piątek, 31 marca 2017

Od Reker'a cd. Kiary

Kiedy przyszedł Will ja najpierw wziąłem naszego synusia na ręce, bo ten już nie mógł się doczekać kiedy wreszcie do niego podejdziemy a dopiero później spojrzałem z uśmiechem na bijącego się chyba z myślami brata.
- Co jest Will? - zapytałem jako pierwszy przerywając panującą ciszę słowną w pokoju.
- To prawda, że przyjadą tutaj założyciele z moim ojcem? I o tej rewolucji? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie. Po jego tonie głosu wywnioskowałem, że jest lekko zdenerwowany i nie wie w co ma wierzyć dlatego położyłem mu rękę na ramieniu oraz spojrzałem mu prosto w oczy co wywołało pewnie u niego kolejną falę stresu i zaniepokojenia.
- Tak to prawda Will twój ojciec przyjedzie dzisiaj o szesnastej - wypaliłem nagle a on zdębiał, lecz po chwili się tak strasznie ucieszył i na mnie wkurzył, że myślałem, iż nam zaraz pokój z tej radości rozniesie.
- Brat nie wiem czy mam cię chlasnąć w ten durny łeb czy ci dziękować - zaśmiał się ze szczęścia gdy poprawiałem sobie Rajanka na rękach, który patrzył na chłopaka z wielkim zainteresowaniem.
- No co mały? - zapytał zniżając się na wysokość wzrok malucha, który też się zaśmiał i pociągnął go za nos na co ten uśmiechnął się szerzej - Ale masz siłę! - stwierdził wyrywając się powoli oraz delikatnie z jego żelaznego uścisku. - Ja będę już leciał! Do zobaczenia - dodał jeszcze wychodząc i zamykając za sobą drzwi a ja stałem tak jak ten ostatni idiota gapiąc się w zamknięte drzwi. Przynajmniej on się cieszy - stwierdziłem w myślach. Nagle poczułem dotyk ukochanej na prawym ramieniu a ja odwróciłem się do niej tak byśmy stanęli twarzą w twarz.
- Rekuś coś się stało? - zapytała a raczej stwierdziła, lecz ja pokręciłem przecząco głową.
- Nic Kiaruś! To tylko takie lekkie zamyślenie przez niewyspanie! - zaśmiałem się cicho siadając z synkiem łóżku gdzie rozłożył się jak hrabia! Wywołało to u nas falę śmiechu a synuś nie wiedząc o co chodzi przekręcił się na brzuch i zaczął zasuwać raczkując po łóżku na co aż otworzyliśmy szeroko usta. - Ty to widzisz? - zapytałem szczęśliwy na co skinęła głową nie ukrywając też radości - Ale się szybko uczy - zaśmiałem się widząc jak do nas "podchodzi" oraz uczepia się ręki ukochanej.
- Nasza mała kruszynka! - powiedziała ukochana biorąc go na ręce i tuląc do siebie co Rajnakowi się bardzo spodobało.
****
Minęło kilka godzin, które przespałem oraz przegadałem z Kiarą, z którą też bawiliśmy się z synusiem. Kiedy na zegarze pojawiła się godzina 15.50 postanowiliśmy zejść już na dół by chociaż pokazać się założycielom, żeby wiedzieli, iż jakoś żyjemy. Rajanka oddaliśmy na ten czas pod opiekę Dava i Szanon, którzy nie protestowali i z radością zabrali małego pod swoje skrzydła. Zeszliśmy akurat w momencie kiedy założyciele z chodzili z koni witając się przy tym z Ericem i nie ukrywali zdziwienia tym, że się wreszcie obciął. Ale o ślubie to oni nie wiedzą prawda?! - krzyknąłem w myślach zmieszany. 

<Kiara? :3 Reker ma stresa, ale postara się coś wydusić xd> 

Od Erica cd. Will'a

Kiedy Will zaczął kaszleć krwią myślałem, że z Masonem zawału dostaniemy! Mężczyzna cieszył się, że odzyskał pamięć a teraz mu się znowu życie sypie, bo ma świadomość, że jeśli nie pomożemy chłopakowi na czas ten nam kopnie w kalendarz!
- Narządy mu wysiadają od tego cyjanku! Trzeba iść po Oborezan! - krzyknął Edward widząc jak Will traci przytomność na co ja zerwałem się z miejsca i sprintem pobiegłem na sąsiednią salę gdzie trzymali te wszystkie dziadostwa... Szybko wzrokiem poszukałem litery O a potem już poszło gładko, bo dzięki Bogu były mało leków na tą literę. Od razu zabrałem kilka opakowań i niczym Flash z komiksów DC wróciłem na oddział gdzie Eric już czekał ze strzykawką, do której w mgnieniu oka nabrał płynu i podał je młodemu dożylnie co po paru sekundach jakoś ustabilizowało jego stan. - No to teraz już ma śpiączkę gwarantowaną - westchnął lekarz opadając na krzesło.
- Biedny Will - westchnął Mason patrząc na swojego bratanka - Edward jak to możliwe, że odzyskałem po tylu latach pamięć? - dodał nagle nie spuszczając oka z chłopaka.
- Jak spadłeś z łóżka uderzyłeś się tak mocno w łeb, że coś ci się tam przestawiło i odblokowało zapomniane wspomnienia. Powiedziałem w waszym języku? - zapytał dla upewnienia na co pokiwaliśmy twierdząco głowami - Będę musiał cały czas monitorować jego stan... Dwie dawki leku rano i wieczorem powinny pomagać mu walczyć z tym cholerstwem! No w razie czego będą te trzy... - wyjaśnił jeszcze pasując skronie.
- Trzeba znaleźć tą cholerę co mu podawała nieświadomie truciznę! - warknął wściekły Mason mrugając co jakiś czas szarymi oczami - Oddajcie mi soczewki ja was błagam! Wyglądam w tych szarych okropnie - jęknął a Edward wreszcie się nad nim zlitował i podał mu jego własność, którą przyjął z wdzięcznością i jakoś sobie je założył.
- Ty na prawdę pijesz gorzką kawę? - zapytałem na co skinął głową - Ohyda! Ja jak piję swoją mocną to bym prędzej się porzygał niż to wypił - dodałem zdziwiony na co się zaśmiał.
- Eric widać, że już dawno ze mną kawy nie piłeś... Prawda Kias? Wyłaź... - burknął na cień gdzie błysnęły niebieskie oczy - Czego się dowiedziałeś? - pytał a on niepewnie do nas podszedł.
- Jak na razie to tylko złapałem trop tej cholery... Chłopcy też węszą - rzekł cicho i spokojnie patrząc na nieprzytomnego chłopaka - Na prawdę odzyskałeś pamięć? - zapytał jeszcze nie mogąc uwierzyć w to co się właściwie dzieje.
- Tak Kias odzyskałem a teraz zmykaj załatwiać sprawy - westchnął na co ten skinął głową i zaczął znikać w cieniach korytarza.
- Nie mam pojęcia jak ty ich możesz zobaczyć! - nie dowierzał Edward, który nagle się podniósł.
- Po pierwsze jestem ich przywódcą, po drugie to ja ich szkoliłem, po trzecie ja ich ustawiam w ratuszu więc wiem kto, gdzie i kiedy łazi - oświecił go na co on lekko się skrzywił pewnie dalej nie czając o co biega.
- Dobra dajcie mi pióro, orła i papier... Musze napisać list do jego ojca... - westchnąłem na co doktorek podał mi wszystko oprócz ptaka a ja zacząłem pisać krótką, ale sensowną wiadomość. Orzeł sam się zjawił zwabiony swoim pożywieniem i nie protestował, żeby nie lecieć do wieży.
****
Przez cały czas siedziałem przy Willu, który wyglądał na o wiele spokojniejszego niż ostatnio, ale i tak Edward skakał obok niego jak sprężyna podając mu też i inne leki, o których ja sam nie miałem bladego pojęcia. Wiadomość z wieży nadal nie przychodziła więc zacząłem się trochę niepokoić tym co się tam u nich wyprawia, lecz nagle usłyszałem jak ktoś biegnie w stronę oddziału dlatego wszystkie moje mięśnie napięły się w razie czego do ataku i już miałem skakać napastnikowi do gardła, lecz powstrzymałem się w ostatnim momencie gdyż na salę wbiegł zdyszany Billy Parker ojciec Will'a i brat Masona. Złotooki przyglądał się uważnie mężczyźnie, który od razu go zignorował i podszedł do mnie.
- Co z nim? - zapytał szybko a ja spojrzałem na Edwarda, który zaraz mu wszystko wyjaśnił a ten w chwili wspomnienia o cyjanku pobladł, ale jakoś opanował emocje a ja odstąpiłem mu miejsca przy chorym synu. Mason nie wiedząc co powiedzieć pociągnął swojego brata za rękaw ubrania a założyciel spojrzał na niego ze zdziwieniem - Em słucham pana? - zdziwił się.
- Billy jak cię zaraz trzepnę to ci dam pana - burknął złotooki a założyciel Duchów wytrzeszczył z niedowierzaniem oczy.
- Mason?! Ale jak?! Myślałem, że nie żyjesz! Co z twoimi oczami? - nie mógł uwierzyć w to co widzi i słyszy.
- Jak widzisz trudno się mnie z tego świata pozbyć! Wszystko z nimi w porządku to tylko soczewki - powiedział podnosząc się do siadu co kosztowało go wiele sił oraz lekkiego cierpienia.
- A tobie co się stało? I coś ty znowu z tymi soczewkami wymyślił? - zadawał mu coraz nowsze pytania.
- No tak jakby dostałem wpierdziel od Trupów gdy ich szpiegowałem, ale Will mnie uratował przed torturami i wykrwawieniem  się na śmierć! - zaśmiał się cicho - Przywódca danej grupy musi się jakoś wyróżniać - dodał po chwili.
- Szpiegowanie o czym ty mówisz braciszku? - zapytał coraz bardziej zdziwiony.
- Mason jest przywódcą szpiegów w ratuszu - wyjaśniłem opierając się plecami o ścianę.
- No to nieźle... - rzekł wracając wzrokiem do syna, którego pogłaskał po głowie. - Mógłbym u was zostać do czasu aż się nie wybudzi? - zapytał jeszcze z nadzieją na co skinąłem głową dając znak, że się zgadzam. Nagle z cienia wyskoczył znowu Kias czym się nie zdziwiłem, bo głupi baran chciał zrobić wejście smoka i się popisać!
- Idiota - burknąłem strzelając mu w łeb.
- No i co Kias? Co tak szybko wracasz? - zdziwił się złotooki, który ściągnął jedną soczewkę by pokazać bratu szarość swoich oczu.
- Em... mam mówić przy założycielu Duchów? - zaniepokoił się lekko.
- To mój brat i cię nie zje więc daj spokój - westchnął a Kias jeszcze bardziej się zdziwił.
- No dobra to złapaliśmy tego gościa co go truł - tu wskazał na Will'a - Wypiera się od czynu, ale my mamy odciski i inne gówna więc się nie wymiga.
- Gdzie on jest? - zapytał próbując się opanować Billy.
- No na sali do przesłuchań... Na razie siedzi przywiązany, bo chłopaki czekają na rozkaz szefa co z nim zrobić - poinformował go patrząc na mnie.

<Will? :3 Powiesz Ericowi coś w myślach? xd> 

Od Kiary cd. Rekera, Erica

Pobudka o 4:30 nie należała do przyjemnych, zwłaszcza że zasnęliśmy po pierwszej rano dopiero... Miał Kias szczęście że nie obudził tym tłuczeniem się Rajanka, bo gdyby zaczął płakać to bym go chyba ukatrupiła! W sumie to już dawno chciałam go złapać i ukatrupić za to że wygadał się Ericowi i większości o tym że planujemy ślub! "Pewnie już cały obóz o tym kuźwa wie!" mruknęłam niezadowolona w myślach gdy się przebierałam w mundur po cichu, tak jak Reker by nie obudzić naszego kochanego szkrabka...
Szczerze to byłam w szoku że Olivier, Billy i Ruby udało się obalić mojego ojca i bałam się troszkę że to wszystko kłamstwo i że nadal grozi nam niebezpieczeństwo!
- Gotowi? - zapytał łapiąc za wieczko wujek, uważnie na nas patrząc czy aby na pewno jesteśmy na to gotowi.Skinęliśmy powoli twierdząco głowami, a po chwili Eric otworzył pudło w którym była głowa Williama! Mojego ojca... "Boże ja go tak nadal potrafię nazywać po tym wszystkim?!" złapałam się na tym w myślach. W pewnym sensie poczułam jednocześnie ulgę pomieszaną z radością, oraz małe ukłucie bólu... W małej części wciąż kochałam ojca i nadal nie mogłam uwierzyć że coś takiego chciał mi zrobić... Zabić własne dziecko z zimną krwią! I nie tylko mnie! Z drugiej zaś strony poczułam taką radość, że chciało mi się skakać, gdyż rządy tyrana dobiegły końca...
- Mam nadzieję że Olivierowi i reszcie się uda naprawić wieżę, ale nigdy nie mam zamiaru tam wracać! Moja noga nigdy już tam nie postanie po tym co nam zrobili... Może i oni o niczym nie wiedzieli, ale i tak znajdą się tacy, co będą nam chcieli łeb odstrzelić! Ponadto znienawidziłam tamto miejsce! A co do ich odwiedzin to się zgadzam, bo będzie dobrze ich w simie zobaczyć, a i Will też się ucieszy gdy zobaczy ojca znowu... - powiedziałam na co wujek skinął głową i spojrzał na Rekera pytająco.
- Też się zgadzam żeby przyjechali... Niezbyt się do tego palę, ale chcę żeby brat zobaczył ojca - westchnął, a Eric pozwolił nam odejść i dalej trochę pospać, gdzie on w między czasie zaczął pisać wiadomość do Oliviera.
Poszliśmy do swojego pokoju, gdzie miałam mieszane uczucia, których niezbyt rozumiałam. Chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie, a przy tym czułam dziwny niepokój pomieszany z radością i ulgą. Reker to zauważył, więc mnie do siebie przytulił, gdy leżeliśmy na swoim łóżku, w ciemnościach, bo światło już dawno zgasiliśmy.
- Wiem jak się czujesz Kiaruś - westchnął ukochany, a ja się w niego wtuliłam mocniej, czując się przy nim lepiej.
- Strasznie dziwne uczucie... Jednak cieszę się że to Olivier, Billy i Ruby rządzą - odparłam spokojnie.
- Na pewno niedługo ludziom tam zacznie żyć się lepiej, ale tak jak sama powiedziałaś, moja noga też tam już nigdy nie postanie - westchnął całując mnie w czoło - Kocham Cię Kiaruś - szepnął jeszcze.
- Ja Ciebie też Rekuś - odparłam i jakoś w końcu oboje zasnęliśmy spokojnie.
**
Obudziliśmy się około jedenastej, czym się nie zdziwiliśmy, bo po tak nieprzespanej nocy jakoś musieliśmy się nieco dłużej zregenerować niż pozostali... Zajęliśmy się synkiem z którym się pobawiliśmy i nakarmiliśmy, po czym poszliśmy na późne śniadanie, lecz nikomu to nie przeszkadzało! Wróciliśmy ponownie do pokoju, gdzie synek stał w łóżeczku, podtrzymując się rączkami. Synuś uśmiechnął się na nasz widok, a po chwili przyszedł Will.

< Eric? Reker? ;3 >

Od Will'a cd. Erica

- Pamiętam... Ja już wszystko pamiętam! - odezwał się szarooki - Will to ja wujek Mason brat twojego ojca Billy'ego zapytaj mnie o co chcesz a ja ci powiem normalnie wszystko żebyś uwierzył! - powiedział a ja mu nie wierzyłem.
- Nie kłam! To nie prawda.... On zginął! - mówiłem ledwie utrzymując przytomność, podczas gdy Edward koło mnie skakał i wbijał mi wenflon i takie różne dziwne rzeczy podawał mi do krwiobiegu.
- Nie kłamię Will! Spytaj mnie o co tylko chcesz! O czym wiedziała tylko nasza rodzina! - mówił błagalnie co mnie zdziwiło.
- Jesteś szpiegiem.... Możesz wiedzieć o mnie wszystko! - powiedziałem ledwie.
- Możemy Ci pokazać badania genetyczne! Też jesteś lekarzem, więc powinieneś zrozumieć te wykresy iż nie kłamią... - odezwał się nagle Edward, na co spojrzałem na niego. Przez chwilę biłem się z myślami, lecz w końcu ledwie skinąłem głową, na znak iż chcę je zobaczyć. Po chwili Edward podał mi kartkę, a ja zacząłem czytać wszystko, że jednak faktycznie on jest moim wujkiem ze strony ojca! W głowie mi się to nie mieściło... Oddałem mu po chwili kartkę i nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić!
- Podaj mi rok urodzenia mojego ojca - powiedziałem na co Mason się zdziwił, lecz zaraz zaczął myśleć, co nie było łatwe w jego obecnym stanie.
- Urodził się w 1986 roku, a było to 8 stycznia - powiedział i spojrzał na mnie znowu.
- Jak mówili na mojego ojca, moi dziadkowie? - spytałem.
- Nazywali go herkulesem albo też i szeryfem, bo zawsze dbał o dobro innych i był przy tym stanowczy oraz nigdy nikomu nie popuszczał - odparł, na co się zdziwiłem, bo nie mógł tego wiedzieć, lecz pytałem dalej.
- Jakie miałem przezwisko w wojsku przez dzieciaki? - spytałem.
- Nazywali Cię elegancikiem - powiedział i chicho się na to zaśmiał pod nosem.
- Jak miała na imię i nazwisko moja ulubiona nauczycielka z biologii w podstawówce? - spytałem.
- W cale nie była Twoją ulubioną, bo jej nienawidziłeś! Wredne było z niej babsko... Nazywała się Aurelia Simonkowska - powiedział krzywiąc się na te dane.
- Ile mam rodzeństwa? - spytałem.
- Masz jedną siostrę Rose - powiedział spokojnie, lekko łapiąc się na głowę.
- Kim z zawodu była moja matka? - spytałem.
- Była kelnerką - powiedział znowu bezbłędnie.
-  Jaki był jej ulubiony zwierzak? - spytałem - Za czasów apokalipsy - dodałem.
- Był to york krótkowłosy o imieniu Perełka - odparł znowu dobrze!
- O czym zawsze zapominał mój ojciec i się z nim o to kłóciłeś? - spytałem po chwili ciszy.
- Zawsze dziad jeden wsypywał mi cukier do kawy, a ja tego zawsze nie cierpiałem i nie cierpię do tej pory! - fuknął chyba to sobie przypominając...
Wtedy już wiedziałem że mówi prawdę! Tylko wujek mógł wiedzieć o tym wszystkim, gdyż nigdzie nie było to zapisane w kartach... Patrzyłem na niego z niedowierzaniem, a on jakby z nadzieją i obawą że jednak go odrzucę albo sobie go nie przypomnę.
- A więc to jednak Ty... - odezwałem się zachrypniętym głosem, a w jego oczach błysnęła jakby nadzieja i szczęście pomieszane ze sobą - Myślałem że nie żyjesz tak samo jak reszta... - dodałem jeszcze i nagle zacząłem kaszleć strasznie krwią, dławiąc się nią, a ból jaki wtedy poczułem był wręcz nie do opisania! Jakby ktoś wypalał mi dziurę w klatce piersiowej! Przed oczami pojawiły mi się mroczki i zrobiło mi się znowu tak strasznie zimno... W końcu zemdlałem, więc moje męczarnie nie trwały długo, lecz przed straceniem przytomności, usłyszałem urwane zdane.
- Na rządny mu wysiadają od tego... - i tu nie usłyszałem i pogrążyłem się w ciemnościach.

< Eric? ;3 cyjanek go coraz bardziej wyniszcza i bez leków specjalnych umrze ;c >

Bardzo ważne wiadomości!

 Wieża czy na pewno taka bezpieczna?
 Nowe rządy w Duchach.
 Źli założyciele w dobrym obozie?
 Kary śmierci oraz morderstwo dokonane na założycielach.

1. Pewnie już spora część ludzi z sześciu obozów wie, że w wieży ostatnio doszło do licznych gwałtów, tortur na niewinnych ludziach oraz morderstw na dzieciach jak i dorosłych. Doszły nas też słuchy, iż wielcy założyciele: Wiliam Saw oraz Michael Blackfrey tresują i trują ludzi substancją ogłupiającą, która powoduje dozgonną wierność tym założycielom. Strzeż cie się więc Duchy!
2. Niedawno wprowadzono liczne zmiany w obozie Duchów. Wyrzucono z obiegu trójkę założycieli: Wiliama Sawa, Michale Blackfreya, Hannah Peterson. Na ich miejsce przyszli: Oliver Stevenson jako pierwszy założyciel, Billy Parker jako drugi założyciel i Ruby Achilles jako trzecia założycielka.
3. Po powyższych punktach pewnie już domyśleliście się kto jest dobry a kto zły. Pierwszy i drugi założyciel próbowali zataić wszystko co było najważniejsze dla ich obozu. Wyłączyli wam normalne myślenie ludzie! Na szczęście podczas nowych rządów to wszystko ma się ponoć zmienić... Dowiedzieliśmy się, że Wiliam i Michael prawie zabili własne dzieci oraz wszystkich z nimi związanych. Nie mamy jeszcze dokładnej liczy ofiar, ale postaramy się ją gdzieś znaleźć.
4. Pewnie nie myśleliście, że trójca diabłów sobie hasa teraz wyrzucona z obozów? Jeśli tak to był wasz błąd! Pierwszym, który zniknął z tego świata był pan Blackfrey, którego zamordowały Trupy i Demony dlatego szacun dla tych obozów, bo nieźle wyręczyły! Po tym jak został przysłany do wieży wywnioskowaliśmy, że nieźle cierpiał i łatwo mu zdechnąć nie dali! Następną, która wylądowała w grobie była Peterson, której odcięto łeb a na samym końcu Saw dostał kilka kulek w serce po czym jego łeb też gdzieś wysłano. Duchy życzymy wam szczęścia i spokojnego życia!

~Team As~

Od Reker'a cd. Erica & Kiary

No siostra była mistrzynią nożyczek normalnie! Gdyby nie ona to pewnie na ślub nigdy bym fryzury nie miał... No cóż ten strach po poligonie do fryzjerów nadal we mnie siedzi... Przez jednego jełopa nawet ma do dzisiaj małą bliznę na skórze głowy, ale o tym może kiedy indziej. Kiedy Tamara skończyła też obcinać i wujka ten chciał się przed nami ukryć.
- Wujek nie wstydź się, bo ładnie wyglądasz! - powiedziała Kiara na co ten niepewnie się uspokoił.
- Skoro tak mówicie - westchnął odrzucając głowę do tyłu tak by spojrzeć na moją siostrę do góry nogami - Dzięki - powtórzył się a ta zmieszana nie wiedziała co powiedzieć.
- Dobra, dobra! Teraz nas odczaruj! - zaśmiałem się do młodej a ta tak się ucieszyła, że niemal zwaliła wujka z fotela a mnie wepchnęła na jego miejsce.
- Z chęcią braciszku - rzekła i zabrała się do roboty, która szła jej tak szybko, że nawet nie nadążyłem wodzić wzrokiem z jej rękami.
- Tamara, ale ładnie mnie uczesałaś więc się tak nie denerwuj - powiedziałem w pewnej chwili na co zmarszczyła brwi.
- Nieprawda... Mogło być lepiej! - mruknęła wracając do moich włosów na co westchnąłem i postanowiłem się już zamknąć, ponieważ wiedziałem, że żadna siła jej teraz nie przekona do tego, iż wszystko wyglądało naprawdę ładnie. Kiedy skończyła i zobaczyłem w lustrze swoją normalną fryzurę powoli wstałem z fotela siadając gdzieś pod ścianą. Zacząłem obserwować jak radzi sobie z moją ukochaną. Musiałem się postarać, żeby nie zacząć się zaraz na jej widok ślinić! Boże a jak na ślubie się oślinię na jej widok?! Ale będzie wstyd... - jęknąłem w myślach podciągając kolana pod brodę. Nagle wujek szybkim krokiem podszedł do okna, które otwarł a do środka wleciał orzeł, który zatrzepotał skrzydłami i pokazał swoją wielkość. Eric szybko odwiązał wstążkę trzymającą wiadomość przy nodze ptaka i zaczął szybko ją czytać po czym gdy skończył zgniótł ją i wypuścił zwierzę przez okno.
- Mason powiedz, żeby przez najbliższe dni ludzie trzymali się jak najdalej od Duchów i ich granicy - powiedział w stronę drzwi. Usłyszeliśmy cichy i krótki szmer, który zapewne świadczył o tym, iż poszedł powiadomić żołnierzy o nowym rozkazie przywódcy.
- Coś się stało? - zapytałem przeżywiając lekko głowę w prawo.
- Wieża wreszcie zabrała się za obiecaną rewolucję - poinformował nas na co skinęliśmy głowami. Nie wiedziałem czy mam się z tego powodu cieszyć czy też płakać. Ta sytuacja miała w sobie plusy jak i minusy... Plusem można było nazwać to, iż już więcej nikt na nas nie będzie wysyłał zabójców a minusem, że nasze spotkanie z założycielami przypisze sobie niedługo termin... Oby Oliverowi, Billowi i Ruby nic się nie stało... Nie zaciągną mnie do wieży i koniec kropka! Nie postawię już tam nigdy nogi! W końcu jesteśmy w oczach ludzi wielkimi zdrajcami... - mruknąłem w myślach widząc jak Kiara też już jest doprowadzona do normalnego stanu.
- Możemy już iść czy chcesz nas dalej katować ślubem? - zapytałem w stronę wujka, który lekko się zamyślił.
- Jak na razie to wszystko więc możecie zmykać - zaśmiał się cicho i tyle nas widział, bo zerwaliśmy się z miejsc jak szaleni! No w końcu kto tam wie co Eric sobie zaraz pomyśli i czy nie zaciągnie nas na kolejne "tortury" ślubne. Najpierw poszliśmy po raz kolejny po naszego szkraba, którego tym razem już zabraliśmy do siebie bez większych rozmów z przyjaciółmi, którzy nie wiedząc czemu lekko uśmiechali się pod nosem na co większej uwagi nie zwróciliśmy. Dalsza część dnia minęła nam na zabawie z małym, lecz kiedy przyszła noc ja jakoś nie mogłem zasnąć co dobrze odczuwała wtulona we mnie Kiara, którą przepraszałem za takie szamotanie. W końcu zdenerwowany tym wszystkim wyszedłem w pidżamie na balkon gdzie zobaczyłem, iż w wieży dzieje się coś na prawdę ostrego skoro jest tam tyle kolorowych flar... Biłem się z myślami, bo już nie wiedziałem co i kto jest tam dobre a co złe...
- Wieża już nigdy nie będzie taka sama - szepnąłem w myślach patrząc na gwiazdy, które radośnie migotały na ciemnym niebie.
****
Następnego dnia rano obudziło nas głośne pukanie do drzwi. Byłem taki "nietrzeźwy" że trochę zajęło mi zanim się ogarnąłem i doczłapałem do drzwi gdzie stał Kias, któremu posłałem pytające spojrzenie.
- Eric chce was widzieć więc się zbierajcie - westchnął - I nie! Nie chodzi o ślub - dodał na co skinąłem głową i zamknąłem mu przed nosem drzwi po czym jakoś się wraz z ukochaną ubraliśmy i poszliśmy do wujka. Była godzina 4.30 dlatego nieliczni ludzie pokazywali się na korytarzach. Kiedy dotarliśmy do jego gabinetu wujaszek też nie był zachwycony tak wczesną porą, ale miał przy sobie list oraz skrzynkę. 
- Wujek jest czwarta rano! Nie mogłeś powiedzieć nam tego później - jęknąłem a on zabrał łyk kawy.
- Nie marudzić tylko siadać - westchnął i podał mi list - Czytaj na głos - dodał a ja niepewnie rozłożyłem kartkę.
- "Wczorajszego dnia od godziny 8.00 do dzisiejszego dnia tutaj godziny 4.00 w wieży trwały krwawe zamieszki zakończone naszą wygraną. Wiliam stracił władzę nad wieżą i już wam nie zagrozi. W obozie Duchów nastały nowe rządy! Pierwszym założycielem został Oliver, następnie drugim Billy a trzecim Ruby. Zjawimy się u was dzisiaj o szesnastej jeśli nam na to pozwolicie. Zero obstawy tylko nasza trójka. Ps. Zajrzyjcie do pudełka. ~Oliver, Billy, Ruby" - przeczytałem jakoś wpatrując się teraz w tą zagadkową rzecz.
- Gotowi? - zapytał łapiąc za wieczko, bo z pewnością wujek już sam to otworzył wcześniej i zobaczył "prezent".

<Kiara? :3> 

Od Erica cd. Will'a

- No to świetnie! - warknąłem widząc jak Will zwiewa przez okno. Edward nie wiedział co powiedzieć dlatego zaczął patrzeć czy Masonowi nie stała się jakaś poważna krzywda co mnie wnerwiło jeszcze bardziej, bo zamiast zrobić wszystko na spokojnie i pokazać chłopakowi też te karty to dał je przyjacielowi, który nie pamięta nic z przed wojny! - Ja cię normalnie chłopie kiedyś ukatrupię do tego stopnia, że się zombie nie staniesz! - fuknąłem na niego gdy zapisywał coś w kartach pacjenta.
- To nie moja wina, że mają taką a nie inną rodzinkę! - chciał się obronić a widząc laboranta od razu do niego podbiegł oraz zabrał karty - Ty idź go lepiej poszukać, bo  w takim stanie z wyra nie powinien się ruszać! - dodał czytając coś na kartce i już miałem wychodzić z medycznego, lecz on pociągnął mnie za rękę.
- Czego jeszcze?! - prawie krzyknąłem na niego, bo już dość mnie dzisiaj wnerwił.
- On jest truty cyjankiem - wypalił szybko a ja zdębiałem.
- Jak to truty?! - nie mogłem w to uwierzyć, ponieważ odkąd kiedy do nas trafili minęły już ładne 3 miesiące a trucizny z wieży miały być już z ich organizmów dawno usunięte.
- Ktoś mu musiał podawać truciznę w wodzie... Jest źle więc masz mi go teraz znaleźć! Jak jeszcze raz będzie próbował zwiać to go pasami zwiążę i tyle! Wiem, że się po wieży boją, ale co my mamy zrobić? Ważniejsze jest jego życie a nie... - burknął a ja wybiegłem z medycznego a gdy byłem na placu od razu gwizdnięciem zawołałem Diabla, który stawił się osiodłany w szybkim czasie za co w nagrodę go pogłaskałem. Nagle z cienia wylazł też Kias strasząc przy tym parę osób, ale nie nakrzyczałem na niego, ponieważ powiedział mi gdzie pojechał Will... Zacząłem poganiać konia do cwału co karusowi bardzo się podobało.
Czułem jak glock 19 przesuwa mi się w kieszeni co dawało mi jakieś bezpieczeństwo. Wyostrzyłem wszystkie swoje zmysły by odnaleźć go jak najszybciej co udało mi się po 25 minutach. Cały się trząsł a stopni dzisiaj było aż 40! Wiedziałem, że jest z nim źle i nie przejmując się jego koniem, który zaczął mnie obwąchiwać ukucnąłem obok niego.
- Wracamy do ratusza, jest z tobą bardzo źle Will i musimy cię wyleczyć - stwierdziłem mówiąc spokojnym i opanowanym tonem głosu.
- Nie chce... - jęknął kiedy zabrałem go na ręce. Próbował stawiać opór, lecz przez osłabienie szło mu to bardzo źle więc nie musiałem się długo z nim siłować by wpakować go na Diabla, z którego tryskała energia.
- Will spokojnie nikt ci w obozie krzywdy nie zrobi! - starałem się go uspokoić. Damaskus pędził obok nas więc nie martwiłem się o to że gdzieś zabłądzi. Kiedy dotarliśmy do ratusza nareszcie te cholerne wzroki zmieniły się na łagodne i współczujące. Boże jacy moi ludzie są czasami tępi... Mijając wszystko i wszystkich jak zawodowy biegacz udałem się z przytomnym jeszcze Willem na medyczny gdzie akurat zaczął się budzić Mason... Edward widząc, że mam chłopaka zaczął dokładnie go oglądać.
- Will nie chcę cię wiązać pasami więc błagam cię nie uciekaj nam już więcej - westchnął lekarz a Mason nagle podniósł się pomimo bólu do siadu.
- Pamiętam... Ja już wszystko pamiętam! - odezwał się szarooki - Will to ja wujek Mason brat twojego ojca Billy'ego zapytaj mnie o co chcesz a ja ci powiem normalnie wszystko żebyś uwierzył! - powiedział a mnie trochę zatkało, że on nagle odzyskał pamięć.

<Will? :3 Eric ci już uciec nie da! xd>

Od Kiary cd. Erica

- Edward zrezygnował czy co? - zapytał zdziwiony Ferdynand - Dzięki za uratowanie życia - dodał jeszcze z bladym uśmiechem, a ja się zdziwiłam. "Oni mi dziękują?" spytałam siebie z niedowierzaniem.
- Nie ma za co! - odparłam spokojnie, ale wujek chyba zauważył to moje zdziwienie - Edward obecnie też się kuruje, a ja go tylko zastępuję przez jakiś czas, dopóki sam nie wyzdrowieje - dodałam i zajęłam się wpisywaniem wszystkiego w karty medyczne. Mężczyźni w końcu zasnęli z wyczerpania, a Eric poszedł sprawdzić co z Katriną.
**
Weszłam do Edwarda by sprawdzić jak się ma i zobaczyłam, że mimo później pory ona nadal nie śpi!
- Edward, Ty dalej nie śpisz? - zdziwiłam się podchodząc do niego.
- Nie chce mi się.... Rozwiąż mnie! - powiedział błagalnie, na co pokręciłam przecząco głową.
- Przykro mi ale nie mogę! - westchnęłam i wyjęłam grubą igłę, na co się przeraził i zemdlał zaraz, na co się uśmiechnęłam bo nas też tak straszył, tyle że my tylko sobie głowy rozbijaliśmy i przez niego dłużej na medycznym siedzieliśmy!
Przez kolejne dni robiłam wszystko za Edwarda, a ta cała Inez na szczęście nie miała tych długich pazurów i pomagała koleżanką jak tylko mogła, a gdy się lekko opierniczała i mnie wtedy widziała z niezadowoloną miną, to od razu dostawała pałera i robiła wszystko dokładnie i tak jak powinna! Stan żołnierzy z dnia na dzień się polepszał, tak jak Edwarda, więc cieszyłam się że dochodzą do siebie. W końcu po tygodniu, uwolniłam Edwarda z pasów i pozwoliłam mu wrócić do swojej pracy lekarza na co myślałam że będzie skakał z radości! Oddałam mu wszystkie karty i powiedziałam co i jak, więc on pobiegł szybko do tamtych żołnierzy, przy których był teraz Eric, a ja zdjęłam w końcu kitel lekarski, odłożyłam go na swoje miejsce i wyszłam jako dowódca z medycznego. Udałam się do stajni spokojnym krokiem, osiodłałam gniadego ogiera, który nie mógł się doczekać przejażdżki, wsiadłam na niego i pojechałam na przejażdżkę.
Wróciłam dopiero gdy było już prawie ciemno... Zsiadłam z Feniksa i skierowałam się spokojnie do stajni, gdzie go wyczyściłam i wszystko, dałam kosteczki cukru w nagrodę i zaczęłam się kierować w stronę ratusza.

< Eric? ;3 troszku brak weny ;-; >

Od Erica cd. Kiary & Reker'a

Dwudziesty dziewiąty, dwudziesty dziewiąty, dwudziesty dziewiąty - powtarzałem sobie bez przerwy krążąc przed drzwiami pomieszczenia gdzie Tamara aktualnie robiła Kiarze i Rekerowi próbne fryzury na ślub. Nie mogłem się doczekać kiedy ich zobaczę! Tak wiedziałem, że się wnerwiali za to, iż im ciągle truję z tym ślubem no, ale chciałem, żeby mieli jak najlepiej... Kocham ich jak własne dzieci i nawet się czuję jakbym po pysku dostał i to bardzo mocno! Chcąc się jakoś oderwać od tego wszystkiego spojrzałem na opartego o ścianę Masona, który co po chwilę przeczesywał nerwowo włosy.
- Mason a tobie co? - zapytałem lekko mrucząc.
- Jak mnie Izabel dopadnie to znowu będę musiał się przyzwyczaić do nowego czesania włosów - westchnął jęcząc jakby ktoś go miał zaraz skatować.
- Sam wiedziałeś w co się pakujesz - zaśmiałem się cicho a on posłał mi zirytowane spojrzenie - No chyba swój ślub pamiętasz! - dodałem a on przewrócił oczami.
- Tylko moment prowadzenia Izabel do ołtarza i założenie obrączek z formułką... Reszta jest pourywana taka poszarpana... - westchnął spuszczając głowę.
- Mason nie martw się! Przypomnisz jeszcze sobie wszystko - próbowałem go pocieszyć na co delikatnie się uśmiechnął i podniósł na mnie wzrok.
- Oby Eric... Oby... - powiedział a ja słysząc, iż wszystko w pokoju umilkło wyjąłem zapasowy klucz i wszedłem do środka w momencie kiedy Reker zaczął się przeglądać w lustrze. Popatrzyłem na niego uważnie i musiałem przyznać, że młoda miała ogromny talent! Do chłopaka pasowała ta fryzura jak ulał! Kiedy już się na niego napatrzyłem przeniosłem wzrok na Kiarę, która wyglądała też wspaniale z tak uczesanymi włosami. Tak się zamyśliłem, że aż wyobraziłem sobie ją w sukni ślubnej.
- No to jak już tu wlazłeś to ciebie też uczeszemy - stwierdziła Tamara łapiąc mnie za prawą rękę na co zdębiałem i od razu jej się wyrwałem, lecz nie ruszyłem się z miejsca nawet o milimetr.
- Nawet o tym nie myśl! - burknąłem przeczesując swoje ciut za długie blond włosy.
- Wujek weź przestań! Przecież to nic strasznego - mruknęła na mnie Kiara przez co skupiłem się na niej najbardziej a tą nieuwagę wykorzystała Tamara, która od razu usadziła mnie na fotelu. Zacząłem się wiercić za co ona strzeliła mnie delikatnie w łeb.
- Nienawidzę strzeżenia - mruknąłem patrząc w lustro. Pilnowałem jej każdego ruchu a ja zabrała nożyczki to myślałem, iż zaraz umrę. Boże Święty kolejna Izabel się znalazła? - jęknąłem w myślach błagając tylko o to by Katrina mnie poznała. Nagle Tamara zrobiła coś dziwnego czyli zaczęła nucić piosenkę, która nawet mnie rozluźniła.

Popłyńmy na bezpieczniejsze ziemie
Ale, czy nie wiesz, że jesteśmy teraz silniejsi?
Moje serce wciąż bije i skóra wciąż czuje
Moje płuca wciąż oddychają, mój umysł wciąż się boi

Lecz kończy nam się czas,
Wszystkie echa w moim umyśle płaczą

Krew na twoich kłamstwach
Niebo szeroko otwarte
Nigdzie nie możesz się ukryć
Natarczywy księżyc świeci

Biegnę z wilkami tej nocy
Biegnę z wilkami
Biegnę z wilkami tej nocy
Biegnę z wilkami
Biegnę z (wilkami)

Cukierek, albo psikus, co będzie?
Spaceruję samotnie, jestem wszystkim
Moje uszy mogą słuchać, a usta mówić
Mój duch mówi, wiem, moja dusza wierzy

Ale my uciekamy od czasu,
Wszystkie echa w moim umyśle płaczą

Krew na twoich kłamstwach
Niebo szeroko otwarte
Nigdzie nie możesz się ukryć
Natarczywy księżyc świeci

Biegnę z wilkami tej nocy
Biegnę z wilkami
Biegnę z wilkami tej nocy
Biegnę z wilkami
Biegnę z wilkami
Biegnę z wilkami tej nocy
Biegnę z wilkami

Dar, przekleństwo
Śledzą i ranią
Powiedz, czy możesz śnić
W koszmarach słyszysz
Milion głosów, nieme krzyki
Tam gdzie nadzieja jest pozostawiona tak niekompletna


Po około 35 minutach dziewczyna schowała nożyczki i inne duperele fryzjerskie co chyba oznaczało, że skończyła dlatego niepewnie spojrzałem w lustro.
- No możesz zobaczyć - powiedziała z westchnieniem.
- I naucz się teraz człowieku inaczej czesać - skrzywiłem się lekko - Dzięki Tamara - dodałem jeszcze patrząc na dziewczynę - A jeśli chodzi o waszą dwójkę to wyglądacie ślicznie więc mi tu nie mruczeć... I co się tak patrzycie jakbyście magie widzieli? - zapytałem próbując jakoś się zakryć. 

<Kiara? :3 Eric też obcięty xd Aurora Aksnes - Running With The Wolves>

Od Will'a cd. Erica

Nie mogłem w to wszystko po prostu uwierzyć! Ja nie mogłem mieć wujka... "Wujek zginął! Nie oni mnie kłamią! To nie prawda! Najpierw próbują mnie zabić wzrokiem, a teraz jeszcze chcą bym cierpiał w taki sposób! Nie! Mam dość!". Krzyczałem rozpaczliwie w myślach. Nie wytrzymywałem już tych wszystkich bzdur!
- Kłamiecie! To wszystko kłamstwo! Tak chcecie się znęcać nad ludźmi! Nad uczuciami innych?! - wrzasnąłem wściekle, zerwałem się i wyskoczyłem przez okno. Oczywiście wcześniej zerwałem maskę tlenową z twarzy... Mimo tak silnego osłabienia, jakie odczuwałem, podbiegłem do stajni, szybko osiodłałem Damaskusa i pogoniłem go zrozpaczony w las.
https://68.media.tumblr.com/2ae9641d7a1b6fa2f0a7bcf672184b89/tumblr_okv0rsLQtn1uh6lfjo1_500.gif
Znowu widziałem te straszne spojrzenia innych ludzi i miałem ochotę mimo wszystko strzelić sobie w łeb! Kiedy tylko o tym pomyślałem, to zorientowałem się że nie wziąłem ze sobą żadnej broni! Jednak teraz w sumie zaczęło mi to odpowiadać... "Może spadnę z konia i jakoś skręcę sobie kark..." przeszło mi przez myśl. Miałem dość tego że ludzie uważali mnie za nie wiadomo kogo! W dodatku jeszcze te kłamstwa Edwarda! Mimo wszystko czułem się nic nie wart i jakbym był jakimś śmieciem...
Ledwie utrzymywałem się na pędzącym maksymalnie koniu, który cwałował przed siebie jak szalony! Nawet nie wiedziałem gdzie jadę, tylko chciałem jak najdalej uciec od tego miejsca! Chciałem poczuć się bezpiecznie i z dala od tych wszystkich ludzi, co tylko źle mi życzą... "Ja tylko myślałem że robię dobrze!" krzyknąłem znowu załamany w myślach.
W końcu zapędziłem się gdzieś daleko na tereny Śmierci, że nie wiedziałem w ogóle gdzie jestem i jak wrócić! Ześlizgnąłem się z siodła zmęczonego ogiera i usiadłem pod drzewem, opierając się o nie plecami. Pogrążyłem się w swoich myślach i ani się spostrzegłem, a nastała ciemna noc. Spojrzałem ledwie w gwiazdy na ciemno granatowym niebie i westchnąłem załamany. Nie miałem siły się nawet podnieść... Na nic nie miałem siły! Czułem tylko potworny ból w klatce piersiowej, głowie oraz straszne osłabienie... A o zimnie i dreszczach jakie miotały lekko moim ciałem nie wspomnę! Lekko się trząsłem, a Damaskus trącał mnie delikatnie łbem, bo się o mnie martwił.

< Eric? ;3 zajdziesz go? xdd jest z nim coraz gorzej ;c w sensie ze zdrowiem, bo się pogarsza ;c >

Od Erica cd. Kiary

Samantha wyglądała na bardzo przejętą stanem swojego chłopaka... W sumie to jej się nie dziwiłem, bo jakby Katrina zobaczyła mnie w wyglądzie zombie to by chyba na zawał padła albo ciągnęła mnie od razu do wyra bądź na medyczny! Na szczęście jego dziewuch była pielęgniarką więc posłuchała się rozkazu by go nie rozwiązywać, bo nie wiadomo co by mu do łba strzeliło... Niby teraz w porządku, ale ostrożności nigdy nie za wiele. Wracając na oddział medyczny gdzie leżeli poszkodowani żołnierze zobaczyliśmy, że Maksuel i Ferdynand już są przytomni. Denerwowali się o swoich ludzi co doskonale odczytałem z ich oczu... No ja też się denerwowałem o nich jak cholera, lecz oni byli drużyną i przebywali praktycznie ze sobą połowę dnia dlatego byli ze sobą bardziej związani. Można by powiedzieć, iż byli jedną wielką rodziną... Nie zastanawiając się dłużej szybko do nich podszedłem a oni spojrzeli na mnie słabymi oraz zdenerwowanymi oczami.
- Jak się czujecie? - zadałem najpierw najważniejsze pytanie, które miało zadecydować o tym czy mogę poprowadzić dalszą rozmowę. Przyjaciele spojrzeli po sobie a po krótki czasie skinęli głowami ustalając wspólną odpowiedź.
- Nie najgorzej ale też i nie najlepiej - odezwał się Maksuel słabym jeszcze głosem.
- W takim razie to już od was zależy czy możemy dalej rozmawiać - rzekłem spokojnym tonem głosu czując cały czas na sobie wzrok Kiary, która stała niedaleko mnie zajmując się jednym z poszkodowanych, z którym pielęgniarki nie potrafiły sobie poradzić.
- Eric nie znamy się od wczoraj... Jasne, że możemy gadać - powiedział Ferdynand patrząc na mnie łagodnym wzrokiem na co skinąłem głową i usiadłem na krześle.
- Jak nie będziecie już mieli sił to powiedzcie a przerwiemy! A więc co tam się w ogóle stało? - zapytałem a oni znowu popatrzyli na siebie z małym przerażeniem.
- To nie była taka zwykła potyczka... Ktoś wiedział, że będziemy tam przejeżdżać więc zrobili zasadzkę. Broniliśmy się, ale ich było o wiele, wiele więcej! Gdyby nie chłopacy, którzy mieli dwóch snajperów to by nas tu martwych przywieźli... Ktoś nas sprzedał i tyle! - wyjaśnił w wielkim skrócie Maksule nie mogąc uwierzyć, że otarł się o śmierć.
- Kto wiedział o tym, że wyjeżdżacie na misje i będziecie tam przejeżdżać? - zapytałem próbując zachować spokój co było bardzo trudne, bo aż mnie nosiło by złapać tego kogoś i mu kark skręcić! Jakiś jełop pracował dla Trupów i Demonów pewnie dla zabawy oraz dla tego, żeby dali mu święty spokój a tak na prawdę oni ludzi tylko wykorzystują i jak im się nudzą to nie patrzą na to co zrobili tylko od tak sobie zarzynają jak prosiaki... Cholery zabiłyby tylu ojców jak i mężów...
- Tylko Nicolas... Nie mów mi, że mógłby zdradzić - odpowiedział mi Ferdynand bladnąc jeszcze bardziej a w tym samym momencie na oddział wpadł Mason trzymając mocno szarpiącego się zdrajce.
- O wilku mowa a wilk tuż, tuż - uśmiechnąłem się do niego chytrze posyłając mordercze spojrzenie.
- Puszczaj mnie do cholery - warknął wściekle za co dostał w łeb od szpiega co oznaczało, że ma się uciszyć.
- Nie ładnie Nicolas... Wiesz gdzie go zabrać... Chłopcy już dawno nikim się nie zajmowali - mruknąłem na co skinął głową i ściskając jego nadgarstki wyprowadził go z sali.
- Mason i Kias chyba są wszędzie! - stwierdził Maksule patrząc jeszcze na drzwi, ale już po ich twarzach było widać, że są zmęczeni tą całą gadaniną.
- Mam nadzieję, że szybko wrócicie do zdrowia - rzekłem jeszcze a oni spojrzeli na Kiarę.
- Edward zrezygnował czy co? - zapytał zdziwiony Ferdynand - Dzięki za uratowanie życia - dodał jeszcze z bladym uśmiechem.

<Kiara? :3>

Od Kiary cd. Reker'a

- No to co kiedy wyznaczamy termin? Jeszcze fryzjer was czeka - powiedział a Reker i ja gwałtownie pobledliśmy, lecz Rekuś to już bardziej ode mnie!
- Nikt nie będzie dotykał naszych włosów, a już szczególnie Izabel! Bez obrazy Mason.... - powiedziałam i na chwilę spojrzałam na mężczyznę - Sam se idź do fryzjera bo masz już za długie kłaki! - warknęłam w stronę wujka - Izabel bardzo się ucieszy, bo ponoć od dłuższego czasu Cię złapać nie może! - fuknęłam wściekle.
- Musicie jakoś wyglądać na ślubie! - mruknął niezadowolony wujek - Date wy mi podajcie a nie marudzicie - burknął.
- A skąd my mamy wiedzieć jaka data, skoro sami tego nie wiemy! - warknęłam zła - Ciągle za nami ganiasz i nie dajesz nam żyć z tym ślubem! Do cholerny nie jesteśmy psami! - warknęłam na co się zdziwił i spojrzał na mnie gdzie w oczach odbijała mi się istna furia...
- Ja tylko chcę żebyście mieli to już za sobą, bo wiem że nigdy sami się do tego nie zabierzecie - powiedział spokojnie.
- Ciebie też będzie trzeba ciągać, bo sam się nie ruszysz! W zasadzie to Ty powinieneś pierwszy się ożenić, a nie my! - fuknęłam na niego, a on zdębiał.
- Jeszcze jest na to czas... - powiedział zmieszany.
- Jest jeszcze czas, a nie wyznaczyłeś jeszcze daty! - mruknął Reker, a ten spojrzał na niego wzrokiem z pod byka.
- 29 sierpnia wam pasuje ze ślubem? - spytał nagle, patrząc w prowizoryczny kalendarz, odwracając temat od siebie. Spojrzałam na Rekera, który też wlepił we mnie pytające spojrzenie.
- No dobra niech będzie - mruknęliśmy jednocześnie na co chyba mu ulżyło i znowu zanotował coś na jakiejś kartce.
- To jeszcze ten nieszczęsny dla was fryzjer - powiedział a Reker nagle zemdlał! Wujek był zdziwiony tak samo jak ja i już chciałam coś powiedzieć, lecz do gabinetu wpadła Tamara, która zdziwiła się naszą obecnością i gdy zobaczyła swojego brata nieprzytomnego, szybko weszła i zamknęła za sobą drzwi.
- Co się stało? - spytała podchodząc bliżej.
- Zemdlał nagle, gdy usłyszał o fryzjerze - powiedziałam, co jej o dziwo nie zdziwiło.
- Nic dziwnego że zemdlał - westchnęła Tamara - Boi się fryzjerów, bo na poligonie wyprawiali z nimi cuda i inne rzeczy... - powiedziała, a mnie zrobiło się przykro - Nie da do siebie podejść żadnemu fryzjerowi! To dla niego taki stres, że prędzej wam padnie tutaj na zawał! - mruknęła krzyżując ręce na piersi.
- No to Ty go uczesz - powiedział nagle wujek zapewne dla żartu, lecz Tamara zrobiła minę w stylu "Znowu cholera?!", a wujek spojrzał na nią swoimi bystrymi ślepiami i się po chwili chytrze uśmiechnął w jej kierunku - W takim razie ich uczeszesz na próbę - dodał nagle a Tamara wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
- Nie ma mowy! - mruknęła.
- Nie zrobisz tego dla brata? Zapewne już to robiłaś - zaśmiał się, a ja miałam wrażenie że najchętniej teraz Tamara by wujka zasztyletowała, co doskonale mówił jej wzrok.
- Lekkie obcięcie to co innego niż układanie włosów i te różne bzdety! Ja nawet fryzjerką nie jestem! - próbowała się bronić.
- Oj nie marudź! - zaśmiał się - Zrobisz im próbne fryzury a ja to ocenię później! - odparł i skierował w stronę drzwi - Mason pilnuj ich! Acha... Zaraz Ci ktoś przyniesie niezbędne rzeczy! - dodał jeszcze wujek.
- Nie mogę tutaj w tym ciemnościach pracować! - warknęła zła - Ponadto muszę mieć lustro jeśli już mam coś zrobić, ale w tym ciemnym zadupiu u Ciebie nie mam zamiaru pracować! - warknęła Tamara, na co wujek się na chwilę skrzywił i zastanowił.
**
Niestety kiedy Reker odzyskał przytomność, wujek zaprowadził nas chyba do kącika Izabel, bo były tutaj wszystkie potrzebne fryzjerowi rzeczy. Kiedy ja i Reker przekroczyliśmy jako pierwsi próg drzwi, a Tamara za nami, ta odwróciła się nagle do Erica i Masona i zamknęła im drzwi przed nosami!
- Siedzieć mi za drzwiami bo ukatrupię jak ktoś mi na ręce będzie patrzył! - warknęła zła, na co usłyszeliśmy westchnienia. Tamara się odwróciła do nas przodem i westchnęła - Dobra! Najpierw Ty Kiara, bo będzie z Tobą więcej roboty niż z bratem - powiedziała na co niechętnie skinęłam głową i usiadłam na fotelu.Podczas gdy ja siedziałem nerwowo na fotelu, Reker się rozglądał ni to zaciekawiony, ni to też przerażony. Widziałam jak Tamara robi jakieś dziwne rzeczy z moimi włosami, a w końcu po prawie godzinie skończyła.
- Gotowe! Tylko błagam nie komentuj - westchnęła i kazała mi zobaczyć efekt w lustrze.

( Oczywiście włosy nie były farbowane, tylko zrobione tak uczesanie). Przyglądałam się fryzurze z niedowierzaniem! Nie wiedziałam że młoda ma aż taki talent!
- Tamara jest piękna! - powiedziałam na co się skrzywiła.
- Niezbyt mi to wyszło... - westchnęła, czym się zdziwiłam - Dobra! Reker teraz Ty, wiec tu chodź! - krzyknęła do brata, a mnie kazała zejść z fotela. Reker oczywiście bał się ruszyć, wiec Tamara do niego podeszłą i pociągnęła go za rękę - Chodź brat! Wiesz że Ci nic złego nie zrobię... - powiedziała na co nieco się rozluźnił ale i tak był zdenerwowany. Tamara więc gdy usiadł na fotelu zaczęła nucić piosenkę, w którą się wsłuchał i uspokoił.

"Jestem zmęczony byciem tym, kim chcesz bym był
Czuję się bez wiary,
Zgubiony pod powierzchnią
Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz.
Stawiając pod presją
Chodzenia w twoich butach

[Uwięziony pod falą, po prostu uwięziony pod falą]
Każdy krok, który stawiam, jest dla ciebie kolejnym błędem
[Uwięziony pod falą, po prostu uwięziony pod falą]

Stałem się tak obojętny
Nie czuję cię tutaj
Stałem się tak zmęczony
Dużo bardziej świadomy
Staję się tym
Wszystko, co chcę zrobić
To być bardziej jak ja,
A mniej jak ty

Nie widzisz, że mnie dusisz?
Trzymając zbyt mocno,
Bojąc się stracić nade mną kontrolę.
Bo wszystko, czego się po mnie spodziewałeś,
Rozpada się na twoich oczach

[Uwięziony pod falą, po prostu uwięziony pod falą]
Każdy krok, który stawiam, jest dla ciebie kolejnym błędem
[Uwięziony pod falą, po prostu uwięziony pod falą]
A każda sekunda, którą marnuję, jest ponad moje siły

Stałem się tak obojętny
Nie czuję cię tutaj
Stałem się tak zmęczony
Dużo bardziej świadomy
Staję się tym
Wszystko, co chcę zrobić
To być bardziej jak ja,
A mniej jak ty

I wiem,
Że w końcu też mogę zawieść
Ale wiem również,
Że byłeś taki jak ja,
A ktoś się na tobie zawiódł

Stałem się tak obojętny
Nie czuję cię tutaj
Stałem się tak zmęczony
Dużo bardziej świadomy
Staję się tym
Wszystko, co chcę zrobić
To być bardziej jak ja,
A mniej jak ty


Stałem się tak obojętny
Nie czuję cię tutaj
[Jestem zmęczony byciem tym, kim chcesz bym był]
Stałem się tak obojętny
Nie czuję waszego wsparcia.
[Jestem zmęczony byciem tym, kim chcesz bym był]
"

 Po około trzydziestu minutach siostra Rekera skończyła, a przez ten cały czas coś śpiewała pod nosem, dzięki czemu Rekuś był spokojny i się rozluźnił.
- Dobra gotowe! - powiedziała w końcu i pozwoliła mu się zobaczyć w lustrze.
W tym właśnie momencie wpadł wujek Eric, który oczywiście dostał się tu tylko dzięki zapasowym kluczom, bo by nie wytrzymał jakbyśmy sami wyszli!

< Eric? ;3 Piosenka: Numb (Official Video) - Linkin Park >

Od Erica cd. Will'a

Rozmawiałem jeszcze przez jakiś czas z Masonem, który przyglądał się cały czas swoimi złotymi ślepiami śpiącemu chłopakowi. Nigdy jeszcze pamięci nie straciłem więc nie miałem pojęcia jak w tedy człowiek potrafi się czuć... ja nawet nie potrafiłem sobie tego wyobrazić, że nagle budzę się i nie pamiętam połowy swojego życia! No są też przypadki, iż ktoś w ogóle nie wie kim jest... w tedy to już mamy problem totalny. Nagle Will zaczął się przebudzać i pomimo swojego osłabienia doskonale pokazywał zdziwienie tym, że leży na medycznym z podłączonym tlenem. Chciał się jakoś podnieść, lecz nie pozwoliłem mu na to jednym ruchem ręki, który obalił go na łóżko.
- Leż! Musisz odpoczywać - westchnąłem przeciągając się na co on przewrócił oczami a kontem oka pewnie zauważył Masona, który już całkowicie wyłączył się ze świata żywych. Pewnie czekał tylko aż wleci tu Kias albo Leon z raportem dotyczącym stanu szpiegów rozstawionych w ratuszu. Mason nie tylko robotą żyje człowiek... - mruknąłem w myślach zerkając przez ramię na przyjaciela. Chciałem go już spytać gdzie są Izabel i Arno, ale w tejże chwili przyszedł Edward z kartami, w które gapił się z zainteresowaniem, ale też zdziwieniem.
- Widzę, że śpiące królewny się obudził - zaśmiał się doktorek a Mason i Will spojrzeli na niego z małą wrogością na co on mruknął coś pod nosem oraz zerknął na nich po raz kolejny, lecz widząc u starszego złote oczy zmarszczył niezadowolony brwi - Kto ci oddał soczewki? - mruknął - Nie możesz ich jeszcze nosić - dodał wyciągając w jego stronę rękę mówiąc tym samym, że ma mu je z powrotem oddać.
- Boże zrobiliście mi już chyba z tysiąc badań... - burknął odwracając się do nas plecami, ale wykonał polecenie lekarza, który się do niego z zadowolenia uśmiechnął.
- Jeszcze raz Parker wywiniesz taki numer a ci tych złotych ślepi nie oddam - stwierdził z chytrym a Mason posłał mu mordercze spojrzenie.
- Tylko spróbuj a nie dam ci żyć! - warknął a gdy spojrzałem na Will'a ten jeszcze bardziej się zdziwił oraz zaczął wpatrywać się w szpiega jakby ten był namalowany przez najwybitniejszego artystę.
- Parker? - zdziwił się patrząc na mnie.
- Tak coś w tym dziwnego? A dzięki za ratunek! Bez ciebie to bym się chyba tam wykrwawił - rzekł Mason odrywając się od Edwarda.
- On też ma nazwisko Parker - wyjaśnił doktorek machając mu przed oczami kartą chłopaka.
- To przecież tylko zbieg okoliczności - mruknął krzyżując ręce na piersi.
- Nie sądzę... Zrobiłem wam badania genetyczne i jesteś rodziną od strony ojca - powiedział a przyjaciel zdębiał.
- Czyli miałem brata? - zdziwił się nie mogąc uwierzyć w to co słyszy.
- Na to wygląda Mason - stwierdził z uśmiechem podsuwając mu pod nos kartę z wykresami i innymi cyferkami, które zrozumieć umieją tylko lekarze.
- Nie pamiętam nic z przed wojny więc równie dobrze możesz mnie kłamać - warknął groźnie a Edward tylko pokręcił przecząco głową.
- Nie kłamię cię! Nie znamy się od wczoraj poza tym jesteśmy przyjaciółmi więc sensu w tym żadnego by nie było - burknął niby obrażony - Nie denerwuj się, bo to nie jest zalecane w twoim stanie - dodał podchodząc do szafy, z której wyjął bardzo długą igłę a mężczyzna z tego wszystkiego zemdlał uderzając się w głowę.
- No i pięknie! Edward nie pokazuj nikomu takich igieł! - warknąłem na niego groźnie.

<Will? :3 Mason wujek xd>

Od Kiary cd. Erica

- Wiem, wiem! To co idziemy sprawdzić co u Edwarda? Pewnie z nudów umiera jak się obudził! - rzekł z delikatnym uśmieszkiem.
- Wypadało by żeby zobaczyć co się z nim dzieje - stwierdziłam i ruszyliśmy, ale jeszcze raz zobaczyłam czy dziewczyny sobie radzą, ale na szczęście wszystko było w porządku, więc poszłam za wujkiem do sali gdzie leżał Edward, no a po drodze wszyscy się dziwili że mam na sobie biały kitel lekarski, co zaczynało mnie troszkę irytować, bo zachowywali się jakbym jakąś magię uprawiała! "Czemu tak do cholery wszystkich to dziwi?!" mruknęłam niezadowolona w myślach, gdy wchodziliśmy na salę Edwarda, gdzie już jednak nie spał i nieco szarpał się z pasami.
- Jeszcze nikt ich nie rozerwał więc się nie siłuj! - zaśmiałam się cicho - Jak nasz pan doktor się czuje co? - spytałam podchodząc do niego z wujkiem.
- Lepiej ale po co te pasy? - spytał patrząc na nas.
- Gdybym Cię rozwiązała to na bank byś mi uciekł! - zaśmiałam się.
- Na kogo tak wrzeszczałaś? - spytał nagle na co się zdziwiłam że to w ogóle słyszał.
- Na Inez bo opierniczała się przy rannych żołnierzach, których zaatakowały Trupy i Demony - odezwał się za mnie wujek.
- Cierpieli jak cholera a ta wywracała oczami gdy kturaś z koleżanek ją prosiły o pomoc i takie tam! Obijała się więc dostała opiernicz! - fuknęłam zła - Będzie przy mnie chodzić jak w zegarku, a jak nie to niech podziwia gwiazdy jako astronom czy coś, bo w lecznictwie nie ma na takie coś miejsca! I jeszcze te jej cholerne pazury.... - warczałam znowu.
- Kiaro spokojnie! Ona już raczej będzie robić co do niej należało - powiedział Eric na co się uspokoiłam i zaczęłam zapisywać wszystko w karcie medycznej o stanie zdrowia Edwarda.
- Dzięki Kiara - usłyszałam nagle na co się zdziwiłam i spojrzałam na Edwarda pytająco.
- Za co? - spytałam nadal zdziwiona.
- Za to co wtedy powiedziałaś... - odparł i spuścił wzrok.
- Daj spokój! Nic takiego nie zrobiłam... - westchnęłam - Zatrzymam Cię na oddziale przez pięć dni - dodałam na co usłyszałam jego jęki niezadowolenia.
- Przecież nic mi nie jest! - upierał się, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
- Ta... Nic Ci nie jest a wyglądasz jak żywe zombie - mruknął wujek.
- Przesadzacie! - burknął i już miałam się odzywać, kiedy na salę weszła zmartwiona dziewucha Edwarda, Samantha.
- Edward jak Ty wyglądasz?! - powiedziała zmartwiona podchodząc do jego łóżka, a my z Ericem się wycofaliśmy i mieliśmy pójść do tamtych rannych żołnierzy, lecz jeszcze rzuciłam przez ramię;
- Nie odwiązuj go, bo zrobi sobie znowu krzywdę! Już jeden raz tak zrobił - powiedziałam na co się zdziwiła ale pokiwała twierdząco głową na znak iż zrozumiała, a Edward zrobił znowu niezadowoloną mnię, lecz szybko mu przeszło jak Samantha zaczęła głaskać go po głowie. My natomiast wróciliśmy do tych rannych żołnierzy, bo Eric się o nich martwił, a poza tym, to musiał się dowiedzieć, co się stało...

< Eric? ;3 >

Od Reker'a cd. Kiary

Wujek nie poddawał się nawet w szybach, lecz widziałem po jego twarzy, że jest strasznie niezadowolony z trasy jaką obraliśmy. Mruczał coś pod nosem i próbował złapać mnie za kostkę, lecz ja na szczęście zawsze zdążyłem cofnąć nogę, którą chciał zaatakować co wydłużało jego pościg. Jednak w pewnym momencie gdy musiałem zwolnić by nie wpaść na ścianę w ślepym zaułku on dopiął swego... Przyciągnął mnie do siebie i pomimo mojego szamotania nie chciał mnie puścić czekając na to aż się wreszcie poddam. Nie pamiętam, żeby była tu ściana - powiedziałem w myślach rozluźniając wszystkie spięte mięśnie co go ucieszyło i zacisnął mi się tylko silnie na nadgarstku.
- Wujek puść! - zaśmiałem się cicho gdy ten przypadkiem mnie połaskotał po szyi.
- Nie! Później sobie poganiacie po dworze, ale teraz musimy załatwić dwie ważne rzeczy na wasz ślub - burknął czochrając mnie po włosach. Długo w szybach nie siedzieliśmy, bo jedną ręką otworzył pierwszą-lepszą kratkę przez którą wyskoczyliśmy jak się okazało na piętrze gdzie miał swój gabinet.
- Nie możemy kiedy indziej? Mamy jeszcze dużo czasu! - stwierdziłem gdy ciągnął mnie w stronę odpowiednich drzwi.
- Tak dużo czasu a nawet terminu nie macie wyznaczonego - westchnął przeciągle. Nie wahał się wepchnąć mnie do pomieszczenia a nawet sam usadził mnie na krześle i wbił we mnie to przeszywające spojrzenie przez co poczułem się jakoś tak dziwnie nieswojo... Na szczęście gdy to zauważył jego spojrzenie zmieniło się na łagodniejsze a nawet pogłaskał mnie dla uspokojenia po głowie. - Cywilny czy kościelny? - zapytał nagle a ja zdezorientowany pytaniem popatrzyłem na niego zdziwionym i zszokowanym wzrokiem - Ślub chcecie wziąć cywilny czy kościelny? - naprowadził mnie bardziej.
- Raczej kościelny - stwierdziłem na co skinął głową i zapisał sobie coś na kartce.
- To kiedy? - zadał nowe pytanie a ja się zmieszałem. Chciałem, żeby Kiara też się na ten temat wypowiedziała, bo to w końcu z nią będę wiązał się na całe życie i wypadałoby aby termin i jej pasował. Zacząłem nerwowo gnieść rękaw munduru... Myślałem, że mi coś to pomoże, lecz wiedziałem, iż skoro mnie złapał to zapewne nie odpuści i będzie mi nieustannie dziurę w brzuchu wiercił.
- Nie wiem... - mruknąłem pod nosem a on odchylił się bardziej w fotelu.
- No to sobie poczekamy... Reker nie rzucaj mi ludźmi o ściany dobrze? - westchnął wracając do mnie wzrokiem.
- Broniłem tylko kuzyna! Dokuczali mu no to wierdziel musi być - zaśmiałem się cicho na co przewrócił oczami.
- No dobrze jak chcesz już nimi rzucać to rób to w taki sposób, żeby nie kończyli z wszystkimi połamanymi kośćmi! - mruknął na co niechętnie skinąłem głową.
- Ale żebra i tak czy siak po rzuceniu w ścianę u nich będą złamane - pufnąłem niczym pies a w tedy do gabinetu wpadł Mason i niezadowolona Kiara, która usiadła obok mnie.
- No to co kiedy wyznaczamy termin? Jeszcze fryzjer was czeka - powiedział a ja gwałtownie pobladłem. Bałem się fryzjerów a jedynej osobie, której dam się obciąć lub zrobić coś z włosami jest Tamara! Żadne babsko mnie nie dotknie grzebieniem ani tą stalą!

<Kiara? :3>

Od Kiary cd. Reker'a

Nie wiedziałam za bardzo co się dzieje, kiedy Reker tak nagle wybiegł, ale przyjaciele kazali mi się uspokoić, bo stwierdzili że nic mu nie będzie, skoro wybiegła taki w miarę opanowany. Chcąc, nie chcąc postanowiłam im zaufać i jeszcze długo rozmawialiśmy na temat rodzicielstwa. Pytali mnie co zrobić w jakiejś, sytuacji a kiedy im to mówiłam, to łapali się za głowę, bo nie wiedzieli kiedy, co i jak rozpoznać. Uspokoiłam ich jednak że to nic strasznego i że będą to już wszystko wiedzieć jak będą mieli na świecie dziecko, gdyż to przeważnie instynktowne, ale też im powiedziałam że w razie co to mogą przyjść i się spytać albo coś...
W końcu postanowiłam że muszę już iść, ale jeszcze wolałam zostawić Rajanka, lecz oni nie protestowali, zwłaszcza że Rajanek zaczął się znowu bawić ze swoim ulubionym wujkiem Dave'm. Wyszłam z ich pokoju zamykając drzwi, i już postawiłam pierwszy krok, gdy wtedy poczułam rękę na ramieniu, na co moje mięśnie w ułamku sekundy się spięły, wykręciłam rękę napastnikowi i krótko potem wyleciał w powietrze, wprost na ścianę!
- Ała!!! Za co?! - wyjęczał znajomy mi już głos, więc się przyjrzałam i zobaczyłam Masona!
- Mason!!! Nigdy więcej mnie tak nie strasz i nie zachodź od tyłu jak wróg! - warknęłam wściekle i dotknęłam ręką klatki piersiowej, gdzie znajdowało się moje walące jak młot serce - Co Ci do łba strzeliło żeby mnie tak zachodzić?! Zawału o mało co nie dostałam! - warknęłam znowu, widząc jak się podnosi, więc tym razem położyłam dłonie na biodra.
- Miałem Cię znaleźć - powiedział otrzepując się jakby wstawał z ziemi, lecz zaraz jeszcze wyprostował plecy, które mu aż strzeliły gdy się przeciągał, a ja się skrzywdziłam - Kobieto delikatniej trochę! Wiesz jak mnie teraz bolą plecy?! - powiedział masując lekko kręgosłup ręką.
- Starość nie radość - odparłam złośliwie się uśmiechając.
- Bardzo śmieszne! Taki stary to ja jeszcze nie jestem! - prychnął niezadowolony - A teraz chodź! - powiedział i zaczął powoli się zbliżać w moja stronę.
- Gdzie i po... - nie dokończyłam, bo wiedziałam gdzie chce mnie zabrać i do kogo w sprawie ślubu pewnie! - O nie.... poszli won! - krzyknęłam i ruszyłam w przeciwną stronę niczym torpeda.
- I tak mi nie zwiejesz! - zaśmiał się i ruszył za mną.
- Zobaczymy! Sprawdzimy zaraz Twoja kondycję! - krzyknęłam na co się znowu zaśmiał i zaczął się wyścig.
Wyskoczyłam przez otwarte okno bardzo zwinnie i biegłam po dachach budynków, a Mason za mną, lecz w przeciwieństwie do mnie on był dużo wolniejszy, choć musiałam przyznać że skurczybyk był zwinny jak cholera! Kiedy tak biegłam po dachach, nagle zauważyłam Rekera, którego goni Eric! Po chwili biegliśmy obok siebie a Mason i Eric za nami.
- Kiara, Reker stójcie! - warknął Eric.
- W Twoich snach! - odkrzyknęliśmy wspólnie przyspieszając.
No ludzie mięli niezły ubaw gdy na nas patrzyli, jak uciekamy przed nimi jakbyśmy coś zbroili! Biegaliśmy po tych dachach z dobrą godzinę! Jednak nie odpuszczały gady jedne, więc wróciliśmy do ratusza i wskoczyliśmy do szybów wentylacyjnych, na co usłyszeliśmy jęki niezadowolenia, lecz Mason i Eric za nami wskoczyli, na co usłyszeliśmy falę śmiechu na dole...
- Dajcie nam spokój! Coście się przyczepili?! - warknęłąm wściekle i rozdzieliłam się szybko z Rekerem. Ja poszłam w prawo, a on w lewo. Masonowi nie szło dobrze w szybach, tak jak w bieganiu po dachach więc miałam przewagę, zwłaszcza że dość szybko po nich już umiałam zasuwać!
- Mason na litość boską, daj mi wreszcie spokój! - warknęłam do niego na co się znowu zaśmiał.
- Nic z tego! - odparł rozbawiony i nagle przyspieszył, lecz ja również dzięki czemu mnie nie złapał.
- Wredny gad! - warknęłam, na co znowu się zaśmiał pod nosem.
Ścigaliśmy się w szybach chyba z dobre dwie godziny, jak nie trzy... Oboje byliśmy zmęczeni, lecz żadne z nas nie chciało odpuścić... Byliśmy uparci, a co się za tym wiąże nieugięci. W pewnym momencie zauważyłam poluzowaną kratkę, więc skręciłam bardziej pod ścianę, lecz Mason o tym nie wiedział i chciał mnie złapać, przybliżając się do mnie, lecz niestety kratka nie wytrzymała jego ciężaru i spadł na dól do jakiegoś mini składzika czy magazynu... Nie wiem właściwie jak to nazwać, ale w każdym razie było tam pełno jakiś pudeł z czymś w środku, a pomieszczenie nie była za duże, ale i też nie za małe. Kiedy Mason tam wpadł, upadł na plecy i przestał się ruszać czym się zmartwiłam, bo musiałam wyjrzeć przez otwartą kratkę, czy nic baranowi się nie stało!
- Mason żyjesz? - spytałam lekko spanikowana. Nie odzywał się anie nie ruszał, więc mnie to zaniepokoiło.... Wyskoczyłam z szybu i podeszłam do niego powoli, lecz kiedy złapałam go za ramię, on nagle otworzył oczy i złapał mnie za rękę, a domyśliłam się że było to celowe zagranie z jego strony...
- Nie nic mi nie jest ale było blisko! - zaśmiał się - Mówiłem że Cię złapię! - dodał triumfalnie i się szeroko uśmiechnął.
- Wredny gad! To było zagranie czysto nie fair! - powiedziałam obrażona i zła niczym dziecko.

< Eric? Reker? ;3 wredny gad! xdd >

Od Erica cd. Kiary

Cały czas oglądałem to całe przedstawienie jak Kiara ochrzaniała Inez za jej długie pazury i lenia. W sumie to babsko powinno już dawno dostać opiernicz! Jasne Edward to robił, ale dość delikatnie, bo nie lubił krzyczeć na swój personel... Mówię wam Varnen aż się ze strachu trzęsła i nie miała pojęcia co ze sobą zrobić! Jakby natchnął jakiś duch lekarski, który mówił, że ma wreszcie ruszyć swój tyłek i pomagać swojej koleżance przy rannych! Stałem oparty plecami o ścianę ze skrzyżowanymi na piersi rękami i cały czas patrzyłem na uspokajającą się siostrzenicę, która dopiero po kilku chwilach mnie zauważyła i wlepiła we mnie te swoje niebieskie ślepia.
- Widziałeś wszystko? - zapytała odzywając się jako pierwsza.
- Tak widziałem, nieźle ją opieprzyłaś! Dobrze, że mnie wyręczyłaś, bo od kąt zaprzestałem się drzeć na ludzi przy większym krzyku mam czasami chrypę i muszę to zmienić... - mruknąłem pod nosem - Ale tak to świetnie! Jak się Edward dowie to cię będzie ciągnął do siebie jako pomoc na jego oddziale - dodałem ze śmiechem.
- Zobaczymy jeszcze! Jak na razie on o niczym nie wie - odparła krzyżując ręce na piersi. Próbowała skopiować mają pozycję, ale niestety jej to marnie wyszło przez co znowu wybuchłem śmiechem.
- Moich póz raczej skopiować się nie da - stwierdziłem - Bardzo dobrze sobie poradziłaś z rannymi! - dodałem chwaląc ją radośnie.
- Kiedy byłam w wieży musiałam przyjmować nawet 300 pacjentów dziennie! Takie coś to pikuś - rzekła spokojnie na co pokiwałem twierdząco głową, ponieważ szpiedzy z Duchów zazwyczaj mi o takich rzeczach mówili a raczej pokazywali jacy są takim czymś zdziwieni.
- U nas ludzie w dużych ilościach nie chorują zbyt często... No nie licząc sytuacji jak wleci tu nam jakiś wirus, ale to zdarza się rzadko. Zazwyczaj na medycznym leżą tylko osoby ranne na skutek potyczki z wrogami tak jak teraz zresztą to widzisz albo ci którzy oberwali podczas wojny, lecz ja na razie jakiś poważnych wojen nie prowadzimy... - westchnąłem wyjaśniając jej w miarę jaka u nas panuje sytuacja medyczna - Edward zazwyczaj latem i wiosną się nudzi więc czyta książki za to jesień i zima to dla niego ciężki okres, ponieważ wiesz w tedy jak łatwo o chorobę! Trzeba będzie go znowu wprowadzić w odpowiedni rytm - stwierdziłem jeszcze patrząc przez okno gdzie od razu zobaczyłem Kosiarza. Niby urlop a do szpiegostwa i tak go ciągnie - powiedziałem sobie w myślach widząc jak znowu włazi w cień gdzie dla normalnych żołnierzy stał się niewidzialny.
- U mnie nie ma leniuchowania! - stwierdziła Kiara a ja poczochrałem ją po włosach.
- Wiem, wiem! To co idziemy sprawdzić co u Edwarda? Pewnie z nudów umiera jak się obudził! - rzekłem z delikatnym uśmieszkiem.

<Kiara? :3 Eric później ją opierniczy xd>

czwartek, 30 marca 2017

Od Kiary cd. Erica

- Widzę, że pani doktor jest na stanowisku! - zaśmiał się - Kiara dasz mi złoty pył? - dodał szybko na co skinęłam głową.
- Pewnie! Siadaj na krześle - powiedziałam co zrobił - Edwarda nie ma wiec muszę go jakoś zastąpić - westchnęłam - Przyznam że dziwnie jest znowu mieć na sobie kitel lekarski - dodałam i wzięłam strzykawkę ze złotym pyłem. Zdezynfekowałam miejsce wkłucia i podałam całą zawartość strzykawki, po czym zakleiłam miejsce wkłucia gazą.
- Dzięki - powiedział z ulgą, a kiedy chciałam mu odpowiedzieć, nagle wleciał jakiś zdyszany żołnierz.
- Drużynę Fernanda i Maksuela zaatakowały Trupy i Demony! Są w stanie krytycznym i potrzebują szybko pomocy! - powiedział, a ja szybko wybiegłam zanim skończył mówić, kierując się na właściwy oddział, gdzie było około 20 rannych ludzi z ranami postrzałowymi, kłutymi czy szarpanymi. Zleciały się pielęgniarki, które bez Edwarda nie wiedzieli co robić! Byłam po prostu w szoku! "Kurwa mają tylko dwudziestu ludzi a one se poradzić nie mogą?!".
Szybko wbiegłam na oddział i zaczęłam wydawać polecenia, na co się wszyscy zdziwili że nie ma Edwarda, lecz jak na nie wrzasnęłam że mają się ruszyć, bo zaraz się wykrwawią, to natychmiast wystartowały! Zaczęłam się szybko zajmować rannymi ludźmi, opatrując szybko rany najciężej rannym według mojego lekarskiego oka. Podawałam szybko leki w czym pomagały mi pielęgniarki, lecz zauważyłam jedną co się opierniczała, a mnie łatwo wkurzyć, zwłaszcza w takiej sytuacji, gdzie było pełno rannych!
Widać było że inne pielęgniarki wkurzały się na nią, lecz pracowały i pomagały jak tylko mogły przy rannych więc nie maiły jak jej powiedzieć że ona jest jakaś nieodpowiedzialna czy coś... Inne pracowały, a ona powoli przynosiła leki lub robiła obrażone miny że w ogóle musi po coś pójść, wiec w końcu nie wytrzymałam i spojrzałam na nią wściekłym wzrokiem, odrywając się na chwilę od pacjenta bo skończyłam już opatrywać mu ranę szarpana na nodze.
- Kurwa rusz siew końcu a nie przewracasz oczami jak baran i kręcisz tym tyłkiem jakbyś jakąś dziwką była albo hrabiną zasraną! - wrzasnęłam do niej wściekle na co aż podskoczyła, bo pewnie nie byłą przyzwyczajona do tego że ktoś ja opiernicza - Co się dziwisz cholero jedna?! Biegnij po leki o które Cie prosiły koleżanki, bo zaraz Cie tak trzepnę że kurwa zaraz będziesz chodzić jak w zegarku! Szybciej cholera! - wrzasnęłam na nią znowu, na co zerwała się biegiem, a we mnie się wręcz gotowało ze złości, co zauważyli inni - Kurwa cyrk jakiś! Ranni lezą, a ta se spacerek urządza i nic nie robi!  - warknęłam jeszcze pod nosem.
Szybko wyjmowałam pociski i zaszywałam rany, a pielęgniarki uciskały rany i podawały leki innym. Większości też przetaczaliśmy krew, bo strasznie dużo jej stracili... Uporałam się ze wszystkimi w godzinę! Gdzie pewnie inni by się z tym guzdrali bo zamieszanie i takie tam, lecz gdy byłam jeszcze w wieży, przyjmowałam od 200 do 340 pacjentów, gdzie czasami gdy było bardzo źle było ich jeszcze więcej! Co prawda nie byli to wszyscy z takimi ranami poważnymi, tylko też zwykli chorzy ludzie, ale jakoś trzeba było sobie radzić, gdy koledzy też byli zapracowani i tak też było i teraz z tymi dwudziestoma ludźmi.
W końcu wszyscy leżeli już opatrzeni i stabilni, podłączeni do tlenu i jeszcze różnych kroplówek. Kiedy wszystko było już w miarę dobrze, złapałam za rękę tamtą dziewuch i wywlekłam ją na korytarz, gdzie spojrzała na mnie ze strachem. "Dobrze bój się, bo przy mnie nie będziesz się tak zachowywać!" warknęłam w myślach.
- Co to za pazury i zachwianie co?! - warknęłam groźnie na co się skuliła. A ja wskazałam na jej pazury w długich tipsach, które praktycznie uniemożliwiały nawet założenie wenflonu rannemu! - Teraz zabrakło ci języka w gębie! - wrzasnęłam wściekle, nie przejmując się innymi, którzy na to patrzyli - Cholera jasna! jak w tych długich pazurach założysz wenflon rannemu, podasz zastrzyk czy opatrzysz ranę do jasnej cholery co?! - spytałam wrzeszcząc - W dodatku kiedy inni pomagali przy rannych, Ty chodziłaś jak ta święta krowa w Indiach i wywracałaś oczami gdy koleżanki cię prosiły byś coś przyniosła, albo w ogóle tego nie robiłaś! Co jest z Tobą do cholery jasnej?! Gdybyś Ty tam leżała na ich miejscu to nie oczekiwałabyś szybkiej i specjalistycznej pomocy?! - spytałam wkurzona do granic możliwości.
- Oczekiwałabym - szepnęła cicho, wciąż skulona.
- O tuż właśnie! - powiedziałam zła - Nie wiem jak, ale jutro tych długich pazurów ma nie być, a Ty przychodzisz normalnie i będziesz pomagała koleżanką, jeśli nie to do widzenia i tyle było w temacie nie nie wpuszczę Cię na żaden oddział z takimi pazurskami i zachowaniem, jakie dzisiaj zaprezentowałaś przy tych biednych i ciężko rannych ludziach! - wrzasnęłam znowu - Jak Boga kocham trzepnę Cię tak w ten durny łeb, jeśli zobaczę Cie jutro znowu z tymi pazurami tak, że od razu zaczniesz myśleć! Może i Edward Ci na coś takiego pozwolił, bo chciał być miły, ale przy mnie będziesz cholera jak w zegarku chodziła! - dodałam jeszcze wściekle, na co jeszcze bardziej się skuliła - A teraz idź pomóc koleżanką jeśli coś potrafisz zrobić tymi pazurami, a jak nie do wypad do domu! - powiedziałam jeszcze na co mnie szybko wyminęła i pobiegła na oddział.
Ja natomiast jeszcze chwilę stałam tak by się uspokoić i dopiero po chwili zobaczyłam wujka, który stał przy wejściu na oddział i przyglądał się mi, opierając się plecami o ścianę z założonymi rękami na klatce piersiowej.

< Eric? ;3 się wkurzyła jak nie wiem xdd nie ma przy niej opierniczania się! xdd widziałeś wszystko z rannymi i w ogóle? xdd >

Od Reker'a cd. Kiary

Gdy Dave podał mi Rajanka, który nazwał mnie tatą i ufnie się we mnie wtulił myślałem, że zaraz z tego całego szczęścia się rozpłynę! Doskonale pamiętałem ten stres o niego gdy prawie nas zasztyletowali... Teraz mogłem jednak odetchnąć po raz drugi z ulgą wiedząc, że naszej kruszynce nic się nie stało oraz, iż jest cały i zdrowy. Porozmawialiśmy z nimi jeszcze chwilkę na temat ich dziecka, które ma przyjść za kilka miesięcy na świat. W trakcie tej naszej gadaniny wyjrzałem przez okno gdzie zobaczyłem Alana, który wyglądał na takiego przygnębionego i smutnego. Nikt nie zwrócił na niego większej uwagi dlatego chłopak bez problemu wydostał  się poza zasieki oraz poszedł w las co mnie strasznie zmartwiło, bo ostatnio roi się tam w niektórych miejscach od zombie a on wszedł tam nieuzbrojony co strasznie mnie zaniepokoiło. Myślałem, że zawróci do obozu, lecz on poszedł w głąb lasu a mną normalnie szarpały uczucia. Skoro odezwałem się do Matt'a i Maksa to do niego też muszę w końcu coś wybełkotać - mruknąłem w myślach wracając wzrokiem do zaniepokojonej moim zamyśleniem Kiary, której podałem synka. Mały od razu się jej uczepił nie chcąc puścić za żadne skarby świata co było ładnym widoczkiem.
- Reker? - zdziwiła się mówić moje imię.
- Muszę iść załatwić jedną sprawę księżniczko! Wrócę bardzo szybko - powiedziałem całując ją w czoło po czym jednym szybkim ruchem ręki pożegnałem się z przyjaciółmi i zbiegłem po schodach na sam parter gdzie zahaczyłem o magazyn, z którego wziąłem na wszelki wypadek glocka 19 z tłumikiem oraz trzy zapasowe magazynki, bo nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć... Widząc, iż jest szybka wymiana warty między żołnierzami musiałem chwilę poczekać w cieniu aż wreszcie znowu wszystko się uspokoiło więc wykorzystałem pierwszą lepszą okazje i zwiałem poza zasieki lekko rozrywając nogawkę munduru o drut kolczasty przez co przekląłem pod nosem z niezadowolenia, lecz dzięki Bogu nikt mnie nie zauważył i mogłem spokojnie tropić Alana nie martwiąc się o to że ktoś zaraz zawoła wujka, który dopadłby mnie w pięć sekund! Wiedziałem, że nie odpuści z tym ślubem a na wybieraniu garnituru nigdy się nie kończy... Biegłem sobie spokojnie przez las aż wreszcie go zobaczyłem jak załamany siedzi pod drzewem i obserwuje ptaki, które szybowały po niebie i raczej oswojone one nie były co można było nazwać jakimś szczęściem, bo czasami zdarzało się tak, iż specjalnie latały w jednym punkcie a kiedy kogoś zauważyły od razu leciały do założyciela powiadamiając go o tym, iż ktoś pałęta się po jego terenach. Po cichu do niego podszedłem a gdy położyłem mu rękę na ramieniu ten z przerażenia podskoczył zrywając się na równe nogi oraz odwracając się w moją stronę ustawił się tak by móc zwiać, lecz widząc, że to ja nieco się zmieszał, ale jakby się ucieszył, iż to ja pierwszy przed nim nie uciekłem. Nie wiedząc co mam z siebie wydusić zapadła między nami chwilowa cisza, lecz ja nie bojąc się tak bardzo cały czas patrzyłem mu w oczy tak samo jak on mi.
- Reker myślałem, że leżysz na medycznym - odezwał się nieśmiało i cicho by mnie nie spłoszyć.
- Wypisano mnie dzisiaj, mam dosyć leżenia ciągle z rozbitym łbem albo innymi takimi... to strasznie męczące - zaśmiałem się a on wytrzeszczył ze zdziwienia oczy - No tak pierwszy raz słyszysz mój głos... A tak właściwie to czemu uciekłeś? Zmartwiłem się.... - dodałem a on się lekko zakłopotał.
- Nie przejmuj się mną - powiedział odwracając wzrok.
- Będę się tobą przejmował Alan, bo jesteś moim kuzynem i rodziną! Dokucza ci ktoś prawda? - zapytałem stając tam gdzie akurat patrzył.
- Skąd wiesz? - zdziwił się a ja przekręciłem lekko głowę w prawo.
- Em... zgadywałem! Który to był? O co chodzi? - zadałem dwa podstawowe pytania.
- No śmieją się i dokuczają, że jestem Blackfrey a nie umiem strzelać i maskować się tak doskonale ja tata czy ty... Mówią, że nie powinienem nosić tego nazwiska... - westchnął załamany znowu siadając pod drzewem - Poza tym na samoobronie też mi nie idzie i twierdzą, że jestem słaby... - dodał jeszcze podnosząc na mnie wzrok.
- Alan nie daj sobie wmówić takich rzeczy, bo nawet ja nie byłem na początku taki świetny w tej robocie! Ile się już uczysz na żołnierza? - zapytałem opierając się o drzewo.
- No niedługo będzie siódmy miesiąc... - odpowiedział cicho.
- Broń trzymać umiesz, strzelać do tarczy umiesz, na samoobronie też potrafisz pewnie nieźle walczyć tylko boisz się, że zrobisz komuś krzywdę mam racje? - rzekłem na co skinął głową - No a teraz kto ci dokucza? - powtórzyłem najważniejsze pytanie.
- Jeffrey, Alex, Tom, Daniel, Piter, Sam, Ivan i Marcus - powiedział szybko - Trzymają się zazwyczaj w jednej grupie więc nie trudno ich nie zauważyć - dodał jeszcze na co skinąłem głową i chytrze się uśmiechnąłem.
- No to wracajmy już do ratusza, bo ostatnio pełno tutaj zielonej gadziny! Poza tym pewnie twój tata strasznie się o ciebie martwi... Pokarzesz mi dokładnie, którzy to a kuzyn się nimi zajmie i pokaże ci kilka chwytów - zaśmiałem się i wolnym krokiem poszliśmy do ratusza gdzie spotkaliśmy się ze zdziwionymi wzorkami żołnierzy. O dziwo nie czułem dzisiaj tego uczucia, że ktoś na mnie patrzy więc pewnie szpiedzy mi jak na razie odpuścili albo mój instynkt snajperski został przez coś stłumiony. Nie zajęło nam długo, żeby Alan wskazał mi swoich pewnego rodzaju prześladowców, do których od razu podszedłem mimo jego sprzeciwów. - Raz, dwa, trzy widzę was na samoobronie - rzekłem z hardym wzrokiem a oni o dziwo się ucieszyli i aż tam pobiegli w podskokach pewnie licząc na jakiś trening ze mną czy coś.
- Reker wiesz co robisz? - zapytał niepewnie kuzyn cały czas idąc obok mnie.
- Najwyżej będą przez kilka dni w śpiączce na medycznym - uśmiechnąłem się słodko a on pobladł - Nie bój się wyliżą się! - zachichotałem przechodząc przez próg pomieszczenia do samoobrony gdzie oczywiście jedne z nich musiał już posłać Alanowi wrogie spojrzenie dlatego to jego pierwszego zaatakowałem i wyrzuciłem w powietrze jako pierwszego rzuciłem nim o ścianę przy czym złamał sobie parę kości. - Ups no to jeszcze siedem - stwierdziłem patrząc w stronę młodzików - Nikt mi tu z kuzyna się śmiać nie będzie! - warknąłem jeszcze w ich stronę na co zadrżeli, ale ja już znalazłem sobie kolejnego ochotnika do rzucania o ściany. Dalsza walka się tak jakoś potoczyła, że nawet nie mrugnąłem okiem a cała ósemka leżała i kwiczała pod ścianą. Wiedziałem, że na pewno połamałem im żebra a co do reszty to Edward musi solidnie posprawdzać. Nie miałem ochoty ciągnąć ich na medyczny więc otrzepałem ręce niczym po ciężkiej robocie i spojrzałem z uśmiechem na Alana.
- Łał jesteś wspaniały! - stwierdził z szeroko otwartymi oczami.
- Ty też jesteś z pewnością wspaniały tylko nie możesz bać się atakować! Jeśli nie będziesz atakował to nie zobaczysz swojego potencjału... Alan nie bój się dobrze? - zapytałem podchodząc do niego bliżej na co skinął głową.
- Jasne! - uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Mam nadzieję, że będziesz na moim weselu - rzekłem niespodziewanie a on się zdziwił.
- W-weselu? - zapytał z myślą, iż jednak się przesłyszał.
- Tak! Niedługo będę się żenił z Kiarą i chciałbym, żebyś też się znalazł na liście gości - stwierdziłem na co on nie mógł uwierzyć.
- Postaram się być - powiedział radośnie a ja poczochrałem go po włosach.
- Reker nie ma cię od dwóch godzin na medycznym a ty już chaos siejesz - zaśmiał się wujek Eric idąc w naszą stronę - Chodź musimy załatwić kilka rzeczy na ślub - dodał a ja zrobiłem dwa kroki w tył - Nawet nie próbuj! - rzekł wbijając we mnie te swoje ślepia.
- Do zobaczenia Alan! Tylko ubłagaj ojca, żeby i on nie zrobił mi krzywdy! - zaśmiałem się i wyskoczyłem przez okno starając się uciec przed założycielem.

<Kiara? :3 Eric chce nas dopaść xd>

Od Erica cd. Kiary

Kiedy położyłem Edwarda na łóżku szpitalnym wiedziałem, że cierpi, ale chyba poprawił mu się humor słysząc przemówienie Kiary, którego słuchał bardzo uważnie. Każdy z nas nie miał łatwo przed wojną i rozumiałem doskonale, że mógł sobie z tym już powoli nie radzić, ale na litość Boską mógł coś powiedzieć to byśmy mu pomogli tak jak teraz staramy się to zrobić! Gdyby nie to że się nim przejmowaliśmy i był jednym z członków obozowej rodziny to chłop by się tam wykrwawił oraz umarł w samotności a Samantha raczej by też tego nie przeżyła... Właśnie muszę sprowadzić tutaj Samanthę z misji! - krzyknąłem w myślach wpadając do swojego gabinetu gdzie szybko napisałem piórem na kartce krótką, ale sensowną wiadomość, którą wysłałem orłem do drużyny, która ją zabrała. Patrzyłem jeszcze chwilę jak ptak znika mi z pola widzenia po czym poszedłem do Katriny by zobaczyć co u niej i u małego. Ukochana widząc mnie odetchnęła z ulgą i posłała mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłem oraz usiadłem na swoim krześle. Dopiero teraz przypomniało mi się o tym, że miałem poprosić Kiarę o dawkę złotego pyłu na te koszmary, ale postanowiłem zrobić to jutro albo dzisiaj wieczorem... zależy jak mi tam będzie pasowało!
- Co z Edwardem? - zapytała a ja spojrzałem na nią zdziwionym wzrokiem chcąc udać, że o niczym nie wiem. - Eric nie udawaj! Mason mi o wszystkim powiedział... Ponoć źle z nim psychicznie - dodała ze smutkiem w głosie.
- Już teraz powinno być z nim lepiej! Przeżył coś ciężkiego w życiu zresztą jak każdy z nas i to normalne, że się podłamał... Będzie z nim dobrze więc się nie martw kotku! A co u was słychać? Craven mówił kiedy wasz wypisze? - zadałem dwa interesujące mnie pytania.
- Chris śpi jak zabity - zaśmiała się cicho patrząc na synka, który machał co jakiś czas rączkami z powodu pewnie zwariowanego snu - Powiedział, że albo jutro albo pojutrze dostaniemy wypis - rzekła radośnie a ja skinąłem głową na znak, iż zrozumiałem. Porozmawialiśmy jeszcze trochę o tym co się dzieje w ratuszu oczywiście celowo omijałem tematy związane z Edwardem i lekiem na "chorobę" Duchów by jej niczym nie denerwować... Kiedy skończyły się nam tematy spojrzałem na synka, który przeciągle ziewnął i poruszył rączkami mrucząc coś pod nosem dając nam znak, iż już wstał! Otworzył szeroko oczka i wbił w sufit swoje spojrzenie nadal machając rączkami jakby chciał wstać więc wziąłem go na ręce a ten uderzył mnie rączkami o klatkę piersiową.
- Chrisek łobuziaku ty mój - zaśmiałem się cicho a on zamknął oczy i załkał cicho szukając matki, której podałem szkraba. Ze mną jest coś nie tak czy co? - zapytałem się w myślach, lecz widząc, iż był głodny chwilowi się uspokoiłem i poderwałem z miejsca.
- Eric? - zdziwiła się Katrina, której posłałem uśmiech.
- Muszę iść zażyć leki... Zaraz przyjdę kochanie - powiedziałem jej a ona niepewnie skinęła głową. Wychodząc z sali od razu pognałem na oddział gdzie leżał Edward a wchodząc a raczej wbiegając na niego zobaczyłem, iż Kiara ma biały fartuch przez co lekko się zdziwiłem i przekręciłem głowę delikatnie w prawo. - Widzę, że pani doktor jest na stanowisku! - zaśmiałem się - Kiara dasz mi złoty pył? - dodałem szybko.

<Kiara? :3>

Od Kiary cd. Reker'a

- Też mam do wieży uraz Reker, ale musimy pamiętać że Will by bardzo chciał się zobaczyć z ojcem w końcu to założyciel i nie będzie przyjeżdżał w każdej wolnej chwili, a sam wiesz ze ostatnio był bardzo podłamany! Dla niego przyjazd ojca to wielkie szczęście! Ponadto Olivier, Billy i Rubby nigdy nam nic złego nie zrobili! No... Rubby sobie u mnie nagrabiła ale też nie rozkazywała jak psu! Pamiętaj że Olivier i Billy zawsze nam mimo wszystko wspierali i chronili przez Williamem czy Michaelem... Wypadało by się z nimi zobaczyć, zwłaszcza że to raczej dobrzy ludzi i nie wieżę żeby Olivier i Billy zeszli na złą drogę! Rubby jest na swój sposób wredna i dziwna, ale to przez to że kiedyś podobno straciła dwójkę dzieci z tego co się dowiedziałam... Od tamtego czasu podobno jest taka mściwa - westchnęłam patrząc znowu na list - To co? Spotkamy się kiedy to wszystko się skończy? Gdy obalą mojego idiotycznego ojca? - spytałam Rekera.
- No niech będzie - westchnął w końcu - Jednak i tak będę czujny - dodał zaraz.
- Ja też Rekuś! Ja też... - odparłam wzdychając ciężko.
**
Po dziesięciu dniach nas wypisali, bo rany goiły się szybko i byliśmy w coraz lepszej formie. Podpisaliśmy papiery za wujka, który pewnie będzie nas później gonił za takie coś tak jak niegdyś William.... No ale nie mieliśmy zamiaru tutaj wiecznie siedzieć i w dodatku pewnie znowu by nam nie dał spokoju ze ślubem i innymi pierdołami! Wyszliśmy szybko z oddziału i poszliśmy do pokoju Dava żeby sprawdzić co z naszym kochanym synkiem. Zapukaliśmy ostrożnie do drzwi, a po chwili otworzyła nam Szanon, która uśmiechnęła się na nasz widok i otworzyła szerzej drzwi, dzięki czemu weszliśmy i zobaczyliśmy jak podchodzi do nas przyjaciel z małym na rękach...
- Był grzeczny? - spytałam od razu.
- Bardzo! - odparł uśmiechnięty Dave, przekazując synka Rekerowi, a synuś od razu się w niego wtulił radośnie.
- Tata! - powiedział jakby ulgą i radością w jednym że w końcu widzi swojego rodzica.

< Reker? ;3zobaczysz przez okno Alana? ;c ktoś mu dokuczył czy coś? ;c >

Od Reker'a cd. Kiary

To co czułem podczas kłucia nożem nie potrafiło równać się z tym co czułem jak myślałem, że mojemu synkowi mogłoby się coś stać. Kiedy jeden z nich zabrał większy zamach by mnie w końcu dobić myślałem, że to mój koniec i już miałem żegnać się ze swoim życiem, ale uratowali nas jacyś żołnierze, którzy rozstrzelali naszych niedoszłych morderców oraz od razu do nas podbiegli nie mogąc uwierzyć w jakim potwornym stanie się znaleźliśmy. Jednak nasze męczarnie nie trwały długo, bo widząc migających przed oczami lekarzy oraz wujka straciliśmy przytomność.
****
Obudziłem się chyba kilka dni później a widząc, że na oddziale są jacyś żołnierze zacząłem panikować... Bałem się, że są jakimiś kolejnymi mordercami pragnącymi tylko przyłożyć mi nóż do gardła, lecz gdy wujek kazał im wyjść zrozumiałem, iż musieli być to tylko nasi ochroniarze, lecz stres i tak został, ale wujek jakoś mnie uspokoił a czując jego dotyk i słysząc te kojące słowa poczułem się bezpiecznie oraz jakoś mój strach zniknął.
- List przyszedł z wieży kilka dni temu, ale był zaadresowany do was więc go nie przeczytałem - odezwał się nagle Eric na co skinęliśmy głowami na znak, iż zrozumieliśmy. Zastanawiałem się czego wieża znowu od nas chce... Czy oni w końcu nie mogą dać nam spokoju?! Nie dość, że nas prawie zabili to jeszcze wysyłają do nas jakieś cholerne listy! Na szczęście mój pierdolony ojciec już nie żyje i nie może skrzywdzić następnych osób.
- Co z Rajankiem? - zapytałem próbując wzmocnić jeszcze słaby głos.
- Nic mu nie jest! Przez ten cały czas był u waszego przyjaciela Davea - odpowiedział mi a ja poczułem ogromną ulgę i zacząłem patrzeć się na Kiarę, która właśnie rozłożyła zgiętą w pół kartkę.
- "Skoro to czytacie to pewnie już się ocknęliście. Bardzo nam przykro, że doszło do kolejnego zamachu na wsze życia, ale o niczym nie wiedzieliśmy. Znaleźliśmy kolejnego pseudo założyciela, który został pozbawiony życia a była nią Hannah. Wraz z Michaelem chcieli przejąć wieżę na własność. Zaślepieni władzą truli ludi jakąś substancją, której niestety nie znamy a jak na razie z lekarzami o niej rozmawiać nie możemy, ponieważ został nam do obalenia jeszcze Wiliam. Mamy nadzieję, że szybko wrócicie do zdrowia a gdy wieża będzie już trochę normalna zgodzicie się na spotkanie ~Oliver, Billy, Ruby" - przeczytała treść listu ukochana a ja już sam nie wiedziałem czy to prawda czy też i oni chcą zrobić zamach na nasze życia.
- To o śmierci Hannah to prawda, bo przysłali mi jej łeb... - mruknął niezadowolony z takiego prezentu wujek - Mam im odpisać, że chcecie się spotkać jak to się wszystko w miarę zakończy? - dodał patrząc na nas.
- Nie wiem... Nadal czuję jakąś urazę do wieży... zrobili nam wiele złego a ja już nie odróżniam powoli kto tam jest dobry a kto zły - westchnąłem błądząc wzrokiem po suficie - Na mam pojęcia czy czasami też nie dopadnie mnie utrata głosu gdy ich zobaczę - dodałem smutnym tonem głosu.

<Kiara? :3> 

Od Kiary cd. Erica

Przysłuchiwałam się ich wymianie zdań z niepokojem z daleka. Szczerze mówiąc to podejrzewałam że Edward coś w sobie dusi, bo czasami gdy się złościł, to widziałam coś w jego oczach... "Nikt nie ma łatwo w życiu Edward" westchnęłam w myślach "Nie ma nigdy życia idealnego".  W końcu podeszłam do nich spokojnym krokiem i złapałam silnie Edwarda za ramie na co się zdziwił, lecz posadziłam go momentalnie na krześle i zaczęłam się zajmować jego raną na co chciał się wyrwać.
- Przestań się wiercić, bo zaraz trzepnę Cię w ten łeb! - warknęłam patrząc mu w oczy - Edward to co powiedziałeś to istne głupstwo! Doskonale wiemy jak to jest mieć przesrane życie! Nie ma takich ludzi co wszystko im się układa doskonale! Po prostu nie ma... Jesteś tu potrzebny i dobrze to wiesz, tylko że teraz w to zwątpiłeś nie wiedząc czemu! Wyszkoliłeś zespół medyczny, opatrujesz ciężko rannych bądź chorych, układasz sobie życie z piękną kobietą... Teraz robisz lek by wyleczyć innych ciężko chorych ludzi! Twój kolega niby byłby od Ciebie lepszy?! Nie ma ludzi lepszych albo gorszych! Coś takiego nie istnieje Edward! Każdy jest ważny i każdy pełni ważną funkcję, dzięki czemu obóz nadal funkcjonuje, bo nawet gdy zabraknie jednego człowieka, to już ten świat się niszczy w którym żyjemy, bo rodziny bliskich cierpią a inni to widzą oraz także cierpią... Jesteś lekarzem tak samo jak ja, a Samantha jest pielęgniarką. Ludzie Ci ufają i polegają na Tobie oraz traktują cie jak jakiegoś cudotwórcę, bo leczysz ich oraz ich bliskich i Ty twierdzisz że jesteś mało ważny do cholery?!  Każdy miał ciężko w życiu i wcale nie twierdzimy że mało przeszedłeś w swoim życiu, lecz czasami trzeba kogoś opierniczyć, by znów stanął na nogi a nie się dołował czy coś... Jesteś częścią rodziny czy tego chcesz czy nie i wszyscy się tu o Ciebie martwią! A co do tej maski o której mówiłeś, to jesteś człowiekiem tak samo jak inni wiec to normalne że odczuwasz emocje! Nie możesz dusić w sobie emocji i nosić wiecznie maski, bo wtedy sam od środka się wyniszczasz i dobrze wiem jakie to potworne uczucie... Sam wiesz jakie noszenie typu "nic sienie dzieje, wszystko jest w porządku" jest ciężkie! Nie możesz tego robić... Musisz pozwolić uczuciom się pokazać, bo inaczej się sam wyniszczysz. Może i kiedyś byłeś w tej cholernej Umbrelli, ale uciekłeś razem z innymi i starałeś się wszystko naprawić! Niestety w takich wojnach muszą się znaleźć i ofiary... - westchnęłam ciężko - zapewne przeczytałeś moją dokumentację, ale uwierz mi że nie ma wszystkiego w niej zapisanego... Kiedyś byłam dowódcą sił specjalnych policji - zaczęłam - Pewnego dnia na jednej z misji, gdy wchodziłam z drużyną by obezwładnić gang doszło do strzelaniny... - przerwałam na chwilę i przełknęłam głośno ślinę - Okazało się że w budynku była rura z gazem, ale nie było jej nigdzie na schematach! Kiedy doszło do strzelaniny, przez przypadek pocisk, który miał trafić w gangstera do którego celowałam, trafił właśnie w tą rurę... Wszystko przez to, że nie przewidziałam że zrobi unik i ze nie wiedziałam że ta cholerna rura tam może być, a to był mój pierdolony obowiązek to przewidzieć! Doszło do potężnego wybuchu, a moich 6 ludzi pochłonęły płomienie a ja słyszałam tylko ich wrzaski bólu i rozpaczy, lecz ja nie spłonęłam z dwójką pozostałych ludzi tylko dlatego, że akurat pod nami zawaliła się podłoga... Uniknęliśmy cudem śmierci, lecz i tak mieliśmy poparzenia. Sześciu ludzi zginęło przez moje błędy! To cholernie boli i doskonale wiem, że Ty także obwiniasz się za śmierć przyjaciela - westchnęłam ciężko patrząc na niego - Nie byłbyś człowiekiem gdybyś się nie bał czy nie obwiniał o coś... Tak to już jest, że los lubi stawiać nam wyzwania rzucając kłody pod nogi raz mniejsze, a raz większe. Jednak teraz masz inne życie! Masz dziewczynę, która nie widzi poza Tobą świata tak samo jak Ty bez niej... Gdybym ja nie miała Rekera, to też bym myślała tylko o tym by strzelić sobie w łeb i tak w sumie było każdego dnia zanim go poznałam, tyle że byłam takim tchórzem, że nie potrafiłam pociągnąć za spust... Masz do kogo wracać, wiec nie poddawaj się! Skończysz lek, kiedy będziesz miał siły a Twój stan się poprawi... Jak na razie i tak nie mamy jak go podać tym ludziom, więc możesz śmiało odpocząć, byle byś później to dokończył, chyba że ewentualnie mi powiesz jak się go robi, to sama to zrobię za Ciebie jeśli nie będziesz chciał - westchnęłam i zabandażowałam mu w końcu rękę - Jesteś tylko człowiekiem! Tak samo jak my... - dodałam jeszcze a później Edward zemdlał, więc pewnie to było dla niego za dużo!
- Zanieśmy go na prywatną salę i w razie czego zwiążemy go pasami, bo coś czuję że będzie tutaj przyłaził! Będziemy też mu podawać Złoty Pył, bo z jego kondycją psychiczną nie jest najlepiej... Poza tym było by dobrze gdyby wróciła tutaj jego dziewucha - westchnęłam wychodząc, a po chwili za mną poszedł w ciszy wujek, niosąc nieprzytomnego Edwarda. Znowu zaczęłam przetaczać mu krew i oczywiście związałam go też pasami, podczas gdy Eric gdzieś zniknął, wiec pewnie poszedł się czymś zajmować... Podałam jeszcze Złoty Pył i chcąc, nie chcąc, znowu ubrałam na siebie lekarski fartuch by móc zastąpić na razie Edwarda, gdy nie pracował na swoim oddziale medycznym. Inni lekarze i pielęgniarki też miły zakaz wstępu na jego salę, bo nie chciałam by zaczęli o nim mówić jakiś dziwne rzeczy....

< Eric? ;3 się rozgadała znowu xdd >

Od Erica cd. Kiary

Dzięki Bogu udało nam się uratować Edwarda, który jeszcze trochę i mógłby kopnąć w kalendarz czego nasz personel medyczny by chyba nie przeżył, bo w końcu blondyn był w jakimś sensie ich przywódcą i bez niego nasi lekarze by tak daleko nie zaszli nigdy! Mężczyzna był taki strasznie blady i osowiały... w sumie to po takiej utracie krwi dziwię się, że jako tako jeszcze trzyma przytomność i wodzi wzrokiem po całym oddziale jakby kogoś szukał... Czyżby brakowało mu Samanthy? - zapytałem sam siebie widząc jak poddaje się w poszukiwaniach. Powoli podszedłem do jego łóżka a on odwrócił od razu wzrok.
- Edward co... - nie zdążyłem do kończyć, bo mi urwał.
- Zostawcie mnie w spokoju... Nic o mnie nie wiecie... - rzekł słabo zamykając oczy a po chwili dało się usłyszeć jego równy oddech świadczący o zaśnięciu. No nie ukrywam, że zdziwiła mnie jego wypowiedź... Co prawda nie miałem jego akt, ale nigdy nic nie mówił, że go coś dręczy a poza tym nigdy tego nie pokazywał. Był zawsze uśmiechnięty... praktycznie zawsze siedział na oddziale medycznym czytając książki albo przesiadując ze swoją dziewuchą. Nigdy nie narzekał na liczbę pacjentów, która spadała z dnia na dzień. W Śmierci mało osób chorowało a najwięcej zwykle było rannych po wojnach, których ostatnio nie prowadziliśmy a jak już to pojedynczy żołnierz zostawał ranny i na tym robota się kończyła.
- O co mu chodzi? - zapytała nagle Kiara wyrywając mnie z zamyśleń.
- Nie mam pojęcia... Może po prostu ma jakieś humorki? - westchnąłem patrząc jak w miarę spokojnie śpi.
- Oby... A tak właściwie wujek to czas porozmawiać wreszcie z Tiją - uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Co? Ale ja nie wiem jak - jęknąłem zdenerwowany a ona klepnęła mnie delikatnie w plecy.
- Jak z normalnym człowiekiem! Ona cię nie pogryzie przecież - zaśmiała się i dając ostatnie instrukcje pielęgniarką wyciągnęła mnie z oddziału medycznego kierując się do miejsca gdzie leżała Tija. Białowłosa siedziała na łóżku przyglądając się widokom za oknem a zauważyła nas dopiero kiedy stanęliśmy przy jej łóżku. Dziewczyna chyba się mnie przestraszyła, bo spojrzała na mnie wzrokiem jakbym ją miał zaraz skatować więc Kiara ją tam jakoś szybko uspokoiła, lecz i tak miała we wzroku taką łatwą do odczytania obawę.
- Jak się czujesz? - zapytałem siadając na krześle gdy Kiara nagle mi gdzieś zniknęła.
- Już trochę lepiej - odezwała się nieśmiało.
- Słyszałem, że miałaś nieprzyjemne spotkanie z wrogim obozem - westchnąłem podpierając głowę na dłoni.
- Oni byli straszni - stwierdziła krótko na co skinąłem głową.
- Niestety niektóre obozy stały się bezduszne... Ale tutaj nic ci nie grozi! Nie pozwolę cię skrzywdzić tak samo jak reszta więc się nie bój - powiedziałem z uśmiechem, który blado odwzajemniła. Późniejsza rozmowa się już jakoś potoczyła... Tija powiedziała mi dlaczego tak się boi innych osób a ja od razu ją uspokoiłem zapewniając, że nic takiego ją u nas nie spotka i że praktycznie każdy jest tu dobrym człowiekiem. Później poczochrałem ją jeszcze po włosach a widząc jak ze zmęczenia zasypia odszedłem by zobaczyć jak tam trzyma się Edward, lecz gdy dostałem się na jego salę ze zdziwieniem stwierdziłem, iż go nie ma! Po prostu rozpłynął się w powietrzu, bo nic nikt nie widział ani nie słyszał! Zdenerwowany zacząłem go szukać, bo wiedziałem, że powinien jeszcze leżeć i odpoczywać oraz dalej przetaczać sobie krew... Znalazłem go w laboratorium jak znowu zasiadł do robienia antidotum. Odwinął bandaże na jednej ręce i patrzył się jak głupi na ściekającą krew.
- Edward! Do cholery co ty robisz?! - krzyknąłem na niego przez co zwrócił na mnie uwagę.
- Lek nie widzisz? - mruknął ponuro.
- Przecież ty się wyniszczasz! Musimy to opatrzyć i będziesz leżał na medycznym dopóki nie dojdziesz do siebie - stwierdziłem podchodząc do niego bliżej, lecz ten posłał mi mordercze spojrzenie.
- Nie... Chcę skończyć ten lek... Najwyżej się wykrwawię! Co tam jednego lekarza mnie na tym świecie! Myślicie, że co? Skoro skończyłem studia i nieźle mi w życiu szło w tym zawodzie to miałem idealne życie? Wasz błąd miałem w życiu przejebane... - warknął robiąc sobie w ręce coraz większą ranę, ale na szczęście omijał żyły na nadgarstku. - Gdyby nie ta cholerna Umbrella, która zabiła mi kumpla zamiast mnie on by wam lepiej doradził w tym wszystkim - dodał wnerwiony patrząc na krew, która upływała z niego jak życie.
- Edward spokojnie! Nie denerwuj się - próbowałem go jakoś odgonić od ranienia się.
- Ja też nie mogę mieć ciągle na twarzy maski... - westchnął cicho patrząc na mnie wzrokiem pełynm bólu.

<Kiara? :3 Musimy go ratować znowu, bo będzie źle ;-;>