wtorek, 23 kwietnia 2019

Od Jasona CD Rity

Słysząc słowa mojej siostry, byłem lekko zaniepokojony, bo nie widziałem po co kazała mi to zrobić, lecz gdy to już uczyniłem, zauważyłem parę, czerwonych ślepi za oknem. Spojrzałem na dziewczynę i wyjąłem broń, a Cerber ustawił się do ataku.
- Na cholerę ściągałaś tutaj swojego popapranego kolegę, myślałaś, że cię tu zabije? - warknąłem niezadowolony widząc podchodzące coraz bliżej żarówki.
- To nie jest kolega Jason, masz jakiś plan?
- Jest tutaj drugie wyjście.. możemy..
- Nie, on będzie wiedział, że chcemy tamtędy wyjść.
- To co mam zrobić? Może mu kurwa drzwi jeszcze otworzę?! - spojrzałem na nią lekko podirytowany tą całą sytuacją. Nie mamy czasu na żadne żarty, a ta jeszcze mnie wkurza, że ten cieć z czerwonymi oczami będzie wszystko wiedział. Wiecie co? Chuj mnie to! 
Wołając psa, podszedłem do tylnego wyjścia, aby szybko się stąd wydostać. Otworzyłem drewnianą powłokę w pośpiechu wychodząc z domku. Byłem zadowolony z siebie, bo żaden świrnięty wampir mnie nie dopadł, przez co zacząłem biec przed siebie. Cerber zna tereny, więc mnie wyprowadzi z tego miejsca. Zerknąłem jeszcze za siebie, aby upewnić się czy dziewczyna wyszła, lecz na marne było moje spoglądanie w tył, gdyż ta po chwili znalazła się obok mnie. Dlaczego wampiry muszą tak szybko biegać?!
Moje nogi cały czas niosły mnie za psem, gdyż liczyła się tylko ucieczka. Mam przy sobie glocka, ale co z tego jak ten wamp może  każdej chwili mnie tego pozbawić? Co ja mu zrobię głupim pistolecikiem?! Mając nadzieję, że jestem w pobliżu obozu, lekko zwolniłem, lecz nie było to wcale rozsądne, gdyż coś, a raczej ktoś nam przeszkodził w dalszej podróży. 
Na całe szczęście moje oczy przyzwyczaiły się co panujących tutaj ciemności więc mogłem dostrzec zarys postaci wyłaniającej się zza drzewa. Mężczyzna mając demoniczny uśmiech na twarzy zaczął teatralnie klaskać, a gdy skończył oparł się o pobliską brzozę.
- Witaj bękarcie. Widzę, że już poznałeś jedną ze swoich siostrzyczek, ale czy może nie chciałbyś poznać drugiej, która robi teraz, pewnie za żyrandol w piekle? - facet zaśmiał się wrogo, przez co przeszły mnie ciarki po plecach. Co to w ogóle miało znaczyć?! Nabijanie się ze śmierci dziewczyny, nie jest ani trochę tutaj na miejscu, chyba, że on w to ingerował. Szczerze, pierwszy raz nie wiedziałem jak się zachować przez co patrzyłem na niego tępo. Czy ktoś wie o co tutaj kurwa może chodzić? Dla niego jestem bękartem, czyli co? To jest ojciec Rity? Ten wampir?! Może to ona mnie specjalnie dla niego ściągnęła, przecież możliwe, że współpracują ze sobą! 
Mając w głowie pełno pytań, na które nie znam odpowiedzi, zrobiłem krok w tył, lecz jak na złość wpadłem na jakieś cholerne drzewo. Jebany las, po cholerę on tutaj jest?! 
Mój niepokój stawał się coraz większy gdyż byliśmy dość daleko od obozu Aniołów, oraz Duchów.
Patrząc na postawnego mężczyznę, zacząłem się nawet zastanawiać czy posiadam naboje w glocku! On mnie rozbrajał, prawie dosłownie..  
Byłem tak zagubiony we własnych myślach, że nie wiedziałem co mam robić? Z jednej strony jest to ojciec Rity, która aktualnie gdzieś zniknęła, zostawiając mnie na ewidentną śmierć. Ten jebany wampir nie wyglądał na takiego, co by mnie z chęcią przytulił i powiedział "dobrze cię widzieć", on po prostu był przerażający. Kiedy ciemnoskóra postać wykonała kilka niewielkich kroków w moją stronę, Cerber uznał go za pierwszorzędne zagrożenie, więc rzucił się na mężczyznę, lecz on sobie z tego nic nie zrobił, bo kopnął zwierzaka, który już po chwili leżał pod drzewem kilka metrów dalej. Pokazałem mu dłonią aby został, gdyż nie chcę później czuć się winny za śmierć niewinnego stworzenia, a jednocześnie przyjaciela, jakim był pies. 
Stawiając kolejne kroki, facet igrał z moją cierpliwością, ponieważ po chwili wystrzeliłem w jego stronę trzy pociski, przez co narobiłem sporego hałasu w całym lesie. Jeśli teraz przyjdą jeszcze jakieś zombiaki, to oszaleję! 
Kiedy ten zdezorientowany, spojrzał na swoje ciało, ruszyłem szybko po zwierze, które zarzuciłem sobie na swe barki, ruszając w stronę bazy. Odwróciłem się szybko w jego kierunku, lecz to właśnie kosztowało mnie wywaleniem się jak długi, przez jeden pierdolony kamień. 
Leżąc tak, olśniło mnie po kilku sekundach, że mam w kieszeni małą krótkofalówkę, którą zabieramy czasami ze sobą kiedy wychodzimy, więc sięgnąłem po nią szybko i nadusiwszy odpowiedni przycisk rzekłem: 
- Tu Bravo 1, ktoś mnie słyszy? Tu Bravo 1. - niestety nikt nie odpowiadał, więc powtórzyłem tą czynność. 
- Clay, kurwa dlaczego nie nosić krótkofalówki przy dupie?! - krzyknąłem, ale nadal nie dostałem odpowiedzi, więc wkurzony miałem na myśli tylko dwie rzeczy. Albo te chuje balują, albo śpią, ale wypadałoby trzymać komunikatory przy dupie! Popatrzyłem szybko na zwierze, które odsunąłem szybko od swojego ciała, a następnie odwróciłem się na plecy spoglądając gdzie jest mój przeciwnik. Chwyciwszy ponownie glocka i szybko sprawdziłem zawartość magazynka. Nie był on wcale taki bogaty, ale to musiało mi wystarczyć. Nim przeładowałem broń, mężczyzna podbiegł od mnie tak szybko, że nawet nie zauważyłem kiedy to zrobił. Chwycił mnie za szyję i bez większego problemu uniósł na taką wysokość, aby moje nogi nie spoczywały na ziemi. Kiedy to zrobił, moja broń upadła na mech, gdyż próbowałem się ratować, a do tego potrzebuję dwóch rąk. Zacząłem się miotać, starając się wyrwać z jego uścisku, jednak to nie wychodziło mi za dobrze, parząc na siłę mężczyzny. 
- Zostaw go - usłyszałem spokojny, stanowczy kobiecy głos, przez który przeszły mnie wręcz ciarki. 
- Znasz braciszka kilka chwil i już chcesz go ratować? Nie bądź śmieszna - zaśmiał się, a ta podbiegła do niego mając w oku tylko i wyłącznie chęć mordu. - nie lepiej będzie się pożywić? Słaba jesteś - rzekł wyciągając swoje zęby, które nagle znalazły się niebezpiecznie blisko kawałka mojej szyi. 
- Powiedziałam, że masz go zostawić, rozumiesz to?! 
Nim którekolwiek z nich zdążyło coś zrobić, usłyszałem tylko strzał z karabinu i pocisk, który przeleciał niebezpiecznie blisko mnie, lecz trafił mężczyznę, a ja upadłem na ziemię starając się złapać oddech. Kiedy spojrzałem w stronę strzelca, zauważyłem Sonny'ego, który zaczął zbliżać się do nas pewnym krokiem. 
- Uciekaj kurwa!
Ten niestety nie reagował, brnął dalej po swoje. Dlaczego on musi być taki jak ja? Weź się chłopie choć raz posłuchaj! Trzymaj się zasad!
Chcąc krzyknąć kolejny raz, poczułem tylko, jak moje ciało unosi się nad ziemią. Czy ja umarłem? Natrafiłem w końcu na skałę, bądź potężne drzewo, które zatrzymało mnie dość boleśnie. Byłem tak cholernie zamroczony, że zauważyłem tylko zarysy postaci, z czego jedna z nich wyrwała serce drugiej. Dochodząc do siebie zorientowałem się, że martwy człowiek, który leży przed moimi oczami to Sonny. Ten chuj zabił jednego z moich żołnierzy! 
Chcąc wstać, poczułem niesamowitą falę bólu, który był tak cholernie wielki, że aż zawarło mi dech w piersiach. Spoglądając jednak niżej dostrzegłem coś o wiele gorszego. Moje ciało, było przygwożdżone do drzewa, ponieważ z mej klatki wystawała ostro zaostrzona gałąź, na którą zostało nabite moje ciało. Byłem przerażony tym widokiem, nie chcę tak zginąć. Te trzydzieści sześć lat, to mało. Nikt raczej nie chciał by umrzeć w takim wieku. Zacząłem się miotać, próbowałem podciągnąć się na rękach, aby wydostać się z tego potrzasku, ale niestety to nic nie dawało, a nawet pogarszało moją sytuację. 
Zamykając powoli swe oczy zauważyłem cień, który był dość spory, gdyż przedstawiał wilka. Wielkiego czarnego chuja, którego znam doskonale. David, również mój informator.. 

***
Ocknąłem się po jakimś czasie, na moje nieszczęście mój organizm zaczął ponownie funkcjonować, kiedy Rita, wraz z Davidem zdejmowali mnie z tej gałęzi. 
Wydarłem się wniebogłosy, mając nadzieję, że ból zaraz minie, lecz nic takiego się nie działo. Wylądowałem na trawie, starając się coś powiedzieć, lecz krew zalewała mi ust. 
- Zdajesz sobie sprawę, że on może tego nie przeżyć? - warknął Hammond, który aktualnie klęczał przy mnie, gapiąc się na Ritę. 
- Widzisz inne wyjście? Jeśli zrobimy to tak jak mówiliśmy, ma jakieś minimalne szanse na przeżycie. 
- Nie lepiej abyś ty go po prostu ugryzła i dała mu krew, albo ja? 
- W każdym stopniu jest taka sama śmiertelność! - krzyknęła dziewczyna na co tylko jęknąłem i poczułem jak ponownie moje powieki zaczynają opadać. 
- Teraz albo będziemy ciągnąć więcej zwłok niż tylko Sonny'ego - odezwał się David, po czym zrobił coś czego się w życiu nie spodziewałem. Ten chuj mnie użarł, a moje ciało zaczęło jeszcze bardziej cierpieć, po chwili za to została mi przystawiona ręka Rity, z której kapała krew.
Dalej nic nie pamiętam. O co chodziło, co się właściwie działo?
- Ocknął się! - usłyszałem krzyk dziewczyny, który wręcz poraził moje uszy, starałem wymazać ten dźwięk z umysłu, jednak przeszkadzał mi nawet oddychający pies, który leżał obok ciała jednego z moich żołnierzy. 
Podniosłem się na nogi, mając na sobie całe zakrwawione ubranie, które było splamione moją krwią. 
Popatrzyłem na Hammonda jak na przekąskę, więc nie czekając długo rzuciłem się na niego, przyduszając go do pobliskiej skały z chęcią rozszarpania mu gardła i wyrwania serca z jego piersi. Był tak kuszący. Czułem jego każdy oddech, jego strach. Widziałem pięknie pulsującą żyłę, która wręcz błagała aby się w nią wgryźć. Oblizałem powoli usta, zbliżając je do szyi mężczyzny, ale nagle ktoś skręcił mi kark, więc padłem na ziemię.
Wiem tylko tyle, że Rita mówiła coś o tym, że nie mogą mnie teraz zabrać do żadnego obozu, więc będę musiał spędzić jakiś czas w domku wypadowym ekipy...

Naum mnie jak nie czuć głoda ;D 
Rita?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz