piątek, 23 lutego 2018

Od Sary cd. Kiasa

Nie wiedziałam co się dzieje z moim bratem... Przed chwilą czuł się dobrze a teraz nagle się zaczął dusić i zbladł oraz był cały zlany potem! Przestraszona jakoś dostałam się do brata lecz nie umiałam mu pomóc. Przestraszona zaczęłam wzywać pomocy i waliź w drzwi a nasi porywacze mimo wszystko szybko się zjawili i widząc co się dzieje z moim bratem szybko zaczęli działać.
- Adrenalina szybko! - warknął lekarzunio którego już poznałam z bratem a jakiś inny podał mu szybko strzykawkę zapewne z ową substancją po czym lekarz wbił ją w serce brata i wstrzyknął dużą ilość. Przeraziłam się i myślałam że chcą mi go zabić! Jednak po chwili opuchlizna z szyi brata zaczęła schodzić a on zaczął głębiej nabierać powietrza i odruchowo kasłać.
- Skąd u niego taka reakcja ostra alergiczna? Coś Ty mu dał? - warknął inny do tego co był jeszcze niedawno u nas sam.
- Tylko tą cherbatę wzmacniającą nic więcej! - burknął niezadowolony oskarżony.
- Jak widać ma na to uczulenie i trzeba mu dawać zwykłą herbatę... Prawie zszedł na tamten świat! - warknął znowu i zaczął wycierać lekko brata ścierką i podał mu o dziwo tlen który był w jakiejś srebrnej butli.
- To go chociaż troszkę dotleni po tym... - westchnął inny i widać było po nim zmartwienie. Koedy drugi chciał coś dodać nagle usłyszałam czyjś bieg a po chwili zobaczyłam tego ich przywódce dość zdyszanego.
- Ci wyście powariowali?! Zabić ich chcecie czy jak? - warknął na nich wszystkich.
- To nie nasza wina więc nie drzyj japy! - odwarknął inny wściekle - Nie nasza wina że nie wiedzieliśmy że jeden z dzieciaków jest uczulony na wzmacniające zielsko! Ty siedzisz tylko na dupie i nic nie robisz więc w końcu się zamknij! - warknął jeszcze po czym się podniusł i uderzając go swoim barkiem w jego wyszedł wściekły oddalając się w nieznanym mi kierunku.
- Wracaj tu Frank! - wrzasnął wściekle przywódca przez co nieco zasłoniłam uszy.
- Daj mu spokój!  Niech ochłonie... Wiesz że jest mu ciężko - pouczył go znany mi już doktorek a widząc jego minę znowu się odezwał - Wiesz ile go kosztowało wszystko.... Wychowanie ciężko chorego syna w takih warunkach proste nie jest - dodał na co tamten w końcu odpuścił.
- Wiem że mu ciężko ale niech chociaż troszkę zważa na słowa - burknął - A z tą małą co? - spytał zwracajac tym razem na mnie większą uwagę, co mnie nieco przestraszyło a serce odruchowo szybciej mi zabiło.
- Nie wygląda jakby dostała alergii ale podam jej ma wszelki wypadek wapno - odparł spokojnie po czym zmienił bratu koszulkę na suchą, ówcześniej go wytarł i okrył go grubym kocem wojskowym.
- Rozumiem - rzekł tylko po czym zamykając drzwi tylko na klamke wyszedł. Spojrzałam znowu na brata i tego medyka martwiąc się losamo brata. Nie wiem ile czasu minęło ale na pewno z dwa dni a ojca nadal nie było... Zaczynałam powoli sądzić iż jesteśmy na takim zadupi iż nigdy nas nie znajdą...
- Przepraszam... - rzekł nagle medyk więc spojrzałam na niego uważnie lecz on ciągle zajmował się Kiasem - Nie wiedziałem że jest na to uczulony - dodał zaraz a ja nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć więc tylko spojrzałam w pościel i nastała chwilowa cisza. Było tylko słychać płomienie dochodzące z pieca kaglowego który dawał nam potrzebne ciepło do przetrwania w tym zimnie nie licząc oczywiście ubrań czy też kocy.
- Ile nas jeszcze tak będziecie więzić? - spytałam nagle cicho na co on nie odpowiedział więc ciągnęłam dalej - O co wam w ogóle chodzi? - dodałam jeszcze na co on westchnął ciżko.
- Chcemy przeżyć tylko tyle... Tonący brzytwy się chwyta jak to mówią - rzekł sprzątając po swoich rzeczach - Nie chcemy nikogo ranić... Chcemy tylko przeżyć jak każdy z resztą - rzekł jeszcze po czym się podniusł i znowu dołożył do pieca parę drewienek.
- Zabijecie nas? - ciągnęłam dalej choć się bałam.
- Nie - rzekł krótko - Gdybyśmy chcieli was zabić to już dawno bylibyście marwi... Wszystko zależy od waszego ojca kiedy przybędzie - dodał czym się zdziwiłam.
- Czego chceciw od naszego ojca? - spytalam znowu.
- Pomocy... Z resztą niedługo się dowiecie - rzekł słysząc czyjś bieg - O wilku mowa - dodał, a po chwili drzwi do naszego pokoju otworzyły się z hukiem, a w nich stanął nasz zdyszany ojciec.
- Mewrik ja was zamorduję kiedyś! - rzekł źły po czym podbiegł do Kiasa szybko.
- Obiecanki cacanki - mruknął na to w ospowiedzi.
- Co was napadło by porywać mi dzieci?! - warknął sprawdzając solidnie stan Kiasa.
- Gdybyś nie grzał dupy gdzie grząłeś to byśmy to inaczej rozegrali ale inne nasze listy do Ciebie nie dotarły z czyjąś pomocą więc musieliśmy zagrać nieco inaczej a tak w ogóle kope lat Olivier - dodał jeszcze a mnie zamurowało! Oni się znali...

< Kias? ;3 ojciec cię nie odstąpi na krok xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz