wtorek, 28 sierpnia 2018

Od Brajana cd. Erica

Widząc te wszystkie prezenty dla mnie i ten duży tort nie mogłem uwierzyć w to co się teraz dzieje... Śniłem jeszcze? Może to tylko wytwór mojej wyobraźni? Ale to wszystko z drugiej strony takie realistyczne i jeszcze uścisk taty, sprawił iż wiedziałem że to jednak dzieje się na prawdę i że ktoś o mnie jednak pamięta, mimo iż zjawiłem się niespodziewanie w rodzinie swojego ojca, gdyż nie wiedział o mnie zupełni nic gdy się narodziłem, ponieważ byłem wpadką... Ojciec z moją matką nie pobył długo, a raczej może tylko jeden raz się spotkali i to był koniec. Szczerze to myślałem tułając się jeszcze wtedy po świecie sam wychudzony, głodny, brudny i zmarznięty, myślałem że tam umrę i że moim drobnym ciałem pożywią się zombie, które pierwsze by mnie znalazły. Pamiętam jak bardzo się bałem gdy zobaczyłem tatę po raz pierwszy na koniu w oddali... Bałem się wtedy strasznie! Oczywiście wtedy nie wiedziałem jeszcze że to on jest moim biologicznym ojcem żeby była jasność. Bałem się ludzi przez to jak chciano mnie sprzedać gdy schwytali mnie źli ludzie, ale na szczęście dzięki zamieci w nocy uciekłem, choć prawie przypłaciłem tą ucieczką życie i wtedy straciłem swój jedyny malutki kocyk, który zawsze nosiłem przy sobie.
Teraz czułem się na prawdę szczęśliwy że miałem tatę, choć macochy to ja dalej się nieco bałem ale dbali o mnie. Nie wyobrażam sobie teraz jak mogłem wtedy spać na tym mrozie bez żadnego ciepłego okrycia, gdy teraz codziennie śpię pod ciepłą kołderką i miękkim łóżku... Czując jak ojciec przytulił mnie do swojego boku wtuliłem się w niego mocno ciesząc się bardzo że jednak o mnie nie zapomniał. Co prawda nie liczyłem na prezenty, bo chodziło mi o samo złożenie życzeń czy coś takiego, dlatego moja radość była podwójna, gdy jeszcze okazało się że mam jakieś prezenty! Nigdy ale to przenigdy nie dostałem żadnego prezentu... Mój były ojciec i matka mieli mnie totalnie gdzieś i zostawiali mnie na całe miesiące długie z niańkami, które też miały mnie gdzieś i zostawiały często zupełnie samego, przez co się bardzo bałem i było mi przykro.
- Są super dziękuję! - wtuliłem się w niego mocno, a na mojej twarzy zakwitł szeroki uśmiech, na co ojciec się uśmiechnął i mocniej mnie przytulił do siebie, dzięki czemu poczułem się bardziej kochany i bezpieczniejszy.
- Cieszę się - odparł z śmiechem - Pokroimy razem tort? - spytał czochrając mnie po włosach, robiąc mi tym samym artystyczny nieład.
- Tak, tak, tak! - ucieszyłem się bardzo, a tata wziął duży nóż kuchenny i położył moją rączkę na rękojeści, po czym położył swoją rękę na mojej i prowadził moją rękę jak mam kroić tort. Nawet dla niektórych głupie krojenie tortu bardzo mi się podobało, bo dla mnie to był pierwszy raz i nie mogłem się doczekać by go spróbować. Położył mi duży kawałek na talerzyk, po czym mi dał, a ja zacząłem jeść z apetytem gdyż tak bardzo mi to smakowało.
Przy okazji ubrudziłem sobie całą twarz jedząc tort z rodziną, która miała ze mnie niezły ubaw. Kiedy się najadłem jak bąk zjadając dwa duże kawałki tortu i sfrustrowałem połowę tabliczki czekolady mlecznej, tata kręcąc głową na boki rozbawiony i wytarł mi buzię mokrą ścierką. Zadowolony bardzo trzymałem książki w rączkach jakie dostałem, po czym zadowolony pobiegłem do pokoju, bo tata musiał już posprawdzać czy jakieś tam raporty wreszcie przyszły, a macocha zajęła się Chrisem, który chciał jeść bo popłakiwał.
Ja natomiast zagłębiłem się w pierwszą książkę od taty i powiem szczerze to bardzo mnie wciągnęła, lecz gdy byłem w połowie, znudziło mi się siedzenie w pokoju, dlatego postanowiłem ją wziąć i pójść do stajni, pooglądać nieco konie. Cichutko się ubrałem po czym zbiegłem na dół schodami i wybiegłem z ratusza zadowolony z siebie.
W stajni znalazłem się bardzo szybko. Nikt oczywiście mnie nie zauważył, bo byłem dość niski, a z resztą to kto miałby zwracać uwagę na syna przywódcy? Zadowolony z siebie i trzymając w ręce książkę oraz mając w kieszeni marchewkę, którą buchnąłem z kuchni gdy macocha nie patrzyła, ruszyłem przed siebie bardzo zadowolony z siebie. Dzięki tacie nie bałem się już koni i uważałem że to przepiękne stworzenia, które maja w sobie nutkę tajemniczości. Mimo iż nadal w swoich sercach były dzikie i nieprzewidywalne, to postanowiły być u boku ludzi i im pomagać, a przecież mogły uciec kiedy chcą gdy wyjeżdża się na jakieś misje... Rozglądałem się uważnie, kręcąc głową na boki intensywnie i każdy koń mi się podobał. Ich przeróżne maści i charaktery dało się zobaczyć po tym jak niektóre strzygły uszami, niektóre były zaciekawione moją osobą, inne miały mnie gdzieś i jadły sobie sianko, a jeszcze inne kręciły się nerwowo w boksach, chcąc choć troszkę rozładować swoją energię.
W pewnym momencie zauważyłem dużego, ładnego ogiera maści izabelowatej, który bardzo mi się spodobał... Nie widząc czemu był przywiązany do słupów linami, które miał przypięte do kantara. Kopał przednim kopytem nerwowo o ziemię i wydawał się być rozzłoszczony, choć w jego oczach nie było ni krzty agresji... ( Tak wygląda )
Zmartwiony podszedłem do niego bliżej, co co ten skulił uszy chwilowo i spojrzał na mnie uważniej, podnosząc swoją głowę ku górze, chcąc wydać się straszniejszy i bardziej agresywny. Z tego co dostrzegłem swoimi ślepiami, to do nikogo nie należał, a jego imię na metalowej tabliczce było nieco zniszczone, ale gdy bardziej się przyjrzałem, to ujrzałem w końcu końcówki liter jego imienia. Big Racket przeczytałem, po czum spojrzałem ponownie na izabelowatego ogiera, który z uwagą śledził moje ruchy.
- Denerwuje Cię że Cię tutaj zamknęli co? - spytałem na co skulił na chwilę uszy, po czym postawił je na nowo i potrząsnął głową do góry i w dół nieco.
- Mnie też by denerwowało stanie w miejscu przywiązanym - powiedziałem znowu, lecz tym razem koń wywrócił jedno uch odo tyłu na chwilkę, a później znowu je postawił równo z drugim uchem.
- Pewnie jesteś głodny... - odezwałem się znowu, po czym odłożyłem książkę na chwilę i wyjąłem z kieszeni dużą marchewkę i mu ją pokazałem - Chcesz? - spytałem na co wydłużył nieco szyję, ale uwiązanie mu na to nie pomagało zbytnio, więc podszedłem i mu ją bliżej dałem, na co na chwilę podniósł znowu głowę do góry i skulił uszy.
- Nie jest zatruta... - rzekłem i odgryzłem kawałek, pogryzłem i go połknąłem - Widzisz? Smaczne... - dodałem na co obniżył łeb jakby mnie rozumiał i ponownie postawił swoje duże uszy i odważył się zacząć chrupać sobie marchewkę, która najwyraźniej mu zasmakował gdyż schrupał ją dość szybko. Uśmiechnąłem się na to i nawet go delikatnie pogłaskałem po czole, a ten zaczął mnie obwąchiwać na tyle ile pozwalało mu uwiązanie, szukając więcej marchewek.
- Nie mam więcej... Przyniosę Ci jutro - powiedziałem spokojnie - Ładny jesteś, pewnie dużo ludzi Ci to mówi - dodałem głaszcząc go między oczami na co mi pozwolił i cicho prychnął. Nie wiedziałem co to znaczy ale cieszyło mnie to że pozwolił się pogłaskać.
- Pewnie głodny nadal jesteś... - powiedziałem cicho na co lekko pyskiem szturchnął mnie w prawe ramię jakby chciał to potwierdzić - Przyniosę Ci coś zaczekaj - dodałem i szybko poszedłem do magazynu z paszą cicho i wziąłem wiadro i zamieszałem kilka rodzai pasz które znaleźli żołnierze na opuszczonych farmach. Nie mogłem co prawda dużo mu przynieść bo nie miałem tyle siły by podnieść całe wiadro, ale połowę jakoś udźwignąłem i przyszedłem do niego. Biedak nawet schylić się nie mógł przez te liny krótkie, więc wziąłem stołek i stanąłem na wysokości jego pyska.
- Mogę? - spytałem powoli przybliżając rękę do jego pyska, po czym odpiąłem mu najpierw jeną linę, a później ostatnią - Już... teraz będzie Ci wygodniej - dodałem schodząc ze stołka i biorąc wiadro oraz otworzyłem jego boks.
- Przepuścisz mnie? - spytałem na co lekko się odsunął w bok robiąc śmieszna pozę szyją niczym jakiś arab, a ja wszedłem i postawiłem mu wiadro w kącie boksu na końcu, na co podszedł zainteresowany co mu przyniosłem.
- Zaraz Ci nieco sianka też przyniosę - mówiąc to pogłaskałem go po pięknej szyi - A Ty sobie w tym czasie zajadaj - dodałem i wyszedłem zamykając boks ponownie i się rozglądając czy nikt mnie nie widzi. Szybko czmychnąłem ponownie do tego samego miejsca i wziąłem w ręce tyle ile mogłem siana i mu zaniosłem. Konisko postawiło uszy i spojrzało na mnie zdziwione co mu niosę znad wiadra z jedzeniem które teraz konsumował z wielkim apetytem.
- Smakuje? - uśmiechnąłem się i ułożyłem mu sianko obok wiadra z jedzeniem i tak zrobiłem trzy razy, aż nazbierała się spora kupka sianka, które mógł sobie jeść.
Następnie wziąłem swoją książkę i wszedłem znowu do jego boksu, zamykając go na zasuwę i usiadłem obok siana, którym teraz się zajął. Powąchał mnie jeszcze raz zdziwiony że usiadłem w jego lokum, lecz zaraz znowu zajął się jedzeniem. Wodę miał z tego co widziałem, więc mu jej nie wymieniałem, a z resztą nie dałbym rady tego nawet podnieść by mu dać... Zadowolony zacząłem czytać dalej książkę, aż zrobiło się nieco ciemno, więc ziewnąłem i nie wiedząc kiedy zasnąłem smacznie, opierając się prawym barkiem o ścianę i trzymając w rękach książkę.

< Eric? ;3 zawału nie dostań to agresywny dla wszystkich koń xdd Strzeże Brajana xd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz