poniedziałek, 12 listopada 2018

Od Kiasa cd. Clancy'ego "Czyż nie mogło być lepiej?"

Ciemność, która zawitała przed moimi oczami wydawała się trwać wieki. Dlaczego akurat teraz musiał zmorzyć mnie dość silny sen? A co jeśli Clancy potrzebuje teraz mojej pomocy? Może go gwałcą, molestują albo torturują! Cholera jasna w co ja się znowu wpakowałem?! Ciesząc się jak dziecko, z powodu lekkich prześwitów światła przenikających przez moje powieki, zacząłem stopniowo uspokajać oddech, który za wszelką cenę chciał świszczeć w moim gardle. Niezrozumiały bełkot otaczający moje ciało z wszystkich stron, jasno oznajmiał mi, że jestem tutaj zagrożony. Nie miałem pojęcia czego mogę się spodziewać po tych rosyjskich szumowinach. Co prawda nie każdy przedstawiciel tej narodowości nie był zły. Sam od jakiegoś czasu znałem miłego Dymitra, który nigdy nie szczędził pomocy osobą potrzebującym. No poszli won, chce wstać - myślałem nerwowo widząc jak ciemne plamy, nachylają się co chwilę nade mną, próbując wywnioskować, czy jestem przytomny, czy też nie.
Kiedy po pięciu minutach, nagle wszystko magicznie ucichło, a głośne trzaśnięcie drzwiami poinformowało mnie o opuszczeniu pomieszczenia przez ostatniego nieznajomego, rozchyliłem powoli swoje powieki, aby móc wyszukać dla siebie potencjalną kryjówkę. Ledwie żarząca się jarzeniówka na moją korzyść dawała malutką ilość światła. Utrzymując się jakoś na rozjeżdżających się nogach, przedarłem się w mrok najciemniejszego cienia, który ukrył mnie w sobie, jak twierdza zbudowana z kamienia dobrej jakości. Wyczekując odpowiedniej chwili, przystawiłem swoje lewe ucho do lodowatej, aczkolwiek cienkiej ściany, która przepuszczała przez siebie wszystkie głosy, jakby była ona stworzona do takich szpiegowskich rozgrywek. Nasłuchując odgłosu głośnych kroków, których rozgłos zwiększał się przez to, że były glanami, próbowałem wymacać w cholewce swoich butów, niewielkiego noża, który niestety gdzieś mi zniknął. Cholera jasna, musieli mnie rozbroić - rzekłem w myślach, nastawiając się jedynie na siłę własnych rąk. Wstrzymując na nowo oddech, przycisnąłem się bardziej do ściany, co umożliwiło mi lepsza zakamuflowanie się w mrocznym otoczeniu. Kiedy nieco niższy ode mnie brunet, wdarł się z powrotem do kanciapy, postanowiłem od razu zamknąć mu ręką japę, a delikatnym ruchem nadgarstka, domknąć, o dziwo nie skrzeczące drzwi.
- Ani mru, mru - syknąłem mu do ucha, pozbawiając po chwili przytomności - Ubiór ci już raczej potrzebny nie będzie - dorzuciłem najciszej jak tylko się dało. Pozbawiając nieznajomego długiego, wyblakłego płaszcza oraz czapki uszatki, pozostawiłem jego ciało pod jedną ze ścian, a sam przebrałem się w swoje łupy. Muszę przyznać, że wyglądałem jak jeden z nich, a świadomość, że noszę teraz w kieszeni wyostrzony nóż, nadawała mi tylko odwagi. Teraz po cichu, nie wzbudzając podejrzeń odbić tego pijaczynę i do domu. Czyż nie mogło być lepiej? - wychodząc płynnym krokiem z karceru, udałem się tam, gdzie krzyki radości oznajmiały świetną popijawę.

<Clancy? xD Uratuje cię rycerz? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz