Mężczyzna prychnął na moje słowa po czym dokończył jedzenie i ruszył przed siebie.
-Masz zamiar polować czy idziesz na spacerek?- spytałam czując, że idzie w złą stronę.
-Poluję- odwarknął.
-To ciekawe, bo wszystkie tropy prowadzą w drugą stronę.
Brunet wywrócił oczami, ale po chwili dał się poprowadzić. Gdy złapałam trop ledwo powstrzymałam ekscytację, by nie pobiec przed siebie jak szczeniak. Może już umiałam się opanować podczas pełni, ale zawsze gdzieś w środku mnie kryły się jakieś pokusy, by dać się porwać. Po kilkunastu metrach zza krzaków wyłoniło się małe stado saren. Nie miałam czasu, by cokolwiek powiedzieć, a ten napaleniec już leciał do zwierząt. Nie zwlekając ani chwili ruszyłam w tą samą stronę i zatopiłam zęby w karku jednej z nich zabijając na miejscu. Gdy chłopak zrobił to samo ruszyłam w jego stronę i skoczyłam na niego przez co wylądował na ziemi. Unieruchomiłam jego członki i wycharczałam mu nad twarzą:
-Wiem, że jesteś teraz cholernie napalony, ale się zastopuj, bo gdyby nie twój idiotyzm moglibyśmy zabić całe stado, więc uspokój swoje jebane hormony i czekaj na polecenia, bo jednak mam większe doświadczenie w tej sprawie niż ty.
Poczekałam jeszcze chwilę aż wszystkie informacje trafią do jego małego móżdżku i puściłam go, by udać się do swojej ofiary. Nie zdążyłam wziąć gryza, gdy poczułam mocne uderzenie w bok. Odwróciłam się i zobaczyłam zdenerwowanego Kiasa. Nietoperek chyba nie lubi się dostosowywać do innych podczas pełni. Oblizałam wargi czekając na jego kolejny ruch. Już po chwili nadciągał w moją stronę. Uczyniłam to samo czując po chwili jak jego pazury wbijają mi się w łopatkę. Nie czekając ani chwili dłużej wbiłam zęby w jego udo lekko je rozrywając na co wampir nie został dłużny i mocniej zagłębił swoje pazury. Chłopak był umięśniony i wysoki, jednak wiedziałam, że pod tą postacią również nie grzeszę siłą. Oparłam się mocniej na tylnych łapach i po chwili się z nich wybiłam lądując na brzuchu chłopaka wbijając w niego pazury. To tylko go rozwścieczyło przez co po chwili byłam przygnieciona do drzewa. Czułam jak powoli gniecie moją szyję, więc ugryzłam go w dłoń i wykorzystałam chwilę na transformację w wilkołaka, którą stosowałam bardzo rzadko, bo była męcząca, ale i bardzo silna. Teraz miałam z lekka większą przewagę, którą od razu wykorzystałam i zamieniłam naszą pozycję. Teraz to on stał plecami przy drzewie. Już gotował się do kolejnego ruchu, gdy do moich uszu dotarł dziwny odgłos. Odskoczyłam od chłopaka i syknęłam:
-Cicho bądź.
Początkowo chciał się znowu rzucić, lecz gdy usłyszał to samo od razu zrobił się cicho. Po chwili zobaczyliśmy jak w stronę zwłok zwierząt idzie stado zombie.
-Ich tu nie powinno być- sapnął długo zębny.- Tylko nie gryź.
-Spoko.
Po tych słowach ruszyliśmy w ich stronę. W ruch poszły od razu pazury, gdyż wzięłam sobie do serca słowa Kiasa o nie gryzieniu. W sumie jak teraz poczułam ich zapach to ochota na gryzienie ich szybko odeszła. Widziałam, że chłopak celuje głównie w głowę, więc robiłam to samo. Skręcanie karku, wyrywanie mózgu czy miażdżenie głowy to było to na co stawialiśmy. Niestety coraz mocniej czułam zmęczenie. Jeszcze nie do końca nie kontrolowałam tej formy, a bycie w połowie człowiekiem i w połowie wilkiem jednocześnie było męczące. Gdy ostatnie rozłożone ciało padło martwe na ziemię wróciłam do wilczej formy. Upewniliśmy się, że już nigdzie nie ma zimnych i wróciliśmy do jedzenia. Nie minęło nawet pięć minut, a ciał już nie było. Zostawiliśmy same kości i poszliśmy dalej. Teraz natrafialiśmy głównie na małe zwierzęta, króliki, kuropatwy, różne ptaki... Brunet nadal zjadał swoje ofiary, a ja najedzona bawiłam się nimi. Malutkie króliczki po złapaniu przygważdżałam łapą tak, by nie miały możliwości ruchu po czym lekko drapałam, lizałam i podgryzałam. Małe stworzenia nie wytrzymywały długo i w parę minut umierały z powodu serca czy przerażenia. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęło się przejaśniać. Doszło to do mnie dopiero, gdy kły i pazury chłopaka zniknęły, a oczy przybrały naturalny kolor. Już w ludzkiej formie zaczęliśmy wracać do obozu. Rany chłopaka były już prawie całkowicie zaleczone podczas, gdy moje ledwo co zaczęły się zasklepiać. Wiedziałam, że żadne z nas nie miało powodu by za to przepraszać. Pod wpływem księżyca robi się durne rzeczy, a prawda jest też taka, że gdyby nie zombie to by się to gorzej skończyło, bo ja nie odpuszczam, a Kias nie był w stanie przez księżyc. W ciszy dotarliśmy do obozu gdzie chłopak poszedł do swojego domu, a ja zaszłam do łazienek gdzie się obmyłam i poszłam do domu. Ułożyłam się w łóżku i już po chwili spałam.
×××
Obudziłam się koło południa. Przebrałam się w jakieś wygodne ubrania i wyszłam z domu. Od razu biegiem ruszyłam do lasu. Potrzebowałam teraz ruchu żeby się pozbyć zakwasów i trochę potrenować. Po przebiegnięciu koło dziesięciu kilometrów zwolniłam i zaczęłam sprawdzać miejsce. W powietrzu czułam tylko zapach roślinności i zwierząt. Zero innych ludzi i hybryd. Stanęłam w cieniu jednego z drzew i zaczęłam się przeobrażać. Ból łamanych kości był bardziej odczuwalny niż ten podczas pełni przez co przemian trwała dłużej. W zmianie w wilka już prawie nie odczuwałam niczego, ale przy zmianie w wilkołaka było to prawdzie cierpienie. Parę minut było po wszystkim, a ja mogłam zacząć ćwiczenia. Jako pierwsze zaczęłam biec przed siebie. Nie można było nazwać w jaki sposób biegłam, gdyż nie byłam ani na dwóch nogach, ani na czterech. Był to bardzo specyficzny ruch. Po przyzwyczajeniu się do tego wróciłam do miejsca gdzie wszystko rozpoczęłam i podeszłam do jednego z drzew. Wbiłam wyrośnięte paznokcie w drzewo i zaczęłam się wspinać. Nie było to najłatwiejszym zadaniem, ale po jakimś czasie siedziałam na jednej w grubszych gałęzi. Zaczynało mnie dopadać zmęczenie, więc wróciłam do człowieczej formy i biegiem wróciłam do obozu. Nie musiałam brać prysznica, gdyż jedyny zapach jaki miałam na sobie to zapach lasu i ten mój, który jest wyczuwalny tylko dla wilko podobnych. Po wejściu na teren obozu poszłam od razu na stołówkę, by zaspokoić swój głód.