Strasznie martwiłam się o tą klaczkę, a te rany w jej delikatnym pysku, to było już przegięcie! Jak tak można skrzywdzić biedne i bezbronne stworzenie, które tylko pokazuje nam i mówi że czegoś się najzwyczajniej w świecie boi?! To chore! Byłam naprawdę zła… Widziałam ból i cierpienie w jej oczach ale i też strach przez kontaktem z innymi ludźmi wiece jej zaufanie było mocno nadużyte a raczej zrujnowane, jeśli chodzi o głupią rasę ludzką, bo taka jest prawda, nasza rasa nigdy do mądrych nie należała…
Taka prawda, bo w końcu przechwalamy się że jesteśmy tak pioruńsko zdolni i mądrzy od reszty zwierząt, a prawda jest taka że zwierzęta nie krzywdzą swoich ani nic, starają się żyć w zgodzie, a poza tym my i tak nadal nie rozumiemy ich języka, a tak się przechwalamy na swój temat. Problem w tym że zwierzęta rozumieją nasz język częściowo, lecz my ich nie… możemy się tylko domyślać, spekulować, a i tak gówno wiemy.
Dobra wracając jednak do rzeczywistości, to w końcu przyszedł ten cały weterynarz, na którego Lira nie zareagowała pozytywnie bo chciała zwiać i kręciła się nerwowo w boksie, lecz jakoś zdołałam ją w końcu uspokoić. Dowiedziałam się że miał on na imię Hige. Dziwne imię i chyba jedyne w calutkim obozie ale nie komentowałam. Podał klaczy w zastrzykach leki uspokajające oraz podał silne antybiotyki na zapalenie.
Zbadał też jej nogi i miała nieco naderwany mięsień w tylnej, prawej nodze, więc dał specjalną maść, owinął jej nogę czerwonym bandażem, co miało oznaczać że nie wolno jej teraz wychodzić z boksu ani nic i zalecił też dawanie jej mniejszej ilości pokarmu, bo była ciut za gruba, a wiadomo że jak miała stać w boksie, to automatycznie jak będzie jadła tak samo, to jeszcze bardziej przytyje i będzie przypał.
Kiedy miałam już później wychodzić ze stajni, zobaczyłam swojego ojca przez co się zdziwiłam, bo już zapomniałam że Eric bąknął coś iż mój ojciec tu jest… Spojrzałam na niego przez co pogłaskał mnie po głowie, a ja westchnęłam ciężko.
- Ciężki dzień co córuś? - spytał spokojnie, przez c wzruszyłam lekko ramionami.
- Nigdy nie było kolorowo tato – stwierdziłam wydychając zimne powietrze – Byłeś u Kiasa? - spytałam zaraz.
- Tak byłem i jest na medycznym – westchnął.
- Znowu?! - spytałam z niedowierzaniem – Co mu się tym razem stało? - dopytywałam.
- Aaaa…. Powiedzmy że doszło do małego nie porozumienia, ale jest już dobrze – powiedział tajemniczo, a ja odpuściłam bo mi się nie chciało zadawać dodatkowych pytań, a i tak wiedziałam że nic kompletnie mi na ten temat więcej nie powie, co zdążyłam się już nauczyć kiedy bywał w domu przed wojną.
Zawsze był tajemniczy jeśli chodziło o jego pracę czy inne rzeczy więc nie zamierzałam tracić swojego głosu tutaj i przy okazji marznąć na tym cholernym ziąbie.
- Jak zwykle jesteś tajemniczy – mruknęłam, na co cicho się zaśmiał i poczochrał mnie po włosach.
- Nie złość się – rzekł z uśmiechem.
- Taaaatoooo! Będę mieć szopa! - mruknęłam szybko zaraz poprawiając włosy, na co się zaśmiał już głośniej nieco.
- Jesteś taka sama jak mama – stwierdził, na co fuknęłam na niego i pomruczałam nieco pod nosem niezadowolona – Co tam mówisz? - spytał rozbawiony.
- Chwalę Cię – burknęłam, co wywołało u niego jeszcze większy śmiech i pokręcił z niedowierzaniem lekko głową.
- Idziemy do ratusza? Jadłaś już coś? Pójdziemy później jeszcze odwiedzić Twojego brata, jak jeszcze nie zawiał z medycznego? - spytał szybko, jakby z kimś się ścigał na słowa.
- Tak, tak – westchnęłam i ruszyliśmy w stronę ratusza.
- Nie przejmuj się nimi córuś, będzie dobrze – rzekł nagle, przez co znowu spojrzałam na niego zamiast na swoje buty brnące w śniegu.
- Skąd wiesz? - spytałam niepewnie.
- Eric mi powiedział co się stało – odparł patrząc na mnie spokojnie, a ja mimowolnie lekko posmutniałam jeszcze bardziej.
- Ja chciałam tylko dobrze – szepnęłam cicho.
- Wiem Córuś! Najważniejsze jest żeby z klaczą było wszystko dobrze – powiedział głaszcząc mnie po głowie jak to miał w zwyczaju.
- Niby tak – rzekłam wchodząc szybko do ratusza, gdzie od razu przywitało mnie ciepło. Skierowaliśmy swoje kroki najpierw na stołówkę, gdzie zjedliśmy ciepły posiłek, a później poszliśmy na medyczny do brata, gdzie jak się okazało nie zwiał bo go związali… znowu!
- Hej brat – przywitałam się siadając obok niego – Znowu siew coś wpakowałeś? - spytałam jeszcze, a wtedy nagle usłyszałam z korytarza krzyki ojca. Bardzo wkurzonego ojca…
< Eric? Kias? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz