czwartek, 31 stycznia 2019

Od Fallon cd Parker

– Myślałam, że cię straciłam.
– Ja też.
To było niesamowite. Parker, moja Parker stała przede mną. Mogłam poczuć jej dłoń w swojej, bo ciągle mnie trzymała. Albo ja ją. To było zbyt nierzeczywiste, żebym mogła spokojnie ją puścić. Wyjazd, wojna, tułaczka, a teraz w końcu ją znalazłam.
– Hej, nie płacz. – Otarła mi policzek. – Wszystko… dobrze.
– Stoimy gdzieś na budynku, u stóp mamy postapokaliptyczny świat, straciłyśmy rodziny, jest daleko od dobrze. – Zaśmiałam się gorzko. – Ale tak… ty tu jesteś.
Przytuliłam się do niej. Nie było tak samo. Nie mogło być. Zmieniłyśmy się. Ale to wciąż była moja Parker.
– Tak trudno w to uwierzyć. – Wyszeptałam jej prosto do ucha.
– Wiem. – Przycisnęła się do mnie. – Nie mogę w to uwierzyć… ja myślałam, że…
– Ale jestem. – Wzięłam jej twarz w dłonie. – I ty jesteś.
– Nie jestem już tą samą Parker. – Przesunęła palcem po mojej kości policzkowej.
– Ja nie jestem tą samą Fallon. – Westchnęłam cicho. – Wojna zmienia.
Dziewczyna lekko pokiwała głową. Jej oczy ciągle miały ten niesamowity blask, który towarzyszył mi od samego początku tej znajomości. O ile on ciągle tam był, to była moja Parker. Nikt inny nie miał do niej prawa. Chyba że sama wyraziłaby takie życzenie. Ale miałam nadzieję, że do tego nigdy nie dojdzie. Odsunęłam się dalej, żeby podziwiać ją w pełni. Zmieniła się. Włosy były w większym nieładzie niż zapamiętałam. Dobra, szczerze mówiąc wyglądały gorzej niż włosy Heleny Bonham Carter w Potterze. Lekko odgarnęłam je za ucho.
– Są straszne.
– Wiem. – Uśmiechnęła się słabo. – Wybacz, ale Rosjanie nie pomyśleli, żeby ocalić fabrykę odżywek do włosów.
Cicho się zaśmiałam. Gdyby to odżywki były najmniejszym problemem.
– Zostaniesz ze mną w tę noc? – Lekko wzięłam jej lewą dłoń.
Kiedy ostatnio ją widziałam, nie było na niej blizn. Kolejne piętna. Przebiegłam po nich palcami w milczeniu. Nie wzdrygnęła się. Ja nic nie powiedziałam. Żyliśmy w czasach, kiedy oceny moralności nie za bardzo miały sens. Po prostu pociągnęłam ją na swoje wcześniejsze miejsce.
– Przybyłaś tu… dla mnie? – Zapytała po chwili.
– Głównie. – Pokiwałam głową i oparłam się o resztki ściany. – Pobocznym powodem jest to, że zimę lepiej przeżyć poza Alaską. Dziadek z reguły zmuszał nas do podróży w cieplejsze miejsca.
– Musi tam być bardziej chujowo niż gdziekolwiek indziej. – Popatrzyła przed siebie. – Czemu tam wróciłaś?
– Dziadek stwierdził, że muszę się hartować. A tam… jest najciężej. – Przymknęłam oczy. – Poza tym. Kiedy wątpię, dom to najlepsze miejsce, żeby powiedzieć sobie, że próba sprawienia świata trochę lepszym jest czegoś warta.
– A tak jest? – Patrzy na mnie.
– Ni chuja. – Kręcę głową. – Mam ochotę rozszarpać wszystko co jest już martwe, ale jednak chodzi. Nie tego oczekiwałam mając dwadzieścia dwa lata.
– Pamiętam. – Westchnęła.
***
– Parker! – Zawołałam, gdy wyszłam z gabinetu pani pedagog. – Łapię się na stypendium sportowe!
– Wspaniale! – Jej ręka otoczyła moją szyję, a usta spoczęły na policzku. – Mówiłam, że ci się uda.
– Tak, tak. – Uśmiecham się. – Winter! Udało się!
– Co się udało Clarke? – Dziewczyna podeszła do nas ze znudzeniem.
– Moja wspaniała dziewczyna załapała się na stypendium sportowe! – Parker rozpierała duma.
– Ej, Masełko, puszysz się. – Pacnęłam ją po nosie. – Nieładnie tak.
– Cicho. – Położyła mi palec na ustach. – Mam najlepszą dziewczynę, która właśnie dowiedziała się, że przyjmą ją na wymarzone studia, czego chcieć więcej?
– Buziaka? – Uniosłam lekko kąciki ust.
Brunetka perliście się zaśmiała i przyciągnęła mnie do lekkiego pocałunku. Zawsze tak było. Zaledwie muśnięcie ust i uśmiech, który sprawiał, że świat jest piękniejszy.
***
– Ale to przeszłość. – Odchylam się lekko. – Albo raczej: od zawsze niedostępna przyszłość. Jest jak jest, cieszmy się, że nie gonią nas zombie.
– Dzisiaj są spokojne. – Zmarszczyła nos. – Zaczyna się zima, jest ich mniej.
– Mógłby zacząć padać śnieg. – Zamknęłam oczy. – Mogłybyśmy poudawać, że nic się nie stało i ulepić bałwana.
– Ja jestem Anną, czy Elsą? – Położyła się na podłodze.
– Jak chcesz. – Zerknęłam na nią. – Raczej zapytałabym, która z nas jest tu Kristoffem.
– Nie mam Svena. – Powiedziała sennie.
– Ja też. – Ułożyłam się obok. – Ale czy to przeszkadza?
– Chyba nie.
***
Rankiem poczułam zimno. Pierwszy raz od dawna. Podniosłam się i zobaczyłam… śnieg. Nie było go dużo, ale zawsze coś. Popatrzyłam na Parker. Przezornie okryła się jakimś kocem. Punkt dla niej.
Podniosłam się i odnalazłam swoją torbę. Powinnam mieć coś na skromne śniadanie dla nas dwóch. Szczęśliwie nie potrzebowałam ognia, a wszystko było gotowe zanim wstała Parker. Siadłam jeszcze na chwilę obok i delikatnie przeczesałam jej włosy. Już nie była Masłem Orzechowym, ani Masełkiem. Była Parker zmienioną przez wojnę. Nie pytałam o blizny, ale intrygowały mnie. W gruncie rzeczy, mocno zdawałam sobie sprawę z obcości dziewczyny, która leżała obok. Jednak była też moją Parker, której oczy błyszczały tym niezwykłym blaskiem, a słowa potrafiły szeptać sekrety, o których nikt inny nie miał pojęcia. Była moja i nie była.
– Co ci chodzi po głowie Clarke? – Szepnęła.
– Coś bardzo dziwnego. – Odsunęłam lekko dłoń i pozwoliłam jej wstać. – Czasami tak mam z rana. Pełnego śniegu.
– Sentymenty. – Pokiwała głową. – Śnieg, bałwanki, święta…
– Dokładnie. – Popatrzyłam na nią. – Więc jak? Olaf?
– Niech będzie.

Parker? Ulepimy dziś bałwana?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz