środa, 4 kwietnia 2018

Od Kiary cd. Rafaela

Dzisiejszy dzień nie różnił się za bardzo od poprzednich dni... Byłam w miarę wyspana gdyż wyspać się mi ostatnio było bardzo ciężko z nieznanych mi powodów... Badania odkładałam na później gdyż nie chciało mi się na nie zwyczajnie iść. Nie miałam takiej potrzeby a z resztą czułam się zupełnie zdrowa. Wujek Eric kazał mi sprawdzić tereny które oznaczył na mapie. No zrzędziłam mu nieco nad uchem więc chyba w końcu się nieco zdenerwował i żeby mieć spokój to dał mi to zadanie. Nie wiem co on też ostatnio milczący jest ale wolałam na razie w to nie wnikać. Być może pokłócił się ze swoją dziewuchą albo coś w tym rodzaju, a z resztą to nie moja sprawa! Jechałam właśnie sprawdzić pewien sektor na naszych terenach, który nie był odwiedzany od dawna ale z reguły było tam bezpiecznie, dlatego też nie byłam spięta ani trochę, ponieważ nasze tereny są chyba jednymi z najbezpieczniejszych, a zaraz potem chyba są duchy, bo tam Olivier nieco pogonił swoich ludzi jako założyciel by się nie obijali. A co do wujka Erica to chyba mnie bardziej tu wysłał na dłuższą przejażdżkę, ale co tam i tak bym się nudziła w pokoju sama, bo Reker też był na jakiejś misji, a dzieciaki u dziadków dzisiaj są znowu i jak widać bardzo im się spodobali. Jechałam na swoim koniu spokojnie i w towarzystwie Spike'a, Marka oraz Dave'a, bo więcej osób nie było po prostu trzeba. Jechaliśmy szybko, gdyż po prostu obawialiśmy się że zastanie nas burza śnieżna, a te potrafiły trwać nawet po kilka dni więc nie chcieliśmy ryzykować utknięcia na samym środku zadupia z dala od rodzin. Śniegu było troszkę mniej z uwagi na to że miała się niedługo zmienić pora roku w tym dziwnym świecie. Rozglądaliśmy się czujnie na boki lecz niczego nie widzieliśmy co też obieraliśmy za dobry znak. Po paru godzinach jazdy niestety już wiedzieliśmy że nie uda nam się wrócić na czas, dlatego zsiedliśmy z naszych koni i zaczęliśmy się rozglądać za jakimś schronieniem, mając nadzieję że burza śnieżna nie będzie trwała zbyt długo. Postanowiłam że się rozdzielimy i tu spotkamy za dziesięć minut i tak oto zaczęliśmy wszyscy szukać. Ja poszłam bardziej na wschód gdzie przez swoja gafę wlazłam na jakąś gałązkę która rozleciała się pod moją nogą. Szlak! pomyślałam nerwowo ale rozglądałam się czujnym wzrokiem, a nie całą głową, gdyż to byłby błąd z mojej strony. Z tego co zdążyłam zauważyć to ktoś tu rozbił obóz niedawno przed nami czyli ktoś tu był! Nagle kiedy chciałam się odwrócić, gdyż usłyszałam hałas za sobą, wtem ktoś pozbawił mnie przytomności uciskając punkty witalne i chyba upadłam...
********************************
Kiedy ocknęłam się na medycznym, to poczułam się jak w jakimś matriksie! To czego się dowiedziałam od Edwarda sprawiło że nie wiedziałam czy nadal śnię czy po prostu może się ze mnie nabijają... Z tego wszystkiego Edward uszczypnął mnie mocno co mi się nie spodobało bo to za bolało, a ja pacnęłam go za to dość mocno.
- To bolało! - mruknęłam na niego niezadowolona.
- Was jeszcze coś boli.... Wręcz niewiarygodne - wywrócił na to oczami doktorek, a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu i byliśmy tu sami.
- Gdzie Reker? - spytałam nie zwracając uwagi na jego poprzedni odzew do mnie.
- Gdzieś poszedł ale obawiam się że mógł pójść wiesz gdzie i do kogo za to co Ci zrobił - rzekł Edward, a ja chyba w tym momencie zbladłam - Lepiej się pośpiesz - rzekł jeszcze aja zerwałam się szybko by uniknąć tego co miało się stać mojemu bratu... Boże czemu ja muszę mieć takie pokręcone życie? William Ty cholero nigdy Ci nie wybaczę za wszystkie krzywdy jakie nam wszystkim wyrządziłeś! - pomyślałam wściekła i czym prędzej zbiegłam do lochów naszych gdzie było od groma cel, ale od Kiasa dowiedziałam się że są w celi 312 więc się spieszyłam ale na szczęście zdążyłam tam dotrzeć dość szybko dzięki mojemu zahartowaniu małemu że tak to powiem, ale i tak miałam zadyszkę. Swoją drogą to Kias chyba wszędzie jest jak jakiś czarnoksiężnik! Otworzyłam szybko drzwi celi i od razu krzyknęłam widząc Rekera.
- Nie rób mu krzywdy! - rzekłam zdyszana i jak widać zdążyłam w samą porę!
- Dlaczego? Przecież ta szuja Cię skrzywdziła! - warknął i patrzył z wrogością na związanego mężczyznę na krześle, który był chyba tak samo zagubiony ale i przerażony jak ja, choć on jednak chyba bardziej, zważywszy że zaraz miał doświadczyć biedak tortur, a chcąc, nie chcąc, ja i mój mąż jesteśmy chyba tu najgorszymi katami, choć wujka Erica chyba po namyślę dłuższym nigdy nie prześcigniemy z tym...
- Bo to mój brat... - rzekłam jakoś choć z trudem, bo nadal było mi dziwnie wymawiać to jakże proste dla innych słowo.
- Co? - zdziwił się i spojrzał na mnie a następnie na niego.
- Dobrze słyszysz... On nie chciał mi nic zrobić... Po prostu doszło do nieporozumienia... Rozwiąż go, trzeba go opatrzyć na medycznym - rzekłam opanowując oddech i spojrzałam na swojego brata. Kurwa porąbane to wszystko - pomyślałam jeszcze nie wiedząc za bardzo co o tym wszystkim myśleć, ale skoro to mój brat to nie mógł być zły... Prawda?

< Rafael? ;3 wybacz że tak długo ale nauka i problemy :/ W każdym razie braciszek uratowany! xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz