poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Od Leona cd. Reker'a

Nie no ja tego nie potrafię zrozumieć pomyślałem sobie wychodząc wraz z bratem z gabinetu przywódcy. Dla mnie po prostu było to nie do pomyślenia by tak się odzywać do przywódcy jak do jakiegoś kolegi równego sobie, no ale w połowie drogi do magazynu z bronią brat mi wszystko wytłumaczył ale i tak ja wolałem się do niego zwracać przywódco... W końcu ja go tak nie znałem długo ja Reker, a poza tym mi nie wypadało mówić inaczej. Niezbyt byłem zadowolony z tej misji bo wiedziałem że znowu się nikomu nie przydam, a chwila zawahania w oczach brata mi wystarczyła by wiedzieć, że on nie wie czy sobie poradzę. Był moim bratem bliźniakiem więc potrafiłem dostrzec o wiele, wiele więcej niż inni ludzie, którzy go po prostu znają. Między nami bliźniakami jest jakaś specyficzna więź której nikt nigdy nie potrafił wytłumaczyć, tak jak za dawnych lat. Naukowcy się głowili i troili i robili przeróżne badania by to zrozumieć, choć im się to nie za bardzo udawało... Szedłem za bratem potulnie gdyż ja nie wiedziałem gdzie ma iść, a skoro sam przywódca mówił że kiedyś był w Duchach to znaczy że zna te pomieszczenia jak własną kieszeń w przeciwieństwie do mnie. W zasadzie to nigdy bym nie pomyślał że zostanę wysłany na jakąś misję, bo w końcu jestem tylko głupim dzieciakiem z sierocińca, który trafił do wojska tylko dlatego by uniknąć kary więzienia. Fakt faktem że dużo tam walczyłem, ale miałem niewiele doświadczenia i dlatego uważałem że do tej misji się kompletnie nie nadaję...
Pewnie mu wstyd przyniosę... Cała rodzina jest świetnymi wojskowymi, a ja taka czarna owca w niej pomyślałem ponuro, kiedy Reker stanął i zaczął małym kluczem otwierać drzwi magazynu. Chwilę to zajęło zanim zamek ustąpił i drzwi się otworzyły, gdyż chyba dawno te nie były konkretne otwierane, nie mówiąc już o tym że zawiasy niemiłosiernie skrzypiały, przez co przeszły mnie ciarki po plecach. Mógłby je ktoś naoliwić pomyślałem i wszedłem z bratem do o dziwo ogromnego magazynu z bronią. Zdziwiłem się że maja tu tyle broni, no ale z drugiej strony to był ogromny obóz, więc pewnie przez lata gromadzili tutaj zapasy broni i amunicji... Brat poszedł w lewo i zaczął się rozglądać po tamtych regałach, a ja natomiast poszedłem w prawo, gdzie tamta strona bardziej mnie interesowała. Z początku żadna broń nie wydawała mi się dobra i odpowiednia dla mnie, ale na konic pierwszego regału z bronią dostrzegłem znajomą mi broń i to w dodatku najmniej znaną, ale bardzo niebezpieczną i dobrą. W wojsku często ją miałem, więc byłem przyzwyczajony do niej, tak wiec oczywistym wyborem było to że ją wezmę w swoje ręce.
Była to broń Gilboa Carbine i miała daleki zasięg i duże długie naboje. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem na to, po czym znalazłem do niej dodatkowe magazynki, które zacząłem załadowywać odpowiednią amunicją, którą starannie sprawdziłem. Następnie sprawdziłem czy broń na pewno nie ma żadnych wad, ale na szczęście żadnych nie znalazłem. Z tego co zauważyłem, to ta broń była najmniej używana, gdyż miała na sobie najwięcej kurzu ze wszystkich broni, chyba że w ogóle nie była używana bo tak też mogło być. Ta broń z reguły była jakoś dziwnie nie doceniana i ignorowana, ale cóż...
- Wybrałeś sobie coś? - usłyszałem nagle brata za swoimi plecami.
- Tak.. - powiedziałem spokojnie pokazując mu swoją broń i wziąłem jeszcze to samą broń tyle że to już byłą bardziej broń snajperska ale czasem też z niej strzelałem.
- To dobrze - odparł spokojnie i zobaczyłem że wybrał sobie broń AK oraz Baretta. W sumie to wybrał najbardziej popularne rodzaje broni, które także były bardzo dobre.
- To idziemy? - spytałem spokojnie upewniając się że mam ze sobą wszystkie magazynki do każdej rodzai broni. 
- Tak - powiedział krótko po czym wyszliśmy z magazynu i zamknęliśmy go, po czym ruszyliśmy w stronę wyjścia. Reker od razu też skierował się na zewnątrz w stronę stajni, na co jeszcze bardziej straciłem zapał na tą misję. Uhu... koniki... pomyślałem speszony. Nie byłem wytrawnym jeźdźcem co przyznawałem, a w armii tylko parę razy się zdarzyło że musieliśmy używać habet i to pożyczonych od jakiś tubylców bo nam auta nawaliły, no ale nie za bardzo przepadałem za tymi dzikimi zwierzętami, które tylko patrzą by Cię kopnąć albo zrzucić... Bardziej preferowałem chodzenie pieszo jeśli o to chodzi, ale w taka pogodę nie dało się inaczej, nie mówiąc o tym iż warkot silników samochodowych zaraz by przyciągnęło tu pełno zombie, więc wiedziałem że konie to jedyny rodzaj transportu w obecnych czasach. Pamiętam jak koń mnie kiedyś kopnął i to wcale nie było miłe doświadczenie... Miałem złamaną kość biodrową i długo cierpiałem by dojść do siebie po tym wszystkim i cud że wtedy mnie z armii nie wywalili za tak długą nieobecność i chorowanie... Wszedłem powoli za bratem do tej pieczary pełnej bestii i wolałem od każdej trzymać się z daleka, choć starałem się nie pokazywać swojej niechęci do koni.
Jak mnie znowu jakaś gadzina kopnie to umrę pomyślałem szybko widząc jak brat podchodzi do jakiejś chabety którą głaszcze. Musiał to być jego koń i zapewne Ci z którymi mieliśmy jechać na misję też mieli konie, więc miałem wielki problem, bo tylko ja nie miałem żadnego konia, nie potrafiłem go nawet osiodłać i bałem się że znowu dostanę kopniaka w biodro albo w inne miejsce, albo to coś mnie użre z zawiści. Nie chcąc przeszkadzać bratu powlokłem się bardziej w przód i starałem się jakoś wybrać konia, ale pełno koni było zajętych i podpisanych więc nawet nie miałem prawa ich ruszać. Boże miej mnie w swojej opiece pomyślałem i szukałem dalej.

< Reker? ;3 pomożesz mu? xdd on ma uraz po tym jak go kopnął kiedyś koń ;c >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz