poniedziałek, 25 września 2017

Od Kiary cd. Reker'a & Erica

No zdziwiłam się że Edward rzucił we mnie tym fartuchem i że się aż tak cieszył na mój widok. Przynajmniej jedna osoba myśli że nikogo nie otruliśmy – pomyślałam sobie i jakoś zaczęłam szybko działać. Spojrzałam na resztę chłopaków w jego wieku i posłałam im lodowate spojrzenie.
- Najbardziej mu się obrywało, a wy byliście tchórzami którzy woleli siedzieć cicho, a to tylko dziecko, powinniście się wstydzić – warknęłam do nich – Wszystko zrobiliście żeby chronić tylko wasze tyłki – dodałam i zasłoniłam kotarę szybko odgradzając 13 letniego chłopca od jego starszych kolegów.
- Jak wam nie wstyd? - dorzucił się Reker, a oni pospuszczali głowy – W niczym nie jesteście teraz lepsi od Trupów – dodał jeszcze z pogardą i poszedł pomagać Edwardowi, bo poprosił go o pomoc bo nieco znał się na medycynie, a ja powoli zbliżyłam się do Donaletta.
Mały był bardzo przestraszony i wzrokowo szukał jakiejkolwiek drogi ucieczki. Miał też bardzo przyspieszony oddech i szarpał się nieco, zwłaszcza kiedy do niego się nieco bardziej zbliżyłam. Widziałam też z bliska jego skuloną postawę ciała i jeszcze to przerażone spojrzenie na mnie… Czułam się prawie jak jakaś kryminalistka, która chciała mu wymordować całą rodzinę, a jego w najokrutniejszy sposób! Maskara….
- Ciiii… Nie bój się mały nic Ci nie zrobię – powiedziałam spokojnie i zaczęłam wykonywać przy nim bardzo powolne ruchy – Jak masz na imię mały? - spytałam spokojnie, podczas gdy ten obserwował każdy mój ruch bardzo uważnie.
- No synku powiedz pani jak masz na imię – zachęciła go matka, patrząc na niego, lecz en nie odrywał ode mnie cały czas wzroku, zupełnie jakby chciał przewiercić mnie wzrokiem, czy aby na pewno czegoś ie planuję złego.
- D-dd-o-nn-aa-t-e-ll-o – wyjąkał drżącym głosem i skulił się lekko bojąc się uderzenia, które oczywiście nie nastąpiło.
- Bardzo ładnie – odparłam z uśmiechem lekkim – Ja jestem Kiara – dodałam, a chłopiec powoli zaczął się rozluźniać. Nie od razu ale widziałam minimalne rozluźnienie mięśnie, choć w sumie i tak był napięty mocno jak jakaś cięciwa łuku.
- Mogę mówić na Ciebie Doni? Tak w skrócie – spytałam łagodnie, a on chwilkę się zastanowił.
- T-tak – wyjąkał jakoś ale się trząsł lekko.
- Dobrze… A więc Doni, jestem lekarzem, tak jak widzisz po mojej plakietce – mówiąc to, wskazałam bardzo powoli swoja plakietkę białą, która była mojej prawej stronie, a po jego lewej – Widzisz co tu jest napisane? - spytałam znowu łagodnie, a on nieco wytężył wzrok, a po chwili skinął głową.
- Kawdiologia – wyszeptał cicho.
- Kardiologia synku – poprawił go ojciec - To tacy ludzie, którzy zajmują się badaniem serduszka czy dobrze pracuje – wyjaśnił, delikatnie go głaszcząc po głowie by się uspokoił jeszcze bardziej. Na szczęście rodzice ze mną współpracowali i domyślili się że chcę jakoś zająć rozmową ich syna by bardziej się ze mną oswoił i pozwolił przebadać.
- Jednak nie zajmuję się tylko kardiologią Doni, tylko jeszcze opatrywaniem ran i takich tam jeszcze rożnych rzeczy – rzekłam spokojnie, na co niepewnie skinął głową.
- Chciałabym obejrzeć Twoje rany i sprawdzić jak serduszko ci pracuje, to nie będzie bolało obiecuję! Nikt nie będzie na Ciebie krzyczał, nic nie będzie w ogóle bolało... Tak więc nie bój się dobrze? O wszystkim będę Ci mówić co robię, co będę robić, to znaczy że jak będę chciała Ci np. dotknąć ręki to ci o tym powiem dobrze? - spytałam spokojnie.
Chwilę czekałam na jego decyzję, lecz na niego nie naciskałam w żadnym stopniu, bo wiedziałam że to tylko by pogorszyło całą sytuację, a tego przecież nie chciałam!
- D-do-o-brze-e - wyjąkał na co skinęłam lekko, spokojnie głową.
Zaczęłam go spokojnie badać, mówiąc mu co zaraz będę robić i takie tam inne bzdety, i było gorzej niż myślałam... Miał połamane żebra w kilku miejscach, miał wszędzie siniaki i rany jakby po podduszaniu.... Ponadrywane mięśnie i ścięgna, doznał wstrząsu mózgu, nie mówiąc nic już o narządach wewnętrznych, które były w nie najlepszym stanie i w sumie to po wynikach jego krwi wywnioskowałam iż jego narządy wewnętrzne ledwie pracują.
Nerki ledwie co filtrowały cały organizm z niebezpiecznych toksyn, śledziona też byłą w fatalnej kondycji. Płuca też były pobijane, przez co miał duże trudności z oddychaniem, serce też bardzo poważnie ucierpiało. Liczne pęknięcia, stłuczenia, rany, zadrapania... No po prostu chłopiec był w takim stanie, jakby uderzyło w niego rozpędzone auto, a nawet gorsze!
Z tego co się dowiedziałam obrażenia innych dzieciaków też były poważne, lecz nie tak bardzo jak u Donatella. Wniosek był taki, że jako iż był on najmłodszy i najstarszy, najbardziej mu się obrywało że czegoś nie rozumiał. Boże ile to dziecko musiało złego przeżyć, ile musiało umrzeć, bo oni zabijali te biedne dzieciaki, a my sądziliśmy że to wina Trupów... Chyba że dopiero po naszej inerwacji, gdy odebraliśmy im klasę zaczęli tłuc dzieciaki i była szansa że jednak nikogo z dzieciaków nie zabili tylko po prostu się na nich wyżywali... - pomyślałam.
Niestety Doni musiał zostać na oddziale, bo nie był w najlepszym stanie, a wręcz jego stan był krytyczny, choć na takiego nie wyglądał. Jego bluzki skrywały wiele ran, lecz cóż... Miejmy nadzieję że będzie jakoś lepiej! W nagrodę za jego dzielność dałam mu misia, który mu się spodobał, bo w końcu to było jeszcze dziecko i wyszłam z Rekerem z oddziału, gdyż poczułam że nie jesteśmy przez niektórych mile widziani... Eh... Tak trudno zrozumieć że my tylko chcemy pomóc? Pewnie dalej myślą że skoro zostaliśmy w ogóle o coś takiego oskarżeni, to znak ze i tak jesteśmy niebezpieczni i trzeba na nas uważać... Po prostu świetnie! Mam ochotę znowu strzelić sobie w łeb - pomyślałam wlokąc się z ukochanym do swojego lokum z ogromną niechęcią.

< Eric? Reker? ;3 zemsta! xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz