czwartek, 5 października 2017

Od Sary cd. Kiasa

Cieszyłam się że z bratem jest już dużo lepiej, a kiedy usłyszałam że bratu burczy w brzuchu, lekko się uśmiechnęłam. Ojciec i może wydarł się na te Anioły ale i tak czułam się w duchu strasznie i było mi wciąż bardzo przykro. Później zobaczyłam ojca, więc szybko wstałam z krzesła i obiecałam bratu że mu coś dobrego przyniosę i się uśmiechnęłam wychodząc z medycznego. Poszłam bardzo szybkim krokiem na stołówkę, gdzie zabrałam porcję dla brata. Sama nie jadłam bo nie miałam na to najmniejszej ochoty, lecz przynajmniej brat mógł coś zjeść.
Dzisiaj mieliśmy na obiad płaty z piersi kurczaka, buraczki i frytki więc pewnie niektórym zwykłe ziemniaki się znudziły... Bardzo szybko wróciłam do brata i ojca, który przy nim siedział i głaskał go po głowie spokojnie i postawiłam posiłek na stoliku. Kiedy miałam już siadać, nagle sobie przypomniałam że zaraz muszę jeszcze wyjeżdżać na zwiad terenów, więc nie miałam szans na żaden odpoczynek, który spędziłam z Lirą na dworze.
Nie byłam z tego powodu zadowolona, lecz wiedziałam że nie mogę sobie od tak olać tego zawodu, więc westchnęłam tylko w myślach i spojrzałam na brata i ojca.
- Przepraszam ale muszę iść do pracy... Wrócę szybko! Brat bądź grzeczny - rzekłam z uśmiechem i szybko pobiegłam do stajni.
Szybko osiodłałam konia, który nie był zbytnio zadowolony z tego, a widząc jak sprawia problemy przy siodłaniu westchnęłam tylko na to i dałam mu spokój... Przez to wszystko z Aniołami nie potrafiłam się zająć własnym koniem! Postanowiłam osiodłać Avona brata, który stał grzecznie w boksie i wręcz rwał się do wyjścia z boksu.
Dlatego więc postanowiłam jego wziąć, tak wiec go osiodłałam i szybko wskoczyłam na jego grzbiet i pojechałam na miejsce spotkań zwiadowców. Byłam już spóźniona, przez co byłam zła jeszcze bardziej. Avon bardzo szybko biegł, lecz i tak się bardzo martwiłam swoim spóźnieniem. Widziałam jak brzuch ciemno gniadego konia unosi siei szybko opada, biegnąc z ogromną prędkością przed siebie. Na miejsce zbiórki dotarłam z 10 minutowym opóźnieniem, z czego byli niezadowoleni oczywiście...
- Przepraszam... Figaro sprawiał kłopoty w stajni - westchnęłam tłumacząc się.
- Zaklinaczka koni nie mogła sobie poradzić? Prędzej tyłka Ci się ruszyć nie chciało - fuknął na mnie Gary, a przecież nie kłamałam!
- Mówię prawdę, tak było! A z resztą żadną zaklinaczką nie jestem debilu! - warknęłam zła.
- Nie kłóćcie się już.... - westchnął Patryk.
- Racja.... Najważniejsze że już wszyscy są.... - stwierdził Nik.
- Wiecie co macie robić wiec jazda! Spotykamy się w tym miejscu dokładnie ooo... - spojrzał na zegarek na ręce - O godzinie 17: 20 - rzekł w końcu, na co pokiwaliśmy wszyscy zgodnie głowami.
- Powodzenia! - rzekł jeszcze Fernando i ruszyliśmy.
Każdy ruszył w swoim kierunku i myślał tylko o tym by wykonać jak najszybciej misje, by schronić się w cieplutkim ratuszu w swoich pokojach i skryć się przed tym światem pod cieplutką kołdrą. Jeździłam już dość długo po terenach i nic nie zauważyłam przez długi czas, lecz niestety nic nie może być normalnie. Bowiem kiedy myślałam że to już będzie spokojne zakończenie ciężkiego dnia, nagle za sobą usłyszałam krzyki i hałas.
Obróciłam się gwałtownie i zobaczyłam że w moją stronę szarżują jacyś mężczyźni na koniach. Nie wiedziałam o co chodzi ale miałam bardzo złe przeczucia, dlatego bardzo szybko pogoniłam Avona, bo oni pędzili na mnie!!!
- Stój! - wrzasnął ktoś za mną, lecz nie mogłam dostrzec kto, bo nosili oni czarne kominiarki... Pogoniłam ciemno gniadego ogiera ale niestety nie mogłam tak łatwo uciec na nim jak na białym Figarze, który świetnie maskował się na śniegu, ale kiedy wjechałam do lasu, maść ogiera też była już na moją korzyść.
- Złapcie ją wreszcie! Nie pozwólcie jej uciec! - krzyknął ktoś znowu, a mi serce biło jeszcze szybciej. O co tu chodzi?! Czego oni ode mnie chcą?! Muszę jak najszybciej dotrzeć do ratusza... Tam będę bezpieczna... Co oni chcą mi zrobić?! - myślałam ciągle zdenerwowana i oglądałam się ciągle zza siebie co po chwilę. Jechałam w szaleńczym tempie i ledwie wyrabiałam mijając drzewa. Jechałam trudniejszą drogą by ich jakoś zgubić lecz nie mogłam!
Oni mnie ciągle gonili! Nie odpuszczali, a do obozu miałam nadal bardzo daleko! W pewnym momencie obróciłam się znowu zza siebie, lecz nikogo za sobą nie zobaczyłam. W pierwszej chwili się ucieszyłam że może jednak ich jakoś zgubiłam, lecz kiedy odwróciłam głowę, nagle zobaczyłam przed sobą dużą gałąź, która uderzyła mnie w głowę.
Siła uderzeniowa była tak silna, że spadłam z konia, na ziemię, na ziemię. Byłam zamroczona i leżałam w krzakach, które były dość gęste, lecz niestety Avon uciekł.
Czułam jak krew spływała mi po głowie z czoła. To był w ogóle cud, że karku nie złamałam jak tak walnęłam w tą wielką gałąź od drzewa! Leżałam plecami na śniegu, zupełnie zamroczona i nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie mogłam się nawet ruszyć! W dodatku było mi strasznie zimno, jakby ktoś oblał mnie wiadrem lodowatej wody.... Myślałam że Ci co mnie ścigali sobie odpuścili, lecz moje nadzieje okazały się płonne...
- Tutaj jest! Mamy ją! - usłyszałam czyjeś krzyki.
- Cholera.... Pełno krwi! - dodał kolejny głos i czułam że są nade mną, a jeden z nich dotknął mojej głowy by sprawdzić ranę, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo poczułam w tamtym miejscu ból.
- Rozbiła nieźle głowę - usłyszałam czyjeś westchnięcie - Przynajmniej karku nie skręciła - rzekł jeszcze.
- Cholera, ona żyje?! - słyszałam.
- Musiała spaść z konia uderzając o tamtą gałąź - rzekł ktoś.
- Mniej gadania, więcej robienia! Zabieramy ją! - rozkazał ktoś, czym się przeraziłam, bo nadal byłam nieco przytomna i słyszałam ich rozmowę.
- Ty stary ale ona jest przytomna - rzekł nagle kolejny głos, który nie był zbyt zadowolony.
- Jest mocno zamroczona to wszystko... Nie jest w stanie nic teraz słyszeć, bo nie wie co się dzieje, ma wstrząs mózgu - powiedział ktoś i poczułam jak mnie ktoś delikatnie podnosi, unieruchamiając przy tym kark.
- A to po cholerę?! - warknął ktoś za nimi.
- Muszę jej założyć kołnierz bo nie wiem czy kręgosłup nie ucierpiał! Sparaliżowało by ją albo bym ją zabił inaczej! - zirytował się ten co mnie trzymał.
- Nie kłócić się! Mamy dziewczynę i to jest najważniejsze... Córeczka Stevensona i ważna osobistość Śmierci nam się przyda - rzekł ktoś obok i czułam że wsiadam z kimś na konia i ten ktoś mnie jeszcze okrył kocem, co zbijało mnie z tropu. Nie wiedziałam co tu się dzieje!
- Uśpij ją tylko delikatnie, to w końcu baba - usłyszałam.
- Daj spokój, ona i tak nie wie co się z nią teraz dzieje - rzekł ktoś.
- Lepiej uśpić... Nigdy nie wiadomo, a poza tym, to lepiej zniesie podróż - rzekł ten sam rozkazujący głos, zapewne ich przywódca - Tylko jej nie uduście barany! - dodał jeszcze szybko i wtedy poczułam jak ktoś mi coś przykłada do ust i już wiedziałam że to chloroform. Szarpnęłam się słabo bojąc się tego, lecz niestety on był o wiele silniejszy, a i z resztą i tak bym w takim stanie z nimi nie wygrała.
- Ciii... Spokojnie - usłyszałam jak ktoś mi wyszeptał na ucho, przez co po plecach przeszedł mi dreszcz i straciłam przytomność.

< Kias? ;3 nie pojawiła się na zbiórce, Avon przybiegł do ratusza... No nie ciekawie xdd > 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz