Pokazywanie postów oznaczonych etykietą David. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą David. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Od Davida CD Rekera

Kiedy Reker zaczął się wycofywać z pomieszczenia, myślałem, że go rozszarpię. Straciłem całą kontrolę nad sytuacją w jakiej się znalazłem. Moje ciało natrafiło na ścianę, a następnie czułem jak wampir wgryza się w me ciało, przez co warknąłem wkurwiony. Czułem, że jeśli chwile będzie mnie atakować, to zginę, ale chłopak nagle oprzytomniał, że warto było by mi pomóc, przez co zaczął strzelać ze swojego glocka, zajmując przy okazji na chwilę te piekielne stworzenie. Ja za to resztkami sił podniosłem się na łapy i jednym gryzem rozszarpałem kobiecie krtań, przez co z mojego pyska zaczęła kapać świeża krew, której mi cholernie brakowało, powinienem polować dzisiaj, a nie zaspokoiłem głodu, tylko dlatego, że natrafiliśmy na wampira. Spojrzałem na Rekera, jak na smakołyk, lecz moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa, przez co wróciłem do formy ludzkiej, gdzie mogłem zauważyć wiele ran. Miałem zakrwawione rękawy, kilka ran na twarzy, klatce, gdzie widziałem wyraźnie czerwoną ciecz. Spojrzałem na chłopaka ostatni raz, wypluwając krew i padłem.
*2,5 godziny później*
Cholernie nieprzyjemne uczucie gojenia się ran jest strasznie uporczywe. Człowiek czuje, jak by go rozszarpywali od środka, a mój organizm traktował to jak normę, więc czułem każdą część skóry, która coraz bardziej się naprężała, próbując doprowadzić mnie do stanu używalności.
Szczerze, dobrze, że Reker się ode mnie oddalił, gdyż nie byłem pewien czy zapanuję nad sobą, lecz widząc chłopaka siedzącego pod ścianą, który przyglądał się jakiemuś skrawkowi papieru, zaczęło mi się robić żal chłopaka. Co on mógł przejść? Może stracił swoją rodzinę? Nie mam pojęcia. Może nigdy nie chciał iść do wojska, albo był przeciętnym sklepikarzem, który nie umiał wydawać reszty? Nie znałem odpowiedzi na te wszystkie pytania, które wierciły mi japy w głowie. Ból w okolicach skroni też nie był przypadkowy, gdyż dotykając tego miejsca, wyczułem opatrunek.
- Będziemy teraz tak siedzieć?
- A co mam zrobić? Nieść cię nie będę, nie licz na to. Jak dojdziesz choć trochę do siebie, wtedy ruszymy.
- W takim razie byś może opowiedział o sobie, nie będziemy chyba siedzieć w ciszy?
- Jak ty opowiesz, to ja to zrobię w drodze powrotnej.
- Coś cię interesuje?
- Jak to się stało, że jesteś wilkołakiem? Geny?
- Chciałbym.. na prawdę chciałbym aby to było przekazane genetycznie. Zaczęło się od tego, że lecieliśmy na ziemie rosyjskie, wszystko miało przejść sprawnie, mieliśmy informację, że nie ma wroga na dość sporej odległości, ale okazało się, że nasi żołnierze zostali zmuszeni do mówienia tych rzeczy. Wpakowaliśmy się w sam środek pułapki. Jednych mordowali na miejscu, inni czekali na egzekucje w mało humanitarny sposób, a jeszcze inni byli brani do niewoli.
Ja trafiłem do tego ostatniego obozu, gdzie zostałem przykuty do ściany łańcuchami, gdyż myśleli, że powiem im wszystko bez żadnego oporu. Mylili się, stawiałem się, przez co mnie torturowali. Wiesz. topienie, pałowanie.. stara szkoła przetrwania, ale doszło w pewnym momencie do takiego stadium, że zaczęli znęcać się nade mną jeszcze bardziej, poprzez wylewanie mi kwasu na plecy. Nie skończyło się na tym. To, że co noc mnie opatrywali, a na drugi dzień robili praktycznie to samo. Przed samym końcem, zarządzili, że pogryzą mnie wilki, które tak naprawdę były wilkołakami. Na ich nieszczęście był wtedy nów.. 
- Powiedziałeś im coś wtedy? 
- Ciebie bardziej interesuje to co było dalej? Serio? 
- Zastanawia mnie po prostu czy coś wypaplałeś.. 
- Powiedziałem w końcu to co wiedział każdy.. nie obchodziło mnie nic więcej.
- Dlaczego w końcu się ugiąłeś? 
- A co cię to.. - warknąłem wkurzony, bo nie miałem ochoty opowiadać mu tego wszystkiego. 
- Aż tak to boli? Co tam się stało. Jestem ciekawy, nie byłem w niewoli.. 
- Skończ, wkurwiasz mnie, a nie mam jak ci przywalić..
Chłopak się w końcu zamknął, więc ułożyłem się jakość wygodniej, aby jeszcze chwilę odpocząć, choć wolałbym już wracać do bazy, gdyż wkurza mnie siedzenie w tym miejscu. Mieliśmy poszukać tutaj jakiś rzeczy, a się okazało, że tkwimy tutaj z jednej strony przeze mnie, a z drugiej strony przez tego wampira, który zginął piękną śmiercią.
*Godzinę później*
- Wstawaj, ruszamy do obozu, nie mam ochoty tutaj zostać dłużej.
- No chyba cię porypało - rzekł widząc, że wstałem, podpierając się o kawałek blatu.
- Nie, ruszaj się - syknąłem.
Chcąc nie chcąc chłopak ruszył tyłek, więc zaczęliśmy powoli iść w stronę obozu, lecz po drodze chłopak znów zaczął wypytywać mnie o przeszłość, ale ja mu tylko pokazałem dwa środkowe palce.
- Jak jesteś taki mądry i chcesz wszystko wiedzieć, to może najpierw powiedz coś o sobie, a nie tylko ja i ja.. - warknąłem patrząc na niego wkurzony.
Jego ciężkie westchnięcie sugerowało, że nie lubi tego opowiadać, ale co mi tam. Nie obchodziło mnie to ani trochę.
- Chce wiedzieć to co ty o mnie, prosty układ czyż nie?

Reker? 

niedziela, 14 kwietnia 2019

Od Davida CD Rekera

Stając na przeciw chłopaka zastanawiałem się, co mam zrobić. Opcje były dwie. Mogę go rozszarpać, albo nie.
Będąc całym sobą za planem A, jednak się powstrzymałem. Nie miałem serca uwywać mu łba, bo odbiło by się to na mojej reputacji. Każdy mnie by raczej z tym połączył, gdyż to ja go rannego tutaj przyniosłem. Życie jest niesprawiedliwe.
- David? - słysząc jego głos, odwróciłem się i wybiegłem. Nie dam rady go zabić, jest za młody. Niech on jeszcze sobie pożyje.
Biegłem przed siebie, nie patrząc gdzie w ogóle się udaję, po prostu chciałem uciec. Walka nie była mi na łapę.
W końcu dotarłem na polanę, którą ogradzały krzaczki, więc usiadłem na środku, aby się uspokoić. Nie mam ochoty na krzywdzenie słabszych. Nie dzisiaj.
Nie minęło dużo czasu, a młodziak pojawił się niedaleko. Kiedy akurat patrzył w ziemię, podszedłem bliżej niego.
Nie wyglądał ciekawie, jego spodnie zaczęły przybierać kolor czerwony, co oznaczało, że wyszedł bez opatrzenia się. Co za dzieciak!
Po krótkiej wymianie zdań, jego dłoń znalazła się za moim uchem, przez co czułem się jak w siódmym niebie. Tak błogo i przyjemnie. Nawet ogon kilka razy uderzył w ziemie, a ja tego nie mogłem opanować.
- Zgoda, zakopujemy ten topór, ale cholera nie drap mnie za uchem, bo czuję się jak debil - warknąłem niezadowolony.
- Niech ci będzie - wystawił dłoń w moim kierunku, a ja patrząc na niego usiadłem i wyjąłem łapę w jego stronę. - później ci uścisnę normalnie dłoń, a teraz wskakuj, bo się wykrwawisz debilu..
- Nie nazywaj mnie debilem.
- Ciesz się, że nie chcę cię zjeść, bo robię się głodny, a pełnia jest za dwa dni, więc..
- Dobra - westchnął i wpakował się na mój grzbiet.
Ruszyłem powoli w kierunku obozu, gdzie będąc już przy oknie powróciłem do człowieczej postaci i przeniosłem chłopaka, który zemdlał.
Z jednej strony jest mi go szkoda, a z drugiej nadal bym go rozszarpał, bo zachowuje się jak dzieciak.
Położyłem chłopaka na łóżku, a następnie zdjąłem mu spodnie aby opatrzeć dokładnie jego ranę, z której cały czas lała się krew. Kończąc opatrunek, usłyszałem jego majaczenie.
- Zostaw.. zostaw mnie.. błagam..
Pokręciłem tylko głową, zajmując się resztą skaz. Przykrywając go kocem, odezwał się Cezar, który zaczął szczekać i merdać ogonem, gdyż był głodny i po chwili przyniósł mi pustą miskę.
Uśmiechnąłem się lekko do zwierzaka idąc po jego jedzenie, które następnie wylądowało w jego misce.
***
Usiadłem wygodnie na biurku, opierając się o zimną ścianę i w oczekiwaniu na obudzenie się chłopaka, stwierdziłem, że mogę poczytać, bo tak w zasadzie co ja mogę tutaj aktualnie robić? Patrol odbębniłem, na razie nikt nie krzyczy, że zombie idzą, czy też wróg się zbliża. Leniwy dzień, ale tego potrzebowałem. Chciałem uciec myślami daleko, jednak to nie trwało wystarczająco długo.
- Ja pierdole mój łeb.. - odezwał się cicho chłopak.
- Nie ruszaj się, bo znowu padniesz, a ja nie mam ochoty znów cię wlec - warknąłem, gdyż przerwał mi czytanie książki, przez co musiałem znaleźć jakąś zakładkę. Niestety nie miałem nic innego pod ręką, więc w tym celu wsadziłem w odpowiednie miejsce mojej żony. Jedyna pamiątka, jaka została mi z tamtych czasów. Nangorsze jest to, że patrząc na fotografię nie mogę myśleć w pozytywny sposób. Nie widzę tutaj siebie z nia, gdzie cieszymy się tym, że jesteśmy razem. Moją wyobraźnie zakłuca obraz gwałtu i morderstwa oraz mojej bezradnośći to było dla mnie starsze, a teraz przyjmuję to jak karę za życie.
- A co znowu się stało?
- Krwawisz, nasz ranę postrzałową na udzie, jak będziesz się miotał, to ja nie mam ochoty cię szyć, a przy okazji będziesz marnował opatrunki... - powiedziałem odkładając książkę.
*Dwa dni później*
- Nadal nie jestem zachwycony twoim pomysłem, znając moje szczęście wpadniemy na kogoś, a patrząc, że twój opatrunek nadal jest czerwony, to stawiam, że to będzie głodny wampir.
- Po coś ze mną idziesz, w razie czego mamy ząbki.
- Dzisiaj jest pełnia, a nie chcę bys był moim deserem..
- Do pełni jeszcze daleko.
- Niby tak, ale mam wzmożony apetyt - rzekłem przeskakując szybko przez murek - Idziesz? - zapytałem widząc w jego oczach lekki strach.
- Właśnie się zastanawiam czy to było mądre aby cię tutaj zabierać..
- Pierdolisz farmazony, dalej - wystawiłem mu rękę, którą chwycił, przez co łatwiej przeszedł przez murek, gdyż wolałem nie ryzykować aby skakał.
Idąc po gruzach budynku, słyszałem każdy turlający się kamyk, każdy szept, zapach.
Tylko co mnie dziwiło, że te odgłosy dochodziły z budynku, co mnie lekko drażniło. Dodatkowo mój noc draznił cały czas zapach krwi Rekera.
Wchodząc w głąb szpitala, chwyciłem kałacha w dłoń, aby następnie się porozglądać. Upewnić czy tutaj nikogo nie ma.
Ruszyliśmy powoli do pomieszczeń, które były dostępne, aby poszukać jakiś leków czy też opatrunków, lecz mieliśmy takiego pecha, że w trzech z pięciu stały zombie, które zaczęły iść w stronę drzwi, które nas oddzielały.
- Idziemy prosto, tam są jeszcze dwie sale, jak tam nic nie będzie to wybijemy najwyżej zombiaki. - rzekłem i usłyszałem za nami kroki, przez co od razu się odwróciłem.
Był to chłopak, znałem go tylko z widzenia, więc mogłem śmiało powiedzieć, że jest od nas.
- Jeny myślałem, że to ktoś obcy, chciałem atakować, albo się zapytać..
- Chodzisz tak głośno, że mi głowa pęka, poza tym znalazłeś coś tutaj.
- Małe ilości opatrunków, nie wchodziłem do pomieszczeń z zombiakami.
- Chcesz to możesz się z nimi zabawić - warknąłem, bo zachowywał się cholernie głośno. - Idziemy stąd - dodałem.
- To ja tutaj wydaje rozkazy - powiedział dumny z siebie Reker, przez co tylko zerknąłem na niego groźnie i ruszyłem przed siebie.
- Adios, jak chcesz sam wracać, to nie ma problemu - powiedziałem oddalając się od chłopaków. Chciałem ruszyć do więzienia. Może tam roi się od tego chorego cholerstwa, ale idzie znaleźć jeszcze jakąś broń czy też amunicje, a nawet opatrunki, bo wiece, zawsze w takim miejscu był lekarz.
Gdy zniknąłem z pola widzenia chłopaków, usłyszałem ich podniesiony głos, a później słowa brzmiące dokładnie:
"Co to za impreza, wampir wilk, jeszcze zombiaki akompaniament robią"
Chyba są w dupie, więc przemieniłem się w zwierze i udałem się w tamtą stronę.
Gdy tamten wilk mnie zauważył warknął niezadowolony i uciekł, a ja przy okazji bez większych ceregieli urwałem wampirkowi łeb, mając straszną ochotę na przekąskę, która nazywała się Reker i jego kolega. Kłapnąłem zębami przed ich twarzami, po czym ruszyłem do wyjścia, gdzie wróciłem do ludzkiej formy, czekając na chłopaka, któremu powiedziałem gdzie chcę iść, ale jego mina nie była szczególnie zadowolona.
- Zawsze mogę iść sam.. - wzruszyłem ramionami.

Dawaj odpisa!

czwartek, 11 kwietnia 2019

Od Davida CD Rekera

Cholerne patrole, dlaczego one od kilku dni muszą być takie nudne? Rozumiem, że zombie zaczęły być bardziej aktywne, ale na nic nie wpadłem od kilku dni, prócz sporej ilości krzaków i korzeni, przez które kilka razy upadłem na twarz, ponieważ byłem zbyt zamyślony. Byłem cały odrapany, pełno cholernych kolców, które podrapały moją twarz, czy też dłonie. Od kilku chwil z mojej ręki ścieka, ciemnoczerwona stróżka krwi, która jest bardzo kusząca dla wampirów, które mogą się tutaj czaić. W lesie jest dość ciemno, aby te stworzenia chodziły sobie polując na naszych, jebane dupki!
Poprawiając swoją broń na ramieniu, ruszyłem na dalszy zwiad z nadzieją, że trafię na jakiegoś zombie czy też inne cholerstwo, ale niestety nic takiego się nie działo, a ja przez kolejne minuty chodziłem znudzony.
Idąc z nogi na nogę, odgarnąłem krzaki i jak na złość wpadłem na Blackfrey'a, który jest cholernym dupkiem. Chłopak o jedenaście lat ode mnie młodszy i myśli, że jest najlepszy. Nie pojmuję dzieciaka. Z resztą zachowuje się jak mój cholerny brat, który możliwe, że jeszcze żyje, ale kto go wie. Zawsze był dwa kroki przed wrogiem, lecz kiedyś się przeliczył, może Reker zrobi w końcu to samo. Przydałaby mu się nauczka, która byłaby dla niego lekcją życia.
Ucięliśmy sobie pogawędkę, z której niestety nic mądrego nie wynikło, więc Reker chciał iść już w swoją stronę, lecz go zatrzymałem prosząc go o bandaż, gdyż moje medykamenty zostały w ratuszu. Chłopak lekko zdenerwowany, zgodził się na podarowanie mi tej rzeczy, a następnie ruszył w swoją stronę.
Irytujący gówniarz, a szczególnie debilny psycholog.
Usiadłem na pobliskim kamieniu, zdejmując kurtkę, aby zobaczyć jak głębokie jest zadrapanie.
Przy akompaniamencie szelestu liści, płynącej w oddali skażonej wody, czy też łamiących się gałązek, oraz strzałów dochodzących od strony północnej, oraz krzyków, opatrzyłem swoją ranę.
David, nie reaguj, przecież nic nie może się tam dziać, szczególnie, że tam poszedł mądry Blackfrey.
- Kurwa! - usłyszałem wyraźnie to słowo, a następnie kolejne strzały. Co tam się do cholery dzieje?
Wkurzony na własną ciekawość, zarzuciłem kurtkę na swe ramię i ruszyłem w tamtym kierunku. Nie musiałem wcale długo iść, aby zobaczyć pole martwych ciał.
Stojąc w rozsądnej odległości, zauważyłem kobietę, podchodzącą do jednego z ludzi, następnie chwytając tę osobę za szyję.
Tylko dlaczego jak na złość musi być to Reker?
On mówił, że sobie poradzi, nie zwracaj na to uwagi. To tylko wampir, który przed kilkoma chwilami zarżnął kilku ludzi z innego obozu. Idź sobie stąd, już! 
Unosząc chłopaka, zauważyłem na jego ciele głowie kilka ran, co nie wróżyło nic dobrego, najgorsze było to, że chłopak nawet nie drgnął.
David, odejdź stąd!
Gdy kobieta przejechała dłonią po szyi młodzieńca, coś mnie tknęło.
- David, kurwa! - warknąłem pod nosem i przemieniłem się w czworonoga. Najważniejsze jest pozbycie się kłopotu, tylko i wyłącznie.. tym kłopotem jest ta gryząca baba.
Bez zastanowienia rzuciłem się na wampira, gryząc ją kilkukrotnie. Umieraj kurwo!
Jak na złość, usłyszałem trzask kości, w moim ciele, przez co cicho zawyłem, następnie odgryzając głowę kobiecie.
Ta w końcu padła martwa, a ja zachwiałem się na łapach.
Spojrzałem na Rekera, z cichą nadzieją, że umarł, ale niestety oddychał. Był po prostu nieprzytomny.
Zauważyłem krwawiącą ranę postrzałową, na udzie, przez co tylko warknąłem pod nosem.
Chwyciłem młodziaka za koszulkę, następnie zacząłem go ciągnąć po ziemi w stronę obozu, co za ironia, żebym teraz ja idiocie ratował życie.
***
Szedłem tak z nim przez dłuższy czas aż w końcu się obudził, przez co zaczął się wyrywać. No tak, jest ciągnięty przez jakąś czarną kupę futra, a to nie jest nic przyjemnego.
Specjalnie kierując go na jakiś kamień miałem nadzieję, że ponownie zemdleje, co na całe szczęście się udało.
Nie miałem ochoty na żadną rozmowę z nim, przynajmniej nie w tej chwili.
Będąc na skraju lasu, powróciłem do człowieczej formy, a następnie wziąłem młodzika na ręce. Lepiej niech nie wie kim jestem.
Dlaczego akurat mnie to musiało spotkać? Nie mógł przechodzić kam ktoś inny?
Omijając wszystkich ludzi, poszedłem do jednego z pomieszczeń ratusza, które ochrzciłem swoim pokojem wywieszając zakaz wstępu. Położyłem chłopaka na łóżku, następnie zacząłem opatrywać jego rany. Na całe szczęście nie były głębokie, przez co uporałem się z tym szybko. Gorsza była rana postrzałowa na udzie, którą musiałem dokładnie oczyścić i wyjąć pocisk. Udało się, lecz chłopak dostał gorączki. Co za los..
Dobrze, że kilka dni temu dostałem się do opuszczonego szpitala, przez co udało mi się znaleźć kilka leków przeciwbólowych, które też działają na gorączkę.
- Reker.. - powiedziałem cicho, widząc, że chłopak powoli się wybudza. - Blackfrey, Blackfrey, Blackfrey.. poradziłeś sobie sam? Jesteś aż tak samolubny, że nawet nie wołałeś o pomoc? W ogóle wiesz co się działo? - zapytałem, wycierając właśnie dłonie od jego krwi.
- Wiem, że jak zawsze byłeś upierdliwy, później szedłem i natknąłem się na demony..
- Coś poza tym? - skrzyżowałem ręce na klatce i patrzyłem jeszcze przez chwilę na chłopaka, następnie nalewając wody do szklanki.
- Wilk..ciągnął mnie przez las...
- Czyli nie wiesz, że pewien wampir chciał sobie zrobić z ciebie ucztę, cudownie, prawda? Ciesz się, że akurat coś czy też ktoś był w pobliżu, a teraz to połknij, zbije gorączkę i nie będziesz odczuwał takiego bólu - rzekłem stawiając szklankę na stoliku przy łóżku, wraz z tabletką.
Chłopak obserwował mnie uważnie, jakby coś podejrzewał. No tak, bo Mściciel, jeszcze nigdy do nikogo taki nie był..
- Nie patrz tak, gdybym chciał cię zabić, już dawno bym to zrobił, co nie było by trudne.. - powiedziałem opierając się o ścianę, biorąc w dłoń drugą szklankę z napojem, patrząc na młodzika, połykającego lek.
Za to mnie cholernie bolały żebra, które się powoli regenerowały.
- Co robią wilcze mutacje u nas w lesie? - zapytał na głos.
- Może jest ich kilku, albo tylko jeden. Ja w przeciwieństwie do ciebie żadnego nie spotkałem - byłem na tyle miły i odpowiedziałem na jego pytanie.


Kiedy odpis? ;D

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Prędzej wpadniemy w gówno jednorożca w drodze do pracy, niż skłonimy do zwierzeń herszta albańskiego gangu

Imię i nazwisko| David "Rex" Hammond.
Ksywka| Vengador - Mściciel.
Wiek| 33 lata. (22.04)
Płeć| Mężczyzna.
Obóz| Śmierć.
Ranga| Członek.
Aparycja| Twarz Hammonda nie wygląda zbyt przyjaźnie, patrząc pod względem estetycznym, gdyż przez jego prawe oko przechodzi blizna sięgająca za brew aż do kości policzkowej. Jeśli jesteśmy już przy oczach, warto wspomnieć, że mężczyzna posiada tęczówki w kolorze ciemnego brązu, które kontrastują z jego włosami, mającymi odcień ciemnego blondu. Hammond, nie ma pięknego nie oszpeconego ciała, gdyż ściągając z niego ubranie, można dostrzec wiele blizn, gdzie największa znajduje się na plecach, po kwasie. Poza tym na jego rękach czy w niektórych miejscach na ciele widać tatuaże, które zrobił kilkanaście lat temu. Gdy ktoś by powiedział o nim, że jest niski, to by skłamał, gdyż posiada 187 centymetrów wzrostu, a jego waga zwykle nie przekracza osiemdziesięciu kilogramów, przez jego szybki metabolizm. Kiedy przebywał w domu, lubił się stroić w drogie garnitury, które dodawały mu uroku, jednak teraz częściej można go znaleźć ubranego w koszulkę i spodnie wojskowe, które idealnie zgrywają się z butami. Poza tym, nigdy nie zdejmuje koszulki przy ludziach, gdyż ma obrzydzenie do blizny na plecach. Może nawet lać się żar z nieba, ale go nikt do tego nie jest w stanie przekonać.
Po przemianie wygląda jak rasowy morderca. Jego sierść przybiera kolor czarny, a oczy złotą barwę. One wtedy nie wyrażają żadnych uczuć czy emocji. Dla niego liczy się już tylko śmierć, którą może siać.
Charakter| Vengador jest specyficzny. Kiedyś roześmiany, zadowolony z życia i zawsze uśmiechnięty. Tymi słowami, nie da już się opisać tego gbura. Po utracie swojej rodziny stał się cichy, stanowczy i nietolerujący żadnych potknięć w obozie. Wytyka każdemu błędy, jeśli je widzi. Jego upór jest czasami zgubny, lecz szaleństwem potrafi zdziałać wiele. Nie jeden bałby się wyjść nieuzbrojony twarzą w twarz z wrogiem i bez problemu go obezwładnić. Jeśli ma zły dzień potrafi strzelać nawet do głupich motyli, które go wkurwiają niemiłosiernie. Lubi strzelać, przez co nie zawaha się zabić człowieka, nawet takiego, który go wkurwi, więc jeśli chcesz zacząć na niego jechać, lepiej się wycofać, gdyż możesz wtedy stracić swoje życie. Gdy już serio ktoś chce z nim dyskutować, woli trzymać swoje nerwy na wodzy. Jeśli w końcu dyskusja do niczego nie prowadzi, to woli odejść niż skrzywdzić taką osobę, która jest bezbronną lichą istotą. Jego słuch przekracza normalne granice człowieka, więc strzał ze snajperki jest dla niego niczym start rakiety kosmicznej. Podsumowując.. jeśli nie chcesz zostać zwyzywany, lepiej się do niego nie zbliżać.
Historia| Wróciwszy dwa tygodnie temu do domu, David nie zaznał spokoju, ani nie miał wystarczającej ilości czasu, aby spędzić go z rodziną, gdyż po tym czasie do jego drzwi zapukał listonosz z wezwaniem do wojska. Jak się okazało w niedalekiej przyszłości, Rosjanie rozpętali trzecią wojnę światową. Dla mężczyzny było to trochę niedorzeczne, gdyż musiał stawić się w ciągu najbliższych dwóch dni. Docierając na miejsce, został zmuszony do oddania władzy nad całym plutonem, jak i nad sobą. Były kapitan, nie był z tego powodu zachwycony, gdyż trafił pod skrzydła człowieka, którego nie znał. Sam nikogo w oddziale nie znał, lecz ludzie do niego podchodzili pytając dlaczego zgodziłem się wrócić, po tak krótkim czasie. No tak, przecież jestem rozpoznawalny, gdyż stałem się tyranem, który zabijał bez mrugnięcia okiem. Wracając, do tego co się działo..
Wysłano grupę mężczyzn na zwiad, a resztę bez żadnego zająknięcia zesłano na ziemie Rosyjskie. Hammond, niestety był w grupie wysłanych na śmierć. Niestety, nikt nie spodziewał się zasadzki, praktycznie w miejscu, do którego mieli udać się żołnierze. Większość chłopów wybito, lecz przetrwało kilku, którzy według Rosjan, mogli mieć jakiekolwiek informacje na temat misji Stanów.
W tym wąskim gronie zakładników znalazł się brązowooki, z którego chcieli wyciągnąć informację za wszelką cenę, gdyż myśleli, że on wie wszystko, w końcu zawsze było o nim głośno.
Torturowali go, bijąc biczem, wylewali na jego plecy kwas, rzucali w niego nożami, czy też dawali zmutowanym wilkom go gryźć. Oczywiście nie chcieli aby zginął, więc o niego dbali, chociaż w najmniejszym stopniu.
Mężczyzna przechodził dzielnie przez wszelkie katusze, nawet jeśli chodziło o śmierć jego kompanów. W końcu nie wytrzymał, kiedy na jego oczach czterech żołnierzy, gwałciło jego żonę. Powiedział co wiedział, ujawniając tylko informację, na temat broni masowego rażenia, o której wiedział każdy. Z nadzieją patrzył wtedy na katów, którzy obiecali, że wypuszczą jego żonę, lecz nic takiego się nie stało. Rozstrzelano kobietę na jego oczach.
Przez kolejne tygodnie trzymali Dave'a przykutego do ściany kajdanami, aż do momentu, kiedy na niebie ukazała się pełnia. Zwierze, jakim stał się Hammond, rozszarpało każdego ze strażników, bez najmniejszych uczuć czy emocji. Kiedy udało mu się uciec, schował się w jednym z opuszczonych domów, skąd zabrała go armia po kilku dniach. Gdy wrócił do USA, dołączył do Śmierci. Choć od tamtych wydarzeń minęło trochę czasu, ludzie dalej szukają zaginionych, którzy już dawno umarli.
Rodzina|
- Żona Davida - zginęła podczas wojny, kiedy ją rozstrzelali.
- Adoptowany syn Jack, który zaginął.
- Młodszy brat, którego imienia niestety nie pamięta, gdyż stracił pamięć podczas tortur.
Partner/ka| W tej chwili brak.
Orientacja seksualna| Heteroseksualny.
Inne|
- Stara się dogadać z Rekerem, po małej spinie na początku znajomości.
- Jego wiernym towarzyszem jest Cezar - pies rasy owczarek niemiecki.
- Cały czas stara się odnaleźć brata.
- Kocha ciszę i spokój, której niestety mu tutaj brakuje.
- Nigdy nie chodzi bez broni, którą jest AK47.
- Jego ulubioną zabawką jest AWP, którą przemalował na czarno, dodając do niej kilka złotych elementów.
- Nie jest zachwycony, że musi słuchać młodszych, gdyż tutaj ponownie nic nie znaczy.
- Nienawidzi ludzkiego gatunku, choć stara się z nimi jakoś wytrzymać.
- Kiedy znajdzie wolną chwilę zagłębia się w lektury.
- Jedna ze starych ran uszkodziła prawe oko, więc wszystko ma za lekką mgłom.
- Jest mańkutem.
- Codziennie rano biega.
- Zawsze nosi ze sobą swój nieśmiertelnik.
- Umie jeździć konno.
- Nauczył się poruszać bezszelestnie.
- Kiedy przystąpił do obozu, wysłano go do psychologa, któremu pokazał dwa środkowe palce i wyszedł trzaskając drzwiami.
Właściciel: Konia 2000