Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kiara. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kiara. Pokaż wszystkie posty

sobota, 25 sierpnia 2018

Od Kiary cd. Rafaela

Widząc w jakim jest stanie mój starszy bart bardzo się zmartwiłam. Byłam normalnie w szoku że mam jeszcze jednego członka rodziny ale teraz najważniejsze dla mnie było by go zanieść na medyczny by go opatrzyć i wyleczyć. Z pomocą męża szybko zanieśliśmy go na prywatną salę, gdzie się zajął nim szybko Edward, nasz medyk, gdyż ja na obecną chwilę nie potrafiłam... W końcu to był mój brat, a ja byłam w takim szoku i tak roztrzęsiona że nie byłabym w stajnie mu opatrzyć ran i bym mogła tylko i wyłącznie wszystko pogorszyć a ja nie chciałam jeszcze bardziej zaszkodzić mojemu bratu, który i tak już wystarczająco się nacierpiał i nasłuchał od Rekera. Z resztą i pewnie nie tylko od niego, bo skoro był synem Williama, tak jak ja to na pewno nie miał łatwo w życiu i przeżył nie małe piekło przez naszego cholernego ojca, który porzucał nas jak jakieś nic nie warte śmieci czy zepsute zabawki które od tak można sobie wyrzucić do śmietnika kiedy się tylko chce albo mu się znudzi!
Po twarzy Edwarda wiedziałam że z bratem jest bardzo źle... Pobrał mu próbki krwi do analizy by mieć pewność czy nie jest aby czasem nosicielem jakiejś choroby i czy na pewno jest zdrowy by w razie czego wdrożyć odpowiednie leczenie które by mu pomogło i które by w razie czego uchroniło by obóz przed ewentualną epidemią czy coś w tym stylu, choć ja miałam dziwną pewność że nie jest niczym zarażony. Byłam pewna raczej tego ze ktoś go skrzywdził i gdybym szybko wtedy nie zbiegła to nie wiem jakby to się skończyło... Miałabym na sumieniu własnego brata który uratował mi życie! Nie zniosłabym straty tak ważnej osoby w swoim życiu. Reker oczywiście mnie przeprosił bo nie miał prawa wiedzieć że to mój brat, a z resztą nikt nie wiedział i doskonale go rozumiałam że zareagował tak a nie inaczej bo po prostu chciał mnie chronić... Dzięki bogu że zdążyłam... Błagam wyzdrowiej pomyślałam smutno bo się obwiniałam że jest tak ciężko ranny i że tak musi cierpieć. Ja się wycierpiałam już przez ojca w swoim życiu wystarczająco, więc nie chciałam by i mój starszy barat cierpiał teraz i by nie przechodził przez to wszystko co ja musiałam w życiu...
- Wyzdrowieje nie martw się tak - Reker starał się mnie pocieszyć i siedział obok mnie na krześle, trzymając mnie za rękę.
- Mam nadzieję... Znowu ktoś z mojej rodziny musi cierpieć przez cholernego ojca... Ile jeszcze osób skrzywdził ten potwór? - powiedziałam na co mnie przytulił.
- Na pewno wyzdrowieje - powiedział stanowczo - Niestety dużo pewnie zranił, ale może większości udało się jakoś odbudować swoje życie kochanie - dodał.
- Oby... Nie chcę by kolejne osoby cierpiały przez niego - powiedziałam czując się ciutkę lepiej.
- Wiem kochanie - odparł krótko głaszcząc mnie po głowie uspokajająco.
- Co z dziećmi? - spytałam martwiąc się co z naszymi pociechami.
- Są z dziadkami ale i też starają się bawić z Ericem więc jest dobrze - odparł z lekkim uśmiechem.
- Łobuzy - odezwałam się krótko, aczkolwiek także lekko się uśmiechnęłam na to gdy sobie to wyobraziłam.
- Pójdę może lepiej zobaczyć co robią... Może te małe potworki pokonują Erica - rzekł wstając.
- Dobrze - odparłam po czym wyszedł, a ja zostałam sama ze śpiącym i opatrzonym już bratem, który był podłączony do kroplówek i monitora EKG. Czuwałam przy nim ciągle i patrzyłam co po chwilę na jego parametry życiowe. Miałam nadzieję że będzie chciał zostać w obozie, bo tak gdyby odszedł to bardzo bym się o niego bała i ciągle bym myślała o tym czy nic złego mu się nie dzieje i wszystko.

< Rafael? ;3 nie miałam zbytnio pomysłu ;c >

piątek, 24 sierpnia 2018

Od Kiary cd. Reker'a

Martwiło mnie to iż Reker tak bardzo się bał jechać ze mną do Smoków i podejrzewałam szczerze mówiąc iż Raul go straszy co niezbyt mi się podobało i wiedziałam że się rozmówię z nim tak jak z Shunem by nikt go nie dręczył. Inni już go zaakceptowali jako przywódcę oraz mojego męża więc ten głupki też powinny i niech to sobie wbiją do łbów! Co to jakieś cholerne średniowiecze że mam wychodzić za mąż za tego kogo mi każą? No sorry ale ja jakąś durnowatą księżniczka nie jestem mimo iż siedzę na gniadym koniu... Jak się wkurzę i go trzasnę to mnie dopiero popamięta, a przypominam jestem w ciąży, więc tym bardziej nie wolno prowokować takich kobiet! Stresowałam się kolejną ciążą gdyż to oznaczało iż będziemy też musieli szukać więcej miejsca na kolejnego członka rodziny, a poza tym bardzo martwiłam się reakcjami chłopców, gdyż nie chciałam by czasem poczuli się przez nas nie kochani... Byli także dla mnie bardzo ważni, więc miałam nadzieję że przyjmą to dobrze, no i musieliśmy ich na to przygotować że w naszej rodzinie przybędzie kolejny członek rodziny.
Omijając wszystkie pułapki jakoś dostaliśmy się do tajemnych jaskiń, gdzie szybko wjechaliśmy konno, tym samym znikając z powierzchni ziemi. Ciemno jak zawsze pomyślałam jadąc z ukochanym przez ciemne części tunelu, który był tak zrobiony celowo by nikt nie podejrzewał iż są tutaj ukryci jakieś bandziory. Dopiero po około dwóch kilometrach znajdowała się pierwsza pochodnia, oświetlająca nam nieco drogi, a za nią pojawiały się kolejne i kolejne, aż w końcu wjechaliśmy na mini placyk, gdzie dalej już nie można było pojechać konno, tylko trzeba było iść pieszo jak zawsze. Zsiedliśmy z naszych koni, lekko klepiąc je po szyi by podziękować im za jazdę, po czym zaczęliśmy iść tunelami w głąb tej kamiennych korytarzy i centrum. Złapałam Rekera za rękę widząc iż się stresuje i spojrzałam na niego spokojnie.
- Nie przejmuj się Raulem... Jest specyficzny mnie też na samym początku nie zbyt lubił i na mnie mruczał co po chwilę, więc nie przejmuj się jeśli coś Ci złego nagada on taki już jest... Potrzebuje czasu by komuś obcemu zaufać, ale najpierw musi sobie nieco pomarudzić - wyjaśniłam mu patrząc na niego z troską.
- Dobrze - odparł cicho.
- Będzie dobrze inni Cię lubią i akceptują i to jest ważne, a jednym gburem się nie przejmuj - powiedziałam spokojnie - Tylko zobaczę co u nich i zaraz wracamy do obozu obiecuję - dodałam, na co skinął szybko głową. Po chwili weszliśmy na plac gdzie kręciło się pełno osób ze smoków i przywitali nas z uśmiechem. Udało mi się też złapać Shuna który na szczęście mi wyjaśnił że wszystko jest w porządku. Mieli co prawda epidemię grypy u siebie ale dali sobie z tym radę. Kiedy tak rozmawialiśmy, nagle dostrzegłam Raula, który łaskawie przywlókł swoje dupsko dzisiaj i spojrzał na nas wszystkich.
- Przyjechaliście - rzekł krótko.
- Tak przyjechaliśmy - mruknęłam - Wyglądasz jakbyś się z kimś boksował... Spałbyś po nocach a nie czytasz te książki i buszujesz ze swoją dziewuchą pod kołdrą - dodałam, na co przewrócił jedynie oczami.
- Bardzo śmieszne... Czytałem raporty - mruknął.
- I co w tych raportach takiego jest że nie mogłeś się wyspać jak człowiek? - spytałam - Niedługo będziesz musiał używać zapałek by podtrzymać te swoje powieki, które ci same się zamykają co po chwila - dodałam i się martwiłam o tego barana.
- Nic mi nie będzie - burknął i spojrzał na Rekera chłodnym wzrokiem więc od razu pociągnęłam go boleśnie za ucho.
- Sprawisz przykrość mojemu mężowi to nakopię Ci do dupy tak że się nie pozbierasz... - syknęłam lekko by wiedział iż lepiej nie wyprowadzać mnie z równowagi - Jestem z nim szczęśliwa i wbij sobie wreszcie to do łba jak inni i przestań ciągle marudzić jak stary dziadyga po osiemdziesiątce... Nie jestem już małą dziewczynką więc odpuść, bo zaczynasz mnie tym wkurzać - dodałam.
- Dobrze, dobrze - burknął niezadowolony i jęknął z bólu, więc pościłam mu ucho, za które zaraz się złapał.
- Więc co to za raporty? Coś ważnego? - spytałam ponownie.
- Tak jakby... Wygląda na to że obóz Aniołów sobie nie radzi i często dochodzi tam do przeróżnych zamieszek - wyjawił w końcu czym z Rekerem się zdziwiliśmy, choć w sumie to coś tak czułam że Andrew, przywódca obozu aniołów, będzie miał problem. Był dobrym człowiekiem, tyle że strasznie oszczędzali na wszystkim i nie byli za bardzo skłonni pomagać innym, przez co coraz więcej osób się od nich odwracało i wolało iść mieszkać w innych obozach gdzie się lepiej nimi zajmują i dbają. Nawet jeśli anioły miały pełne magazyny to i tak szczędzili i woleli nie dawać leków by mieć na zapas, tyle że sami wpadali w błędne koło gdyż liczba ludzi im się zmniejszała gdyż część umierała, została porzucana albo przeprowadzali się właśnie do innych obozów by jakoś żyć i prosić o pomoc.
- Wygląda na to że Andrew sobie nie radzi - zagaił Reker na co skinęłam lekko głową.
- Trzeba będzie przekazać to wujkowi Ericowi... - powiedziałam zamyślona - Dobra to my wracamy! Trzeba to szybko przekazać... Dzięki Raul - dodałam - Idź teraz spać Shun później mi powie czy wykonałeś to czy nie - dopowiedziałam, na co zamruczał niezadowolony, a ja ponownie zniknęłam w tunelu z mężem, a następnie wsiedliśmy na swoje konie i wyjechaliśmy z kryjówki.
♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠
Jadąc w kierunku naszego obozu ciągle się zastanawiałam czy zmiana przywódcy u Aniołów by coś pomogła czy też nie... Być może Andrew był zbył łagodnym przywódcą by to ogarnąć, bo nie potrafił zbytnio krzyczeć na ludzi, choć też czasem potrafił być stanowczy. Jednak gdy kilka razy pofolguje się ludziom, to tak później niestety jest że za dużo sobie pozwalają i stają się bardziej wyrafinowani.... Wujek Eric jak tam grzmotnął ręką to zaraz wszyscy do pionu się ustawiali i ani myśleli zostawiać ludzi na pastwę losu, nie chcąc by to ich później zostawić, bo wiedzieli że jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie i koniec.
Jadąc tak, w pewnym momencie Reker kazał mi się zatrzymać co mnie zdziwiło bardzo, ale wykonałam to polecenie, a on zaczął się czujnie rozglądać dookoła. Wiedziałam że coś musiał usłyszeć, więc ja także zaczęłam się rozglądać, a w pewnym momencie spojrzałam ku górze i ku mojemu zdumieniu na drzewie w dwóch osobnych siatkach byli uwięzieni jacyś ludzie! Kobieta i mężczyzna... Z tego co mi się udało dostrzec to mężczyzna był ranny w bark, a kobieta wyglądała na ciężko chorą i to w dodatku w ciąży! Wyglądało mi to na siódmy miesiąc i widać było iż ledwie zipie, co mnie zmartwiło. Nie wiedziałam skąd tutaj ta pułapka, ale była pewna że na pewno nie ze smoków ani od nas... To oznaczało że trzeba było uważać bardziej. Nie wiadomo czy ktoś chciał w ten sposób coś upolować, czy też co innego.

< Reker? ;3 >

poniedziałek, 4 czerwca 2018

Od Kiary cd. Reker'a

Zawsze musze się w coś wpakować... Że też Reker jak zwykle nie mógł odpuścić... Teraz musze znowu iść na tem medyczny. Jak tu by się wykręcić? - myślałam szybko idąc za Rekerem w stronę medycznego. Dawno nie byłam w gangu ale znając życie gdybym chciała się wykręcić od badania to Shun by mnie chyba wytrzepał za to... Nie chciałam być badana i na samą myśl o tym to jeszcze bardziej ściskało mnie w brzuchu. Wchodząc na medyczny usłyszałam jak Edward warczał coś tam niezadowolony, a Ben go przywoływał do porządku ciągnąc mocno za ucho, na co mimowolnie się uśmiechnęłam pod nosem. Jak widać jego starszy braciszek nie tracił czasu.
- Skoro już sibie porozmawialiście to może któryś z was przebada Kiarę? Boli ją brzuch i źle sie czuje - rzekł kładąc mnie na jednym z wolnych łóżek.
- Nic mi nie jest pewnie się czymś zatrułam - westchnęłam na to - Kias wyjdź bo nakopię Ci do dupy! - warknęłam keszcze w stronę cieni gdzie po chwili zobaczyłam błysk jego oczu.
- No dobra - odezwał się i zaczął kierować się w stronę wyjścia cieniami.
- Swoich kolegów też zabierz - mruknęłam jeszcze i na szczęście wszyscy poznikali a drzwi się zamknęły. Nie chciałam by ktoś wiedział co mi jest i robił z tego aferę bo miałam już dość użalania się nade mną.
- Masz jeszcze jakieś objawy? - spytał Edward podchodząc do mnie i całe szczęście bo jeszcze temu Benowi nie ufałam gdyż był po prostu nowy.
- Czasem głowa mnie boli ale przy takiej pracy to raczej normalne - westchnęłam - Tylko nie uciskaj mi brzucha jak ciasto bo Cię chyba rozszarpię - dodałam na co wywrócił lekko oczami.
- Tak tak... Tylko mnie nie ugryź - mruknął na mnie.
- Nie obiecuję... - burknęłam pod nosem niezadowolona.
- Spokojnie Kiara - odezwał się tym razem mój mąż na co westchnęłam.
- No dobrze już dobrze - odparłam spokojniej - Zbadajcie mnie już bo nie mam czasu na pierdoły do gangu swojego muszę pojechać - dodałam i zaczął mnie Edward badać. Nie podobało mi się to w ogóle. Musiałam jeszcze iść na badania krwi więc Edward nie miał wyników ale widziałam że coś tam mamrocze pod nosem. Musiałam chwilę poczekać na wyniki więc Reker siedział przy mnie i na krześle i widziałam że martwi się bardziej niż ja.
- Reker spokojnie ból brzucha to nie koniec świata - starałam się go odstresować.
- Po prostu się martwię kochanie - powiedzial lrkko się uśmiechając do mnie.
- Pojedziesz ze mną do gangu? Muszę ich sprawdzić - spytałam z nadzieją w głosie.
- Pewnie że tak - odparł z uśmiechem z czego się ucieszyłam bo w końcu on też był przywódcą ze mną i wypadało by żeby on też się tam pokazywał, no a poza tym sama tam nie chciałam jechać.
- Ciesze się - rzekłam szczerze po czym nieco się przeciągnęłam i na szczęście leki uspokajające które Edward mi podał mi pomogły.
- Lepiej już się czujesz kochanie? - spytał jeszcze.
- Już lepiej, nie martw się - odparłam spokojnie a po chwili zobaczyłam Edwarda który wszedł z moimi wynikami krwi - I co Edward? - spytałam znudzonym głosem widząc jak patrzy w kartki papieru gdzie były moje wyniki badań.
- Cóż... chyba będziecie musieli wziąć większy pokój byście się pomieścili - westchnął czym się zdziwiłam i zmarszczyłam bardziej swoje brwi, a on widząc to jedynie przewrócił lekko oczami.
- Edward wyrażaj się jaśniej a nie w jakiegoś detektywa się bawisz - warknął cicho Reker, który nie był tym zadowolony tak samo jak ja.
- Kiara jest w pierwszym miesiącu ciąży pasuje wam taka odpowiedź? - spytał poirytowany a ja myślałam że spadnę z krzesła.
- Żartujesz sobie?! To nie prima aprilis! - fuknęłam na niego myśląc iż to żart który mi się nie podobał.
- Mówię prawdę chcesz to se sprawdź sama jak mi ne wierzysz - mruknął oddając mi karty po czym się odsunął - Nie możesz się stresować - dodał jeszcze po czym wyszedł a ja patrzyłam na swoje wyniki krwi osłupiała i kompletnie zdezorientowana.

< Reker? ;3 no to już wiadomo xdd >

środa, 18 kwietnia 2018

Od Kiary cd. Reker'a

Im dłużej tego wszystkiego słuchałam, tym bardziej nie mogłam uwierzyć do czego ta gówniara będzie chciała jeszcze się posunąć tylko po to  by dalej kłamać swoich rodziców iż świetnie się uczy. Przecież to oczywiste że w końcu by się wydało zważywszy na jej oceny! Co ona myślała że nauczyciele nie poinformują o tym jej rodziców? Zwłaszcza że ta mała szmaciura ma teraz poprawkę roku, to ona nie przychodziła na zajęcia bo miała to zwyczajnie w dupie i wolała się szlajać nic nie robiąc. Może i nie zostanie tym żołnierzem ale to wszystko by się jej przydało gdyby ktoś ją napadł, albo nie daj co porwał i by musiała jakoś przetrwać gdyby jakimś cudem uciekła swoim oprawcom. Warto jest wiedzieć jak przetrwać, jak odnaleźć drogę do domu oraz jak się skutecznie bronić, lecz jej mały móżdżek chyba nie zakodował, że ona nie będzie wiecznie chroniona przez rodziców i wiecznie bezpieczna, gdyż nawet jeśli ma rodziców którzy chcą ją chronić, to zawsze może się zdarzyć dosłownie wszystko. Na prawdę nie wiem jak można być tak głupim, no ale cóż... Nie mnie ludzi oceniać tylko temu na górze, co stworzył ten nasz coraz to bardziej pokręcony świat. Widziałam dzieciaki które mają trudności duże z nauką, ale się starały, a ona natomiast ma w tyłku wszystko i myśli że będzie miała jak jakaś księżniczka z bajki, której się wszystko pod nos podstawi i będzie elegancko. Eh... że też nadal są takie durne bachory co mają siano we łbie zamiast rozumu pomyślałam patrząc dalej na tą całą scenkę ze znudzeniem ale i jednocześnie z irytacją w stosunku do tej kłamliwej gówniary. Ta mała cholera w ogóle nie miała do nich szacunku! Rozpieszczona albo po prostu głupia... Obyśmy my nie mieli takich akcji ze swoimi dziećmi pomyślałam jeszcze na szybko i poczułam znowu lekki ból w podbrzuszu lecz to zignorowałam.
- Nie chcę się uczyć... Po cholerę mi to? Zombie po świecie latają, a ja z bronią latać nie zamierzam! - warknęła nagle gówniara, zaraz na słowa mojego męża.
- To jest po to byś umiała sobie sama poradzić - powiedziała zła jej matka.
- Święci się odezwali! A sama siedzisz w domu na dupie a broni się boisz jak ognia... ale nie ja kurwa mam robić wszystko bo zamiast synusia urodziłam wam się ja! - warknęła wściekła.
- Jak ty się wyrażasz do matki gówniaro jedna? - warknął i wlał jej w tyłek ojciec, na co ta go ugryzła więc dostałą też z liścia w twarz - Co kurwić się wolisz niż uczyć?! - wrzasnął wściekle - Nie będę trzymał dziwki pod swoim dachem! Wypieprzaj mi stąd już! Kurwo jedna! - wrzasnął ponownie tak że nawet jego żona byłą w szoku, a wtedy ojciec rzucił jej jakimiś rzeczami w twarz i wypchnął na dwór.
- Nie możecie mnie z domu wyrzucić! - próbowała się bronić.
- Gówno mnie to obchodzi! Nie będziesz mi wstydu przynosić! Precz powiedziałem! Skończyłem! Żegnam! - wrzasnął i trzasnął drzwiami z taką siłą że dziwiłam się że nie spadły one z zawiasów.
- Roger.... - zaczęła niepewnie kobieta.
- Żadnych ale! Skoro jest tak wielce dorosła to niech gówniara pieprzona zasmakuje życia! Nieroba pod dachem trzymać nie będę bym wstydu się później kolejnego za nią najadł! Nie chce się uczyć to tyłkiem zarabiać będzie kurwa mała! - wrzasnął i poszedł sobie na górę również trzaskając drzwiami i dając dobitnie znak że koniec rozmowy. Nastała niezręczna chwila ciszy... Kobieta była wyraźnie załamana obecną sytuacją i sama nie wiedziała czy się coś odzywać czy nie, a też zapewne nie potrafiła poskładać teraz poszczególnych słów w zdania.
- To my już pójdziemy... Mimo wszystko mamy nadzieję że jakoś się wszystko ułoży - rzekłam spokojnie wstając powoli z kanapy, na co kobieta pokiwała jedynie głową, ale widziałam jej lekkie łzy pod powiekami. Zapewne myślała że jest okropną matką, skoro nie potrafiła wychować własnej córki, która kłamała na każdym kroku. Wyszliśmy z Rekerem z mieszkania po czym znowu poczułam ten ból w brzuchu lecz tym razem był znacznie silniejszy. Nie wiedziałam czy się czymś strułam czy może tak ta sytuacja na mnie działała. W każdym razie Laura się ulotniła gdzieś, a ja tylko myślałam co z tym teraz będzie.

< Reker? ;3 po tygodniu przyczłapie do ciebie czy cuś po kryjomu? xdd może będzie chciała jakoś wyjaśnić swój błąd? xdd No i co z innymi dziewuchami xd >

niedziela, 8 kwietnia 2018

Od Kiary cd. Reker'a

Rozbawiona patrzyłam na zachowanie swojego męża. Cóż jeśli chodzi o nasze sprawy łóżkowe to faktycznie dawno tego nie robiliśmy, gdyż zawsze mieliśmy coś do roboty, albo też zajmowaliśmy się dzieciakami swoimi, które ostatnio bardzo dużo chorowały, albo sprawami obozu, a teraz jeszcze znowu zajęliśmy się tymi dzieciakami, które przez tamtych jełopów którzy nic ich nie uczyli, nie zdali, a co najgorsze jeszcze się na nich wyżywano wtedy, co spowodowało wielką traumę i strach. No i sprawy z gangiem też mieliśmy przecież, bo nie raz ktoś próbował podskoczyć do nas, ale marnie to szło tym co tak do nas zaczynali i fikali że tak to powiem.
- Kocurek tak się stęsknił za lisiczką? - spytałam rozbawiona przy okazji go całując, co zaraz odwzajemnił.
Pamiętam jak pierwszym razem się poznaliśmy... Oj nie było kolorowo, a wtedy to nieźle darliśmy na siebie i nawet próbowaliśmy się pozabijać! Nie potrafiliśmy ze sobą współpracować ni cholery... Później jak nieco ochłonęliśmy, to jakoś tak zaiskrzyło i później ratowałam tego wariata, no i dalej jakoś tak to poszło. Teraz bez tej wredoty kochanej nie wyobrażam sobie życia. Przeszliśmy bardzo wiele i w sumie to sama się dziwię że jeszcze żyjemy.
Mieliśmy takie tortury i tyle razy byliśmy na nich gdy wrogowie nas łapali że teoretycznie nie powinnam już w ogóle funkcjonować, tylko siedzieć w kącie ściany jak jakiś człowiek z problemami psychicznymi. Bardzo wtedy cierpieliśmy i da większości ludzi w ogóle nie wyglądamy na kogoś, kto przeżył tak wiele bolesnych chwil w swoim życiu. Oczywiście cały obóz wie ile przeszliśmy bo pewne papugi tu są więc nas bardziej szanują tak jakby.
Wiele misji też przeszliśmy choć jesteśmy tacy młodzi... Bycie w Duchach nie było łatwe ale choć na początku bardzo rozpaczaliśmy iż musimy ich opuścić uciekając do wujka, którego z resztą na początku tak dobrze nie znałam i nieco miałam co do niego obawy ale Rajanek go uwielbiał więc szybciej się do niego przekonałam, gdyż dzieci podobnie jak psy bardzo dobrze wyczuwają dobrych i złych ludzi.
Wiem dziwne porównanie ale tak to zazwyczaj jest, tyle że zwierzęta zachowują szybką zdolność rozpoznawania rodzaju ludzi, a my ludzie gdy wkraczamy w dorosłość to zazwyczaj bardzo ciężko nam jest rozróżnić dobrego człowieka od tego złego, gdyż bardzo dobrze się maskują. Do tej pory nie wiem jak zwierzęta to robią ze tak dobrze to wyczuwają,a my pomimo niby takiej inteligencji, nadal tego tak dobrze nie potrafimy jak to robią one. Oj tak... Kiedy trafiliśmy do Śmierci, to gdy zaprzestaliśmy brania trucizn i tych innych dziadostw, o czym właściwie nie wiedzieliśmy że takie coś braliśmy, gdyż wtedy w Duchach było to w piciu i jedzeniu, dzięki czemu William i Michael mieli nad nami kontrole wszystkimi. Było bardzo ciężko gdyż pojawił nam się strach przed ludźmi i nikomu nie ufaliśmy. Wyjście na dwór było ogromnym wyzwaniem dla nas, a co dopiero rozmowa z nimi. Pamiętam jak Derek musiał za nas mówić, bo by nie potrafiliśmy, dosłownie jakby ktoś nam odebrał zdolność mowy.
I tak to z nami było... Później przechodziliśmy specjalna komisję obozową czy będziemy się nadawać na żołnierzy tutaj, no i później jakoś to szło. Teraz mieliśmy cudowne dzieciaki, mamy prawdziwy dom, obóz Duchów się zmienił bardzo na lepsze o co dba obecny założyciel Olivier, który z resztą był też tak jakby naszym przyjacielem, choć właściwie tak bardzo się do tego nie przyznajemy, gdyż jakiś autorytet mają Ci wszyscy założyciele i wypadało by go zachować by inni nie próbowali się buntować i zrobić coś źle dla obozu. No ale kończąc te moje wspominki, to patrzyłam w oczy Rekera, które były pełne czułości, tak same ja moje dla niego. Ach jak ja tego człowieka kochałam. Oczywiście zgodziłam się chętnie na jego zaloty, z resztą jak zawsze dla mojego kochanego miśka.
**************************
Kiedy skończyliśmy się zabawiać, a dość długo to robiliśmy z racji tego że mieliśmy długą przerwę. Leżeliśmy teraz w łóżku i patrzyliśmy w sufit w pełni zaspokojeni i myśleliśmy o tym jak zacząć ową rozmowę z rodzicami dziewczyn. Zastanawiałam się czy zabrać ze sobą dziennik by rodzice sami się przekonali iż mówimy prawdę, gdyż wiem iż mogły mówić że dostawały czwórki i lepsze oceny, a tak na prawdę to nie była prawda. Różne rzeczy przychodzą dzieciakom do głowy. Ja już się nieco bałam jak nasze dzieciaki będą się uczyć gdy w końcu będą na tyle gotowe iść do szkoły, a o ich zawodach miłosnych to też nie wiem jak ja to zniosę. Ciężko bowiem patrzeć na cierpienie ukochanych osób, ale miałam w duszy nadzieję że dobrze to wszystko się skończy i że nasze dzieci będą szczęśliwe.
Kiedy się ubraliśmy, wzięliśmy dziennik który był mały na szczęście, wiec taki podręczny i ruszyliśmy ku wyjściu z Ratusza. Do domu rodziny pierwszej z dziewczyn mieliśmy dość blisko, tak więc stanęliśmy spokojnie przy drzwiach i zapukaliśmy do drzwi. Czekaliśmy przez chwilę, aż w końcu otworzyła nam kobieta, która wyglądała na zdziwioną naszą obecnością.
- Dzień dobry... Możemy porozmawiać? - spytałam spokojnie.
- Dzień dobry... Tak... Zapraszam - powiedziała po czym wpuściła nas do środka, pokazując płynnym ruchem ręki gdzie mamy iść i przy okazji zobaczyłam że trzyma niewielką ściereczkę w ręce, wiec pewnie zmywała naczynia.
- Przyszliśmy porozmawiać w sprawie pani córki - rzekł spokojnie Reker.
- Córki? Coś się stało Laurze? - spytała z przestrachem.
- Nie... Nie... Nic z tych rzeczy, ale musimy porozmawiać o wynikach pani córki w nauce... Czy mąż też jest w domu? - spytałam tym razem ja.
- Nie... Nie ma go, ale powinien wrócić za kilka minut, zwykle o tej porze wraca... - rzekła nadal nie rozumiejąc, po czym pokazała nam miejsce gdzie możemy usiąść, czyli w tym wypadku na kanapie, co też zrobiliśmy.
- Laura nic nie mówiła o tym że państwo przyjdą... Z resztą tak dobrze się uczy że nie spodziewałam się państwa tym bardziej - powiedziała na co ja i Reker spojrzeliśmy na chwilę po sobie zdziwieni takimi wieściami.
- Poczekamy na pani męża, to wtedy wyjaśnimy całą sprawę... Wbrew pozorom nie jest tak jak państwo myślą... Córka gdzie jest teraz? - spyta Reker.
- Dobrze... No teraz jest u koleżanek i ma wrócić za jakiś czas - powiedziała nerwowo miętoląc ścierkę w ręce nie wiedząc co o tym wszystkim ma myśleć, a po chwili usłyszeliśmy odgłos otwieranych drzwi.
- Cześć kochanie wróciłem! - usłyszałem głos mężczyzny, a po chwili wszedł do pokoju, gdzie zdziwił sie bardzo naszym widokiem i spojrzał niezrozumiałym wzrokiem na swoją żonę.
- Coś się stało? - spytał pytając żonę.
- Dobrze że ju jesteś... Państwo w sprawie Laury... Usiądź czekaliśmy na Ciebie - rzekła kobieta na co mężczyzna zmarszczył swoje brwi w zdziwieniu, ale skinął lekko głową, po czym usiadł na fotelu obok swojej żony.
- No to słucham, o co chodzi? - spytał spokojnie, choć widziałam że nieco się denerwuje, gdyż nie wiedział tak samo jak kobieta w jakiej sprawie przychodzimy.

< Reker? ;3 Ty zaczniesz mówić dalej? xdd To ta która uczyć się nie chce i wiecznie okłamuje rodziców xdd >

czwartek, 5 kwietnia 2018

Od Kiary cd. Reker'a

Żal mi było Edwarda... Bycie w niewoli to straszna rzecz a jeszcze z takimi psycholami którzy często gwałcą, biją do nieprzytomności a nawet gorzej... Sama byłam kiedyś w takiej niewoli więc wiem jakie to jest piekło i nawet najgorszemu wrogowi bym tego nie życzyła, bo to zbyt straszne, chociaż oni raczej są tak bezwzględni i bezuczuciowi że sama nie wiem czy oni potrafią czuć jakiś ból... Z resztą wolę się na ten temat nie wypowiadać, bo i tak nie rozumiem jak mogą w ogóle istnieć takie świry na naszym świecie. Edward był w takim stanie że musiał sam się położyć a ten jego niby brat wydawał się też przejęty. Wiedząc że nie ma co się w to mieszać spojrzałam na Rekera, który wyglądał na bardzo zmęczonego i sennego więc okryłam go bardziej kołdrą, a krótko później zasnął.
****************************
Minął miesiąc. Przez ten czas Reker doszedł do formy i wszystko po operacji mu się zagoiło. Byliśmy właśnie w pokoju i przyszykowaliśmy papiery odnośnie sprawdzianu oraz materiałów do nauki dla naszej grupki dzieciaków których uczymy do egzaminów poprawkowych. Może i nie byli od początku naszymi uczniami, ale to miłe i dobre dzieciaki więc postanowiliśmy pomóc.
https://em.wattpad.com/029cca2525652b8e741a4edfbaf01ba49e6968c3/68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f6f666b3559686c34487653765a413d3d2d3239323037393937332e313439303461653137643231343262393833333338313734323437372e676966?s=fit&w=720&h=720
Sprawdzałam właśnie zeszyt jednego z naszych uczniów poprawkowych, dokładnie sprawdzając każdą stronę, lecz musiałam się cofnąć o kilka kartek, gdyż nie widziałam jednego zadania które też było zadane, lecz na szczęście je znalazłam tylko po prostu zrobił je w nieco innej kolejności niż inni.
- Jak tam u Ciebie sprawdzanie? - spytałam czytając ich zadanie domowe które nie było takie łatwe. Wśród nich były też dwie dziewczyny dlatego raczej one się też ich radziły. Szczerze mówiąc to nie miałam pojęcia czemu one tak bardzo chciały być żołnierzami. Nie to że im zabraniałam czy coś, bo skoro chcą być żołnierzami to proszę bardzo ale widziałam że no im to nie szło a do nauki ciężko było je nakłonić. Dlatego myślałam że raczej one tego zawodu nie chcą, tylko po prostu albo ktoś je zmusza, albo po prostu komuś coś chcą udowodnić, tyle że nie bardzo im to wychodziło i wiedziałam że będę musiała porozmawiać o tym z ich rodzicami. 
- A nawet dobrze, tylko martwi mnie sprawa z Kariną... Jej praca domowa jest bardzo... krótka i... - nie dokończył.
- Chaotyczna? Też to zauważyłam u Natalii... Laura też mnie martwi bo ona nie zrobiła jednego zadania, a jej reszta zadań pozostawia wiele do życzenia... - westchnęłam wpisując do zeszytu czwórkę za zadania Nikowi. Było tam parę błędów, które podkreśliłam czerwonym długopisem i napisałam z boku jak powinno być w magazynku kul.
- No... Może porozmawiamy z ich rodzicami co? Skoro mają z tym problem to chcę się dowiedzieć co za tym stoi - rzekł patrząc na mnie z nad zeszytu, który teraz sprawdzał.
- Masz rację... To samo uważam - rzekłam sprawdzając ostatni ze swoich zeszytów - Pójdziemy tam po obiedzie? - spytałam jeszcze czytając zadanie już innego chłopca.

< Reker? ;3 to co? idziemy na pogaduchy? xd co tam się dzieje? xd >

środa, 4 kwietnia 2018

Od Kiary cd. Rafaela

Dzisiejszy dzień nie różnił się za bardzo od poprzednich dni... Byłam w miarę wyspana gdyż wyspać się mi ostatnio było bardzo ciężko z nieznanych mi powodów... Badania odkładałam na później gdyż nie chciało mi się na nie zwyczajnie iść. Nie miałam takiej potrzeby a z resztą czułam się zupełnie zdrowa. Wujek Eric kazał mi sprawdzić tereny które oznaczył na mapie. No zrzędziłam mu nieco nad uchem więc chyba w końcu się nieco zdenerwował i żeby mieć spokój to dał mi to zadanie. Nie wiem co on też ostatnio milczący jest ale wolałam na razie w to nie wnikać. Być może pokłócił się ze swoją dziewuchą albo coś w tym rodzaju, a z resztą to nie moja sprawa! Jechałam właśnie sprawdzić pewien sektor na naszych terenach, który nie był odwiedzany od dawna ale z reguły było tam bezpiecznie, dlatego też nie byłam spięta ani trochę, ponieważ nasze tereny są chyba jednymi z najbezpieczniejszych, a zaraz potem chyba są duchy, bo tam Olivier nieco pogonił swoich ludzi jako założyciel by się nie obijali. A co do wujka Erica to chyba mnie bardziej tu wysłał na dłuższą przejażdżkę, ale co tam i tak bym się nudziła w pokoju sama, bo Reker też był na jakiejś misji, a dzieciaki u dziadków dzisiaj są znowu i jak widać bardzo im się spodobali. Jechałam na swoim koniu spokojnie i w towarzystwie Spike'a, Marka oraz Dave'a, bo więcej osób nie było po prostu trzeba. Jechaliśmy szybko, gdyż po prostu obawialiśmy się że zastanie nas burza śnieżna, a te potrafiły trwać nawet po kilka dni więc nie chcieliśmy ryzykować utknięcia na samym środku zadupia z dala od rodzin. Śniegu było troszkę mniej z uwagi na to że miała się niedługo zmienić pora roku w tym dziwnym świecie. Rozglądaliśmy się czujnie na boki lecz niczego nie widzieliśmy co też obieraliśmy za dobry znak. Po paru godzinach jazdy niestety już wiedzieliśmy że nie uda nam się wrócić na czas, dlatego zsiedliśmy z naszych koni i zaczęliśmy się rozglądać za jakimś schronieniem, mając nadzieję że burza śnieżna nie będzie trwała zbyt długo. Postanowiłam że się rozdzielimy i tu spotkamy za dziesięć minut i tak oto zaczęliśmy wszyscy szukać. Ja poszłam bardziej na wschód gdzie przez swoja gafę wlazłam na jakąś gałązkę która rozleciała się pod moją nogą. Szlak! pomyślałam nerwowo ale rozglądałam się czujnym wzrokiem, a nie całą głową, gdyż to byłby błąd z mojej strony. Z tego co zdążyłam zauważyć to ktoś tu rozbił obóz niedawno przed nami czyli ktoś tu był! Nagle kiedy chciałam się odwrócić, gdyż usłyszałam hałas za sobą, wtem ktoś pozbawił mnie przytomności uciskając punkty witalne i chyba upadłam...
********************************
Kiedy ocknęłam się na medycznym, to poczułam się jak w jakimś matriksie! To czego się dowiedziałam od Edwarda sprawiło że nie wiedziałam czy nadal śnię czy po prostu może się ze mnie nabijają... Z tego wszystkiego Edward uszczypnął mnie mocno co mi się nie spodobało bo to za bolało, a ja pacnęłam go za to dość mocno.
- To bolało! - mruknęłam na niego niezadowolona.
- Was jeszcze coś boli.... Wręcz niewiarygodne - wywrócił na to oczami doktorek, a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu i byliśmy tu sami.
- Gdzie Reker? - spytałam nie zwracając uwagi na jego poprzedni odzew do mnie.
- Gdzieś poszedł ale obawiam się że mógł pójść wiesz gdzie i do kogo za to co Ci zrobił - rzekł Edward, a ja chyba w tym momencie zbladłam - Lepiej się pośpiesz - rzekł jeszcze aja zerwałam się szybko by uniknąć tego co miało się stać mojemu bratu... Boże czemu ja muszę mieć takie pokręcone życie? William Ty cholero nigdy Ci nie wybaczę za wszystkie krzywdy jakie nam wszystkim wyrządziłeś! - pomyślałam wściekła i czym prędzej zbiegłam do lochów naszych gdzie było od groma cel, ale od Kiasa dowiedziałam się że są w celi 312 więc się spieszyłam ale na szczęście zdążyłam tam dotrzeć dość szybko dzięki mojemu zahartowaniu małemu że tak to powiem, ale i tak miałam zadyszkę. Swoją drogą to Kias chyba wszędzie jest jak jakiś czarnoksiężnik! Otworzyłam szybko drzwi celi i od razu krzyknęłam widząc Rekera.
- Nie rób mu krzywdy! - rzekłam zdyszana i jak widać zdążyłam w samą porę!
- Dlaczego? Przecież ta szuja Cię skrzywdziła! - warknął i patrzył z wrogością na związanego mężczyznę na krześle, który był chyba tak samo zagubiony ale i przerażony jak ja, choć on jednak chyba bardziej, zważywszy że zaraz miał doświadczyć biedak tortur, a chcąc, nie chcąc, ja i mój mąż jesteśmy chyba tu najgorszymi katami, choć wujka Erica chyba po namyślę dłuższym nigdy nie prześcigniemy z tym...
- Bo to mój brat... - rzekłam jakoś choć z trudem, bo nadal było mi dziwnie wymawiać to jakże proste dla innych słowo.
- Co? - zdziwił się i spojrzał na mnie a następnie na niego.
- Dobrze słyszysz... On nie chciał mi nic zrobić... Po prostu doszło do nieporozumienia... Rozwiąż go, trzeba go opatrzyć na medycznym - rzekłam opanowując oddech i spojrzałam na swojego brata. Kurwa porąbane to wszystko - pomyślałam jeszcze nie wiedząc za bardzo co o tym wszystkim myśleć, ale skoro to mój brat to nie mógł być zły... Prawda?

< Rafael? ;3 wybacz że tak długo ale nauka i problemy :/ W każdym razie braciszek uratowany! xdd >

środa, 21 marca 2018

Od Kiary cd. Rekera

Mimo że było późno Reker nie wracał co mnie bardzo martwiło więc postanowiłam go zacząć szukać i tak jak myślałam był na medycznym gdzie serce mu nawalało... Eh... nigdy nie może być normalnie zawsze jakieś cholerstwo albo cholera musi się do nas przyczepić pomyślałam podchodząc nieco bliżej śpiącego męża i ku mojemu zdziwieniu na medycznym był też jakiś obcy facet którego w ogóle nie znałam. Patrzył na mnie bystrymi ślepiami i wyglądało na to że był starszy od Edwarda. Zdziwiło mnie co on tutaj robi ale pomyślałam że może go uratowano, cóż...
Szczerze mówiąc to nie za bardzo się nim interesowałam aczkolwiek wolałam zachować czujność co do niego, nigdy nie wiadomo kiedy, kto i gdzie chce Ci wbić nóż w plecy czy też skręcić Ci kark tylko po to że nie podoba się takiej osobie Twoje istnienie! Zabawne jest to że mimo iż ludzkość upadła i zawładnęły naszym światem zombie, to to że nadal łączymy się w grupy jak jakieś stada i walczymy ze sobą zaciekle, nadal robiąc między sobą wojny lecz nie już na skalę światową i szczerze mówiąc to wątpiłam że kiedykolwiek ludzie przestaną się tłuc...
To chyba taka nasza natura choć już sama nie wiem... Rasa ludzka raczej nigdy się nie zmieni i pozostanie agresywna w stosunku do tych kto nie jest ich zdania czy też nie ma takich samych poglądów jak owy osobnik. Choć nasza cywilizacja upadła i teoretycznie nasz poglądy powinny być zupełnie błahe i głupie, to jednak nadal się ich trzymamy jak głupi i nie pozwalamy nikomu tego zniszczyć, a przecież powinnyśmy się wspierać a nie walczyć ze sobą, tylko z zombie by wyplenić to całe dziadostwo z naszego świata. Dalej rasa ludzka będzie szukała wojen i dalej będzie szukała broni biologicznej co też nie raz już się tu zdarzyło...
Koniec końców dzieje się tak jakby rasa ludzka sama się chciała wybić co do ostatniego ludzkiego osobnika. Ponoć ktoś kiedyś przepowiedział że rasa ludzka sama się unicestwi ale czy to prawda? W końcu skoro przetrwaliśmy już apokalipsę i ciężką wojnę z ruskimi, to powinniśmy stać się silniejsi... Udowodniliśmy nasz upór i siłę charakteru iż nie poddajemy się tak łatwo, choćby ktoś chciał nas wymazać z tej części świata i historii. Człowiek jako neandertalczyk był głupi, lecz po skoku technologicznym jest jeszcze głupszy... Pycha i chciwość nas gubi przeszło mi przez myśl gdy siadałam obok swojego męża i ojca mojego dziecka, o którego tak bardzo się martwiłam. O tyle dobrze że dzieciaki były u dziadków, więc nie musiałam się martwić że by go widziały w takim stanie jakim teraz jest... W brew pozorom to też dla nich ogromne przeżycie. Chwyciłam go delikatnie za rękę a mój pierścionek zaręczynowy od niego oraz pierścionek ślubny zabłyszczały w świetle lamp. Nasz ślub... Wydaje mi się jakby to było wieki temu i jakbyśmy znali się wieczność... pomyślałam przypominając sobie to wszystko i szczerze mówiąc to nadal serce mi przyśpieszało, kiedy przypominałam sobie jak szłam w tej sukni białej swojej do ołtarza gdzie stał on... Największym stresem byli Ci wszyscy ludzie i sama już nie wiedziałam czy stresowałam się bardziej nimi czy też jednak faktycznie faktem iż mam wyjść za mąż. Kochałam Rekera ponad życie i miałam nadzieję że to uczucie nigdy nie osłabnie ani nie przepadnie... Rayanek bardzo podrósł od tamtego czasu... Oj tak! Poród łatwy nie był, lecz cieszyłam się że urodził się zdrowy. Pamiętam też jak Reker po raz pierwszy się skrzywił nieświadomie gdy przyszedł czas na zmianę pieluszki, gdyż poczuliśmy pewien "zapach". Dla mnie wyglądało to komicznie, ale nie żałuję niczego! Najbardziej jednak martwiła mnie ta sprawa z Trupami... Ten cały Trip do był jedną wielką zagadką. Nie dowiedziałam się dużo ale wiem że pomogli właśnie Rekerowi i wtedy Tamarze jeszcze. Co Ty knujesz Trip... pomyślałam szybko. Co prawda go nigdy nie widziałam ale na pewno miał paskudną mordę jak każdy z tych złych obozów. Martwiłam się bo moim zdaniem on też był zły do szpiku kości tyle że uratował ich wtedy bo miał na pewno jakiś plan... Czy on chce nas zmylić i sprawić żeby nasz obóz im dał sojusz i zaufał? Jeśli tak to się grubo myli... Oni współpracują z Demonami a to oznacza że bie wolno im ufać... albo Trip jest tak głupi by myśleć że zapomnimy o wszyskim co Trupy zrobiły albo planuje coś większego... Musieliśmy trzymać się na baczności bo nigdy nie wiadomo kiedy wróg mógł nas zaatakować. Kiedy tak sobie myślałam nagle usłyszałam jak Edward coś mówił że to niemożliwe więc obejrzałam się za siebie. Edward wyglądał jak duch podobnie jak ten dziwny nowy a wujek Eric który nagle się tu jakoś cudownie teleportował.
- Ale jak to możliwe? Przecież ja nie mam brata... - mamrotał dziwnie Edward który był bardziej blady niż ściana.
- Wiesz że to prawdziwe wyniki... Edward tylko spokojnie... Oddychaj bo przestaleś oddychać! - mówiąc to Eric klepnął Edwardna między łopatkami by ten wziął wdech co też zaraz się stało.

< Reker? ;3 jak ty się tam czujesz? Xdd >

niedziela, 4 marca 2018

Od Kiary cd. Reker'a

No nie powiem to był wyjątkowo ciężki, dzień a widząc to co widząc i słysząc, miał być jeszcze trudniejszy niż myślałam wcześniej... Dzieciaki bały się najbardziej ojców, gdyż wiadomo w końcu to męskie osobniki ich skrzywdziły, przez co ojcom było na pewno przykro iż nie mogą utulić swoich dzieci, lecz wiedziałam że dzięki terapii jakoś się przekonają do swoich ojców, którzy przecież źli nie byli ani nic z tych rzeczy. Trochę tam ich synowie pozwolili się delikatnie pogłaskać po głowach lecz nie za bardzo pozwalali się dotykać i wiadomo po takiej traumie bardzo chował dolną część ciała. O tyle dobrze że mieliśmy dobrych psychologów i również w żeńskiej wersji że tak to ujmę, więc na pewno jakoś ich z tego wyprowadzą choć na pewno łatwe to nie będzie, a zważywszy na czas jaki tam spędzili z tamtymi zboczeńcami i psycholami, którzy wiele złego im zrobili. Miałam nadzieję że chociaż będą skurwiele cierpieć na torturach dzięki najlepszym katom w naszym obozie. Brzuch nadal mnie nieco pobolewał ale zwaliłam to na stres związany z tym wszystkim, więc to zlekceważyłam. Badać też się nie badałam bo uznałam że nie ma po co i na co... No cóż ale Edward i jego skwaszona mina i tak musiały mnie dopaść, kiedy najmniej miałam ochotę go widzieć, ale cóż... Życie całe jest w tych czasach jak jakiś chory żart czy też jak to inni mówią matriks tyle że ten komuś najwyraźniej nie wyszedł.
- Co jest Edward? Czego znowuż tak mruczysz i marudzisz? - westchnęłam łapiąc się za biodra, przybierając pozycję jakbym chciała skarcić jakieś dziecko.
- Powiedz mi dlaczego oni się nie uczą? Dlaczego są takimi nieukami? - warczał pod nosem, mocno ściskając czarny długopis w ręce, przez co miałam wrażenie iż zaraz ten pod wpływem ścisku się zaraz rozleci w drobny mak.
- Kim są Ci twoi nieucy? - spytałam lekko się przekrzywiając i tym razem krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No Ci z klasy medycznej! - oburzył się strasznie wymachując plikiem kartek w ręce w powietrzu.
- Nie unoś się tak... a poza tym gdybyś nie zauważył jesteśmy blisko oddziałów, a Ty drzesz gębę na cały ratusz - mruknęłam na niego nieco go temperując - A jakie mają wyniki? - spytałam jeszcze.
- Wszyscy nie zdali! A to klasa gdzie jest dwadzieścia osób! - fuknął tym razem nieco ciszej - Tak trudno jest się tego nauczyć? - dodał jeszcze patrząc ze złością na kartki zapisane jakby to one były temu wszystkiemu winne. 
- Może po prostu za bardzo ich gonisz z materiałem co? - spytam uważniej na niego patrząc.
- Co tydzień sprawdzian to niby dużo? - mruknął na co wywróciłam oczami.
- To raczej dużo Edward... Niektórzy uczą się dużo wolniej niż Ty czy ja... Potrzebują więcej czasu zapewne, a Ty dowalasz im kolejnymi materiałami - westchnęłam ciężko, kręcąc na to wszystko głową jakby z niedowierzaniem.
- Nie uczą się i tyle - mruknął cicho pod nosem.
- Skoro z Ciebie taki chojrak, to zaraz dam ci cały materiał o kardiologi jako sprawdzian - mruknęłam pacając go lekko w łeb.
- Wiesz że kardiologia jest dla mnie trudna! - oburzył się nieco i zrobił minę niezadowolonego dziecka, przez co znowu go pacnęłam w łepetynę.
- Otóż to! Jest dla Ciebie za trudna, a Ty nie masz cierpliwości do uczenia innych, zwłaszcza iż chcesz szybko być przy swojej córce i dziewusze... To dla nich też trudne Edward i być może czegoś nie rozumieją, lecz boją się Ci powiedzieć, wiedząc że dostaną opiernicz - mruknęłam na niego grożąc palcem jak jakiemuś dziecku.
- Może i tak... - mruczał pod nosem niezadowolony z takiego obrotu spraw. Później jeszcze coś tam sobie pomarudził i pozrzędził pod nosem patrząc na kartki wrogo, pokreślone jego pismem szybkim, a następnie nieco pomruczał na Rekera że nie stawił się na badaniach, co wcale mnie nie dziwiło, gdyż Reker nie lubił igieł... Kiedy miał się już odzywać, wtem nagle usłyszeliśmy szybkie kroki, więc szybko spojrzeliśmy kto nadciąga.
 - Jesteście potrzebni na operacyjnej, mamy ciężki przypadek - wyziajał zdyszany w stronę Edwarda i moją.
- Co się dzieje? - spytałam szybko.
- Kłopoty na operacyjnej, serce i takie tam - rzekł jakoś ziając niczym jakaś lokomotywa. Popatrzyliśmy z Edwardem tylko szybko po sobie katem oka, po czym ruszyliśmy biegiem na salę operacyjną, gdzie przebywał jakiś mi obcy mężczyzna, ale cóż równie dobrze mógł niedawno dołączył do obozu czy coś z tych rzeczy ale nie miałam za bardzo czasu się teraz nad tym zastanawiać. Ja szybko zajęłam się sercem które było uszkodzone i słabe co widziałam bo ledwie podnoszącym się pilsie, który zaraz opadał i tak w kółko. Edward zaś zajął się tym co się dzieje z narządami poniżej klatki piersiowej, lecz ciągle się komunikowaliśmy między sobą, dzięki czemu każde z nas wiedziało co robi czy tez co zamierza w danym czasie. Operacja trwała około dziewięciu godzin co jeszcze bardziej mnie wykańczało, ale jakoś uratowaliśmy życie temu mężczyźnie. Zawieźliśmy go na salę, po czym nakazaliśmy pielęgniarką pobrać krew do analizy za jakiś czas, a ja mogłam wreszcie odpocząć. Ledwie doszłam do swojego pokoju, gdzie wszystkie mięśnie mnie bolały, zwłaszcza kręgosłup od ciągłego pochylania się nad pacjentem przez taki dłuższy okres czasu. Starzejesz się Kiara, oj starzejesz się - pomyślałam siadając na miękkim łóżku, które pod moim ciężarem leciutko się ugięło.

< Reker? ;3 gdzie się szwendasz? xdd >

poniedziałek, 26 lutego 2018

Od Kiary cd. Reker'a

Facet nic więcej nie zdążył powiedzieć ani nic więcej zrobić, gdy wkroczyli szpiedzy którzy natychmiast obezwładnili tych pierdolonych skurwieli i zboczeńców! Szkoda mi było tylko małego, który musiał przeżyć znowu ból gdy włożył mu ten skurwiel dwa palce w pupę, która na pewno od ich gwałtów była bardzo poraniona w środku i na pewno jakieś krwiaki i też inne rany tam były. Kias uderzył tego co trzymał owego chłopca, uderzył w jego kar z tak wielką siłą, że nie wiedziałam czy nasz pedofil i gwałciciel jeszcze żyje, ale widząc jak jakoś ziapie, poczułam ulgę, bo chciałam by zdechł w prawdziwych męczarniach na torturach. Skurwiel miał cierpieć i miał mieć bolesną śmierć najbardziej jak to tylko było możliwe. Szpiedzy szybko uśpili te cholery, a Reker uspokoił jakoś zdziwioną dwójkę tych "normalnych" magazynierów, którzy nie mieli z tą sprawą nic wspólnego. Byli w ogromnym szoku gdy zobaczyli tych chłopców ale raczej domyślili się co zaszło i zapewne byli w duchu wściekli na siebie iż nie posprawdzali lepiej tych pudeł. Było tutaj strasznie zimno a a wnioskując po ich wychudzeniu to na pewno nic nie dostawali. Powoli gdy bardziej przyglądałam się chłopcom powoli zaczęłam ich kojarzyć... Ich rodzice podawali niedawno mi zdjęcia z zaapytaniem czy ich nie widziałam. Ponoć nie wrócili ze szkoły i słuch po nich zaginął. Rodzice chłopców byli bardzo przejęci i obwiniali się że mogli po nich przyjść oraz myśl że mogły ich dopaść zombie albo inne cholery z handlarzy ludźmi. Szukali ich wszędzie i nawet były poszukiwania ich lecz ich nikt nie znalazł... Teraz wiedzieliśmy dlaczego... Byli ciągle pod naszymi nosami niemalże lecz Ci skurwiele ich porwali i ukryli tych biednych chłopców i się nad nimi znęcali! Jeszcze kurwa się cieszyli że te biedaki cierpią! Podeszłam szybko do tych biedaków którzy kulili się i płakali bojąc się najmniejszego dotyku obcych zwłaszcza w pokrzywdzonych najbardziej miejscach. Szpiedzy podali mi koce i uznali że lepiej się nie wtrącać więc ja tylko okryłam tych biedaków by już tak nie marzli i ich delikatnie przytuliłam. Miałam ciut łatwiej gdyż byłam kobietą i nie miałam pewnej męskiej częście tak więc dla nich byłam niegroźna co też zapewne myślały ich małe główki.
- Już dobrze.... Nic wam już nie zrobią - szeptałam do nich starając się ich jakoś uspokoić. Widząc jak Reker udaje się ze szpiegami którzy trzymali więźniów nieprzytomnych nagle podeszła do mnie o dziwo kobieta szpieg i pomogła mi zabrać małych dna zamknięty medyczny gdzie tylko było kilka łóżek. Dałyśmy im jedzenie i piecie, ciepłe ubrania oraz delikatnie i bez pośpiechu pomogłyśmybim to włożyć gdyż sami by nie dali rady a poza tym bylo tam zakrwawieni i podarci... Powiadomiono ich rodziców ponoć więc tylko nam było czekać na nich by wyjaśnić całą sprawę. Dostali kroplówki i wąsy tlenowe po czym okryłam ich grubymi kołdrami i kocykami by mogli się wreszcze bardziej zagrzać no i dostali po misiu którego mocno przytulili i zasnęli wycieńczeni emocjami lecz głównie to strachem. Eric też się zjawił chcąc zobaczyć biedaków i zapewne szpiedzy go poinformowali a Reker zapewne czekał by katować tych skurwieli.... Rodzice zjawili się ekspresowo lecz eric na szczęście ich powstrzymał by nie tak gwałtownie witali się z dziećmi a ja powiedziałam o tym ci ich spotkało czym byli przerażeni ale i wściekli że to spotkało ich biedne dzieci. Cała czwórka była blada nieco z twarzy więc nakazano im usiąść a następnie objaśniłam im jakich ruchów mają nie robić oraz gdzie nie mogą ich dotykać rodziciele.

< Reker? Eric? ;3 rodzice są żołnierzami jak coś xdd  >

środa, 24 stycznia 2018

Od Kiary cd. Reker'a

Wraz z Rekerem zaczęliśmy szukac tych co zrobili taką krzywdę biednemu Alanowi. Nie wiem jak można być takim skurwielem by tak skrzywdzić bezbronne i male dziecko... W dodatku mieli z tego ubaw! Bylam wściekla a co dopiero Reker... Szukaliśmy sładów tam gdzie Alanek nam powiedział gdzie był. Problem w tym że dookoła bylo pełno magazynów więc nie wiedzieliśmy o który chodzi! Bylo kilka magazynów pod ziemią, cześć w ratuszu, część w ukrytych budynkach niedaleko ratusza więc mieliśmy sporo pracy.  Zaczęliśmy przeszukiwać każdy pokolei bawiac sie w detektywów tak jakby by znaleźć miejsce rego strasznegi zdażenia jakie mialo miejsce w ktorymś magazynie na biednym chłopcu. Przeszukaliśmy około dwudziestu magazynów i nic... No raz że im większy obóz tym wiecej magazynów z bronią i żywnością, a dwa to ktoś mógł już zatrzeć ślady po tej krzywdzie jaką te skurwiele zbiczone mu zrobiły. Nie mogliśmy dlugo nic znaleźć przez co dopadal nas coraz bardziej gniew i frustracja. W koncu jednak postanowiliśmy że przeszukamy te nowe, niedawno utworzone magazyny, które są bardziej na uboczu obozu niż w centrum czy też pod obozem. Pierwsze dwa magazyny na nic nie wskazywały ale w trzecim od eazu zibaczyliśmy maleńkie plamki krwi na betonie... Wspólnie spojrzeliśmy na siebie porozumoewawczo i wiedzielismy już że to się stalo właśnie tu! Zaczęliśmy się skradać powoli za wielkimi pudłami z drewna gdy nagle usłyszeliśmy czyjąś rozmowę.
- Ha! Ale byla zabawa.... Musimy to częściej robić - zaśmial się pierwszy.
- Ciasny był i tak sie wyrywać słodko - rzekł rozbawiony drugi.
- Chętniw przerżnąłbym go jeszcze raz - rzekł z rozmarzeniem obrzydliwum jak dla mnie trzeci mężczyzna.
- O czym wy mowicie? Znowu facetów jakiście przerżnęli? Ludzie kryjcie sie z tym nieco niektorzy gejow nie lubią a poza tym mnie to np. Obrzydza - mruknął czwarty.
- Właśnie mbie też - burknął piąty.
- Wy się nie znacie.... Jak się chxe to trzeba się rozluźnić jakoś - rzekł już znajomy pierwszy głos.
- Amatorzy od suk - rzekl z kpiną trzeci i nagle część sobie poszla nieco dalej, a ta dwójka nie gejów zostala i gadała jak ich to obrzydza i by najchetniej zmienili stanowisko w magazynie.

< Reker? Ta dwójka nic nie wie bo wtedy ich nie było w magazynie bo byli z rodzinami xdd A z resztą oni nie są gejami ani bi xd >

środa, 3 stycznia 2018

Od Kiary cd. Reker'a

Martwiłam się stanem Alana i byłam zła że go coś takiego spotkało. To było jeszcze dziecko w dodatku niczemu winne że chciał tylko zgłębić ciekawość. Uczył się jeszcze i chciał jak najszybciej zdobyć wiedzę by być taki jak jego brat czy ojciec lub wujek. Wiedziałam że się zemścimy i to na prawdę porządnie za to co mu zrobiono. Kurwa jak można zgwałcić dziecko?! Biedny maluch... ale kiedyś Tamara też została zgwałcona przez jakiegoś zboczeńca, który udawał milutkiego, a tak to był cholernym szpiegiem i też ją zgwałcił jak była tylko dzieckiem.
Oj ścierwa dopadniemy was - pomyślałam zła, a później usłyszałam padające zdanie mojego męża, który był przerażony stanem swojego małego brata.
- Tak mamy przeciwbólowe - rzekłam spokojnie i zaczęłam grzebać w szafce w której była apteczka. Postawiłam ją na szafce nocnej, po czym ją otworzyłam i wyjęłam strzykawkę napełnioną już substancją opioidową. Podeszłam spokojnie do cierpiącego Alanka, chwyciłam jego rączkę, po czym podałam delikatnie substancję do jego krwioobiegu.
- Dorwę tych dziadów - szepnął cicho pod nosem ukochany.
- Dorwiemy.... - rzekłam, a wtedy usłyszałam jak ktoś cicho zapukał do drzwi więc zaraz wstałam i do nich spokojnie podeszłam. Otworzyłam je po czym zobaczyłam w nich Matthewa. Ojca Rekera i Alana.
- Alan jest może u was? - spytał zmartwiony.
- Tak jest.... ale nie mów głośno, bo śpi... Musimy o czymś poważnie porozmawiać - rzekłam, na co zdziwiony kiwnął głową, ale i tak widziałam że poczuł wielką ulgę gdy się dowiedział że jego syn jest tutaj bezpieczny z bratem. 
- Coś się stało? - szepnął cicho gdy go wpuszczałam do środka.
- Niestety coś strasznego - szepnął tym razem mąż, który spojrzał poważnie na swojego ojca, który nie wiedział o co chodzi, ale widziałam po nim że coraz bardziej się stresował i chciał poznać prawdę.
- O czym? - spytał coraz bardziej zmartwiony i patrzył na Alana z troską.
- Alan przybiegł do nas wczoraj wieczorem, a dzisiaj odkryliśmy że ktoś go... ktoś go zgwałcił.... - rzekłam cicho, a Matt pobladł bardziej niż ściana, ale jednocześnie można było dostrzec furię w jego oczach, że ktoś mu skrzywdził jego małego synka. Nie dziwiłam się, co gdyby ktoś by to zrobił naszemu Rajankowi, Timiemu lub Cameronkowi, to bym nogi z du powyrywała i nie wiem co jeszcze bym zrobiła, ale na pewno bym była na tyle wściekła, że przewyższyłabym naszych katów chyba... Zaczęliśmy cicho rozmawiać na temat tego czego się zdołaliśmy dowiedzieć o Alanka i zaczęliśmy obmyślać jak tych skurwieli złapać.

< Reker? wiem słabe... chemia zeżarła mi wenę ;c >

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Od Kiary cd. Reker'a

Wolałam nie przeszkadzać w ich rozmowie ale wnioskując bo ich minach i zachowaniach doszli jakoś do porozumienia i Matt coś mu tam nagadał i go przytulił drugi raz. Uśmiechnęłam się na to, a następnie zaczęłam wypełniać dokumenty.
Brzuch bolał mnie już nieco mniej więc poczułam ulgę i stwierdziłam że nie będę brała żadnych leków gdyż ich nie lubiłam zbytnio, no bo jednak jakieś tam negatywne skutki na żołądek czy też wątrobę mają, a ja nie miałam zamiaru jeszcze bardziej wyniszczać swojego organizmu, zważywszy to co musiał znieść po truciznach. No owszem niby organizmy nam się zahartowały ale to wcale nie oznacza że nie wyrządziło to nam poważnych szkód.
Dużo by o tym gadać i szczerze mówiąc to ja nadal się dziwię że w ogóle to przeżyliśmy... Często też boję się o nasze dzieci. Rajanek uczy się dopiero życia, a co za tym idzie, boję się co na swojej drodze napotka, nie mówiąc już o tym że bałam się iż będę fatalną matką, która nie zdoła ochronić swojego dziecka przed tym okrutnym światem.
Ja znałam świat przed erą zombie, lecz on nie...
Co jak kiedyś apokalipsa ustanie i świat zacznie się odbudowywać, a on nie będzie potrafił sobie poradzić? Timi i Cameron sobie by poradzili bo oni znają jeszcze życie za tych "normalnych" czasów, choć aż za dobrze, bo zostali bardzo pokrzywdzeni... Jak mam tłumaczyć i wprowadzać ich w życie, skoro prawie nic już ze starego świata nie zostało? Mówię wam po prostu jakiś koszmar... Pytania w mózgu mi się kłębiły coraz bardziej i nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi jak to będzie wszystko wyglądało, a poza tym czekało teraz na nich mnóstwo niebezpieczeństw!
Zombie, wrogie obozy, pogoda która zmienia się niczym światła na dyskotece, krwawe walki, zdrady członków i wiele, wiele innych. Kiara nie myśl tyle o tym, bo Ci czaszka eksploduje z tego wszystkiego - skarciłam się sama w myślach i starałam się skupić dzisiaj na papierach, lecz dzisiaj niestety miałam jakiś dziwny dzień, przez który w głowie ciągle miałam jakąś gonitwę myśli. Ciągle o czymś innym myślałam, dosłownie jakbym myślała o jakiś niebieskich migdałach, zamiast skupić się na właściwym zadaniu... Ja czasem nawet nie wiedziałam co ja piszę!
W końcu spojrzałam na to co zapisałam i z ulgą stwierdziłam że jest tam wszystko zapisane poprawnie, więc odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam chować wszystkie papiery, po czym spojrzałam w stronę łóżka ukochanego, który uważnie na mnie patrzył, dzięki czemu lekko się uśmiechnęłam.
- Co tam żołnierzyku? - spytałam żartobliwie, chowając wszystkie akta do teczek na swoje właściwe miejsca.
- Teraz już dobrze... - rzekł spokojnie patrząc na mnie - Kiaruś dobrze się czujesz? - spytał nieco niepewnie.
- A niby co ma mi być Reki? - spytałam zdziwiona.
- No.... Jesteś taka jakby... zestresowana - rzekł zacinając się nieco.
- Mam po prostu taki dzień, nie martw się! Jak tam się czujesz? Głowa cała? - spytałam zmieniając szybko temat, na co mój mąż lekko się uśmiechnął.
- Już lepiej, choć nadal nieco boli... - rzekł ziewając lekko.
- Podać Ci przeciwbólowe? - spytałam martwiąc się o niego.
- Nie.... Wytrzymam! To nie taki silny ból, w razie co to wezmę coś - uśmiechnął się delikatnie.
- No dobrze - uległam.
- Kiaruuuuś? - zaczął.
- Taaaak? - spytałam rozbawiona, bo wiedziałam że czegoś chcesz.
- Ile masz jeszcze do końca dyżuru? - spytał.
- Zaraz kończę a cooo? - pytałam uważnie na niego patrząc rozbawiona.
- No.... Musze tu siedzieć? Mogę poleżeć w pokoju i tam się kurować? Tam lepiej wypocznę.... - mówił szybko.
- Hmmm.... I mam pozwolić na to być leżał i leniuchował w łóżku, zamiast znosił tutejsze białe i jakże straszne ściany? - spytałam rozbawiona dalej.
- Taaaak..... Prooooooszę? - spytał robiąc maślane oczka, przez co wybuchłam cichym śmiechem i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Jak małe dziecko, tylko w większej wersji, ale mojej ukochanej - pomyślałam sobie spokojnie.
- No dobrze, dobrze ale zero wychodzenia z łóżka i masz mi się kurować, a co za tym idzie, zero misji agencie Ty - rzekłam stanowczo i pogroziłam mu palcem, a on wyszczerzył wszystkie swoje białe ząbki w uśmiechu.
******************************************************
Było późne popołudnie i niedługo mieliśmy iść spać. Pomogliśmy synom się wykąpać dokładnie oraz wyszorować ząbki, po czym po przeczytaniu bajki cała trójka zasnęła smacznie, a ja z mężem zaczęliśmy rozmawiać na temat szkolenia dzieciaków, które nie pozdawały egzaminów i tych samych, dzięki którym odkryliśmy co robili ich starzy nauczyciele, którzy tak na prawdę niczego ich nie uczyli, a ponadto zabijali tych którzy zaleźli im za skórę.
Musieliśmy ułożyć lepszy plan, jak ich przygotować do poprawki, oraz jak ich nauczyć tak szerokiego materiału i praktyki w zimie, gdzie nie powinno się teoretycznie szkolić, zważywszy na takie warunki pogodowe jakie są, lecz ktoś musiał ich tego nauczyć... My nie zamierzaliśmy pozwalać na to by te dzieciaki miały przekichane w życiu, bo ktoś miał lenia i był tylko psychopatą, ale o tym później.
Strzelania już ich nieco uczyliśmy, ale do perfekcji mieli bardzo daleką drogę. Ponadto nauka w tak ekstremalnych warunkach jest bardzo ciężka, lecz musieliśmy jakoś to przetrwać wszyscy i przekazać im niezbędną wiedzę aby przeżyć wraz ze swoimi rodzinami. Oczywiście dzieciaki jak na razie miały wolne od nas by odpoczęły solidnie przed dalszymi treningami i naukami, bo ostatnio pogoda też nie dopisywała, więc staraliśmy się wybierać takie, które zbytnio ich nie obciążą, no a poza tym to Reker musiał się wyleżeć...
Kiedy byliśmy w trakcie poważnej rozmowy, nagle usłyszeliśmy głośne walenie w drzwi, jakby wręcz błagalne co nas bardzo zdziwiło i staliśmy się czujniejsi. Podeszłam powoli do drzwi, mając w pogotowiu broń, po czym otworzyłam drzwi, a przed drzwiami stał... Alan! Wyglądał źle... Miał podkrążone od płaczu oczy, oraz cały się trząsł ze strachu, co mnie zmartwiło, a w głowie zaś zapaliła się jakby taka czerwona lampka kontrolna iż coś jest bardzo, bardzo nie tak. Młody szybko się schował w pokoju, nawet nie czekając na zaroszenie, co też było kolejnym sygnałem że coś jest nie w porządku, gdyż jakby szukał bezpiecznej kryjówki.
W dodatku ledwie się ruszał, jakby z wielkim bólem brzucha i pleców. Młody widząc swojego brata właściwie, bo kuzynami "już" nie byli, szybko do niego podbiegł i się wtulił spanikowany trzęsąc się jak galareta. Wyjrzałam na korytarz i rozejrzałam się czujnym wzrokiem, lecz nikogo, ani niczego nie zobaczyłam, dlatego je zamknęłam dokładnie na zamki i klucze, po czym spojrzałam jeszcze raz na przerażonego chłopaka.
- Ciii.... Alan co się dzieje? - spytał łagodnie Reker, który nie wiedząc co się dzieje był nieco zbity z tropu, ale przytulił swojego brata by poczuł się bezpiecznie.
- Nie chcę już tak... Nie chcę... Nie chcę... Nie chcę.... - powtarzał w kółko drżąc i ku mojemu zaskoczeniu, nie pozwalał się dotknąć tam na dole, przez co zmarszczyłam brwi i mi się to bardzo, ale to bardzo nie podobało! Biedak zemdlał krótko po wypowiedzeniu tych słów ale był mocno wczepiony w Rekera, więc nie było szans go odczepić.
- Niech zostanie... Jutro dowiemy się więcej co się stało, niech odpocznie, skoro tylko Tobie teraz ufa. Znajdziemy tego, albo tych, którzy zrobili mu krzywdę - rzekłam patrząc ze zmartwieniem na wyczerpanego chłopaka w objęciach jego brata.

< Reker? ;3 skrzywdzono go bardzo ;c Dorwać dziadów! xdd >

piątek, 8 grudnia 2017

Od Kiary cd. Reker'a

Matko jaki dzisiaj jest ruch - pomyślałam ganiając z jednego oddziału na drugi. Na szczęście miałam pomoc swoich kolegów z fachu. Szczerze to tutaj w Śmierci już dawno nie miałam takoego zapierniczu... W duchach to było co innego, lecz teraz czulam się jakbym większosci pozapominała z tamtego okresu, kiedy to byliśmy wierni jedynie Duchom i tam byl nasz "dom". Szczerze to nadal nie mogłam uwierzyć że kiedyś mogliśmy tam normalnie mieszkać i dziwi mnie jak my mogliśmy nie zauważyć tego jak nas tam strasznie traktowali, no ale jak byliśmy wtedy za tych złych czasów obozu Duchów, gdzie nas truli i wszystko to wiele do gadania. Teraz to ponoć są tam normalne warunki za czasów rządzenia Oliviera, ale i tak po tym wszystkim wolałabym już przenigdy tam nie wracać. Racja kiedyś tam mieszkaliśmy i niby wydawało nam się że jest dobrze i nie wyobrażaliśmy sobie żyć gdzieś indziej, ale dopiero tutaj poznaliśmy prawdziwą wolność! Plus taki że tam poznałam prawdziwych przyjaciół i oczywiście swojego Rekera... Najpierw mojego chłopaka, później narzeczonego i od jakiegoś dluższego już czasu męża i ojca moich dzieci. Może i dwójka jest adoptowana ale traktowałam je jak swoje własne i to nigdy się nie zmieni!
No na początku między nami nie bylo w cale różowo, bo prawie się dosłownke pozabijaliśmy ale później już jakoś szło i się w sobie zadużliśmy. No ale wracając do rzeczywistosci, to wlaśnie udało mi się chociaż na chwilę usiąść na krześle. Nogi mi strasznie napierdzielały, przez co myślałam że mi zaraz wrosną w tyłek!
Sama nie wiedziałam co się ostatnio ze mną działo bo zazwyczaj to ja zapierdzielam ciągle i nic mi nie było a dzisiaj jakiś tragiczny ten dzień jest... Siedziałam tak przez chwilę aż nagle zostałam wezwana na oddzał bo Rekerowi coś się stało.
****
Trzymałam dokument badań w ręce i nie mogłam uwierzyć w to co widzę! Matt był ojcem biologicznym Rekera!!! To oznaczało że Alan jest jego bratem biologicznym, a Maddy jest jego przyrodnią siostrą.
No po prostu aż mnie zamurowało! Patrzyłam to na Rekera, to na ten świstek i sama nie wiedziałam czy ja jestem bardziej blada z szoku czy ukochany z niewiedzy.
- O co wam chodzi? - spytał z niepokojem - Co się dzieje? Jestem chory? - dopytywał, a ja odesłałam Edwarda i resztę ruchem ręki. Usiadłam obok niego po czym wzięlam głęboki wdech.
- Matt jest Twoim biologicznym ojcem... Zrobiono badania bo tamte poprzednie byly jakieś podejrzane... Powtórzono je dziesięć razy, więc to na pewno nie pomyłka - rzekłam w miarę spokojnie - A skoro Matt jest, Twoim biologicznym ojcem to Alan jest Twoim bratem biologicznym a nie Maddy... - rzekłam jeszcze a jego zamurowało. Z tego wszystkiego zaczął boleć mnie brzuch ale zwalilam to na silny stres i przytulilam męża do siebie.

< Reker? ;3 >

czwartek, 5 października 2017

Od Kiary cd. Erica & Reker'a

Wujek nie zdołał dokończyć zdania bo zaraz stracił przytomność, lecz cieszyłam się że nie tym razem nie rozbił sobie poważnie głowy, tak jak to zazwyczaj z nami było, bo mamy do tego wręcz jakieś ciekawe ziemskie przyciąganie... Nie wiedziałam o jaki sok mu chodził, lecz przynajmniej znałam jego pierwszą literę czyli "j".
Westchnęłam na to i podniosłam się z krzesła i poprosiłam Rekera by popilnował wujka, podczas gdy ja poszłam do swoich dziadków gdzie od razu po wejściu "zaatakowały" mnie moje dzieci, które mocno się do mnie przytuliły. Przytuliłam ich do siebie radośnie, nieco kucając by lepiej mogli się do mnie przytulić i się uśmiechnęłam.
- Co tam u moich urwisów? - spytałam radośnie i spojrzałam na uśmiechniętych dziadków.
- Dobrze! Jedli ciastka i teraz szkudzą - stwierdziła babcia z uśmiechem na ustach.
Porozmawiałam z nimi chwilę i wypytałam się oto jaki sok lubił wujek i wyszło że jabłkowy, więc już wiedziałam co mam robić. Oczywiście zaczęli się wypytywać oto czy coś się stało, więc nie chciałam ich okłamywać czy tam zwodzić, więc powiedziałam że Eric jest na medycznym. Zmartwili się bardzo i dziadek powiedział ze chce ze mną iść, na co się zgodziłam. Kiedy dotarliśmy na miejsce, okazało się że wujek się zaczął wybudzać, a obok niego stał już jego ulubiony sok, podczas gdy ja zajmowałam się jak zwykle papierkową robotą.
********************************
Minął tydzień i w końcu wujkowi wypukały się wszystkie kamienie z nerek. Trwało to wyjątkowo długo, bo były bardzo duże, ale najważniejsze że teraz w końcu się ich pozbył i że nerki pracowały prawidłowo. Wujek powrócił do swoich obowiązków, lecz o tyle dobrze że miał ich dużo mniej, gdyż ja z Rekerem, kiedy był na medycznym, zrobiliśmy mu dużą bardzo część papierkowej roboty. Bardzo też go pilnowaliśmy z piciem wody.
Dzisiaj było wyjątkowo wietrznie i padało bardzo dużo śniegu. Martwiło mnie to, bo wiatr się wzmagał i był dużo silniejszy niż zazwyczaj. Patrzyłam ze swojego krzesła obrotowego za okno gdzie widziałam szalejącą burzę śnieżną.

http://24.media.tumblr.com/860f7bd52f9e8ff3834c7890ac429c36/tumblr_mezgriIzub1rsq9eyo1_250.gif
Śnieżyca byłą coraz to silniejsza i patrzyłam na to wszystko ze zdziwieniem. Po pięciu minutach widoczność spadła do całkowitego zera. Było widać tylko biel i nic więcej, a silny wiatr uderzał w ściany ratusza z ogromną siłą, dosłownie jakby rozpętał się jakiś huragan. Zaniepokojona tym wszystkim wstałam z fotela i i poszłam sprawdzić jak ma się wujek.
No miałam już takie złe przeczucia jakieś. Korytarzem szłam bardzo szybko i było tylko słychać moje głośne i pewne kroki. Ludzie szybko schodzili mi z drogi przez co czułam się jak jakaś hrabina, lecz jak na razie mnie to nie obchodziło. Weszłam do gabinetu wujka bez pukania i od razu zobaczyłam go jak siedzi przy biurku i tez patrzy siew okno z zamyśleniem.
- Wujek? - spytałam nagle wyrywając go z zamyśleń - Mam jakieś złe przeczucia.... - dodałam jeszcze.
- Ja też - stwierdził i przez chwilę oboje w milczeniu wpatrywaliśmy się w to co dzieje się za oknem.W pewnym momencie usłyszeliśmy jakiś taki huk... Łamane deski... Później rżenie koni...
- Stajnia! - krzyknęłam nagle i oboje się zerwaliśmy biegiem w stronę wyjścia z ratusza.

< Eric? ;3 stajnia poszła cała i konie mogą zamarznąć.....Dużo jest rannych xdd >

wtorek, 3 października 2017

Od Kiary cd. Erica & Reker'a

Kiedy wujek zasnął uśmiechnęłam się bo wyglądał na spokojnego. Przykryłam go bardziej kołdrą by nie zmarzł po czym usiadłam na niebieskim krześle obrotowym przy swoim biurku. Oczywiście było na nim jak zwykle pełno dokumentów ale już się do tego przyzwyczaiłam więc nawet nie westchnęłam, tylko od razu wzięłam pierwszy dokument do ręki i zaczęłam czytać jego zawartość. Zapach leków unosił się w powietrzu a grzejniki w pomieszczeniu grzały dość mocno. Zaczęłam wypełniać dokumenty albo je podpisywać przez co było tylko słychać stukanie długopisu o kartkę papieru. Siedziałam tak aż do czasu kiedy wypełniłam wszystkie dokumenty.
W końcu się podniosłam, a widząc że wujek ciągle śpi, podałam mu leki dożylnie i wyszłam z oddziału bardzo dobrze go zamykając. Szłam korytarzem a odgłos moich kroków w pustym ratuszu rozchodziło się po wszystkich korytarzach tworząc coraz to głośniejsze i donośniejsze echo. Czułam się tak jakbym była w jakimś horrorze czy filmie akcji gdzie ofiara szła samotnie korytarzem czy ciemną alejką, a ta niczego się nie spodziewa i napastnik atakuje ją od tyłu, lecz na szczęście ja nie musiałam się niczego obawiać...
Bowiem jeśli już ktoś mnie obserwuje to tylko szpiedzy ratusza, którzy dbali o bezpieczeństwo wszystkich. Później weszłam po schodach, ciągle trzymając w ręce dokumenty, po czym zaniosłam je do swojego gabinetu i schowałam do sejfu. Następnie wszystko zamknęłam i poszłam do swojego pokoju nieco odpocząć, bo chciałam być wtedy, kiedy wujek się przebudzi.
******************
Kiedy się obudziłam, szybko wstałam i wraz z Rekerem, który też chciał iść, wyszliśmy z pokoju. Dzieciaki łobuzowały u dziadków, więc na szczęście nie musieliśmy się teraz nimi zajmować, czy też martwić się że coś im się stanie czy spanikują pod naszą nieobecność.  Dzisiaj wyjątkowo źle się czułam, choć to chyba nie za trafne określenie. Może lepsze by było dziwne? Tak... Dziwne pomieszane ze złym samopoczuciem.
Śnił mi się dzisiaj dziwny sen... Mianowicie wyłam w jakimś pomieszczeniu. To chyba był jeden z opuszczonych budynków tego jakże pięknego świata. Stałam dokładnie na samym środku pokoju, kiedy to nagle usłyszałam trzepotanie skrzydeł za sobą, więc gwałtownie się odwróciłam, lecz nikogo nie zobaczyłam czym się zdziwiłam i zmarszczyłam brwi, bo byłam pewna że dźwięk dochodzi zza moich pleców! Co jest grane? - pomyślałam sobie szybko, coraz bardziej wodząc wzrokiem po tym  dziwnym miejscu. Było tutaj pełno porozbijanego szkła, szyby były wybite przez co łatwo można było się pokaleczyć, a firanki, które przynajmniej kiedyś nimi były i służył za zasłonięcie okna, były rozszarpane tak, jakby jakieś dzikie zwierze się na nie rzuciło i rozszarpało je na strzępy. Co jakiś czas poruszał nią lodowaty wiatr, który dodatkowo oziębiał to pomieszczenie niczym zamrażarka, jakby coś miało tu ulec roztopieniu. 
Nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi, więc p o prostu pomyślałam sobie że to kolejny durny sen, który po prostu przyśnił mi się z przepracowania czy coś, lecz miałam przeczucie że tu chodzi o coś więcej niż tylko durny sen. Przynajmniej czułam tak coś w środku, jakby mi to mówiło, choć to pewnie dziwnie brzmi. Znowu usłyszałam trzepotanie skrzydeł i jakby... krakanie? Co jest u licha? O co tu chodzi? Gdzie ja jestem? - myślałam gorączkowo i wtedy dostrzegłam obok siebie schody wiodące na górę.
Poczułam że muszę nimi podążyć, więc tak też zrobiłam. Schody były betonowe i wyglądało to tak, jakby ktoś po prostu stanął z budową tego budynku, a miejscowi chuligani zajęli się porządnie jego niszczeniem i przeistoczeniem jego na swoja melinę czy tam miejsce spotkań. Czułam że serce bije mi bardzo szybko. Jak nagle przyspieszyło, jakby coś miało się nagle ważnego stać. 
Ponownie usłyszałam trzepotanie skrzydeł i donośne krakanie, jakby ktoś chciał mnie pośpieszyć, a konkretniej to właśnie ptaszysko, więc instynktownie przyspieszyłam i po kilku minutach znalazłam się na górze budynku. Buło tu tak samo jak na dole, tyle że było więcej pomieszczeń, oraz były nieco większe, lecz były tu tak samo wybite szyby i firanki, które były rozszarpane. Swoją drogą to chyba kiedyś były koloru czerwonego, lecz teraz wyglądały mi na ciemny brąz...
Rozejrzałam się po pomieszczeniu uważnie, chcąc zrozumieć o co tu chodzi i czemu to coś kazało mi tutaj przyjść. Wariuję... To na pewno tylko głupi i nielogiczny sen - myślałam sobie, lecz jednocześnie coś w mojej głowie krzyczało że tak nie jest i to co się stanie jest bardzo ważne. Stanęłam znowu na środku pokoju i wtedy pod swoja nogą poczułam coś. Odruchowo spojrzałam w dół i cofnęłam swoją nogę, po czym zobaczyłam... naszyjnik! 
Był złoty i miał zawieszkę w kształcie kwiatu czy gwiazdy. Nie znam się na biżuterii, więc tam sorry za pomylenie pojęć... Był bardzo drobny i delikatny. Kucnęłam i wzięłam go bardzo delikatnie w ręce, zupełnie jakby miał by mi się zaraz rozpaść czy coś! 
Obróciłam ko kilka razy w rękach, jakbym chciała zobaczyć czy jest tm jakaś wskazówka do tej tajemnicy, lecz nic takiego nie mogłam znaleźć. Westchnęłam tylko na to niesłyszalnie, i gdy miałam już wpadać w swoje zamyślenia, usłyszałam znowu trzepotanie skrzydeł i krakanie, lecz tym razem pochodziło ono z naprzeciwka mnie. 
Uniosłam szybko głowę i wtedy ujrzałam karego jak smoła kruka, który patrzył na mnie uważnie, siedząc na parapecie w którym nie było w ogóle okna. Widząc iż zwróciłam na niego całą swoją uwagę, ponownie zakrakał i zatrzepotał skrzydłami w powietrzu, jakby bił mi brawo czy coś. Kruk? O co tu chodzi? Czy to ptaszysko specjalnie mnie tutaj przyprowadziło? - przeszło mi szybko przez myśl kiedy zmarszczyłam nieco brwi i lekko się podniosłam, nadal trzymając w ręce naszyjnik. Chciałam do niego podejść, lecz wtedy nagle zerwał się potężny wiatr, który zawiał mi prosto w oczy, przez co zasłoniłam się odruchowo rękami i wszystko nagle zniknęło.
Tak... To był naprawdę bardzo dziwny sen! Kiedy szłam korytarzem, nagle poczułam jakby coś ciążyło mi w kieszeni białego fartucha lekarskiego, więc włożyłam tam rękę, by sprawdzić czy dzieciaki aby przypadkiem nie zostawiły w nim jakiejś swojej zabawki, lecz ku mojemu zdziwieniu wyczułam coś delikatnego pod palcami. Zdziwiona i zdezorientowana wyjęłam to z kieszeni i ujrzałam... Złoty naszyjnik ze snu! 
Dobra.... Robi się naprawdę kurwa dziwnie! - pomyślałam sobie i schowałam naszyjnik znowu do kieszeni, ponieważ wchodziliśmy już do wujka, któremu od razu podałam silne leki widząc iż sparaliżował go potężny ból. Po chwili wszystko ustało, a ja usiadłam na krześle obok niego i pogłaskałam go po głowie jak matka, która chce uspokoić swoje płaczące i przestraszone czymś dziecko. 
- Już dobrze.... Jak się czujesz? - spytałam w miarę spokojnie, uważnie mu się przyglądając - Musze Ci coś powiedzieć, choć to pewnie dziwnie zabrzmi - dodałam jeszcze nieco zmieszana.
- Fatalnie... O co chodzi? - spytał od razu bardziej się na mnie skupiając, a ja wtedy sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam ten naszyjnik i mu pokazałam go na swojej dłoni, a ten nagle znieruchomiał, przez co jeszcze bardziej nie wiedziałam o co tu chodzi! 
- Skąd go masz?! - zdziwił się i od razu zabrał go w swoje ręce i uważnie zaczął go oglądać.
- No... Przyśnił mi się jakiś budynek pusty, kruk i ten naszyjnik, a jak się obudziłam i szłam później korytarzem, to znalazłam go u siebie w kieszeni - powiedziałam zmieszana, bo bałam się że uzna mnie za jakąś wariatkę, która naczytała się jakiś głupich książek fantastycznych.

< Eric? ;3 kruk przyszedł do niej xdd chciał Ci dać ten naszyjnik i niedługo wiesz co będzie xdd >

poniedziałek, 2 października 2017

Od Kiary cd. Erica & Reker'a

Widząc minę wujka i jego strach westchnęłam ciężko w duchu. Owszem to nie było miłe co chciałam mu zrobić, bo dla faceta to bolesne no i nieco upokarzające ale co ja miałam niby innego zrobić? Mogłabym wezwać Edwarda ale znając życie to wujek jeszcze bardziej by się zmieszał... A może? W sumie to już sama nie wiem co robić by bardziej ulżyć mu w cierpieniach. Cewnikowanie to była by dobra rzecz bo by tak nie cierpiał a leki tutaj mało pomagają przeciwbólowe, bo po prostu nerki nawalają. Zamierzałam mu podać kolejną dawkę leków przeciwbólowych ale jak na razie musiałam przekonać wujka. Po co się męczyć i biegać co po chwilę do łazienki kiedy ledwoe chodzi a każdy krok to katusze? Eh.... Zawsze wszystko musi iść w życiu pod górę. Wujek nie zasłużył sobie na takie cierpienia! Nie on... Jest dla mnie jak ojciec ale taki prawdziwy, a nie taki co mój niestety biologiczny ojciec. Nienawidzę go i nigdy mu tego nie wybaczę co zrobił mnie, wujkowi, mojemu ukochanemu i jeszcze wielu innym ludziom. Podeszłam do wujka i pogłaskałam go po głowie przez co zobaczyłam jego rozpacz w oczach.
- Ciii.... Będzie dobrze wujek dasz radę! Jesteś silny bardzo i na pewno sobie teraz też dasz radę.... Nie jedno przeżyłeś w życiu! Dasz radę wierzę w Ciebie! Wiem że to dla Ciebie krępujące i wszystko ale inaczej będziesz cierpiał bardziej... Ja chcę Ci tylko pomóc.... - powiedziałam spokojnie głaszcząc go po głowie jak dziecko lecz wiedziałam że tego potrzebuje - Chyba że wolisz żeby to zrobił Edward skoro przy mnie się tak krępujesz - dodałam jeszcze.
- Nie! Tylko nie Edward! - rzekł od razu spanikowany.
- No dobrze... - westchnełam - To mam to zrobić? Naprawdę nie będziesz wtedy tak bardzo cierpiał a leki zaraz Ci podam więc będzie dobrze - powiedziałam znowu jakoś spokojnie.
- No dobrze... - powiedział w końcu ale wiedziałam że mu ciężko.
- Myśl tylko o tym że jestem lekarzem i że szybko pójdzie to nieco pomoże - rzekłam podając mu do wenflonu bardzo silne leki przeciwbólowe. Nie powiem... Nieco z nimi ryzykowałam bo podałam nieco większą dawkę niż powinnam ale też wiedziałam że ja czy wujek braliśmy zazwyczaj większe dawki leków przeciwbólowych gdy coś tam było kiedyś nie tak, więc powinno być wszystko dobrze, a ja chciałam mu tylko ulżyć w cierpieniach.
- Uhu... - odpowiedział mi tylko zdenerwowany.
- Nie bój się - rzekłam dodając mu nieco otuchy. No jakoś tam sam ściągnął spodnie a nad bokserkami nieco się wachał co rozumiałam doskonale no ale powiem szczerze tak... Nie jednego penisa już widziałam w życiu gdyż ostatnio wiele ludzi i nas w obozie przesadza z kawą i jest u nas ogromng problem z kamieniami nerkowymi więc trzwba ludzi cewnikować by tak nie cierpieli! Z resztą na mnie to wrażenia nie robiło bo no... Mam swojego męża i tyle! Dobra wracając do tematu, to w końcu zdjął te bokserki na leżąco bo gdyby to próbował zrobić na stojąco to nerki by mu chyba wysiadły albo by upadł na ziemię rozbijając łeb o podłogę, a tego bym nie chciała!
Jakoś założyłam mu ten cewnik najdelikatniej jak tylko potrafiłam, po czym przykryłam go ciepłą kołdrą. Do sali nikt nie miał wstępu, prócz mnie. Nawet szpiedzy mieli całkowity zakaz więc o tyle dobrze że wujek nie musiał się przejmować kolejnymi ludźmi czy tam upokorzeniem, że ktoś go zobaczy czy coś.
- Już! Byłeś dzielny - rzekłam tuląc go - Szybko z tego wyjdziesz spokojnie... Masz silny organizm, nic się nie martw - dodałam jeszcze próbując dodać mu otuchy, zwłaszcza iż widziałam że się popłakał przez co krajało mi się serce.

< Eric? :3 będzie dobrze wujaszku dasz radę! >

sobota, 30 września 2017

Od Kiary cd. Erica & Reker'a

Siedziałam właśnie u siebie w pokoju z Rekusiem i zajmowałam się czytaniem jednej z książek próbując się jakoś uspokoić, kiedy to nagle wparowała do naszego pokoju Katrina. Nie byłam z tego zadowolona w ogóle i tego nie ukrywałam. Nie chciałam jej w ogóle widzieć ale skoro już przylazła to coś chciała, a chcąc nie chcąc jestem a przynajmniej kiedyś byłam zastępczynią założyciela ale mniejsza już z tym. Spojrzeliśmy na nią niechętnie, a ona głośno westchnęła i nie patrząc na nas rzekła tylko:
- Eric Cię potrzebuje nie może się ruszać i bardzo cierpi - rzekła dzięki czemu od razu się poderwałam na równe nogi i wyminęłam ją szybkim biegiem.
No tak przecież według Pani Katrinki ciągle jesteśmy zdrajcami... Paskudna baba! Nie wiem czy ona się na nas mści za to że mamy z Ericem taki dobry kontakt czy po prostu jej odpierdoliło i jednak jest zła... Na prawdę nie rozumiałam o co jej chodzi! Zawsze staraliśmy się jej pomagać, zawsze byliśmy mili a tu coś takiego... Nie no wychodzę coraz bardziej z założenia że ludziom nie wolno jednak ufać. Dobra Kiara ogar bo wujek Ci zejdzie ze świata żywycz - pomyślałam sobie szybko wbiegając do pokoju wujka.
- No to ładnie! - rzuciłam tylko i szybko podałam silne przeciwbólowe po których wujek odpłynął... Ocho... Nerki się kłaniają, a mówiłam że za dużo kawy, siedzenia w miejscu  w ogóle - pomyślałam sobie i wzięłam wujka szybko na medyczny. Oczywiście dookoła było pełno krwi więc pewnie rozprawił się już z tymi jełopami! Zabrałam go na prywatną salę, gdzie szybko zaczęłam działać.
Morfologia krwi, podawanie leków na nerki, wzmacniające, nasercowe i tak dalej leki szybko podałam oraz opatrzyłam wujkowi rany jakich doznał lecz pewnie tego nie poczuł...
W sensie takim że pewnie na torturach nic nie poczuł. Wyniki jego krwi dostałam już po niecałej godzinie i nie podobały mi się one e najmniejszym stopniu. Nerki z wielkim trudem i właściwie cudem pracowały, choć powinny już dawno wysiąść. Byłam strasznie zmęczona lecz jakoś się z tym sama uporałam i jeszcze prześwietliłam mu nerki na wszelki wypadek. Okazało się też że wujaszek ma kamienie nerkowe, więc dlatego tak cierpiał!
Oj wujaszku.... Za mało wody, za duuuuuuuuuuużo kawy, za mało ruchu, za mało rozumu - pomyślałam sobie bo kamienie nerkowe robiły się kiedy jest nieodpowiednia dieta ale głównie to z braku picia zwykłej, zwyczajnej wody niegazowanej, która bu oczyściła mu nerki z tej kofeiny i tych kamieni a tak to rosło i rosło, aż w końcu nerki nie dawały i nie dają sobie rady.
A mówią że faceci nie rodzą a tu proszę - pomyślałam sobie nieco złośliwie lecz zaraz się otrząsnęłam. Wiedziałam że dla wujka nie będzie to miłe bo kamienie nerkowe się "rodzi",  lecz to sprawia straszny ból. Podałam oczywiście leki specjalistyczne na to by te kamienie nieco rozbić w nerkach i żeby zaczęły lepszą pracę ale i tak trzeba było się pozbyć tych kamieni nerkowych więc przyszykowałam dużo wody.

< Eric? ;3 przepraszam że tandeta ;c >

poniedziałek, 25 września 2017

Od Kiary cd. Reker'a & Erica

No zdziwiłam się że Edward rzucił we mnie tym fartuchem i że się aż tak cieszył na mój widok. Przynajmniej jedna osoba myśli że nikogo nie otruliśmy – pomyślałam sobie i jakoś zaczęłam szybko działać. Spojrzałam na resztę chłopaków w jego wieku i posłałam im lodowate spojrzenie.
- Najbardziej mu się obrywało, a wy byliście tchórzami którzy woleli siedzieć cicho, a to tylko dziecko, powinniście się wstydzić – warknęłam do nich – Wszystko zrobiliście żeby chronić tylko wasze tyłki – dodałam i zasłoniłam kotarę szybko odgradzając 13 letniego chłopca od jego starszych kolegów.
- Jak wam nie wstyd? - dorzucił się Reker, a oni pospuszczali głowy – W niczym nie jesteście teraz lepsi od Trupów – dodał jeszcze z pogardą i poszedł pomagać Edwardowi, bo poprosił go o pomoc bo nieco znał się na medycynie, a ja powoli zbliżyłam się do Donaletta.
Mały był bardzo przestraszony i wzrokowo szukał jakiejkolwiek drogi ucieczki. Miał też bardzo przyspieszony oddech i szarpał się nieco, zwłaszcza kiedy do niego się nieco bardziej zbliżyłam. Widziałam też z bliska jego skuloną postawę ciała i jeszcze to przerażone spojrzenie na mnie… Czułam się prawie jak jakaś kryminalistka, która chciała mu wymordować całą rodzinę, a jego w najokrutniejszy sposób! Maskara….
- Ciiii… Nie bój się mały nic Ci nie zrobię – powiedziałam spokojnie i zaczęłam wykonywać przy nim bardzo powolne ruchy – Jak masz na imię mały? - spytałam spokojnie, podczas gdy ten obserwował każdy mój ruch bardzo uważnie.
- No synku powiedz pani jak masz na imię – zachęciła go matka, patrząc na niego, lecz en nie odrywał ode mnie cały czas wzroku, zupełnie jakby chciał przewiercić mnie wzrokiem, czy aby na pewno czegoś ie planuję złego.
- D-dd-o-nn-aa-t-e-ll-o – wyjąkał drżącym głosem i skulił się lekko bojąc się uderzenia, które oczywiście nie nastąpiło.
- Bardzo ładnie – odparłam z uśmiechem lekkim – Ja jestem Kiara – dodałam, a chłopiec powoli zaczął się rozluźniać. Nie od razu ale widziałam minimalne rozluźnienie mięśnie, choć w sumie i tak był napięty mocno jak jakaś cięciwa łuku.
- Mogę mówić na Ciebie Doni? Tak w skrócie – spytałam łagodnie, a on chwilkę się zastanowił.
- T-tak – wyjąkał jakoś ale się trząsł lekko.
- Dobrze… A więc Doni, jestem lekarzem, tak jak widzisz po mojej plakietce – mówiąc to, wskazałam bardzo powoli swoja plakietkę białą, która była mojej prawej stronie, a po jego lewej – Widzisz co tu jest napisane? - spytałam znowu łagodnie, a on nieco wytężył wzrok, a po chwili skinął głową.
- Kawdiologia – wyszeptał cicho.
- Kardiologia synku – poprawił go ojciec - To tacy ludzie, którzy zajmują się badaniem serduszka czy dobrze pracuje – wyjaśnił, delikatnie go głaszcząc po głowie by się uspokoił jeszcze bardziej. Na szczęście rodzice ze mną współpracowali i domyślili się że chcę jakoś zająć rozmową ich syna by bardziej się ze mną oswoił i pozwolił przebadać.
- Jednak nie zajmuję się tylko kardiologią Doni, tylko jeszcze opatrywaniem ran i takich tam jeszcze rożnych rzeczy – rzekłam spokojnie, na co niepewnie skinął głową.
- Chciałabym obejrzeć Twoje rany i sprawdzić jak serduszko ci pracuje, to nie będzie bolało obiecuję! Nikt nie będzie na Ciebie krzyczał, nic nie będzie w ogóle bolało... Tak więc nie bój się dobrze? O wszystkim będę Ci mówić co robię, co będę robić, to znaczy że jak będę chciała Ci np. dotknąć ręki to ci o tym powiem dobrze? - spytałam spokojnie.
Chwilę czekałam na jego decyzję, lecz na niego nie naciskałam w żadnym stopniu, bo wiedziałam że to tylko by pogorszyło całą sytuację, a tego przecież nie chciałam!
- D-do-o-brze-e - wyjąkał na co skinęłam lekko, spokojnie głową.
Zaczęłam go spokojnie badać, mówiąc mu co zaraz będę robić i takie tam inne bzdety, i było gorzej niż myślałam... Miał połamane żebra w kilku miejscach, miał wszędzie siniaki i rany jakby po podduszaniu.... Ponadrywane mięśnie i ścięgna, doznał wstrząsu mózgu, nie mówiąc nic już o narządach wewnętrznych, które były w nie najlepszym stanie i w sumie to po wynikach jego krwi wywnioskowałam iż jego narządy wewnętrzne ledwie pracują.
Nerki ledwie co filtrowały cały organizm z niebezpiecznych toksyn, śledziona też byłą w fatalnej kondycji. Płuca też były pobijane, przez co miał duże trudności z oddychaniem, serce też bardzo poważnie ucierpiało. Liczne pęknięcia, stłuczenia, rany, zadrapania... No po prostu chłopiec był w takim stanie, jakby uderzyło w niego rozpędzone auto, a nawet gorsze!
Z tego co się dowiedziałam obrażenia innych dzieciaków też były poważne, lecz nie tak bardzo jak u Donatella. Wniosek był taki, że jako iż był on najmłodszy i najstarszy, najbardziej mu się obrywało że czegoś nie rozumiał. Boże ile to dziecko musiało złego przeżyć, ile musiało umrzeć, bo oni zabijali te biedne dzieciaki, a my sądziliśmy że to wina Trupów... Chyba że dopiero po naszej inerwacji, gdy odebraliśmy im klasę zaczęli tłuc dzieciaki i była szansa że jednak nikogo z dzieciaków nie zabili tylko po prostu się na nich wyżywali... - pomyślałam.
Niestety Doni musiał zostać na oddziale, bo nie był w najlepszym stanie, a wręcz jego stan był krytyczny, choć na takiego nie wyglądał. Jego bluzki skrywały wiele ran, lecz cóż... Miejmy nadzieję że będzie jakoś lepiej! W nagrodę za jego dzielność dałam mu misia, który mu się spodobał, bo w końcu to było jeszcze dziecko i wyszłam z Rekerem z oddziału, gdyż poczułam że nie jesteśmy przez niektórych mile widziani... Eh... Tak trudno zrozumieć że my tylko chcemy pomóc? Pewnie dalej myślą że skoro zostaliśmy w ogóle o coś takiego oskarżeni, to znak ze i tak jesteśmy niebezpieczni i trzeba na nas uważać... Po prostu świetnie! Mam ochotę znowu strzelić sobie w łeb - pomyślałam wlokąc się z ukochanym do swojego lokum z ogromną niechęcią.

< Eric? Reker? ;3 zemsta! xdd >

sobota, 23 września 2017

Od Kiary cd. Reker'a & Erica

- Chyba musimy państwu wyjaśnić pewne sprawy - powiedziałam nagle - Państwa dzieci są jednymi z tych, którzy nie zdali egzaminów lecz podkreślam że jest to wina tylko i wyłącznie nauczycieli.... - dodałam.
- Dowiedzieliśmy się z rozmowy ale takźe obserwacji reakcji i zachowań państwa dzieci że są bite.... A raczej były przez nauczycieli - rzekł Reker a oni zdębieli i wytrzeszczyli oczy.
- To nie wszystko... - westchnęłam - Straszyli ichże jeśli cokolwiek komuś powiedzą to ich zabiją tak że nawet nikt się nie dowie kto to,  tylko się posądzi że wróg zabił albo po prostu bo młody i niedoświafczony gdzieś zwyczajnie zaginął.... Jeśli uczniowie tych nauczycieli zegoś nie wiedzieli, nie rozumieli czy inne rzeczy, dostawali kary... Co prawda nie wiemy jeszcze o wszystkich, bo dzieci boją się powiedzieć ale w stu procentach bicie było a raczej katowanie bo dzieciaki drżały przed nami i się zasłaniały w bardzo charaktwrystyczny sposób i z resztą znam takie reakcje z doświadczenia więc na pewno na jednym uderzeniu przez nich się nie kończyło i było to bardzo regularne - dodałam a im ugięły się kolana.
- Jesteśmy pewni że pod bluzkami i spodniami mają pełno siniaków i ran odniesionych przez takie traktowanie, bo pewnie państwa dzieci bo zajęciach szły do swoich pokoi, zamykały się, mało jadły i nie pozwalały się dotykać prawda? - podsunął ukochany - I jeśli odpowiadali to bolą ich mięśnie po treningach - dodał zaraz a rodzice popatrzyli po sobie.
- Faktycznie było tak... Od kulku moesięcy w sumie kiedy dostali tych nauczycieli moi synowie się zmienili - odezwała się nagle jakaś kobieta.
- Na tym się nie kończy.... Dzieciaki bały się komukolwiek powiedzieć bo też mówili że i tak nikt im nie uwierzy, a na lekcjach była tylko i wyłącznie teoria... Zero praktyki - powiedziałam czym byli zdziwieni.
- Ale przecież widzieliśmy jak często wyjeżdżają w teren! - zaczął jakiś męźczyzna.
- Owszem wyjeżdżali... Ale kiedy znikali wszystkim z pola widzenia oni w terenie uczyli teorii a nie praktyki - powiedział stanowczo ukochany - Do koni nie mogli się zbliżać, broni też nigdy w rękach nie trzymali, nie mieli samoobrony, nie mieli zajęć w terenie z maskowania, nie mieli strategii, Nie mieli nic! - powiedział zły.
- Nie zdali egzaminów bo oni nic a nic nie potrafili... Nikt ich nie nauczył co mają robić. Oni bali się na egzaminie koni, nie wiedzieli jak chwycić i co robić z bronią, mało tego! Nauczyciele zabronili im blokować bronie i kazali nosić je cały czas odbezpiecone w kaburach! Kazali celować do siwbie wzajemnie z odbezpieczonymi brońmi!!! - rzekła wreszcie bo sama byłam tym zszokowana, a kiedy to usłyszeli rodzice to aż zdębieli. Sami byli żołnierzami więc wiedzieli że tak nie wolno a z resztą co ja mogę mówić? Wiadomo że wszystko zrobili źle ci nauczyciele i chciałam żeby spotkała ich kara śmierci w męczarniach!
- W dodatku znamy tych nauczycieli bo poznaliśmy ich rok temu... Dostaliśmy po nich klasę która była jedną z najsłabszych bo też mili takie same problwmy co te dzieciaki teraz czyli wasze dzieci - powiedział reker uwaźnie na nich patrząc.
- Byli wściekli na nas i mówili źe teoria sama im wystarczy lecz po tym jak klasa została nam przydzielona i na nich nawrzeszczano obiecali poprawę... - dodałam za męża.
- Tyle źe jak widać poprawa jest taka że dodali jeszcze bicie oraz katowanie uczniów którzy nie rozumieją o co im chodzi... Doszło teź zastraszanie i groźba śmierci oraz próba zatuszowania tego że robią tylko teorię... - rzekł ukochany bardzo poważnym i surowym tonem.
- To naprawdę nie jest wina państwa dzieci tylko nauczycieliktórym nic nie chciało się robić i woleli tłuc dzieciaki i im grozić śmiercią niź się wysilić i pomóc kolejnemu pokoleniu przeżyć w tych czasach... Oni mieli gdzieś że zginą bo oni ich nieczego nie nauczyli... Woleli pójść wcześniej do domu i powyźywać się na państwa dzieciach - westchnęłam ciężko patrząc na dzieciaki które zostały lrzytulone przez rodziców lecz lekko skrzywili się z bólu a do oczu naszły im łzy lekko.
- Proponuję żeby całą klasę przebadano na medycznym gdyż boję się że przez to wszystko mogli doznać takich obrażeń że mogą one być niestety śmiertelne po pewnym czasie jeśli nic się nie zrobi.. - dodałam jeszcze a oni wszyscy pobledli no ale taka była prawda!
Dzieciaki bały się iść na medyczny ale ich rodzice zaczęli prowadzić je na medyczny gdzie zaczęto je badać a my czekaliśmy na poczekalni na wieści.

< Reker? Eric? ;3 czas sadysty xdd Dzieciaki mają poważne obrażenia? Xdd Powiedzą co jeszcze ich spotkało? Czas tortur xdd>