piątek, 8 grudnia 2017

Od Sary cd. Kiasa

Nie wiem co się działo... Uśpili mnie... Czułam strah że znowu ktoś mnie porwał. W dodatku było ich aż tyle! W dodatku skąd oni wiedzieli kiedy i gdzie się pojawię oraz skąd w ogóle mnie znali? I mojego ojca... Dlaczego ja musiałam zderzyć się z tym cholernym drzewem?! Co oni chcą mi zrobić? Dokąd mnie zabierają skoro mówili o jakiejś podróży? Chyba nie oddadzą mnie Trupom albo Demonom... - pomyślałam sobie przerażona.
Nie wiem ile czasu byłam nieprzytomna ale po pewnym czasie musiałam się w końcu zacząć budzić, chyba że by mnie trzymali w śpiączce ale mnie na niestety albo stety nie dotyczyło. Usłyszałam nagle jakiś hałas więc nadal udawałam że śpię choć ciężko mi to szło gdy tak bardzo bolała mnie głowa i czułam straszny ból również w karku jakby ktoś mnie łamał na pół niczym jakąś gałązkę na opał...
- Co z nią? - usłyszałam już znajomy głos którego miałam nadzieje już nigdy nie usłyszeć.
- Lepiej ale coś czuję że ma uszkodzone kręgi szyjne dlatego nie zdjąłem jej kołnierza ortopedycznego - westchnął ten co mnie wtedy uśpił.
- Może nie jest aż tak źle... Leży już z nim trzy dni więc może jej to ściągniesz bo kark jej zesztywnieje i to też dobre nie będzie - rzekł znowu ten straszny twardy i jakby szorstki głos.
Trzy dni?! Jestem tu aż trzy dni?! O boże...
- No nie wiem... To może jej zaszkodzić - stwierdził i poczułam jak dotknął mi czoła.
Pewnie się o mnie cholernie martwią... Znowu kłopoty robię...
- Jak myślisz kiedy się wybudzi? Gorączka jej spadła - odezwał się inny głos.
- Nie wiem... ale wolę być ostrożnym, zwłaszcza po ty jak przez pierwszą dobę musieliśmy ją wiązać bo tak się rzucała w gorączce.
Boże oni mnie wiązali... Byłam w łapskach jakiś gangsterów czy kim oni tam są i mogli ze mną robić wszystko co chcą! I jeszcze te trzy dni nieprzytomnosci... 
- Oj tam... Nie moja wina że okazało się że ma uczulenie na tramazol... - fuknął.
- Ale to Ty zrobiłeś jej z krwi koktajl... - mruknął na niego doktorek.
- Oj tam zaraz koktajl! Nic jej nie pomagało to co? Sam mi trułeś że trzeba coś zrobić nie wiedziałem że dostanie wstrząsu anafilaktycznego przez ten lek... - burknął.
Boże jeszcze mi coś podawali i nie wiadomo co!
- Dobra już dobra... Są jakieś wieści od jej ojca? - spytał zmieniając całkowicie temat.
- Nie ja się tym zajmuję więc nie wiem. Z resztą zamieć dalej trwa, więc orzeł mógł nie dotrzeć na miejsce - westchnął mężczyzna.
- Czyli jednak Anthony się tym zajmuje? - spytał ze zdziwieniem.
- Nie... On nie lubi czegoś takiego, to John się tym zajmuje - rzekł spokojnie.
- On sam? - dopytywał.
- Nie, pomaga mu Kevin - rzekł znowu ze spokojem ten, który był najbliżej mnie.
- Rozumiem... A co z Petro, Danielem i Fransua? - spytal o jakieś obce mi imiona.
- Leżą i odpoczywają, ale mogło się to tragicznie skończyć... Ledwie przeżyli - rzekł zmartwiony.
- Wiem, przecież tam bylem kiedy to się stało - stwierdzil ten przerażający dla mnie głos - A jak inni? - spytał jeszcze.
Cholera to ile ich jeszcze jest?! 
- Luis, Brad, Olaf, Shon i Trip sprawdzają magazyn, Greg, Zank oraz Fredrick są w magazynie broni, a reszta siedzi wiesz gdzie - rzekł przedstawiając wszysto ich szefowi.
- A Ken, Rick, Robert i Adam? Co oni robią? - spytał.
- Oni poszli na krótki zwiad wokoło budynku - powoedział spokojnie.
- No dobra! Skoro wszystko jasne to zajmij się tą śpiącą królewną - mruknął - Ma jej włos z łba nie spaść, chyba że lini się jak pies lub kot - dodał i usłyszalam jak wyszedł. Niestety ten drugi jeszcze był ze mną w pokoju, bo czułam jak mi coś dożylnie podawał mi coś oraz sprawdzał mi uważnie puls. Nie siedziałam z nim jednak ciągle sam na sam, ponieważ usłyszałam jak drzwi z charakterystycznym skrzypnięciem znowu się otworzyły.
- Jesteś potrzebny! Z Danielem jest źle... - rzekł szybko zdyszany obcy mężczyzna, na co ten obok mnie szybko się zerwał i tam pobiegł, a drzwi znowu się zamknęły tyle że z hukiem. Chwilę odczekałam aż w końcu otworzyłam oczy i się rozejrzałam. Byłam sama co mi ulźyło lecz ten cholerny kołnierz ortopedyczny mi przeszkadzał więc chciałam go jakoś zdjąć.
Kark bolał jak jasna cholera ale mogłam się ruszać jakoś. Kiedy udało mi się w końcu zdjąć to cholerstwo! Niestety nigdzie nie widziałam czegoś by otworzyć drzwi... Postanowiłam więc że może jakoś wyjdę oknem albo kratką wentylacyjną. Zaczęłam więc grzebać przy oknie by jakoś je otworzyć, lecz niestety nagle poczułam ból w szyi lecz inny a ktoś siłą mnie ściągnął w górnej części okna. Nie wiedziałam co się dzieje ale czułam się jakby jakieś dwa ostre jak brzytwa sztylety wbiły mi się w delikatną szyję a ciało mi całe zdrentwiało. Siły ze mnie uszły całkowicie a później straciłam przytomność.

< Kias? ;3 ratuj siostrę! Wampirzy niektórzy są xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz