środa, 31 maja 2017

Od Aikena do Reker'a

Minęło już trochę czasu odkąd zostałem znaleziony przez Troian i przyjęty do obozu Przemytników. Nie wiem, ile dokładnie, nie liczyłem. Ale wciąż nie zdążyłem się do tego wszystkiego całkowicie przyzwyczaić. Moje życie wygląda teraz tak bardzo inaczej niż kiedyś, gdy byłem jeszcze z mamą. Prawie cały czas uciekaliśmy, szukaliśmy, ukrywaliśmy się, chodziliśmy w różne miejsca, wędrowaliśmy coraz dalej i dalej. Teraz, tak nagle, zrobiło się jakby… spokojnie. I cicho. Wręcz niepokojąco, jakby zaraz miało wydarzyć się coś okropnego, albo jakby to wszystko okazało się tylko snem i po obudzeniu się zdałbym sobie sprawę z tego, że wciąż wędruję tylko z Echo, a żadnych ludzi nie ma, są tylko zombie. Jednak to wszystko wygląda tak prawdziwie, że może, może… naprawdę może być lepiej? Nie chodzę już tyle, lekarze opatrzyli moją ranę, więc noga już tak bardzo nie boli. Powoli się goi. Do tego nie jestem już głodny, w obozie jest jedzenie. Mam więcej sił, niż wcześniej. Jakbym stawał się coraz silniejszy i silniejszy każdego dnia. Echo tak samo. Jest znacznie mniej chuda, lecz energiczna jest jak zawsze, bo bardziej energicznego stworzonka od niej w życiu nie widziałem. Może to dlatego czuję się silniejszy? Po prostu… bardzo się cieszę, że wszystko z nią w porządku. W końcu to moim zadaniem jest ochronienie jej przed wszystkimi niebezpieczeństwami, nie mogę jej zawieść.
Obudziłem się w swoim pokoju. Przez chwilę leżałem jeszcze z zamkniętymi oczyma, ale w końcu postanowiłem, że pora wstawać. Powoli się podniosłem, starając się nie obudzić Echo, która wciąż spała. Zawsze wygląda tak dziwnie spokojnie, gdy śpi. Tylko co jakiś czas na przykład rusza nogą, bo coś jej się śni. Śpi w tym samym łóżku co ja, bo nie potrafię jej tego odmówić. W dodatku nie widzę w tym żadnego problemu. Może jest przez to na łóżku futro, ale przyzwyczaiłem się do tego. Na futro na moim ubraniu nie zwracam już uwagi ani trochę. W dodatku tak jest nam cieplej, kiedy się przytulimy. Poszedłem do łazienki przygotować się do wyjścia z pokoju. Ten dzień miał być ważnym dniem – chciałem po cichu wyjść z obozu. Może znajdę coś ciekawego i pokażę członkom Przemytników, że nie jestem bezużyteczny? W końcu wiadomo, że tak o mnie myślą. Jestem dzieckiem, które tak nagle, jakby znikąd, pojawiło się w ich obozie i teraz oni muszą dawać mi jeść i pić, a wiadomo przecież, że pożywienie jest teraz najprawdziwszym skarbem. Ja również o tym wiem, w końcu nieraz nie jadłem tak długo… Ale gdybym znalazł jakieś jedzenie i tutaj przyniósł, mogliby stwierdzić, że jednak się na coś przydaję. Nie chcę sprawiać im problemów, a brak jedzenia i picia jest problemem.
Zanim zdążyłem się całkowicie przygotować do wyjścia Echo się obudziła. Wiedziałem o tym od razu, bo usłyszałem głodne ziewanie, a kilka sekund potem odgłos szybkich kroków czterech łap. Sunia podbiegła do mnie i zaczęła machać ogonem.
- Tak, tak, już stąd wychodzimy. – uśmiechnąłem się do niej, kończąc przygotowania do wyjścia. – I to dzisiaj jest wielki dzień! Pokażemy im, że też możemy pomagać, prawda? Liczę dzisiaj na twój nos. Musimy dać z siebie wszystko! – mówiłem do niej cicho, podchodząc do drzwi.
Był to wczesny ranek, wiele osób najwyraźniej spało, by przemknięcie do wyjścia z obozu było wręcz podejrzanie łatwe. Jakby wszyscy wiedzieli już o moich planach i postanowili, że zastawią jakąś pułapkę, a teraz tylko czekali na to, aż w nią wpadnę. Ale nigdzie nie napotkałem pułapki, więc najwyraźniej tak nie było. W końcu wyszedłem z obozu i zacząłem powoli iść ulicą. Echo wyraźnie węszyła w powietrzu, ja również, jakbym liczył na to, że także coś poczuję. Noga nie bolała mnie aż tak bardzo, więc poczułem ulgę. Martwiłem się, że będę miał z nią problemy, ale najwyraźniej wszystko idzie dzisiaj idealnie! Nie było sensu szukać nic w sklepach, które mijałem. Byliśmy zbyt blisko obozu, wszystko na pewno zostało już stąd zabrane. Nie chciałem oddalać się za bardzo od obozu, ale postanowiłem, że jeśli będę musiał, zrobię to. Skoro już wyszedłem z obozu, nie mogę wrócić z pustymi rękoma! Oddalaliśmy się coraz bardziej i bardziej, ale ja starałem się zapamiętać tę drogę, żebyśmy wiedzieli jak wrócić. Byłoby bardzo źle, gdybyśmy się zgubili. Nic i nic…
Nagle Echo stanęła całkowicie nieruchomo, wyraźnie węsząc jak szalona. Ja również się zatrzymałem, patrząc na nią. Robiła tak, kiedy coś wyczuła! Wiedziałem, że nam się uda, wiedzia-
Echo ruszyła pędem w stronę jakiegoś budynku, szczekając być może najgłośniej jak umiała. Momentalnie moja ekscytacja zamieniła się w przerażenie.
- Echo, nie, nie! Wracaj! – krzyknąłem. Ruszyłem pędem za suczką, pomimo tego, że moja noga wtedy bolała zdecydowanie bardziej. Sunia wbiegła do jakiegoś domu i całkowicie zniknęła z mojego pola widzenia, więc musiałem biec za głośnym szczekaniem. Wpadłem do budynku. Przez kilka sekund stałem w miejscu, starając się ustalić, skąd dobiega odgłos. Na górę. Pobiegła na górę. W takim razie ja również, za nią. W końcu zobaczyłem pokój, w którym się znajdowała. Wbiegłem tam, prawie się przewracając. Była tam, na szczęście cała i zdrowa, ale szczekała na… człowieka. Na pewno nie kogoś, kogo wcześniej widziałem. Właściwie to nie było wiadomo, bo miał zasłoniętą twarz… I BROŃ! A Echo stała tuż przed nim, szczekając. Przecież on może jej zrobić krzywdę, muszę ją obronić! Podbiegłem do suni, złapałem ją i jak najszybciej mogłem cofnąłem się tak bardzo, że uderzyłem plecami w ścianę. Patrzyłem na nieznajomego, dysząc i nie wiedząc co robić. Nie wiedziałem czemu, ale niezbyt dałem radę się ruszyć z miejsca. Echo wciąż szczekała. Ja się bałem. Ten nieznajomy może być wrogiem, to… to może być koniec. Tym razem może nie być tak, jak było z Troian. To może naprawdę być niebezpieczne spotkanie. A ja nie mogę uciekać, bo noga wciąż boli mnie za bardzo, żeby dużo przebiec. Czy to naprawdę… koniec?

< Reker? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz