niedziela, 30 kwietnia 2017

Od Kiary cd. Reker'a

Obudziłam się bo ktoś zaczął mnie szturchać, wiec zaspana otworzyłam słabe powieki i zaczęłam szukać wzorkiem osoby, która była za to odpowiedzialna i zobaczyłam ku mojemu zdziwieniu Edwarda! Posłałam mu słabe i pytające spojrzenie na co westchnął, lecz wyglądał na zdenerwowanego.
- Kiara nie wiesz gdzie poszedł Reker? - spytał w miarę spokojnie, pewnie by mnie nie denerwować jeszcze bardziej, lecz i tak się zestresowałam i spojrzałam od razu na łóżko ukochanego, gdzie go nie było! Kiedy chciałam się poderwać, Edward mnie na szczęście przytrzymał, bo bym sobie pewnie zrobiła krzywdę i tyle by było, gdyby szwy mi puściły czy coś...
- Nie nie wiem - powiedziałam zdenerwowana, kiedy uspokoiłam w miarę oddech i mnie puścił.
- Pójdę go poszukać, a Ty leż! - powiedział i wyszedł szybko, podczas gdy mi serce waliło i mnie bolało lekko, lecz jakoś to ignorowałam i leżałam spokojnie na wznak i patrzyłam się ledwie przytomnym wzrokiem w sufit. Po chwili usłyszałam że ktoś się zbliża, spojrzałam na drzwi, będąc gotowa w razie czego na obronę, lecz na szczęście to był Reker z Rajankiem na rękach i Dave'm!
- Do mama! - zażądał synek, na co myślałam że się popłaczę ze szczęścia!
Synuś wtulił się od razu we mnie, na co się szeroko uśmiechnęłam i ostrożnie lecz stanowczo trzymałam synka na rękach. Edward po burczał coś tam jeszcze na Rekera, że powinien bardziej uważać i podłączył mu kroplówkę na nowo. Dave natomiast usiadł obok nas i w razie czego był gotów wziąć synka od nas. Usłyszeliśmy nagle stukot końskich kopyt, więc domyśliłam się że wujek Eric wrócił ze swojej "misji" złapania naszych trucicieli i pewnie nie tylko naszych...
- Dzięki Dave za pomoc! Nie wiem jak my Ci się odwdzięczymy - westchnęłam zmęczona prostymi czynnościami.
- Daj spokój! Uwielbiam tego szkraba, a poza tym, to przyda mi się to wszystko, gdy niedługo sam zostanę ojcem! Lekarze mówią że jeszcze jakieś dwa tygodnie! - powiedział radośnie, na co po raz kolejny się uśmiechnęłam.
- Córeczka tatusia będzie! - powiedział rozbawionym ale i jednocześnie słabym głosem Rekuś.
Kiedy Dave chciał już odpowiadać, nagle na salę wparował wujek Eric, przewracając jakiegoś faceta na podłogę i przygniatając go mocno butem na co jęknął.
- Przeproś za to ze kazałeś ich truć i też to robiłeś! - warknął wściekle wujek Eric - Przez was prawie umarli niewinni ludzie! - wysyczał niczym jadowity wąż i przycisnął go jeszcze mocniej. Edward patrzył na niego z obrzydzeniem i nienawiścią i chyba też chciał by rozszarpać leżącego mężczyznę na ziemi, pod butem wujka.
- P-przepraszam.... - powiedział ledwie - że byliście świetnymi królikami doświadczalnymi - dodał rozbawiony, na co wujek z całej siły kopnął go w nogę i usłyszeliśmy trzask kości, na co chciał wrzasnąć, lecz wujek sprzedał mu jeszcze solidnego kopa w twarz i stracił przytomność...

< Reker? Eric? ;3 >

Od Kiasa cd. Sary

Ze snu wyrwało mnie silne kopnięcie w klatkę piersiową, które odebrało mi na chwilę oddech, ale jakoś wszystko szybko wróciło do normy i zacząłem nabierać łapczywie powietrza do płuc. Mało brakowało - stwierdziłem a po chwili adrenalina puściła i znowu poczułem ból na całym ciele po ostatnim pobiciu. Popatrzyłem na postać przed sobą półprzytomnym wzrokiem i jak się okazało był to ten sam mężczyzna, który był widziany przeze mnie ostatnio. Nie wahałem się tylko obdarzyłem go wściekłym spojrzeniem za co kopnął mnie znowu w głowę, z której krew popłynęła teraz szybciej. Aż dziwne, że się nie wykrwawiłem - pomyślałem słabo.
- Niby miałem zająć się tobą dopiero jutro, ale jedna suka mnie wkurwiła i mam teraz humor na ostre pieprzenie cię - zarechotał i pociągnął mnie za łańcuchy przez co mimowolnie musiałem stać na czworakach - Grzeczny kundel - uśmiechnął się chytrze zachodząc mnie od tyłu na co ostatnimi siłami zacząłem się szarpać.
- Zostaw mnie! - warknąłem jakoś zdzierając sobie skórę na nadgarstkach znowu do krwi, ale go to nie ruszyło i już miał mi ściągać spodnie, ale ktoś wpadł do pomieszczenia więc mój oprawca puścił łańcuch na co opadłem bezwładnie na ziemię. Bałem się jak diabli i gdyby nie to, że ledwo się ruszałem zwiałbym przez te otwarte drzwi, ale teraz wolałem udawać trupa, bo tak było dla mnie najbezpieczniej. Ten facet, który wyrządził mi krzywdę został zabity przez tego żołnierza, który wpadł tu z wilkiem!
Tak takim co se po lasach wyje i często jest zmutowany, ale nie ten... ten jest normalny i mnie obwąchuje! Myślałem, że zaraz na zawał padnę przez co zacząłem drżeć ze strachu i kulić się pod ścianą... Bałem się, że zrobią mi zaraz krzywdę... Może to kolejni handlarze? - spytałem się przerażony w myślach.
- Alfa przesuń się! Kias to ja twój tata - rzekł jakiś dziwnie znajomy głos, który przedstawił się jako ojciec w co nie wierzyłem a czując jego dotyk zadrżałem jeszcze bardziej a z oczu popłynęły mi łzy. Żołnierz szybko uporał się z łańcuchami i delikatnie mnie do siebie przytulił głaszcząc uspokajająco po plecach i głowie co mnie niestety bolało i co jakiś czas syczałem niczym wąż będąc sztywnym jak deska w jego ramionach - Kias spokojnie... to ta... nie bój się... nic ci nie grozi... - mówił spokojnie gdy ja łkałem przerażony nie wiedząc co się dookoła mnie dzieje. Dopiero po paru chwilach jakoś mogłem otrzeć krew, która mieszała się z moimi łzami i zobaczyłem znajome rysy twarzy.... To na prawdę był ojciec! Nie mogąc uwierzyć, że po mnie przyszedł wtuliłem się w niego szukając bezpieczeństwa niczym mały chłopiec, ale on mnie nie odrzucił tylko przytulił jeszcze mocniej uważając na moje rany, które chodź bolały mnie jak cholera przy ojcu nie patrzyłem na to, że boli, ale na to, że przy mnie tutaj jest.
- B-bałem s-się... o-on mnie c-chciał z-zg-g-gwa-ł-ł-ł-ci-ci-ci-ć-ć-ć - wydukałem jakoś zapłakany.
- Już nikt ci krzywdy nie zrobi synku - powiedział uspokajający, ale w jego głosie wyczytałem jakąś wściekłość, która lekko mnie przeraziła.
- Nie ch-chcę na m-medyczny - wyłkałem jeszcze i straciłem przytomność. Wiedziałem, że z tatą nic mi nie grozie, gdyż nie pozwoli, żeby ktoś jeszcze mnie tknął... Przynajmniej tak mi się zdaje...

<Sara? :3 Przyjdziesz zobaczyć co z nim? ;c>

Od Sary cd. Kiasa

Obudziłam się gdzieś o ósmej rano, a za oknem słyszałam że jest duże zamieszanie, wiec szybko wstałam i wyjrzałam zza okno gdzie było chyba z trzystu żołnierzy Duchów, mój ojciec i Eric z którym tata rozmawiał... Zdziwiłam się i to mocno oraz wiedziałam że coś jest nie tak! Jeszcze bardziej się zdziwiłam kiedy zobaczyłam siedzącego sobie jak nigdy nic wilka przez ojcem... Chyba mi się wydaje, albo nadal jeszcze śpię - pomyślałam sobie i się uszczypnęłam by sprawdzić czy aby na pewno mi się nie wydaje, lecz ku mojemu kolejnemu zdziwieniu, byłam przytomna i trzeźwo myśląca. Eric porozmawiał jeszcze z wujkiem, a ja po minie taty widziałem że jest zdenerwowany, a właściwie to wściekły, a on nigdy taki nie był! Oj ktoś wywołał wilka z lasu... - przeszło mi przez myśl, a po chwili zobaczyłam jak tata odjeżdża za wilkiem ze wszystkimi swoimi żołnierzami, więc pewnie chodziło o coś poważnego! Bałam się i miałam nadzieję że wszyscy wrócą cali i zdrowi, lecz czułam straszny niepokój, więc szybko się ubrałam i zbiegłam na dół, gdzie dopadł mnie Eric, łapiąc mnie za rękę i machając palcem oraz kręcąc przecząco głową.
- Nie wyjdziesz dzisiaj z Ratusza i nie pojedziesz za ojcem! Kazał mi Cię pilnować i żebyś nie wychodziła, czego dopilnuje - powiedział stanowczo.
- Cały dzień w ratuszu?! - spytałam z niedowierzaniem załamana - To nie fair! Mam prawo wiedzieć co się dzieje, to mój ojciec! - fuknęłam niezadowolona.
- Twój ojciec sobie poradzi i nie potrzebuje teraz kłopotu, że zanim pojedziesz i coś Ci się stanie! Zrób jak chce i bądź posłuszna chodź raz... - powiedział, na co westchnęłam i mruknęłam coś pod nosem niezrozumiałego i skierowałam się na stołówkę.

< Kias? ;3 Olivier zdążył i było rzucanie? xdd >

Od Reker'a cd. Kiary

Kiedy Edward powiedział nam, że byliśmy znowu truci cały dobry nastrój z obrączek dla wujka ze mnie uleciał a ja zdębiałem otwierając usta ze zdziwienia. Nigdy im już nie zaufam - pomyślałem patrząc na kroplówkę z odtrutką, która w naszym obecnym stanie ratuje nam życie. Gdybyśmy zgodzili się na leczenie w wieży serca by nam w końcu przestały bić i tyle w temacie a wszystko zwaliliby durni lekarze na pociski, które trafiły blisko serca! Szuje jedne... Pewnie nadal trzymają się rozkazów Michaela i Wiliama...
- A to cholery! - warknął wściekle wujek - Wiedziałem, że lepiej tym doktorkom jeszcze nie ufać, ale Olivier się uparł za co kopa w żyć powinien dostać! Wy już się nie martwcie jak ich znajdę to im kark skręcę! - warczał cały czas niczym pies ze wścieklizną a co najśmieszniejsze i najlepsze nie obudziło to jeszcze Colinsa, Adama i Drawa! Może to i dobrze? Baliby się tylko niepotrzebnie...
- Dobrze wiedzieć, że w ich interesie nadal jest zabicie nas - mruknąłem pod nosem łapiąc się za serce, które potwornie mnie zabolało... normalnie poczułem jakby ktoś dźgał mi je igłami!
- Nie denerwujcie się, bo to tylko wam zaszkodzi - westchnął Edward zapisując w kartach pewnie co nam podał i o której godzinie.
- Muszę jechać do wieży by ich zwęszyć... Przyjadę jeszcze dzisiaj! Odpoczywajcie mi i się nie denerwujcie! - rzekł Eric i szybko opuścił oddział medyczny a ja przekręciłem się na prawy bok by móc lepiej widzieć Kiarcię i zakryłem cię aż po samą szyję patrząc na nią smutno tak samo jak ona na mnie. Co my im niby zrobiliśmy, że ciągle słuchają się rozkazu nieżywych ludzi? Przecież to chore, że lubią patrzeć jak cierpimy! Dlatego właśnie nigdy nie lubiłem oddziału medycznego! To ciągłe wiązanie pasami, podawanie nam nieświadomie trucizn wmawiając, że to leki na daną chorobę... Wykończyliby nas gdybyśmy nie uciekli! Gdyby nie to, że Edward zbadał naszą krew pewnie byśmy mieli niedługo pogrzeb i tyle... Nie wytrzymując już tego wszystkiego zasnąłem budząc się dopiero o godzinie osiemnastej gdzie na oddziale panował jak zwykle spokój. Korzystając z okazji, że wszyscy spali a Edwarda nie było, wyciągnąłem sobie delikatnie kroplówkę i poszedłem do Dava po naszego ukochanego synusia Rajanka! Jak ja go dawno z Kiarcią przez to wszystko nie widzieliśmy. Doczłapałem się jakoś do pokoju przyjaciela tylko z dwoma postojami, gdyż serce przez ból mówiło, że mam zawracać, ale ja uparty jak osioł szedłem dalej. Kiedy zapukałem do drzwi już po paru sekundach utworzył mi zdziwiony Dave z moim synusiem na rękach, który ucieszył się na mój widok.
- Tata! Tata! - powiedział uradowany wyciągając w moją stronę ręce przez co go delikatnie wziąłem.
- Reker nie powinieneś wychodzić z medycznego! Źle wyglądasz.... - zmartwił się.
- To tylko oświetlenie! Nie martw się - powiedziałem słabo co mnie zdradziło.
- Wracamy na medyczny! Pójdę z tobą, bo nie chcę, żeby tobie albo małemu stała się przez przypadek krzywda - rzekł na co westchnąłem i poszliśmy powolnym krokiem na oddział gdzie Edward szukał mnie po wszystkich kątach a Kiara zmartwiona chciała się podnieść, ale widząc mnie z synkiem od razu się uspokoiła i ucieszyła.
- Do mama! - zażądał synuś na co lekko się uśmiechnąłem i położyłem go obok ukochanej, w którą się od razu wtulił a ja opadłem wycieńczony na łóżko a za oknem dało się usłyszeć stukot końskich kopyt. Oho wujek przyjechał - pomyślałem szybko.

<Kiara? :3>

Od Will'a cd. Rous

- No szukaliśmy Cię! - powiedziałem rozbawiony - Ale wolimy porozmawiać w cztery oczy, gdzie będziemy mogli na spokojnie porozmawiać - powiedziałem stanowczo, na co skinął głową i zaczął prowadzić nas po korytarzach, aż w końcu trafiliśmy do chyba jego pokoju.... Rozejrzałem się czujnym wzrokiem po pokoju, który był nawet ładny, ale nasz mi się bardziej podobał, co pewnie było wynikiem przyzwyczajenia się!
- Rozgwieźdźcie się - powiedział spokojnie wujek Mason, zatykając drzwi na klucz, by nikt nie mógł wejść. Usiadłem z Rous na krzesłach, a on naprzeciwko nas - A więc o co chodzi? - spytał siadając naprzeciwko nas. Rous stała się mało pewna siebie i popatrzyła na mnie błagalnie żebym to ja powiedział, bo ona się boi mimo wszystko, na co niesłyszalnie westchnąłem.
- Masz jakiś uczniów na szpiegów? - spytałem na co się zdziwił.
- Nie... Wyszkoliłem już wszystkich - powiedział wciąż zdziwiony, a ja poczułem jak Rous coraz bardziej zdenerwowana zaciska ręce na moim ramieniu.
- A mógłbyś jeszcze kogoś wyszkolić? - spytałem spokojnie.
- Pewnie! Wiesz że szpiegów nigdy mało, ale Will... Nie musisz krążyć z tym tematem w nieskończoność, tylko powiedz co i jak - westchnął wujek, bardziej opierając się na krześle.
- Rous chce zostać szpiegiem, ale zgodzę się na jej szkolenie i zostanie szpiegiem, tylko jeśli Ty będziesz ją szkolił i miał na nią oko! To jednak niebezpieczny zawód, a ja nie chcę by coś jej się stało - powiedziałem w końcu i zapadła chwila ciszy.

< Rous? ;3 >

Od Kiasa cd. Sary

Czy ona sugeruję, że w poprzednim wyglądałem okropnie? - pomyślałem rozbawiony przeglądając się jeszcze raz w lustrze z zadowoleniem, bo nawet mi ten płaszcz pasił bardziej niż mój poprzedni, który prawie wyblakł i nadawał się do wyrzucenia. Ojciec z uśmiechem poczochrał mnie po włosach i wepchnął do ręki z powrotem czekoladę, na którą popatrzyłem z pewną obawą.
- Nie mogę tego wziąć! Tego się strasznie długo szuka... - westchnąłem chcąc oddać mu słodycz, ale on schował ręce za plecami.
- Synuś to jest prezent i mamy tego dużo więc się nie przejmuj tylko jedz! - zaśmiał się cicho na co niepewnie pokiwałem twierdząco głową po czym spojrzałem na zegar gdzie malowała się już godzina osiemnasta.
- Tato dzięki jeszcze raz za prezent, ale muszę iść... Wiesz muszę jutro wcześnie wstać, napisać jeszcze raport i takie tam rzeczy - westchnąłem ciężko.
- No to idź! Uważaj nie siebie - rzekł a ja nacisnąłem klakę drzwi.
- Tak będę, będę! Nie martw się! - uśmiechnąłem się do niego po czym wlazłem do cienia i rozpłynąłem się w nim... Zwykły laik pomyśli, że miał zwidy, ale to tylko jedna z wielu sztuczek jakie potrafią robić szpiedzy. Poszedłem do swojego pokoju, który dzieliłem z moją kochaną Alice, która gdy tylko mnie zobaczyła podbiegła do mnie oraz się przytuliła co mnie nie dziwiło, bo zazwyczaj tak robi a ja nie mogę się nadziwić, że kobieta w 6 miesiącu ciąży potrafi tak zasuwać!
- Hej kochanie! - powiedziała radośnie patrząc się w moje oczy.
- Część królewno - uśmiechnąłem się do niej radośnie.
- Nowy płaszcz? Skąd taki rzadki materiał? - zdziwiła się oglądając mnie uważnie.
- Od ojca dostałem. Ładny nie? - rzekłem zachwycony na co pokiwała twierdząco głową.
- Nie za bardzo cię rozpieszcza Kiasuś? - zaśmiała się a ja pokręciłem z niedowierzaniem głową i podałem jej do ręki czekoladę na co aż wytrzeszczyła oczy - Ale skąd?! - niemal krzyknęła.
- Spytaj się teścia - zaśmiałem się znowu - Zjedz sobie kotku ja nie mogę, bo przytyję i znowu biegania mi dołożą - stwierdziłem z westchnieniem podchodząc do łóżka, na które opadłem.
- Właśnie miśku... Dzisiaj idę spać do mamy przykro mi - posmutniała a ja tylko machnąłem na to ręką.
- Nie przejmuj się aniele! Jak raz się sam prześpię to nic mi nie będzie! Najważniejsze, że nie ma już tam tego dziada... - stwierdziłem na co się uśmiechnęła i podniosła z ziemi torbę na ramię - Uważaj na siebie kochanie - dodałem jeszcze patrząc cały czas na nią.
- Jasne! Dobranoc kotku! - rzekła otwierając drzwi.
- Dobranoc! Kolorowych! - uśmiechnąłem się do niej po raz kolejny a kiedy zostawiła mnie samego wbiłem wzrok w sufit po czym gdy uznałem, że już się na patrzyłem usiadłem przy biurku i machnąłem szybki raport z misji jeszcze przed dowiedzeniem się, że Olivier to mój ojciec, później poszedłem wziąć prysznic, ale nie przebrałem się w piżamę tylko w nowe, czyste rzeczy. Niby spać mi się nie chciało, ale gdy położyłem się na mięciutkim łóżeczku oczy zaczęły mi się same kleić, ale ja walczyłem dzielnie ze snem i zacząłem nad tym wszystkim myśleć. Sara wydawała się dzisiaj taka jakaś smutna... Może to z powodu, że nie może uprawiać parkuru? Nie... przecież jak coś to chyba może z tatą pogadać by jej pozwolił! Może to z mojego powodu? No cóż nie wiedziała nic o mnie przez długi szmat czasu a tu nagle znikąd się pojawiam i juhu braciszek... Nie chcę zabierać jej taty! Chyba rzeczywiście do nich nie pasuję i tylko im rodzinne więzi psuję... Lepiej by było, żeby mafia zabiła i mnie albo na tych torturach trupem bym padł! Wszystko tylko psuć muszę! Jestem beznadziejny - westchnąłem w myślach i zasnąłem zanurzając się w spokojnych snach.
*****
Obudził mnie jakiś hałas w pokoju a widząc otwarte okno na oścież zaniepokoiłem się, bo nie przypomniałem sobie, żebym je zostawił nawet przymknięte! Chciałem się podnieść by móc je zamknąć, ale w tym samym momencie ktoś wykręcił mi boleśnie ręce do tyłu oraz zakneblował przez co przestraszyłem się i to nie na żarty! Zacząłem się szarpać i próbowałem odchylić głowę by zobaczyć twarz napastnika, lecz ten wykorzystał ten moment i uderzył mnie w głowę z taką siłą, że straciłem przytomność poddając mu się. Wiedziałem, że będę bezbronny a co gorsza nie wiedziałem kim jest porywacz i czego on ode mnie chce i co mi zrobi! Mówię wam przerażające uczucie i nie zdziwię się jakbym przez sen drżał ze strachu.
*****
Obudziłem się na zimnej, brudnej, betonowej podłodze, z której pod ścianami wystawały druty zbrojeniowe. W powietrzu unosił się okropny zapach wilgoci a ja czułem się tak strasznie słabo. Na szyi miałem obrożę dla psa podobną do skórzanego paska a na dodatek przywiązano mnie do ściany jak jakiegoś psa do budy! Chciałem się wyrwać, ale to zamiast pomóc pozostawiło na nadgarstkach krwawe ślady a łańcuchy rozniosły po pomieszczeniu charakterystyczny dźwięk... Leżałem tak jeszcze chwilę chcąc całkowicie dojść do siebie a w tedy usłyszałem skrzypnięcie drzwi a do pokoju wszedł jakiś mężczyzna, który chytrze się uśmiechał i już od samego patrzenia na niego wiedziałem, że chce mi zrobić krzywdę dlatego chciałem zerwać się z miejsca i go zaatakować, lecz łańcuch był za krótki a ja w nagrodę dostałem od niego kopa w głowę przez co ją spuściłem wypluwając na podłogę krew, ale on podniósł mi ją boleśnie za włosy i spojrzał w moje oczy lodowatym wzrokiem. Jego zimna zieleń oczu mnie wprost przerażała, ale zachowałem poważną minę by nie pokazać mu, iż się boję.
- No cześć piesku! Dużo nam za ciebie dadzą - rzekł klepiąc mnie po policzku na co go w końcu ugryzłem... No po prostu gościu już mnie wnerwia. 
- Sam jesteś psem - warknąłem na niego wściekle za co kopnął mnie mocno w brzuch na co prawie zawyłem z bólu. 
- Tak się bawimy szczeniaku?! - uśmiechnął się przebiegle i zaczął mnie tłuc do krwi... Czułem, że chyba złamał mi żebra albo tylko mi się tak wydawało? Sam nie wiem... Ból był okropny! Najbardziej kopał mnie po głowie i brzuchu przez co w końcu rozbił mi mój łepek, z którego zaczęła sączyć się krew a ja już uznałem, że mi dosyć więc kuląc się zacząłem coraz bardziej się zasłaniać by móc złapać jego nogę i jakoś go przewrócić, ale to było niestety na marne... Na koniec jeszcze po ciaśnił mi obrożę przez co prawie się dusiłem - Oj tam! Nie dramatyzuj pieseczku, bo wiem, że się nie udusisz! Wytresujemy cię na idealnego kundla do każdej zachcianki i nawet do tego - mówiąc to wskazał ruchem głowy na mój tyłek przez co pokręciłem przecząco głową nie zgadzając się by mi to zrobili... - Będzie fajnie! Ale to jutro! - zaśmiał się i kopnął mnie w głowę przez co straciłem przytomność. Ja tu nie wytrzymam... Jak mnie zgwałcą to sam sobie życie odbiorę - jęknąłem przerażony w myślach.

<Sara? :3 Tatuś szukać go będzie? ;-;> 

Od Kiary cd. Reker'a

Kiedy się przebudziłam, zobaczyłam że Derek przy nas czuwa i że ma dla nas to co chcieliśmy, więc się uśmiechnęłam. Jaka ja byłam słaba, tego nie macie pojęcia! Po prostu mogłabym tylko spać...
- Mam je - stwierdził podając woreczek mi, przez co go otworzyłam i wysypałam jego zawartość na rękę, gdzie po chwili ukazały mi się obrączki ślubne.
- Ładne! Masz oko Derek! - powiedziałam rozbawiona, na co się uśmiechnął.
- Wujkowi się spodobają! - powiedział zadowolony Rekuś, gdy podałam mu obrączki, żeby też je obejrzał.
- Ktoś idzie, chowajcie! - powiedział szybko Derek, więc szybko schowaliśmy obrączki do woreczka, pod poduszkę.
Jak się okazało, na salę wszedł wujek Eric, który przywitał nas krótkim uśmiechem, a Derek szybko się zmył, nie chcąc przeszkadzać.
- Jak się czujecie? - spytał gdy usiadł na krześle obok nas.
- Słabo, ale w sumie nie jest najgorzej - powiedziałam spokojnie, z lekkim zmęczeniem.
- Prawie dzień, jak co dzień - westchnął ukochany.
Nagle, kiedy wujek chciał się odezwać, podszedł do nas Edward i podłączył nam jakieś kroplówki i to bardzo szybko co nas zdziwiło! Spojrzałam na kroplówkę, na której była napisana nazwa... odtrutki! Spojrzałam zdziwionym i przestraszonym wzrokiem na wujka, a później na Edwarda.
- Edward o co tu chodzi?! Dlaczego dostajemy odtrutkę? - spytałam nieco wystraszona, a wtedy złapałam się za bolące serce i na chwilę mnie sparaliżowało, lecz na szczęście szybko puściło.
- Edward mów - powiedział zdenerwowany wujek.
- Kiedy wróciliście z wieży, zbadałem waszą krew na wszelki wypadek pod specjalnym kątem i wyszło że byliście znowu truci... Dawka jest mała, ale jednak zagraża życiu i to poważnie, lecz sądzę że gdybyście tam zostali, to na pewno by was ta trucizna zabiła - powiedział poważnie ale i ze smutkiem patrząc na nas.

< Eric? Reker? ;3 chyba wujcio się nieźle wkurzy xdd >

Od Sary cd. Kiasa

Gdy wróciłam do Ratusza, postanowiłam że zobaczę co u ojca, bo dzisiaj nie za długo się widzieliśmy... Poza tym, to pewnie niedługo będzie pewnie wyjeżdżał czy coś! Jak na razie sobie radzą bez niego owszem, ale pewnie może pobędzie tutaj maks tydzień i będzie musiał wracać... Bolało mnie że rodzina jest rozproszona i zostanę tu sama, ale w sumie teraz mam brata! No ale on raczej nie będzie miał czasu by się mną zajmować, więc tak jakby i tak zostałam sama... Mimo wszystko nie chcę wracać do wieży... Gdybym wróciła, to było by jeszcze gorzej i może by mnie tym razem dopadli i naprawdę solidnie pobili, za to że teraz mają ciężej, a nauczyciele Ci co na mnie wrzeszczeli i często podnosili na mnie rękę, też by się mną skutecznie zajęli - przeszło mi przez myśl i aż przeszły mnie ciarki!
Na pewno się na mnie zemszczą... Dlaczego tak mnie nienawidzą?! Przecież ja też jestem człowiekiem, który ma uczucia, marzenia i cele! Dlaczego spotka mnie coś takiego? Nikomu nigdy nie dokuczałam, nigdy nikomu źle nie życzyłam, zawsze chciałam pomagać gdy ktoś miał jakiś problem, a byli na mnie wściekli i najchętniej by mnie zabili za to że żyję! Dlaczego mnie tak nienawidzą? Nie mogłam znaleźć odpowiedzi na żadne z pytań. Bardzo brakowało mi kontaktu z ojcem i siostrą, którą zawsze się opiekowałam... Przez wieżę nasza rodzina znowu jest w rozsypce! Owszem, w ratuszu jest mi lepiej i w ogóle, lecz rozłąka z rodziną bardzo bolała, a brat ma swoje sprawy, zwłaszcza że niedługo ma mu się urodzić dziecko... No cóż Sara! Przez Ciebie zabito matkę, to i teraz jesteś skazana na kolejne cierpienie... Zasłużyłaś sobie na to! - przeszło mi przez myśl i aż musiałam zamrugać powiekami szybko, by odgonić niechciane łzy.
Poszłam do pokoju ojca i gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam brata w jakimś nowym płaszczu oraz ojca, przez co przekrzywiłam łeb jak pies i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Fajny płaszcz! - powiedziałam spokojnie, choć wszystko w środku mnie ściskało i miałam ochotę się popłakać. Jeśli już to nie chodziło mi o brata że dostał prezent i że ojciec z nim spędza czas, tylko miałam dzisiaj strasznego doła nie wiedząc czemu...
- Jak tam było dzisiaj w szkole Saruś? - spytał, a ja zrobiłam niezadowoloną minę.
- Dobrze... Muszę odrobić lekcje jeszcze - mruknęłam niezadowolona - Co u Lisy? Bachory jej nie dokuczają? - spytałam nerwowo.
- Nie martw się, wszystko dobrze z nią! - powiedział spokojnie.
- Cieszę się! W końcu brat wyglądasz lepiej, niż w poprzednim płaszczu... - dodałam kierując się w stronę drzwi - Idę odrobić lekcje, bo pan Andrew wyjątkowo dużo nam zdał - westchnęłam i wyszłam, kierując się do swojego pokoju.

< Kias? ;3 >

Od Reker'a cd. Kiary

Kiedy na oddziale pojawili się na nasi uczniowie byłem w szoku normalnie! Nie spodziewałem się, że do nas przyjdą, bo przecież my tak jakby ich tylko uczymy... ale jak widać chyba też się do nas przywiązali co mnie cieszyło, bo przynajmniej teraz mogliśmy dostrzec, że nikt z przymusu do nas na zajęcia nie chodzi! Colins, Adam i Draw byli nieźle zdezorientowani tym co się teraz dzieje i prawie pootwierali usta z wrażenia co mnie cieszyło no, ale cóż dwadzieścia dzieciaków wbiegających na oddział to nie jest codzienny widok! Dzieciaki otoczywszy nas patrzyła na nas smutnym, ale też i radosnym wzrokiem świadczącym o tym, iż cieszą się, że zostały tutaj wpuszczone.
- Jak się nauczyciele czują? - zapytał najodważniejszy chłopak na co podnieśliśmy się do siadu.
- Nie jest najlepiej, ale też nie najgorzej! Odnosiliśmy większe rany więc jakoś strasznie tego nie przeżywamy! - stwierdziłem jakoś się uśmiechając i nie męcząc się zbytnio.
- Ciężka była misja? - zapytała Lilian jedna z naszych uczennic.
- Gdzie byliście? - dodał kolega stojący obok niej.
- Kiedy wrócicie? - odezwał się ktoś z tyłu.
- Co wam się stało? - rzekł ktoś jeszcze a ja już nie nadążałem wodzić wzrokiem po oddziale by dowiedzieć się kto co mówi. Westchnąłem tylko i spokojnym ruchem ręki powiedziałem im, że na wszystko odpowiemy tylko mają mówić wolniej.
- Byliśmy w Duchach i zaatakował nas wróg, który nas postrzelił, ale teraz jest już lepiej! Wrócić nie wiem kiedy wrócimy jeszcze, ale zrobimy to na pewno! Nie martwcie się nie zostawimy was samych w kwestii nauczania - powiedziałem na co pokiwali energicznie, twierdząco głowami.
- Macie wolne czy ktoś was uczy? - zapytała Kiarcia na co wszyscy teraz na niej skupili swoją uwagę.
- Pan Andrew dał nam na razie wolne - odezwał się Sam przez co teraz my skinęliśmy głowami.
- Tylko się nie rozleniwcie! - zaśmiałem się opadając na łóżko, bo to już dla mnie było za dużo a serce dało o sobie znać, ale nie chcąc martwić dzieciaków nie złapałem się za nie a twarz pozostała bez emocji. Na coś się to przydaje - pomyślałem spoglądając na zdziwionego Edwarda, który sprawdzał coś w kartach. Pogadaliśmy jeszcze chwilę a później młodzi musieli iść do domów... Byliśmy tak strasznie zmęczeni tym wszystkim, że od razu zasnęliśmy a kiedy się obudziliśmy na krześle siedział Derek, który się do nas uśmiechnął.
- Mam je - stwierdził podając woreczek Kiarci.

<Kiara? :3>

Od Kiary cd. Reker'a

- Zrobisz dla nas przysługę? - zapytał chłopaka, który lekko się zdziwił, ale pokazał po swojej twarzy, że jest zainteresowany tym co chce powiedzieć ukochany - Poszukałbyś jakiś obrączek ślubnych dla Erica i Katriny? Ten osioł bez pomocy się nie ruszy - zaśmiał się, a mnie wykwitł na twarzy chytry uśmiech, mówiący o chęci zemsty na wujku że tak nas gonił i w ogóle! No w końcu Katrina złapała bukiet, a właściwe to sam wylądował na jej rękach, a to przeznaczenie! Przynajmniej tak mi się wydaje...
- No dobra! Jakoś postaram się je zdobyć - powiedział w końcu przyjaciel na co się ucieszyliśmy.
- Dzięki Derek! - powiedziałam radośnie, lecz nagle złapałam się za bolące serce, więc nawet wstrzymałam oddech, bo tak mnie zabolało.
- Ej spokojnie! Nie szalejcie tak... W końcu dostaliście blisko serca... - westchnął zmartwiony przyjaciel, a ja po chwili mogłam już oddychać i opadłam zmęczona na poduszki.
- Tylko bądź ostrożny Derek! Lepiej zabierz ze sobą kogoś - westchnął Reker, również opadając na poduszki i łapiąc się za serce.
- O mnie się nie martwcie, a wy się kurujcie i bez szaleństw! - powiedział i wyszedł.
- Teraz to my będziemy gonić wujaszka - powiedziałam nieco rozbawiona do Rekusia.
- Nie wywinie się! - powiedział również rozbawiony ukochany - Oby tylko Derekowi nic się nie stało - dodał lekko zmartwiony.
- Nie martw się! Derek potrafi sobie poradzić! Poza tym już nie raz wyrwał nas z opresji - powiedziałam spokojnie, na co po chwili skinął lekko głową.
- Masz rację, ale i tak się martwię... Ciekawe co u naszego synka - dodał na koniec, a ja też się zamyśliłam.
- Dave na pewno się nim zajmuje... My się mu chyba nigdy nie odpłacimy za to wszystko - westchnęłam i spojrzałam w sufit. Kiedy Reker miał już coś znowu powiedzieć, nagle usłyszeliśmy że ktoś biegnie, a po chwili na oddział wbiegli nasi uczniowie! Colins, Adam i Draw nie za bardzo wiedzieli co się dzieje i patrzyli zdziwieni na dzieciaki, które nas otoczyły...

< Reker? ;3 ty tam odpowiadaj na ich pytania i tłumacz xd >

Od Kiasa cd. Sary

Zdziwiło mnie to, że tata zakazał parkuru Sarze... To przecież jest normalnie nie? No ja wiem to strasznie wygląda gdy widzi się ludzi skaczących sobie po dachach jak pszczółka z kwiatka na kwiatek, ale gdy sam tego próbujesz czujesz tą wspaniałą adrenalinę i w ogóle! Kolejnym szokiem był fakt, iż ojciec coś dal mnie ma... Nie ukrywajmy ja zazwyczaj nic od Draka nie dostawałem, bo stwierdzał, że nie zasłużyłem na żadne nagrody czy też prezenty. Kiedy Sara zniknęła mi z pola widzenia i chyba zniknęła w ratuszu ja przechodząc dachami od cienia do cienia szybko znalazłem pokój przypisany założycielowi Duchów, do którego dostałem się przez okno lądując tuż przed lekko zdziwionym tatą. Tego człowieka chyba nic nie rusza - pomyślałem podnosząc się z ziemi.
- Widzę, że z nogą lepiej skoro już szalejesz - uśmiechnął się do mnie ciepło na co przewróciłem oczami.
- To tylko rozruchy pochorobowe... Muszę być w formie! - zaśmiałem się nieco rozluźniając, bo po czasie spędzonym na medycznym już jakoś rozpoznałem, że nie zamierza mnie krzywdzić ani nie udaje miłego co mnie cieszyło, bo chyba wreszcie znalazłem swoją prawdziwą rodzinę, której na mnie zależy. - Ponoć coś dla mnie masz - dodałem tym razem nieco nieśmiało.
- Tak mam, mam! Skąd się dowiedziałeś cwaniaczku? - zapytał odwracając się do mnie plecami przez co rzuciłem szybko okiem na przydzielone mu miejsce spoczynku.
- Tajemnica szpiegowska - odpowiedziałem mu z głupim uśmieszkiem, którego stety albo niestety nie mógł zobaczyć. Byłem ciekawy co on tam przede mną kitra! No chyba wszyscy wiedzą, że ja ciekawski chłopak jestem i muszę wszystko wiedzieć dlatego gdy z powrotem odwrócił się do mnie twarzą od razu spojrzałem mu na ręce co wywołało u niego cichy śmiech - Przepraszam ja tylko... - zmieszany próbowałem się jakoś obronić.
- Spokojnie synku! To prezent dla ciebie, mam nadzieję, że ci się spodoba - rzekł podając mi do rąk jakieś obranie zwinięte w kostkę i czekoladę na niej! Boże jak ja uwielbiam słodkie! - No zobacz co to - zachęcił mnie a ja odkładając na bok tabliczkę słodkości rozwinąłem materiał i jak się okazało był to czarno-niebieski płaszcz! Normalnie inne szpiegi będą zazdrościć!
Na mojej twarzy od razu wykwitł szeroki uśmiech i otrzeźwiając chwilowo z emocji rzuciłem się ojcu z radością na szyję nie mogąc uwierzyć, że daje mi to na prawdę!
- To na pewno dla mnie?! Nic ci się czasami nie pomyliło?! - pytałem cały czas się do niego przytulając co mu się chyba spodobało.
- Tak Kias! Uszyto płaszcz specjalnie dla ciebie! Podoba ci się? - zapytał radosnym tonem.
- Tak! Tak! Tak! - rzekłem uszczęśliwiony od razu go zakładając. Mój stary płaszcz był już dość zniszczony po tylu misjach szpiegowskich... wiecie tu się zahaczyło o drzewo tam przewróciło... A teraz mam nowy! I to od tatusia! Ojciec widząc moje uradowanie zasunął mi kaptur na twarz, który był odpowiednio wielki, żeby zasłonić mi twarz. - Będę ci do gabinetu przychodził i cię straszył! - zaśmiałem się a on westchnął.
- Tylko mi zawału nie zrób - zaśmiał się a ja zdejmując głową pokiwałem przecząco głową.
- Nigdy ci nie zrobię! - uśmiechnąłem się a on to odwzajemnił - Tato dlaczego zabroniłeś Sarze parkuru? Przecież to nic takiego... - zadałem mu ważne pytanie a w tedy drzwi się uchyliły i zobaczyliśmy właśnie moją siostrę, o której była mowa.

<Sara? :3> 

Od Sary cd. Kiasa

- Z tego co wiem to lubisz tak samo jak ja parkur. Chcesz się po wspinać? Mogę zabrać cię to do miejsca gdzie trenują go szpiedzy - powiedział podchodząc do otwartego okna, na co się pod nosem uśmiechnęłam, szybko go wyprzedziłam i wyskoczyłam wyskakując przez okno.
- Dalej żółwiku! - zaśmiałam się i zaczęłam skakać po dachach i biec po nich bardzo szybko, odstawiając różne akrobacje. 
-Nie wygrasz! - powiedział przyspieszając nagle i znajdując się koło mnie.
- Zobaczymy braciszku! - uśmiech chytry i szybko wyprzedziłam robiąc różne fikołki nad "przepaściami" i co jakiś czas oglądałam się za siebie, jak Kias mnie goni śmiejąc się - Pan szpieg nie wyrabia? - zaśmiałam się i przyspieszyłam maksymalnie, wspinając się na coraz to wyższe budynki co sprawiało mi niesamowitą radość! Dawno już tego nie robiłam! Obiecałam ojcu że już nigdy nie będę tego robić.... Kurde obiecałam! zasmuciłam się i nagle stanęłam. Nie chciałam robić ojcu przykrości, a obietnica to obietnica, zwłaszcza że zrobiłam to kiedy nieomal się zabiłam gdyby nie Reker!
- Czemu stanęłaś? - spytał nagle Kias podchodząc do mnie.
- Nie mogę tu być! Obiecałam to ojcu - westchnęłam smutno - Obietnica to obietnica i nie powinnam jej łamać - dodałam i zaczęłam zeskakiwać z budynków, a po dziesięciu minutach wylądowałam na ziemi - Słyszałam że tata ma coś dla Ciebie! - dodałam idąc spokojnym krokiem do Ratusza, lecz było mi przykro że nie mogłam już ćwiczyć parkuru.

< Kias? ;3 >

Od Reker'a cd. Kiary

- To jak będzie? Pozwolisz mi podać Ci ten zastrzyk i pozwolisz że Ci pomożemy? - spytała ukochana patrząc wyczekująco na Adama, który niepewnie zaczął myśleć. Podczas naszej gadaniny mogłem ujrzeć na jego twarzy i w jego oczach wiele emocji, które zmieniały się z sekundy na sekundę... Przeżył też piekło więc powinniśmy się zrozumieć, ale w sumie to bardziej boli jeśli skrzywdzi cię osoba bliska, która zamiast cię chronić chciała zapewnić ci śmierć niż zranienie przez osobę obcą, która wymyśliła sobie chore rzeczy... Blondyn popatrzył na nas dość nie pewnie po czym westchnął i bardziej przykrył się kołdrą.
- No dobrze... Zgadzam się, żebyście mi to podali - odpowiedział wreszcie na co uśmiechnęliśmy się do siebie oraz ustaliliśmy wzrokowo, że ja zajmę się szukaniem złotego pyłu a ona założy mu wenflon by nie bał się tak igieł... Na szczęście Edward miał w miarę porządek w szafkach i już po dziesięciu minutach dumny z siebie znalazłem poszukiwany przeze mnie lek, który pomagał zawsze i nigdy chyba nie było przypadku, żeby nie zadziałał chociaż minimalnie. Adam nie patrzył w cale na to co dzieje się z jego ręką co chyba trochę mu pomogło! No cóż to chyba prawda, że jak się na coś patrzy to przeżywa się to kilka razy mocniej niż jeśli się tylko nie wie, ale ma się świadomość, iż coś się dzieje. Kiedy pokazałem Kiarci co mam ona od razu rozdrobniła lek i podała go mężczyźnie przy czym cały czas się jej przyglądałem, bo w końcu sam się chciałem tego nauczyć by móc jej lepiej pomagać! Adam powiedział jeszcze parę słów podziękowania i zasnął ponownie spokojnym snem.
- Mam nadzieję, że mu pomoże - westchnąłem patrząc na ukochaną, do której się przytuliłem.
- Na pewno pomoże Rekuś! Nie denerwuj się - rzekła spokojnie a w tedy usłyszeliśmy zbliżające się kroki i na oddział wpadł niezadowolony Edward.
- Macie leżeć! Adam zasnął więc jest dobrze - mruknął na nas a my przewróciliśmy oczami machając na jego słowa niedbale ręką - Reker! Kiara! ale już do wyra, bo was uśpię - dodał zirytowany a my zrezygnowani położyliśmy się na swoich łóżkach, gdyż nie chcieliśmy zasypiać w sposób "zaproponowany" przez doktorka.
- Sam cię tak uśpię i zobaczysz - mruknąłem pod nosem uważając by tego czasami nie usłyszał. Kręciłem się jeszcze długo w łóżku tak samo jak Kiarcia aż wreszcie jak na zmiłowanie przyszedł Derek ze zmartwioną miną i usiadł na krześle między naszymi łóżkami.
- Znowu Cassandra was zabić próbowała? - zapytał ze smutkiem na co niechętnie skinęliśmy głowami.
- Oby suka umierała na torturach - warknąłem, ale od razu złapałem się za serce, które przez swój ból mówiło mi jakby słowa "nie przesadzaj z emocjami".
- Spokojnie! Eric często złazi do katów więc jest dobrze - rzekł przyjaciel na co westchnąłem i przypomniałem sobie o naszym weselu gdzie Katrina złapała bukiet! Oho zemścimy się wujek! - zaśmiałem się w myślach i chytrze uśmiechnąłem.
- Zrobisz dla nas przysługę? - zapytałem chłopaka, który lekko się zdziwił, ale pokazał po swojej twarzy, że jest zainteresowany tym co chce powiedzieć - Poszukałbyś jakiś obrączek ślubnych dla Erica i Katriny? Ten osioł bez pomocy się nie ruszy - zaśmiałem się.

<Kiara? :3 Dzieciaki przyjdą? xd Derek się zgodzi? xd>

Od Kiary cd. Reker'a

- Tak zrobiono mi to! Zadowoleni? Boję się kłucia, lekarzy, igieł i każdego człowieka! Testowano na mnie wszystko co im w ręce wpadło... Nie wiem czy ktoś przeżył jeszcze ich eksperymenty, ale po wojnie wszyscy z tych psycholi zginęli, ale ja już nie potrafię normalnie funkcjonować, bo psychika u mnie leży... - rzekł wreszcie wyrzucając wszystko z siebie i odwracając wzrok, lecz my doskonale z góry mogliśmy ujrzeć, że z oczu na poduszkę poleciały mu łzy.
- Adam... - zaczęłam łagodnie - Jest na to lek, który pozwala jakby wyciszyć bolesne i traumatyczne wspomnienia... Nam pomógł, tak samo jak i Ericowi oraz wielu innym naszym przyjaciołom czy znajomym! Wiemy co czujesz, bo z nami robiono to samo, tyle że w wieży, choć przed wojną też mieliśmy niesamowite piekło jakiego sobie nie byłbyś w stanie wyobrazić... Chcemy Ci pomóc! - powiedziałam spokojnie.
- Nic mi już nie pomoże - wyłkał.
- Nie prawda... - powiedziałam kręcąc przecząco głową - Z resztą możemy ci pokazać - westchnęłam i pokazaliśmy zwoje szyje, ręce, trochę plecy - To tylko z malutka część ran jakie nam zadano... Kłucie w szyje, ręce, biczowanie, zakładanie obroży jak psom, znakowanie jak bydło... To tylko mała część tego co nam zrobiono - powiedziałam smutno, lecz przynajmniej zwróciłam na siebie jego uwagę.
- Odepniemy Ci pasy jeśli chcesz, ale musisz obiecać nam że nie uciekniesz! Colins nie jest w ogóle na Ciebie zły, a wręcz się o Ciebie martwi! - powiedział Reker - Nie ma Ci tego za złe że tam coś mu zabrałeś, ale gonił Cię bo bał się że coś sobie zrobisz kiedy mu tak nagle uciekłeś... - dodał spokojnie.
- Nie chcemy Ci zrobić krzywdy! Wiemy jak to jest kiedy widzisz innych ludzi a paraliżuje Cię strach... Serce wali jak oszalałe i patrzysz przerażony na jakąkolwiek drogę ucieczki! Boisz się każdego dotyku by zaraz Cię nie zaatakowali, przyśpieszasz kiedy jest duża grupa ludzi, czujesz się cały czas zagrożony i ten strach mówi Ci tylko o chęci ucieczki...W dodatku przed oczami pojawiają Ci się nagle obrazy z przeszłości, co, jak i kiedy Ci robiono... - powiedziałam, a wtedy Adam spojrzał na mnie jakby z niedowierzaniem że to wiemy.
- Kiedy leżeliśmy często w wieży na medycznym i wszystkie narządy nam wysiadały od odniesionych obrażeń na misjach, oni podawali nam trucizny żeby sprawdzić czy w takim stanie wytrzymamy jeszcze to... - westchnął ukochany - Dawni założyciele William oraz Michael, wzruszali tylko ramionami i nie przejmowali się naszym stanem zdrowia... Wręcz kazali zwiększać dawki trucizn, tylko robili to w ukryciu, a nam zajęło trochę czasu gdy się domyśliliśmy jak to robili, co i dlaczego! Byliśmy królikami doświadczalnymi i nawet podawali jakieś świństwo kontrolujące nas w jedzeniu i wodzie, co sprawiało że nie potrafiliśmy samodzielnie myśleć, tylko wykonywaliśmy posłusznie rozkazy jak marionetki! - powiedział na koniec zły, lecz zaraz się uspokoił - Też nas przywiązywano pasami kiedy chcieliśmy uciekać... Wysyłali za nami tropiących, gdy też wybieraliśmy się na przejażdżki i ściągali do wieży, zalewając nas specjalnie obowiązkami, żebyśmy niczego sienie domyślali! - dodał ukochany.
- Ciągle na nas wrzeszczeli i mówili jacy my to nic nie warci i głupi kiedy wracaliśmy z najtrudniejszych misji jakie wykonywaliśmy... Najtrudniejsze misje, które tylko my potrafiliśmy wykonać ze wszystkich bez szwanku czy strat w ludziach! Dla nich to było i tak za mało, bo zaraz podnosili na nas ręce że powinniśmy to zrobić szybciej, lepiej i w ogóle że jesteśmy gówniarzami, którzy się na niczym nie znają i robią tylko same błędy... - Westchnęłam smutno przypominając sobie tamte chwile - Wiemy jak to jest, gdy wszyscy uważają Cię tylko za przedmiot czy śmiecia, który ma służyć tylko jako zabawka dla czyjejś uciechy czy potrzeby! Dlatego chcemy Ci pomóc Adam! Pozwól nam na to... - dodałam na co się lekko zmieszał i był niepewny.
- Eh... I nadal niektórzy chcą nas zabić za rzekomą zdradę wieży! Jakoś wyrwaliśmy się z ich tyrani i uciekliśmy, lecz niestety wysyłano za nami zabójców... Gdyby nie Eric, to już dawno bylibyśmy martwi, albo przez zombie czy wrogie obozy, albo oni by nas dopadli... - powiedział spokojnie Reker.
- A wiesz co było w tym najlepsze Adam? - spytałam kiedy go odpinałam z pasów, na co pokręcił lekko przecząco głową - Nasi właśni rodzice zafundowali nam taki los... Oni kazali nam robić na nas eksperymenty... Osoby które powinny nas chronić i które uważaliśmy za ważne dla nas, tak naprawdę nas wykorzystywały i nie przejmowały się naszym życiem! Udawali kochających i troskliwych, by lepiej nami manipulować i dać nam złudne bezpieczeństwo... - westchnęłam i usiadłam kiedy już go odpięłam z pasów - Byliśmy tylko zabawkami w ich rękach! Gdy tutaj zaczęliśmy żyć, nie potrafiliśmy normalnie rozmawiać z ludźmi i działo się z nami to samo co z Tobą, a właściwie to było jeszcze gorzej! Nadal nam ciężko czasami, ale dzięki wsparciu przyjaciół oraz specjalnemu lekarstwu, przeszło nam w miarę, choć ból w sercu i dręczące pytania "Dlaczego my?", "Dlaczego nam to robiliście?", "Za co?",  nadal w nas pozostały bez odpowiedzi - powiedziałam smutno.
- Dużo by jeszcze wymieniać i mówić co nam robiono, lecz raczej już reszty Ci nie opowiemy, bo niestety to wciąż zbyt bolesne i nie chcemy otwierać bardziej starych ran... - westchnął ukochany.
- Adam... - zaczęłam - Wiem że się boisz igieł i ludzi, ale muszę Ci podać to lekarstwo! Postaram się to zrobić jak najdelikatniej jak tylko potrafię, ale wbiję Ci też wenflon, żebym nie musiała Cię kłuć za każdym razem, a Ty nie będziesz się męczył! Jeśli się zgodzisz, to będziemy Ci podawać lekarstwo sami, które my braliśmy i pomogło nam dojść w miarę do ładu i normalnego funkcjonowania... A jeśli nam nie za bardzo wierzysz, to możemy Ci pokazać nasze akta w których wszystko jest zapisane! Są grube... ale zawierają prawie wszystko co nam zrobili, ale większość - westchnęłam - To jak będzie? Pozwolisz mi podać Ci ten zastrzyk i pozwolisz że Ci pomożemy? - spytałam patrząc wyczekująco na Adama, który niepewnie zaczął myśleć.

< Reker? ;3 Zgodzi się czy nie? xdd >

sobota, 29 kwietnia 2017

Od Kiary cd. Erica

Kiedy wujka nie było, ja organizowałam cały personel medyczny oraz wyjaśniałam lekarzom co się dzieje oraz ilu przyjedzie prawdopodobnie chorych ludzi z innego gangu. Lekarze szybko zaczęli przygotowywać salę, lekarstwa oraz dzielili się zadaniami, jeszcze przed przybyciem chorych, co sprawiało że mieliśmy uniknąć niepotrzebnego zamieszania podczas gdy przybędą tutaj ciężko chorzy. Przebrałąm się szybko w swój mundur w którym czułam się luźniej i bezpieczniej, po czym zawiadomiłam jeszcze Roberta, który ćwiczył szermierkę z Ramonem, oraz Shuna.
**
Po około sześciu godzinach zaczęli przybywać pierwsi chorzy, których szybko rozlokowywaliśmy po wybranych oraz przygotowanych wcześniej oddziałach medycznych. Smoki też pomagały przenosić chorych, czym po raz kolejny udowodnili, że nie są obojętni na czyjeś cierpienie. Lekarze szybko przystępowali do swoich działań, w czym pomagali im pielęgniarze oraz pielęgniarki... Widząc że wszystko jest w porządku, szłam z Ramonem do gabinetu, gdzie mieliśmy omówić ile leków stracimy niej więcej na leczenie, kiedy zdobędziemy nowe bądź je wyprodukujemy i takie tam! W pewnym momencie zobaczyliśmy dziewczynę z Anarchy na innym korytarzu. Po jej wycieńczeniu wywnioskowałam ze też jest jedną z chorych, a po chwili przypomniałam sobie że to ta cała Jennifer... Klęczała na ziemi i nie miała siły się podnieść, ciężko dysząc i kaszląc co jakiś czas krwią. Zrobiło mi się jej oczywiście żal i razem z Ramonem do niej podbiegliśmy.
- Co Ty tutaj robisz? Powinnaś leżeć na medycznym! - powiedziałam zdziwiona.
- Nie chcę! Nie pójdę tam... - powiedziała spanikowana, próbując się wyrwać Ramonowi, lecz pi pierwsze: była za słaba, a po drugie: w sumie nawet jakby była w pełni sił, to by nie wygrała z Ramonem, gdyż on jest bardzo silny!
- Uspokój się! Stres sprawia że czujesz się jeszcze gorzej! - starałam się jej przemówić do rozsądku.
- Chcę wrócić do domu! - powiedziała słabo ze łzami w oczach.
- Nie możesz jak na razie, dopóki się nie wykurujesz u nas.... - powiedziałam łagodnie - Nasi lekarze znają lek na tą chorobę, a wasi lekarze nie! Nie znają tej choroby, więc by nie wiedzieli co robić i byś strasznie cierpiała... Tutaj masz zapewnioną pomoc i nikt Ci nie zrobi krzywdy! - mówiłam spokojnie.
- Nie chcę tam iść... Boję się! Nie chcę... - mówiła dalej swoje, na co westchnęłam.
- W takim razie zostanie Ci przydzielony osobny pokój w Smokach i będę sprawdzał jak się czujesz, albo zabiorę Cię do siebie... Do czasu aż nie wyzdrowiejesz będę się Tobą wyjątkowo zajmował! - powiedział Ramon, co mnie zszokowało! Wziął dziewczynę w stylu panny młodej, na co zadrżała, bo pewnie bała się Ramona... No cóż! Był wysoki i umięśniony, wiec jej się nie dziwiłam, bo ona była bardzo krucha z budowy i z zachowania. 
- Zgadzasz się na takie coś? W razie czego wasz przywódca będzie sprawdzał co z Tobą, bo zapewne będzie tak robił ze wszystkimi! Nie masz co się bać, lecz musisz wybrać... Medyczny albo Ramon będzie Twoim tymczasowym opiekunem do czasu aż nie wyzdrowiejesz, więc on będzie Ci podawał lekarstwa i takie tam! - powiedziałam patrząc na dziewczynę uważnie.
- Nie chcę na medyczny... - powiedziała przerażona, zaciskając odruchowo ręce na koszuli Ramona.
- W takim razie Ramon będzie Twoim opiekunem do czasu aż wyzdrowiejesz... To moja prawa ręka w gangu, więc jest odpowiedzialny i nie zrobi Ci krzywdy jeśli to Ci teraz chodzi po głowie - westchnęłam ciężko i zanieśliśmy dziewczynę do jego pokoju, gdzie na drzwiach było logo Smoków na czerwono.

< Eric? ;3 >

Od Rekera cd. Kiary

Zachowanie tego całego Adama wiele mówiło o jego przeżyciach... Bał się igieł, przerażały go pasy i z tego co mówił eee Colins? Bo chyba tak się nazywał mężczyzna, który go gonił powiedział nam, że boi się wszystkiego i wszystkich. Kiedy Kiara spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym "On też miał eksperymenty na sobie i go bito" jeszcze bardziej zacząłem wierzyć w swoje przekonanie przez co zerwałem się z miejsca i szybko podchodząc do Edwarda odebrałem mu strzykawkę, którą odłożyłem na swoje miejsce co go niesamowicie zdziwiło.
- Poszedł! Nie widzisz baranie, że on się boi? - zapytałem walcząc ze słabością w głosie, która przez ranę chciała nade mną zawładnąć na co pozwolić oczywiście nie mogłem!
- Reker musisz leżeć! Hasanie w tym stanie jest niedopuszczalne - zmienił temat a ja pociągnąłem go mocno za ramię.
- Jak na razie jest dobrze - skłamałem, gdyż prawie zawyłem z bólu z powodu bolącego serca - Wyjdź... Adam chyba nie powinien się denerwować prawda? - dodałem na co przewrócił oczami i niezadowolony wyszedł a ja odprowadziłem go wzrokiem. Kiara widząc, że podchodzę do blondyna również zerwała się z miejsca podbiegając do mnie niemal w trzy sekundy. Mężczyzna trząsł się jeszcze oraz rozglądał na wszystkie strony jakby chciał wypatrzeć wroga, który zaraz zrobi mu krzywdę. Zrobiło mi się go żal, bo dobrze wiedziałem jak się czuje a gdy tylko zbliżyliśmy się do jego łóżka, że mieliśmy go na wyciągnięcie ręki zadrżał jeszcze bardziej chcąc schować się pod kołdrę czego nie mógł niestety zrobić, bo pasy mu to uniemożliwiały.
- Kim jesteście? - zapytał spanikowany mierząc nas czujnym, lecz i wystraszonym wzrokiem.
- Ja jestem Reker a to jest moja żona Kiara - przedstawiłem nas - Ty jesteś Adam z tego co wiemy - dodałem szybko na co niepewnie skinął głową.
- Tak Adam... skąd wiecie? - głos mu zadrżał oraz się szarpnął chcąc uwolnić się z tego dziadostwa, którego pewnie nie cierpiał tak samo jak my.
- Tego raczej nie rozerwiesz więc nie rób sobie krzywdy - westchnąłem - Colins nam powiedział - odpowiedziałem na jego pytanie zgodnie z prawdą na co odwrócił wzrok.
- Posłuchaj nie chcemy owijać w bawełnę a twoje zachowanie czy też ruchy niestety same cię zdradzają... może inni tego nie wiedzą, ale my przeżyliśmy swoje piekło w Duchach więc możemy postawić pewnego rodzaju diagnozę... Bito cię i robiono na tobie eksperymenty prawda? - zapytała ukochana a blondyn zdębiał i automatycznie pobladł przez co zrobiło nam się smutno, bo dostaliśmy teraz odpowiedź mówiącą "Tak, zrobiono mi to".
- Nie prawda - zaprzeczył nagle a my pokręciliśmy na to głowami.
- Adam nie ma co kłamać... Wiemy co czujesz więc się nie wstydź! - rzekłem łagodnie na co westchnął.
- Tak zrobiono mi to! Zadowoleni? Boję się kłucia, lekarzy, igieł i każdego człowieka! Testowano na mnie wszystko co im w ręce wpadło... Nie wiem czy ktoś przeżył jeszcze ich eksperymenty, ale po wojnie wszyscy z tych psycholi zginęli, ale ja już nie potrafię normalnie funkcjonować, bo psychika u mnie leży... - rzekł wreszcie wyrzucając wszystko z siebie i odwracając wzrok, lecz my doskonale z góry mogliśmy ujrzeć, że z oczu na poduszkę poleciały mu łzy.

<Kiara? :3>

Od Kiary cd. Reker'a

No dobra... To było dziwne kiedy ten  chłopak się przewrócił przed nami, a raczej mężczyzna, bo był starszy od nas! Kiedy tylko Reker się do niego odezwał ten zadrżał, a mnie to strasznie zdziwiło, bo takie reakcje miały tylko osoby bite i tak dalej... Kiedy złapał go za ramię jego kolega, jakiś starszy mężczyzna z tego co wywnioskowałam po wyglądzie, ten zemdlał nagle, co było dla nas kolejnym szokiem!
- Adam! - powiedział ze zmartwieniem jego kolega.
- Znasz go? - spytałam.
- Tak! Należy do mojej drużyny od niedawna... - westchnął - Wszystkiego i wszystkich się boi, a teraz zabrał mi jedną rzecz i się po prostu przestraszył gdy go nakryłem. To dobry chłopak i nie jestem na niego zły, lecz martwię się o niego... Tak w ogóle jestem Colins! - przedstawił się na koniec, a my na jego mundurze zauważyliśmy pięć złotych gwiazd zaawansowanego dowódcy.
- Ja jestem Kiara - przedstawiałam się.
- A ja Reker - również się przedstawił Rekuś.
- Widzę że tez jesteście dowódcami - powiedział podnosząc tego całego Adama - E... Czemu na mundurach macie tyle krwi, jeśli mogę wiedzieć.
- Jak zwykle ktoś nas chciał zabić, a teraz idziemy na medyczny by się wyleczyć... Dzień jak co dzień w sumie - westchnęłam ciężko i zaraz złapałam się za serce, sycząc z bólu.
- Wszystko w porządku Kiaro? - spytał ze zmartwieniem Rekuś.
- Ta...Chodźmy już na ten medyczny, bo już ledwie stoję! - mruknęłam i ruszyliśmy.
Na medycznym Edward widząc nas w jakim jesteśmy stanie oraz gdy zobaczył nasze świeże szwy na klatkach piersiowych, złapał się za głowę... Nie mógł uwierzyć że chodziliśmy i jeździliśmy normalnie, gdy mamy takie rozległe rany i powinniśmy być w śpiączkach!
- Jesteście tuż po operacji przy sercu, a wy normalnie chodzicie i jeździliście konno?! Oszaleliście?! - spytał podniesionym głosem z niedowierzaniem.
- Właściwie to wracaliśmy do Ratusza... Nieważne! Jesteśmy teraz na medycznym więc nie marudź! - fuknął niezadowolony Reker - Głowa boli od tego twojego podniesionego jazgotu - dodał.
- Co cud że wam szwy nie puściły! Powinniście leżeć w śpiączce murowanej przez dwa, trzy tygodnie! - powiedział znowu nie mogąc uwierzyć.
- Tia... Jesteśmy niesamowici... - powiedziałam z ironią - Nie drzyj się na boga! - dodałam łapiąc się za coraz bardziej bolącą głowę i opadłam na poduszki ciężko dysząc. Byliśmy na tej samej sali co Adam, Colins oraz jakiś Draw... Nie mam pojęcia czy ostatnie imię dobrze zapamiętałam, ale w każdym razie, nie byliśmy sami, co zapewniało większe bezpieczeństwo! Edward podłączył nam jakieś kroplówki i leżeliśmy na swoich łóżkach senni, ale nie chcieliśmy zasnąć... Jaką ja czułam ulgę, że nie jesteśmy już w wieży, tego nie macie pojęcia! Tutaj czułam się z Rekerem bezpiecznie i czuliśmy się tutaj wśród ludzi normalnie.
Martwiłam się o Rajanka i dzieciaki, bo w końcu ktoś musi prowadzić im zajęcia, a miałam nadzieję że  nie trafią do tych nauczycieli, których nie chcieli... Zabawne jak bardzo przywiązaliśmy się do swoich uczniów! Chcieliśmy im przekazać całą swoja niezbędną wiedzę oraz chcieliśmy żeby byli bezpieczni. Normalnie jak z rodziną! Po około godzinie, ten cały Adam zaczął się budzić, a ja dopiero teraz zauważyłam że jest przypięty pasami żeby nie uciekł...
Nienawidziłam pasów! Przypominały mi tylko o wieży, oraz o tym jak bardzo tam cierpieliśmy! Ten cały Colins i Draw spali, bo byli wycieńczeni, a Adam otworzył przerażony oczy i zaczął się szarpać. Miał łzy w oczach i rozglądał się nerwowo. Kiedy dodatkowo zobaczył igły, gdy Edward się do niego zbliżał by zapewne podać mu jakieś leki, jeszcze bardziej zaczął panikować.
- Adam uspokój się! Nikt Ci tu nic nie zrobi! - powiedział Edward, starając się go uspokoić, lecz jego obecność przy nim sprawiała, że jeszcze bardziej się bał.. Spojrzałam na Rekera ze spojrzeniem tylu "On też miał eksperymenty na sobie i go bito".

< Reker? ;3 >

Od Erica cd. Kiary

Przysłuchiwałem się uważnie wypowiedzi Kiary, bo w sumie ich pomoc bardzo by się nam przydała, ale nie chciałem się nikomu narzucać, bo w końcu to nie jest mała grupka dziesięciu ludzi tylko aż dwustu a może i nawet teraz się powiększyła! No, ale jak nie mają nic przeciwko to czemu nie? Zależy mi by każdy człowiek przeżył, bo w końcu w pewnym sensie to rodzina!
- No dobrze zgoda! Ale najpierw muszę się przebrać - uśmiechnąłem się wskazując na strój szermierczy, który i ona miała na sobie. Wiecie taka trochę żenada...
- Ja też się przebiorę - stwierdziła i wybiegliśmy z oddziału medycznego gdzie do mojego pokoju przypisanego mi w Smokach zaprowadził mnie Lord a Kiara chyba pobiegła do siebie oraz pewnie powiadomić ludzi o tym, że musimy jechać do mojego gangu. O dziwo kiedy wszedłem do pomieszczenia były tam wszystkie moje rzeczy oraz orzeł, który latał sobie zadowolony po pomieszczeniu przyglądając mi się uważnie.
- Ale atrakcja - zaśmiałem się zaczynając szybko przebierać się w swoje normalne rzeczy po czym załapałem pióro i napisałem wiadomość do Rafy by szykował ludzi oraz żeby nikt żadnej wody już nie tykał. Nie czekałem długo tylko otwarłem drzwi i wypuściłem ptaka, który od razu znalazł najszybszą drogę na powierzchnię. Omiotłem wzrokiem szybko cały pokój i wyszedłem zostawiając szablę w bezpiecznym miejscu, bo gdyby ktoś ją tknął to bym go chyba zabił... No może nie zabił, ale byłbym strasznie wściekły na taką osobę nie licząc rodziny oczywiście i najlepszych przyjaciół, gdyż im ufałem oraz wiedziałem, że nic nie popsują. Poszedłem szybkim krokiem za Lordem, który zaprowadził mnie do ludzi z gangu Smoków, którzy już na mnie czekali.
*****
Będąc już w gangu część ludzi ze Smoków zabrała chorych ludzi a część poszła za mną do kryjówki gdzie Rafa pokazał im gdzie trzymamy wodę a oni zaczęli od razu sprawdzać co wywołało epidemię w naszym gangu i jak się okazało były to trzy wadliwe beczki z wodą, o których mężczyzna nic nie wiedział, ale kazałem mu się nie przejmować i gdy już wszystko unormowaliśmy przekazałem władzę Aaronowi, który obiecał, że wszystkim doskonale się zajmie a sami wróciliśmy do kryjówki Smoków gdzie Rafa czujnie się rozglądał a Lord od razu z radości mnie "zaatakował" przewracając mnie oraz liżąc po twarzy jakbyśmy się rok nie wiedzieli.
- Lord spokój! - zaśmiałem się chicho - Nie było mnie może z półtora godziny a ty szalejesz jakbyśmy się miliony lat nie wiedzieli - dodałem a pies położył mi się na brzuchu a widząc Kiarę jak idzie w naszą stronę uśmiechnąłem się do niej - Pomożesz mi? I co z ludźmi? - zapytałem z podłogi.

<Kiara? :3> 

Od Reker'a cd. Kiary

Nie przejmowaliśmy się zdziwionymi żołnierzami ani ranami, bo teraz liczyło się tylko uciec z tego przeklętego miejsca! Nie cierpiałem wieży przez to co nam zrobiono i na myśl, że w kroplówce znowu mogłaby być trucizna przechodziły mnie po plecach ciarki. Chodź jeszcze przed chwilą czułem, że mogę w jednej chwili pocwałować do ratusza to teraz myślałem, iż zaraz padnę! Ręce mi drżały a serce bolało jak diabli więc postanowiliśmy zrobić sobie w bezpiecznym miejscu postój gdzie od razu opadliśmy pod budynkiem ciężko dysząc, lecz nie żałowaliśmy swojej decyzji, bo gdyby nas nawet pasami przywiązali to jakoś byśmy się wyrwali a jakby się nam to nie udało to raczej byśmy powariowali a w tedy nasza psychika znowu popadłaby przez to wszystko w ruinę. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę przytulając się do siebie aż postanowiliśmy ruszać dalej by nie marnować czasu... Poza tym nie mieliśmy przy sobie broni, gdyż rozbroili nasze mundury co nastąpiło pewnie gdy nas operowali co mnie zirytowało i to bardzo, bo czułem się taki bezbronny w tym ogromnym świecie. Powoli wstaliśmy oraz wsiedliśmy na Persefonę oraz Feniksa, które wiedząc, że jesteśmy ranni nie wygłupiali się. Kiedy mieliśmy już opuszczać to miejsce usłyszeliśmy stukot końskich kopyt na co obejrzeliśmy się przez ramię i na wzniesieniu zobaczyliśmy wujka Erica, który odetchnął z ulgą oraz do nas podjechał.
- Nie mogliście się już doczekać powrotu do domu co? - zapytał na co zacisnęliśmy mocniej dłonie na wodzach swoich wierzchowców.
- Nigdy więcej nie chcę tam być - odpowiedziałem stanowczym, ale jednocześnie słabym tonem głosu.
- Wiem, wiem! Wracamy do ratusza, bo musicie się wyleczyć... Takie rany to nie przelewki - stwierdził a już po chwili za nami pojawili się żołnierze, którzy ciągnęli za sobą związaną jak najmocniej i z workami na głowie trójcę świętą... Miałem ochotę już teraz zastrzelić tą sukę, ale skoro wujek ma straszne tortury to wolę zostawić mu tą całą robotę. Żołnierze dziwili się, że potrafimy na koniach usiedzieć po takim niebezpiecznym postrzale, ale się tym nie przejmowaliśmy, gdyż była to dla nas pewna norma i jak widać ludzie chyba nas za to podziwiają...
*****
Będąc już w ratuszu nasze konie od razu pognały do stajni gdzie zapewne zajęli się nimi ich ulubieni stajenni. Miałem ochotę zrzucić ten zakrwawiony mundur, ale wujek kazał nam iść na medyczny co chcąc nie chcąc zrobiliśmy... Szliśmy właśnie korytarzem aż przed nami pojawiła się zza zakrętu dwójka mężczyzn. Jeden gonił drugiego co nas zdziwiło, ale nie zdążyliśmy nic powiedzieć, bo ten, który uciekał przewrócił się tuż przed nami.
- Hej nic ci nie jest? - zapytałem zdezorientowany na co zadrżał a wyglądał na starszego od nas co mnie zdziwiło i wzbudziło pewne podejrzenia.

<Kiara? :3 No Adam i Colins wreszcie się pokazali xd> 

Od Kiary cd. Erica

- A to o to chodzi! Tia musiałem iść błagać założycieli by mnie i ludzi leczyli... Przynajmniej poznałem ciebie i się cieszę - stwierdził z uśmiechem, który odwzajemniłam - Ale nie wiem co mam teraz zrobić... Anarchy nie posiadają leku a lekarze pewnie nie wiedzą jak go nawet zrobić czy też podać a nie chcę by ktoś mi umarł... - westchnął załamany.
- Wujek nie masz co się martwić, bo Smoki mają lekarstwa i umiemy je robić! Moi ludzie są wszędzie i znamy nawet tajne lekarstwa Przemytników, więc niczym się nie przejmuj! Smoki ich przyjmą na oddział i będą leczyć, tylko trzeba działać szybko! - powiedziałam spokojnie i stanowczo.
- Nie będzie to dla was problem? - zdziwił się nieco wujek - To w końcu dwieście osób, a pewnie i pojawiły się kolejne... - dodał.
- Po pierwsze, to musimy zlokalizować skąd Twoi ludzie brali, albo biorą wodę z baniaków w swojej bazie... Jeśli jakaś bańka jest zanieczyszczona, to trzeba ją szybko zamknąć by nikt nie brał skażonej wody! Moi ludzie się tym zajmą, bo mają specjalne testery, a co do ludzi, to może być ich znacznie więcej... Choroba rozprzestrzenia się szybko od zakażonej wody, lecz na szczęście tylko przez nią, więc nasi ludzie się nie zarażą, a moi lekarze znają tą chorobę tak samo jak ja, więc poradzimy sobie! Jako iż Twoi ludzie są tutaj nowi, przekażemy im niezbędną wiedzę na temat tutejszych chorób i antidotum na nie... Nikt nie umrze więc się nie martw! Prześlij list do swojego gangu żeby nie pili jak na razie żadnej wody! Moi ludzie pojadą z Tobą i sprawdzą z którymi beczkami w waszym magazynie jest problem... Później wrócą tu z Tobą i chorymi, a wtedy wszystko już będzie przygotowane! To jak? - spytałam w końcu po długiej gadaninie.

< Eric? ;3 >

Od Kiary cd. Reker'a

Kiedy obudziłam się na oddziale medycznym w wieży, myślałam że zawału dostanę! Szybko się z Rekerem poderwałam, mimo ran i wyrwaliśmy sobie kroplówki z rąk. Wyjęłam również szybko ze swojego gardła rurkę intubacyjną, bo mogłam samodzielnie oddychać, a teraz aparatura mi przeszkadzała... Pomogłam wyjąć do Rekerowi i szybko skierowaliśmy w stronę wyjścia, mimo potorfowego bólu w klatce piersiowej.Kiedy dochodziliśmy do wyjścia, nagle w drzwiach pojawił się wujek Eric.
- Kiara! Reker! Musicie leżeć! - powiedział stanowczo, na co pokręciliśmy przecząco głowami.
- Nigdy nie będziemy się leczyć w Duchach! Pewnie znowu nam jakieś trucizny podają, bo zwolenników Williama czy Michaela pełno było, a poza tym, to założę się że nadal niektórzy chcą nas zabić, bo myślą że zdrajcami jesteśmy! - warknęłam zła, lecz zaraz się uspokoiłam, łapiąc się za serce, a nogi mi zadrżały.
- Nie zostaniemy tu ani chwili dłużej wujek! - odezwał się stanowczo ukochany, pomagając mi się utrzymać na nogach.
- Nadal nie cierpię wieży po tym co nam zrobiono... Nie czuję się bezpiecznie i chcę się kurować w domu! Tutaj lekarze mogą zapisywać że coś podali z lekarstw, a tak naprawdę mogą podać truciznę, bo nie raz tak było, kiedy leżeliśmy w gorszych stanach! Tyle że dopiero niedawno zdaliśmy sobie z tego sprawę... Nie zmusisz nas do zostania w wieży! - powiedziałam ledwie żywa, na co chwilę milczał, lecz po chwili westchnął ciężko.
- Nie puszczę was samych, więc zostańcie i poczekajcie na ludzi aż się zbiorą... - powiedział spokojnie.
- Co z naszymi końmi? Mam nadzieję że nikt im krzywdy nie zrobił! - spytał Rekuś zdenerwowany lekko.
- Wszystko z nimi dobrze! Są na placu i nie dają podejść do siebie nikomu z Duchów... - odparł, na co nam ulżyło - Poczekajcie chwilę... - dodał łagodnie, na co usiedliśmy wyczerpani takim długim staniem. No nie oszukujmy się! Takie rany to normalnego człowieka powinny unieruchomić na jakieś dwa, trzy tygodnie, a my tu po kilku godzinach już hasamy jak głupi! Wujek Eric gdzieś na chwilę wyszedł, a my oczywiście nie zamierzaliśmy czekać!
Każda chwila spędzona w wieży była teraz jakby torturą, tyle że taką psychiczną, więc ubraliśmy się szybko, oczywiście zakrwawione mundury na siebie i szybko poszliśmy po schodach na zewnątrz, gdzie idąc ostrożnie z cienia w cień, zagwizdaliśmy cicho na nasze konie, które od razu do nas przybiegły, parskając cicho na powitanie.
Wdrapaliśmy się jakoś na nie i czekaliśmy, aż przy zmianie wart otworzą bramy wracającym żołnierzom. Co jak co, ale my najlepiej znaliśmy wieżę i jej zwyczaje! Chwilę jeszcze poczekaliśmy, a gdy bramy się szeroko otworzyły, popędziliśmy nasze wierzchowce od razu w cwał, więc bardzo szybko wydostaliśmy się poza bramy, mijając zdziwionych, wracających żołnierzy Duchów.

< Reker? ;3 >

Od Rous cd. Will'a

Kiedy Will powiedział, że się zgadza myślałam, że będę skakać z radości aż do nieba, ale jednak wystarczyło mi wtulenie się w mojego kochanego Will'a, który pogłaskał mnie po głowie.
- Tak będę uważać nie martw się tygrysku! - powiedziałam radośnie na co się uśmiechnął oraz mnie podniósł co mnie trochę przestraszyło, ale gdy posadził mnie na łóżku od razu go pocałowałam a on podszedł do szafy i jak nigdy nic wybrał mi rzeczy z czego się cieszyłam, bo jak chyba każda kobieta chciałam podobać się swojemu narzeczonemu. Dał mi czarną bluzę z literą A i dżinsy (bez dziur).
Szybko poszłam do łazienki oraz się przebrałam poprawiając włosy, które były w totalnym nie ładzie i aż się dziwiłam, że Will nie zwrócił mi w ogóle uwagi, że wyglądam okropnie czy coś... Wychodząc z łazienki ukochany stał do mnie odwrócony plecami dlatego pomimo, iż wiedziałam, że jest snajperem podbiegłam do niego i się do niego przytuliłam na co cicho się zaśmiał.
- Gotowa aniołku? - zapytał radośnie na co go puściłam oraz pokiwałam twierdząco głową - Ślicznie wyglądasz - dodał na co się uśmiechnęła oraz lekko zaczerwieniłam. 
- Idziemy? - spytałam przytulając się do jego prawego boku.
- Tak! Trzeba go poszukać, bo nie wiem gdzie się szlaja - zaśmiał się i wyszliśmy na korytarz gdzie było trochę ludzi, ale będąc przy Willusiu zbytnio się nie stresowałam, lecz byłam czujna i gotowa zwiać gdyby ktoś albo coś mi zagrażało... Kiedy weszliśmy na kolejny tym razem pusty korytarz przed nami z cienia wyszedł wujek narzeczonego, który oparł się o ścianę ze skrzyżowanymi na piersi rękami.
- Ponoć mnie szukacie - rzekł z ciepłym uśmiechem.

<Will? :3> 

Od Erica cd. Kiary

Kiedy Shun? Dobrze mówię? A zresztą wiecie o kogo chodzi podał mi wiadomość od Anarchów, która ponoć była bardzo ważna od razu zacząłem czytać o co chodzi... Nawet nie zwracając uwagi na podpis rozpoznałem charakterystyczne pismo Rafy co zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej.
Eric wracaj do kryjówki w tej chwili! Wiem, że nie powinienem ci rozkazywać, ale w Son of Anarchy mamy jakąś epidemię... Nie znamy tej choroby a ludzie czują się coraz gorzej. Jednymi z objawów jaki zaobserwowaliśmy są: kaszlenie krwią, bóle głowy, osłabienie, wysoka gorączka, nudności, brak apetytu, bóle mięśni... Niektórzy mają też nierówne bicie serca i przewidujemy najczarniejsze scenariusze. Chorzy są oddzieleni od zdrowych więc może to pomoże w rozprzestrzenieniu się choroby. Chorych jest około 200 mam nadzieję, że pojawisz się jeszcze dzisiaj w Anarchach. ~Rafael
 Szybko zacząłem analizować treść listu, którą podałem do przeczytania Kiarze. Skądś znałem te objawy, lecz nie miałem pojęcia skąd! Patrzyłem wyczekująco na siostrzenicę, która zmarszczyła lekko brwi i popatrzyła jeszcze raz to na mnie to na wiadomość wzdychając ciężko.
- Wiesz co to? - zapytałem opierając się o ścianę i krzyżując ręce na piersi.
- Powinieneś wiedzieć! Sam na nią chorowałeś ze swoimi ludźmi - stwierdziła a ja przekręciłem głowę jak pies na co ona pokręciła swoją z niedowierzaniem - To Kivodeza! - dodała a mi się wszystko rozjaśniło.
- A to o to chodzi! Tia musiałem iść błagać założycieli by mnie i ludzi leczyli... Przynajmniej poznałem ciebie i się cieszę - stwierdziłem z uśmiechem, który odwzajemniła - Ale nie wiem co mam teraz zrobić... Anarchy nie posiadają leku a lekarze pewnie nie wiedzą jak go nawet zrobić czy też podać a nie chcę by ktoś mi umarł... - westchnąłem załamany.

<Kiara? :3 Przyjmiecie ich? xd>

Od Kiary cd. Erica

- Eh.... - westchnęłam i pociągnęłam boleśnie wujka za ucho, przez co popatrzył na mnie zdziwiony - Nie strasz dzieciaków! Przywódca nie może okazywać uczuć, ale nie to nie znaczy że masz być lodowaty w stosunku do swoich ludzi... - mruknęłam i go wyminęłam - Jak się czujecie? Jeśli was coś boli, to podamy przeciwbólowe - zwróciłam się tym razem do dzieciaków.
Pokiwali przecząco głowami, lecz tak niepewnie, że nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać z takiej a nie innej sytuacji!
- Nie bójcie się ja nie gryzę, w przeciwieństwie do mojego wujka zrzędy - powiedziałam przyjaźnie i spojrzałam z pod byka ukradkiem na wujka, który zrobił minę niezadowolonego dziecka, przez co dzieciaki nieco się rozweseliły.
- Wszystko nas boli... - szepnął niepewnie pierwszy odważny.
- W takim razie dostaniecie leki! Spokojnie.... Tutaj wszyscy są przyjaźni, więc nie ma co się bać! - powiedziałam i poszłam po pięć strzykawek przeciwbólowych, żeby podać wszystko dożylnie. Lekko się wzdrygnęli gdy do nich podchodziłam i widziałam strach w oczach, dlatego cicho westchnęłam.
- Spokojnie! Nic was nie będzie boleć... - powiedziałam spokojnie i każdemu podałam przez wenflon dożylnie lekarstwa przeciwbólowe.
Po około trzydziestu minutach przybiegł Shun z wiadomością od Anarchy w ręce, którą szybko podał Ericowi.
- Dzięki Shun, możesz odejść jak masz coś ważnego - powiedziałam na co skinął głową i szybko wybiegł z medycznego.

< Eric? ;3 jakaś nowa zaraza, czy któraś ze "starych"? xdd >

Od Reker'a cd. Kiary

Oj nie chciałbym mieć nigdy do czynienia ze wściekłym wujkiem, który ledwo teraz tam na dole nad sobą panował... W sumie dobrze tak tej cholernej suce i jej ludziom! Nie wywołuje się wilka z lasu... Wiedziałem, że na torturach u wujka Erica nikt nie ma lekko i raczej żywy nie wychodzi a jak on jeszcze wtrącił temat o tresurze to będą cierpieć i to bardzo... Niech ta moja idiotyczna matka poczuje wreszcie co to jest ból psychiczny i fizyczny! Cholerni tchórze! Ze mną robili nie stworzone rzeczy a sami bali się wyściubić nos poza mury wieży, gdyż odstraszał ich widok zombie... Mogłem już się domyślić po tym jak Tamarę chciała zabić! Najchętniej to bym ją zarżnął już teraz, ale pustka jak pustka nie wypuści mnie od razu i to jeszcze w takim stanie...
- Nie złość się skarbie, wszystko będzie dobrze! - powiedział ukochana przytulając się do mnie - Dzieciaki chyba będą mieli dużo wolnego... Chyba że Andrew ich weźmie - westchnęła - Nie martw się, wujek Eric wszystko załatwi! - dodała mrużąc oczy w moich objęciach, bo czułam się chyba przy mnie bezpiecznie co mnie strasznie ucieszyło.
- Wujek Eric na pewno to załatwi - westchnąłem patrząc na obraz, który zalał się chwilowo czernią - Oby dzieciaki do wolnego nie przywykły, bo będzie ciężko wrócić do normy - zaśmiałem się przytulając ją do siebie jeszcze mocniej, lecz uważałem by jej przez przypadek nie udusić! W pewnym momencie spojrzałem na obrączkę tak dzięki temu odzyskałem kolejną porcję sił... Dla rodziny zrobię wszystko! Ciekawe co u Rajanka... Suka osierociła by naszego synka... - warknąłem w myślach zaciskając lekko swoje ręce na tyle jej bluzki, ale nie chcąc jej psuć nerwów swoimi myślami szybko je rozluźniłem oraz ją pocałowałem - Kocham cię księżniczko - rzekłem patrząc jej prosto w oczy.
- Ja ciebie też Rekuś - odparła wpijając się ponownie w moje usta a ja bez wahania odwzajemniłem pocałunek przez który moje serce zabiło dwa razy szybciej. Nie wiedząc już co mam robić zanuciłem sobie piosenkę i miałem nadzieję, że to moje wycie kojota jej przeszkadzać nie będzie...
- Little do you know
How I’m breaking while you fall asleep
Little do you know
I’m still haunted by the memories
Little do you know
I’m trying to pick myself up, piece by piece
Little do you know I..
Need a little more time

Underneath it all I’m held captive by the hole inside
I’ve been holding back for the fear that you might change your mind
I’m ready to forgive you, but forgetting is a harder fight
Little do you know I..
Need a little more time

I'll wait, I'll wait
I love you like you've never felt the pain, I'll wait
I promise you don’t have to be afraid, I'll wait
The love is here and here to stay, so lay your head on me

Little do you know
I know you’re hurt while I'm sound asleep
Little do you know
All my mistakes are slowly drowning me
Little do you know
I’m trying to make it better piece by piece
Little do you know I..
I love you till the sun dies

I'll wait, just wait
I love you like I've never felt the pain, just wait
I love you like I’ve never been afraid, just wait
Our love is here and here to stay, so lay your head on me

I'll wait, I'll wait
I love you like you've never felt the pain, I'll wait, I'll wait
I promise you don’t have to be afraid, I'll wait
The love is here and here to stay, so lay your head on me,
Lay your head on me,
So lay your head on me.
‘Cause little do you know I..
I love you till the sun dies - skończyłem i już miała coś mówić, ale przewróciłem ją na ziemię i zacząłem łaskotać a ona instynktownie odpychała mnie rękami czego jej za złe nie miałem - Wiem wyje jak kojot - zaśmiałem się a w tedy nagle zniknęliśmy z pustki budząc się na szpitalnych łóżkach w... wież!!! Normalnie na widok tego wszystkiego odzyskałem wszystkie siły i bez wahania zerwałem się do siadu i w panice, że znowu mnie trują wyrwałem sobie kroplówkę wstając natychmiast.

<Kiara? :3>

Od Erica cd. Kiary

Kiedy Robert nad tym wszystkim myślał w pokoju zapanowała cisza, którą dopiero po paru minutach przerwało pukanie drzwi i wejść do pokoju Ramona, na którego widok się zdziwiliśmy, gdyż nikt z nas nie spodziewał się teraz wizyty mężczyzny.
- Robert nie smuć się... Sam dobrze wiem jak się czujesz - westchnął i podszedł do niego na co wstałem i wyszedłem z pokoju wiedząc, iż to będzie raczej długa rozmowa i lepiej będzie, żebym tam nie siedział i dodatkowo go nie stresował. Przed pokojem przyjaciela tak jak się spodziewałem stała nadal Kiara, która popatrzyła na mnie wzrokiem mówiącym "i jak?".
- No załamany jest... Miał kiedyś wypadek z szablą przez co się boi a jeśli do tego dochodzi śmierć Artema, którą przeżywa tak samo jak ja no to nie ma co się dziwić... Artem był dla nas jak starszy brat tylko, że z Robertem przebywał cały czas nawet w tedy gdy ja musiałem wracać do domu - westchnąłem opierając się plecami o ścianę.
- Każdemu z nas jest ciężko... - stwierdziła siostrzenica na co skinąłem głową zgadzając się z nią w stu procentach. Chociaż wiem, że Artem chce byśmy byli szczęśliwi i nie jest w żadnym stopniu zły na nas, że umarł przez taką a nie inną śmierć to ta pustka po nim zawsze w sercu pozostanie i raczej nikt jej nie uzupełni, ale przynajmniej przez tą rozmowę jakoś lekko się zmniejszyła. Miałem już coś mówić, ale przybiegł lekarz Smoków co mnie w małym stopniu zdziwiło, lecz mój wyraz twarzy pozostał niewzruszony... No cóż założyciel czy też przywódca gangu raczej uczuć pokazywać nie może a przynajmniej tak się nauczyłem!
- Ta trójka dzieciaków się obudziła i są przestraszone a my ich uspokoić nie możemy... - rzekł zdyszany a ja wraz z Kiarą popatrzeliśmy po sobie oraz skinęliśmy zgodnie głowami i rzuciliśmy się do biegu w stronę oddziału medycznego gdzie znaleźliśmy się po pięciu minutach a ja zdałem sobie sprawę, że cały czas biegamy w strojach do szermierki... Pięknie normalnie! Szablę też mam więc niech wróg się nie waży podchodzić, bo łeb odetnę i tyle! Szybko omiotłem wzrokiem trójcę świętą i ich przerażonych przyjaciół dlatego wzrokowo powiedziałem Kiarze, że lepiej niech lekarze wyjdą, bo tak to prędzej serce im z piersi wyskoczy niż dadzą się zbadać co zrobiła od razu i już po kilku sekundach na sali zostałem tylko jak, siostrzenica, dzieciaki i Hrabia z Lordem.
- Spokój mi tu! Nic wam nie zrobią! - rzekłem lodowatym tonem przywódcy na co zatrzęśli się jeszcze bardziej a niektórym łzy stanęły w oczach na co westchnąłem - Spokojnie nic wam nie będzie... Smoki to nasi sprzymierzeńcy a kiedy was znaleźliśmy mieliśmy bliżej do ich bazy nisz naszej więc tu was operowano i dzięki nim żyjecie więc wypada podziękować - powiedziałem tym razem nieco spokojniej na co skinęli głowami oraz zaczęli się uspokajać i rozglądać z zaciekawieniem po miejscu gdzie się znajdują.

<Kiara? :3>

Od Erica cd. Tiji

Jak ja nie cierpię burzy! Kiedy wszyscy porozchodzili się do swoich pokojów ja też od razu poleciałem do swoich czterech ścian gdzie od razu rzuciłem się na łóżku a widząc jak żółta błyskawica przecina niebo zakryłem swoje oczy a w tedy poczułem jak ktoś się obok mnie kładzie oraz do siebie przytula. Mógłbym zawsze rozpoznać ten dotyk... dotyk mojej ukochanej Katrinki.
- Ericuś spokojnie nic ci nie grozi - powiedziała spokojnie wbijając tak samo jak ja wzrok w widoki za oknem.
- Nie lubię burzy - mruknąłem pod nosem a słysząc potężny grzmot wzdrygnąłem się a ona pogłaskała mnie po głowie.
- Wiem Eric, wiem... spokojnie kotku nic ci się nie stanie... - rzekła uspokajająco na co wreszcie się rozluźniłem oraz wtuliłem głowę w jej klatkę piersiową.
- Chris? - zapytałem nagle szukając synka wzrokiem.
- Śpi jak zabity! - zaśmiała się okręcając twarz w stronę łóżeczka gdzie nasz synuś spał spokojnym snem i nie przejmował się grzmotami, błyskawicami czy też deszczem, który zaczął lać jak z cebra a deszcz bębnił o parapet jakby chciał grać piosenkę. Leżąc tak przypomniałem sobie o drżeniu Tiji i Nathana! Przecież oni też się mogą bać! Weź się w garść... To tylko burza! - pomyślałem jakoś wstając oraz zakładając buty - Eric gdzie idziesz? - zapytała lekko zdziwiona.
- Do Tiji i Nathana... - westchnąłem a wtem przyszedł do nie Lord, który trącił mnie nosem w kolano - Pewnie też się boją a ja nie chcę by byli przerażeni - dodałem szybko głaszcząc psa po głowie.
- No to idź! Weź Lorda ze sobą, bo ostatnio ma lenia i prawie nigdzie nie chodzi tylko leży w kącie na legowisku... Targon i Szanel gdzieś łażą i trzeba będzie ich poszukać, bo już dawno ich nie widziałam a nie chcę by naszym pupilom coś się stało - stwierdziła posyłając mi uśmiech na co ją pocałowałem.
- Nie bój się królewno nic im nie będzie! To kocisko sięga mi prawie do pasa więc raczej prędzej porywacz padłby na zwał niż ją tknął - zaśmiałem się i wstając wyszedłem wraz z Lordem z pokoju spokojnym krokiem.
*****
Będąc już na odpowiednim korytarzu bez wahania wszedłem do pokoju białowłosej, która zadrżała pod kołdrą na skrzypnięcie drzwi, ale nie zrażając się tym wszedłem wraz z moim psiskiem do środka. Lord od razu poczłapał do szczeniaka Tiji, który zdziwił się na widok olbrzyma, który chciał się pobawić a ja sam poszedłem do Tiji obok, której usiadłem oraz ją odkryłem spoglądając w jej przestraszone oczy.
- Spokojnie Tijko nic ci nie grozi - powiedziałem przytulając ja do siebie oraz podniosłe jedną ręką szczeniaka bernardyna, którego usadziłem jej na kolanach a Lord wpakował się bez pytania na łóżko siostrzenicy co ją trochę przeraziło - Nie bój się go! To jest Lord mój drugi pies, który jest łagodny jak baran! - dodałem głaszcząc ją po włosach - Boisz się burzy prawda? - zapytałem a wtedy usłyszeliśmy porządny grzmot na co podskoczyłem a dziewczyna wtuliła się we mnie bardziej szukając bezpieczeństwa - Nie martw się! Ja też się boję, ale damy radę! Zostanę z tobą - uśmiechnąłem się do niej szeroko a w tedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi, które po chwili się otwarły a w nich ujrzeliśmy przestraszonego Nathana.

<Tija? :3>

Od Kiary cd. Reker'a

Wszystko działo się szybko, a jednocześnie powoli co było dziwne... Widziałam jak podbiega do nas Olivier z ludźmi, by nam pomóc. Dlaczego ktoś znowu chce nas zabić? Boże co z Rajankiem?! Kto się nim zajmie gdy nas nie będzie, albo gdy jednak umrzemy?! Mam osierocić synka? W głowie kotłowało mi się od różnych myśli. Martwiłam się też o Rekusia... Kiedy Olivier z resztą do nas przybiegli, ja nie dałam już dłużej rady i zamknęłam oczy, pogrążając się w ciemnościach... Nie wiedziałam co się ze mną dzieje! Byłam w jakimś ciemnym miejscu i nie wiedziałam czemu jestem tutaj sama, a nie z Rekerem. Krążyłam nerwowo po pustce i starałam się uspokoić. Wiedziałam że Olivier zrobi wszystko by nam pomóc...
Ciekawiła mnie reakcja wujka, a właściwie to już ją znałam, bo zapewne będzie wściekły! Traktowałam wujka Erica jak ojca można by rzec, bo gdy miałam jakiś problem, że nie czułam się bezpiecznie czy coś mi leżało na sercu, to szłam do niego... Rekusiowi też oczywiście mówiłam, ale czasami go nie było, a ja często nie chciałam go martwić. Nawet w sumie jak szłam do wujka Erica, to często miałam wyrzuty sumienia że zawracam mu tylko głowę, bo po prostu nie byłam nauczona że mogę się komuś wyżalić...
Nagle znalazłam się w pustce, gdzie był Reker, więc szybko do niego podbiegłam, a on się do mnie przytulił, tak samo jak ja w niego, lecz coś było nie tak, bo był zdenerwowany... Mruczał coś pod nosem w nerwach, a to był znak że coś się stało!
- Rekuś co się stało? - zapytałam widząc, że coś wyprowadziło go z równowagi.
- Ta suka Cassandra! To ona chciała nas zabić! Ja już dopilnuję by zdechła! - warknął znowu a wtem obraz szybko się zmienił i zobaczyliśmy na nim wujka Erica.
No... Wujek Eric zaszalał, bo wjechał na plac z setką swoich ludzi! Każdy był uzbrojony po zęby i gotowy do strzału, przez co Duchy się troszkę spięły, ale nie atakowały, bo nie dostali rozkazu od przywódców, a Śmierć też nie atakowała... Na placu pojawił się zaraz Olivier, Billy oraz Ruby. Wujek Eric na swoim karym jak smoła ogierze robił nie małe widowisko, bo wyglądał prawie jak jakiś lord ciemności! W sensie ze zły i w ogóle... Ekhem...
- Olivier! Gadaj gdzie jest ta szmata Cassandra Blackfrey, oraz sukinsyny Vincent Arabow z Rhunem Arabow! - warknął wściekle zsiadając z konia - A wy - wskazał tutaj na trzydziestu żołnierzy Śmierci - ochraniać mi Kiarę i Rekera! - dodał, a ludzie się zerwali i wbiegli szybko do wieży.
- Vincenta i Rhuna złapaliśmy, ale Cassandry jeszcze szukają... - powiedział na co skinął głową.
- Cała trójka wraca ze mną do Ratusza! - wysyczał wściekle - Ja już ich oduczę krzywdzenia mojej siostrzenicy i szwagra! - warknął tak że myślałam, że zaraz zobaczę pianę z jego ust, jak u psa z wścieklizną! Ludzie ze Śmierci pozostali niewzruszeni, lecz ci z Duchów nieco się bali i wycofali...
- Kiarę i Rekera teraz operują i nie wiem czy już wrócili z sal operacyjnych - powiedział Billy.
- Chcę ich zobaczyć! - zażądał na co skinęli głowami i weszli do wieży.
Po jakiś dziesięciu minutach dotarli na poczekalnię, gdzie akurat nas wieźli do sali... Mieliśmy podłączone respiratory oraz monitory EKG i kroplówki. Wujek zbladł lekko gdy nas zobaczył w tak złym stanie. Lekarze zawieźli nas na salę, gdzie oczywiście zaraz pojawili się nasi strażnicy ze Śmierci. Trzydziestu ludzi czujnie obserwowało wszystkich, prócz swojego szefa oczywiście!
- Macie ich cały czas pilnować! - zwrócił się wujek do żołnierzy, na co skinęli głowami.
Po chwili na oddział przyprowadzono całą trójkę z czego Eric posłał im mordercze spojrzenie, a ci się wzdrygnęli.
- Wytresuję was na wzorowe kundle! - warknął wściekle do nich.
- Wujek Eric się wkurzył... - stwierdziłam, gdy tak na to wszystko patrzyłam z Rekerem.
- Przynajmniej ta suka cierpieć będzie! - warknął wściekle Rekuś.
- Nie złość się skarbie, wszystko będzie dobrze! - powiedziałam przytulając się do niego - Dzieciaki chyba będą mieli dużo wolnego... Chyba że Andrew ich weźmie - westchnęłam - Nie martw się, wujek Eric wszystko załatwi! - dodałam mrużąc oczy w jego objęciach, bo czułam się przy nim bezpiecznie.

< Eric? Reker? ;3 >

piątek, 28 kwietnia 2017

Od Reker'a cd. Kiary

"Ja ciebie też Karuś" te słowa właśnie miały paść z moich ust gdyby nie to że usłyszałem świst pocisków przecinających niczym nóż powietrze i jak się okazało były one wymierzone w nas i trafiły w klatkę piersiową... Snajperzy trafili pewnie blisko serca gdyż szybko traciliśmy krew leżąc niczym zabawki bezwładnie na ziemi. A więc tak mamy umrzeć? - spytałem siebie w myślach czując, że zaraz zasnę wiecznym snem. Kiedy miałem już zamykać zmęczone tym wszystkim oczy zobaczyłem jak Olivier i kilku żołnierzy biegną w naszą stronę, lecz założyciel dopadł nas jako pierwszy mówiąc a raczej krzycząc coś do nas, ale ja już sam nie wiedziałem co i zmęczony tym wszystkim zamknęła oczy dając zabrać się przez ciemność. Niech się dzieje już co chce - stwierdziłem w myślach wiedząc, że w razie czego i tak walczyć będę dla naszego synka jak i mojej żony! Nie mogłem teraz powiedzieć, że się poddaje, ponieważ zaszedłem zbyt daleko by teraz skończyć pięć stup pod ziemią. Nie trafiłem od razu do pustki tylko do miejsca pomiędzy snem, życiem a właśnie nią. Czułem jak ktoś kładzie mnie na czymś zimnym a potem bolesne cięcie spowodowało trafienie do ciemności gdzie nie wiedząc czemu leżałem na brzuchu przez co zacząłem się rozglądać szukając ewentualnego niebezpieczeństwa, które gdzieś tutaj mogło na mnie czyhać. Przez to, że nikt się jeszcze do mnie nie zbliżył wstałem oraz zacząłem chodzić po pustce nerwowym krokiem przez co zamiast robić mi się cieplej dopadał mnie jeszcze większy chłód... W pewnym momencie tego bezmyślnego chodzenia stanąłem w miejscu zaczynając myśleć nad tą całą sytuacją w jakiej się znalazłem. Tysiące myśli zaprzątało teraz moją głowę a jako, iż chłód wzrastał usiadłem po turecku na podłodze oraz podpierając głowę na prawej ręce, którą oparłem na kolanie westchnąłem cicho.
- Kto i dlaczego nam to kuźwa zrobił?! - warknąłem groźnie jak na wroga, który siedziałby na przeciwko mnie. Siedziałem tak jeszcze chwilę analizując całą sytuację niczym wojskowy układający plan misji do czego musi potrzebować map terenu by wiedzieć gdzie i jak ma przejść oraz w razie czego się ukryć aż wreszcie przede mną pojawił się obraz jak z telewizora, lecz nie z widoków co dzieje się aktualnie w świecie żywych, ale z tego co działo się w wieży gdy my siedzieliśmy pod murami. Na zapisie wspomnień była moja ekhm... matka ekhm... no wiecie ta suka Cassandra! Rozmawiała z jakimiś mężczyznami, którzy mieli przy sobie broń snajperską i chyba byli nowi, bo żaden nie pasował mi do snajperów z wieży kiedy byłem jeszcze Duchem! Śmieli się oraz chytrze uśmiechali a kiedy podali sobie dłonie jakby zatwierdzali umowę poszli do jej mieszkania gdzie rozstawili broń w oknie pod odpowiednim kątem idealnie na nas! Cassandra dała im po flaszce oraz papiery mówiące o tym, że byli na jakiejś super ekstremalnej misji gdzie zabili ogromną ilość wrogów co gwarantowało im na skoczenie na pierwsze oraz drugie miejsce najlepszych snajperów w wieży... Potem tylko nas namierzyli oraz każdy z nich oddał jeden strzał następnie przybili sobie piątkę i pokazuję tej suce, że leżymy krwawiąc z uśmiechami na twarzy odeszli skocznym krokiem.
- Ty szmato! Śmiałaś się zwać moją matką?! Tylko mnie i moją rodzinę kurwo zabić chciałaś! Dopilnuję byś zginęła w męczarniach tak jak Michael! Nauczysz się pokory... - warknąłem zrywając się na równe nogi i już miałem dopaść ją we wspomnieniach, ale obok mnie pojawiła się Kiarcia, do której od razu by opanować jakoś złość się przytuliłem mrucząc coś pod nosem co lekko ją zdziwiło.
- Rekuś co się stało? - zapytała widząc, że coś wyprowadziło mnie z równowagi.
- Ta suka Cassandra! To ona chciała nas zabić! Ja już dopilnuję by zdechła! - warknąłem znowu a wtem obraz szybko się zmienił i zobaczyliśmy na nim wujka Erica.

<Kiara? :3 Wujek wnerwiony? xd>

Od Tiji cd. Erica

- Pomóc wam wejść czy sami się wdrapiecie? - spytał.
- Nie możemy iść pieszo? - spytałam niepewnie, bojąc się wsiąść nawet na Diabla, choć wiedziałam że jest łagodny.
- Wsiadajcie bo niedługo rozpęta się burza - powiedział i to mnie przekonało, bo nienawidziłam burzy i podeszłam do konia wujka razem z Nathanem, lecz musiał pomóc się nam wdrapać na grzbiet, bo był wysoki jak cholera! Wujek trzymał nas mocno i popędziliśmy do obozu. W stajni, szybko zsiedliśmy z konia, a wujek zajął się rozsiodłaniem koni. Widziałam że Arao nie był dość zadowolony że tak szybko wróciliśmy, więc pogłaskałam go o dziwo sama z siebie po jego czole.
Ogier zarżał cicho z radości że ktoś ukazuje mu tyle uwagi, co mnie nawet cieszyło, bo zapewne nie było mu łatwo! Owszem to zwierzę, ale tez czujące i myślące... Dałam mu jeszcze parę kosteczek cukru, razem z Nathanem, który przy mnie jakoś odważył się do niego podejść i wróciliśmy szybko do Ratusza, gdzie gdy tylko przekroczyliśmy wejście, w oddali usłyszeliśmy potężny grzmot...
Nigdy nie lubiłam burzy, więc się nieco przestraszyłam. Nic jeszcze nie jadłam od śniadania, więc robiło mi się z tego wszystkiego słabo... Była gdzieś godzina siedemnasta, a może osiemnasta? Sama już nie wiem, ale wiem że jest strasznie późno. Wujek musiał zauważyć że jestem blada, bo zaprowadził nas na stołówkę, gdzie na szczęście już nikogo nie było, więc zjedliśmy w spokoju oraz głodni jak wilki gulasz z ziemniakami i buraczkami...
Nie pytajcie mnie skąd mają takie "cuda" w tych czasach, bo sama nie wiem! Jednak wiedziałam że jest dobre, dlatego wszyscy najedliśmy się do syta, a właściwie to się obżarliśmy! Na szczęście w Ratuszu było tak, że po obiedzie wszyscy przeważnie szli do siebie, więc nie bałam się aż tak bardzo, gdy wracaliśmy z powrotem korytarzami. Wujek pocieszał jeszcze troszkę Nathana, który wciąż był nieco roztrzęsiony, po tym co się stało... Później usłyszeliśmy wszyscy kolejny, lecz o wiele, wiele silniejszy grzmot, przez co wszyscy podskoczyliśmy. Nienawidziłam burzy i zaczęłam się trząść! Wparowałam do swojego pokoju i ukryłam się po kołdrą by się jakoś uspokoić. Wiem że to żałosna kryjówka, ale ja się czułam o wiele bezpieczniej!


< Eric? ;3 ona i Nathan się boją strasznie ;c >

Od Erica cd. Tiji

- On chce mnie zabić! - powiedział przerażony Nathan wtulając się we mnie oraz drżąc jakby przed chwilą wyszedł z lodowatej wody tylko, że nie był mokry co wykluczało tą tezę.
- Kto chce cię zabić? - zdziwiłem się marszcząc lekko brwi, bo już samo to, iż go tutaj spotykamy jest dziwne a to o czym mówi dziwi mnie jeszcze bardziej.
- Trupy! - rzekł przerażony odwracając się za siebie a ja nabierając czujności ujrzałem zarysy pięciu zbliżających się do nas w szybkim tempie sylwetek dlatego odsunąłem jednym pchnięciem ręki chłopaka na bok po czym wyciągnąłem z kabury udowej TAURUSA PT99 i gdy tylko żołnierze wrogiego obozu zbliżyli się na odpowiedni dystans zabiłem każdego z nich jednym, celnym trafieniem w głowę przez co ich ciała poupadały jak szmaciane lalki na zielonej trawie, która zaczęła przybierać w pewnych miejscach kolor szkarłatny. "Złote oczy" się na coś przydają - pomyślałem rozglądając się czujnym wzrokiem po terenie by sprawdzić czy żadna gadzina jeszcze mi tu nie łazi, ale widząc, że jest czysto schowałem broń z powrotem do kabury skupiając się teraz na Tiji, która jakoś puściła się szyi Arao i siedziała na nim szukając jakoś drogi zejścia z wierzchowca natomiast Nathan siedział skulony pod drzewem próbując się jakoś uspokoić. Podszedłem najpierw do białowłosej, którą chwyciłem w pasie i ściągnąłem z tego strasznego "potwora" na co prawie upadła, ale zdążyłem ją złapać oraz przytulić do swojego lewego boku co nawet jej pomogło więc podeszliśmy do chłopaka obok, którego ją usadziłem oraz ukucnąłem przy siwowłosym, który ponownie się przytulił szukając bezpieczeństwa w starszym człowieku co doskonale rozumiałem, bo i ja wiele razy przytulałem się do ojca gdy coś mnie wystraszyło... No cóż w sytuacjach ekstremalnych zawsze jest strach i adrenalina. Chłopak uspokoił się po pięciu minutach więc gdy się oderwał poczochrałem go po włosach oraz wstałem gwiżdżąc na konie, które bardzo szybko do nas przydreptały. Jako że Arao nie znał jeszcze Nathana zaczął go obwąchiwać na co chłopak z początku był strasznie przerażony, lecz gdy kasztan trącił go głową oraz parsknął parę razy w twarz zaczął się rozluźniać i go dość niepewnie pogłaskał.
- Nic już wam nie zrobią - rzekłem patrząc z pogardą na zwłoki wrogów a potem w niebo gdzie zbierały się burzowe chmury! Tylko nie to! Błagam tylko nie burza - jęknąłem w myślach wracając do dzieciaków - Dobra zbieramy się! Wskakiwać na Diabla no chyba, że ktoś pojedzie na Arao? - spojrzałem na Tiję, która zaprzeczyła ruchem głowy na co uśmiechnąłem się do niej uspokajająco - Pomóc wam wejść czy sami się wdrapiecie?

<Tija? :3 Burza taka zła xd>

Od Kiary cd. Reker'a

Niestety jak zwykle musiało się znaleźć trzech idiotów! No przecież nie da się spokojnie zrobić misji i wrócić! Spojrzałam na mury na tych trzech "odważnych" i posłałam im  lodowate spojrzenie z chęcią mordu, co zauważyli i się wzdrygnęli. No cóż... Lodowaty żołnierz już zawsze będzie we mnie niestety, albo i stety.
- Trzech idiotów się znalazło - warknęłam wściekle - Nie jesteśmy w żaden sposób podobni do swoich idiotycznych rodzicieli! My potrafimy wyjść za mury bez nerwów i potrafiliśmy to robić jak jeszcze byliśmy w Duchach, podczas, gdy wy spierniczacie jak tchórzliwe śmieci, by tylko nie wydostać nosa poza mury! - powiedziałam z pogardą - My jesteśmy gotowi oddać życie za swoich ludzi, podczas, gdy Michael czy William spierdalali gdzie pieprz rośnie przed wrogiem... Cholerne tchórze i mordercy! - warknęłam wściekle - W dodatku cały czas nas torturowali, wstrzykiwali trucizny, nie przejmowali się kiedy narządy nam wysiadały tylko wzruszali ramionami jakbyśmy byli tylko bezużytecznymi psami! Nie mówiąc już że niejednokrotnie próbowali nas zabić! - warczałam coraz wścieklej - My mamy odwagę wyjść na zewnątrz i walczyć, podczas gdy wy potraficie tylko oceniać z góry innych nie znając nas, a poza tym to sami jesteście ścierwami i to tchórzliwymi! Wielcy mi żołnierze którzy się przechwalają tylko, a nigdy nie wyszli na żadną misję, tak jak ich koledzy! - dodałam z pogardą i odjechałam spory kawałek od muru, podjeżdżając do ukochanego, który siedział załamany pod jedną ze ścian budynku.
Zeskoczyłam szybko z konia i podeszłam do niego spokojnie. Spojrzał na mnie załamanym wzrokiem na co się leciutko uśmiechnęłam i pogłaskałam go po głowie. Kątem oka zauważyłam że reszta żołnierzy na murach była wściekła na tamtą trójcę świętą i chyba coś im dogadywali, a nawet nie jestem pewna czy aby też nie dostali po łbie...
- Rekuś kochanie, to nie prawda co o Tobie powiedział! - powiedziałam również opierając się plecami o ścianę, tak jak on - Nie jesteś do niego podobny! Jesteś dobry! Żadne z nas nie przypomina swoich rodzicieli... Oni byli ścierwami, którzy stoczyli się na samo dno od urodzenia, lecz my walczymy dzielnie i bronimy każde dla nas ważne osoby! Sami zaszliśmy daleko, bez ich pomocy... Wręcz nam to wszystko utrudniali! Lecz my się nie poddaliśmy... Szliśmy naprzód wbrew wszelkim przeciwnościom i staliśmy się silniejsi... Widzę Ciebie, a nie Michaela! Tak samo widzą wszyscy, którym pomogliśmy, nasi przyjaciele, wujek Eric i reszta. Te trzy barany uważają się po prostu za lepszych, za co już raczej będzki dostali od swoich kolegów - westchnęłam - Nie przejmuj się tą trojka, tylko spójrz na tych co się cieszą że nas widzą! A jest ich sporo gdybyś tylko popatrzył szerzej! To dowodzi jacy jesteśmy naprawdę i nic tego nie zmieni kochanie! - powiedziałam spokojnie patrząc mu w oczy i się uśmiechając - Kocham Cię Rekuś - dodałam jeszcze i widziałam lekki uśmiech na jego twarzy, a gdy chciał już coś powiedzieć padły dwa strzały... Poczuliśmy silny ból w klatce piersiowej i upadliśmy na ziemię zakrwawieni.

< Reker? ;3 >