poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Od Reker'a cd. Kiary

No nie powiem, cała ta sprawa z Laurą strasznie mnie zezłościła i chociaż nie powinienem się tym zbytnio interesować, to w duchu czułem się jakbym i ja w tej sytuacji nawalił. Kiedy opuściliśmy mieszkanie rodziców dziewczyny, zobaczyłem, iż z moją żoną dzieję się coś strasznie niedobrego. Już od jakiegoś czasu zdawała mi się jakaś blada, osłabiona oraz cierpiąca. Bardzo się o nią martwiłem, lecz gdy tylko zapytałem jej co się dzieje, ta od razu zwalała to na przemęczenie bądź niewyspanie co strasznie mi się nie podobało.
- Skarbie może pójdziemy na medyczny? Edward cię zbada i może przepisze jakieś leki - zmartwiłem się biorąc ją na ręce, ponieważ pewnie zaraz by upadła, rozbijając tym samym swoją śliczną główkę o ziemię.
- Nic mi nie jest - wystękała cicho przytrzymując się za brzuch - Przejdzie mi... Pewnie się tylko czymś strułam, nie martw się - spojrzała mi prosto w oczy próbując tym samym bardziej uwiarygodnić swoją wypowiedź, na którą ja jedynie pokiwałem przecząco głową. Wiedziałem, że jak będę jej tak ciągle ulegał to w końcu może stać się coś bardzo niedobrego... Nie chciałem się z nią kłócić ani uprzykrzać jej życia, ale raz na jakiś czas chłop powinien się postawić swojej kobicie w jakiejś tam ważnej sprawie.
- Skarbie nawet jeśli to zatrucie pokarmowe to ktoś z naszych powinien cię przebadać... Nigdy nie wiadomo jak to może się skończyć. Obiecuję, że jak nic nie wykryją to możesz mnie nieco po maltretować na treningu - uśmiechnąłem się chytrym uśmieszkiem na co ta pacnęła mnie z rozbawieniem w klatkę piersiową.
- Tak bardzo tęskniłeś za lataniem po ścianach? - zaśmiała się cicho nadal nie puszczając swojego brzucha, który zapewne musiał ją niemiłosiernie boleć.
- Powiedzmy - poczochrałem ją po włosach dzięki czemu jej fryzura była w ogromnym nieładzie.
- Ej! - fuknęła niezadowolona wierzgając z lekka nogami - Zrobiłeś mi szopę! Wiesz ile ja się namęczyłam by je dzisiaj ogarnąć? - dodała udając obrażoną. Co jak co, ale szło jej to dość nieźle. Obrażona minka, skrzyżowane ręce na piersi i oczywiście odwrócony wzrok w stronę pierwszej, lepszej ściany, która na pewno była bardzo "interesująca". Pomyśleć, że jeszcze tak niedawno próbowaliśmy się razem pozabijać, a teraz to nie jesteśmy w stanie bez siebie żyć...
- Kicia nie gniewaj się - szepnąłem jej do ucha zatrzymując się przed jednym z dość dużych okien ratusza, z którego był doskonały widok na plac gdzie ganiały się teraz jakieś dzieciaki - Ułożyłem je w stylu nowoczesnym! - uśmiechnąłem się obdarowując ją całusami, które wywołały u niej cichy pisk niczym u jakiejś nastolatki, lecz mi to nie przeszkadzało. W sumie to gdyby nie ta wojna to bylibyśmy tylko zwykłymi dzieciakami... No może nasza historia nie byłaby wcale kolorowa, ale być może ktoś by nam pomógł chociaż bardzo w to wątpię.
- Powiedzmy, że ci odpuszczam - mruknęła pod nosem rozglądając się czujnym wzrokiem dookoła. Kiedy tylko przekroczyłem próg oddziału Edwarda, od razu można było usłyszeć liczne przekleństwa sypiące się z ust blondyna, który musiał być temperowany przez swojego starszego brata - Bena.
- No dobrze, dobrze już nie będę - mruknął młodszy z rodzeństwa trzymając się za czerwone ucho. W sumie to zasłużył dlatego po co miałem się wtrącać w ich rodzinną gadkę? Dają sobie dobrze radę więc to najważniejsze.
- Skoro już sobie porozmawialiście to może któryś z was przebada Kiarę? Boli ją brzuch i źle się czuje - rzekłem kładąc ją ostrożnie na jednym z wolnych łóżek z nadzieją, że nie stało jej się nic poważnego.

<Kiara? :3 No to ten xd No wiesz no xd>

piątek, 27 kwietnia 2018

Od Reker'a cd. Leona

Chociaż sam nie raz dostawałem krwotoku wewnętrznego, to widząc go u swojego brata niemal nie zszedłem na zwał. Bardzo się o niego martwiłem i nie zamierzałem go stracić już po pierwszym dniu naszej świadomej znajomości rodzinnej. Na szczęście był tu ciągle Edward, któremu ufałem oraz pozwoliłem zabrać mu Leona na salę operacyjną gdzie szybko się nim zajęto. Ojciec tak samo jak ja nie był w najlepszym stanie, bardzo się bał o mojego brata bliźniaka... Cóż... Nie wiedział o nim przez wiele, wiele lat tak samo jak o mnie, a teraz jeszcze takie coś. Oby wszystko było dobrze - pomyślałem kręcąc się nerwowo pod zabiegowym z nadzieją, że zaraz go stamtąd wywiozą.
- Reker usiądź, bo zaraz nogi sobie połamiesz - westchnął Matt wskazując ruchem głowy jedno z plastikowych krzeseł, które było w wieży normą.
- Nie chce - burknąłem niezadowolony odwracając w szybkim tempie od niego wzrok - Kiedy oni go w końcu wypuszczą? - dodałem po chwili spoglądając za okno, za którym zaczął ukazywać się powoli wiosenny krajobraz. W ratuszu wyglądał on nieco inaczej... Dało się bardziej odczuć tę zmianę pory roku, lecz tutaj gdzie wszystko jest niemal zrobione w betonie oraz cegłach dość słabo idzie zauważyć tą małą, aczkolwiek ważną dla człowieka rzecz.
- Spokojnie... Nie poganiaj lekarzy, bo jeszcze coś się stanie - postawił na swoim stanowczo mnie przytrzymując - Dwa głębokie wdechy i więcej cierpliwości - mówiąc to poklepał mnie lekko po ramieniu ponownie wskazując krzesło, na którym tym razem chcąc, nie chcąc musiałem zasiąść. Dopiero teraz poczułem jak moje nogi zaczynają stopniowo odmawiać mi posłuszeństwa. Czułem, jakby były zrobione z jakiejś waty albo jakiegoś podobnego tworzywa, co wcale, ale to wcale mi się nie podobało - Nie powinieneś jeszcze podnosić się z łóżka Reker - zmartwił się dodatkowo, gdyż chyba nieco zbladłem na twarzy. Nie chciałem mu robić dodatkowych kłopotów, ale czy to moja wina, że zawsze musi się coś ze mną dziać? I tak mój organizm zniósł wiele przez te lata trucia go i wywoływania różnych, nieznanych dotąd chorób. Eh... Stare dzieje, lecz jakże bolesne... Gdyby nie to, że wraz z żoną i synem uciekliśmy do Śmierci to zapewne już dawno bym wykitował bądź spędził pół życia w śpiączce czy tam w szpitalu jako królik doświadczalny, którym się powoli w tedy stawałem. Z moich rozmyślań na temat przeszłości wyrwał mnie na szczęście głos otwieranych drzwi. Dzięki Bogu operacja na Leonie przeszła pomyślnie i już nic jak na razie nie zagrażało zdrowiu chłopaka. Doktorek widząc w jakim jestem stanie, od razu zaczął targać mnie za rękę na salę gdzie najpierw mnie zjebał, a następnie wstrzyknął mi dożylnie jakiś przezroczysty płyn, który początkowo wywołał u mnie zawroty głowy, ale przynajmniej pomógł mi na te cholerne nogi.
- Leż i nawet się kuźwa z wyra nie ruszaj, bo zwiąże cię tak psami, że nawet nie ruszysz palcem u ręki - pogroził mi wracając na korytarz gdzie pewnie czekali jego kumple, których ja nie zamierzałem jak na razie poznawać.
- Bla, bla, bla - fuknąłem pod nosem układając w odpowiedni gest rękę imitując jego jadaczkę.
- Synuś zachowuj się - zganił mnie ojciec patrząc na mnie karcącym wzrokiem. No tak, maniery na pierwszym miejscu, bo mam nieść przykład młodszemu rodzeństwu. Eh... Przesrane jest być tym najstarszym potomkiem, lecz co zrobisz? Nic nie zrobisz.
- Tak, tak będę już grzecznym chłopcem - uległem mu odwracając głowę w stronę białej ściany, z której zaczął osypywać się tynk. Ojciec siedział blisko łóżka niebieskookiego dlatego nie zamierzałem mu przeszkadzać, niech się napatrzy na swoje kolejne dziecko, w końcu mu się należy. W głębi duszy czułem jednak, iż Leon okaże się lepszym synem niż ja... On zapewne będzie mieć więcej czasu dla ojca, który na reszcie będzie szczęśliwy. Nie wiem do końca dla czego, ale mimowolnie uśmiechnąłem się na tę myśl. Mój brat bliźniak też potrzebował od groma miłości z jego strony... On praktycznie całe życie spędził w sierocińcu, a ja chociaż żyłem z Michaelem to przynajmniej przez kilka sekund dziennie odczuwałem, że odrobinkę go obchodzę. Kiedy wszystko sobie a miarę uporządkowałem, postanowiłem wstać i usiąść na krześle obok posłania śpiącego niebieskookiego. Był bardzo podobny do Matthewa dlatego z pewnością nikt by się nie wahał stwierdzić, iż są rodziną. Ze mną było nieco inaczej... Piwne oczy, zbyt ciemne włosy i tysiące blizn, których ciągle przybywa jednak jest coś czego nie mogą mi zarzucić... Mam z ojcem podobny charakter więc ci co nie wierzą niech się sami przekonają na własne uszy i oczy.
- Powinieneś leżeć Reker - rzucił nagle wpatrując się prosto w moje tęczówki, które nieco rozjaśniały w ostatnim czasie co nie wiem czy ubrać w plus czy też minus.
- Nic mi się nie stanie... Edward trochę będzie marudzić, ale najważniejsze jest to by brat był zdrowy - stwierdziłem z lekkim uśmiechem łapiąc młodego za lewą rękę, żeby poczuł, iż ja również z nim tutaj jestem - Zaopiekuje się nim i nauczę go wszystkiego co umiem - stwierdziłem spoglądając na śpiącą twarz najmłodszego człowieka, znajdującego się w tym pomieszczeniu.

<Leon? ;3 Edward dopadnie Reka? xd On się cieszy bardzo, że ma brata xd>

Przedłużenie Eventu

W związku z małą aktywnością w Evencie Kwietniowym zostaje on przedłużony do dnia 16 maja 2018 roku. 

piątek, 20 kwietnia 2018

Od Ruslana "Krok w przeszłość"

Energicznie wbiegam po schodach na drugie piętro starej kamieniczki. Przed drzwiami zdejmuje buty i zostawiam je przy ścianie wielkiego holu. Otwieram drzwi, wzdycham. Od kilku lat, codziennie wracam do tego ohydnego miejsca. Przekraczam próg i ciągnę za sobą drzwi, które zamykają się z głośnym trzaskiem. Oczywiście zapominam zamknąć ich na klucz. Chwilę po wejściu podbiega do mnie zaspany pies. Jak zwykle cieszy się na mój widok i od razu kładzie się na grzbiecie, bym poświęcił mu choć trochę swojej uwagi. Klękam i zaczynam drapać jego włochaty brzuch. Samoistnie uśmiecham się, gdy widzę jego szczęście.
-Sasza-Mówię nieco surowo, na co pies od razu podnosi się do siadu. Nadal się uśmiecham, nawet nieco śmieje, widząc nagłą zmianę miny psa, po czym tylko lekko go głaszczę i wstaję.
Przechodzę dalej i jednym ruchem ściągając torbę, rzucam ją na mały fotel. Idę w stronę małego pokoju. Lekko ciągnę za klamkę i powoli uchylam drzwi. Od razu słyszę znajome skrzeczenie.
-Ru.. Rus.. lan!-odzywa się barwna papuga, po czym podlatuje w moją stronę i siada mi na ramieniu. Od razu zaczynam jeździć ręką w jej gęstych piórach, na co ta tylko się puszy i przymyka oczy. Patrzę w stronę drugiej klatki. Siedzi, smutna. Jej białe pióra są połamane, wyskubane, a ona sama jakby w letargu nie rusza się i patrzy w jedno miejsce. Od razu marnieje i przybliżam się do niej.
-Hej..-szepczę i czekam na jakąś reakcję-Hej, hej, jesteś tu?-mówię nieco głośniej i wsadzam jedną z rąk do klatki i układam ją tak, by ptak mógł na nią bez problemu wskoczyć-Candy-w końcu się odwraca.
Ona najgorzej zniosła śmierć Gluka, jeszcze dość młodego i ciekawego świata gawrona. Jest to zrozumiałe, gdyż to ona pierwsza zaakceptowała go i pomimo odmiennych gatunków, było między nimi coś „więcej”. A teraz gdy go nie ma, dopadła ją samotność. Wielka, kolorowa ara potrafi poradzić sobie w towarzystwie samego psa i drugiej papugi, jednak delikatna kakadu zawsze była najsłabsza i wszystko zawsze dotyka ją najbardziej. W końcu jednak przełamuje się i powoli siada na mojej wyciągniętej ręce. Wyciągam ją i kładę na drugim ramieniu.
-To, co pogotujemy?-zapytałem, kierując się już w stronę kuchni.
-Mmm, tak!-krzyczy William prosto w moje ucho. Może i ary nie są najlepszymi naśladowcami ludzkiej mowy, jednak mi trafił się naprawdę wybitny egzemplarz.
Włączam radio i szybko wybieram jedną płytę, spośród wielu leżących na blacie i wkładam ją do stacji. Kładę papugi na blat i zaczynam wyjmować potrzebne produkty z małej lodówki.
-Spa! Spaghetti!-znowu krzyczy, rozpoznając zaplanowaną przeze mnie potrawę.
-Hahah! Dobrze!-mówię dumnie, jak rodzic, po czym biorę się za gotowanie.

***

Słyszę pukanie do drzwi. Patrzę na zegarek. W sumie jest już prawie godzina, o której moja kochana żona wraca z uczelni, więc tylko krzyczę, że drzwi są otwarte i wracam do swojej roboty. Candy już nieco bardziej ożywiona, podobnie do Williama i Saszy zaczęła się nieco bardziej wczuwać w nasze wspólne gotowanie i jakby ze szczerą chęcią wskoczyła do jeszcze zimnego sosu. Po chwilowej kąpieli wzbiła się nieco w górę i zleciała do Saszy i dała mu zlizać z siebie cały pyszny łup. Naprawdę nie wiem, jak oni mogli się zaprzyjaźnić, ale ich więź jest dla mnie naprawdę ważną sprawą i za każdym razem, gdy widzę, że współdziałają, robi mi się cieplej na sercu. Może ktoś powie, że jestem wariatem, ale ich traktuje jak najprawdziwsze dzieci. Dlatego już sam stan Candy jest dla mnie bardzo druzgocący. Słyszę otwieranie drzwi i zbliżające się w moją stronę kroki. Powoli się odwróciłem.
-No to opowiadaj jak ta..-zamarłem, nikogo za mną nie było. Bez odwracania się, wymacałem nóż i bezszelestnie ułożyłem go wygodnie w ręce. Muzyka nadal grała. Pies nie reagował, zupełnie jakby nie zauważył ani nie usłyszał, pukania czy samego otwierania drzwi. Zawsze pierwszy rwie się do powitania gości. Tak samo ptaki, jednak patrząc na nie, łatwo można stwierdzić, że są zbyt zajęte zabawą. Podchodzę bliżej ściany i małego korytarzyka prowadzącego do salonu i ustawiając ostrze noża w odpowiednią stronę, wyłaniam się zza niego. Nic, pusto. Głośno wypuszczam powietrze i idę zamknąć drzwi. Przekręcam zamek. Jednak chwila.. Nie słyszę już muzyki, niczego nie słyszę, a na ciele czuje kogoś ciężkie spojrzenie. Obserwuje mnie. Szybko się odwracam.
Długi ciemny korytarz. Mrużę oczy, chcę coś dostrzec jednak bezskutecznie. Kontrolnie odwracam się za siebie. Wyciągam rękę, jednak napotyka ona jedynie kawałek zimnej ściany tego przeklętego mieszkania. Zostaje iść w przód.
Zanurzam się w mroku wąskiego korytarza i staram się nie tracić czujności. W uszach słyszę pisk od wysokiego ciśnienia krwi. Czuję, że moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Przewracam się. Lecę dłużej niż powinienem, jakby nagle zniknęła podłoga. Zaciskam oczy, jednak do upadku nie dochodzi. Otwieram. Nie jestem już w ciemnym korytarzu, wręcz przeciwnie. Nie jestem już nawet w pomieszczeniu.
Stoję na jakiejś malutkiej łące. Rozglądam się, z jednej strony widzę, że jakiś kawałek ode mnie łączka przechodzi w kamienie, a następnie kończy się klifem. Nagle czuje zawroty w głowie i nieco przybliżam się w stronę niebezpiecznego klifu. Staram się wyprostować, jednak samoistnie mimo moich sprzeciwów idę w stronę niebezpieczeństwa. Gdy łączka się kończy, upadam i staram się przytrzymać trawy, jednak nadal zbliżam się do krawędzi. Toczę się, coś mnie tam ciągnie. Nagle przed moimi oczami pojawia się sylwetka jakiegoś człowieka, jednak nie mogę zobaczyć jego twarzy, ciągle coś mną miota i nie daje mi się zatrzymać. Staram się wbijać paznokcie w ziemię, jednak jestem już na czystym kamieniu i wbijane przeze mnie paznokcie po prostu odrywane są przez ciągnącą mnie siłę. Nadal zbliżam się do przepaści. Zaczynam panikować. Staram się robić wszystko byle tylko się zatrzymać, jednak nie mogę. Moje zakrwawione ręce już nie stawiają żadnych oporów niewidzialnej sile, palce same wyrywane są ze stawów i łamią się jak zapałki, jakby nie miały w sobie grama kości. Tak samo nogi. Nie mogę nic zrobić. Zaczynam krzyczeć, a moje ciało przyśpieszać, jednak jest już za późno. Czuję, jak tracę grunt i tylko widzę, jak z impetem, uderzę zaraz o ziemię.
Jednak do tego też nie dochodzi. Płaczę, przerażony tym, co się dzieje. Nie chce tego robić, ale nie mogę przestać. Patrzę na moje ręce, są całe. Zaczynam uspokajać oddech. Mimo to po paru chwilach krzyczę z bólu. Patrzę na mój brzuch. Zmienia się, rośnie i maleje, coś mam w środku, w żołądku. Wyraźnie czuje, że coś chce się przeze mnie wydostać. To mnie je. Je od środka. Wije się i krzyczę, jednak ból jest tak silny, że już nie mogę krzyczeć. Otwieram usta, jednak zamiast krzyków wylewa się z nich czarna, smolista krew. Dławię się. Z moich oczu lecą łzy. Nie mogę oddychać. W końcu insekty przebijają się przez ostatnią warstwę mojej skóry. Słyszę tylko charakterystyczny dźwięk, jednak po prostu leżę. Z mojego ciała z każdą sekundą ulatuje życie. Ćmy, które właśnie wygrzebują się z mojego brzucha, odlatują jakby nigdy nic. Ja ślepo patrzę w przestrzeń przede mną, martwym wzrokiem. Moje pole widzenia powoli przysłaniają mroczki. Nie mogę nawet zamknąć oczu, umrę z otwartymi i do czasu ich zgnicia będą wpatrywały się w tę pustkę. Tracę świadomość, odpływam. Jednak zanim wszystko gaśnie, słyszę niewyraźny szept, jakby podmuch wiatru, a jednak niosący ze sobą jakąś treść.
„On nigdy jak ty”.
I znowu ciemność.
Słychać czyjś ciężki oddech, a może jednak jest mój? Ale przecież umarłem, nie mogę oddychać. Zaświeca się lampa. Czuje, jak moja rogówka właśnie się spala, jednak wszystko widzę bez zmian. Leżę w tej samej pozycji co przedtem, jednak znowu jestem cały. Nie ruszam się, jedynie moje oczy jakby w amoku błądzą po jasnej plamie. Przekręcam głowę, z początku widzę tylko plamę, jednak w końcu mój wzrok nabiera ostrości. Tak, jestem cały. Nie ma nawet śladu po wielkiej dziurze w moim brzuchu. Wielka czarna plama krwi wylana z moich ust, też zniknęła. Nagle słyszę szuranie butów i kroki. Jednak nie są skierowane w moją stronę. Idą obok. Powoli odwracam się w ich stronę. Widzę zamaskowanego człowieka a przy nim stół. Stoi nieruchomo. Jakaś maszyna mozolnie przesuwa się w przód, w stronę stołu. Gdy jest centralnie nad nim, upuszcza jakieś pudło, po czym zamiera. Podtrzymując się na rękach, próbuję wstać, jednak nadal, ani na chwilę nie spuszczam wzroku. Pudło samoistnie się otwiera, a dotąd nieruchomy człowiek właśnie sięga do środka po jego zawartość. Wyciąga jakoś małą rzecz i kładzie ją na stole. Nie wiem co to. Muszę się zbliżyć.
Chcę krzyczeć, jednak bunt przeciwko temu, co widzę, grzęźnie w gardle. Zamrożony William, moja najukochańsza i najstarsza papuga, którą traktuje jak własnego syna.
Zaczynam biec, jednak jak tylko ruszyłem z miejsca, nieznajomy bez najmniejszego zawahania się wbił nóż w zesztywniałe ciało ptaka. Czuje furię, wypełnia moje ciało już w każdym calu. Czuje nadzwyczajną siłę i od razu wyrywam się w stronę podłego zabójcy. Rzucam się mu do gardła, jednak ten nic sobie z tego nie robiąc, daje mi się przewrócić, bić, jednak nie reaguje na to w żadnym stopniu. Czuje, jak nie mogę poradzić sobie z moimi emocjami, znowu krzyczę, łapię się za głowę, pulsuje. Nie mogąc wytrzymać, znów rzucam się na niego, jednak znowu bez reakcji. Szybko dyszę, zmęczony, mój oddech jest bardzo płytki. W końcu tajemniczy morderca wstaje i bez słowa, ściąga maskę.
Przełykam ślinę. To ten „lepszy” ja, wykreowany przeze mnie, w którego zawsze się wcielam i którym zawsze chciałem być. Nie mogę uwierzyć. Stoję tylko z otwartymi ustami.
-Nie jestem Tobą, nie przyrównuj mnie, ty jesteś niczym, nigdy nie będziesz mną-syczy przez zęby, a w jego oczach widać szaleństwo. To jest prawdziwy Ruslan. Nieważne, w którym wydaniu. Oba mają błędy, są inne. Coś sprawia, że nie mogą się spotkać.. Oboje spokojni, jedynie po stracie kontroli są zdolni do wszystkiego.
Znowu słychać ten głos, jednak teraz jest jeszcze bardziej rozmyty niż przedtem.
„Tylko jeden, on”.
Jasne włosy wymyślonej kreatury zawirowały i w jednej chwili w jego dłoni znalazł się Car. Dość stary model kałasznikowa, jednak nadal tak samo śmiercionośny, jak jego nowocześniejsi siostry i bracia.
-Nawet ty-chrypię, a z mojego oka leci zła. Czuje dotyk lufy i jedynie słyszę potężny huk.
Otwieram oczy. Przerażony rozglądam się na boki. Jednak tylko leżę na moim materacu. Wreszcie czuję się bezpieczny. Czyli to był sen?
Nagle zauważam, że w futrynie drzwi stoi ona. Moja żona. Zmartwiona patrzy na mnie. A ja tylko niespokojnie dyszę, nadal nie dochodząc do siebie po takim przeżyciu. Ciągle utrzymując kontakt wzrokowy, szybko zrywam się i momentalnie jestem przy niej.
-To ty?-mruczę i zachowuje moją zwyczajną barwę głosy, nie może się złamać, nie może widzieć.
Najpierw bez słowa na mnie patrzy, nadal z tym samym wyrazem twarzy.
-Tak
Uśmiecham się i przytulam ją, po czym szybko biegnę do Williama i Candy. Na szczęście z nimi też jest wszystko w porządku. Przyglądam się tylko Candy, której pióra nie mają ani jednej niedoskonałości. Wzdycham z ulgą i wracam do mojej zaniepokojonej kobiety.
-Znowu krzyczałeś, kto tym razem?-pyta, spokojnie opierając się plecami o ścianę.
-On-mówię jedynie, jednak ona wie, o kogo chodzi.
-Martwię się! Masz z tym skończyć!-unosi się nieco-Słyszysz?
-Mhmm-mruczę-Dach?
Przewraca oczami.
-Ale ty jesteś wredny, zawsze wszystko po twojemu! Raz mnie posłuchaj!-mówi, po czym zakłada na siebie jakąś grubszą bluzę.
-Nie i mi nie rozkazuj-kwituje, z pełną powagą. Ona tylko odwraca się i już chce coś mówić, jednak przerywa jej mój śmiech-Ty się zawsze nabierzesz!-zaczynam się śmiać i trącam ją w bok.
-Weź dorośnij-mruczy, jednak po chwili zarażam ją moim śmiechem i atmosfera robi się nad wyraz przyjemna. Koszmar znika z mojej głowy zaledwie po paru chwilach, to już wyuczony nawyk, jednak nie przypuściłbym, że spotkanie Ruslana będzie aż tak tragiczne. Jeszcze przed samym wyjściem chwytam gitarę i już gotowi wychodzimy.

Od Emmy cd. Erica

Było mi strasznie zimno. Nie miałam już sił na nic sił. Wiedziałam że ojciec się na mnie zawiedzie. Chciałam by brat miał tylko rodzinę kochającą bo na to zasługiwał... Ja nigdy nie zasługiwałam na nic takiego czego jestem pewna. Mam zrytą pewnie psychikę co pewnie by stwierdził psycholog. Leżałam tak w zimnie i czułam się coraz to słabsza. Zaczynałam powoli zasypiać nie mogąc wygrać ze straszliwym zimnem. Może to kara za to że się urodziłam i teraz przyszło mi za to zapłacić? przeszło mi przez myśl po czym zaczęłam szukać znowu latarki, którą po chwili znalazłam i ją włączyłam. Starałam się chociaż wzrokowo znaleźć jakieś wyjście albo jakiś słaby punkt tej pułapki, ale ja niestety nie wiedziałam nic na temat takich rzeczy więc równie dobrze mogłam na to patrzeć i nic kompletnie nie widzieć. Zaraz zwariuję z tego bólu pomyślałam zagryzając mocno zęby by jakoś pomóc sobie przetrwać tą straszną falę bólu. Szlak dlaczego to mnie tak boli?! Próbowałam się ruszyć chociaż o milimetr lecz kolejna fala bólu mi to skutecznie uniemożliwiła i sprawiła że zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem ciężko ranna. Zaczęłam ponownie gorączkowo myśleć jak się stąd wydostać, chociaż nie mogłam się za bardzo ruszać. Wiedziałam że muszę się jakoś stąd wydostać! Jednak moje powieki były coraz słabsze i coraz to cięższe... W końcu nie wiem kiedy ale zasnęłam przez to straszne zimno, ale mi się wydawało że gdy zamknęłam powieki i że jak ogarnął mnie sen, zaczęło robić mi się dziwnie ciepło.
*************************************
Poczułam jak ktoś mną potrząsa lekko bym zaczęła kontaktować ze światem żywych. Nie spodobało mi się to ponieważ wtedy ponownie zaczęło do mnie dochodzić to straszne zimno i dlatego bardzo chciałam zostać w swojej krainie ciepła, gdzie było mi dobrze, ale im bardziej chciałam spać, tym bardziej ktoś był natrętny jak mucha, która siada celowo komuś na nosie. Zaczęłam niechętnie otwierać ciężkie powieki i chyba nieco już zmrożone, aż zaczęłam widzieć najpierw kształty, a później obraz mi się coraz to bardziej wyostrzał, aż w końcu zobaczyłam jakiegoś mężczyznę.
- Obudź się młoda - mówił do mnie i lekko poklepał mnie po twarzy przez co zaczęłam bardziej kontaktować. Rozejrzałam się słabawym wzrokiem i zobaczyłam że ja nadal siedzę w tym dole, ale jak widać teraz trafił tu ten mężczyzna, który też był poważnie poraniony.
- Kim jesteś? - spytałam słabo i chyba byłam bardziej blada od ściany.
- Mason... - westchnął - Z obozu Śmierci - dodał, a ja tylko skinęłam na to lekko głową.
- Myślałam że tylko ja tu trafiłam bo miałam takie "szczęście" - rzekłam kaszląc lekko.
- A jednak sama tu siedzieć nie będziesz - rzekł szukając czegoś w płaszczu swoim, a ja ponownie przymknęłam odruchowo zmęczone powieki, które wręcz domagały się odpoczynku i snu.
- Nie zasypiaj - rzekł szybko i znowu klepnął mnie w policzek lekko.
- Czemu? Przynajmniej tam mnie nie boli - burknęłam niezadowolona i lekko się poruszyłam, czego zaraz pożałowałam i zagryzłam zęby tak mocno, że myślałam iż zaraz je połamię przez nacisk jaki na nie wywierałam, a zresztą też nieprzyjemnie mi zazgrzytały.
- Bo jak zaśniesz to umrzesz, nie daj się zmyłce ciepła jakie czujesz gdy zasypiasz - rzekł na co skinęłam lekko głową gdy ból się uspokoił nieco.
- Oni mieli pecha trafiając tu - rzekłam pokazując mu dwa szkielety ludzkie.
- Wiem, ale to nie znaczy że my też mamy tak skończyć - rzekł pewny siebie i zaczął czegoś szukać choć widziałam że noga mu krwawi dość mocno w udzie.

< Eric? ;3 ratuuuuuj! xdd >

środa, 18 kwietnia 2018

Od Kiary cd. Reker'a

Im dłużej tego wszystkiego słuchałam, tym bardziej nie mogłam uwierzyć do czego ta gówniara będzie chciała jeszcze się posunąć tylko po to  by dalej kłamać swoich rodziców iż świetnie się uczy. Przecież to oczywiste że w końcu by się wydało zważywszy na jej oceny! Co ona myślała że nauczyciele nie poinformują o tym jej rodziców? Zwłaszcza że ta mała szmaciura ma teraz poprawkę roku, to ona nie przychodziła na zajęcia bo miała to zwyczajnie w dupie i wolała się szlajać nic nie robiąc. Może i nie zostanie tym żołnierzem ale to wszystko by się jej przydało gdyby ktoś ją napadł, albo nie daj co porwał i by musiała jakoś przetrwać gdyby jakimś cudem uciekła swoim oprawcom. Warto jest wiedzieć jak przetrwać, jak odnaleźć drogę do domu oraz jak się skutecznie bronić, lecz jej mały móżdżek chyba nie zakodował, że ona nie będzie wiecznie chroniona przez rodziców i wiecznie bezpieczna, gdyż nawet jeśli ma rodziców którzy chcą ją chronić, to zawsze może się zdarzyć dosłownie wszystko. Na prawdę nie wiem jak można być tak głupim, no ale cóż... Nie mnie ludzi oceniać tylko temu na górze, co stworzył ten nasz coraz to bardziej pokręcony świat. Widziałam dzieciaki które mają trudności duże z nauką, ale się starały, a ona natomiast ma w tyłku wszystko i myśli że będzie miała jak jakaś księżniczka z bajki, której się wszystko pod nos podstawi i będzie elegancko. Eh... że też nadal są takie durne bachory co mają siano we łbie zamiast rozumu pomyślałam patrząc dalej na tą całą scenkę ze znudzeniem ale i jednocześnie z irytacją w stosunku do tej kłamliwej gówniary. Ta mała cholera w ogóle nie miała do nich szacunku! Rozpieszczona albo po prostu głupia... Obyśmy my nie mieli takich akcji ze swoimi dziećmi pomyślałam jeszcze na szybko i poczułam znowu lekki ból w podbrzuszu lecz to zignorowałam.
- Nie chcę się uczyć... Po cholerę mi to? Zombie po świecie latają, a ja z bronią latać nie zamierzam! - warknęła nagle gówniara, zaraz na słowa mojego męża.
- To jest po to byś umiała sobie sama poradzić - powiedziała zła jej matka.
- Święci się odezwali! A sama siedzisz w domu na dupie a broni się boisz jak ognia... ale nie ja kurwa mam robić wszystko bo zamiast synusia urodziłam wam się ja! - warknęła wściekła.
- Jak ty się wyrażasz do matki gówniaro jedna? - warknął i wlał jej w tyłek ojciec, na co ta go ugryzła więc dostałą też z liścia w twarz - Co kurwić się wolisz niż uczyć?! - wrzasnął wściekle - Nie będę trzymał dziwki pod swoim dachem! Wypieprzaj mi stąd już! Kurwo jedna! - wrzasnął ponownie tak że nawet jego żona byłą w szoku, a wtedy ojciec rzucił jej jakimiś rzeczami w twarz i wypchnął na dwór.
- Nie możecie mnie z domu wyrzucić! - próbowała się bronić.
- Gówno mnie to obchodzi! Nie będziesz mi wstydu przynosić! Precz powiedziałem! Skończyłem! Żegnam! - wrzasnął i trzasnął drzwiami z taką siłą że dziwiłam się że nie spadły one z zawiasów.
- Roger.... - zaczęła niepewnie kobieta.
- Żadnych ale! Skoro jest tak wielce dorosła to niech gówniara pieprzona zasmakuje życia! Nieroba pod dachem trzymać nie będę bym wstydu się później kolejnego za nią najadł! Nie chce się uczyć to tyłkiem zarabiać będzie kurwa mała! - wrzasnął i poszedł sobie na górę również trzaskając drzwiami i dając dobitnie znak że koniec rozmowy. Nastała niezręczna chwila ciszy... Kobieta była wyraźnie załamana obecną sytuacją i sama nie wiedziała czy się coś odzywać czy nie, a też zapewne nie potrafiła poskładać teraz poszczególnych słów w zdania.
- To my już pójdziemy... Mimo wszystko mamy nadzieję że jakoś się wszystko ułoży - rzekłam spokojnie wstając powoli z kanapy, na co kobieta pokiwała jedynie głową, ale widziałam jej lekkie łzy pod powiekami. Zapewne myślała że jest okropną matką, skoro nie potrafiła wychować własnej córki, która kłamała na każdym kroku. Wyszliśmy z Rekerem z mieszkania po czym znowu poczułam ten ból w brzuchu lecz tym razem był znacznie silniejszy. Nie wiedziałam czy się czymś strułam czy może tak ta sytuacja na mnie działała. W każdym razie Laura się ulotniła gdzieś, a ja tylko myślałam co z tym teraz będzie.

< Reker? ;3 po tygodniu przyczłapie do ciebie czy cuś po kryjomu? xdd może będzie chciała jakoś wyjaśnić swój błąd? xdd No i co z innymi dziewuchami xd >

wtorek, 17 kwietnia 2018

Od Reker'a cd. Kiary

- No to słucham, o co chodzi? - spytał spokojnie mężczyzna patrząc to na mnie to na moją żonę niezrozumiałym spojrzeniem. Nie dziwiłem się w ogóle takim zachowaniem, gdyż sam byłem ojcem i gdyby jakiś nauczyciel przyszedł do nas w gości to na pewno też nie wiedziałbym jak mam na to zareagować. Jakby moje dzieciaki się nie uczyły to chyba pognałbym je z niezłą złością do książek... Eh... Nauka to nie przelewki... Sam nie byłem orłem z matematyki czy tam fizyki, ale uczyć się musiałem by zdać każdy rok, nawet jeśli z całej nauki bym nic nie pamiętał.
- Laura z tygodnia na tydzień uczy się coraz gorzej - oznajmiłem nie chcąc ciągnąć tej śmiesznej szopki przez cały dzień - Ostatnią pozytywną ocenę dostała cztery miesiące temu - dopowiedziałem jeszcze pokazując mu w dzienniku równiutki rząd jedynek, które czekały jak na rozstrzelanie.
- Laura? Nie możliwe - mruknął przyglądając się tabeli jakby oczekiwał, że liczby nagle się zamienią na lepsze, przez co byśmy mogli zostawić tę sprawę w spokoju.
- A jednak możliwe - westchnąłem przecierając z lekka swoje zmęczone oczy - Wagaruje, nie uczy się i zdarza jej się pyskować i nie wykonywać poleceń nauczyciela... Jeśli tak dalej będzie to czarno widzę jej poprawkę z roku - ciągnąłem dalej swoją wypowiedź, która ani odrobinę nie odbiegała od tematu rozpuszczonej jak dziadowski bicz dziewuchy. Nie robiłem jej nigdy na złość, lecz to co się z nią ostatnio działo po prostu wyprowadzało mnie z równowagi.
- Zawsze mówiła, że dostawała dobre oceny - wtrąciła się żona mężczyzny, która strasznie przejmowała się sprawą swojej młodocianej córki.
- Dzieciaki niestety potrafią dobrze kłamać - mruknąłem cicho pod nosem, a w tedy jak na zawołanie dobiegł mnie odgłos pisku otwieranych drzwi. Ktoś zaszczycił nas swoją obecnością - przeszło mi przez myśl gdy ukradkiem zerknąłem w stronę dość jasnego korytarza.
- Wróciłam! - rzuciła od niechcenia trzaskając za sobą drzwiami niczym bamber wychodzący ze stodoły. Manier też jej brakuje... Za coś takiego to w domu dostałbym nieźle po łbie - rzekłem sobie jeszcze w myślach nasłuchując jej głośnych kroków, które zmierzały na szczęście w naszą stronę.
- Jak ty się zachowujesz co? - warknął jej ojciec uderzając dość ostro ręką w stół - Włóczysz się gdzieś całymi dniami i nawet nie raczysz powiedzieć gdzie! Za naukę tez się nie bierzesz i grozi ci oblanie kolejnego roku! Moja droga tak pogrywać nie będziemy - nie zmieniał groźnego tonu głosu jednak on na mnie wrażenia nie robił, gdyż w życiu nasłuchałem się już dużo wrzasków oraz obelg... Już nie raz dostałem po pysku, zostałem postrzelony czy też skatowany do nieprzytomności... Dla mnie to był pikuś, zwykła drobnostka codzienności, lecz dla Laury najwidoczniej był to ogromny szok.
- Ale tato ja się dobrze uczę - wypowiedziała nerwowo próbując się wycofać najprawdopodobniej do swojego pokoju.
- Uczysz się? Na szmatach chyba! - fuknął łapiąc ją stanowczo za rękę - Już ja cię nauczę dyscypliny - burknął patrząc na nią karcącym wzrokiem, od którego wprost nie dało się uciec.
- To nie prawda - nadal próbowała zaprzeczyć jego słowom, ale kiedy zauważyła mnie i moją żonę od razu uleciała z niej cała pewność siebie jaką jeszcze tak nie dawno prezentowała.
- Jak długo zamierzasz jeszcze kłamać? - zapytałem podnosząc się z krzesła aby przyjrzeć jej się uważniej - Kłamstwo ma krótkie nogi i zawsze wychodzi na jaw... Na prawdę aż tak bardzo zależy ci na tym byśmy wyrzucili cię z klasy i żebyś nie zdała roku? Mi w cale nie jest miło prowadzić lekcję, a widzieć z tego skutki rzucania grochem o ścianę. Jeśli nie chcesz mieć żadnego wykształcenia to śmiało... Przynieś mi papiery świadczące o wypisaniu ze szkoły tylko wiedz, iż będziesz marginesem społecznym i już się przed nikim nie popiszesz tym, że zwiewałaś z lekcji oraz uprzykrzałaś innym życie - rzuciłem obojętnie w jej stronę patrząc z ogromnym chłodem prosto w jej oczy.

<Kiara? :3 Co będzie dalej? xd> 

piątek, 13 kwietnia 2018

Od Leona cd. Reker'a

Po wybudzeniu się ze snu miałem ogromny mętlik w głowie i czułem się bardziej jak w jakimś matriksie, tyle że ja jestem głównym bohaterem, który jest w tymże świecie zagubiony, a życie stawia mu coraz to nowsze wyzwania, które muszę przezwyciężyć jakoś. To wszystko było takie dziwne.. Czułem się dosłownie jak jakiś kosmita na obcej planecie! Zawsze pragnąłem mieć rodzinę i to bardzo bardzo, lecz teraz mi tak jakoś dziwnie... Cieszyć się cieszę oczywiście ale no dziwnie mi i tyle. Oni wydawali się być tacy pewni siebie, podczas gdy ja nie potrafiłem się odnaleźć. Jeszcze tak niedawno byłem tutaj w celi niczym jakiś przestępca, a teraz mówią mi że są moją rodziną! Nie będę w końcu sam? Czy oni mówią prawdę? pomyślałem sobie i wtedy zacząłem mieć przebłyski pewne z przeszłości. Już wcześniej mi się wydawało że znałem skądś Rekera, ale nie pamiętałem skąd i nagle do mnie doszło że na wojnie jak byłem to się spotykaliśmy i to nie raz! Już wtedy czułem że coś jest na rzeczy ale nie wiedziałem co przeszło mi przez myśl szybko.
- Leon... - usłyszałem nagle więc podniosłem niepewnie wzrok i mówił do mnie ten mój niby ojciec - Nie bój się - rzekł spokojnie, jakby nie czuł takiego przypływu emocji jak ja w tej chwili.
- Bedzie dobrze - powtórzył znowu Reker, więc znowu na niego spojrzałem i skinąłem niepewnie głową ale się nie odzywałem. To po prostu było z emocji. Kiedy chciałem coś powiedzieć nagle zacząłem kaszleć a w gardle poczułem że chcę koniecznie zwrócić coś co ciąży mi na żołądku. Bardzo mnie wszystko tak nagle zaczęło boleć, zwłaszcza w okolicach podbrzusza i klatki piersiowej. W pewnym momencie wstrzymałem oddech, gdyż zabolało mnie niesamowicie w klatce piersiowej, a wtedy też poczułem jak jakaś maź spływa mi z ust... Ktoś zaczął krzyczeć i wołać kogoś, lecz ja nie potrafiłem rozszyfrować co. Poczułem się taki słaby... Chciałem kaszlnąć ale wtedy wylało się z moich ust więcej cieszy która była gęsta, ohydna i zdałem sobie sprawę że to właśnie krew! Spojrzałem słabym wzrokiem na ojca i brata, po czym nagle straciłem przytomność upadając chyba na podłogę. Było mi strasznie zimno i czułem duży ból. No i chyba nawet trząsłem się z zimna, choć nie wiem już czy gorsze było to zimno czy moje jednak ten ból, gdyż oba te odczucia były bardzo silne i nieprzyjemne. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje i bardzo się bałem. Nie byłem takie odważny i silny jak mój... brat... Ja byłem taki słabszy i do niczego. Wiedziałem że przyniosę im wstyd tylko więc nawet sobie pomyślałem że lepiej będzie jak umrę bo na nic nie zasługuję. Chciałem mieć bardzo rodzinę, ale wiedziałem że jestem do niczego. Całe życie w sierocińcu prawie, a w wojsku to też nie za dobrze mi szło. Pamiętam że kiedyś na wojnie wpadłem w pułapkę i musieli mnie później ratować. Prawie zginęli ludzie z drużyn naszych, bo ja dałem się złapać w pułapkę. No ale było i minęło... Bałem się że jak się obudzę, to że znowu będę sam jednak, a to co mi powiedzieli było żartem z ich strony. Moje rozmyślenia przerwał potworny ból w klatce piersiowej, przez co chyba się szarpnąłem, ale w myślach krzyczałem z cierpienia. To chyba mój koniec pomyślałem dalej będąc w pustce i bojąc się straszliwie co ze mną będzie.

< Reker? ;3 jak wszyscy zareagują na braciszka? xdd >

niedziela, 8 kwietnia 2018

Od Kiasa cd. Sary

Kiedy tylko dostaliśmy się do siedziby Duchów, od razu rozpłynąłem się w powietrzu niczym jakaś mroczna zjawa. Cóż, nigdy nie lubiłem przebywać w tłumach ludzi, których nie znałem... Poza tym już dawno rozniosła się wieść, iż jestem "zaginionym" synem Oliviera co przywołałoby do mnie tylko idiotycznych gapiów i milion zaczepek z ich strony. Mając nadzieję, że nikt nie zna mojej pozycji, zacząłem nieco bardziej kręcić się po tym miejscu. Tak, tak wiedziałem o tych starych piernikach siedzących gdzieś w sekretnych korytarzach, ale jakoś nie szczególnie mnie teraz do nich ciągnęło. Miałem ochotę chwilę od tego wszystkiego odetchnąć, odsapnąć czy też zaciągnąć się czymś co nie jest zwyczajną codziennością. Po tym nagłym ataku alergicznym czułem się w miarę dobrze dlatego nie musiałem cudować jak przetrwać tutaj najbliższe dni... Dlaczego akurat liczba mnoga? Eh... Szczerze to wątpię aby tatulek nas tak szybko stąd wypuścił, zważywszy dodatkowo na to, iż jest tutaj z nami jego psiapsiółka Eric. Jakim cudem ta dwójka się niby dogadała? Nie mam pieprzonego pojęcia! Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że są takim przeciwieństwem jak na przykład anioł i diabeł, ale jak widać sprawdza się tutaj znane powiedzenie, iż przeciwieństwa się jednak przyciągają. W sumie to gdyby nie nasz przywódca to nigdy bym się nie dowiedział o pokrewieństwie ze Stevensonem. Ten rok z pewnością można zaliczyć do tych najdziwniejszych jakich udało mi się przeżyć. Poznałem ojca, matkę oraz siostrę, urodziła mi się córeczka, oświadczyłem się Alice, wziąłem do domu zmutowanego psa... Pewnie mógłbym tutaj wymieniać w nieskończoność, lecz nie wiem czy starczyłoby na to czasu. Spacerując coraz to dłuższymi korytarzami wieży, w końcu natrafiłem na stary pokój swojej siostry. W moje oczy od razu rzuciły się bardzo widoczne odciski palców na klamce, które jeszcze nie zdążyły porządnie zaniknąć. Zaniepokojony tym faktem, że ktoś mógł grzebać w rzeczach Sarci, które tutaj pozostały, postanowiłem wejść do środka i sam na sam policzyć się z tym łajdakiem. Czując pod dłonią dość duże napięcie klamki, niemal natychmiastowo wywnioskowałem, że drzwi muszą być zamknięte na klucz. Nie myśląc na ten temat zbyt wiele, szybko wyjąłem z kieszeni metalowy przedmiot zwany wytrychem, dzięki któremu już w kilka sekund zdołałem uporać się z kłopotliwym zamkiem. Ciesząc się, iż wszystko idzie jak po maśle, wśliznąłem się niezauważalnie do pomieszczenia gotowy już rzucić się wrogowi do szyi, lecz ku mojemu zaskoczeniu wcale go tutaj nie było. Rozglądając się ostrożnie po pomieszczeniu, w pewnym momencie zauważyłem na łóżku skuloną postać, którą okazała się na szczęście bądź nieszczęście moja siostra. Zmartwiony niemal natychmiastowo ruszyłem w jej kierunku na co ta słabo się zatrzęsła.
- Ciii już dobrze Saruś - szepnąłem biorąc ją wraz z całą kołdrą na kolana - Co się dzieje? Ktoś cię skrzywdził? - dociekałem tuląc ją do swojej klatki piersiowej aby chociaż troszeczkę się uspokoiła.
- Nie zostawiaj mnie już - wydusiła z siebie z ogromnym trudem wciskając swoją głowę mocniej w moje ciało jakby się bała mojej ucieczki z tego miejsca. Cóż, w końcu byłem szpiegiem, a takie rzeczy w naszym wykonaniu są niestety bardzo częste oraz popularne.
- Nie zostawię cię nigdy siostra - zwiększyłem nieco uścisk - Nigdy, przenigdy - dopowiedziałem aby umocnić ją w wierze w stosunku do moich słów, na co tak pokiwała jedynie słabo głową.
- Możemy wrócić do Śmierci? - zapytała niepewnie wpatrując się w błękitne zakończenia na moim płaszczu, które nadawały mu nieco pogody ducha.
- Ojciec nas raczej tak łatwo nie wypuści słonko... Obiecuję ci, że nie odejdę od ciebie nawet na krok - uśmiechnąłem się do niej szczerze zaczynając wolną ręką głaskać ją po głowie - Jestem przecież twoim cieniem prawda? - zaśmiałem się cicho wskazując ruchem głowy na jej bransoletkę, którą podarowałem jej na ostatnie urodziny. Nieważne gdzie będziesz, ja zawsze będę twoim cieniem - przeczytałem w myślach nie mogąc uwierzyć jak szybko ten czas nam leci.
- Prawda - zgodziła się ze mną zanurzając część swojej twarzy w miękkim materiale kołdry, która najwidoczniej nie była jeszcze przez nikogo używana.
- Co ty na to by nieco przestraszyć ojczulka i zrobić wojnę na poduchy? - spytałem przechylając nieco mocniej głowę w stronę lewego ramienia. Skoro już tu jesteśmy to dlaczego by nie wykorzystać takiej sytuacji do jakiś śmieszków heheszków? Tacie zawsze przyda się mała adrenalina, a nam zabawa z tym "staruszkiem".

<Sara? :3 Pobawimy się z Olivierkiem? xd>

Od Kiary cd. Reker'a

Rozbawiona patrzyłam na zachowanie swojego męża. Cóż jeśli chodzi o nasze sprawy łóżkowe to faktycznie dawno tego nie robiliśmy, gdyż zawsze mieliśmy coś do roboty, albo też zajmowaliśmy się dzieciakami swoimi, które ostatnio bardzo dużo chorowały, albo sprawami obozu, a teraz jeszcze znowu zajęliśmy się tymi dzieciakami, które przez tamtych jełopów którzy nic ich nie uczyli, nie zdali, a co najgorsze jeszcze się na nich wyżywano wtedy, co spowodowało wielką traumę i strach. No i sprawy z gangiem też mieliśmy przecież, bo nie raz ktoś próbował podskoczyć do nas, ale marnie to szło tym co tak do nas zaczynali i fikali że tak to powiem.
- Kocurek tak się stęsknił za lisiczką? - spytałam rozbawiona przy okazji go całując, co zaraz odwzajemnił.
Pamiętam jak pierwszym razem się poznaliśmy... Oj nie było kolorowo, a wtedy to nieźle darliśmy na siebie i nawet próbowaliśmy się pozabijać! Nie potrafiliśmy ze sobą współpracować ni cholery... Później jak nieco ochłonęliśmy, to jakoś tak zaiskrzyło i później ratowałam tego wariata, no i dalej jakoś tak to poszło. Teraz bez tej wredoty kochanej nie wyobrażam sobie życia. Przeszliśmy bardzo wiele i w sumie to sama się dziwię że jeszcze żyjemy.
Mieliśmy takie tortury i tyle razy byliśmy na nich gdy wrogowie nas łapali że teoretycznie nie powinnam już w ogóle funkcjonować, tylko siedzieć w kącie ściany jak jakiś człowiek z problemami psychicznymi. Bardzo wtedy cierpieliśmy i da większości ludzi w ogóle nie wyglądamy na kogoś, kto przeżył tak wiele bolesnych chwil w swoim życiu. Oczywiście cały obóz wie ile przeszliśmy bo pewne papugi tu są więc nas bardziej szanują tak jakby.
Wiele misji też przeszliśmy choć jesteśmy tacy młodzi... Bycie w Duchach nie było łatwe ale choć na początku bardzo rozpaczaliśmy iż musimy ich opuścić uciekając do wujka, którego z resztą na początku tak dobrze nie znałam i nieco miałam co do niego obawy ale Rajanek go uwielbiał więc szybciej się do niego przekonałam, gdyż dzieci podobnie jak psy bardzo dobrze wyczuwają dobrych i złych ludzi.
Wiem dziwne porównanie ale tak to zazwyczaj jest, tyle że zwierzęta zachowują szybką zdolność rozpoznawania rodzaju ludzi, a my ludzie gdy wkraczamy w dorosłość to zazwyczaj bardzo ciężko nam jest rozróżnić dobrego człowieka od tego złego, gdyż bardzo dobrze się maskują. Do tej pory nie wiem jak zwierzęta to robią ze tak dobrze to wyczuwają,a my pomimo niby takiej inteligencji, nadal tego tak dobrze nie potrafimy jak to robią one. Oj tak... Kiedy trafiliśmy do Śmierci, to gdy zaprzestaliśmy brania trucizn i tych innych dziadostw, o czym właściwie nie wiedzieliśmy że takie coś braliśmy, gdyż wtedy w Duchach było to w piciu i jedzeniu, dzięki czemu William i Michael mieli nad nami kontrole wszystkimi. Było bardzo ciężko gdyż pojawił nam się strach przed ludźmi i nikomu nie ufaliśmy. Wyjście na dwór było ogromnym wyzwaniem dla nas, a co dopiero rozmowa z nimi. Pamiętam jak Derek musiał za nas mówić, bo by nie potrafiliśmy, dosłownie jakby ktoś nam odebrał zdolność mowy.
I tak to z nami było... Później przechodziliśmy specjalna komisję obozową czy będziemy się nadawać na żołnierzy tutaj, no i później jakoś to szło. Teraz mieliśmy cudowne dzieciaki, mamy prawdziwy dom, obóz Duchów się zmienił bardzo na lepsze o co dba obecny założyciel Olivier, który z resztą był też tak jakby naszym przyjacielem, choć właściwie tak bardzo się do tego nie przyznajemy, gdyż jakiś autorytet mają Ci wszyscy założyciele i wypadało by go zachować by inni nie próbowali się buntować i zrobić coś źle dla obozu. No ale kończąc te moje wspominki, to patrzyłam w oczy Rekera, które były pełne czułości, tak same ja moje dla niego. Ach jak ja tego człowieka kochałam. Oczywiście zgodziłam się chętnie na jego zaloty, z resztą jak zawsze dla mojego kochanego miśka.
**************************
Kiedy skończyliśmy się zabawiać, a dość długo to robiliśmy z racji tego że mieliśmy długą przerwę. Leżeliśmy teraz w łóżku i patrzyliśmy w sufit w pełni zaspokojeni i myśleliśmy o tym jak zacząć ową rozmowę z rodzicami dziewczyn. Zastanawiałam się czy zabrać ze sobą dziennik by rodzice sami się przekonali iż mówimy prawdę, gdyż wiem iż mogły mówić że dostawały czwórki i lepsze oceny, a tak na prawdę to nie była prawda. Różne rzeczy przychodzą dzieciakom do głowy. Ja już się nieco bałam jak nasze dzieciaki będą się uczyć gdy w końcu będą na tyle gotowe iść do szkoły, a o ich zawodach miłosnych to też nie wiem jak ja to zniosę. Ciężko bowiem patrzeć na cierpienie ukochanych osób, ale miałam w duszy nadzieję że dobrze to wszystko się skończy i że nasze dzieci będą szczęśliwe.
Kiedy się ubraliśmy, wzięliśmy dziennik który był mały na szczęście, wiec taki podręczny i ruszyliśmy ku wyjściu z Ratusza. Do domu rodziny pierwszej z dziewczyn mieliśmy dość blisko, tak więc stanęliśmy spokojnie przy drzwiach i zapukaliśmy do drzwi. Czekaliśmy przez chwilę, aż w końcu otworzyła nam kobieta, która wyglądała na zdziwioną naszą obecnością.
- Dzień dobry... Możemy porozmawiać? - spytałam spokojnie.
- Dzień dobry... Tak... Zapraszam - powiedziała po czym wpuściła nas do środka, pokazując płynnym ruchem ręki gdzie mamy iść i przy okazji zobaczyłam że trzyma niewielką ściereczkę w ręce, wiec pewnie zmywała naczynia.
- Przyszliśmy porozmawiać w sprawie pani córki - rzekł spokojnie Reker.
- Córki? Coś się stało Laurze? - spytała z przestrachem.
- Nie... Nie... Nic z tych rzeczy, ale musimy porozmawiać o wynikach pani córki w nauce... Czy mąż też jest w domu? - spytałam tym razem ja.
- Nie... Nie ma go, ale powinien wrócić za kilka minut, zwykle o tej porze wraca... - rzekła nadal nie rozumiejąc, po czym pokazała nam miejsce gdzie możemy usiąść, czyli w tym wypadku na kanapie, co też zrobiliśmy.
- Laura nic nie mówiła o tym że państwo przyjdą... Z resztą tak dobrze się uczy że nie spodziewałam się państwa tym bardziej - powiedziała na co ja i Reker spojrzeliśmy na chwilę po sobie zdziwieni takimi wieściami.
- Poczekamy na pani męża, to wtedy wyjaśnimy całą sprawę... Wbrew pozorom nie jest tak jak państwo myślą... Córka gdzie jest teraz? - spyta Reker.
- Dobrze... No teraz jest u koleżanek i ma wrócić za jakiś czas - powiedziała nerwowo miętoląc ścierkę w ręce nie wiedząc co o tym wszystkim ma myśleć, a po chwili usłyszeliśmy odgłos otwieranych drzwi.
- Cześć kochanie wróciłem! - usłyszałem głos mężczyzny, a po chwili wszedł do pokoju, gdzie zdziwił sie bardzo naszym widokiem i spojrzał niezrozumiałym wzrokiem na swoją żonę.
- Coś się stało? - spytał pytając żonę.
- Dobrze że ju jesteś... Państwo w sprawie Laury... Usiądź czekaliśmy na Ciebie - rzekła kobieta na co mężczyzna zmarszczył swoje brwi w zdziwieniu, ale skinął lekko głową, po czym usiadł na fotelu obok swojej żony.
- No to słucham, o co chodzi? - spytał spokojnie, choć widziałam że nieco się denerwuje, gdyż nie wiedział tak samo jak kobieta w jakiej sprawie przychodzimy.

< Reker? ;3 Ty zaczniesz mówić dalej? xdd To ta która uczyć się nie chce i wiecznie okłamuje rodziców xdd >

sobota, 7 kwietnia 2018

Od Reker'a cd. Kiary

Minął kolejny miesiąc, a wiosna rozkwitała już na dobre dlatego ponownie wróciliśmy do nauczania dzieciaków, które już niedługo miały zdawać egzaminy poprawkowe. Cieszyłem się, iż niedługo wszystko jakoś się ułoży, lecz ciągle w duszy słyszałem pewien głos mówiący mi o tym, że głupole jednak nie zdadzą i raz na zawsze będą musiały pożegnać się z karierą wojskowego. Racja, zawsze można przekonać Erica na komisyjkę, ale wątpię aby ten chciał, żeby edukacja w obozie miała opóźnienie. Kiedy skończyłem sprawdzać kolejne, wspaniałe zadanie jednego z chłopaków, któremu na prawdę zależało na tym by zdać na najlepszych stopniach, zabrałem się za zeszyt niejakiej Kariny Nedereve. Dziewucha wydawała się mieć od samego początku to wszystko gdzieś co doskonale można było zobaczyć po jej wynikach w nauce oraz wagarowaniu. Często zwracałem jej uwagę na lekcjach, gdyż ta w ogóle nas nie słuchała gdy tłumaczyliśmy bardzo ważne rzeczy mogące przydać się w przyszłości. Lubiłem uczyć innych, lecz nie nieuków, którzy mieli całą sprawę głęboko w dupie. Przynajmniej takie szczęście, że nie natrafiliśmy na bachory, które lubią sobie pyskować do starszych... Wtedy to bym już chyba nie wytrzymał tylko jednemu z drugim przypierdolił co poskutkowałoby rykiem, strachem, aż w końcu ciszą, ponieważ małolat nauczyłby się kultury osobistej w kilka sekund. Oczywiście nie lubiłem bić nieletnich, a swoich dzieci czy też żony bym
nigdy nie uderzył, ale czasami nerwy na takich same puszczają. To co tutaj napisałaś? - westchnąłem otwierając zeszyt, który był w takim stanie, że pożal się Boże. Nie chcąc teraz zwracać zbytnio uwagi na puste pola po nieprzepisanych lekcjach, zacząłem poszukiwać zadanego przez nas kilka dni temu zadania domowego.
Jak się okazało były to tylko dwa zdania na krzyż, które w ogóle nie miały ładu ani składu. Załamany tym co czytam, od razu skreśliłem te głupoty czerwonym długopisem zapisując tuż obok prostego polecenia dużą jedynkę. To już trzecia w tym tygodniu - pomyślałem niezadowolony zamykając własność młodej dziewuchy z cichym, lecz słyszalnym hukiem.
- Jak tam u Ciebie sprawdzanie? - usłyszałem nagle słodki głos swojej ukochanej, do której od razu powędrował mój bystry wzrok. Jak zwykle mimo potarganych włosów i brudnej buzi od ciasta malinowego, wyglądała przecudnie. Nie potrafiłem oderwać od niej swoich ślepi, czy też się odezwać, aż do momentu gdy zorientowałem się, że zadała w moją stronę pewne pytanie.
- A nawet dobrze, tylko martwi mnie sprawa z Kariną... Jej praca domowa jest bardzo... Krótka i... - mruknąłem nie wiedząc jakiego słowa użyć aby określić ten bezsens jaki mój wzrok niestety musiał zobaczyć.
- Chaotyczna? Też to zauważyłam u Natalii... Laura też mnie martwi, bo ona nie zrobiła jednego zadania, a jej reszta zadań pozostawia wiele do życzenia... - westchnęła kręcąc głową na boki oraz zapisując coś w zeszycie jakiegoś chłopaka co stwierdziłem po charakterze pisma młodego. Cóż, niby to żaden klucz, gdyż baby też potrafią strasznie gryzmolić, ale to głównie chłopakom przypisuje się tą niechlujną cechę. Ja jakoś z tego wyszedłem dzięki ciężkim lekcją kaligrafii w szkole podstawowej, lecz wątpię aby w tych czasach ktoś zwracał uwagę na pismo innych ludzi. Znudzony, podniosłem się nieco bardziej z krzesła, żeby zobaczyć ile zostało jej jeszcze pracy i na szczęście nie było aż tak źle jak myślałem.
- No... Może porozmawiamy z ich rodzicami co? Skoro mają z tym problem to chcę się dowiedzieć co za tym stoi - zaproponowałem patrząc na nią znad pozszywanych kartek oprawionych w cienki materiał jakiegoś przestarzałego ubrania. Eh... Czego to się nie wmyśli aby podkoloryzować sobie życia jako uczeń? Zresztą, chyba wolę nie wiedzieć.
- Masz rację... To samo uważam - rzekła sprawdzając ostatni ze swoich zeszytów ułożonych w idealny stos po jej prawej stronie - Pójdziemy tam po obiedzie? - dopowiedziała jeszcze nie zwracając żadnej uwagi na pozycję w jakiej przed nią stałem. No chciałem pomóc tamtym małym potworkom mającym problemy z nauką, ale sam potrzebowałem pewnej opieki ze strony mojej, kochanej pani. Odkąd urodził się Rajanek oraz zaadoptowaliśmy Timiego i Camerona dość rzadko mogliśmy pozwolić sobie na te bardziej figlarne rzeczy. Akurat dzisiaj nikogo z nami nie było, ponieważ dzieciaki poszły nocować u dziadków na kilka dni, a ja nie zamierzałem przepuścić takiej, świetnej okazji. Kiedy tylko zeszyt z ostatnim, sprawdzonym zadaniem domowym trafił na swoje właściwe miejsce, ja od razu zabrałem się do roboty, automatycznie wpijając się w smakowite usta moje żony, z których dodatkowo, z ogromną czułością starłem resztki wspomnianego już dzisiaj ciasta.
- Co ty na to abyśmy dzisiaj się nieco zajęli sobą? - wymruczałem jej kusząco do ucha akcentując dokładnie każdą literę wypowiedzianych przez siebie słów - Moja kochana lisiczko - dorzuciłem na koniec odpinając niby przez przypadek jeden z górnych guzików swojej koszuli.

<Kiaruś? :3 Zgodzisz się na małe co nie co? ( ͡° ͜ʖ ͡°)>

piątek, 6 kwietnia 2018

Od Rafaela cd. Kiary

To, iż umrę było już przesądzone od bardzo dawna. Początkowa walka w dzieciństwie o to by przeżyć do następnego dnia była tylko prologiem do tego zwariowanego świata. Leżąc na brudnej oraz lodowatej podłodze zacząłem zastanawiać się jak mają wyglądać te całe tortury... Boleć pewnie będzie jak cholera, ale nie takie rzeczy już się przeszło. Nie znam się do końca na tym całym apokaliptycznym świecie więc jeśli będą chcieli ode mnie jakiś informacji to gówno ode mnie dostaną. Czasami opłaca się być bezstronnym, lecz nawet to może doprowadzić cię do szybkiej śmierci, gdyż tamci nie chcieliby mieć przez ciebie problemów. Przynajmniej siostra jest bezpieczna i ją widziałem - starałem się pocieszyć się w myślach, lecz niestety marnie mi to szło. Najchętniej to schlałbym się lub naćpał do tego stopnia, iż o wszystkim bym zapomniał. Taaaaaak! To jedna z najlepszych opcji jaka mogłaby mnie w tym momencie spotkać. Z pewnością myślałbym o tym nieco dłużej, ale gonił mnie czas wyznaczany przez tego całego Blackfreya. Przyszedł po mnie równo z godziną dwunastą... Pytacie skąd wiem? Kiedy mężczyzna wchodził do środka, uchylił drzwi do tego stopnia, że mogłem zobaczyć wiszący na korytarzu zegar. Był dość dużych rozmiarów, dlatego nawet słabowidzący mógł stwierdzić jaka cyfra maluje się na tarczy zegara.
- Teraz taki wygadany już nie jesteś? - zadrwił zadając mi ostrego kopniaka prosto w brzuch, lecz ja nie wydałem z siebie nawet najmniejszego jęku, którego on zapewne ode mnie oczekiwał.
- Nie mam potrzeby z tobą rozmawiać - westchnąłem nawet nie próbując uniknąć ciosu wymierzonego w moją twarz. Automatycznie dzięki takiemu zabiegowi, do moich ust naszła ogromna ilość krwią, którą starałem się jakoś przełknąć. Nie chciałem całkowicie ulec... Nie w takim momencie... Nie w godzinę, w której miałem pożegnać się ostatecznie z życiem.
- Przekonamy się jeszcze - mówiąc to mężczyzna wciągnął mnie na dobrze zbudowane krzesło. Nie zapomniał również o ostrych linach, potrafiących poranić skórę do krwi. Facet przyszykował sobie już na mnie kilka zabawek, lecz kiedy miał już jakąś na mnie przetestować, do celi wpadła moja mała Kiara, która od razu obroniła mnie przed szwagrem żądając mojego uwolnienia. Czułem na swojej skórze jej wzrok, ale ja nie miałem aż takiej uwagi by spojrzeć jej teraz prosto w oczy. Pewnie zepsuje jej teraz życie... Eh... Może lepiej byłoby gdybym się tutaj nigdy nie pojawił? Mogłem ją przecież zostawić w tedy w ciepłym oraz bezpiecznym miejscu... Nie miałaby problemów, nie myślała by o takim śmieciu jakim jestem. Kiedy tylko sznury opadły na podłogę, od razu, pomimo bólu zerwałem się na równe nogi maszerując równo w stronę wyjścia.
- Pójdę już - wydyszałem zaciskając zęby, które przybrały teraz kolor szkarłatu - Robię ci tylko kłopot Kiaro... Cieszę się, że moja siostra wyrosła na taką piękną, mądrą i wartościową osobę - wydusiłem jeszcze z ogromnym trudem zaczynając kasłać szkarłatną cieczą, której pod moimi stopami zaczęło z sekundy na sekundę zbierać się oraz więcej. Chciałem jeszcze coś do niej powiedzieć, ale nie dając już rady uśmiechnąłem się jeszcze słabo w jej stronach, po czym straciłem przytomność.

<Kiara? :3 Na medyczny xd Ma wyniszczony organizm bardzo, ale do złotego pyłu będzie chciał się i tak dobrać jak nikt nie będzie patrzył xd Oczywiście nie w celu leczenia się xd>

Od Sary cd. Kiasa

Nie wiedziałam o co z tym wszystkim chodzi... Ojciec zna tych warjatów a co najgorsze to to że muszę wracać do tych przeklętych duchów! Za jakie grzechy ja mam tam wracać niby co? Przecież to miejsce to jest samo zło... Nie chcialam tam wracać j z resztą nie czułam sie tam bezpiecznie. Wolałabym już zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego jeśli w ogóle mialam tam siedzieć. Brat to znajac życie zaraz czmychnie do domu a ja tu zostanę... Owszem może i wtedy mogę widzieć moją matkę i siostrę ale ja ne chcialam spedzać w Duchach czasu. Wiele krzysdy mi zrobili Ci ludzie za czasów panowania Williama więc bałam się po prostu. Koledzy z klasy mnie prześladowali i tłukli tak samo jak nauczyciele ktorzy mnie w dodatku poniżali przy calej klasie! Byłam tam wiecznie samotna i miałam wtedy tylko Rekera, który teraz swoją drogą zapomniał o moim istnieniu. Z resztą miał żonę i dzieci i sprawy założycielstwa więc co ja będę mu glowę zawracać? Czuję się jakbym niepotrzebnie się urodziła bo ciągle tylko pakije się w klopoty, nikt mnie nie lubi i wszyscy o mnie zapominają... Gdybym nie dała się porwać to brat by nie dostał tego ataku ani by nie ucierpiał a ja jak zwykle wszystko popsułam... Jeszcze zamieszany w to wszystko Eric jest to już w ogóle myśli że ze mni nieodpowiedzialna gówniara rozpieszczona i beznadziejna bo sobie z niczym poradzić nie może. Zazdrościłam nieco bratu że jest taki mądry i zaradny i samodzielny bo ja to nic nie potrafię... Jazda na koniu to w tych czasach nic wielkiego tak samo jak zwiady na wierzchowcu i co najgorsze nawet z tym nie potrafilam sibie poradzić. Byłam zmęczona,  zrozpaczona i miałam ochotę tylko leżeć i płakać w poduszkę. Chciałam się zwierzyć bratu ale z drugiej strony on pewnie i tak nie ma ochoty mnie sluchać a i też czulam się winna że on miał w dzieciństwie piekło a ja miałam "lepiej" w życiu. To on powinien i zaslugiwał na to by być kochanym i bezpiecznym... Ja w żadnym stopniu na to nie zasługuję. Wiele razy nie potrafiłam ochrobić młodszej siostry która awoją drogą w przeciwieństwie do mnie miała pełno przyjaciółek i przyjaciół więc mi było przykro ponieważ kiedy już jej nie muszę chronić tak jak kiedyś to czuję się bezużyteczna. Kochałam rodziców i rodzeństwo ale czułam się jakbym tu nie pasowała. Spojrzałam na brata który mruczał niezadowolony żeby mu oddali jego rzeczy które z resztą zostały mu oddane. Czułam się jak przyparta do muru bo nie miałam z kim porozmawiać i coraz bardziej pogrążałam się we własnych myślach. Chcialam by ktoś mnie przytulił i pocieszył. Zastanawiałam się czy Kias będzie chciał mnie wysłuchać. Jednak nie myślałam o tym dalej dlatego że ruszyliśmy do Duchów.
************************
Po kilku godzinach jazdy trafiliśmy do tej cholernej twierdzy gdzie od razu zaszyłam się w pokoju i nie mialam zamiaru nawet nic jeść bo byłam przekonana że zaraz mnie znowu otrują jak kiedyś... Może i teraz mój ojciec rządził ale i tak Cj starzy ludzie zostali dlatego czułam się tu jak w klatce a wieść że zostaniemy tu parę dni zalamałam się, a brat zniknął od razu w cieniach na wejściu do duchów więc byłam pewna że siedział w tej norze szpiegów. Skuliłam się w kącie łóżka i zamknęłam drzwi na klucz i okryłam się cała kołdrą. Znowu byłam sama... Znowu będą się nade mną znęcać...

< Kias? :3 Siostrę pociesz i siedź z nią bo nie chce być sama xdd >

czwartek, 5 kwietnia 2018

Od Kiary cd. Reker'a

Żal mi było Edwarda... Bycie w niewoli to straszna rzecz a jeszcze z takimi psycholami którzy często gwałcą, biją do nieprzytomności a nawet gorzej... Sama byłam kiedyś w takiej niewoli więc wiem jakie to jest piekło i nawet najgorszemu wrogowi bym tego nie życzyła, bo to zbyt straszne, chociaż oni raczej są tak bezwzględni i bezuczuciowi że sama nie wiem czy oni potrafią czuć jakiś ból... Z resztą wolę się na ten temat nie wypowiadać, bo i tak nie rozumiem jak mogą w ogóle istnieć takie świry na naszym świecie. Edward był w takim stanie że musiał sam się położyć a ten jego niby brat wydawał się też przejęty. Wiedząc że nie ma co się w to mieszać spojrzałam na Rekera, który wyglądał na bardzo zmęczonego i sennego więc okryłam go bardziej kołdrą, a krótko później zasnął.
****************************
Minął miesiąc. Przez ten czas Reker doszedł do formy i wszystko po operacji mu się zagoiło. Byliśmy właśnie w pokoju i przyszykowaliśmy papiery odnośnie sprawdzianu oraz materiałów do nauki dla naszej grupki dzieciaków których uczymy do egzaminów poprawkowych. Może i nie byli od początku naszymi uczniami, ale to miłe i dobre dzieciaki więc postanowiliśmy pomóc.
https://em.wattpad.com/029cca2525652b8e741a4edfbaf01ba49e6968c3/68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f6f666b3559686c34487653765a413d3d2d3239323037393937332e313439303461653137643231343262393833333338313734323437372e676966?s=fit&w=720&h=720
Sprawdzałam właśnie zeszyt jednego z naszych uczniów poprawkowych, dokładnie sprawdzając każdą stronę, lecz musiałam się cofnąć o kilka kartek, gdyż nie widziałam jednego zadania które też było zadane, lecz na szczęście je znalazłam tylko po prostu zrobił je w nieco innej kolejności niż inni.
- Jak tam u Ciebie sprawdzanie? - spytałam czytając ich zadanie domowe które nie było takie łatwe. Wśród nich były też dwie dziewczyny dlatego raczej one się też ich radziły. Szczerze mówiąc to nie miałam pojęcia czemu one tak bardzo chciały być żołnierzami. Nie to że im zabraniałam czy coś, bo skoro chcą być żołnierzami to proszę bardzo ale widziałam że no im to nie szło a do nauki ciężko było je nakłonić. Dlatego myślałam że raczej one tego zawodu nie chcą, tylko po prostu albo ktoś je zmusza, albo po prostu komuś coś chcą udowodnić, tyle że nie bardzo im to wychodziło i wiedziałam że będę musiała porozmawiać o tym z ich rodzicami. 
- A nawet dobrze, tylko martwi mnie sprawa z Kariną... Jej praca domowa jest bardzo... krótka i... - nie dokończył.
- Chaotyczna? Też to zauważyłam u Natalii... Laura też mnie martwi bo ona nie zrobiła jednego zadania, a jej reszta zadań pozostawia wiele do życzenia... - westchnęłam wpisując do zeszytu czwórkę za zadania Nikowi. Było tam parę błędów, które podkreśliłam czerwonym długopisem i napisałam z boku jak powinno być w magazynku kul.
- No... Może porozmawiamy z ich rodzicami co? Skoro mają z tym problem to chcę się dowiedzieć co za tym stoi - rzekł patrząc na mnie z nad zeszytu, który teraz sprawdzał.
- Masz rację... To samo uważam - rzekłam sprawdzając ostatni ze swoich zeszytów - Pójdziemy tam po obiedzie? - spytałam jeszcze czytając zadanie już innego chłopca.

< Reker? ;3 to co? idziemy na pogaduchy? xd co tam się dzieje? xd >

środa, 4 kwietnia 2018

Od Brajana cd. Erica

Robiłem właśnie stolik ze śniegu, kiedy nagle do środka wpadł mój ojciec! No właściwie to zjechał tyłkiem na dół... Chyba zabezpieczenie nie wytrzymało ciężaru dorosłego pomyślałem sobie szybko patrząc zdziwiony na ojca. Kiedy doszedł do siebie rozejrzał się po pomieszczeniu czyli salonie jaki zrobiłem ale jeszcze miałem tu dużo do pracy. No tata zniszczył mi śniegowy fotel więc nieco było mi przykro gdyż się nad nim napracowałem. Nie zauważył mnie jeszcze więc nie wiedziałem czy mam się ujawniać czy też nie. Bałem się że na mnie nakrzyczy że zamiast się uczyć, to znowu bawię się w coś głupiego i tyle by z tego było...
Kolegów ani nikogo nie miałem więc wolałem siedzieć sobie tutaj w samotności, bo i tak nikt mnie nie lubił i byłem samotny. Z resztą wszyscy uważali że nie jestem synem Erica, bo nie jestem do niego podobny nawet w minimalnym stopniu, przez co było mi bardzo przykro, bo bardzo chciałem być podobny do swojego ojca, a tym czasem to nawet do matki nie byłem podobny! Może jestem jakimś dziwolągiem albo coś? - pomyślałem smutno. Często zastanawiałem się czy tata mnie chce mimo wszystko iż mówił nie raz że mnie kocha... tamci też mówili że kochają i mnie zostawili i nigdy mnie nie chcieli tylko wmawiali mi nie prawdę bym im nie lamentował. Może on robi to samo teraz? Pewnie jest zły w dodatku że wpadł to tego mojego podziemnego domku i że traci czas niepotrzebnie, bo pewnie miał coś ważnego do pracy.
Mój podziemny domek był dość daleko, dlatego jeszcze bardziej się dziwiłem że tu zawitał mój ojciec. Kiedy myślałem nerwowo co zrobić w tej sytuacji, wtem nagle zdradził mnie mój żołądek, w którym głośno zaburczało, a dźwięk rozszedł się po wszystkich śniegowych pomieszczeniach jakby burczało w brzuchu jakiemuś dzikiemu zwierzowi, który właśnie wyłonił się ze swojej gawry czy tam jamy. Ojciec w końcu mnie dostrzegł, a ja spuściłem wzrok spodziewając się ostrego opierdzielu z jego strony, gdyż nadal widziałem złość na jego twarzy. Jest na mnie zły... Znowu wszystko zepsułem, inni mają rację że jestem głupi - pomyślałem sobie oraz przypomniałem sobie też poprzednią lekcję u wujka Andrewa, który mnie uczył, jak nie znałem odpowiedzi na proste pytania, tyle że ja tego nie umiałem, bo nigdy czegoś takiego nie miałem! Skąd ja mam wiedzieć jaka broń jest jaka i ile mają magazynków czy tam jaką pojemność mają?
Dostałem minusa z lekcji i poczułem się jak skończony kretyn i głupek, a na przerwach dzieciaki mnie obgadywały. Cicho to robiły ale jednak wszystko słyszałem! Tata pewnie to wszystko wiedział w moim wieku... I jeszcze przyniosłem mu wstyd przeszło mi przez myśl gdy wtedy wychodziłem z klasy. Pamiętałem jak było mi przykro, a poczucie że zawiodłem było straszne. Zawsze starałem się dobrze uczyć, ale to mi jakoś do głowy nie chciało wchodzić, bo po prostu te wszystkie bronie wyglądały mi tak samo! Nie mówiąc już o tym że nie widziałem ich na żywo więc jak miałem się o tym wypowiadać? Dołączyłem do szkoły kiedy oni już byli dwa miesiące z materiałem... Jak ja mam to nadrobić wszystko skoro jestem taki głupi?
W dodatku nie wiedziałem kim chcę być, ale zapewne zostanę żołnierzem bo to ponoć potrzebne dla obozu więc mnie tam wyślą, choć pewnie znając życie to ja pierwszy oberwę na jakiejś misji od wroga kulką i po mnie. Kolejną rzeczą jaką pamiętałem z lekcji to to że jak byliśmy na dworze i inni bawili się śnieżkami, to oczywistą rzeczą jest iż chciałem do nich dołączyć, lecz gdy tylko się zbliżyłem oni mnie zobaczyli i powiedzieli że nie chcą się ze mną bawić i sobie poszli dalej... Miałem łzy w oczach bo nikt mnie nie lubił, a ja nie wiedziałem co jest ze mną takiego nie tak! Poszedłem sobie wtedy w głąb lasu by nikomu już nie przeszkadzać i mijałem inne dzieci szerokim łukiem ze spuszczoną głową i wtedy siadałem na pieńku jakiegoś drzewa i tam przesiadywałem samotnie. Kolejnym zdarzeniem było to że nikt nie chciał mnie do grup jak robiliśmy jakieś zadanie w parach ale wtedy mieliśmy lekcje z innym nauczycielem.
Musiałem robić sam cały "projekt", bo nikt mnie nie chciał więc było mi ciężko... Później kończyłem go w domu ale taty nie było więc sam sobie musiałem radzić wtedy jak zresztą ciągle, ale z drugiej strony nie chciałem mu głowy zawracać, gdyż on musiał się zajmować sprawami obozu, a moje problemy w porównaniu z jego były błahe... Jestem z przypadku, więc nikt przypadku nie chce - myślałem sobie gdy nie raz patrzyłem na Chriska, czyli mojego młodszego braciszka, którego bardzo kochano i był potrzebny i ważny dla obozu, a ja nie... Kochałem brata, ale wiedziałem po prostu że on "powstał" z kochających się obojgu ludzi, a ja tylko z przypadku i tylko z głupiego pociągu tego sekso coś tam. W napięciu czekałem czy ojciec mnie teraz zleje na kwaśne jabłko czy zacznie się na mnie drzeć jakim to ja jestem głupim gówniarzem co ja mogłem się nie urodzić i patrzyłem w podłogę ze śniegu ze strachem i smutkiem czekając na swój wyrok. Być może i nawet mnie porzuci, bo stwierdzi że nic ze mnie i tak nie będzie...

< Eric? ;3 on potrzebuje psychologa koniecznie bo sobie nie radzi i w ogóle xd >

Od Kiary cd. Rafaela

Dzisiejszy dzień nie różnił się za bardzo od poprzednich dni... Byłam w miarę wyspana gdyż wyspać się mi ostatnio było bardzo ciężko z nieznanych mi powodów... Badania odkładałam na później gdyż nie chciało mi się na nie zwyczajnie iść. Nie miałam takiej potrzeby a z resztą czułam się zupełnie zdrowa. Wujek Eric kazał mi sprawdzić tereny które oznaczył na mapie. No zrzędziłam mu nieco nad uchem więc chyba w końcu się nieco zdenerwował i żeby mieć spokój to dał mi to zadanie. Nie wiem co on też ostatnio milczący jest ale wolałam na razie w to nie wnikać. Być może pokłócił się ze swoją dziewuchą albo coś w tym rodzaju, a z resztą to nie moja sprawa! Jechałam właśnie sprawdzić pewien sektor na naszych terenach, który nie był odwiedzany od dawna ale z reguły było tam bezpiecznie, dlatego też nie byłam spięta ani trochę, ponieważ nasze tereny są chyba jednymi z najbezpieczniejszych, a zaraz potem chyba są duchy, bo tam Olivier nieco pogonił swoich ludzi jako założyciel by się nie obijali. A co do wujka Erica to chyba mnie bardziej tu wysłał na dłuższą przejażdżkę, ale co tam i tak bym się nudziła w pokoju sama, bo Reker też był na jakiejś misji, a dzieciaki u dziadków dzisiaj są znowu i jak widać bardzo im się spodobali. Jechałam na swoim koniu spokojnie i w towarzystwie Spike'a, Marka oraz Dave'a, bo więcej osób nie było po prostu trzeba. Jechaliśmy szybko, gdyż po prostu obawialiśmy się że zastanie nas burza śnieżna, a te potrafiły trwać nawet po kilka dni więc nie chcieliśmy ryzykować utknięcia na samym środku zadupia z dala od rodzin. Śniegu było troszkę mniej z uwagi na to że miała się niedługo zmienić pora roku w tym dziwnym świecie. Rozglądaliśmy się czujnie na boki lecz niczego nie widzieliśmy co też obieraliśmy za dobry znak. Po paru godzinach jazdy niestety już wiedzieliśmy że nie uda nam się wrócić na czas, dlatego zsiedliśmy z naszych koni i zaczęliśmy się rozglądać za jakimś schronieniem, mając nadzieję że burza śnieżna nie będzie trwała zbyt długo. Postanowiłam że się rozdzielimy i tu spotkamy za dziesięć minut i tak oto zaczęliśmy wszyscy szukać. Ja poszłam bardziej na wschód gdzie przez swoja gafę wlazłam na jakąś gałązkę która rozleciała się pod moją nogą. Szlak! pomyślałam nerwowo ale rozglądałam się czujnym wzrokiem, a nie całą głową, gdyż to byłby błąd z mojej strony. Z tego co zdążyłam zauważyć to ktoś tu rozbił obóz niedawno przed nami czyli ktoś tu był! Nagle kiedy chciałam się odwrócić, gdyż usłyszałam hałas za sobą, wtem ktoś pozbawił mnie przytomności uciskając punkty witalne i chyba upadłam...
********************************
Kiedy ocknęłam się na medycznym, to poczułam się jak w jakimś matriksie! To czego się dowiedziałam od Edwarda sprawiło że nie wiedziałam czy nadal śnię czy po prostu może się ze mnie nabijają... Z tego wszystkiego Edward uszczypnął mnie mocno co mi się nie spodobało bo to za bolało, a ja pacnęłam go za to dość mocno.
- To bolało! - mruknęłam na niego niezadowolona.
- Was jeszcze coś boli.... Wręcz niewiarygodne - wywrócił na to oczami doktorek, a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu i byliśmy tu sami.
- Gdzie Reker? - spytałam nie zwracając uwagi na jego poprzedni odzew do mnie.
- Gdzieś poszedł ale obawiam się że mógł pójść wiesz gdzie i do kogo za to co Ci zrobił - rzekł Edward, a ja chyba w tym momencie zbladłam - Lepiej się pośpiesz - rzekł jeszcze aja zerwałam się szybko by uniknąć tego co miało się stać mojemu bratu... Boże czemu ja muszę mieć takie pokręcone życie? William Ty cholero nigdy Ci nie wybaczę za wszystkie krzywdy jakie nam wszystkim wyrządziłeś! - pomyślałam wściekła i czym prędzej zbiegłam do lochów naszych gdzie było od groma cel, ale od Kiasa dowiedziałam się że są w celi 312 więc się spieszyłam ale na szczęście zdążyłam tam dotrzeć dość szybko dzięki mojemu zahartowaniu małemu że tak to powiem, ale i tak miałam zadyszkę. Swoją drogą to Kias chyba wszędzie jest jak jakiś czarnoksiężnik! Otworzyłam szybko drzwi celi i od razu krzyknęłam widząc Rekera.
- Nie rób mu krzywdy! - rzekłam zdyszana i jak widać zdążyłam w samą porę!
- Dlaczego? Przecież ta szuja Cię skrzywdziła! - warknął i patrzył z wrogością na związanego mężczyznę na krześle, który był chyba tak samo zagubiony ale i przerażony jak ja, choć on jednak chyba bardziej, zważywszy że zaraz miał doświadczyć biedak tortur, a chcąc, nie chcąc, ja i mój mąż jesteśmy chyba tu najgorszymi katami, choć wujka Erica chyba po namyślę dłuższym nigdy nie prześcigniemy z tym...
- Bo to mój brat... - rzekłam jakoś choć z trudem, bo nadal było mi dziwnie wymawiać to jakże proste dla innych słowo.
- Co? - zdziwił się i spojrzał na mnie a następnie na niego.
- Dobrze słyszysz... On nie chciał mi nic zrobić... Po prostu doszło do nieporozumienia... Rozwiąż go, trzeba go opatrzyć na medycznym - rzekłam opanowując oddech i spojrzałam na swojego brata. Kurwa porąbane to wszystko - pomyślałam jeszcze nie wiedząc za bardzo co o tym wszystkim myśleć, ale skoro to mój brat to nie mógł być zły... Prawda?

< Rafael? ;3 wybacz że tak długo ale nauka i problemy :/ W każdym razie braciszek uratowany! xdd >

niedziela, 1 kwietnia 2018

Event Kwiecień/Maj

Pierwszy kwietnia zapewne kojarzy się wielu osobom z dniem żartów i śmieszkowania, lecz nasz event nie jest tu wcale żadnym psikusem! Oto prezentuję przed wami kolejne wydarzenie na naszym blogu, na miesiąc kwiecień!
Krok w przeszłość
Normalny dzień, w naszym bardzo normalnym świecie. Budzisz się, przecierasz oczy oraz szykujesz się na uczelnie czy też do pracy, lecz coś tu nie gra. Obracasz się na pięcie kierując swój wzrok z powrotem na łóżko, gdzie niespodziewanie pojawia się twoja blogowa postać! Jak zareagujesz? Co z nią zrobisz? Dasz radę upchnąć ją z powrotem do internetowego świata?
Minimalna ilość słów: 500
Nagroda: 460 pkt

Wiosenny wiersz
Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty! Śpiewał niegdyś Grechuta. Może i w naszym realnym świecie ta pora roku jest jak na razie praktycznie nie widoczna, to w świecie naszych bohaterów da się ją porządnie odczuć. Napisz wiersz na temat wiosny, w której obierzesz ją za główny temat swoich wypocin.
Minimalna ilość słów: dowolna
Nagroda: 300 pkt

 Cofnięcie czasu
Dzień jak co dzień, upadły Nowy Jork przywitał znowu twojego bohatera ponownie hałasami lub pierwszymi promieniami słońca. Kiedy postać podnosi się bardzo powoli z łózka, stwierdza, że coś jest nie tak. Podbiega szybko do lustra, w którym okazuje się, że jest swoją wersją sprzed dziesięciu lat! Jak zareagowałeś? Co postanowiłeś zrobić? Z jakim trudem się zmierzyłeś aby przybrać swoją dorosłą postać?
Minimalna ilość słów: 500
Nagroda: 400 pkt

Śmigus Dyngus
Napisz opowiadanie na temat dnia kiedy niemal każdy chodzi mokry. Ty oblałeś kogoś, a może to ciebie spotkała mokra niespodzianka? Odegrałeś się? Wnieśmy do naszego zwariowanego świata nieco zabawy!
Minimalna ilość słów: 300
Nagroda: 150 pkt

Event trwa od 01.04.2018 do 12.05.2018