie tak jak u dziewczyny - Nie potrzeba nam innego więc się nie kłopoczcie - dodałem po chwili.
- Nie musisz tu się bać! Rozsiądź się jak ci wygodnie - rzekła patrząc na mnie a ja westchnąłem.
- Jak na razie jest mi tak wygodnie - stwierdziłem patrząc teraz na kartony - Co to jest? - zapytałem marszcząc lekko brwi.
- To wasze nowe ubrania! Część już jest w szafie więc możecie się później przebrać - poinformowała nas na co skinąłem głową. Nie miałem jakoś ochoty przebierać się w nowe rzeczy, gdyż no już jakoś zdołałem przyzwyczaić się do tych, które mam obecnie na sobie. Wiem, wiem może i wyglądają jak szmaty, ale to moje szmaty, których odebrać sobie nie pozwolę.
- Dziękuję - powiedziałem tylko zwracając uwagę na sennego Tima, który już praktycznie zamykał oczy na miękkim łóżku, na którym znajdowały się też poduszki. Wiele poduszek.
- Ja już pójdę, ale wrócę do was jutro! Odpocznijcie - rzekła jeszcze Tamara po czym wyszła zamykając cicho drzwi więc podszedłem do chłopca, którego przykryłem kołdrą a gdy miałem już coś powiedzieć ujrzałem go jak spokojnie śpi. Jest spokojny - stwierdziłem podchodząc do szafy z lutrem, w którym się przejrzałem. Byłem taki młody... zero poparzeń na twarzy czy też blizn... Dziwne - rzekłem w myślach podchodząc do torby ze swoimi żołnierzykami, które ustawiłem ostrożnie na biurku. Teraz lepiej się prezentują - pomyślałem zadowolony przyglądając się swojej małej kolekcji.
*****
Oczywiście całą noc nie spałem... Jakoś udało mi się znaleźć bandaż, którym owinąłem poparzone dłonie, gdyż nie miałem ochoty na nie patrzeć. Timi całą noc przespał na szczęście spokojnie co mnie cieszyło, bo przynajmniej go koszmary nie męczą i będzie miał zapewnione lepsze życie. Czułem się bardzo dziwnie z tym, że nikt nie przyszedł po mnie, żeby zabrać mnie na eksperymenty... Ciągle patrzyłem czujnie na zegar, który wydawał ciągle z siebie ciche "tik-tak".
Chociaż młodego przebrałem to sam łaziłem jeszcze w rzeczach od psychiatryka... Wiem nie będę mógł tego ciągle nosić, ale jak na razie nikt mi nie zabrania więc chcę! Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułem głód... wiecie to dzieje się gdy nasz brzuch domaga się jedzenia... Chleb z masłem? Pozwolą nam na takie luksusy? - pytałem sam siebie a w tedy usłyszałem pukanie do drzwi, które po chwili otwarły się w cichym skrzypem a w nich ukazała się Tamara i doktorka, która opatrzyła mi w tedy ranę postrzałową... No cóż bandaża już tam nie ma jakby ktoś się pytał, bo mnie wkurzał i leży sobie w koszu na śmieci.

<Tamara? :3 Kiara? :3 Ruvik nie będzie chętny na badania xd>

Od Tamary cd. Ruvika

Oj... Chyba naszego nowego członka obozu Ruvika trafiła strzała Amora - pomyślałam rozbawiona, pilnując Tima.
- Nic mu nie będzie? - spytał zmartwiony i spanikowany chłopiec.
- Nie! Jest pod opieką dobrych medyków, którzy szybko się nim zajmą i nie pozwolą by mu się coś jeszcze stało... Ten postrzał to była zwykłą pomyłka przemęczonych żołnierzy, nie chcieli nikomu zrobić krzywdy - wyjaśniłam młodemu, a chłopiec po chwili skinął głową iż rozumie. Kiedy jego rany zostały opatrzone, podszedł do mnie, kiedy głaskałam Desperada, który przymykał oczy z zadowolenia.
- Jak ma na imię ta dziewczyna w białych włosach? - dodał niepewnie.
- Ta na białym koniu? - spytałam, a on przytaknął.
- To Tija! Siostra Kiary, lekarki która opatrzyła Ci przed chwilą ranę - poinformowałam go spokojnie - Dobrze że mówisz, bo inaczej by poszła na ponowne szkolenie... - westchnęłam - Nie chcemy żeby jeźdźcom się coś stało i każdy koń jest specjalnie szkolony, by w razie czego wspomóc np. rannego jeźdźca w drodze powrotnej do bazy czy coś... To bardzo przydatne! Nawet jak się zgubisz, bo konie mają lepszą orientację niż my - powiedziałam dalej głaszcząc Desperada.
**
Do obozu dojechaliśmy w około godzinę... Od razu został Ruvikowi przydzielony pokój do którego go zaprowadziliśmy wraz z chłopcem, gdyż była już noc, a my nie chcieliśmy go zostawiać samego, albo z kimś mu zupełnie obcym, żeby nie panikował, zwłaszcza po tym co przeszedł w psychiatryku.
- W ciągu kilku dni zostaniecie przebadani czy jesteście zdrowi, ale spokojnie! Nikt tu wam nie zrobi krzywdy, bo nie mówimy o eksperymentach żadnych! To nic nie będzie bolało i nikt nie zrobi wam krzywdy... Jeśli będziecie chcieli to zbada was Kiara w waszym pokoju, jeśli się boicie... To dobry człowiek! - powiedziałam spokojnie siadając na krześle w ich pokoju.

- Jak się wam podoba pokój? Jak wam się nie podoba, to jutro znajdziemy wam ładniejszy - dodałam sama się rozglądając.

< Ruvik? ;3 brak weny troszku ;-; >

Od Kiary cd. Erica

Za niedługo miały być urodziny wujka, o czym powiadomiła mnie Katrina i wspólnie siedziałyśmy u niej w gabinecie i obmyślałyśmy wszystko co jak będzie wyglądać, jak go zaskoczyć, oraz co dostanie na swoje urodziny! Ze słów Katriny wynikało że każdy zapominał o jego urodzinach co było przykre... Jednak my zamierzałyśmy, a właściwie to zamierzaliśmy, bo Reker i reszta tez nam pomagali, żeby ten dzień był dla wujka wyjątkowy!
Mieliśmy z Rekerem czerwone gwiazdki i ciężko nam było w nich a raczej z nimi funkcjonować, lecz z czasem zaczęliśmy to ignorować, albo nie zwracać na to uwagi, gdyż byliśmy zajęci innymi rzeczami.... W międzyczasie powiadomiłyśmy kucharki oraz cukierniczki o tym, wiec obiecały się zrobić jakieś pyszne czekoladowe torty i babeczki, bo z tego co się dowiedziałam, wujek uwielbiał czekoladę, wiec zrobimy mu taki dzień dziecka właściwie! 
Kiedy przygotowania od kilku dni trwały, ja wzięłam szybko Feniksa i wraz z ukochanym pojechaliśmy daleko na terytoria Śmierci by znaleźć jakieś fajne prezenty dla wujka! Dość długo się szlajaliśmy, a w zasadzie to szukaliśmy dwa, trzy dni, ale w końcu się udało!  Zapakowaliśmy na miejscu prezenty i schowaliśmy je do toreb, by nikt ich nie mógł zobaczyć, po czym wróciliśmy do obozu.
**
W nocy zaczęliśmy wszystko przygotowywać w sali, tam gdzie ja z rekusiem mieliśmy wesele. Oczywiście jakby to nie było, szpiegi też musiały się przyłączyć, bo sępy są wszędzie ciekawskie! Kiedy wszystko było już gotowe, kazaliśmy sprowadzić wujka, pod pretekstem że coś się stało na sali ale nie wiadomo co do końca... Cała rodzina się zebrała i zgasiliśmy światło, choć wiedziałam ze wujek szybko dostrzeże nasze postacie, bo ma rentgen w oczach normalnie! Kiedy usłyszeliśmy że się zbliża, dałyśmy znak z Katriną reszcie, żeby byli cicho, a kiedy drzwi się otworzyły, światła się włączyły i wujek mógł nas zobaczyć wszystkich z prezentami w rękach i szerokimi uśmiechami. Na stołach było pełno dobrych rzeczy!
Ostatni tort najbardziej mi się podobał, bo doskonale przedstawiał to co z nami się stanie po zjedzeniu tych wszystkich pyszności, bo było ich jeszcze więcej! Aż dziw że w czasie apokalipsy można zobaczyć jeszcze takie rzeczy!
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN! STO LAT! - krzyknęli wszyscy radośnie, a wujek nie mógł normalnie uwierzyć w to co widzi! Podeszliśmy z Katriną, Rekerem i Tiją do niego oraz go uściskałyśmy i zaczęliśmy wręczać prezenty. Ode mnie dostał sprzęt jeździecki do Diabla oraz pióra ze złotą stalówką, takie jakie lubi.
Od innych też dostał mnóstwo najprzeróżniejszych rzeczy, po czarne ubrania, alkohol, czekoladki i takie tam! Dużo by wymieniać! W każdym razie wujek nie mógł się napatrzeć na te wszystkie prezenty i było widać po nim ze jest naprawdę szczęśliwy, że o nim pamiętaliśmy...

< Eric? ;3 jak prezenty i te wszystkie pyszności się podobają? xdd >

poniedziałek, 29 maja 2017

Od Ruvika cd. Tamary

Księżniczka uciekła z wieży - pomyślałem o dziewczynie na siwej klaczy a kiedy podjechała nieco bliżej byłem normalnie w niebo wzięty! Nawet przestałem zwracać uwagę na tą doktorkę chociaż i tak strasznie się jej bałem, lecz ta białowłosa dziewczyna na tyle przykuła moją uwagę, że nie zwracałem już uwagi na ból czy pieczenie związane z raną postrzałową. Zanim się obejrzałem byłem już opatrzony co średnio mi się podobało, bo wiedziałem, że w tedy białowłosa zniknie i raczej nigdy jej już nie zobaczę a bardzo mi się podobała i chciałem poznać ją bardziej! No chyba strzała amora we mnie trafiła innymi słowy zakochałem się. No ładnie! Nie sądziłem, że będę do tego zdolny - rzekłem sobie w myślach powoli podnosząc się przy pomocy Alaski. Niestety zrobiłem to za szybko i z mojej głowy spadł kaptur, który swoim spadnięciem ukazał moje białe niczym śnieg włosy. No można by rzec, iż były o odcień bielsze od dziewczyny, ale kolor był jednakowy.
- Dziękuję - szepnąłem cicho do kobiety, która zajęła się moją raną i poszła do Reker'a... To chyba musiała być ta Kiara, którą widziałem podczas bycia duchem oraz widzeń przeszłości rodzeństwa Blackfrey'ów. No nie powiem interesująca z nich rodzinka tylko, że wiele przeszli. W sumie to nikt nie miał łatwo a ja nie miałem pojęcia, że takie rzeczy dzieją się jeszcze w tym świcie! Proszę państwa z tego co się orientuje mamy rok 2033 a nie 1944... Jeśli chodzi o tamtych żołnierzy co mnie chcieli wsadzić znowu do piachu przeprosili mnie przerażeni a ja im wybaczyłem, bo chyba tak się jeszcze robi nie? Nie rozumiem tego świata... Niby jesteśmy do przodu, ale jednak się cofnęli... Podszedłem niepewnie do Tamary, która cały czas pilnowała Timiego siedzącego na Desperadzie - Tamara? - powiedziałem z zapytaniem jej imię na co zareagowała w dwie sekundy.
- Tak Ruvik? Rana cię boli? - zapytała na co pokręciłem przecząco głową.
- Ja przepraszam, że wam uciekłem, ale mnie po prostu poniosło... Już tak dawno nie jeździłem konno i mnie poniosło... Alaska chciała zawrócić na te komendy, ale ja nawiązałem z nią kontakt duchowy przez co jakby ją zmusiłem do ignorowania rozkazów więc nie róbcie jej krzywdy! Ja już nie będę jej kazał ignorować to moja wina... - westchnąłem głaszcząc kasztankę w okolicach czoła - Jak ma na imię ta dziewczyna w białych włosach? - dodałem niepewnie licząc się z tym, że może mi odpowiedzieć coś w stylu "to nie twoja sprawa" lub "dopóki do nas nie dołączysz nic ci nie powiem, bo staniesz się wrogiem". Patrzyłem na Tamarę wyczekującym wzrokiem, miałem nadzieję, że moje czarne myśli się nie spełnią.

<Tamara? :3 Powiesz mu? xd>

Od Tamary cd. Ruvika

Nosz jasna cholera! Czy nic nie może być bez jakiś dodatkowych niespodzianek?! Nigdy nie może być normalnie, że wrócimy do bazy na spokojnie?! W dodatku jeszcze Alaska, która całkowicie ignorowała wszelkie komendy, które jej wydawałam.... Normalnie paskudne konisko! Gdy ktoś inny ją miał, to przez nią by ktoś mógł zginąć! No... Właściwie to prawie przez nią Ruvik został by ponownie zimnym trupem! Przecież przeszła szkolenie śpiewająco... Co w nią wstąpiło do cholery?! - pytałam siebie w myślach, szybko udając się z innymi na miejsce, gdzie leżał postrzelony Ruvik. Szybko zeskoczyliśmy z koni, ale cały czas miałam przy sobie Timi'ego, bo wiedziałam że bał się takiej sytuacji, a nie chciałam żeby jeszcze bardziej cierpiał. Oczywiście wybuchło dość duże zamieszanie, bo został ranny cywil, a nasi powinni ko rozpoznać, nawet jeśli nie miał munduru na sobie czy rzeczy na których były loga naszego obozu, to klacz miała na sobie cały ekwipunek, który świadczył o tym, że należy on do obozu i że nie jest to nikt z jednostki wroga!
- Ruvik! Krwawisz! - powiedziałam przestraszona, a wtedy niespodziewanie obok nas pojawiła się Kiara, na gniadym Feniksie oraz jej siostra Tija na siwej klaczy Syberia.
Ruvik nie dał do siebie w ogóle podejść lekarzom! Wszyscy się denerwowali, bo wiedzieli że potrzebuje on natychmiastowej pomocy! Nagle coś mnie zdziwiło... Tija podjechała nieco bliżej na Syberii, a Ruvik jakby był jakiś zahipnotyzowany... Chyba Tija nam nieświadomie pomoże - stwierdziłam, widząc jak Kiara w kilka minut zajęła się raną postrzałową chłopaka.

< Ruvik? ;3 no ten tego xdd >

Od Ruvika cd. Tamary

- Jak masz na imię? Nic Cię nie boli? Nie jest Ci zimno? - spytała Tamara, Tima, który patrzył na nią analizując każdy jej ruch czy aby na pewno jej przeszło.
- Tim, ale możesz mówić mi Timi! - odpowiedział na pierwsze pytanie tym swoim przesłodzonym dziecięcym głosikiem, który najgroźniejszego człowieka na świecie by rozbroił - Nie i troszkę... - stwierdził zakrywając się lekko rękami. No cóż skoro mamy tą całą jesień to zimno być powinno niestety a nasze rzeczy są bardzo stare i na dodatek poszarpane przez ten cały wybuch, który spowodował naszą śmierć - A pani jak się nazywa? - zapytał licząc na odpowiedź.
- Tamara - odpowiedziała niemal od razu, lecz widziałem w jej oczach, że nad czymś się przez ułamki sekund zastanawiała - Damy wam koce więc zaraz ci już zimno nie będzie - dodała z uśmiechem na co chłopiec pokiwał twierdząco głową.
- Ja podziękuję - stwierdziłem wstając z ziemi i się otrzepując z kurzu - Przeżywałem dużo niższe temperatury w tych rzeczach - dodałem zadzierając lekko głowę do góry.
- Nie musisz zgrywać chojraka - stwierdziła a ja popatrzyłem na nią zdziwiony.
- Mi jest ciepło - uparłem się jak osioł na co westchnęła i pokręciła z niedowierzaniem głową - Chodźmy już - dodałem kierując się w stronę drzwi.
- A gdzie pójdziemy? Będziemy długo szli? - zapytał Tim trzymając ciągle dziewczynę za rękę by się od nas nie oddalić.
- Pojedziemy konno do obozu gdzie będziecie bezpieczni - rzekła przyjaźnie - Znajdziesz tam nowych rodziców - powiedziała jeszcze chyba na niego patrząc.
- Macie konie?! - w jego głosie dało się usłyszeć podekscytowanie.
- Tak! Praktycznie każdy w obozie ma swojego konia, którym się opiekuje - wyjaśniła a ja westchnąłem cicho Ten świat się cofa zamiast iść do przodu - stwierdziłem skręcając ostro, bo zejście po schodach z tej strony było szybsze niż szukanie drugich schodów, które zaprowadziłyby nas tylko na piętro niżej.
*****
Będąc już przy koniach Alaska od razu do mnie przydreptała i zaczęła prosić o pieszczoty więc podrapałem ją za uchem przy czym przymrużyła oczy. Kątem oka zaważyłem, że Timiemu do gustu przypadł Desperado Tamary a gdy go na nim usadzono jeszcze bardziej się ucieszył. Widząc, że czas odjeżdżać powoli wsunąłem nogę w strzemię po czym spojrzałem na klaczkę, która szturchnęła mnie łbem mówiąc, że mam bez obaw wchodzić co zrobiłem w ułamku sekund. Boże jak ja dawno na koniu nie siedziałem - powiedziałem sobie w myślach łapiąc pewniej wodzę kasztanki. Chyba jeszcze pamiętam jak się jeździ - rzekłem patrząc ostatni raz na budynek psychiatryka. Kiedyś tu jeszcze wrócę - stwierdziłem w myślach podjeżdżając nieco bliżej dziewczyny. Może to dziwnie zabrzmi, ale złapałem kontakt duchowy z Alaską co było bardzo przydatne w trakcie jazdy!
No niestety trochę mnie poniosło, bo po jakiś 20 minutach podróży wleciałem w cwał i zgubiłem trochę grupy a Alaska pomimo wydawania jakiś dziwnych komend nie zawracała... No i co, że nie wiedziałem gdzie mam jechać? Drugi raz tak szybko nie umrę! Kiedy zagłębiłem się w jakimś lesie gdzie liście barwiły się w złotych kolorach usłyszałem świst a potem w mojej ręce rozniósł się okropny ból, który spowodował, że spadłem z wierzchowca. Oczywiście od razu złapałem się za bolące miejsce i z przerażeniem stwierdziłem, że krwawię! No tak już nie jestem duchem! - jęknąłem w myślach przypominając sobie, że ból to nie jest przyjemne uczucie... Nie dam się żadnemu doktorkowi dotykać - burknąłem jeszcze a w tedy przewróciłem się na plecy i usłyszałem stukot końskich kopyt.

<Tamara? :3 Ruvik leży xd> 

Od Tamary cd. Ruvika

No byłam na siebie wręcz wściekła! Moim obowiązkiem jako medium jest pomaganie zabłąkanym duszom, a ja go nawet nie wyczułam a powinnam! Co z tego że mam taki dar skoto nie potrafię z niego korzystać? Ktoś inny mógł otrzymać ten dar, by lepiej wykonywać swoje obowiązki jako medium... Ja nawet nie wiedziałam że posiadam taki dar! Dopiero tutaj w psychiatryku poczuliśmy z bratem że mamy taki dar... Dan i reszta widzieli tylko puste i zniszczone korytarze, lecz gdy nas dotknęli to dopiero teraz zobaczyli jakie mamy zdolności oraz jak bardzo przytłacza nas to miejsce, widząc takie żeczy. Wspomnienia ludzi którzy przeżyli tu takie piekło a w większości byli zdrowi, było przerażającym doświadczeniem!
Czuliśmy cierpienia tych wszystkich ludzi i właściwie gdy nam to pokazywały, czuliśmy się jakbyśmy byli na ich miejscu!
Kiedy Ruvik wtedy tak wbiegł do budynku z powrotem, wiedziałam że coś się stało i to poważnego, więc kazałam gtupie czekać, a sama wbiegłam do środka za chłopakiem. Budynek na szczęście wskazał mi drogę gdzie mam się udać, robiąc mi jakby strzałki na podłodze czy ścianach...
Wiedziałam że muszę jakoś pomóc temu chłopcu i jakoś naprawić ten błąd, bo przecież zostawiłaby dziecko! Czteroletnie dziecko! Zupełnie same w wielkim gmachu... Owszem był duchem lecz nadal miał uczycia bo to nadal był człowiek! Pobiegłam fo jego ciała, gdyż poprosiłam o pomoc budynek choć to brdzo dziwnie brzmi ale budynki też mają w sobie pełno energii i mogą też zrobić krzywdę podobnie jak duchy! Wszystko zależało od tego jacy ludzie w nim byli i jaka energia tam panowała przez wiele wiele lat...
Wracając jednak do rzeczywistości! Ruvik pomógł mi wskrzesić chłopca i choć kosztowało mnie to niewiarygodnie dużo sił... Pomijając oczywiście fakt że to mogło mnie zabić, czułam sadysfakcję  że migłam choć w małym stopniu mu lomóc, lecz i tak czułam smutek, bo jednak... no jednak to jest dziecko, a ja po swoich doświadczeniach i przeżyciach, wiedziałam jaki to ból gdy ktoś bliski Cię opuści i zostajesz zupełnie sam!
Kiedy chciałam już iść by mogli sami ze sobą potozmawiać, nagle chłopiec się do mnie przytulił, czym się zdziwiłam gdyż byłam dla niego zupełnie obcą osobą! Mimo wszystko zrobiło mi się ciepło na sercu... Przytuliłam chłopca i pogłaskałam go po głowie bardzo delikatnie, lekko się uśmiechając.
- Pojedziesz z nami i znajdziemy Ci prawdziwy dom! Już nigdy nie będziesz cierpiał... Jesteście wolni! Bezpieczni... - powiedziałam łagodnie - Jak masz na imię? Nic Cię nie boli? Nie jest Ci zimno? - spytałam lustrując go dyskretnie wzrokiem i wiedziałam że gdy wyjdziemy z tego miejsca, to będziemy musieli z bratem dać im kocem bo jesień jest zimną porą roku...

< Ruvik? ;3 odpisałam jakoś z tel. xdd >

Od Ruvika cd. Tamary

Kiedy coś szturchnęło mnie lekko w ramię zdziwiłem się trochę, iż od razu nie mogę wyczuć kto to czy co to jest. No cóż Ruvik dobre czasy się skończyły i musisz sam się odwrócić - stwierdziłem w myślach obracając się przez ramię a w tedy ujrzałem młodą klacz maści kasztanowatej. Była śliczna! No i sama podeszła co mnie lekko zdziwiło, bo zazwyczaj konie trzymają się tylko swoich właścicieli... Pamiętam jeszcze jak wraz z Edmundem porywaliśmy sąsiadowi gniadego Aresa, którego musieliśmy zawsze długo wyciągać ze "stajni" albo go tam zaciągać, bo konina wejść nie chciała.
- Ma na imię Alaska i nie ma jeszcze żadnego właściciela... Jeśli chcesz, to może być Twoja! Decyzja należy do Ciebie! Poza tym, chyba Cię polubiła! - powiedziała uśmiechnięta Tamara i poklepała lekko klacz po szyi, a ona nie mogła się ode mnie oderwać.
- Chętnie się nią zajmę - rzekłem głaszcząc Alaskę po głowie co je się spodobało a ja delikatnie się uśmiechnąłem i spojrzałem w niebo. Nie pamiętam kiedy ostatnio na mojej twarzy pojawił się uśmiech... To takie dziwnie obce, ale jednocześnie znajome uczucie! Wpatrując się w sklepienie niebieskie zmrużyłem lekko oczy, cóż nie wiedziałem, że tam do góry jest aż tak bardzo intensywny, jasny, niebieski kolor. Gdy mnie tu zaciągnięto wszystko wydawało mi się takie ciemne i groźne... kolory niemal stały się czarno-białe a teraz? Teraz wszystko pokazało się w jasnych, przyjemnych kolorach i z tego co widziałem oraz czułem nastała jesień! Chodź najbliższe drzewo było spory kawałek stąd, niektóre z jego liści przywiał wiatr aż tutaj. Czyżby przyroda nie bała się już tego miejsca? - spytałem sam siebie wracając do klaczy, której nie bardzo spodobało się moje zamyślenie.
- To co wracamy? - spytała mnie brązowowłosa na co skinąłem głową i już miałem pytać o pozwolenie Alaski czy aby na pewno mogę wskoczyć na jej grzbiet oraz pojechać do tego śmiesznego obozu, lecz w tej samej chwili usłyszałem jakiś zgrzyt w mojej głowie. "Ruvik nie zostawiaj mnie" - usłyszałem zapłakany głos dziecka w swojej głowie, lecz nie musiałem długo zastanawiać się do kogo należy. Timi - pomyślałem i bez słowa wbiegłem do budynku gdzie od razu zobaczyłem przed oczami lokalizację w jakiej znajduje się chłopiec. Zanim się obejrzałem byłem już w miejscu gdzie kiedyś wygłaszano apele. Pod jedną z osmolonych ścian siedział czteroletni, blond włosy chłopiec, jego oczy niczym toń morska były coraz bardziej czerwone od łez więc szybko do niego podszedłem a ten oczywiście się we mnie wtulił. Oczywiście Timi był duchem więc pewnie dla zwykłych śmiertelników ściskałem powietrze, lecz nie miałem zamiaru przestać. "Ruvik nie zostawiaj mnie" - mówił przestraszony a ja spojrzałem na niego ze smutkiem. "Nie zostawię, nie martw się pójdziesz do nieba! Co się stało? Czemu nie przeszedłeś na drugą stronę? Nie wyczuwałem cię tutaj" - rzekłem jakoś do niego w myślach co kosztowało mnie trochę wysiłku. "Nie ja chcę iść z tobą! Nie chcę do nieba!" - krzyknął zaciskając swoje drobne ręce mocniej na mojej poszarpanej bluzce "Bałem się... oni byli straszni a ja chciałem do ciebie, ale nigdzie nie mogłem cię znaleźć" - wytłumaczył po chwili więc pogłaskałem go po głowie. "Spokojnie coś wymyślę" - odpowiedziałem mu od razu a ten spojrzał na mnie swoimi bystrymi oczkami. "Ładniej wyglądałeś jak cię poznałem..." - stwierdził dotykając mojej twarzy, lecz i tak wiedziałem, że chodzi mu o tego 26 letniego mnie bez blizn. "A teraz brzydki jestem?" - spytałem z lekkim śmiechem. "Nie, ale dziwnie wyglądasz gdy jesteś taki młody, ale się przyzwyczaję" - stwierdził a w tedy chyba dostrzegł Tamarę więc odwróciłem się przez ramię bym i ja mógł na nią spojrzeć.
- Potrzebuję twojej pomocy, musimy go wskrzesić - poinformowałem ją poważnym tonem głosu.
- Zapomniano o nim? - spytała a ja wyczułem w jej głosie rozpacz, smutek i złość na siebie.
- To nie twoja wina! Tak się zdarza jeśli duchy się poważnie czegoś boją... Po prostu znikają z zasięgu pola widzenia i nawet inne dusze nie mogą ich wykryć - starałem się jej wszystko wytłumaczyć by się nie obwiniała, lecz ona nie słuchając wystrzeliła jak rakieta w stronę wschodnich korytarzy. "Idzie do mojego pokoju" - rzekł mi w myślach Timi dlatego szybko tam też pobiegliśmy. Muszę przyznać, że te całe glany były dla mnie trochę za ciężkie i wolałem chodzić na boso niż w nich, ale myśl o pokaleczeniu stup troszkę mnie przeraziła więc postanowiłem nie marudzić i skupić się bardziej na biegu co mi pomogło, gdyż po chwili dostałem duchowego sprinta i już byłem blisko dziewczyny, która klęczała przy szkielecie chłopca, na którym było jeszcze troszkę mięśni co było wyjątkowym widokiem, bo zazwyczaj po tylu latach powinny zostać same kości! Wiedziałem, że sama może i da radę mu zwrócić życie, lecz źle się to dla niej skończy dlatego złapałem ją za rękę i popatrzyłem na nią stanowczym wzrokiem - Pomogę ci - szepnąłem skupiając się bardzo.
- Nie! Sama dam radę! - rzekła od razu chcąc mnie odepchnąć, lecz ja się nie dałem.
- Daj spokój! Razem damy radę - stwierdziłem skupiając się bardziej. Tamara już nie protestowała więc skupiliśmy się jak najbardziej potrafiliśmy a w pewnym momencie poczułem jakby coś zabierało cząstkę mnie i przelało to w ciałko chłopca. Dałem tego jak najwięcej potrafiłem i można by rzec, iż nawet odepchnąłem trochę cząstki Tamary... Cóż dziewczyna była wyczerpana a ja nie chciałem by mi tu padała! Nagle oślepiło nas jakieś bardzo jasne światło więc oderwaliśmy się od kości i pozasłanialiśmy rękami. Trwało to może z minutę jak nie dwie aż w końcu to coś puściło i mogliśmy zamrugać oczami by wszystko wróciło do normy. Wtem usłyszeliśmy ciche mruknięcie a naszym oczom ukazał się cały i zdrowy Tim, który od razu przylepił się do Tamary i już wiedziałem o co mu chodzi.

<Tamara? :3 Zostałaś zakładnikiem xd>

Od Ashleya CD Eddie

Ashley dopalił papierosa i zgasił go na prowizorycznym stoliku, który przed chwilą potrącił Eddie. Spojrzał na podekscytowanego chłopaka, wachając się. To, że pozwolił napić się rannemu, za którego był odpowiedzialny, było samo w sobie w wielkim błędem, a mieszanie procentów z nikotyną jeszcze większym. Był nieodpowiedzialnym idiotą, wiedział to aż nazbyt dobrze, jednak teraz po butelce wódki i ,,wieczorze wspomnień" naszły go pewne wątpliwości. Może jest już w końcu czas, by powiedzieć: ,,Hej, Ash! Ogarnij się!" i stać się choć w połowie normalnym. Na samą tą myśl uśmiechnął się pod nosem bardziej z własnej beznadziejności niż a aporbaty dla nowego ,,planu".
Oczywiście, mógłby spróbować się zmienić, stać się odpowiedzialnym, spokojnym i nabrać tych wszystkich wpaniałych cech, które cenią sobie inni ludzi. Jednak, gdy ostatnio obiecywał poprawę, zniszczył psychicznie dziewczynę, którą kochał. Z jednej strony próbował przekonać siebie, że to nic takiego, z następną będzie lepiej, ale z drugiej znał prawdę: jest potworem i nie zmieni tego. Nie potrafił zmienić swojego charakteru. Swojego wypaczonego przez życie umysłu, który skazywał go na samotność.
A Ash rzeczywiście był samotny i uświadomił to sobie właśnie teraz. Eddie był jedyną osobą, której tak się zwieżał. Oprócz niego miał Rekera i Kiarę, którzy tak naprawdę mieli swoje życie wraz ze wspaniałą rodziną, której nie trzeba było ratować tyłka za każdym razem, gdy coś spieprzyli. Tak naprawdę miał jeszcze siostrę, której nienawidził z zasady. Był beznadziejny.
I użalał się nad sobą. Ashley westchnął i zlustrował Eddiego wzrokiem, który dostał słowotoku. Ciekawe ile czasu minie zanim i on ucieknie od niego. Choć dopiero się poznali, Ash zdążył się do niego jako-tako przywiązać, a wraz z tym przygotowywał się już psychiczne na jego odejście. Jakoś nie widział innego wyjścia. Chłopak na prawdę wydawał się porządny i Ashley nie musiał się wysilać, by ujrzeć w nim idealnego partnera, który wskoczy w ogień za swoją ukochaną. Na prawdę Eddie zasługiwał na szczęśliwe życie.
Ash z kwaśnym grymasem odrzucił od siebie myśl o zabraniu go do łóżka. To nie tak, że nagle mu przeszło. Nie, Ashleya nadal fascynował tajemniczy chłopak. W końcu gdyby tak nie było, nie ratowałby go. Eddie nadal go do siebie przyciągał niepospolitą urodą, która dla niektórych mogła wydawać się nudna i może nawet brzydka. Natomiast Ashowi podobała się piegowata cera i zielone oczy, które jeszcze przed chwilą były zeszklone od łez. Jednak dla jego dobra porzucił wszelkie fantazje. Czym będzie miał z nim mniejszy kontakt, tym łatwiej będzie go zostawić. Bo do Aniołów wrócić w końcu będzie musiał.
– Tam jest łazienka. – Wskazał na drzwi w przedsionku. – Ogarnij się i za chwilę wychodzimy na twoją imprezkę.
Ash zrobił to, co potrafił najlepiej. Uciekł od problemów.

Słabe i długo mnie nie było :C Wybacz mi! Eddie?