niedziela, 26 sierpnia 2018

Od Kiasa cd. Clancy'ego "Czyż nie mogło być lepiej?"

Czyż nie mogło być lepiej? Dwóch kumpli do chlania, kilka butelek dobrego alkoholu i ciepły wieczorek w chłodnym bunkrze... To wszystko nadawało naszemu spotkaniu pewnego, dziwnego uroku, którego nie dawało się jakoś logicznie określić. Przez ogromną ilość czasu mocowałem się z pierdolną nakrętka whisky, ale kiedy ta w końcu puściła, do mojego nosa automatycznie trafił zapach starej, oklepanej ze wszystkich stron przeszłości. Pamiętam jeszcze jak za gówniarza podkradaliśmy takie rzeczy wrogim gangom, aby spożytkować je ciut inaczej niż oni sobie postanowili. Po co im sprzedawać taki towar za granicę? Przecież równie dobrze mogli schlać się w trupa u nas niż w jakiś Emiratach Arabskich gdzie szejkowie rzygają jakimiś, biednymi szampanami. Chcąc umaczać swoje usta w tym przecudnym trunku, natchnął mnie nagle jakiś zwyczaj gościnności. Zamiast pociągnąć sobie solidną dawkę tego "świństwa", podałem szklaną butelkę Clancy'emu, który pod naszym czujnym okiem wypił dość sporą dawkę eliksiru.
- Co on taki cichy? - Leoś rozłożył się na swoim postrzępionym krześle jak wnuk Elżbiety II degustujący się w homarach, krewetkach i innych takich frykasach, których raczej w dzisiejszych czasach nie idzie nigdzie już dostać - Dziewucha mu zajebała gonga czy co? - dorzucił próbując wymacać w kieszeniach swojego, czarnego, szpiegowskiego płaszcza paczkę fajek, które jak na złość musiały mu się skończyć. Przewracając na to oczami, postanowiłem pożyczyć mu swoje pety, których i tak nie miałem kiedy wypalić. Zresztą, Alice chyba by mnie zabiła jakby coś takiego ode mnie wyczuła.
- Niemowa - rzekłem w odpowiedzi na jego pytania opierając się bardziej o blat dębowego stołu - Nawet jak będziesz na niego naciskać to ci nic nie powie - westchnąłem biorąc solidnego łyka pobudzającego zmysły napoju, który działał na moje życie jak lek przeciwbólowy. Potrafił poprawić humor człowiekowi nawet w najgorszym momencie jego żywota, pokazując mu kolorowe barwy przeszłości oraz przeszłości. Ewentualnie to gówno mogło cie zabić albo zmusić do poślubienia konczity, ale kto by się tym niby przejmował? Czujnie pilnując swojej falszki, zacząłem przymykać oczy myśląc jakby to było pięknie gdyby świat wrócił do normalności.
- Czyli jak wjebiemy go do wrogów to będzie siedział cicho - zaśmiał się zaczynając klaskać dłońmi jak cyrkowa foka próbująca dobrać się do ryb znajdujących się w wiadrze na przeciwko niej - Oczywiście nie mam nic złego na myśli - wybełkotał pod nosem, rozsiadając się na krześle w iście królewskim stylu.
- Ty już lepiej nie pij - nadepnąłem mu na stopę, co związało się z cichym jękiem z jego strony - Ja się tym lepiej zajmę - wyrwałem mu z ręki jego własność, zaciągając się przy tym przyjemnym zapachem alkoholu. Ani się nie obejrzałem, a szyjka butelki wylądowała w mojej jamie ustnej zapełniając ją piekielną wódką, która zaczerwieniła mnie na całej twarzy.
- Kias kurwa mać łoddawyj! - wydarł się, zrywając się na proste nogi. Warcząc na niego, postanowiłem z nim trochę zawalczyć. Jak dwa lwy o swoją lwicę bądź zwierzynę, którą przyszło jemu upolować - Łoddowyj do cholery! - szarpał się ze mną, a ledwie żywy Clancy przyglądał się nam z oczami wielkości jednego euro. W końcu cała sprawa skończyła się tak, iż przezroczysta butelka jebła o ziemię, rozbryzgując na niej całą swoją zawartość.
- I chuj! Patr co zrobłibołeś! - kopnąłem go w łydkę, zmierzając chwiejnym krokiem w stronę wyjścia z bunkra - Jułto mi za to apłacisz! - tupnąłem nogą niczym pięciolatek, wydostając się na gorącą powierzchnię. Rozglądając się dookoła własnej osi, zauważyłem nagle bardzo zielony plac. Uśmiechając się sam do siebie, ruszyłem w jego stronę kracząc się jak istna kaczka. Baranki się tam pasą czy co? - pomyślałem nie będąc trzeźwym nawet w najmniejszym procencie. Będąc już bardzo blisko obranego przez siebie miejsca, nagle poczułem dość mocny ucisk na swoim ramieniu. Obracając się w stronę agresora, zorientowałem się, że to owy Clancy, który raczej nie był w najlepszym humorze - Puszczaj mnie - próbowałem mu się wyszarpnąć - Muszę do owieczek.

<Clancy? Schlał się Kias, do obozu go zaprowadź xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz