sobota, 25 sierpnia 2018

Od Kiary cd. Rafaela

Widząc w jakim jest stanie mój starszy bart bardzo się zmartwiłam. Byłam normalnie w szoku że mam jeszcze jednego członka rodziny ale teraz najważniejsze dla mnie było by go zanieść na medyczny by go opatrzyć i wyleczyć. Z pomocą męża szybko zanieśliśmy go na prywatną salę, gdzie się zajął nim szybko Edward, nasz medyk, gdyż ja na obecną chwilę nie potrafiłam... W końcu to był mój brat, a ja byłam w takim szoku i tak roztrzęsiona że nie byłabym w stajnie mu opatrzyć ran i bym mogła tylko i wyłącznie wszystko pogorszyć a ja nie chciałam jeszcze bardziej zaszkodzić mojemu bratu, który i tak już wystarczająco się nacierpiał i nasłuchał od Rekera. Z resztą i pewnie nie tylko od niego, bo skoro był synem Williama, tak jak ja to na pewno nie miał łatwo w życiu i przeżył nie małe piekło przez naszego cholernego ojca, który porzucał nas jak jakieś nic nie warte śmieci czy zepsute zabawki które od tak można sobie wyrzucić do śmietnika kiedy się tylko chce albo mu się znudzi!
Po twarzy Edwarda wiedziałam że z bratem jest bardzo źle... Pobrał mu próbki krwi do analizy by mieć pewność czy nie jest aby czasem nosicielem jakiejś choroby i czy na pewno jest zdrowy by w razie czego wdrożyć odpowiednie leczenie które by mu pomogło i które by w razie czego uchroniło by obóz przed ewentualną epidemią czy coś w tym stylu, choć ja miałam dziwną pewność że nie jest niczym zarażony. Byłam pewna raczej tego ze ktoś go skrzywdził i gdybym szybko wtedy nie zbiegła to nie wiem jakby to się skończyło... Miałabym na sumieniu własnego brata który uratował mi życie! Nie zniosłabym straty tak ważnej osoby w swoim życiu. Reker oczywiście mnie przeprosił bo nie miał prawa wiedzieć że to mój brat, a z resztą nikt nie wiedział i doskonale go rozumiałam że zareagował tak a nie inaczej bo po prostu chciał mnie chronić... Dzięki bogu że zdążyłam... Błagam wyzdrowiej pomyślałam smutno bo się obwiniałam że jest tak ciężko ranny i że tak musi cierpieć. Ja się wycierpiałam już przez ojca w swoim życiu wystarczająco, więc nie chciałam by i mój starszy barat cierpiał teraz i by nie przechodził przez to wszystko co ja musiałam w życiu...
- Wyzdrowieje nie martw się tak - Reker starał się mnie pocieszyć i siedział obok mnie na krześle, trzymając mnie za rękę.
- Mam nadzieję... Znowu ktoś z mojej rodziny musi cierpieć przez cholernego ojca... Ile jeszcze osób skrzywdził ten potwór? - powiedziałam na co mnie przytulił.
- Na pewno wyzdrowieje - powiedział stanowczo - Niestety dużo pewnie zranił, ale może większości udało się jakoś odbudować swoje życie kochanie - dodał.
- Oby... Nie chcę by kolejne osoby cierpiały przez niego - powiedziałam czując się ciutkę lepiej.
- Wiem kochanie - odparł krótko głaszcząc mnie po głowie uspokajająco.
- Co z dziećmi? - spytałam martwiąc się co z naszymi pociechami.
- Są z dziadkami ale i też starają się bawić z Ericem więc jest dobrze - odparł z lekkim uśmiechem.
- Łobuzy - odezwałam się krótko, aczkolwiek także lekko się uśmiechnęłam na to gdy sobie to wyobraziłam.
- Pójdę może lepiej zobaczyć co robią... Może te małe potworki pokonują Erica - rzekł wstając.
- Dobrze - odparłam po czym wyszedł, a ja zostałam sama ze śpiącym i opatrzonym już bratem, który był podłączony do kroplówek i monitora EKG. Czuwałam przy nim ciągle i patrzyłam co po chwilę na jego parametry życiowe. Miałam nadzieję że będzie chciał zostać w obozie, bo tak gdyby odszedł to bardzo bym się o niego bała i ciągle bym myślała o tym czy nic złego mu się nie dzieje i wszystko.

< Rafael? ;3 nie miałam zbytnio pomysłu ;c >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz