poniedziałek, 11 grudnia 2017

Od Kiary cd. Reker'a

Wolałam nie przeszkadzać w ich rozmowie ale wnioskując bo ich minach i zachowaniach doszli jakoś do porozumienia i Matt coś mu tam nagadał i go przytulił drugi raz. Uśmiechnęłam się na to, a następnie zaczęłam wypełniać dokumenty.
Brzuch bolał mnie już nieco mniej więc poczułam ulgę i stwierdziłam że nie będę brała żadnych leków gdyż ich nie lubiłam zbytnio, no bo jednak jakieś tam negatywne skutki na żołądek czy też wątrobę mają, a ja nie miałam zamiaru jeszcze bardziej wyniszczać swojego organizmu, zważywszy to co musiał znieść po truciznach. No owszem niby organizmy nam się zahartowały ale to wcale nie oznacza że nie wyrządziło to nam poważnych szkód.
Dużo by o tym gadać i szczerze mówiąc to ja nadal się dziwię że w ogóle to przeżyliśmy... Często też boję się o nasze dzieci. Rajanek uczy się dopiero życia, a co za tym idzie, boję się co na swojej drodze napotka, nie mówiąc już o tym że bałam się iż będę fatalną matką, która nie zdoła ochronić swojego dziecka przed tym okrutnym światem.
Ja znałam świat przed erą zombie, lecz on nie...
Co jak kiedyś apokalipsa ustanie i świat zacznie się odbudowywać, a on nie będzie potrafił sobie poradzić? Timi i Cameron sobie by poradzili bo oni znają jeszcze życie za tych "normalnych" czasów, choć aż za dobrze, bo zostali bardzo pokrzywdzeni... Jak mam tłumaczyć i wprowadzać ich w życie, skoro prawie nic już ze starego świata nie zostało? Mówię wam po prostu jakiś koszmar... Pytania w mózgu mi się kłębiły coraz bardziej i nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi jak to będzie wszystko wyglądało, a poza tym czekało teraz na nich mnóstwo niebezpieczeństw!
Zombie, wrogie obozy, pogoda która zmienia się niczym światła na dyskotece, krwawe walki, zdrady członków i wiele, wiele innych. Kiara nie myśl tyle o tym, bo Ci czaszka eksploduje z tego wszystkiego - skarciłam się sama w myślach i starałam się skupić dzisiaj na papierach, lecz dzisiaj niestety miałam jakiś dziwny dzień, przez który w głowie ciągle miałam jakąś gonitwę myśli. Ciągle o czymś innym myślałam, dosłownie jakbym myślała o jakiś niebieskich migdałach, zamiast skupić się na właściwym zadaniu... Ja czasem nawet nie wiedziałam co ja piszę!
W końcu spojrzałam na to co zapisałam i z ulgą stwierdziłam że jest tam wszystko zapisane poprawnie, więc odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam chować wszystkie papiery, po czym spojrzałam w stronę łóżka ukochanego, który uważnie na mnie patrzył, dzięki czemu lekko się uśmiechnęłam.
- Co tam żołnierzyku? - spytałam żartobliwie, chowając wszystkie akta do teczek na swoje właściwe miejsca.
- Teraz już dobrze... - rzekł spokojnie patrząc na mnie - Kiaruś dobrze się czujesz? - spytał nieco niepewnie.
- A niby co ma mi być Reki? - spytałam zdziwiona.
- No.... Jesteś taka jakby... zestresowana - rzekł zacinając się nieco.
- Mam po prostu taki dzień, nie martw się! Jak tam się czujesz? Głowa cała? - spytałam zmieniając szybko temat, na co mój mąż lekko się uśmiechnął.
- Już lepiej, choć nadal nieco boli... - rzekł ziewając lekko.
- Podać Ci przeciwbólowe? - spytałam martwiąc się o niego.
- Nie.... Wytrzymam! To nie taki silny ból, w razie co to wezmę coś - uśmiechnął się delikatnie.
- No dobrze - uległam.
- Kiaruuuuś? - zaczął.
- Taaaak? - spytałam rozbawiona, bo wiedziałam że czegoś chcesz.
- Ile masz jeszcze do końca dyżuru? - spytał.
- Zaraz kończę a cooo? - pytałam uważnie na niego patrząc rozbawiona.
- No.... Musze tu siedzieć? Mogę poleżeć w pokoju i tam się kurować? Tam lepiej wypocznę.... - mówił szybko.
- Hmmm.... I mam pozwolić na to być leżał i leniuchował w łóżku, zamiast znosił tutejsze białe i jakże straszne ściany? - spytałam rozbawiona dalej.
- Taaaak..... Prooooooszę? - spytał robiąc maślane oczka, przez co wybuchłam cichym śmiechem i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Jak małe dziecko, tylko w większej wersji, ale mojej ukochanej - pomyślałam sobie spokojnie.
- No dobrze, dobrze ale zero wychodzenia z łóżka i masz mi się kurować, a co za tym idzie, zero misji agencie Ty - rzekłam stanowczo i pogroziłam mu palcem, a on wyszczerzył wszystkie swoje białe ząbki w uśmiechu.
******************************************************
Było późne popołudnie i niedługo mieliśmy iść spać. Pomogliśmy synom się wykąpać dokładnie oraz wyszorować ząbki, po czym po przeczytaniu bajki cała trójka zasnęła smacznie, a ja z mężem zaczęliśmy rozmawiać na temat szkolenia dzieciaków, które nie pozdawały egzaminów i tych samych, dzięki którym odkryliśmy co robili ich starzy nauczyciele, którzy tak na prawdę niczego ich nie uczyli, a ponadto zabijali tych którzy zaleźli im za skórę.
Musieliśmy ułożyć lepszy plan, jak ich przygotować do poprawki, oraz jak ich nauczyć tak szerokiego materiału i praktyki w zimie, gdzie nie powinno się teoretycznie szkolić, zważywszy na takie warunki pogodowe jakie są, lecz ktoś musiał ich tego nauczyć... My nie zamierzaliśmy pozwalać na to by te dzieciaki miały przekichane w życiu, bo ktoś miał lenia i był tylko psychopatą, ale o tym później.
Strzelania już ich nieco uczyliśmy, ale do perfekcji mieli bardzo daleką drogę. Ponadto nauka w tak ekstremalnych warunkach jest bardzo ciężka, lecz musieliśmy jakoś to przetrwać wszyscy i przekazać im niezbędną wiedzę aby przeżyć wraz ze swoimi rodzinami. Oczywiście dzieciaki jak na razie miały wolne od nas by odpoczęły solidnie przed dalszymi treningami i naukami, bo ostatnio pogoda też nie dopisywała, więc staraliśmy się wybierać takie, które zbytnio ich nie obciążą, no a poza tym to Reker musiał się wyleżeć...
Kiedy byliśmy w trakcie poważnej rozmowy, nagle usłyszeliśmy głośne walenie w drzwi, jakby wręcz błagalne co nas bardzo zdziwiło i staliśmy się czujniejsi. Podeszłam powoli do drzwi, mając w pogotowiu broń, po czym otworzyłam drzwi, a przed drzwiami stał... Alan! Wyglądał źle... Miał podkrążone od płaczu oczy, oraz cały się trząsł ze strachu, co mnie zmartwiło, a w głowie zaś zapaliła się jakby taka czerwona lampka kontrolna iż coś jest bardzo, bardzo nie tak. Młody szybko się schował w pokoju, nawet nie czekając na zaroszenie, co też było kolejnym sygnałem że coś jest nie w porządku, gdyż jakby szukał bezpiecznej kryjówki.
W dodatku ledwie się ruszał, jakby z wielkim bólem brzucha i pleców. Młody widząc swojego brata właściwie, bo kuzynami "już" nie byli, szybko do niego podbiegł i się wtulił spanikowany trzęsąc się jak galareta. Wyjrzałam na korytarz i rozejrzałam się czujnym wzrokiem, lecz nikogo, ani niczego nie zobaczyłam, dlatego je zamknęłam dokładnie na zamki i klucze, po czym spojrzałam jeszcze raz na przerażonego chłopaka.
- Ciii.... Alan co się dzieje? - spytał łagodnie Reker, który nie wiedząc co się dzieje był nieco zbity z tropu, ale przytulił swojego brata by poczuł się bezpiecznie.
- Nie chcę już tak... Nie chcę... Nie chcę... Nie chcę.... - powtarzał w kółko drżąc i ku mojemu zaskoczeniu, nie pozwalał się dotknąć tam na dole, przez co zmarszczyłam brwi i mi się to bardzo, ale to bardzo nie podobało! Biedak zemdlał krótko po wypowiedzeniu tych słów ale był mocno wczepiony w Rekera, więc nie było szans go odczepić.
- Niech zostanie... Jutro dowiemy się więcej co się stało, niech odpocznie, skoro tylko Tobie teraz ufa. Znajdziemy tego, albo tych, którzy zrobili mu krzywdę - rzekłam patrząc ze zmartwieniem na wyczerpanego chłopaka w objęciach jego brata.

< Reker? ;3 skrzywdzono go bardzo ;c Dorwać dziadów! xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz