czwartek, 8 lutego 2018

Od Sary cd. Kiasa

Ból... Boże czemu to tak boli? Co się dzieje? Czułam że nie mogłam oddychać, jak nie mogę poruszać swoim biednym obolałym karkiem czy też szyją. Czułam w szyi jakby dwa ostre sztylety, które wbiły się w moją skórę i mięśnie jak w jakieś roztopione masło. Boże niech to przestanie boleć... niech przestanie... Nie mogłam się ruszać, co było dla mnie nie zrozumiałe. Przed chwilą mogłam się ruszać a teraz już nie i nie wiedziałam czy to wynik jakiegoś szoku czy też czegoś gorszego. Chciałam się szarpnąć ale nie mogłam...
To było straszne! Czułam się jakby moje ciało zwiotczało i nie chciało mnie słuchać. Powieki same mi się zamknęły jakbym szykowała się do spania, lecz to nie było moją sprawą. Ten kto mnie zaatakował musiał mi coś robić że moje ciało zachowywało się tak a nie inaczej. Już raz coś takiego przeżywałam lecz to było wtedy kiedy wraz z siostrą przemierzałyśmy dzikie i opuszczone przez ludzi tereny, zanim natrafiłyśmy na ojca i obóz.
Wtedy gdy szukałam jakiegoś pożywienia dla siebie i siostry, w jednym z budynków nagle ktoś też mnie zaatakował od tyłu i to samo czułam, a później ocknęłam się przy siostrze która spała, a ja miałam opatrunek na szyi jakby od jakiegoś ukąszenia jakby nietoperza. Tyle że było to większe niż od jakiegoś gacka i teraz działo mi się to samo co wtedy... Nie czułam ciała mimo iż chciałam się ruszyć i uciec w panice. Toksyna pomyślałam gdy poczułam zaraz jak ktoś dosłownie pije z mojej szyi, czy też zasysa ją kłami jak sok przez słomkę. Rozchyliłam jakoś słabe powieki ale tylko na chwilę.
Okno było zabite całkowicie, przez co panowała tu ciemnica, lecz jednym źródłem światła była świeca postawiona na tym jakby mini stoliku czy co to tam było. Za mną był nieduży piec kaflowy, z którego nieco ciepła biło, co zapewniało ogrzewanie w tym zimnym pomieszczeniu.
- Tom na Boga puść ją! - usłyszałam nagle, po czym usłyszałam jakąś lekką szarpaninę, a następnie zapanowała ciemność.
***************************
Poczułam coś zimnego na swoim czole, a zaraz później jak ktoś przykłada mi palce do szyi tam gdzie była moja aorta. Ciało strasznie mnie bolało, byłam obolała cała po tym wydarzeniu ale najbardziej to jednak bolała mnie ta głowa. Czaszka jakby dosłownie chciała mi eksplodować. Pulsujący nie nieustanny ból doprowadzał mnie do szaleństwa, ale i tak nie mogłam się ruszyć. Wiedziałam jednak że ktoś ze mną w pokoju jest...
- Co z nią? - spytał twardy męski głos.
- Ma bardzo wysoką gorączkę, więc nie za dobrze... Przynajmniej obrażenia karku zniknęły, ale to marne pocieszenie - rzekł bodajże ten który zmieniał mi obecnie zimny okład na czole.
- Ja nie chciałem - rzekł cicho ktoś z wyraźnym poczuciem winy.
- Nie Twoja wina... - westchnął - Sam słyszałeś przynajmniej obrażenia karku jej zniknęły, ale mów następnym razem że Ci się chce krwi - dodał w jego stronę.
- To było nagłe... Na prawdę nie chciałem jej nic zrobić - dodał i zakasłał kilka razy.
- Wiemy że nie chciałeś... Spokojnie niczym się nie martw tylko odpocznij bo strasznie chyrlasz - rzekł ze spokojem kolejny.
- No dobra - rzekł i usłyszałam jak wyszedł.
- Dałeś już jej leki? - spytał znowu ktoś.
- Tak i zaraz powinny zacząć działać - powiedział ten co mnie okrył bardziej ciepłym kocem, co mnie nieco zdziwiło, że są aż tacy troskliwi.
- Trzeba uważać jej brat jest szpiegiem, Olivier ma wyjątkowo zdolne dzieciaki ze szpiegostwa, więc na pewno będzie chciał odzyskać siostrę - westchnął ten sam głos co niedawno się pytał co ze mną.
- Jeśli będzie próbował to go też złapiemy, może i nawet dostaniemy za nich razem więcej prowiantu i lekarstw czy też broni - mruknął drugi snując już plany.
- Zluzuj nieco Biszop... Porywanie ludzi to nie łatwa sprawa, a poza tym nie lubię więzić ludzi, a co dopiero dzieciaki - fuknął na niego.
- No co? Trzeba jakoś żyć! Dobrze wiesz jak kończyły się próby proszenia o pomoc... Paru z nas zginęło przez to już nie pamiętasz? - warknął na niego.
- Pamiętam uspokój się.... Ja tylko mówię że to nie przyjemne i nie lubię tego robić, wiesz przecież że tak samo jak Ty chcę przetrwać i chłopaki - rzekł spokojnie chcąc przerwać walkę słowną.
- Ciszej może tak by co? Gdybyście nie wiedzieli, to stresowanie chorego jest niebezpieczne - fuknął na nich lekarzunio z tego co się orientowałam.
- Nie mrucz nic jej nie będzie... - mruknął ten najbardziej nastawiony na atak słowny.
- Biszop on ma rację, jesteśmy zbyt głośno - rzekł spokojnie znowu tamten gościu - A co do okupu to jakoś damy radę i tak się nie stresuj - rzekł jeszcze.

< Kias? ona żyje xdd mimo iż wyżłopał jej nieco krwi to przynajmniej zaleczył jej nieświadomie kark uszkodzony xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz