środa, 8 maja 2019

Od Eri cd Justice


Obserwowałam kitsune wylizującą kociaka z dość sporym niepokojem. Znajdował się zbyt blisko zębów Justice, która w końcu nie obiecała go nie zjadać… nawet na razie. Kot też początkowo był raczej sceptyczny, ale zwyczajnie nie był w stanie uciec. Przez kolejne kilkanaście minut obserwowałam lisicę zajmującą się kociakiem, od czasu do czasu zadając jej różne pytania, na które z oczywistych powodów nie otrzymywałam odpowiedzi, a jedynie coraz bardziej zirytowane spojrzenia. Na swoje szczęście przestałam je zadawać zanim to ja, nie kot, stałam się przekąską dla czarnej kitsune. W pewnym momencie Justice znów przyjęła ludzką formę, choć nie byłam pewna na ile świadomie pozostawiła swoje zęby w lisiej postaci.
- Jeśli chcesz go podtuczyć przed zjedzeniem to przyda mu się kilka szwów – skomentowała stan zdrowia zwierzaka.
- Ej! Wiem, że to mięso, a o mięso raczej trudno, ale go nie zjem.
- Więc daj mi znać, ja chętnie go zjem – tym razem to ja obdarzyłam ją podirytowanym spojrzeniem
- Nie – wzięłam kota na ręce.
Justice prychnęła, najwyraźniej uznając mnie za człowieka mającego spore problemy z głową. Co zresztą przecież nie było tak odległe od prawdy.
- Jak chcesz – odwróciła się i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć zmieniła się w lisa, błyskawicznie znikając w ciemności.
- Więc zostaliśmy sami – zwróciłam się do zwierzaka, który w odpowiedzi cicho miauknął. – Tak, tak, już wracamy i się tobą zajmiemy – kolejne ciche miauknięcie wydobyło się z kulki futra. Uznałam to za zgodę.
Pierwszy raz od dawna wróciłam przed wschodem słońca, jednak zamiast schować się w swoim namiocie wpakowałam się do namiotu jednego z obozowych lekarzy, budząc swojego szefa. Oczywiście był tym faktem tak zachwycony – zwłaszcza gdy powiedziałam, że chodzi o kota – że cudem udało mi się uniknąć buta rzuconego  moją stronę. Na szczęście drugiego zdążył założyć i był zbyt zaspany by chcieć go ściągnąć i również we mnie rzucić.  Ostatecznie jednak zgodził się zająć się kociakiem od razu (w końcu już nie spał, ale nie chciałam ryzykować przypominania mu tego). Na chwilę przed świtem trzymałam już w rękach kulkę zrobioną z bandaża pod którym rzekomo znajdował się kot. Albo raczej koci pyszczek i końcówka ogona.
Mijały dni, które zmieniały się w tygodnie, a zawartość bandaży w mojej kulce stopniowo spadała na korzyść zawartości kota. Sam kot zaś coraz częściej wyprowadzał swój bandaż na spacery po obozie, wracając do namiotu jedynie na noc. W końcu jednak jego stan polepszył się na tyle, że mogłam zająć się szukaniem mu domu, albo rozważyć wypuszczenie go. Dlatego wieczorami krążyłam po obozie, zaglądając do wszystkich namiotów po kolei i pytając, czy ktoś nie potrzebuje może kota. Jednak jak dotąd była nim zainteresowana tylko kitsune, która pomogła mi go uratować. Tyle że ona uważała kociaka za jedzenie.
- O mięso! – usłyszałam znajomy głos, a gdy podniosłam wzrok zobaczyłam równie znajomą sylwetkę czarnowłosej dziewczyny, trzymającej w dłoniach niewielką paczkę. – Cześć.
- Hej – odparłam, nie bardzo wiedząc co jeszcze mogłabym powiedzieć, zwłaszcza widząc zniesmaczenie na jej twarzy, gdy kociak podszedł do niej i zaczął ocierać się o nogi kitsune.
- Zostaw – zrobiła krok w bok, ale zwierzak natychmiast za nią podążył.
- Pamięta cię – uśmiechnęłam się lekko.
- Ja go też, miał być kolacją – obrzuciła kota oburzonym spojrzeniem. – Choć trochę urósł, więc teraz byłby lepszą kolacją.
Z tym zdaniem, chcąc nie chcąc musiałam się zgodzić. Powoli (albo raczej bardzo szybko) stawał się naprawdę dorodnym zwierzakiem. Ale nie był do jedzenia!

Justice? Może mięsa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz