wtorek, 28 sierpnia 2018

Od Reker'a cd. Tamary

Trupy, żołnierze, flaki i mazaki, czego można spodziewać się jeszcze po dzisiejszym świecie? Ciągnąc ostatniego oficera w stronę chaty, zacząłem odczuwać ból w swoich rękach, który z biegiem czasu strasznie narastał. Może było to związane z ranami jakie przyszło mi odnieść jeszcze jakiś czas temu? Możliwe, bardzo możliwe, ale nie miałem czasu zagłębiać się teraz w takie tematy. Odkładając mundurowego w bezpieczne miejsc przy ognisku, przeciągnąłem się jak olbrzym, kątem oka zwróciłem uwagę na Tripa i jego ludzi. Byli przemarznięci do szpiku kości, a średnich rozmiarów ognisko ledwie sięgało ognistymi językami ich bladych twarzy. Zabiją nas, gdy stracimy czujność - pomyślałem nerwowo trzymając ich w ogromnym dystansie, nie mając ochoty zamienić z nimi nawet najkrótszego słowa. Już sam dialog jaki musiałem przeprowadzić z nimi w tamtej piwnicy był okropny. Rozpalając z trudem kolejne ognisko, poczułem jak delikatna dłoń ląduje na moim ramieniu ofiarując mi tym samym wsparcie, jak i potrzebę zauważenia. Odwracając się do swojego "agresora" zauważyłem Tamarę, która z zadowoleniem wskazała niewielki kominek palący się ostrym ogniem blisko naszych wrogów.
- Pomogę ci... Zawsze mam przy sobie nieco ropy z opuszczonej stacji benzynowej... Wtedy wszystko zawsze ładnie płonie - rzekła ustawiając na nowo w stożek, dobrze wyważone drwa. Kiedy była pewna, iż wszystko jest prawidłowo zrobione, skropiła je lepką substancją, która była jedną z przyczyn powodujących szybki zapłon, łatwopalnego tworzywa - I już! Po co się tyle trudzić? - otrzepała swoje ręce o ciemny mundur, który podziałał na brud niczym ścierka z mikrofibry - Wezwałeś już to wsparcie? - dorzuciła obojętnie drepcząc w stronę wystraszonych na śmierć dzieciaków. Wzdychając na to ciężko, pokręciłem jedynie głową biorąc do ręki czarną jak smoła krótkofalówkę. Nie chcąc być obserwowany przez tyle par oczu, udałem się do pustego, ciemnego pokoju gdzie ze spokojem mogłem próbować nawiązać łączność. Przez delikatne prószenie śniegu było to trudne zadanie, ale kiedy usłyszałem na linii ciche trzaski, wiedziałem, że jestem na dobrej drodze do porozumienia się z najbliższą "wieżą" sprawującą piecze nad obszarem, w którym się znaleźliśmy.
- Słychać mnie? - zapytałem słysząc długie brzęczenie kołyszących się na wietrze puszek - Tutaj Reker z obozu Śmierci - rzekłem dla uzupełnienia swojej wypowiedzi. Nie miałem zamiaru bawić się w jakieś tajemne szyfry bądź hasła, którymi co najwyżej mogli porozumiewać się nowi kadeci. Miałem nadzieję, iż mój głos przez ten cud techniki, będzie na tyle rozpoznawalny, że nie będą kazali kilkukrotnie potwierdzać swojej tożsamości.
- Słyszymy cię - odpowiedź nadeszła dopiero po kilku, długich sekundach - O co chodzi? Macie jakieś problemy? Śnieżyca zbyt mocno daje wam w kości? - zadał mi od razu kilka prostych pytań, próbując odgadnąć sytuację w jakiej się znaleźliśmy. Szło mu dość marnie, dlatego przyciskając na nowo pomarańczowy przycisk, postanowiłem go nieco olśnić.
- Powiedzcie bazie, że mają przysłać na nasze koordynaty dość duże wsparcie. Znaleźliśmy sporo ledwo żywych ludzi, których trzeba przetransportować w bezpieczne miejsce. Mamy też tutaj takich gagatków, których powinien znać Eric więc najlepiej będzie jeśli przyślecie tylko nasze wojska - przedstawiłem swoje żądania. Na szczęście zostały one zaakceptowane, a mój problem zniknął tak szybko jak się pojawił. Chcąc podnieść z niezbyt wygodnego łóżka, poczułem silny ból w okolicy prawej łopatki, który zmusił mnie do opadnięcia z powrotem na łóżko. Białe bandaże przy takiej porcji ruchu z pewnością przesiąkły już dawno krwią, ale nie mając szans tego sprawdzić, postanowiłem, że nie będę się teraz tym przejmował.
- Reker? - ciche skrzypnięcie drzwi poprzedzone znajomym głosem Tamary, skupiło moją uwagę na szczupłej dziewczynie ubranej w wojskowy mundur - Coś się stało braciszku? - zamknęła za sobą solidne wrota, zaczynając uważnie mi się przyglądać.
- Nie, nie to nic - potrząsnąłem swoją głową szybko na boki, aby odwieść ją od jakiegokolwiek węszenia. Niestety ta, jak na Blackfreya przystało, postanowiła dogłębnie zbadać sprawę. Zanim się obejrzałem, jej zwinne łapska dotknęły mojej, jeszcze świeżej rany.
- Brat nie kłam - westchnęła obalając mnie na sztywny materac. Chcąc ułatwić jej nieco pracę, sam przewróciłem się na brzuch umożliwiając jej lepsze dojście do tego cholerstwa - Jak z małym dzieckiem - zacmokała kilka razy ustami wracając do głównego pomieszczenia po apteczkę, która po krótkiej chwili wylądowała obok mojej głowy.
- Tylko delikatnie - mruknąłem kryjąc twarz w poduszce - I bez szprycy - rzekłem sam do siebie, z nadzieją, iż tego akurat nie usłyszała.

<Tamara? :3 Opatrzysz brata na nowo? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz