sobota, 25 sierpnia 2018

Od Tamary cd. Jackoba

- Bardzo śmieszne braciszku!- rzekłam pacają go w ramię niczym rozzłoszczona kocica - Ty to dopiero się ślinisz do Kiary jak masz z nią misje - dodałam.
- Nie prawda - odparł szybko.
- Tia... wszyscy mogą to potwierdzić braciszku więc się nie wywiniesz - uśmiechnęłam się chytrze na co teraz on mnie pacną w ramię.
- Jedźcie już bo tracicie czas - mruknął.
- Już jedziemy panie dowódco spokojnie - zażartował Jackob.
- I nie obijać mi się i uważać - mruknął brat na co przewróciłam oczami.
- Damy radę brat! - zapewniłam go - Dwójka snajperów sobie raczej poradzi - dodałam.
- Mam nadzieję... Będziemy w kontakcie, a teraz się zwijajcie - pogonił nas ruchem ręki, na co z Jackobem zawróciliśmy konie i pognaliśmy szybko by posprawdzać te tereny a oni w przeciwną stronę. Mój brat był czasem bardzo zabawny... Gdy tylko wspominało się o jego żonie to od razu odwracał wzrok chcąc udowodnić że się nie ślini kiedy są razem, ale cóż i tak wszyscy to widzą! Bardzo dobrze że się kochają i nikt nie miał mu tego za złe że się tam do niej ślini, bo to tylko takie żarty, ale miałam nadzieję że brat nie wziął sobie tego do serca... Z nim to czasem różnie, gdy ma takie dni depresyjne że tak to ujmę, ale dzisiaj wyglądało na to że jest w porządku więc teoretycznie nie miałam czym się martwić. Ma czasem gorsze dni jak przypomni sobie o swojej krzywdzącej przeszłości, ale to normalne, bo chyba każdy z obozu takie dni czasami ma...
- Wygląda w porządku na razie - odezwał się nagle mój chłopak rozglądając się spokojnie.
- Też tak sądzę ale rozejrzeć się trzeba nigdy nie wiadomo - westchnęłam lekko, a para poszła mi z ust pod wpływem zmieszania zimnego i gorącego powietrza.
- Myślisz że kogoś znajdziemy? - spytał.
- Tego nie wiem... Różnie może być, sam wiesz że ludzie ocaleli jeszcze gdzieś chodzą po świecie i szukają sposobu jak przetrwać - odparłam spokojnie - Ludzie byli za liczną rasą by wszyscy znajdowali się w obozach, więc na pewno wiele ludzi jeszcze się tuła po świecie - dodałam poprawiając się nieco w siodle swojego karego Desperada.
- Racja - odparł krótko.
- Równie dobrze to Reker i reszta ekipy mogą coś znaleźć ich jest więcej niż nas - ciągnęłam dalej rozmowę.
- Niby tak, ale nawet jeśli są tu jacyś ludzie to pewnie dobrze się ukrywają... Niektórzy mogą być byłymi żołnierzami to tym bardziej, a to że boją się schwytania przez te cholerne Demony i Trupy, to wolą się ukrywać, bo się nas obawiają - stwierdził na co skinęłam lekko głową przyznając mu rację.
- Wszystko było by dobrze gdyby nie te cholery chodzące po świecie, które tylko patrzą by kogoś skrzywdzić - odezwałam się.
- Prawda...  Nie mam bladego pojęcia skąd tacy się biorą, przecież każdy miał jakiś rodziców - westchnął ciężko.
- Tyle że nie każdy miał rodzica czy też dobrego rodzica - odparłam - Wydaje mi się że oni po prostu wybierają takie życie bo tak jest im wygodniej... Mają większe poczucie własnej wartości, a tak to byli by nikim, choć nie jestem psychologiem - westchnęłam teraz ja.
- W sumie masz rację ale i tak tego nie rozumiem, bo ten kto wybiera taką drogę jest tchórzem, bo wysługuje się innymi taka osoba, a sam nic kompletnie nie potrafi prócz darcia mordy - dodał krzywiąc się lekko na koniu.
- My jesteśmy z tych normalnych kochanie i nigdy nie zrozumiemy takich ludzi i taka jest prawda - powiedziałam spokojnie i zatrzymałam konia patrząc bardziej na prawą stronę.
- Co jest? - spytał szybko się odwracając i podążył za moim wzrokiem.
- Przemytnicy... - powiedziałam spokojnie widząc jak w oddali jadą na swoich koniach do swojej bazy z jakimiś skrzynkami więc może z kimś się wymieniali. Po chwili też nas zauważyli, więc także wstrzymali konie i pomachali nam rękami dając znać że to tylko oni, na co by z Jackobem także odmachaliśmy. Cóż było i to też jednocześnie takie przywitanie się... Następnie ponownie ruszyli na swych koniach spokojnie i się nie śpiesząc by konie czasem nie stanęły na nierówny teren i się nie pokaleczyły, a my z Jackobem jechaliśmy dalej.
♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦
Po skończonym patrolu wróciliśmy do reszty grupy i tak jak my niczego nie znaleźli ani nikogo kto by potrzebował naszej pomocy. Dlatego też wróciliśmy spokojnie do obozu by się zagrzać przy kominkach i ciepłej herbacie oraz by coś zjeść gdyż patrol nawet się nieoczekiwanie przedłużył o dwie godziny! Wchodząc na stołówkę, od razu zobaczyłam znajome twarze, które także po ciężkich misjach przyszli by tutaj nabrać sił i odpocząć. Dzisiaj na obiad mieliśmy spaghetti z czego byłam bardzo zadowolona i wraz z Jackobem chętnie wzięliśmy swoje porcje wraz z gorącymi kubkami parującej herbaty, a następnie zajęliśmy swoje miejsce.
- Smacznego - powiedziałam spokojnie biorąc do rąk widelec.
- Smacznego - odparł z uśmiechem i zaczęliśmy się posilać tymi pysznościami. Jeśli chodzi o mnie to ja byłam taka makaronowo żerna, gdyż uwielbiałam wszystko co z mąki i w ogóle wszystkie pierogi, naleśniki, makarony, kluski lane na mleku, lasanię... po prostu to ubóstwiałam! Mięsko też lubiłam bardzo ale mniej niż te mączne rzeczy, dlatego byłam taka zadowolona dzisiejszym obiadem. Jeśli chodziło zaś o mojego chłopa to on chyba raczej wolał bardziej mięsne potrawy ale mi to w ogóle nie przeszkadzało gdyż każdy jest inny. Z tego co widziałam to Reker i reszta też jedli no i oczywiście nie zabrakło tam Kiary czyli kobity brata.
- Ale to dobre - odezwał się nagle Jackob, na którego spojrzałam i miał całą buzię w sosie od spaghetti! Zachciało mi się śmiać i nawet zarechotałam cicho co zwróciło jego uwagę i spojrzał na mnie śmiesznie niczym kociak z nad swojej miski, na co pokręciłam głową na boki rozbawiona nie mogąc uwierzyć w to co widzę, po czym go wytarłam.
- Masz rację skarbie ale postaraj się nie jeść też nosem i twarzą - uśmiechnęłam się lekko, co odwzajemnił i ja także powróciłam do swojego jedzenia, które szybko znikało z mojego talerza. Kiedy w końcu nasyciłam się i obżarłam jak jakiś bąk, zjadając wszystko, wytarłam usta serwetką, po czym sięgnęłam po swój kubek z herbatką i upiłam łyk, dzięki czemu zrobiło mi się przyjemnie ciepło na żołądku.
- Najadłaś się kochanie? - spytał z uśmiechem siedząc na przeciwko mnie.
- Bardzo - odparłam z ciepłym uśmiechem - A ty? - spytałam.
- Ja też - powiedział nieco rozbawiony - Przytyje mi się jeszcze - dodał.
- Oj tam, oj tam to jest zima masz prawo przytyć - stwierdziłam z uśmiechem.
- By miało mnie co grzać? - spytał rozbawiony.
- Taaaak - odparłam równie rozbawiona co on.
Kiedy dopiliśmy herbatę do końca, wstaliśmy, odkładając swoje tace na miejsce i dziękując paniom kucharkom za jedzenie pyszne, wróciliśmy do swojego pokoju wspólnego, gdzie obaliłam się plecami na łóżku i przeciągnęłam się niczym rasowy kot, zadowolony ze swojego życia.

< Jackob? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz