Tak bardzo go w tym momencie pragnęłam. I tak bardzo
potrzebowałam. Mój człowiek... Mój wampir... Mój Rafael. Bez żadnego
skrępowania rozprawiłam się z paskiem jego spodni. Nim się zorientował,
przywiązałam nim jego dłonie do ramy łóżka. Chciałam mieć jakąś kontrolę nad
nim i tym, co się będzie dziać.
Czułam, jak wije się pode mną, nie mogąc nawet mnie dotknąć.
Ta słodka tortura trwała dłuższą chwilę, a ja mogłam się napawać widokiem tego,
jak bardzo mnie chce. Schlebiało mi to i, nie powiem, cieszyło mnie to.
Poczułam ogromną radość, bo wiedziałam, że będziemy mogli spędzić resztę życia
ze sobą. Nikt tak bardzo mnie nie uszczęśliwiał, jak Amitachi. Kocham go ponad
wszystko.
Nie mogąc się opanować, męczyłam. Czułam, jak jego kolega
staje się coraz bardziej niecierpliwy. Ja sama coraz bardziej nie mogłam
wytrzymać, jednak chciałam, by jeszcze chwilę pocierpieć. Przesunęłam
paznokciami po jego nagim i cholernie dobrze umięśnionym torsie, zostawiając na
nim czerwone ślady. Rafael jest mój i tylko mój. On należy do mnie, a ja do
niego.
Po chwili osunęłam się na niego, zakańczając, póki co, te
wszystkie tortury i pozwoliłam, by nasze ciała połączył się w jednym,
doskonałym tańcu. Poczułam się tak błogo i cudownie, aż z moich ust wydał się
jęk zadowolenia. Po chwili odwiązałam mu ręce, żeby to on mógł przejąć
inicjatywę. Wtedy było już tylko lepiej...
**
Obudziłam się rano. Spałam krótko, ale byłam wypoczęta. Na
samo wspomnienie tego, co działo się wczoraj wieczorem między mną, a Rafaelem,
uśmiechnęłam się tylko. Było mi z nim tak dobrze, tak doskonale... Nie
wyobrażałam sobie nikogo innego przy moim boku. Kochałam go bardzo.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy miejsce obok mnie
znalazłam puste. Pogładziłam ręką pościel. Była zimna. Musiał wstać znacznie
wcześniej, niż ja, pomyślałam, okrywając się kołdrą. Rozejrzałam się po pokoju
z myślą, że jest tu jeszcze. Nie było go jednak. Cholera, powiedziałam do
siebie w myślach i wstałam. Zrzuciłam moje okrycie na podłogę i zaczęłam się
ubierać. Muszę go poszukać, pomyślałam. Nagle poczułam lekkie ssanie w żołądku.
Że też głód musiał odezwać się teraz... Westchnęłam cicho i z myślą, że odnajdę
gdzieś mojego skarba oraz, że muszę się pożywić, wyszłam z pokoju.
Przechadzałam się po korytarzach, uważnie rozglądając się w
poszukiwaniu Rafaela. Szukałam go i szukałam, jednak nigdzie nie mogłam go
znaleźć. Dziwne, pomyślałam, kierując się w kolejny z korytarzy bazy Aniołów.
Zastanawiałam się, o której godzinie wstał i ulotnił się z pokoju. No i gdzie
on się teraz właściwie podziewał? Skoro nigdzie nie mogłam go znaleźć, a
widywani po drodze ludzie mówili, że nikogo takiego nie widzieli... Wtedy
uderzyła mnie jedna myśl – coś musiało się stać. Byłam tego tak pewna, jak
nigdy. Coś się stało... I miałam dziwne przeczucie, że to nic dobrego.
Ruszyłam szybko w kierunku pokoiku, gdzie trzymałam krew...
Jakoś musiałam się żywić, a nie chciałam, by nieproszeni ludzie widzieli, co
robię i jak się karmię. Dlatego wszystkie moje zapasy trzymałam w ukryciu.
Otwierając lodówkę, chwyciłam dwie butelki z zapasów i odstawiłam je na bok.
Następnie wyjęłam trzecią i szybciutko ją opróżniłam. Od razu poczułam się
lepiej. Nieprzyjemne uczucie ssania zniknęło, a ja jakby nabrałam sił do życia.
Z nową energią chwyciłam dwa pozostałe pojemniczki z krwią, które oddam
Rafaelowi, gdy tylko go znajdę, i znów ruszyłam na poszukiwania mojego ukochanego.
Chodząc po korytarzach dalej zastanawiałam się, gdzie on może
być. Szukałam go w każdym miejscu, które przyszło mi do głowy tak na pierwszą
myśl. Jenak w żadnym z tych miejsc go nie było. Nagle uderzyła mnie myśl...
Gdzieś z tyłu głowy, coś jak cichutki szepcik, usłyszałam głos Rafaela... Rita,
weź mi pomóż, mówiła moja podświadomość. Teraz byłam już przekonana, że coś się
stało. Ruszyłam przed siebie, a nogi same mnie niosły. Jakby moje ciało
wiedziało, gdzie on jest...
Weszłam w jakiś wąski, zapomniany korytarzyk, schowany gdzieś
na tyłach budynku. Było tu kilka drzwi, więc sprawdzałam każe z nich po kolei.
Większość była zamknięta i nie dało się ich otworzyć. Zaklęłam cicho po
niemiecku i ruszyłam do ostatnich drzwi. O dziwo, były otwarte. Weszłam do
środka. Choć było ciemno, moje wampirze zmysły pomogły mi w orientacji.
Zamknęłam drzwi i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wtedy go dostrzegłam –
schowany między regałami. Siedział skulony z głową wciśniętą między kolana i
cały się trząsł. Natychmiast do niego podbiegłam.
– Rikita, najdroższa... - podniósł na mnie zmęczone oczy, pełne bólu.
– Co się stało? - zapytałam wystraszona, czując, jak ściska moje dłonie. - Skąd się tu wziąłeś? Gdy się obudziłam, nie było cię w naszym łóżku...
– Musiałem wyjść. Potrzebowałem się przejść.
– Kochanie, widzę, co się dzieje... Cały się trzęsiesz, masz zmęczone oczy, jesteś smutny. Powiedz, co się dzieje... - szeptałam, gładząc czule kciukami jego wierzchy dłoni.
– Nie chcę nikogo skrzywdzić. Boję się, tak bardzo się boję... - popatrzył mi w oczy i zamilkł.
– Kochanie, najdroższy... - przysunęłam się do niego i przytuliłam go mocno. Ten wczepił się we mnie, jakbym za chwilę miała go zostawić. - Co się dzieje?
– Boję się siebie... Boję się tego łaknienia...
– Ukochany... - wyszeptałam czując, jak po moich policzkach płyną łzy. Przytuliłam go jeszcze mocniej, żeby mógł czuć się bezpieczny. - Nie masz się czego obawiać. Jesteś dobrym człowiekiem i silnym, porządnym mężczyzną, na pewno dasz sobie radę – powiedziałam, żeby jakoś podnieść go na duchu. - To, że jesteś młodym wampirem nie znaczy, że będziesz gorszy.
– Boję się, że kogoś skrzywdzę, że komuś sprawię smutek... - wyszeptał w moje włosy, których w pośpiechu nie zdążyłam związać. - Boję się, że skrzywdzę ciebie, kochana...
– Rafi, nic takiego się nie stanie... - wyszeptałam, lekko pociągając nosem. - Jesteś dobrym człowiekiem i wiem, że poradzisz sobie z tym, co ci się przydarzyło. Dasz sobie radę z tym, że jesteś wampirem. Pokonasz wszystkie przeciwności. Jestem przy tobie, pomogę cię. Zawsze będę przy tobie. Zawsze będę cię wspierać.
– Czy ty płaczesz? - zapytał, prostując się jak struna i chwytając mnie za ramiona tak, bym mogła na niego patrzeć.
– Nie, ani trochę – skłamałam wiedząc, jakie strumienie spływają po mojej twarzy.
– Właśnie widzę... - westchnął cicho, rozcierając mi odrętwiałe ramiona. - O co chodzi, ukochana?
– Bo... Bo... - zaczęłam się jąkać.
– Mów, bez obaw – uśmiechnął się łagodnie, chwytając mnie za dłonie.
– To wszystko moja wina! - powiedziałam i wybuchnęłam płaczem.
– Ale co, o co chodzi? - zapytał zdziwiony.
– To wszystko, co ci się przytrafiło. Moja wina, że walczyłeś z nami i zostałeś tak ciężko ranny. Moja wina, że prawie umarłeś. Moja wina, że cię przemieniłam – wyrzucałam sowa z ust jak pociski z karabinu. - Boisz się siebie... A wszystko przeze mnie... Zniszczyłam ci życie – powiedziałam i popatrzyłam na niego oczami pełnymi łez.
– Skarbie, myszko moja najdroższa... - powiedział z ogromnym bólem w głosie i chwycił moją twarz w dłonie. – Nic nie jest twoja winą. Sam chciałem walczyć. Zrobiłem to dla ciebie, bo chciałem ci pomóc, chciałem chronić miejsce, w którym na co dzień przebywasz. Zostałem ranny, bo byłem nieuważny. Nie spodziewałem się, że tamten wilk mnie zaatakuje – mówił stanowczo. - A prawda jest taka, że gdyby nie ty, już dawno bym nie żył. Zrobiłaś wszystko, co w twojej mocy, by mnie ocalić. I cholernie ci za to dziękuję, najdroższa. Nie obwiniaj się, bo to nie twoja wina. Sam cię o to prosiłem – uśmiechnął się, gładząc moje policzki.
– Ale... Boisz się siebie... - próbowałam zaprotestować, lecz przerwał mi.
– Najbardziej boję się tego, że cię zostawię. Nic innego się dla mnie nie liczy, prócz ciebie. Jesteś dla mnie najważniejsza, jesteś całym moim światem. Kocham cię, Rita i nigdy nie opuszczę – powiedział łagodnie i pocałował mnie czule.
– Raf... - zdążyłam jedynie powiedzieć i odwzajemniłam pocałunek z całą siłą uczuć, jakie do niego żywiłam. - Kocham cię najbardziej na świecie, jesteś dla mnie wszystkim... Nie chcę, byś czuł się tak, jak teraz...
– Z twoją pomocą i obecnością wszystko staje się łatwiejsze i lepsze – powiedział, śmiejąc się cicho, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. - O, widzisz, już się uśmiechasz! - zawołał uradowany i znów mnie pocałował.
– Nieprawda – zaprotestowałam, jednak po chwili zaczęłam się uśmiechać.
– Wiem, że przy tobie dam radę. Dzięki tobie wszystko się ułoży. Dla ciebie dam radę. Kocham cię, skarbie – rzekł i znów mnie pocałował.
– Ja ciebie także, Rafael – odpowiedziałam, uspokojona już nieco i oddałam pocałunek.
Po chwili mój ukochany wampir tulił mnie do siebie, a ja
zaczęłam się uspokajać. Wiedziałam, że poradzi sobie z lękami, jakie go dręczą.
W końcu to Rafael Amitachi. Czułam, że i z niego uchodzą wszystkie negatywne
emocje, a cały strach odchodzi w niepamięć.
Po kilkunastu minutach ciszy i tulenia się puściłam go.
Sięgając za siebie, podałam mu dwie butelki z krwią, które zabrałam ze swojego
składziku specjalnie dla niego.
– Posiłek. Wypij, potrzebujesz tego bardziej, niż ja – odparłam, całując go leciutko w policzek.
– Rita... To twoje prywatne zapasy. I nie, nie potrzebuję tego bardziej, niż ty. Oboje potrzebujemy tego tak samo – zaparł się i chciał oddać mi butelki, ja jedna pokręciłam przecząco głową.
– Nie, ukochany. Jesteś ledwo po przemianie, musisz pić – odparłam. - Ja już dzisiaj się karmiłam. A mi z twojego powodu nie ubędzie – posłałam mu delikatny uśmiech.
– Dziękuję ci, Rikita, jesteś niezastąpiona – powiedział i pocałował mnie słodko, a potem opróżnił duszkiem obie buteleczki.
– I jak? - zapytałam, patrząc na niego zaciekawiona.
– Doskonała – odparł, oblizując wargi. - I ty mówiłaś, że ja mam świetny gust – popatrzył na mnie znacząco i puścił mi oczko.
– Och, nie bądź taki – zaśmiałam się i złapałam go za rękę, wstając.
Udaliśmy się do mojej kwatery. Musiałam odpocząć. Płacz
wypruł ze mnie wszelki pokłady sił. Weszliśmy do środka. Padłam na łóżko i
chwyciłam książkę, którą zaczęłam czytać jakiś czas temu. Rafael siadł przy
mnie i lekko mnie ku sobie pociągnął, bym mogła oprzeć się o niego. Wtuliłam
się w niego zadowolona i zaczęłam czytać.
Po dwóch godzinach odłożyłam książkę i odchyliłam głowę, by
na niego popatrzeć.
– Nic, kochanie – uśmiechnęłam się. - Podobała ci się książka?
– O tak, była zdecydowanie dobra! - odparł entuzjastycznie. - Ten detektyw jest genialny!
– Wiedziałam, że ci się spodoba! - zaśmiałam się cicho. - Słuchaj, mam pomysł – dodałam po chwili, siadając naprzeciw niego. - Wybierzmy się na polowanie. Jest noc, więc to idealna pora, by znaleźć jakieś zwierzęta wzmocnić się.
– Ale kochanie, jesteś tego pewna? - zapytał z obawą w głosie.
– Tak, jestem tego pewna – odparłam i ucałowałam go czule. - Potrzebujesz nabrać sił jako młody wampir. Krew leśnych zwierząt będzie łatwym łupem.
– Dobrze skarbie – kiwnął głową, uśmiechnął się i ucałował mnie znów.
Po tej krótkiej rozmowie wstaliśmy i zabraliśmy
najpotrzebniejsze rzeczy na naszą wyprawę. Była już noc, więc ułatwiało to
tylko naszą małą misję. Wyszliśmy z pokoju, by potem udać się w kierunku bramy.
Stamtąd droga w las była już łatwa. Wydostaliśmy się z obozu i ruszyliśmy w
noc.
Raf? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz