wtorek, 4 grudnia 2018

Od Detlefa (fabularnie sprzed wojny)


„Gdybym wiedział, że tak to się wszystko potoczy, to bym tam został… i zginął z moją rodziną.”

06.06.2019.
          - I co teraz zrobisz? – Spytał mnie mój ojciec Thomas, gdy jedliśmy całą rodziną obiad w domu. Całą rodziną mam na myśli mnie, mojego ojca i moją mamę Emily. – Twoje wyniki są doprawdy do pozazdroszczenia, a wiem, że jeżeliby istniałoby coś większego niż 1 z matur, to i tak byś to dostał, wiesz dlaczego?
          Pokręciłem głową , a wzrok miałem cały czas wbity w talerz z przepyszną, parującą zupę. Byłem bardzo głodny i już nie mogłem się doczekać skosztowania zupy, przygotowanej przez moich rodziców. Mama przygotowała bazę, a ojciec zawsze dobierał składniki tak, że za każdym razem była wybitna.
          - Bo jesteś moim synem, mamy to we krwi. – Położył mi rękę na ramieniu. – Nam pisane jest dokonywanie rzeczy wielkich. A poza tym – Urwał na chwilę. – Nigdy nie spotkałem bardziej zdeterminowanej kobity niż twoja mama. Wyczytałem ostatnio, że takie rzeczy przechodzą z matki na synów, więc jest się czego bać.
          Mama jedynie zachichotała z przeciwnej strony stołu. Ułożenie osób przy stole nigdy się nie zmieniało. Ojciec na szczycie, chyba że dziadek (czyli ojciec mojego ojca) był obecny, to zawsze ustępował mu miejsca. Ja po prawicy, a moja mama po lewej stronie od szczytu stołu.
          - Tak naprawdę myślałem o tym, żeby zrobić sobie rok przerwy i trochę pozwiedzać świat. – W końcu powiedziałem głośno to, co od dłuższego czasu nie dawało mi spać po nocach. Trochę bałem się tego, jak zareagują na to moi rodzice. Tata chciał, żebym jak najszybciej skończył studia i wniknął w świat polityki, gdyż wiązał ze mną spore oczekiwania i nadzieje.
          Na twarzy ojca pojawiło się lekkie zmieszanie, a uśmiech zniknął na dosłownie sekundę. Pojawił się jednak tak szybko, jak zniknął, a jego właściciel rozłożył ręce na boki.
          - To świetnie! – Przyznał. – Podróżowanie po świecie jest bardzo ważne, aby wyrobić sobie pogląd o innych narodowościach. Do tego trochę sobie od nas odpoczniesz. - Zaśmiał się krótko. – A gdzie najpierw pojedziesz?
- Najprawdopodobniej do Stanów. Przy okazji odwiedzę mojego starego przyjaciela Jonasa i obejrzę oferty amerykańskich uczelni.
- To świetnie, Synku! – Ucieszyła się matka. – Przy okazji możesz też odwiedzić babcie Tracy. Ostatnio widziała Cię ładnych parę lat temu i bardzo od tego czasu się za Tobą stęskniła.
- Przecież widzieliśmy się kilka tygodni temu na Skype’ie. – Uśmiechnąłem się, gdy o tym przypomniałem.
- To nigdy nie będzie to samo, - Wtrąciła mama. - a poza tym wiesz, że za każdym razem jak babcia odpala swój laptop, to musi sąsiadów wołać do pomocy.
          Wszyscy przy stole wybuchli śmiechem. Mój śmiech natomiast był najkrótszy, gdyż coś sobie przypomniałem.
          Prawdziwy powód mojego przyszłego wyjazdu był zdecydowanie innej natury.
          Miałem po prostu dość. Miałem dość nieudolności niemieckiego rządu i tego, co się dzieje w Niemczech z powodu napływu imigrantów. Za każdym razem, gdy nad tym rozmyślam, chodzę po pokoju i walę pięścią w ścianę. Od początku byłem przeciwko tej chęci niesienia pomocy, gdyż taki mix rasowo-kulturowy nigdy się dobrze dla świata nie kończył. Mało tego! Problem zachowania czystości niemieckiej krwi istniał nawet przed kryzysem migracyjnym. Po drugiej wojnie światowej Niemcy zostały zdewastowane przez bestialskie siły aliantów i podzielone. Przez to brakowało ludzi do pracy i odbudowy, więc masowo zaczęto sprowadzać Turków. Z początku nikt nie miał z tym problemu, dopóki oni nie zaczęli sprowadzać swoich rodzin i krewnych. Wtedy już zaczął się robić burdel, a teraz to już nie raz niemieccy wodzowie w grobach się poprzewracali.
          Sprawa nowych imigrantów była na tyle ciekawa, że oni nie chcieli pomocy. Wyrzucali do śmieci dawane im za darmo kanapki, niszczyli przejściowe obozy migracyjne. Oni jedynie chcieli ustanowić swój własny, jak oni to określili ‘khalifat’ w samym środku Europy. W mojej ojczyźnie. W moim Vaterlandzie…
          Okradali nasze sklepy, palili nasze auta, wjeżdżali ciężarówkami w tłumy ludzi i gwałcili nasze kobiety. Co ciekawe przez cały czas zastanawiałem się, czy to normalne w krajach, z których pochodzą. Na dodatek nieudolny niemiecki rząd im jeszcze pomagał. Był głuchy i ślepy na ich przewinienia, a wiele z nich miało podłoże religijne. Ba! Doszło nawet do takiego paradoksu, że ich religii nawet nie można było stawiać w złym świetle, ponieważ było to odbierane jako mowa nienawiści. A w tych czasach wolność słowa właśnie określa się mianem „mowa nienawiści”.
          Dlatego chciałem stąd wyjechać. Nie mogłem żyć w kraju,  w którym politycy nie stoją po stronie obywateli i nie zdają sobie sprawy, że mają ich krew na rękach.
          Nie przeraża mnie fakt, ilu już ludzi umarło z powodu ich zaniedbania. Przeraża mnie fakt, ilu jeszcze musi umrzeć…
          Moja ojczyzna już nie jest ojczyzną z moich snów. Stała się koszmarem, a wielu niemieckich obywateli nie może spać przez to po nocach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz