Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sara Stevenson. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sara Stevenson. Pokaż wszystkie posty

sobota, 25 sierpnia 2018

Od Sary cd. Kiasa

- Dobrze - zgodziłam się i uśmiechnęłam się na myśl o tym pomyśle. Zawsze mogłam liczyć na brata, niezależnie gdzie się znajdowaliśmy z czego się bardzo cieszyłam. Pewnie to samo czuła moja młodsza siostra kiedy to ja się nią opiekowałam, kiedy jeszcze błąkałyśmy się po okolicy zupełnie same przez ponad rok... Moja siostra od razu w Duchach potrafiła sobie znaleźć koleżanki, lecz ja nie potrafiłam i dlatego ciągle siedziałam sama w pokoju. Ja niestety miałam pecha i się nade mną znęcano psychicznie... Nauczyciele oraz uczniowie, więc nie miałam łatwo i nie miałam z kim o tym jeszcze wtedy porozmawiać, gdyż nie wiedziałam że Kias jest moim bratem. Teraz to zupełnie inna historia i czułam się bezpiecznie i lepiej w obozie Śmierci, gdzie każdy mnie chwalił, a w razie czego zwracali mi delikatnie uwagę albo poprawiali, a nie jak to miałam w Duchach. Zastanawiałam się co u Lisy ale nie wiedziałam nawet gdzie się szwenda, bo choć jest jeszcze mała to zapierdziela jak jakaś motorynka.
*************************************************
Kiedy zrobiliśmy atak na ojca z poduchami, nieźle się przestraszył, ale widząc nas śmiał się i także zaczął z nami walczyć na poduchy ale nas też obalił na łóżko i zaczął łaskotać, śmiejąc się jakie to z nas urwisy jego jesteśmy. Śmialiśmy się długo, aż w końcu dał nam odetchnąć, więc nabieraliśmy szybko oddech by jakoś uspokoić szybko bijące serca. Po chwili usiedliśmy na jego łóżku i spojrzeliśmy na ojca.
- Byliście już u mamy? - spytał spokojnie siadając w fotelu.
- Jeszcze nie - przyznałam.
- Czeka na was z bratem - powiedział nagle czym się zdumieliśmy.
- Jakim bratem? Przecież jest tylko lisa - zdziwił się Kias, na co z kolei zdumiał się bardzo nasz ojciec.
- Nie dostawaliście moich listów? - zdumiał się bardzo - Mama była w ciąży i wam wysłałem wiadomość oraz zapraszałem was do nas... - westchnął ciężko - Nie odpowiedzieliście więc myślałem że nie macie czasu... Późnej wysłałem drugi przed narodzinami Kevina... - dodał ze smutkiem i zaczął szybko grzebać w swoim biurku, znajdując jakieś karki i szybo do nas podszedł - To są kopie listów - wręczył nam je i faktycznie wysyłał do nas listy bo były one na odbitce i o wszystkim informował... Nie za bardzo wiedziałam jak się w tej sytuacji odnaleźć. Ojciec zrobił sobie nowe dziecko i miałam mieszane uczucia, ale wiedziałam że ojciec nas kocha, tylko no to było takie dziwne zostać ponownie starszą siostrą!
- Nic nie dostaliśmy - powiedział cicho Kias.
- Pewnie kolejny ptak zginął albo został zestrzelony - przetarł dłońmi twarz - To już w sumie piąty raz... - zmartwił się i przytulił nas oboje - Pamiętajcie że was bardzo ale to bardzo mocno kocham! Jestem z was zawsze bardzo dumny, więc proszę nie myślcie że jak teraz jest Kevin, to was odtrącę bo tak nie jest! Kocham was najmocniej w świecie i oddałbym za was życie gdyby było trzeba... - powiedział mocno nas tuląc na co pokiwaliśmy lekko głowami.
- Kiedy się urodził? - spytałam.
- Pięć dni temu... Jest teraz z mamą w pokoju - powiedział spokojnie i przytulił mocniej Kiasa tym razem - Kias kochanie chciałbym byś go wszystkiego nauczył o życiu czego ty się nauczyłeś... Bardzo dużo wiesz i mam nadzieję że będziesz wspierał swojego młodszego brata... Kocham Cię na prawdę więc nie myśl że jest inaczej i częściej odwiedzaj swojego staruszka i wpadaj na obiady ze swoją córką i kobietą, bo brakuje nam Ciebie jak tak ciągle znikasz... Inaczej tata cię dopadnie inaczej - dodał nieco rozbawiony i poczochrał go by się rozchmurzył co podziałało.
- Dobrze tato - uśmiechnął się lekko.
- No ja mam nadzieję synku - uśmiechnął się ciepło i mnie tez poczochrał, robiąc mi artystyczny nieład.
- Taaatoooo! - fuknęłam poprawiając je zaraz na co się głośno zaśmiał.
- Moje kochane urwisy - rzekł uśmiechnięty szeroko - Mama na was czeka więc ją odwiedźcie... Ma też coś dla was i czekała z tym aż przyjdziecie, więc idźcie do niej szybko, a ja zaraz dołączę - poinformował nas - Zrobię jeszcze jeden papier tylko bo mi został - wyjaśnił na co pokiwaliśmy zgodnie głowami. Zdziwiłam się iż ma dla nas jakieś prezenty i to było zastanawiające bardzo. Ruszyliśmy szybko jak powiedział nam ojciec, lecz nie odzywaliśmy się całą drogę do pokoju matki, gdyż nam obojgu było bardzo dziwnie w tej sytuacji oraz byliśmy ciekawi jak wygląda nasz nowy młodszy brat.
***********************************************************
Minęło dziesięć minut zanim doszliśmy do mieszkania naszych rodziców, gdzie od razu otworzyła nam uradowana mama która nas mocno wyściskała. Ale ona ma krzepę... pomyślałam czując że zaraz braknie mi oddechu.
- Kiasuś! Saruś! Wreszcie jesteście! - uradowała się - Czekałam na was, wchodźcie śmiało - chyliła nam bardziej drzwi, po czym weszliśmy do środka. Pomieszczenie było duże, gdyż nasza rodzina była liczna, a dzięki większemu lokum, każdy miał swój kącik dla każdego.
- Słyszeliśmy że mamy braciszka ale dopiero teraz bo listy nie dotarły - odezwałam się czym była zdumiona tak samo jak wcześniej ojciec.
- Nie dotarły? - zdziwiła się - To dlatego nie odpisywaliście... No cóż ale ważne że już jesteście bo czekam na was z prezentami już trzy miesiące - dodała grzebiąc w szafce i wyjmując dwa pudła wielkie, które były ładnie opakowane - Kiasuś skarbie chodź tu Ty pierwszy bo jesteś starszy - uśmiechnęła się szeroko i wręczyła mu nawet ciężki prezent, a następnie mi - usiądźcie sobie, nie stójcie tak bo pomyślę że chcecie sobie już iść - dodała, wiec posłusznie usiedliśmy.
- Tata powiedział ze zaraz przyjdzie - odezwał się brat na co pokiwała lekko głową.
- Bardzo dobrze bo siedzi całymi dniami w tym biurze i nie sypia po nocach! Może wy jakoś na niego wpłyniecie bo ja już nie mam siły... Ten wasz ojciec się wykończy jak tak dalej będzie musi więcej odpoczywać - powiedziała bardzo zmartwiona, po czym przyniosła nam kubki z ciepłym mlekiem o dziwo i górą ciasteczek i babeczek - Jedzcie skarbeńki to wszystko dla was! - uśmiechnęła się szeroko - Zaraz wam pokażę braciszka a wy rozpakowujcie prezenty i jedzcie... Zostaniecie na obiedzie z nami? Jest dzisiaj gulasz który sama robiłam - powiedziała z prędkością światła po czym do pomieszczenia wszedł nasz uśmiechnięty ojciec.
- Widzę że rodzinka prawie w komplecie - uśmiechnął się szeroko.
- Prawie Lisa znowu gdzieś łazi po koleżankach - odparła mama - Z jej punktualnością zawsze tak to jest... - westchnęła.
- Przyjdzie zaraz na pewno, zwłaszcza że nie mogła się doczekać kiedy Sara i Kias przyjadą - odparł spokojnie ojciec - Widzę że dostaliście prezenty! Śmiało otwierajcie! - zachęcił nas i usiadł obok nas, więc Kias zaczął jako pierwszy otwierać swoją paczkę, a w niej ujrzał piękne sztylety i noże do rzucania,

ciepłe szpiegowskie buty z odpinanym w środku ociepleniem by były także na lato dobre, kurtkę oraz misia dla swojej córki. Ja natomiast dostałam także ciepłą kurtkę i buty oraz książkę o koniach którą zawsze bardzo chciałam wiec się ucieszyłam niezmiernie!
- I jak wam się podobają? Kiasuś skarbie nie wiedziałam który wolisz kolor więc wybrałam Ci trzy kolory - odezwała się mama.
- Mama się bardzo starała i wszystko sama robiła bo mnie odganiała - dodał rozbawiony ojciec.

< Kias? ;3 jak się podobają prezenty? xdd Lisa jak wpadnie to nas chyba udusi ze szczęścia xdd >

piątek, 6 kwietnia 2018

Od Sary cd. Kiasa

Nie wiedziałam o co z tym wszystkim chodzi... Ojciec zna tych warjatów a co najgorsze to to że muszę wracać do tych przeklętych duchów! Za jakie grzechy ja mam tam wracać niby co? Przecież to miejsce to jest samo zło... Nie chcialam tam wracać j z resztą nie czułam sie tam bezpiecznie. Wolałabym już zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego jeśli w ogóle mialam tam siedzieć. Brat to znajac życie zaraz czmychnie do domu a ja tu zostanę... Owszem może i wtedy mogę widzieć moją matkę i siostrę ale ja ne chcialam spedzać w Duchach czasu. Wiele krzysdy mi zrobili Ci ludzie za czasów panowania Williama więc bałam się po prostu. Koledzy z klasy mnie prześladowali i tłukli tak samo jak nauczyciele ktorzy mnie w dodatku poniżali przy calej klasie! Byłam tam wiecznie samotna i miałam wtedy tylko Rekera, który teraz swoją drogą zapomniał o moim istnieniu. Z resztą miał żonę i dzieci i sprawy założycielstwa więc co ja będę mu glowę zawracać? Czuję się jakbym niepotrzebnie się urodziła bo ciągle tylko pakije się w klopoty, nikt mnie nie lubi i wszyscy o mnie zapominają... Gdybym nie dała się porwać to brat by nie dostał tego ataku ani by nie ucierpiał a ja jak zwykle wszystko popsułam... Jeszcze zamieszany w to wszystko Eric jest to już w ogóle myśli że ze mni nieodpowiedzialna gówniara rozpieszczona i beznadziejna bo sobie z niczym poradzić nie może. Zazdrościłam nieco bratu że jest taki mądry i zaradny i samodzielny bo ja to nic nie potrafię... Jazda na koniu to w tych czasach nic wielkiego tak samo jak zwiady na wierzchowcu i co najgorsze nawet z tym nie potrafilam sibie poradzić. Byłam zmęczona,  zrozpaczona i miałam ochotę tylko leżeć i płakać w poduszkę. Chciałam się zwierzyć bratu ale z drugiej strony on pewnie i tak nie ma ochoty mnie sluchać a i też czulam się winna że on miał w dzieciństwie piekło a ja miałam "lepiej" w życiu. To on powinien i zaslugiwał na to by być kochanym i bezpiecznym... Ja w żadnym stopniu na to nie zasługuję. Wiele razy nie potrafiłam ochrobić młodszej siostry która awoją drogą w przeciwieństwie do mnie miała pełno przyjaciółek i przyjaciół więc mi było przykro ponieważ kiedy już jej nie muszę chronić tak jak kiedyś to czuję się bezużyteczna. Kochałam rodziców i rodzeństwo ale czułam się jakbym tu nie pasowała. Spojrzałam na brata który mruczał niezadowolony żeby mu oddali jego rzeczy które z resztą zostały mu oddane. Czułam się jak przyparta do muru bo nie miałam z kim porozmawiać i coraz bardziej pogrążałam się we własnych myślach. Chcialam by ktoś mnie przytulił i pocieszył. Zastanawiałam się czy Kias będzie chciał mnie wysłuchać. Jednak nie myślałam o tym dalej dlatego że ruszyliśmy do Duchów.
************************
Po kilku godzinach jazdy trafiliśmy do tej cholernej twierdzy gdzie od razu zaszyłam się w pokoju i nie mialam zamiaru nawet nic jeść bo byłam przekonana że zaraz mnie znowu otrują jak kiedyś... Może i teraz mój ojciec rządził ale i tak Cj starzy ludzie zostali dlatego czułam się tu jak w klatce a wieść że zostaniemy tu parę dni zalamałam się, a brat zniknął od razu w cieniach na wejściu do duchów więc byłam pewna że siedział w tej norze szpiegów. Skuliłam się w kącie łóżka i zamknęłam drzwi na klucz i okryłam się cała kołdrą. Znowu byłam sama... Znowu będą się nade mną znęcać...

< Kias? :3 Siostrę pociesz i siedź z nią bo nie chce być sama xdd >

piątek, 23 lutego 2018

Od Sary cd. Kiasa

Nie wiedziałam co się dzieje z moim bratem... Przed chwilą czuł się dobrze a teraz nagle się zaczął dusić i zbladł oraz był cały zlany potem! Przestraszona jakoś dostałam się do brata lecz nie umiałam mu pomóc. Przestraszona zaczęłam wzywać pomocy i waliź w drzwi a nasi porywacze mimo wszystko szybko się zjawili i widząc co się dzieje z moim bratem szybko zaczęli działać.
- Adrenalina szybko! - warknął lekarzunio którego już poznałam z bratem a jakiś inny podał mu szybko strzykawkę zapewne z ową substancją po czym lekarz wbił ją w serce brata i wstrzyknął dużą ilość. Przeraziłam się i myślałam że chcą mi go zabić! Jednak po chwili opuchlizna z szyi brata zaczęła schodzić a on zaczął głębiej nabierać powietrza i odruchowo kasłać.
- Skąd u niego taka reakcja ostra alergiczna? Coś Ty mu dał? - warknął inny do tego co był jeszcze niedawno u nas sam.
- Tylko tą cherbatę wzmacniającą nic więcej! - burknął niezadowolony oskarżony.
- Jak widać ma na to uczulenie i trzeba mu dawać zwykłą herbatę... Prawie zszedł na tamten świat! - warknął znowu i zaczął wycierać lekko brata ścierką i podał mu o dziwo tlen który był w jakiejś srebrnej butli.
- To go chociaż troszkę dotleni po tym... - westchnął inny i widać było po nim zmartwienie. Koedy drugi chciał coś dodać nagle usłyszałam czyjś bieg a po chwili zobaczyłam tego ich przywódce dość zdyszanego.
- Ci wyście powariowali?! Zabić ich chcecie czy jak? - warknął na nich wszystkich.
- To nie nasza wina więc nie drzyj japy! - odwarknął inny wściekle - Nie nasza wina że nie wiedzieliśmy że jeden z dzieciaków jest uczulony na wzmacniające zielsko! Ty siedzisz tylko na dupie i nic nie robisz więc w końcu się zamknij! - warknął jeszcze po czym się podniusł i uderzając go swoim barkiem w jego wyszedł wściekły oddalając się w nieznanym mi kierunku.
- Wracaj tu Frank! - wrzasnął wściekle przywódca przez co nieco zasłoniłam uszy.
- Daj mu spokój!  Niech ochłonie... Wiesz że jest mu ciężko - pouczył go znany mi już doktorek a widząc jego minę znowu się odezwał - Wiesz ile go kosztowało wszystko.... Wychowanie ciężko chorego syna w takih warunkach proste nie jest - dodał na co tamten w końcu odpuścił.
- Wiem że mu ciężko ale niech chociaż troszkę zważa na słowa - burknął - A z tą małą co? - spytał zwracajac tym razem na mnie większą uwagę, co mnie nieco przestraszyło a serce odruchowo szybciej mi zabiło.
- Nie wygląda jakby dostała alergii ale podam jej ma wszelki wypadek wapno - odparł spokojnie po czym zmienił bratu koszulkę na suchą, ówcześniej go wytarł i okrył go grubym kocem wojskowym.
- Rozumiem - rzekł tylko po czym zamykając drzwi tylko na klamke wyszedł. Spojrzałam znowu na brata i tego medyka martwiąc się losamo brata. Nie wiem ile czasu minęło ale na pewno z dwa dni a ojca nadal nie było... Zaczynałam powoli sądzić iż jesteśmy na takim zadupi iż nigdy nas nie znajdą...
- Przepraszam... - rzekł nagle medyk więc spojrzałam na niego uważnie lecz on ciągle zajmował się Kiasem - Nie wiedziałem że jest na to uczulony - dodał zaraz a ja nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć więc tylko spojrzałam w pościel i nastała chwilowa cisza. Było tylko słychać płomienie dochodzące z pieca kaglowego który dawał nam potrzebne ciepło do przetrwania w tym zimnie nie licząc oczywiście ubrań czy też kocy.
- Ile nas jeszcze tak będziecie więzić? - spytałam nagle cicho na co on nie odpowiedział więc ciągnęłam dalej - O co wam w ogóle chodzi? - dodałam jeszcze na co on westchnął ciżko.
- Chcemy przeżyć tylko tyle... Tonący brzytwy się chwyta jak to mówią - rzekł sprzątając po swoich rzeczach - Nie chcemy nikogo ranić... Chcemy tylko przeżyć jak każdy z resztą - rzekł jeszcze po czym się podniusł i znowu dołożył do pieca parę drewienek.
- Zabijecie nas? - ciągnęłam dalej choć się bałam.
- Nie - rzekł krótko - Gdybyśmy chcieli was zabić to już dawno bylibyście marwi... Wszystko zależy od waszego ojca kiedy przybędzie - dodał czym się zdziwiłam.
- Czego chceciw od naszego ojca? - spytalam znowu.
- Pomocy... Z resztą niedługo się dowiecie - rzekł słysząc czyjś bieg - O wilku mowa - dodał, a po chwili drzwi do naszego pokoju otworzyły się z hukiem, a w nich stanął nasz zdyszany ojciec.
- Mewrik ja was zamorduję kiedyś! - rzekł źły po czym podbiegł do Kiasa szybko.
- Obiecanki cacanki - mruknął na to w ospowiedzi.
- Co was napadło by porywać mi dzieci?! - warknął sprawdzając solidnie stan Kiasa.
- Gdybyś nie grzał dupy gdzie grząłeś to byśmy to inaczej rozegrali ale inne nasze listy do Ciebie nie dotarły z czyjąś pomocą więc musieliśmy zagrać nieco inaczej a tak w ogóle kope lat Olivier - dodał jeszcze a mnie zamurowało! Oni się znali...

< Kias? ;3 ojciec cię nie odstąpi na krok xdd >

czwartek, 15 lutego 2018

Od Sary cd. Kiasa

Usłyszałam bardzo głośne hałasy zaraz po ich spokojnych rozmowach co sprawiło że otworzyłam słabe oczy nie wiedząc co się dzieje ale i tak byłam zbyt słaba by się na razie ruszać. Nie było już tamtej dwójki, która jeszcze przed chwilą się kłóciła, lecz był sam doktorek, który dotknął mojego czoła i zmarszczył nieco brwi. Bałam się go bo nie wiedziałam co zechcą jeszcze z nami zrobić, a poza tym nawet nie wiedziałam czy ojciec wie że tu jestem... Słyszałam krzyki na korytarzu, więc coś musiało się dziać, ale to na pewno nie był wjazd ojca ani tym bardziej Erica... Spojrzałam na tego lekarzunia słabo, który właśnie sięgał po jakąś strzykawkę, przez co się bałam że zaraz mi wstrzyknie jakiś narkotyk czy też truciznę. Chciałam się odsunąć jakoś, ale złapał mnie za rękę szybko, a że sił nie miałam, to nie miałam jak się wyszarpać.
- Nie bój się - rzekł spokojnie wbijając mi nieznaną, przeźroczystą substancję do mojego krwiobiegu, a następnie położył moją rękę na łóżku i założył jakiś opatrunek w miejscu gdzie się wbił wtedy igłą. Było mi zimno bardzo, co musiał zauważył, bo przykrył mnie bardziej kocem którym byłam okryta i dodał mi kolejny, po czy wziął drewienko jedno i włożył do pieca kaflowego, coś tam poruszał jakimś haczykiem, po czym włożył jeszcze kolejne dwa drewienka i zamknął niewielki piecyk.Kiedy chciał coś powiedzieć, nagle usłyszałam jak go wołają więc ten szybko wyszedł zamykając drzwi porządnie, a ja nie mając sił przymknęłam powieki nieco. Leżałam tak może z pięć minut, kiedy to znowu usłyszałam jak drzwi się otwierają i wnieśli jakiś materac, czym się zdziwiłam. Ktoś będzie mnie tu pilnować? - przeszło mi przez myśl i patrzyłam słabo jak położyli obok mojego łóżka owy materac, lecz nieco bliżej drzwi z dala od piecyka by w razie co ten kto tu miał leżeć ze mną się nie poparzył. Od otwierających się drzwi też był dalej wiec ten kto miał wchodzić nie walnął by leżącego. Chwilę się siłowali z materacem, a później dali małego jaśka i koc.
- Dawajcie go - rzekł lekarzunio ten sam i ku mojemu zdziwieniu oni wnieśli Kiasa! Tak mojego brata, tyle że nieprzytomnego i strasznie bladego! Boże co oni mu zrobili? - pomyślałam szybko, dość nerwowo. Położyli go ostrożnie na materacu, po czym go przykryli kocem starannie. Był słaby bardzo co widziałam po jego twarzy. Podali mu jeszcze jakiś zastrzyk, po czym wyszli i zamknęli drzwi na kilka spustów, co dało się słyszeć po zamykaniu licznych zamków. Martwiłam się o brata bardzo, lecz z tego co widziałam oni nie chcieli nam wyrządzić większej krzywdy, a przynajmniej miałam taką nadzieję, bo przecież nie musieli kłaść mnie na łóżku, ani Kiasa na materacu, ani okrywać kocami...
~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~
Nie mogłam spać więc jedyne co mogłam robić to gapić się w sufit albo na brata, który spał wyczerpany i chyba mu też wypili nieco krwi jak wtedy jakiś wampir mnie. Kias się bardzo długo nie budził ale kiedy w końcu usłyszałam jego cichy jęk, jakoś zmusiłam się do siadu i patrzyłam na brata zmartwiona. Widziałam jak powoli rozchyla powieki, a następnie próbuje wstać. Odezwałam się do niego zmartwiona bardzo, a po jego głosie wywnioskowałam iż nie czuje się za dobrze...
- Chyba umieram - wydusił z siebie jakoś starając się nie jęczeć - Wypił chyba ze mnie litr - dodał jeszcze próbując się jakoś podnieść, ale wszystko szło mu bardzo marnie.
- Ze mnie też jeden raz wypił ktoś krew, wiem jakie to uczucie - rzekłam słabo, po czym opadłam na łóżko, a po chwili znowu usłyszałam jak szereg zamków się otwiera za dole drzwi, na środku i u góry. Kuźwa więcej zamków się zamontować nie dało? - pomyślałam sobie, a po chwili wpuszczono do nas doktorka, za którymi drzwi się zaraz zamknęły. Miał w rękach dwa parujące kubki, który jeden postawił na jakby stoliku, a drugi postawił na podłodze i uniósł nieco ledwie żywego brata, który jakoś chciał się sprzeciwić, lecz nie miał na to sił, a ten podstawił mu pod nos kubek. 
- Napij się tego, to Ci pomoże odzyskać nieco sił - rzekł ze spokojem.
- Nie chcę - powiedział jakoś brat, który zapewne się obawiał jak ja że to jakaś trucizna.
- Nie bój się... Gdybyśmy chcieli Cię zabić już dawno byśmy to zrobili... Śmiało pij, to dobre - rzekł znowu spokojnie zachęcając go. Brat wahał się przez chwilę co ma robić w tej sytuacji.
- No śmiało! - rzekł łagodnie nadal go podtrzymując prawą ręką za plecy - Wiem przecież że zaschło Ci w gardle i boli Cię szyja, to też pomoże na to - rzekł jeszcze, co najwyraźniej przekonało nieco brata i zaczął powoli pić, na co mężczyzna lekko się uśmiechnął.

< Kias? ;3 coś słodkiego to do picia jest więc dobre xdd jakieś ziółka wzmacniające z czymś tam xdd >

czwartek, 8 lutego 2018

Od Sary cd. Kiasa

Ból... Boże czemu to tak boli? Co się dzieje? Czułam że nie mogłam oddychać, jak nie mogę poruszać swoim biednym obolałym karkiem czy też szyją. Czułam w szyi jakby dwa ostre sztylety, które wbiły się w moją skórę i mięśnie jak w jakieś roztopione masło. Boże niech to przestanie boleć... niech przestanie... Nie mogłam się ruszać, co było dla mnie nie zrozumiałe. Przed chwilą mogłam się ruszać a teraz już nie i nie wiedziałam czy to wynik jakiegoś szoku czy też czegoś gorszego. Chciałam się szarpnąć ale nie mogłam...
To było straszne! Czułam się jakby moje ciało zwiotczało i nie chciało mnie słuchać. Powieki same mi się zamknęły jakbym szykowała się do spania, lecz to nie było moją sprawą. Ten kto mnie zaatakował musiał mi coś robić że moje ciało zachowywało się tak a nie inaczej. Już raz coś takiego przeżywałam lecz to było wtedy kiedy wraz z siostrą przemierzałyśmy dzikie i opuszczone przez ludzi tereny, zanim natrafiłyśmy na ojca i obóz.
Wtedy gdy szukałam jakiegoś pożywienia dla siebie i siostry, w jednym z budynków nagle ktoś też mnie zaatakował od tyłu i to samo czułam, a później ocknęłam się przy siostrze która spała, a ja miałam opatrunek na szyi jakby od jakiegoś ukąszenia jakby nietoperza. Tyle że było to większe niż od jakiegoś gacka i teraz działo mi się to samo co wtedy... Nie czułam ciała mimo iż chciałam się ruszyć i uciec w panice. Toksyna pomyślałam gdy poczułam zaraz jak ktoś dosłownie pije z mojej szyi, czy też zasysa ją kłami jak sok przez słomkę. Rozchyliłam jakoś słabe powieki ale tylko na chwilę.
Okno było zabite całkowicie, przez co panowała tu ciemnica, lecz jednym źródłem światła była świeca postawiona na tym jakby mini stoliku czy co to tam było. Za mną był nieduży piec kaflowy, z którego nieco ciepła biło, co zapewniało ogrzewanie w tym zimnym pomieszczeniu.
- Tom na Boga puść ją! - usłyszałam nagle, po czym usłyszałam jakąś lekką szarpaninę, a następnie zapanowała ciemność.
***************************
Poczułam coś zimnego na swoim czole, a zaraz później jak ktoś przykłada mi palce do szyi tam gdzie była moja aorta. Ciało strasznie mnie bolało, byłam obolała cała po tym wydarzeniu ale najbardziej to jednak bolała mnie ta głowa. Czaszka jakby dosłownie chciała mi eksplodować. Pulsujący nie nieustanny ból doprowadzał mnie do szaleństwa, ale i tak nie mogłam się ruszyć. Wiedziałam jednak że ktoś ze mną w pokoju jest...
- Co z nią? - spytał twardy męski głos.
- Ma bardzo wysoką gorączkę, więc nie za dobrze... Przynajmniej obrażenia karku zniknęły, ale to marne pocieszenie - rzekł bodajże ten który zmieniał mi obecnie zimny okład na czole.
- Ja nie chciałem - rzekł cicho ktoś z wyraźnym poczuciem winy.
- Nie Twoja wina... - westchnął - Sam słyszałeś przynajmniej obrażenia karku jej zniknęły, ale mów następnym razem że Ci się chce krwi - dodał w jego stronę.
- To było nagłe... Na prawdę nie chciałem jej nic zrobić - dodał i zakasłał kilka razy.
- Wiemy że nie chciałeś... Spokojnie niczym się nie martw tylko odpocznij bo strasznie chyrlasz - rzekł ze spokojem kolejny.
- No dobra - rzekł i usłyszałam jak wyszedł.
- Dałeś już jej leki? - spytał znowu ktoś.
- Tak i zaraz powinny zacząć działać - powiedział ten co mnie okrył bardziej ciepłym kocem, co mnie nieco zdziwiło, że są aż tacy troskliwi.
- Trzeba uważać jej brat jest szpiegiem, Olivier ma wyjątkowo zdolne dzieciaki ze szpiegostwa, więc na pewno będzie chciał odzyskać siostrę - westchnął ten sam głos co niedawno się pytał co ze mną.
- Jeśli będzie próbował to go też złapiemy, może i nawet dostaniemy za nich razem więcej prowiantu i lekarstw czy też broni - mruknął drugi snując już plany.
- Zluzuj nieco Biszop... Porywanie ludzi to nie łatwa sprawa, a poza tym nie lubię więzić ludzi, a co dopiero dzieciaki - fuknął na niego.
- No co? Trzeba jakoś żyć! Dobrze wiesz jak kończyły się próby proszenia o pomoc... Paru z nas zginęło przez to już nie pamiętasz? - warknął na niego.
- Pamiętam uspokój się.... Ja tylko mówię że to nie przyjemne i nie lubię tego robić, wiesz przecież że tak samo jak Ty chcę przetrwać i chłopaki - rzekł spokojnie chcąc przerwać walkę słowną.
- Ciszej może tak by co? Gdybyście nie wiedzieli, to stresowanie chorego jest niebezpieczne - fuknął na nich lekarzunio z tego co się orientowałam.
- Nie mrucz nic jej nie będzie... - mruknął ten najbardziej nastawiony na atak słowny.
- Biszop on ma rację, jesteśmy zbyt głośno - rzekł spokojnie znowu tamten gościu - A co do okupu to jakoś damy radę i tak się nie stresuj - rzekł jeszcze.

< Kias? ona żyje xdd mimo iż wyżłopał jej nieco krwi to przynajmniej zaleczył jej nieświadomie kark uszkodzony xdd >

piątek, 8 grudnia 2017

Od Sary cd. Kiasa

Nie wiem co się działo... Uśpili mnie... Czułam strah że znowu ktoś mnie porwał. W dodatku było ich aż tyle! W dodatku skąd oni wiedzieli kiedy i gdzie się pojawię oraz skąd w ogóle mnie znali? I mojego ojca... Dlaczego ja musiałam zderzyć się z tym cholernym drzewem?! Co oni chcą mi zrobić? Dokąd mnie zabierają skoro mówili o jakiejś podróży? Chyba nie oddadzą mnie Trupom albo Demonom... - pomyślałam sobie przerażona.
Nie wiem ile czasu byłam nieprzytomna ale po pewnym czasie musiałam się w końcu zacząć budzić, chyba że by mnie trzymali w śpiączce ale mnie na niestety albo stety nie dotyczyło. Usłyszałam nagle jakiś hałas więc nadal udawałam że śpię choć ciężko mi to szło gdy tak bardzo bolała mnie głowa i czułam straszny ból również w karku jakby ktoś mnie łamał na pół niczym jakąś gałązkę na opał...
- Co z nią? - usłyszałam już znajomy głos którego miałam nadzieje już nigdy nie usłyszeć.
- Lepiej ale coś czuję że ma uszkodzone kręgi szyjne dlatego nie zdjąłem jej kołnierza ortopedycznego - westchnął ten co mnie wtedy uśpił.
- Może nie jest aż tak źle... Leży już z nim trzy dni więc może jej to ściągniesz bo kark jej zesztywnieje i to też dobre nie będzie - rzekł znowu ten straszny twardy i jakby szorstki głos.
Trzy dni?! Jestem tu aż trzy dni?! O boże...
- No nie wiem... To może jej zaszkodzić - stwierdził i poczułam jak dotknął mi czoła.
Pewnie się o mnie cholernie martwią... Znowu kłopoty robię...
- Jak myślisz kiedy się wybudzi? Gorączka jej spadła - odezwał się inny głos.
- Nie wiem... ale wolę być ostrożnym, zwłaszcza po ty jak przez pierwszą dobę musieliśmy ją wiązać bo tak się rzucała w gorączce.
Boże oni mnie wiązali... Byłam w łapskach jakiś gangsterów czy kim oni tam są i mogli ze mną robić wszystko co chcą! I jeszcze te trzy dni nieprzytomnosci... 
- Oj tam... Nie moja wina że okazało się że ma uczulenie na tramazol... - fuknął.
- Ale to Ty zrobiłeś jej z krwi koktajl... - mruknął na niego doktorek.
- Oj tam zaraz koktajl! Nic jej nie pomagało to co? Sam mi trułeś że trzeba coś zrobić nie wiedziałem że dostanie wstrząsu anafilaktycznego przez ten lek... - burknął.
Boże jeszcze mi coś podawali i nie wiadomo co!
- Dobra już dobra... Są jakieś wieści od jej ojca? - spytał zmieniając całkowicie temat.
- Nie ja się tym zajmuję więc nie wiem. Z resztą zamieć dalej trwa, więc orzeł mógł nie dotrzeć na miejsce - westchnął mężczyzna.
- Czyli jednak Anthony się tym zajmuje? - spytał ze zdziwieniem.
- Nie... On nie lubi czegoś takiego, to John się tym zajmuje - rzekł spokojnie.
- On sam? - dopytywał.
- Nie, pomaga mu Kevin - rzekł znowu ze spokojem ten, który był najbliżej mnie.
- Rozumiem... A co z Petro, Danielem i Fransua? - spytal o jakieś obce mi imiona.
- Leżą i odpoczywają, ale mogło się to tragicznie skończyć... Ledwie przeżyli - rzekł zmartwiony.
- Wiem, przecież tam bylem kiedy to się stało - stwierdzil ten przerażający dla mnie głos - A jak inni? - spytał jeszcze.
Cholera to ile ich jeszcze jest?! 
- Luis, Brad, Olaf, Shon i Trip sprawdzają magazyn, Greg, Zank oraz Fredrick są w magazynie broni, a reszta siedzi wiesz gdzie - rzekł przedstawiając wszysto ich szefowi.
- A Ken, Rick, Robert i Adam? Co oni robią? - spytał.
- Oni poszli na krótki zwiad wokoło budynku - powoedział spokojnie.
- No dobra! Skoro wszystko jasne to zajmij się tą śpiącą królewną - mruknął - Ma jej włos z łba nie spaść, chyba że lini się jak pies lub kot - dodał i usłyszalam jak wyszedł. Niestety ten drugi jeszcze był ze mną w pokoju, bo czułam jak mi coś dożylnie podawał mi coś oraz sprawdzał mi uważnie puls. Nie siedziałam z nim jednak ciągle sam na sam, ponieważ usłyszałam jak drzwi z charakterystycznym skrzypnięciem znowu się otworzyły.
- Jesteś potrzebny! Z Danielem jest źle... - rzekł szybko zdyszany obcy mężczyzna, na co ten obok mnie szybko się zerwał i tam pobiegł, a drzwi znowu się zamknęły tyle że z hukiem. Chwilę odczekałam aż w końcu otworzyłam oczy i się rozejrzałam. Byłam sama co mi ulźyło lecz ten cholerny kołnierz ortopedyczny mi przeszkadzał więc chciałam go jakoś zdjąć.
Kark bolał jak jasna cholera ale mogłam się ruszać jakoś. Kiedy udało mi się w końcu zdjąć to cholerstwo! Niestety nigdzie nie widziałam czegoś by otworzyć drzwi... Postanowiłam więc że może jakoś wyjdę oknem albo kratką wentylacyjną. Zaczęłam więc grzebać przy oknie by jakoś je otworzyć, lecz niestety nagle poczułam ból w szyi lecz inny a ktoś siłą mnie ściągnął w górnej części okna. Nie wiedziałam co się dzieje ale czułam się jakby jakieś dwa ostre jak brzytwa sztylety wbiły mi się w delikatną szyję a ciało mi całe zdrentwiało. Siły ze mnie uszły całkowicie a później straciłam przytomność.

< Kias? ;3 ratuj siostrę! Wampirzy niektórzy są xdd >

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Od Sary zadanie nr 4

Za oknem praca wrze,
wszyscy przygotowują się,
święta niedługo będą,
śnieżki w powietrzu pędzą,
śmiechów wrzawa wszędzie,
prezentów pełno będzie,
a na dworze zaprzęg koński jedzie.

Choinka już czeka,
na niebie pierwsze mignięcia,
powietrze orzeźwia,
rodzinka czeka.

Eric na ludzi się drze,
gdzieniegdzie potyka się,
lodu wszędzie pełno,
dźwięku sań wszędzie.

Choinka w ratuszu już stoi,
Eric bardzo zadowolony,
Inni dekorują ją bombkami,
inni cukrowymi laseczkami.

Na czubku świąteczna gwiazdka,
śnieg na dworze pada,
czegóż chcieć więcej? 
wigilijny karp powie najwięcej.

Rybka po grecku ochłodzi,
barszczyk zaś oswobodzi.
Uszy czerwone,
policzki różowe,
oczy błyszczą,
kociska w choince broją,
dzieciaki radochę mają.

Z misji wraca harda żołnierzy,
Gwiazdkę zaś ujrzeli.
Niczym pasterze przez zaspy mkną,
ogniska w domu radośnie strzelają.

Niestraszny im śnieg,
nie straszny mróz,
oni do rodzin wracają już.
Rodziny radość,
miłości pełno,
to wigilijny czas
spędzajmy go ciepło.
~350 punktów leci już na twoje konto :3 ~Reker 

czwartek, 5 października 2017

Od Sary cd. Kiasa

Cieszyłam się że z bratem jest już dużo lepiej, a kiedy usłyszałam że bratu burczy w brzuchu, lekko się uśmiechnęłam. Ojciec i może wydarł się na te Anioły ale i tak czułam się w duchu strasznie i było mi wciąż bardzo przykro. Później zobaczyłam ojca, więc szybko wstałam z krzesła i obiecałam bratu że mu coś dobrego przyniosę i się uśmiechnęłam wychodząc z medycznego. Poszłam bardzo szybkim krokiem na stołówkę, gdzie zabrałam porcję dla brata. Sama nie jadłam bo nie miałam na to najmniejszej ochoty, lecz przynajmniej brat mógł coś zjeść.
Dzisiaj mieliśmy na obiad płaty z piersi kurczaka, buraczki i frytki więc pewnie niektórym zwykłe ziemniaki się znudziły... Bardzo szybko wróciłam do brata i ojca, który przy nim siedział i głaskał go po głowie spokojnie i postawiłam posiłek na stoliku. Kiedy miałam już siadać, nagle sobie przypomniałam że zaraz muszę jeszcze wyjeżdżać na zwiad terenów, więc nie miałam szans na żaden odpoczynek, który spędziłam z Lirą na dworze.
Nie byłam z tego powodu zadowolona, lecz wiedziałam że nie mogę sobie od tak olać tego zawodu, więc westchnęłam tylko w myślach i spojrzałam na brata i ojca.
- Przepraszam ale muszę iść do pracy... Wrócę szybko! Brat bądź grzeczny - rzekłam z uśmiechem i szybko pobiegłam do stajni.
Szybko osiodłałam konia, który nie był zbytnio zadowolony z tego, a widząc jak sprawia problemy przy siodłaniu westchnęłam tylko na to i dałam mu spokój... Przez to wszystko z Aniołami nie potrafiłam się zająć własnym koniem! Postanowiłam osiodłać Avona brata, który stał grzecznie w boksie i wręcz rwał się do wyjścia z boksu.
Dlatego więc postanowiłam jego wziąć, tak wiec go osiodłałam i szybko wskoczyłam na jego grzbiet i pojechałam na miejsce spotkań zwiadowców. Byłam już spóźniona, przez co byłam zła jeszcze bardziej. Avon bardzo szybko biegł, lecz i tak się bardzo martwiłam swoim spóźnieniem. Widziałam jak brzuch ciemno gniadego konia unosi siei szybko opada, biegnąc z ogromną prędkością przed siebie. Na miejsce zbiórki dotarłam z 10 minutowym opóźnieniem, z czego byli niezadowoleni oczywiście...
- Przepraszam... Figaro sprawiał kłopoty w stajni - westchnęłam tłumacząc się.
- Zaklinaczka koni nie mogła sobie poradzić? Prędzej tyłka Ci się ruszyć nie chciało - fuknął na mnie Gary, a przecież nie kłamałam!
- Mówię prawdę, tak było! A z resztą żadną zaklinaczką nie jestem debilu! - warknęłam zła.
- Nie kłóćcie się już.... - westchnął Patryk.
- Racja.... Najważniejsze że już wszyscy są.... - stwierdził Nik.
- Wiecie co macie robić wiec jazda! Spotykamy się w tym miejscu dokładnie ooo... - spojrzał na zegarek na ręce - O godzinie 17: 20 - rzekł w końcu, na co pokiwaliśmy wszyscy zgodnie głowami.
- Powodzenia! - rzekł jeszcze Fernando i ruszyliśmy.
Każdy ruszył w swoim kierunku i myślał tylko o tym by wykonać jak najszybciej misje, by schronić się w cieplutkim ratuszu w swoich pokojach i skryć się przed tym światem pod cieplutką kołdrą. Jeździłam już dość długo po terenach i nic nie zauważyłam przez długi czas, lecz niestety nic nie może być normalnie. Bowiem kiedy myślałam że to już będzie spokojne zakończenie ciężkiego dnia, nagle za sobą usłyszałam krzyki i hałas.
Obróciłam się gwałtownie i zobaczyłam że w moją stronę szarżują jacyś mężczyźni na koniach. Nie wiedziałam o co chodzi ale miałam bardzo złe przeczucia, dlatego bardzo szybko pogoniłam Avona, bo oni pędzili na mnie!!!
- Stój! - wrzasnął ktoś za mną, lecz nie mogłam dostrzec kto, bo nosili oni czarne kominiarki... Pogoniłam ciemno gniadego ogiera ale niestety nie mogłam tak łatwo uciec na nim jak na białym Figarze, który świetnie maskował się na śniegu, ale kiedy wjechałam do lasu, maść ogiera też była już na moją korzyść.
- Złapcie ją wreszcie! Nie pozwólcie jej uciec! - krzyknął ktoś znowu, a mi serce biło jeszcze szybciej. O co tu chodzi?! Czego oni ode mnie chcą?! Muszę jak najszybciej dotrzeć do ratusza... Tam będę bezpieczna... Co oni chcą mi zrobić?! - myślałam ciągle zdenerwowana i oglądałam się ciągle zza siebie co po chwilę. Jechałam w szaleńczym tempie i ledwie wyrabiałam mijając drzewa. Jechałam trudniejszą drogą by ich jakoś zgubić lecz nie mogłam!
Oni mnie ciągle gonili! Nie odpuszczali, a do obozu miałam nadal bardzo daleko! W pewnym momencie obróciłam się znowu zza siebie, lecz nikogo za sobą nie zobaczyłam. W pierwszej chwili się ucieszyłam że może jednak ich jakoś zgubiłam, lecz kiedy odwróciłam głowę, nagle zobaczyłam przed sobą dużą gałąź, która uderzyła mnie w głowę.
Siła uderzeniowa była tak silna, że spadłam z konia, na ziemię, na ziemię. Byłam zamroczona i leżałam w krzakach, które były dość gęste, lecz niestety Avon uciekł.
Czułam jak krew spływała mi po głowie z czoła. To był w ogóle cud, że karku nie złamałam jak tak walnęłam w tą wielką gałąź od drzewa! Leżałam plecami na śniegu, zupełnie zamroczona i nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie mogłam się nawet ruszyć! W dodatku było mi strasznie zimno, jakby ktoś oblał mnie wiadrem lodowatej wody.... Myślałam że Ci co mnie ścigali sobie odpuścili, lecz moje nadzieje okazały się płonne...
- Tutaj jest! Mamy ją! - usłyszałam czyjeś krzyki.
- Cholera.... Pełno krwi! - dodał kolejny głos i czułam że są nade mną, a jeden z nich dotknął mojej głowy by sprawdzić ranę, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo poczułam w tamtym miejscu ból.
- Rozbiła nieźle głowę - usłyszałam czyjeś westchnięcie - Przynajmniej karku nie skręciła - rzekł jeszcze.
- Cholera, ona żyje?! - słyszałam.
- Musiała spaść z konia uderzając o tamtą gałąź - rzekł ktoś.
- Mniej gadania, więcej robienia! Zabieramy ją! - rozkazał ktoś, czym się przeraziłam, bo nadal byłam nieco przytomna i słyszałam ich rozmowę.
- Ty stary ale ona jest przytomna - rzekł nagle kolejny głos, który nie był zbyt zadowolony.
- Jest mocno zamroczona to wszystko... Nie jest w stanie nic teraz słyszeć, bo nie wie co się dzieje, ma wstrząs mózgu - powiedział ktoś i poczułam jak mnie ktoś delikatnie podnosi, unieruchamiając przy tym kark.
- A to po cholerę?! - warknął ktoś za nimi.
- Muszę jej założyć kołnierz bo nie wiem czy kręgosłup nie ucierpiał! Sparaliżowało by ją albo bym ją zabił inaczej! - zirytował się ten co mnie trzymał.
- Nie kłócić się! Mamy dziewczynę i to jest najważniejsze... Córeczka Stevensona i ważna osobistość Śmierci nam się przyda - rzekł ktoś obok i czułam że wsiadam z kimś na konia i ten ktoś mnie jeszcze okrył kocem, co zbijało mnie z tropu. Nie wiedziałam co tu się dzieje!
- Uśpij ją tylko delikatnie, to w końcu baba - usłyszałam.
- Daj spokój, ona i tak nie wie co się z nią teraz dzieje - rzekł ktoś.
- Lepiej uśpić... Nigdy nie wiadomo, a poza tym, to lepiej zniesie podróż - rzekł ten sam rozkazujący głos, zapewne ich przywódca - Tylko jej nie uduście barany! - dodał jeszcze szybko i wtedy poczułam jak ktoś mi coś przykłada do ust i już wiedziałam że to chloroform. Szarpnęłam się słabo bojąc się tego, lecz niestety on był o wiele silniejszy, a i z resztą i tak bym w takim stanie z nimi nie wygrała.
- Ciii... Spokojnie - usłyszałam jak ktoś mi wyszeptał na ucho, przez co po plecach przeszedł mi dreszcz i straciłam przytomność.

< Kias? ;3 nie pojawiła się na zbiórce, Avon przybiegł do ratusza... No nie ciekawie xdd > 

wtorek, 19 września 2017

Od Sary cd. Erica & Tamary

Strasznie martwiłam się o tą klaczkę, a te rany w jej delikatnym pysku, to było już przegięcie! Jak tak można skrzywdzić biedne i bezbronne stworzenie, które tylko pokazuje nam i mówi że czegoś się najzwyczajniej w świecie boi?! To chore! Byłam naprawdę zła… Widziałam ból i cierpienie w jej oczach ale i też strach przez kontaktem z innymi ludźmi wiece jej zaufanie było mocno nadużyte a raczej zrujnowane, jeśli chodzi o głupią rasę ludzką, bo taka jest prawda, nasza rasa nigdy do mądrych nie należała…
Taka prawda, bo w końcu przechwalamy się że jesteśmy tak pioruńsko zdolni i mądrzy od reszty zwierząt, a prawda jest taka że zwierzęta nie krzywdzą swoich ani nic, starają się żyć w zgodzie, a poza tym my i tak nadal nie rozumiemy ich języka, a tak się przechwalamy na swój temat. Problem w tym że zwierzęta rozumieją nasz język częściowo, lecz my ich nie… możemy się tylko domyślać, spekulować, a i tak gówno wiemy.
Dobra wracając jednak do rzeczywistości, to w końcu przyszedł ten cały weterynarz, na którego Lira nie zareagowała pozytywnie bo chciała zwiać i kręciła się nerwowo w boksie, lecz jakoś zdołałam ją w końcu uspokoić. Dowiedziałam się że miał on na imię Hige. Dziwne imię i chyba jedyne w calutkim obozie ale nie komentowałam. Podał klaczy w zastrzykach leki uspokajające oraz podał silne antybiotyki na zapalenie.
Zbadał też jej nogi i miała nieco naderwany mięsień w tylnej, prawej nodze, więc dał specjalną maść, owinął jej nogę czerwonym bandażem, co miało oznaczać że nie wolno jej teraz wychodzić z boksu ani nic i zalecił też dawanie jej mniejszej ilości pokarmu, bo była ciut za gruba, a wiadomo że jak miała stać w boksie, to automatycznie jak będzie jadła tak samo, to jeszcze bardziej przytyje i będzie przypał.
Kiedy miałam już później wychodzić ze stajni, zobaczyłam swojego ojca przez co się zdziwiłam, bo już zapomniałam że Eric bąknął coś iż mój ojciec tu jest… Spojrzałam na niego przez co pogłaskał mnie po głowie, a ja westchnęłam ciężko.
- Ciężki dzień co córuś? - spytał spokojnie, przez c wzruszyłam lekko ramionami.
- Nigdy nie było kolorowo tato – stwierdziłam wydychając zimne powietrze – Byłeś u Kiasa? - spytałam zaraz.
- Tak byłem i jest na medycznym – westchnął.
- Znowu?! - spytałam z niedowierzaniem – Co mu się tym razem stało? - dopytywałam.
- Aaaa…. Powiedzmy że doszło do małego nie porozumienia, ale jest już dobrze – powiedział tajemniczo, a ja odpuściłam bo mi się nie chciało zadawać dodatkowych pytań, a i tak wiedziałam że nic kompletnie mi na ten temat więcej nie powie, co zdążyłam się już nauczyć kiedy bywał w domu przed wojną.
Zawsze był tajemniczy jeśli chodziło o jego pracę czy inne rzeczy więc nie zamierzałam tracić swojego głosu tutaj i przy okazji marznąć na tym cholernym ziąbie.
- Jak zwykle jesteś tajemniczy – mruknęłam, na co cicho się zaśmiał i poczochrał mnie po włosach.
- Nie złość się – rzekł z uśmiechem.
- Taaaatoooo! Będę mieć szopa! - mruknęłam szybko zaraz poprawiając włosy, na co się zaśmiał już głośniej nieco.
- Jesteś taka sama jak mama – stwierdził, na co fuknęłam na niego i pomruczałam nieco pod nosem niezadowolona – Co tam mówisz? - spytał rozbawiony.
- Chwalę Cię – burknęłam, co wywołało u niego jeszcze większy śmiech i pokręcił z niedowierzaniem lekko głową.
- Idziemy do ratusza? Jadłaś już coś? Pójdziemy później jeszcze odwiedzić Twojego brata, jak jeszcze nie zawiał z medycznego? - spytał szybko, jakby z kimś się ścigał na słowa.
- Tak, tak – westchnęłam i ruszyliśmy w stronę ratusza.
- Nie przejmuj się nimi córuś, będzie dobrze – rzekł nagle, przez co znowu spojrzałam na niego zamiast na swoje buty brnące w śniegu.
- Skąd wiesz? - spytałam niepewnie.
- Eric mi powiedział co się stało – odparł patrząc na mnie spokojnie, a ja mimowolnie lekko posmutniałam jeszcze bardziej.
- Ja chciałam tylko dobrze – szepnęłam cicho.
- Wiem Córuś! Najważniejsze jest żeby z klaczą było wszystko dobrze – powiedział głaszcząc mnie po głowie jak to miał w zwyczaju.
- Niby tak – rzekłam wchodząc szybko do ratusza, gdzie od razu przywitało mnie ciepło. Skierowaliśmy swoje kroki najpierw na stołówkę, gdzie zjedliśmy ciepły posiłek, a później poszliśmy na medyczny do brata, gdzie jak się okazało nie zwiał bo go związali… znowu!
- Hej brat – przywitałam się siadając obok niego – Znowu siew coś wpakowałeś? - spytałam jeszcze, a wtedy nagle usłyszałam z korytarza krzyki ojca. Bardzo wkurzonego ojca…

< Eric? Kias? ;3 >

poniedziałek, 11 września 2017

Od Sary cd. Erica & Tamary

I znowu to samo... Znowu jestem tą gówniarą nie znającą się na niczym i wszystkim przeszkadzająca - pomyślałam smutno, głaszcząc Lirę po głowie, która stała już spokojnie w boksie, lecz innym i bliżej boksu mojego konia. Westchnęłam na to wszystko ciężko i zaczęłam czyścić powoli oba konie, które stały grzecznie. Zawsze wszystkim zawadzałam... Zawadzałam w szkole za czasów normalnych, zawadzałam mamie, która przeze mnie umarła, zawadzałam w wieży bo takiej suce jak ja i nierobowi nie należało się jedzenie i zawadzam teraz tutaj... Po prostu świetnie! Normalnie żyć, nie umierać! Klacz dość szybko wyczyściłam, więc zabrałam się za czyszczenie Figara, który na swojej białej sierści, miał od groma brudu. No tak w końcu biały najbardziej się brudzi i nawet nie wiadomo kiedy i o co się pobrudzi - pomyślałam sobie. W sumie to nawet czułam, że przeze mnie Kias ma gorszy kontakt z ojcem wiec miałam ochotę zniknąć z tego świata, albo uciec gdzieś daleko, tylko po to by im było lepiej, choć oczywiście bardzo bym przez to cierpiała... Sara jesteś beznadziejna, dlaczego ty tam na dworze nie zamarzłaś, kiedy uciekłaś z wieży? Tak by było dużo prościej... - pomyślałam sobie. Brat by miał wtedy cudownego ojca, tak samo jak i siostra, no i wszyscy by byli szczęśliwi, a ja bym tam ewentualnie patrzyła na nich z góry lub ich tam bym strzegła. Jak zwał, tak zwał! Czyściłam białą sierść swojego wierzchowca i nie potrafiłam od siebie odpędzić smutnych myśli. Czy to aż tak źle że chciałam tylko pomóc tej klaczy? Konie nie zasługują na lepsze traktowanie? Czy ludzie naprawdę tego nie widzą że zwierzęta cierpią?! W sumie to, wielu ludzi z naszego obozu nie zna się na koniach, tylko po prostu na nie wsiadają i szarpią za wodze, tylko bardziej raniąc nieświadomie zwierzęta, podczas gdy one czują straszny ból... Eh... To wszystko jest takie skomplikowane, a przecież ja sama tak dobrze nie znam się na koniach! Po prostu poczytałam troszkę książek na ten temat i wszystko! Sara weź się jakoś ogarnij - przeszło mi przez myśl, po czym nałożyłam na swojego konia ciepła derkę, a później wyczyściłam mu kopyta. Nagle usłyszałam hałas z boksu Liry, co mnie zaniepokoiło, więc postawiłam sprzęt do czyszczenia koni przy wyjściu z boksu swojego siwka i podeszłam do dereszowatej, która jakby chciała się napić, a nie mogła! Podchodziła co po chwilę do swojego poidła i zamaczała pysk w wodze, po czym kiedy go otwierała, nagle się szybko odsuwała jakby woda ją parzyła! Zmarszczyłam na to wszystko brwi, po czym otworzyłam zasuwę do drzwiczek jej boksu, po czym tam weszłam.
- Co jest maleńka? - szepnęłam podchodząc do niej powoli i pogłaskałam ją po szyi, a ona zaś pokazała mi pełne smutku i cierpienia oczy. Dopiero teraz poczułam że jej sierść jest wyjątkowo twarda i słabawa. Zmieniła poza tym lekko kolor, bo wyglądała jakby nieco wypłowiała.... Jedzenie też było nie tknięte, a przecież koń po takim ciężkim dniu i wędrówce na pewno jest głodny i spragniony! Nie mówicie mi że to to, o czym myślę - pomyślałam ze smutkiem, ale i też wielkim strachem.
- Pokaż mała - rzekłam spokojnie i jakoś ją zachęciłam do tego by otworzyła swój delikatny pysk. To co zobaczyłam, przeraziło mnie! W środku miała pełno krwawych ran po za mocnym szarpaniu wędzidłem i wodzami... W wiele wdało się zakażenie i było widać że nie je od bardzo dawna, gdyż ból jej to niemożliwa, stąd zmatowiał też sierść, z braku składników odżywczych.

< Eric? ;3 jesteś tam w cieniach? xddd Olivier nie dotarł bo chyba Kiasa złapał xddd >

niedziela, 10 września 2017

Od Sary cd. Erica & Tamary

Nie mogłam wręcz uwierzyć jak zły i głupi może być właściciel tej biednej klaczki! Konina ma być posłuszna? Silna ręka i bat? To wręcz pogarszało całą sytuację i jestem pewien że w końcu sam zabił by tą klacz albo po prostu by zginęła! Biedna Lira była taka przerażona... Czym on była winna? Że się bała? My, ludzie też się wielu rzeczy boimy i jakoś nikt nas za to nie tłucze! Jednak jeśli chodzi o "głupie" zwierze, to najlepiej się wyżyć, na bogu ducha winnemu zwierzęciu... Aż strach pomyśleć jak bardzo inni ludzie krzywdzą swoje konie, a przecież to wina tylko i wyłącznie ludzi. Widząc iż klacz zaczyna w panice uciekać, szybko wskoczyłam na Figara i pognałam za nią, zostawiając wszystkich w tyle. martwiłam się o nią i doskonale rozumiałam. Mój pościg nie trwał długo, a przynajmniej tak mi się wydawało, gdyż byłam skupiona tylko i wyłącznie na niej... Zatrzymałam Figara, którego poklepałam po szyi, tym samym dziękując mu za jazdę, zsiadłam z niego, tym samym zanurzając się w śniegu po kolana, ale mimo wszystko ruszyłam spokojnym krokiem w stronę klaczy. Była bardzo niespokojna i kręciła się w kółko. Co chwilę strzygła uszami i rozglądała się na wszystko patrząc z przerażeniem.
- Lira.... - szepnęłam i "zaklikałam" że tak to powiem dwa razy, żeby wiedziała że tu jestem, gdyż stała do mnie tyłem. Słysząc mnie od razu się odwróciła w moją stronę i cofnęła się dwa kroki w tył, podrzucając lekko głową w górę. W przetłumaczeniu na nasz język mówiła mi "nie zbliżaj się do mnie, boję się Ciebie". Dlatego właśnie stanęłam i kucnęłam w tym śniegu co nie było miłe, bo wiedziałam że będę cała mokra lecz kiedy tak kucałam, dałam jej prosty sygnał "nie bój się mnie nie jestem zagrożeniem". Dzięki takiemu kicnięciu pokazywałam jej że jakby nie jestem od niej wyźsza i że nie mam złych zamiarów w stosunku do niej. Nie odzywałam się później i nie hałasowałam gdyż po prostu dawałam jej czas. Nie można uczłowieczać zwierzęcia za bardzo do niego mówiąc coś tam w swoim języku by się uspokoiła bo tak na prawdę uspokajaliśmy samych siebie, a przestraszone zwierze dodatkowe "hałasy" z naszych ust go przerażają. Tak więc lepiej było się nie odzywać. Kucałam tak chyba z godzinę i nie zwracałam na nic uwagi, prócz klaczy która stała teraz w miejscu i powoli się uspokajała. Nie miałam zamiaru do niej podchodzić bo wiedziałam że jak sama będzie chciała to do mnie podejdzie. Dawałam jej czas. Potrzebowała tego.
W końcu powoli zaczęła się do mnie zbliżać lecz co po chwilę przystawała i uważnie mi się przyglądała to patrząc bokiem, to prosto na mnie. Kiedy była już bardzo blisko mnie, spojrzałam w śnieg, opuszczając barki i czekałam aż mnie dotknie. Chwilę jej to zajęło lecz w końcu dotknęła mojej ręki zniżając łeb, więc zaczęłam się powoli poruszać. Podniosłam spokojnie wzrok, tak samo jak rękę i pogłaskałam ją delikatnie po łbie.
Zarżała cichutko na to, jakby mi za to dziękując dzięki czemu się uśmiechnęłam. "Już dobrze" - pomyślałam sobie i powoli i ostrożnie się podniosłam. Złapałam ją delikatnie za kantar, drapiąc ją jeszcze po policzku lecz zaraz ją puściłam i zaczęłam spokojnie iść w stronę obozu, a ta powoli zaczęła podążać za mną. Nie śpieszyłam się bo wiedziałam że to by na nią źle wpłynęlo. Nie trzymałam jej w ogóle. Po prostu szła sobie luzem. Figaro też dreptał obok mnie więc ostrożnie wsiadłam na jego grzbiet, będąc właściwie mokra od śniegu do pasa. Lira szła obok, co jakiś czas ocierając się o moją łydkę jakby chciała powiedzieć żebym się nie oddalała. A co do tamtych idiotów z Aniołów to pojechałam krutszą drogą, której oni nie znali więc klacz nie musiała się denerwować że znowu będzie musiała przechodzić obok tego idioty.

< Eric? ;3 jakie reakcje? Xdd będzie chora jak nic xdd >

sobota, 9 września 2017

Od Sary cd. Erica & Tamary

- Iiiii co to ma być? - zapytał nie wiedząc co się właśnie stało, a ja na to wszystko westchnęłam. Wiedziałam że tu jest i się gapił, lecz wcześniej nie zwracałam na niego uwagi, gdyż byłam bardziej skupiona na klaczy. W sumie to nie dziwiłam się że nie wiedział co robię. Nikt z "normalnych" ludzi tego nie wiedział i zapewne uważali iż tylko robię koniowi krzywdę, co prawdą, nie było, gdyż to była rozmowa pomiędzy mną a koniem.
- Jesteś typowym człowiekiem - westchnęłam i spojrzałam na niego z lekka irytacją.
- To chyba dobrze - mruknął nadal patrząc na to wszystko niezrozumiale.
- To co widziałeś była rozmowa niewerbalna między mną a tą klaczą... - zaczęłam tłumaczyć, a on się skrzywił - To znaczy ze rozmawiałam z nią za pomocą mowy ciała - wyjaśniłam.
- Po co to robisz? Bieganie w kółko jest rozmową? - spytał jeszcze bardziej się krzywiąc.
- Po to żeby mi zaufała - powiedziałam spokojnie, głaszcząc klacz między oczami - Bez zaufania nie mogę jej pomóc i nie będzie chciała się mnie słuchać, jeśli bym coś jej pokazywała że jest nie szkodliwe... Konie nie rozumieją naszego języka, dla nich kiedy np. kiedy teraz do Ciebie mówię i tłumaczę, konie postrzegają to tylko jako hałas i nie rozumieją naszej mowy, tak samo jak my przeważnie ich. To tak jakbyś próbował zrozumieć Japoński a jesteś przykładowo Hiszpanem albo Włochem, jak kto woli! Tyle że konie porozumiewają się mową ciała. To co teraz zobaczyłeś, było nic innym jak tylko rozmową. Kiedy biegałam z nią w kółko i poganiałam ją do coraz szybszego tępa, tym samym prosiłam ją by mi zaufała, a kiedy obniżyła łeb prawie dotykając nosem ziemi, był to dla mnie znak że chce tak jakby rozważyć moją propozycję mówią po naszemu choć w języku koni to co innego... Kiedy szturchnęła mnie w ramię, oznajmiła mi że mi zaufała oraz że przyjmuje mnie do swojego stada. Bez tego bym jej nie pomogła - tłumaczyłam.
- Przecież niektóre konie są agresywne i celowo zrzucają jeźdźców - mruknął pod nosem.
- Mylisz się... Konie nigdy nie są agresywne, a jeśli już wierzgają lub próbują kogoś zrzucić, to oznaka iż się panicznie boją lub sprawia im to ból, ale równie dobrze może być to i to.... - westchnęłam - Czasami jest też opcja że konie które zrzucają danego jeźdźca, zostały specjalnie do tego wyszkolone, by nikt inny na niego nie wsiadł, chyba że podało się koniowi specjalne hasło, coś jak kod dostępu i wtedy koń z brykającego, stawał się potulnym wierzchowcem, bo i tak tez się zdarzało.
- A co z tymi końmi które rzucają się na człowieka? - spytał unosząc brew.
- Ujmę to tak... - zaczęłam - Tak robią tylko krzywdzone konie i głównie atakują tego kto im tą osobę przypomina lub jego samego. Boją się i chcą po prostu się bronić, a to kopanie, wierzganie, gryzienie i tak dalej to tylko zmyłka by pokazać jaki on to niby groźny zwierz jest, ale to nie prawda... - powiedziałam spokojnie - Konie są z natury łagodne, a ich instynkt polega na tym, że jak coś je przestraszy bądź ktoś je skrzywdzi, uciekają przed tym, a później sprawdzają np. co je przestraszyło... Te zachowania są ściśle zakorzenione i powiązane z ich dawnymi przodkami, które pojawiły się na długo przed człowiekiem. Tak wykształciła je natura i tak działa ich instynkt, czego nie zmienimy... Niestety niektórzy ludzie, uważają nieposłuszeństwo konia za coś że mu się nie chce, albo że koń robi co chce specjalnie, lecz to nie prawda. Traktują takiego konia batem, głodzą, parzą papierosami czy też innymi dziadostwami, bo są przekonani że to tylko ze złośliwości konia, lecz on tak na prawdę się bał. Skrzywdzony koń już nigdy nie zaufa osobie która go skrzywdziła, a przynajmniej nie tak jak na samym początku - wyjaśniłam spokojnie - Tak samo jest jak chcesz konia nauczyć czegoś nowego, a on nie wykonuje twoich poleceń, a ty się denerwujesz. Koń nie rozumie danego polecenia, bo nigdy się tego nie uczył, lecz zauważ że nikogo z ludzi przeważnie to nie obchodzi i nawet tak ani na chwilę nie pomyślało, tylko użyło bata by koń był posłuszny, lecz co on miał poradzić, skoro nie rozumiał czego oczekuje od niego trener bądź jeździec? No właśnie... Człowiek jest takim stworzeniem, że jak coś go denerwuje lub ktoś go nie słucha, używa przemocy, lecz przemoc w stosunku do koni nie działa! Wręcz przeciwnie... Stają się narowiste i krnąbrne z powodu złego traktowania i przeważnie takie konie właśnie pokrzywdzone przez człowieka i nie zrozumiane przez innych szły na rzeź - dodałam jeszcze, po czym zarzuciłam klaczy derkę by nie marzła, a Figaro był nią dawno okryty.
Chciałam już coś znowu powiedzieć, lecz wtedy nagle wyszyły rozgniewane Anioły i już wiedziałam że chodzi o ich konia.

< Eric? ;3 >

Od Sary cd. Erica & Tamara

- No z tym koniem... Nie wiem co mu jest, ale facet pewnie będzie załamany jak nie będzie mógł na nim jeździć - wyjaśnił spokojnie - Jeśli nie chcesz to zrozumiem... Wiem, że umiesz tam tam dobrze się dogadywać z końmi i nie zaprzeczaj, bo mam dowody! Na przykład Kias... Nigdy by na Avona nie wszedł a ten by mu nie zaufał gdyby nie ty - dodał jeszcze krzyżując ręce na piersi, a ja westchnęłam cicho.
- Ale to są Anioły, a one mnie nie posłuchają przecież! Mogę mówić i robić swoje, lecz oni wiedzą najlepiej i nie posłuchają się gówniary jaką jestem - mruknęłam niezadowolona - Dla większości jestem tylko małolatą i tyle... Popisującą się z resztą - dodałam jeszcze.
- Postaraj się chociaż coś zrobić z koniem, a ja coś zrobię jak będzie z nimi problem - powiedział spokojnie.
- Eh.... No dobra, ale to oni będą musieli się zmienić, a nie konie, bo one się nie buntują bo mają taki kaprys.... Zawsze to tylko i wyłącznie wina człowieka - mruknęłam i sobie poszłam szybkim krokiem, kierując się w stronę stajni. W sumie to szkoda mi było tego zwierzęcia, ale bałam się że i tak jego właściciel mnie nie posłucha, bo przecież jestem tylko głupią smarkulą. Weszłam do stajni i zaczęłam szukać tego konia. Okazało się iż jest to klacz a nie ogier....
Była maści dereszowatej i miała na imię Lira z tego co przeczytałam na plakietce, na jej ogłowiu. Była przestraszona i widać było iż jest spięta cała. Opuściłam barki, najmocniej jak potrafiłam, po czym podeszłam do niej spokojnie i lekko zaszeleściłam by mogła mnie zobaczyć i się nie wystraszyć.
Spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem i patrzyła uważnie na każdy mój ruch. Lekko podniosła głowę ku górze, chcąc sprawdzić czy aby na pewno nie jestem dla niej zagrożeniem. Stałam spokojnie z opuszczonymi barkami i czekałam aż da mi pozwolenie. Kiedy zobaczyłam że nastawia ku do mnie uszy z zaciekawieniem i obniżyła łeb, był to dla mnie sygnał iż mogę podejść, co też zrobiłam, lecz bardzo powoli.
Pewnie się zastanawiacie dlaczego on razu do niej nie podeszłam prawda? Cóż... Tak na prawdę była to rozmowa, ale bez słów. Postawa i ruchy mojego ciała oraz konia, to była rozmowa niewerbalna. Polegająca nie na słowach, lecz ruchach ciała. Konie to zwierzęta stadne, oraz wykształciły jakby swój własny język na podstawie "mowy ciała".
Dla nich kiedy coś mówimy, są to zazwyczaj dźwięki, których one nie rozumieją. Mogą nico reagować na słowa, lecz to wszystko wiązało się z tym iż nauczyły się reagować na dane słowo z czasem gdy pojęły iż człowiek czegoś od nich oczekuje. Konie bowiem nie rozumieją naszego języka, a my zazwyczaj nie rozumiemy ich.
Nasze światy są zupełnie różne. Konie polegają tylko i wyłącznie na rozmowie po przez ruchy własnego ciała, choć dla niedoświadczonego oka nic zupełnie nie widać... Wystarczy ułamek sekundy, by koń pokazał jakiś sygnał dla swojego końskiego towarzysza, bądź do nas, lecz problem w tym że zazwyczaj te przekazy końskie ignorowali, bądź ich w ogóle nie zauważali i tak oto dochodzi do nieporozumień...
Koń bowiem nigdy umyślnie nie sprzeciwia się człowiekowi, tylko wycofuje się przed tym, czego się boi i czego nie zna, bądź też zwyczajnie nie rozumie o co nam chodzi. To tak jakbym była np. Niemką i mówił by coś do mnie chińczyk, a ja w ogóle nie znam tego języka. Konie mają tak samo z ludźmi i na odwrót. Nasze języki i porozumiewanie się to dwa różne światy....
Gdy konie się czegoś boją lub nie rozumieją, zwyczajne od tego uciekają, co jest sprawką ich instynktu i zakorzenionych w nich od pokoleń zachowań "społecznych", wśród przedstawicieli swojego gatunku. My zaś jako inny zupełnie gatunek, który wyraża emocje za pomocą mówienia słów i podnoszenia tonu głosu, jesteśmy tacy iż gdy coś nie wychodzi i coś nas denerwuje lub ktoś nas nie słucha, używamy zazwyczaj przemocy...
Przykład? Gdy koń zatrzymuje się przed przeszkodą, zazwyczaj używamy bata by ukarać zwierze i zmusić je do skoku lub czegoś innego, bo to jest nie posłuszne i trzeba na nie użyć "mocnej ręki". Według człowieka, każde nieposłuszeństwo konia, jest przejawem iż koń chce przejąć kontrolę nad sytuacją, tak jakby niby zachowywał się człowiek, lecz to nie jest prawda.... Człowiek bowiem wychodzi z założenia "Jeśli nie zrobisz tego, o co proszę, sprawię Ci ból".
Problem w tym że konie nie rozumieją często naszych sygnałów. Dla nich jest instynktowne, że jak czegoś się boją, to tego zwyczajnie unikają, a człowiek zaś chce po swojemu i kara biedne zwierzę za coś czego się boi i zmusza je za pomocą siły i okrucieństwa do posłuszeństwa, tyle że koń takiemu jeźdźcowi już nie ufa. Jak tu w końcu zaufać komuś, kto go bije i nim szarpie sprawiając ból gdy się tak na prawdę czegoś panicznie boimy? Nie da rady...
Natomiast jeśli koń zacznie skakać po uderzeniu go parę razy batem i szarpaninie wodzami za jego delikatny pysk, uznaje iż zrobił dobrze i wygrał z jego lenistwem i nieposłuszeństwem, podczas gdy dla konia to tortura i kolejny strach przed karą jaka go spotka, za coś czego nie rozumie i się boi. Ponadto konie w ułamku sekundy potrafią wykryć po naszym tonie głosu, gestami ciała i zachowaniu, kiedy jesteśmy zdenerwowani, kiedy się boimy i próbujemy to ukryć oraz kiedy staramy się popisać przed innymi. Koni nie da się oszukać.... Zobaczą po naszej mowie ciała wszystko, czego człowiek nie widzi, bo mają mowę niewerbalną.
Z kilku metrów potrafi wyczuć nasz puls, co pewnie jest dla was nowe, nie zrozumiałe i myślicie że to kłamstwo, ale to czysta prawda! Konie i tak są bardzo zdolne, bo nie znając naszego języka w ogóle, odgadują jakoś czego jego trener czy pan od niego oczekuje, co jest nie lada wyczynem! Lecz problem w tym iż są konie zdolne i mniej zdolne... Podobnie jak z człowiekiem!
Nie każdy koń dobrze zrozumie swojego właściciela czy też jeźdźca, co powoduje kolejne nieporozumienia. Jak tu w końcu zrozumieć kogoś, kto mówi do nas w zupełnie innym, obcym języku, który jest dla nas nie zrozumiały, bo nasze gesty i sygnały są zupełnie inne? No właśnie... Wracając jednak do rzeczywistości, to kiedy klacz powiedziała mi po końskiemu "dobra możesz podejść", zrobiłam tak, po czym wyciągnęłam lekko rękę w stronę klaczy, by mogła ją powąchać i zapoznać się z moim zapachem.
Kiedy mnie powąchała, podrzuciła lekko łbem, strzygąc nieco uszami mówiąc mi tym samym "dobra wiem już jak pachniesz, a teraz czego chcesz?". To tak w przybliżeniu po naszemu, jeśli chodzi o tłumaczenie oczywiście. Dałam jej kosteczki cukru, by nieco się uspokoiła, co podziałało, po czym otworzyłam drzwiczki jej boksu i zaczęłam ją spokojnie rozsiodływać, nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów, gdyż było to dla niej nowe otoczenie, z którym dopiero się oswajała. Wyczyściłam ją z czego była zadowolona,bo stajenni raczej się do niej nie zbliżyli gdy była tak zdenerwowana wtedy i poklepałam ją po szyi delikatnie.
Acha.... Pewnie się też pytacie dlaczego obniżam tak barki prawda? Ano dlatego iż to taka wiadomość dla konia, która w naszym języku znaczy "Nie bój się mnie, nie chcę Cię skrzywdzić, chcę tylko się z Tobą zaprzyjaźnić i dołączyć do Twojego stada".
Założyłam jej kantar, przypięłam lonżę i wyprowadziłam ją z boksu, by z nią potrenować. Oczywiście zabrałam też swojego Desperada bo w tym śniegu to bym się pieszo zapadła i chyba bym wylądowała i Chinach! A właśnie.... Skąd Eric wiedział o tym co zrobiłam z Kiasem i Avonem? Skąd wiedział i jakie ma niby dowody? - pomyślałam zdziwiona, jadąc na swoim wierzchowcu, a obok mnie. Trzymałam ją na lonży i jechałam na swoje miejsce w lesie, do kolistego małego wybiegu i zastanawiałam się co mam zrobić.

< Eric? ;3 jesteś tam gdzieś? xdd może zechcesz z nią pracować i nauczyć się nieco co ma się robić z końmi? xdd powinno Cię to odprężyć i zrelaksować xdd  >

czwartek, 7 września 2017

Od Sary cd. Erica & Tamary

Matko jak ja dawno nie piłam... Kurde wyszłam z wprawy! - pomyślałam. No może i jestem niepełnoletnia ale chlapnąć sobie ostatnio lubię, wiec pewnie mam to po ojcu, bo ona zawsze na niego się darła że pijus jest, tak wiec po matce tego na pewno nie mam! A jeszcze to dobre winko, pychotki! Mówię wam, po prostu rzadko kiedy pije się aż tak dobre winko i aż się dziwiłam, jak wcześniej mogłam na to nie wpaść iż Tamara może mieć tak dobry trunek... Za to teraz wiem, ze w razie czego będę sobie do niej przyłazić i z nią pić.
Jest apokalipsa wiec guzik mnie to obchodzi co jest mądre, a co nie, bo teraz rawie nic nie jest mądre w tych czasach. No a jak da jakąś tam jedną czy dwie flaszki to też chętnie był popiła z bratem, ale nie wiem w sumie czy by się na to zgodził, bo przecież ja jestem nie pełnoletnia niestety... No mniejsza o to!
Wracając do tematu, to nawet nie wiem kiedy zasnęłam, na takiejże wygodnej podłodze. Cóż, przynajmniej spałam na dywanie, wiec zawsze jakiś luksus nie? Nie wiem czy reszta towarzystwa dalej piła, ale mnie po 10 flaszkach stanowczo wystarczy jak na razie.
******
 Następnego dnia, ból głowy rozsadzał mi dosłownie czaszkę, przez co jęknęłam żałośnie, co zaraz zrobiła moja towarzyszka, przez co na nią jakoś spojrzałam i chwała bogu, że w jej pokoju panował mocny pół mrok dzięki rolecie! Będę normalnie chyba całować po rękach tego kto wymyślił tutaj ciemne rolety i kto je tutaj zainstalował - pomyślałam sobie, łapiąc się za durny, bolący łeb. Jednak drugą rzeczą nie miłą jaką poczułam była okropna suchość w moim biednym gardle, dlatego zaraz rzuciłam się na butelkę wody półtora litrową, którą dosłownie cała w siebie wlałam i naprawdę nie wiem jak się mogło to we mnie zmieścić ale w miarę pomogło.
W końcu jednak wzięłam jeszcze cztery tabletki przeciwbólowe, które tak na prawdę gówno dały, ale kuźwa co tam i tak producenta nie zaskarżę, bo ćwok nie żyje, więc tam huj z tym! Boże jakiego ja słownictwa używam.... Sara ogar bo jak się ojciec dowie to Ci chyba wleje - pomyślałam i potrząsnęłam po chwili głową dosłownie jak pies który wychodzi z wody i się otrzepuje z wody, co było dość dziwne dla mnie.
Dlaczego człowiek tak się zmienia po alkoholu? - pomyślałam sobie, trzymając w ręce pustą butelkę po trunku, który poprzedniej nocy tak dobrze we mnie wchodził, a dzisiaj powodował ogromny ból. Próbowałam wstać, lecz moja każda próba kończyła się na tym iż lądowałam na tyłku, albo chwiałam się na nogach jakbym kuźwa płynęła jakimś cholernym statkiem na wzburzonym morzu przy sztormie wiec sobie w końcu odpuściłam.
Spojrzałam na Tamarę, która właściwie wyglądała gorzej ode mnie i już nawet parę razy zwymiotowała do wiadra, więc sobie musiała wczoraj dużo więcej pochlać z Ericem niż ja... W sumie to się nie dziwię że byłam słabym zawodnikiem, ale coś czułam że mój ojciec w stosunku do Erica i tak wymięka. No cóż! Jedni maja głowę do picia, a drudzy nie i ja z pewnością się zaliczam do tej drugiej grupy. W sumie to jestem ciekawa ile by potrafili wypić nasi wrogowie by się schlać... Dobra nie ważne!
Jakoś uporałam się z siłą grawitacji, która dzisiaj wyjątkowo mocno mnie do siebie przyciągałam i doczłapałam się do łóżka koleżanki.
- Ej żyjesz? - spytałam jakoś ledwie składając zdania do kupy.
- A kuźwa nie widać? - odburknęła mi.
- Wyobraź sobie że kuźwa nie - odburknęłam jej i jakoś wczłapałam się na łóżko po czterdziestym razie.
- A Ty cholera gdzie? - spytała patrząc na mnie z pod kołdry.
- Cicho pierdoło - mruknęłam usadzając się lepiej na połowie której nie zajęła jeszcze.
- Ne masz własnego wyra? - spytała.
- Mam ale na chwilę obecną Twoje jest wygodniejsze i dużo bliżej od mojego - rzekłam przyklejając się do poduszki - Ile żeście wczoraj jeszcze siedzieli? - spytałam.
- Yyyyy.... Tak gdzieś do trzeciej nad ranem, a co? - odparła po dłuższej chwili namysłu.
- Ocho... To ja odpadłam o północy, a wy chlaliście jeszcze przez trzy godziny, nie dziwota że ledwie żyjesz - stwierdziłam.
- Cholera myślicielka mi się trafiła - fuknęła i bardziej zakryła się kołdrą.
- Nie marudź pani okresowa - mruknęłam i zamknęłam oczy.
- Mój pokój, moje zasady - fuknęła niczym pies.
- Tia... Czyli Twój pokój jest na całym terenie obozu - mruknęłam - To nie było mądre przejeżdżać tak wczoraj blisko Erica, mogłaś spowodować wypadek i pokaleczyłabyś konie, nie mówiąc o was - rzekłam nieco lodowato.
- No wiem, wiem.... Przeproszę go jak będę w stanie się ruszać - rzekła i poszłyśmy spać w najlepsze znowu i tak minął nam znowu cały dzień i noc.
*******
Minęły trzy dni, a ja wraz z Tamarą jakoś wreszcie doszłyśmy do siebie po chlaniu i w sumie to nawet się nie spodziewałam ze będzie nas tak muliło przez tak długi okres czasu! Sara starzejesz się kobieto, starzejesz się - westchnęłam w myślach, idąc do gabinetu Erica wraz z Tamarą, bo ponoć się tam zaszył jak w jakimś cholernym bunkrze przed huraganem Katrina czy cholera wie jakim tam jeszcze. Tamara wcześniej obmyśliła i ustaliła ze mną plan, że ona odwróci jego uwagę i go zaciągniemy na stówkę by wreszcie coś zjadł, a ja miałam mu podać złoty pył w dobrej chwili, tyle że ja kuźwa nie wiedziałam kiedy, ale dobra!
Weszłyśmy do gabinetu bez pukania i zobaczyłyśmy jak nasz przywódca leży na swoim biurku, nie zdążywszy się chyba podnieść przed naszym małym wejściem smoka. Tamara od razu do niego podeszła i pociągnęła go za ucho na co zakwilił, a ja w międzyczasie, kiedy ze sobą wymieniali zdania, podałam złoty pył, po czym szybko schowałam strzykawkę i patrzyłam na tą całą scenkę. W sumie to była klasyka, bo jak zwykle baran nie chciał jeść, ale my i tak go zaciągnęłyśmy na tą stołówkę i zmusiłyśmy do zjedzenia normalnego posiłku.
Później jak się okazało, przyjechał ten dureń Aiden do jakiś swoich znajomych, wiec Eric tam miał spokój i zajęła się nim Kiara z Katriną, a ja z Tamarą patrzyłyśmy na Anioły ze znudzeniem. Wszystkiego się bali i w zasadzie dlatego byli aż tak bardzo nudni.
- Ocho... Staruch przyjechał - burknęła pod nosem Tamara, ale on i tak to słyszał i w sumie raczej to zrobiła specjalnie. Skrzywił się na jej słowa, lecz nie mógł nic powiedzieć, gdyż koń jednego z żołnierzy zaczął wariować, a mianowicie nie dawał się dotknąć jeźdźcowi przez co był nieźle zestresowany. Co? Znooowu? - pomyślałam sobie i westchnęłam na to wszystko w duszy na to jacy Ci ludzie są tępi i nie rozumieją własnych wierzchowców.

< Eric? ;3co tam się wyprawia? xdd >

czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Sary cd. Erica

Zaczynał się powoli nowy dzień. Wschód słońca zapowiadał się dość ładnie, o ile tak można nazwać ranek, kiedy całą noc się spędziło na mrozie. Bycie zwiadowcom nie było łatwe, zwłaszcza w tych czasach, lecz z drugiej strony ten zawód by nie powstał w czasach z przed apokalipsy, bo to po prostu nie było potrzebna. Byli fryzjerzy, policja, straż i takie tam różne zawody.
No... Może i wcześniej się liczyło szpiegostwo, czy tam agenci, ale nie mam pojęcia co oni robili i na jakich zasadach pracowali. Wzięłam głębszy wdech i zaraz wydyszałam powietrze, dzięki czemu powstała wielka i gęsta para. Było może z minus trzydzieści stopni. Siedziałam na siwym Figarze, który stał spokojnie i wraz ze mną wpatrywał się w okolicę.
Byliśmy na niewielkim wzniesieniu, skąd było widać bardzo dobrze większość terenu który pilnowałam. Śnieg okrył wszystko co tylko mógł, utrudniając tym samym jazdę po niektórych terenach. Gdybym nie miała konia, to z pewnością bym się zapadła w tym śniegu i tyle by mnie widziano. Rozejrzałam się czujnie po okolicy, a szarozielona peleryna okrywała moje ciało solidnie, dając nieco więcej ciepła, tak jak i nieco mojego konia.
W sumie to czułam się prawie jak woldemord z harrego pottera, albo jak nazgul z władcy pierścieni! Byłam w trasie że tak to ujmę od kilku dni. Wiecie no... Nie jest łatwo przeszukać tak duży teren jakim są tereny śmierci. Owszem ja dostałam pewną część, a inni zwiadowcy swoje, lecz i tak jest ciężko. W końcu jesteśmy pierwszymi ludźmi w tym zawodzie, w naszym obozie.
- Chyba jedziemy dalej Figaro - rzekłam do ogiera, klepiąc go lekko po szyi, na co cichutko zarżał, jakby się ze mną zgadzał.
Popędziłam go w dół doliny i zaczęłam się kierować bliżej północnego wschodu, czyli tam gdzie mają granice Anioły z naszymi. Jechałam dość szybko, ale w niektórych miejscach nieco przyhamowywałam by aby przypadkiem koń się nie zranił.
Jechałam tak aż do momentu, kiedy zobaczyłam jakąś postać, więc odruchowo wstrzymałam konia. Postać była daleko, dlatego lekko się uniosłam w strzemionach, jakby miało by mi to coś pomóc i po chwili rozpoznałam przywódcę naszego obozu... Super jeszcze jego mi tu brakowało! Lord woldemort na karym koniu we własnej osobie - mruknęłam w myślach.
Jak się okazało, nasz przywódca rozmawiał z przywódcą Aniołów, co często mu się to zdarzało i mnie to dziwiło, gdyż odniosłam wcześniej wrażenie iż nie lubi ich za bardzo... Swoją drogą, to pewnie znając życie umówił się z moim ojcem na chlanie.
Co jak co, ale mój ojciec uwielbiał sobie wypić. Dla mnie to było jedno, wielkie paskudztwo, więc się dziwiłam jak oni mogą to pić. Choć.... Jeden raz napiłam się winka i to całkiem dobrego. Było słodkie i dobre! Na samą myśl aż mi ślinka prawie pociekła, ale na szczęście się opanowałam. Rozejrzałam się po raz kolejny i nagle dojrzałam też Aleksa na koniu! Co on tutaj robi? - pomyślałam zaciekawiona ale i tez zdziwiona.
Mimo wszystko chyba chłopak przyglądał się Ericowi... Może uczył się na szpiega? Nie wiem w sumie o co chodziło, lecz wiedziałam że krzywdy nikomu nie zrobi, wiec tylko popędziłam dalej konia go cwału i przeskoczyłam przeszkodę.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/3b/85/36/3b8536e231a3db967bcc73307c548911.jpg
Oczywiście płaszcze leżał tak dobrze że nie zleciał mi podczas tego manewru i nadal doskonale wszystko widziałam, wiec po prostu pojechałam głębiej w las, nie przejmując się gapiami, jakimi były Anioły. Musiałam sprawdzić jeszcze niektóre miejsca, a później dom i ciepełko!

< Eric? ;3 >

wtorek, 27 czerwca 2017

Od Sary cd. Maddie

Ta cała akcja z nowym członkiem jakim była ta dziewucha mnie nudziła, lecz niestety albo i stety musiałam zostać. Praca zwiadowcy do czegoś mnie zobowiązywała, choć miałam ochotę iść już spać, gdyż pogoda robiła swoje a ciężka praca swoje. Wiedziałam że jak przejdzie badania, to będę usiała ją oprowadzić, tak jak to zawsze jest kiedy ktoś kogoś znajdzie!
Straszne miny Erica nie robiły na mnie wrażenia, bo zawsze chodził naburmuszony i zły, przez co się już przyzwyczaiłam. No raz jak byłam na jego urodzinach, na które wstęp mieli tylko nieliczni widziałam jak się lekko uśmiechał czy tam cieszył, ale normalnie bardzo ciężko go takiego spotkać, zważywszy jak ktoś do niego pyskuje albo uważa się za nie wiadomo kogo!
Oj... Wtedy to trzeba uważać żeby na tortury nie trafić albo i nawet żeby nie być krótszym o głowę. Podczas przyjmowania tej różowo-włosej, stałam w cieniu, co było nawykiem nabytym jeszcze z wieży! O mój Boże dlaczego ja pomyślałam znowu o wieży?! - przemknęło mi przez myśl i aż się wzdrygnęłam. Mimo iż mój ojciec, obecnie pierwszy założyciel obozu Duchów tam mieszkał z moją matką i siostrą, ja wolałam zostać w Śmierci, która mnie przygarnęła w trudnych chwilach, no i poza tym to miałam tutaj brata i przyjaciela Rekera, którego poznałam jeszcze zanim dołączyłam w tamtych czasach do wieży.
Mniejsza... W każdym razie Eric pewnie mnie widział, bo on miał normalnie rentgena w oczach i nawet najlepszych szpiegów widział i słyszał siedzących w cieniach! Pewnie z dwudziestu szpiegów tu teraz siedzi pomyślałam, wodząc wzrokiem po cieniach, lecz oczywiście nic nie zobaczyłam, bo nie miałam tak wćwiczonego wzroku jak Eric czy tylko nieliczni ludzie z obozu. No snajperem to ja nie jestem i nie mam zamiaru być!
Dziewczyna została przyjęta, ale ja wiedziałam że szpiedzy i sam przywódca Śmierci będą ją obserwować, a jak coś przewinie to śmierć w cierpieniach.
Znałam postępowanie Erica doskonale i wiedziałam że nie chciałabym być jego wrogiem... To troszkę taki sadysta i psychol jak się wkurzy, więc wtedy to ja wolę być bardzo daleko poza ratuszem! Ja się boję przypominać i myśleć o tym jaki kiedyś on był potwór dla ludzi zanim poznał swoją dziewuchę... To dopiero był psychopata wtedy kochający patrzeć na cierpienie innych! Teraz to się prawie w łagodnego baranka zmienił ale i tak jest niebezpieczny - pomyślałam sobie i cieniami podążyłam na medyczny gdzie dziewczynę specjalistycznie przebadali pod kątem zwykłych chorób, ale też i tych nowo powstałych.
Kiedy po dwóch godzinach okazało się że dziewczyna nie ma żadnych chorób, tylko tam lekkie wycieńczenie, nieco się uspokojono, ale wiedziałam że minie z kilka miesięcy zanim zaczną jej w pełni ufać, gdyż zdrajcy mogą się nawet pokazać po kilku latach, w najmniej oczekiwanych momentach...
Niestety wiele mieliśmy takich sytuacji i wielu niewinnych ludzi ginęło, bo te potwory chciały pozabijać parę osób dla własnej uciechy. Jednak wracając do rzeczywistości... Żołnierze zaczęli na wszelki wypadek przeszukiwać jej plecak i rzeczy osobiste, żeby się nie okazało że na kogoś wyskoczy z nożem, bo takie rzeczy trzymamy w specjalnych magazynach do których nie da się wejść od tak sobie!
No... Jest też bardziej prawdopodobna opcja że Cię zabiją za to albo złapią i do aresztu czy tam tych lochów, gdzie pilnują wszystkiego najlepsi kaci.
Byli to dobrzy ludzie, tyle że no niestety przy torturach zmieniali siew potwory, bo wiedzieli doskonale że inaczej obóz byłby w niebezpieczeństwie a jest nas siedemnaście tysięcy do cholery!
No fakt przy takiej liczbie boją się atakować, lecz i tak śmiałków nie brakuje bo wielu jest jeszcze psycholi takich jak Demony czy Trupy, którzy uczyć żadnych nie mają po za tym że lubią rżnąć wszystko co zobaczą czy też torturować niewinnych. Na takich bym spuściła bombę i tyle - pomyślałam sobie, a wtedy czarne kocisko dziewczyny wyskoczyło z jej plecaka na jej ręce, wtulając się w brzuch dziewczyny.
- Jego też zbadamy - powiedział lekarz i złapał kota, który nie był zadowolony i parę razy zasyczał wściekle ale to było ze strachu... Przyszła dwójka weterynarzy i zaczęła badać przerażonego zwierzaka który, chciał pobiec do swojej pani, która też się tym wszystkim niepokoiła.
- Jest chora... Ma chore gardło, więc potrzebne są antybiotyki żeby to wyleczyć, a tak poza tym to nic jej nie jest - powiedział weterynarz i podał kota właścicielce.

< Maddie? jak tam leczenie włochatej kulki? xdd >

niedziela, 18 czerwca 2017

Od Sary cd. Maddie

Dzisiaj postanowiłam w końcu odpocząć nieco od pracy zwiadowcy, a Figaro wolał sobie odpocząć w stajni, więc wybrałam się sama na małą przechadzkę cieniami. Dzisiaj powiem szczerzy była dość paskudna pogoda, więc aż sama się sobie dziwiłam że miałam ochotę wyjść z cieplutkiego ratusza, ze swojego pokoju. Deszcz lał praktycznie co po chwilę, temperatura była bardzo niska, lecz to i tak nie przeszkadzało charczącym zombie się szlajać niedaleko ratusza. Żołnierze przy zasiekach je "zabijali" ale i tak jakoś to dziadostwo się namnażało nie wiadomo kiedy i przyłaziło ich coraz to więcej. Ojciec jak na razie wybył z ratusza i pojechał do wieży, no bo przecież sprawy założyciela, tak więc zostałam tylko ja z bratem. Niedługo chciałam odwiedzić ojca, matkę i siostrę wraz z bratem w duchach, lecz jak na razie braciszek gdzieś się szlajał po cieniach, albo na jakiś innych zadupiach czy bóg wie gdzie, więc nie wiedziałam jak na razie jak go złapać i gdzie jest... Brat mógłbyś się troszkę oszczędzać, a nie zgrywasz cholernego robin huda czy jak tamten ćwok się zwał, ale mniejsza o to! mruknęłam w myślach i byłam już nawet daleko od ratusza, choć dla wroga pewnie to i tak było by blisko! W pewnym momencie przystanęłam w ciemnym zaułku i spostrzegłam jakąś dziewczynę lecącą na łeb, na szyję przed siebie, uciekającą przed hardą zombie! No nie powiem... Tym swoim bieganiem jeszcze większą głupotę zrobiła, bo jeszcze bardziej za nią ruszyły, a tak to by tylko szły w jej kierunku czy coś, albo i nawet inne ją olały bo zajmowały się pożeraniem szczurów, które grasowały nadal przy śmietnikach. Wracając jednak do tematu... Wciągnęłam różowo-włosom dziewuchę w zaułek i szybko do pomieszczenia, gdzie zamknęłam drzwi solidnie, by te paskudztwa nas nie dopadły. Przyznam że zrobiłam cholerny błąd, gdyż nie powinnam się była jej przedstawiać, ponieważ mogła być tylko szpiegiem wroga czy coś i by mi urwano łeb, albo komuś z mojej rodziny by zagrożono! 
- Nie wiesz nic o obozach? Widać że nie znasz polityki panującej w tym stanie... - westchnęłam i usiadłam na jednym ze schodków, ale miałam w pogotowiu cały czas pistolet CZ 75. No nigdy nie wiadomo czy kogoś jeszcze nie ma w budynku, a poza tym, to i tak musiałam być ostrożna z tą dziewuchą! Oby nie była wrogiem, bo ja jest to niech się lepiej modli żeby nie trafiła na tortury do naszych najlepszych katów pomyślałam sobie, a wtedy z plecaka, za plecami dziewczyny zobaczyłam... Kota! Patrzył na mnie swoimi wielkimi oczyskami jakby mu miały zaraz z orbit wyjść, ale wydawał się zaciekawiony nowym otoczeniem.
- Jak ma na imię? - spytałam wskazując na kota, a kątem oka zobaczyłam jak brat zaświecił swoimi niebieskimi ślepiami w cieniu za dziewczyną. Czyli w razie czego ochronę mam... pomyślałam, a brat zmienił swoje oczy jakby znowu na normalne i go znowuż w ogóle nie było widać ani słychać. Znaczy słychać go w ogólne nie było! W końcu drugi najlepszy szpieg w całym ratuszu... Eh... Cóż za upierdliwy dzień! A mogłam zostać w pokoju... Choć w sumie wtedy bym nie uratowała tej dziewczyny... Ale ja dzisiaj jestem leniwa cholera! zganiłam się w myślach i czekałam na ruchy dziewczyny, a włochata kulka nadal parzyła szeroko otwartymi oczy na mnie, opierając się nieco przednimi łapkami o ramie swojej właścicielki.

< Maddie?>

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Od Sary cd. Kiasa

- Nie wiem czemu, ale coś mi mówi, że mamy tam iść... zgadzasz się siostra? - zapytał patrząc na mnie, a ja spojrzałam na niego wystraszona i zastanowiłam się chwilę. W sumie to uratował nam życie, a skoro czegoś chciał, to wypadało by się odwdzięczyć! Z drugiej zaś strony to też mogła być jakaś pułapka, a to że gościu był przerażający również robiło swoje... Konie stały obok nas zdenerwowane i przebierały w miejscu kopytami, jak i nerwowo parskały rozglądając się na boki. No one też się nieźle musiały przestraszyć, bo w końcu nie codziennie widuje się jeźdźca bez głowy i to jeszcze ducha! No i jego konia też... W każdym razie westchnęłam i po przełknięciu ciężko śliny się odezwałam.
- Powinniśmy za nim pójść skoro on nam pomógł... - powiedziałam nieco ze strachem, ale wiedziałam że musimy za nim pójść! Czegoś od nas chciał i tylko dlatego nas oszczędził, bo tak to pewnie i nas zabił!
- Dobrze... W takim razie chodźmy! - powiedział i ruszyliśmy jakoś idąc o własnych siłach, choć wspomagały nas nasze konie. Całe szczęście że one ie zostały poważnie ranne, bo my to masakra jakaś! Kuleliśmy i co po chwilę robiliśmy przystanki ciężko dysząc ale jakoś szliśmy! Podążaliśmy za jeźdźcem, a konkretniej za wypalonymi przez niego śladami, które wskazywały nam drogę i szliśmy tak właściwie po omacku, bo latarki się rozładowały o dziwo...
Tak więc naszym jedynym źródłem światła były te ogniste ślady, a właściwie to jakby ogniska, gdyż był z nich bardzo wysoki ogień, który chyba miał nam lepiej oświetlać drogę, a za nami natomiast szybko gasły, jakby duch chciał żebyśmy się przypadkiem nie rozmyślili i nie próbowali uciec...
- Brat jesteś bardziej ranny ode mnie... Przepraszam nie powinnam nas wyciągać na tą przejażdżkę! Zawsze coś muszę zepsuć - powiedziałam smutno, bo naprawdę chciałam dobrze! Nie wiedziałam że tak to się wszystko skończy...
- Saruś to nie Twoja wina! Niczyja! Nie mogliśmy nic zrobić... Nawet jeśli nie my, to ktoś inny by tam wpadł i mógł mieć o wiele mniej szczęścia niż my... Nie obwiniaj się siostrzyczko i uszy do góry! Będzie dobrze i się stąd wydostaniemy obiecuję! - powiedział optymistycznie na co chcąc, nie chcąc się lekko uśmiechnęłam.
W pewnym momencie zobaczyliśmy że ślady się urwały, więc stanęliśmy zdziwieni, bo właściwie byliśmy w ślepym zaułku!
- I co teraz? - spytałam zdziwiona i podenerwowana jednocześnie zaistniałą sytuacją, która i tak była wystarczająca dziwna, zważywszy że leziemy za duchami! W tym jeden bez łba, no ja was proszę! Nagle poczuliśmy jak grunt pod naszymi stopami mięknie i już wiedzieliśmy co to oznacza i mieliśmy już uciekać, ale byliśmy za wolni i runęliśmy w dół, wraz z końmi do sieci kolejnych podziemnych korytarzy.
O dziwo jednak wpadliśmy do wody! No oczywiście nie takiej głębokiej wody, gdyż woda sięgała nam powyżej kolan, ale przynajmniej troszkę zamortyzowała upadek, a kiedy podnieśliśmy wzrok, ujrzeliśmy sieć innych korytarzy.
- Ładnie tu - stwierdził brat, a ja przytaknęłam mu głową, lecz w końcu jakoś wstaliśmy i ruszyliśmy dalej korytarzami, gdyż tym razem jakby jakieś płomyki pojawiały się na wodzie... Byliśmy ledwie żywi i właściwie mieliśmy ochotę tutaj maść ze zmęczenia! W końcu trafiliśmy do jakiejś jaskini, gdzie zobaczyliśmy na groby... Do wyjścia było niedaleko ale zaczęliśmy się tu jeszcze rozglądać.
Podeszliśmy tam i dopiero teraz zobaczyliśmy że są zdewastowane... Trupy... pomyślałam, a widząc porozrzucane rzeczy zrozumieliśmy z bratem czego duch chce! Znalazłam jakiś notatnik, a raczej pamiętnik w piasku, którego przetarłam jakoś, choć miałam ochotę jęczeć i wyć z bólu oraz położyłam go na grobie dziewczyny jak się okazało. 
Lajla Herman i Stevan Herman przeczytałam na nagrobkach, a brat coś tam jeszcze poukładał, a wtedy zjawił się znowu jeździec bez głowy na koniu.

< Kias? ;3 uleczy nas i w ogóle? xdd >

Od Sary cd. Kiasa

Kiedy słyszałam że ktoś się do mnie zbliża, byłam przerażona jeszcze bardziej, gdyż chwila ulgi jaką poczułam po śmierci mojego niedoszłego gwałciciela poszła w zapomnienie, gdyż myślałam że idzie po mnie kolejny gwałciciel, który tym razem bardziej mnie zleje i dokona tego czego chce... Oni myśleli tylko o sobie że poczują ogromną przyjemność!
Chcieli zaspokoić swój seksualny głów, nie patrząc na to że druga strona cierpi katusze! Słyszałam że podobno ten "pierwszy raz" jest wyjątkowo bolesny, ale gwałty były jeszcze gorsze, a ja na własnej skórze prawie się przekonałam jak to jest... Przypomniałam sobie sprawę z Tamarą... Ona została zgwałcona i to brutalnie, a wiem to stąd iż kiedy podsłuchałam rozmowę lekarzy ze sobą. Teraz mniej, więcej wiedziałam jak się czuła, ale to nadal nie było to oczywiście!
Wracając jednak do rzeczywistości... Kroki były coraz wyraźniejsze i było słychać w głosie tego kogoś ból, lecz przez panujące echo w tunelach nie mogłam rozpoznać do kogo on należy. Skuliłam się bardziej przy ścianie i patrzyłam jakoś w stronę, skąd dobiegały dźwięki. Błagam zostawcie... Zostawcie! Nie róbcie mi krzywdy! rozpaczałam w myślach a oczy miałam jak pięć złotych. Drżałam cała i wciskałam się tak mocno w kamienną ścianę, jakbym chciała się z nią scalić.
Jedyne światło jakie było to opuszczona latarka tego oblecha, który leżał martwy, a tak co całkowita ciemność, a ja nie lubiłam ciemności, gdyż zawsze wiedziałam że w ciemnościach człowiek jest bardziej bezbronny, gdyż nie potrafi dostrzec często zagrożenia jakie na niego czyha. Kiedy zza zakrętu zobaczyłam wyłaniającą się postać, miałam ochotę krzyczeć i płakać, lecz nie wydobył się ze mnie ani jeden dźwięk... Pytasz dlaczego się kulę zamiast uciekać? To proste... Strach mnie sparaliżował! Kiedy po chwili zobaczyłam swojego brata, który do mnie podbiegł i mnie do siebie przytulił, nareszcie poczułam się w miarę bezpiecznie!
- Spokojnie Saruś! Jestem tutaj! Nic ci już nikt nie zrobi! Jestem tutaj! Jestem... - mówił zmartwiony i zdenerwowany zarazem, a ja wtedy się w niego mocno wtuliłam a raczej wczepiłam i dopiero teraz emocje mi bardziej puściły i pozwoliłam sobie na płacz. Brat mnie tulił i starał się uspokoić, ale dał na szczęście mi się wypłakać.
- Spokojnie Saruś jestem! Ci... Już dobrze, spokojnie... Jesteś już bezpieczna, nie płacz - powtarzał spokojnie cały czas, ale wiedziałam że też jest zdenerwowany. W końcu po jakiś dwudziestu minutach się w miarę uspokoiłam, a oddech wrócił nieco do normy, lecz i tak mocno trzymałam się brata, jakby miał mi zaraz gdzieś zniknąć!
- Kias... - wyjęczałam jakoś - Boję się... On prawie mnie.... - urwałam bo znowu zaczęłam płakać, gdyż doszły do mnie kolejne uczucia strachu, że zaraz może jednak po mnie znowu ktoś przyjdzie.
- Ci... Już jesteś bezpieczna, nie bój się! Nikt Cię już nie dotknie! - mówił spokojnie, tuląc mnie cały czasu i głaszcząc po plecach.
- Chcę do domu... - wyjęczałam niczym małe, przerażone dziecko do rodzica. Kiedy brat już znowu miał się odzywać, nagle znowu usłyszeliśmy przeraźliwe rżenie konia, lecz tym razem usłyszeliśmy również i śmiech jeźdźca, który jakby poganiał tego konia...

< Kias? ;3 >

niedziela, 11 czerwca 2017

Od Sary cd. Kiasa

Nie! Nie! Nie! Tylko nie trupy! Tylko nie niewola w ich obozie! pomyślałam przerażona, chowając się za bratem jak tylko mogłam. Nie chciałam trafiać do ich niewoli! Wiedziałam co mnie i brata tam czeka a w szczególności mnie... Niestety jestem kobietą więc te gadziny by miały niezłą radochę w zgwałceniu mnie wielokrotnie, zważywszy iż należę do wrogiego im obozu!
Będąc za bratem, coraz mocniej ściskałam materiał jego ubrania, gdyż byłam coraz bardziej przerażona. Nie chciałam zginąć w ich niewoli, choć w zasadzie to śmierć już by chyba była lepsza od gwałtów i torturowania żebym zdradziła jakieś informacje. Nie podchodźcie, nie podchodźcie, nie podchodźcie! krzyczałam rozpaczliwie w myślach, kiedy byli coraz bliżej z szatańskimi uśmiechami, a zwłaszcza w moją stronę...
Po co ja chciałam jechać na tą przejażdżkę?! Po jasną cholerę mi to było?! Przeze mnie skrzywdzą brata i się mną również zabawią! Jestem do niczego.... Tylko ze mną problemy! Zostawicie... myślałam cały czas i kuliłam się jeszcze bardziej z każdym kolejnym krokiem trupów, a serce waliło jakbym miała naprawdę zaraz umrzeć!
Nagle jeden z trupów zaczął walczyć z moim bratem, przez co musiał się ode mnie odsunąć, żeby mieć większe pole manewru.
Był bardzo ciężko ranny ale starał się walczyć, podczas, gdy ja odsłonięta stałam się celem jednego z trupów.
- Uciekaj!!! - krzyknął brat, co zrobiłam od razu, choć słabo mi to szło to zaczęłam uciekać w głąb tunelów, mając wyrzuty iż zostawiłam brata i było mi strasznie źle z tą myślą, bo się o niego martwiłam, lecz strach był silniejszy ode mnie i kazał uciekać jak najszybciej tylko mogę!
Niestety przez odniesione obrażenia byłam wolna i nie tak szybka jaka jestem gdy mam pełną sprawność fizyczną... Złapał mnie i przewrócił na ziemię, oczywiście przyciskając mnie swoim cielskiem do ziemi! No nie oszukujmy się, on ważył chyba jakieś 78 kg, podczas gdy ja jakieś 54... tyle że tutaj wchodziły również jego silniejsze mięśnie, a ja byłam ranna, słaba oraz niedawno wyszłam z medycznego po postrzałach!
- Puść mnie! - krzyczałam, lecz w zamian dostałam w twarz z całej siły, a mi oczywiście popłynęły łzy odruchowo, gdyż to bardzo mnie bolało...
- Zamknij się! - warknął i zaczął się do mnie dobierać, a ja spanikowana próbowałam z nim walczyć, lecz nieświadomie mu w tym pomagałam w trakcie szarpaniny, gdyż nie miałam zbyt wielkiego pola manewru pod nim. Bałam się strasznie! Próbowałam walczyć jak tylko mogłam, lecz on już mi prawie ściągał wszystko, a żebym stawiała mniejszy opór, przewrócił mnie na brzuch i przycisnął kolanem do ziemi...  
Nie! Nie! Nie! Nie! Błagam nie! krzyczałam na co on się tylko śmiał albo jeszcze bardziej go to podniecało i już ściągał mi nieco spodnie z majtkami. Złapał mnie za szyję i zaczął podduszać, żebym skupiła się bardziej na wzięciu oddechów, niż walce z nim, a w tym czasie usłyszałam jak rozpina swoje spodnie, co jeszcze bardziej mnie przeraziło! Nie mogłam krzyczeć bo mnie dusił!
W głębi korytarza usłyszałam krzyk bólu brata, co mnie przeraziło, bo wiedziałam że nie przybędzie mi z pomocą, a sam zapewne oberwał solidnie, przez co myślałam że to już koniec! Zastanawiałam się już tylko jak bardzo będzie mnie to boleć, bo już czułam jego obleśnego, pulsującego członka na swojej skórze i czułam jego oddech na karku, co wywołało u mnie dreszcze i kolejną falę panicznego strachu! To koniec pomyślałam jeszcze i gdy już miał się we mnie wbijać bo poczułam napór, przez co załkałam.
- Nareszcie! - powiedział z obrzydliwym podnieceniem i mocniej zacisnął swoje łapska na moich biodrach - Nie ruszaj się to będzie mniej bolało! - zaśmiał mi się jeszcze do ucha.
Nagle usłyszałam przeraźliwe rżenie konia oraz zza zakrętu wyłonił się... Co?! Jeździec bez głowy?! To zwidy?! - pomyślałam gdy zbliżał się w naszą stronę, a ściany zaczęły płonąć lekko wraz z ziemią gdy przejeżdżał.
 https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/a0/7a/25/a07a25fd919cef0591f8d01d766531ee.gif
- Co jest do chole... - nie dokończył, bo jeździec się zamachnął i ściął mu głowę, przez co jego cielsko spadło na mnie bardziej bezwładne i ciężkie, łeb spadł obok mnie, a jeździec pojechał dalej.
 https://media.giphy.com/media/TlK63EW6FJ4rcQKs8AE/giphy.gif?w=570
Szybko wydostałam się z pod niego i przerażona przysunęłam się bliżej ściany i jakoś założyłam z powrotem wszystko na siebie, ale byłam tak przerażona, że cała się trzęsłam jak osika! Myśl że prawie zostałam zgwałcona, bo już prawie we mnie wchodził ten typ była przerażająca! To mogło się inaczej skończyć... Gorzej pomyślałam i siedziałam sama w ciemnościach, podczas gdy dalej zrobił się jakiś gwar, który mnie przeraził jeszcze bardziej. Kias... pomyślałam o bracie, lecz nie byłam w stanie się ruszać.

< Kias? ;3 jest przerażona ;c on tam chce żeby mu tam grób poprawić co tam mu zniszczyły Trupy i jego dziewuchy xdd >