sobota, 24 listopada 2018

Od Any cd Ruslana

- Nieco, kurwa, pochopnie - cały gniew spowodowany zaskoczeniem momentalnie mnie opuścił, zastąpiony przez zimną furię i małą dozę rozbawienia, w reakcji na ostatnie słowa Ruslana. No ale co tu dużo mówić - sama jestem sobie winna. Widać, że mój instynkt autodestrukcyjny ma się dobrze. - Dobry żart. Zareagowałeś "nieco pochopnie". Tylko dlatego, że powiedziałam ci, z jakiego obozu pochodzę, ogłuszyłeś mnie, przywiązałeś do krzesła i sfatygiwałeś mi psa, co? - zaśmiałam się śmiechem twardym, bez cienia wesołości. Tyle lat szkoleń, tyle wydarzeń, które powinny były oduczyć mnie ufania obcym. Ale nie, w głębi duszy łatwowierna ja zawsze dam się wrobić w podobną kabałę. Szczególnie, gdy działam pod wpływem gniewu.
Chłopak nie odpowiedział na moje pytanie, ale po prawdzie wcale tego nie oczekiwałam. Uśmiechnęłam się kpiąco, wyrażając pogardę, jaką w tym momencie żywiłam do stojącego nade mną Trupa (choć na ogół nic do nich nie mam). Na moment odwrócił wzrok, jednak zaraz się zreflektował i spojrzał mi prosto w oczy.
I aż się cofnął. Mogłam się tylko domyślać, dlaczego, ale coś mi mówiło, że spodziewał się w nich dostrzec każdej z całego wachlarzu emocji. Ale nie ich zupełny brak; bijącej z nich obojętności. Może ta sytuacja w końcu okaże się dla mnie ostatnią popełnioną w życiu głupotą?
- Dobra. Skoro wychodzi na to, że cała ta sytuacja jest jedną wielką pomyłką, to może raczysz mnie rozwiązać? - zasugerowałam, cedząc każde słowo przez zaciśnięte w odruchu beznadziejnej wściekłości zęby.
- Wątpię, aby był to dobry pomyśł - odpowiedział, patrząc na mnie nieruchomo.
Zaklęłam szpetnie, odchylając głowę do tyłu, na oparcie krzesła. Faktycznie, gdyby w tym momencie mnie rozwiązał, z dużym prawdopodobieństwem bym mu przyłożyła. Co byłoby oczywistym zaprzeczeniem tego, że nie miałam i nie mam zamiaru go atakować.
- Dobra, wiesz co? - powiedziałam tonem, który nawet w mich uszach brzmiał niepokojąco spokojnie. Ruslan cały się spiął, jakby do skoku, czekając na moją reakcję. Widziałam, jak przesuwa wzrokiem po więzach sprawdzając, czy czegoś z nimi nie kombinuję. Nie kombinowałam. - Walić to. Rób sobie ze mną co chcesz, mam to gdzieś. Zastrzel, poderżnij gardło, zostaw tutaj, żeby potwory zajęły się resztą... - wzruszyłam ramionami, przenosząc wzrok na Lokiego, który nadal leżał w kącie pod wpływem działania środków uspokajających. - Tylko wiedz, że jeśli w ciągu kilku dni nie pojawię się w obozie, zaczną mnie szukać. I nie są to moje urojenia, bo już nie raz wysyłano po mnie ekipę, kiedy zbyt długo nie dawałam znaku życia włucząc się po terenach niczyich. No a zabijając mnie utwierdzisz Duchy w przekonaniu o bezwzględności Trupów...
- Zdajesz sobię sprawę, że mnie nie zastraszysz? - chłopak przerwał mi pytaniem, nachylając się nade mną tak, że nasze twarze dzieliły cemtymetry. Nie zadrgała mi nawet powieka. - Wiesz, ile razy słyszałem podobne bredzenie?
- Zdajesz sobie sprawę, że im dłużej tkwimy w tej sytuacji, tym bardziej oziembiają się nasze stosunki? - oparłam się wygodnie na krześle i odchyliłam tak, że krzesło stało tylko na dwóch tylnych nogach. - Mniejsza z tym, co przed chwilą mówiłam, grunt że ja wiem, iż mam rację. Twoje zdanie w tej sprawie guzik mnie obchodzi - odwzajemniłam jego twarde i zimne niczym lód spojrzenie. - Ale zrób coś, zdecyduj się, czy jesteśmy wrogami, przykaciółmi, czy może pozostaniemy neutralni. Byle szybko, bo, jak mówiłam zanim mnie napadłeś, nie mam całego dnia. Mimo zaistniałej sytuacji.

Ruslan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz