czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Sary cd. Erica

Zaczynał się powoli nowy dzień. Wschód słońca zapowiadał się dość ładnie, o ile tak można nazwać ranek, kiedy całą noc się spędziło na mrozie. Bycie zwiadowcom nie było łatwe, zwłaszcza w tych czasach, lecz z drugiej strony ten zawód by nie powstał w czasach z przed apokalipsy, bo to po prostu nie było potrzebna. Byli fryzjerzy, policja, straż i takie tam różne zawody.
No... Może i wcześniej się liczyło szpiegostwo, czy tam agenci, ale nie mam pojęcia co oni robili i na jakich zasadach pracowali. Wzięłam głębszy wdech i zaraz wydyszałam powietrze, dzięki czemu powstała wielka i gęsta para. Było może z minus trzydzieści stopni. Siedziałam na siwym Figarze, który stał spokojnie i wraz ze mną wpatrywał się w okolicę.
Byliśmy na niewielkim wzniesieniu, skąd było widać bardzo dobrze większość terenu który pilnowałam. Śnieg okrył wszystko co tylko mógł, utrudniając tym samym jazdę po niektórych terenach. Gdybym nie miała konia, to z pewnością bym się zapadła w tym śniegu i tyle by mnie widziano. Rozejrzałam się czujnie po okolicy, a szarozielona peleryna okrywała moje ciało solidnie, dając nieco więcej ciepła, tak jak i nieco mojego konia.
W sumie to czułam się prawie jak woldemord z harrego pottera, albo jak nazgul z władcy pierścieni! Byłam w trasie że tak to ujmę od kilku dni. Wiecie no... Nie jest łatwo przeszukać tak duży teren jakim są tereny śmierci. Owszem ja dostałam pewną część, a inni zwiadowcy swoje, lecz i tak jest ciężko. W końcu jesteśmy pierwszymi ludźmi w tym zawodzie, w naszym obozie.
- Chyba jedziemy dalej Figaro - rzekłam do ogiera, klepiąc go lekko po szyi, na co cichutko zarżał, jakby się ze mną zgadzał.
Popędziłam go w dół doliny i zaczęłam się kierować bliżej północnego wschodu, czyli tam gdzie mają granice Anioły z naszymi. Jechałam dość szybko, ale w niektórych miejscach nieco przyhamowywałam by aby przypadkiem koń się nie zranił.
Jechałam tak aż do momentu, kiedy zobaczyłam jakąś postać, więc odruchowo wstrzymałam konia. Postać była daleko, dlatego lekko się uniosłam w strzemionach, jakby miało by mi to coś pomóc i po chwili rozpoznałam przywódcę naszego obozu... Super jeszcze jego mi tu brakowało! Lord woldemort na karym koniu we własnej osobie - mruknęłam w myślach.
Jak się okazało, nasz przywódca rozmawiał z przywódcą Aniołów, co często mu się to zdarzało i mnie to dziwiło, gdyż odniosłam wcześniej wrażenie iż nie lubi ich za bardzo... Swoją drogą, to pewnie znając życie umówił się z moim ojcem na chlanie.
Co jak co, ale mój ojciec uwielbiał sobie wypić. Dla mnie to było jedno, wielkie paskudztwo, więc się dziwiłam jak oni mogą to pić. Choć.... Jeden raz napiłam się winka i to całkiem dobrego. Było słodkie i dobre! Na samą myśl aż mi ślinka prawie pociekła, ale na szczęście się opanowałam. Rozejrzałam się po raz kolejny i nagle dojrzałam też Aleksa na koniu! Co on tutaj robi? - pomyślałam zaciekawiona ale i tez zdziwiona.
Mimo wszystko chyba chłopak przyglądał się Ericowi... Może uczył się na szpiega? Nie wiem w sumie o co chodziło, lecz wiedziałam że krzywdy nikomu nie zrobi, wiec tylko popędziłam dalej konia go cwału i przeskoczyłam przeszkodę.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/3b/85/36/3b8536e231a3db967bcc73307c548911.jpg
Oczywiście płaszcze leżał tak dobrze że nie zleciał mi podczas tego manewru i nadal doskonale wszystko widziałam, wiec po prostu pojechałam głębiej w las, nie przejmując się gapiami, jakimi były Anioły. Musiałam sprawdzić jeszcze niektóre miejsca, a później dom i ciepełko!

< Eric? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz