poniedziałek, 29 maja 2017

Od Ruvika cd. Tamary

Kiedy coś szturchnęło mnie lekko w ramię zdziwiłem się trochę, iż od razu nie mogę wyczuć kto to czy co to jest. No cóż Ruvik dobre czasy się skończyły i musisz sam się odwrócić - stwierdziłem w myślach obracając się przez ramię a w tedy ujrzałem młodą klacz maści kasztanowatej. Była śliczna! No i sama podeszła co mnie lekko zdziwiło, bo zazwyczaj konie trzymają się tylko swoich właścicieli... Pamiętam jeszcze jak wraz z Edmundem porywaliśmy sąsiadowi gniadego Aresa, którego musieliśmy zawsze długo wyciągać ze "stajni" albo go tam zaciągać, bo konina wejść nie chciała.
- Ma na imię Alaska i nie ma jeszcze żadnego właściciela... Jeśli chcesz, to może być Twoja! Decyzja należy do Ciebie! Poza tym, chyba Cię polubiła! - powiedziała uśmiechnięta Tamara i poklepała lekko klacz po szyi, a ona nie mogła się ode mnie oderwać.
- Chętnie się nią zajmę - rzekłem głaszcząc Alaskę po głowie co je się spodobało a ja delikatnie się uśmiechnąłem i spojrzałem w niebo. Nie pamiętam kiedy ostatnio na mojej twarzy pojawił się uśmiech... To takie dziwnie obce, ale jednocześnie znajome uczucie! Wpatrując się w sklepienie niebieskie zmrużyłem lekko oczy, cóż nie wiedziałem, że tam do góry jest aż tak bardzo intensywny, jasny, niebieski kolor. Gdy mnie tu zaciągnięto wszystko wydawało mi się takie ciemne i groźne... kolory niemal stały się czarno-białe a teraz? Teraz wszystko pokazało się w jasnych, przyjemnych kolorach i z tego co widziałem oraz czułem nastała jesień! Chodź najbliższe drzewo było spory kawałek stąd, niektóre z jego liści przywiał wiatr aż tutaj. Czyżby przyroda nie bała się już tego miejsca? - spytałem sam siebie wracając do klaczy, której nie bardzo spodobało się moje zamyślenie.
- To co wracamy? - spytała mnie brązowowłosa na co skinąłem głową i już miałem pytać o pozwolenie Alaski czy aby na pewno mogę wskoczyć na jej grzbiet oraz pojechać do tego śmiesznego obozu, lecz w tej samej chwili usłyszałem jakiś zgrzyt w mojej głowie. "Ruvik nie zostawiaj mnie" - usłyszałem zapłakany głos dziecka w swojej głowie, lecz nie musiałem długo zastanawiać się do kogo należy. Timi - pomyślałem i bez słowa wbiegłem do budynku gdzie od razu zobaczyłem przed oczami lokalizację w jakiej znajduje się chłopiec. Zanim się obejrzałem byłem już w miejscu gdzie kiedyś wygłaszano apele. Pod jedną z osmolonych ścian siedział czteroletni, blond włosy chłopiec, jego oczy niczym toń morska były coraz bardziej czerwone od łez więc szybko do niego podszedłem a ten oczywiście się we mnie wtulił. Oczywiście Timi był duchem więc pewnie dla zwykłych śmiertelników ściskałem powietrze, lecz nie miałem zamiaru przestać. "Ruvik nie zostawiaj mnie" - mówił przestraszony a ja spojrzałem na niego ze smutkiem. "Nie zostawię, nie martw się pójdziesz do nieba! Co się stało? Czemu nie przeszedłeś na drugą stronę? Nie wyczuwałem cię tutaj" - rzekłem jakoś do niego w myślach co kosztowało mnie trochę wysiłku. "Nie ja chcę iść z tobą! Nie chcę do nieba!" - krzyknął zaciskając swoje drobne ręce mocniej na mojej poszarpanej bluzce "Bałem się... oni byli straszni a ja chciałem do ciebie, ale nigdzie nie mogłem cię znaleźć" - wytłumaczył po chwili więc pogłaskałem go po głowie. "Spokojnie coś wymyślę" - odpowiedziałem mu od razu a ten spojrzał na mnie swoimi bystrymi oczkami. "Ładniej wyglądałeś jak cię poznałem..." - stwierdził dotykając mojej twarzy, lecz i tak wiedziałem, że chodzi mu o tego 26 letniego mnie bez blizn. "A teraz brzydki jestem?" - spytałem z lekkim śmiechem. "Nie, ale dziwnie wyglądasz gdy jesteś taki młody, ale się przyzwyczaję" - stwierdził a w tedy chyba dostrzegł Tamarę więc odwróciłem się przez ramię bym i ja mógł na nią spojrzeć.
- Potrzebuję twojej pomocy, musimy go wskrzesić - poinformowałem ją poważnym tonem głosu.
- Zapomniano o nim? - spytała a ja wyczułem w jej głosie rozpacz, smutek i złość na siebie.
- To nie twoja wina! Tak się zdarza jeśli duchy się poważnie czegoś boją... Po prostu znikają z zasięgu pola widzenia i nawet inne dusze nie mogą ich wykryć - starałem się jej wszystko wytłumaczyć by się nie obwiniała, lecz ona nie słuchając wystrzeliła jak rakieta w stronę wschodnich korytarzy. "Idzie do mojego pokoju" - rzekł mi w myślach Timi dlatego szybko tam też pobiegliśmy. Muszę przyznać, że te całe glany były dla mnie trochę za ciężkie i wolałem chodzić na boso niż w nich, ale myśl o pokaleczeniu stup troszkę mnie przeraziła więc postanowiłem nie marudzić i skupić się bardziej na biegu co mi pomogło, gdyż po chwili dostałem duchowego sprinta i już byłem blisko dziewczyny, która klęczała przy szkielecie chłopca, na którym było jeszcze troszkę mięśni co było wyjątkowym widokiem, bo zazwyczaj po tylu latach powinny zostać same kości! Wiedziałem, że sama może i da radę mu zwrócić życie, lecz źle się to dla niej skończy dlatego złapałem ją za rękę i popatrzyłem na nią stanowczym wzrokiem - Pomogę ci - szepnąłem skupiając się bardzo.
- Nie! Sama dam radę! - rzekła od razu chcąc mnie odepchnąć, lecz ja się nie dałem.
- Daj spokój! Razem damy radę - stwierdziłem skupiając się bardziej. Tamara już nie protestowała więc skupiliśmy się jak najbardziej potrafiliśmy a w pewnym momencie poczułem jakby coś zabierało cząstkę mnie i przelało to w ciałko chłopca. Dałem tego jak najwięcej potrafiłem i można by rzec, iż nawet odepchnąłem trochę cząstki Tamary... Cóż dziewczyna była wyczerpana a ja nie chciałem by mi tu padała! Nagle oślepiło nas jakieś bardzo jasne światło więc oderwaliśmy się od kości i pozasłanialiśmy rękami. Trwało to może z minutę jak nie dwie aż w końcu to coś puściło i mogliśmy zamrugać oczami by wszystko wróciło do normy. Wtem usłyszeliśmy ciche mruknięcie a naszym oczom ukazał się cały i zdrowy Tim, który od razu przylepił się do Tamary i już wiedziałem o co mu chodzi.

<Tamara? :3 Zostałaś zakładnikiem xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz