piątek, 24 sierpnia 2018

Od Tamary cd. Reker'a

Niepokoiłam się kiedy brat zniknął w tym cholernym budynku... Zawsze był uparty i wiem że może i on mnie wszystkiego nauczył wraz z wujkiem, ale i tak się o niego martwiłam gdyż miał tendencje do pakowania się w kłopoty a przypominam że baran jest ranny a sobie hasa! Uważaj Reker... Uważaj... myślałam nerwowo i ukryłam młodziki oraz konie. W dodatku zaczynał sypać znowu śnieg, więc kolejna zamieć śnieżna zbliżała się szybkimi krokami, co mi się bardzo ale to bardzo nie podobało. Jeszcze tego białego gówna tutaj brakowało, jakby nie było już dość śniegu i zamieć jak na te dziwne dni poza domem mruknęłam w myślach i dałam młodzikom coś do jedzenia, gdyż powoli zaczęło im burczeć w brzuchach, a jeśli wokoło są jacyś wrogowie, to tym bardziej nie mogliśmy zdradzać swoich pozycji. Ja jeszcze bym się obroniła, ale słabe i wyczerpane dzieciaki nie miały nawet z nimi szans, zwłaszcza że dziewczynka była mała, a chłopak był ranny... Normalnie pewnie by starał się walczyć ale cóż! Prawie nikt teraz nie chodzi uzbrojony, więc trzeba było bardzo uważać, zwłaszcza że zawsze mogły się kręcić tu te przeklęte Demony, które tylko patrzyły by kogo wziąć na tortury czy niewolnika by go pogwałcić i się poznęcać dla zabawy.
I tak młodzi dostali już od życia wystarczającą lekcję bólu i strachu, więc nie chciałam by tym bardziej ich coś złego spotkało. Dlaczego to tyle trwa? Powinien już dawno wrócić... denerwowałam się gdyż Reker zawsze szybko i dokładnie sprawdzał teren, a tym razem strasznie to długo trwało, co wywoływało u mnie coraz to większy niepokój. Nagle jednak usłyszałam kilka wystrzałów i z tego co potrafiłam wysłyszeć, to była broń brata, więc to był znak iż nic mu się nie stało, a przynajmniej miałam taką nadzieję...  Patrzyłam na budynek z ukrycia, kiedy nagle usłyszałam za plecami hałas, więc szybko się odwróciłam spodziewając się wroga ale nic nie zobaczyłam prócz wielkiej zasypanej ciężarówki, lecz widziałam tam przysypane już ślady butów. Ktoś tędy przechodził niedawno przeszło mi przez myśl i poczułam bardzo silne uczucie że muszę to szybko sprawdzić...
- Tamara? - usłyszałam nagle głos brata na co się wzdrygnęłam i spojrzałam na niego.
- Nie strasz mnie - mruknęłam niezadowolona.
- Musisz być czujniejsza siostrzyczko - westchnął lekko - Już po wszystkim możemy tam wchodzić, choć będziemy musieli wysiedzieć z gośćmi pewnymi... - mruknął niezadowolony na koniec, a w tym czasie zaczęło coraz co mocniej sypać białym puchem.
- Uważam - odmruknęłam mu - Ale muszę coś koniecznie sprawdzić... Ktoś kręcił się niedawno wokoło tej ciężarówki - dodałam wskazując mu ciężarówkę obok stodoły.
- Pewnie ktoś tylko przechodził z tamtych idiotów - stwierdził na co pokiwałam głową na boki.
- Przyjrzyj się lepiej... Za ciężarówką gdzie jest przyczepa, śnieg jest częściowo odgarnięty, więc coś tam musi być - powiedziałam spokojnie.
- Możliwe... Mogą tam być ich zapasy czy coś - odparł nieco zamyślony.
- Nie wydaje mi się... - odparłam od razy - Coś tam jest słyszałam lekkie poruszenie w środku - dodałam.
- Poruszenie? - zdziwił się marszcząc swoje krzaczaste brwi przy tym.
- Tak poruszenie - powtórzyłam - Wiem że to dziwne ale coś mi każe tam zajrzeć - dopowiedziałam na co westchnął.
- No dobrze! W sumie wolę to sprawdzić niż się spieszyć do tego budynku - stwierdził czym się zdziwiłam.
- Dlaczego? - spytałam ciekawsko.
- Bo będziemy musieli siedzieć z Trupami i ich przywódcą... - mruknął niezadowolony - Są ranni niektórzy, no i tamci co tutaj urzędowali i ich zabiłem to ich złapali - dodał.
- Nie za bardzo mi się uśmiecha z nimi siedzieć, ale raczej nie mamy wyboru - mówiąc to spojrzałam w niebo, którego już nawet nie było widać, gdyż leciało z niego tak dużo płatków śniegu.
- Racja... - przyznał, po czym ruszyliśmy w stronę tej ciężarówki bardzo ostrożnie. Przednia część była solidnie zasypana, więc mieliśmy pewność iż nic i nikt z nich nie wyskoczy, lecz jeśli chodziło o przyczepę, to ewidentnie ktoś grzebał przy zapięciach i to całkiem niedawno. Kiedy myślałam nad otwarciem tej przyczepy, nagle to czarne ptaszysko usiadło na samej górze przyczepy i spojrzało na nas kracząc i trzepocząc skrzydłami, po czym uderzył raz dziobem w górną część drzwi. Chce nas zachęcić do otworzenia przyczepy? pomyślałam zdziwiona ale i też zamyślona, lecz miałam pewność dziwną że to co tam będzie, nie zrobi nam nic złego, choć to pewnie bardzo dziwnie brzmi...
- To co otwieramy? Ptaszysko chyba się nie myli - zagaił nagle brat, wyrywając mnie tym samym z zamyśleń.
- Tak... Ty otwierasz a ja w razie czego celuję? - spytałam by ustalić co mamy robić.
- Na wszelki wypadek tak - odparł, więc zdjęłam broń z ramienia i się nieco odsunęłam i wycelowałam w środek przyczepy - Tylko mnie nie ustrzel - dorzucił na co przewróciłam oczami.
- Jak tam bardzo chcesz to mogę Ci sprzedaż kulkę w tyłek na rozpęd - zażartowałam na co przewrócił jedynie oczami i zaczął powoli otwierać już nieco zmrożone drzwi przyczepy, co było spowodowane coraz to niższą temperaturę przez nadchodzącą śnieżycę. Spojrzałam jeszcze kątem na dzieciaki, które na szczęście nadal siedziały w kryjówce, po czym skupiłam się na metalowych drzwiach z którymi Reker poradził sobie dość szybko używając siły swoich mięśni. Otworzył je szybko i się odsunął gdyby coś nagle chciało nas zaatakować a ja kucnęłam by w razie czego nie dostać strzału prosto w głowę ale nic takiego nie nastąpiło, a moim oczom ukazały się ledwie żyjące postacie ludzkie, zwinięte w kulki by jakoś minimalnie się ogrzać. Byli nieprzytomni i słabi i było ich... Dwa... Cztery... Sześć... Osiem... Dziesięć! liczyłam w myślach.
- Reker spójrz - powiedziałam szybko i weszłam do ciężarówki blokując broń i przerzucając ją szybko przez ramię, a brat szybko wszedł za mną. Zaczęłam czym prędzej sprawdzać puls każdego z ludzi i na szczęście każdy żył, ale ledwie...
- Prawie tu zamarzli na śmierć - zaczął brat.
- Wiem... Zamknęli ich tutaj by umarli albo chciano ich sprzedać czy coś - powiedziałam szybko, widząc że mają skrępowane ręce i nogi grubymi linami.
- Trzeba ich przenieść po zamarzną... Dzieciaki też trzeba będzie bo też nie mogą przebywać tyle czasu na dworze... Musimy się pośpieszyć póki jeszcze coś widać, bo zamieć jest coraz bliżej - powiedziałam szybko widząc jak pogoda z każdą minutą się pogarsza coraz bardziej. Oby było drewno w tym domu, bo inaczej możemy zamarznąć, jak temperatura dzisiaj tak szybko spada pomyślałam jeszcze przerzucając jednego osobnika przez swoje prawe ramię, a wtedy w oczu rzuciło mi się odznaczenie na ramieniu jednego z tych, którego teraz wzięłam na swój bark... Był to bowiem symbol szwadronu do którego należał wujek Eric!! To ludzie Erica z dawnych lat? pomyślałam, lecz brat zaraz mnie pogonił, więc czym prędzej zaczęliśmy przenosić ledwie żyjących i prawie zamarzniętych na sopel ludzi, których trzeba było szybko ogrzać i podać lekarstwa.

< Reker? ;3 może zdrowe trupy nam pomogą? xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz