poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Od Kiasa cd. Clancy'ego "Czyż nie mogło być lepiej?"

Słysząc rozgniewany głos Erica dochodzący zza nieoznaczonych drzwi, domyśliłem się, że właśnie kogoś dźga bądź je spierdolony do reszty obiad. Jego humorki były różne. Raz się cieszył jak małe dziecko, a na drugi dzień mógł zamordować każdego bez najmniejszego powodu. Mówię wam jak baba mająca okres! Mimo wszystko i tak każdy z obozu na swój własny sposób go uwielbiał, bo w końcu gdyby nie on, nie byłoby tu i nas. Do dzisiaj pamiętam dzień, w którym się poznaliśmy. Może i nie należał on do tych najprzyjemniejszych, lecz z pewnością dzięki temu mogę śmiało powiedzieć, iż jeszcze żyję. Biorąc głęboki wdech, nacisnąłem złotą klamkę drzwi, które ukazały nam dość sporych rozmiarów gabinet. Wiedząc, że chodzi tutaj głównie o tego wysokiego chłoptasia, wepchnąłem go jednym ruchem ręki do środka, ale ten nie wydawał się być w najmniejszym stopniu przestraszony. Dębowe biurko, za którym siedział nasz przywódca było pokryte szkarłatną krwią, a ciało upchniętego przed nim człowieka, raz po raz wydawało dziwne dźwięki.
- Mówiłem nie wchodzić! - warknął wycierając swoje dłonie chusteczką wielokrotnego użytku - Co to za dzieciak? - wbił swoje plecy mocniej w oparcie skórzanego, obrotowego krzesła, które pod jego siłą przekręciło się ciut mocniej w prawą stronę.
- Clancy - przedstawiłem krótko brązowowłosego, który na szczęście nie okazywał jakiegoś większego strachu - Nie gada... Pisze jedynie w notesie... Chciałby do nas dołączyć... Jest czysty, sprawdzałem go - wyjaśniłem po chwili widząc, że chce zadać wielkoludowi jakieś pytania. Saw pokiwał na to głową chwileczkę się zastanawiając. Przez dobre pięć minut jeździł swoim mrożącym krew w żyłach wzrokiem po naszej dwójce, aż w końcu westchnął przecierając lekko przemęczone oczy.
- Trudno będzie ci znaleźć jakąś funkcję obozową Clancer - zmienił nieco jego imię spoglądając na tonę niewypisanych jeszcze papierów. Od zawsze tego nie znosił i w sumie mu się nie dziwiłem, bo kto by nie wolał spędzać teraz czasu z resztą rodziny? Zwłaszcza jeśli zacząłeś planować w końcu jakiś, apokaliptyczny ślub. Sam musiałem nad tym zacząć solidnie myśleć, bo wiecznie tym narzeczonym nie mogę pozostawać, zwłaszcza jeśli mam już jedno dziecko chcące wychowywać się w normalnej rodzinie.
Mogę pomagać przy papierach - szybkie machnięcie długopisem o papier ukazało naszym oczom całkiem ładne zdanie.
- Ty jak na razie dostaniesz własną kwaterę - wskazał chudzielca palcem podnosząc się nieco znad siedziska krzesła - Kias zaprowadź go pod 156! Zwolniła się ostatnio... - zamilkł rzucając w moje ręce czarne jak smoła kluczyki z zamalowanymi na rączce różowymi kropkami - A teraz won mi stąd! Mam zbyt dużo rzeczy na głowie - wygonił nas z pomieszczenia swoją agresją, której chcąc nie chcąc musieliśmy ulec.
- Było całkiem nieźle - klepnąłem chłoptasia dość mocno w plecy co poskutkowało jego kilkukrotnym kaszlem - Dobra, dobra, nie mam całego dnia. Chodźmy już - pociągnąłem go za rękę w stronę dolnego piętra, gdzie prędko odnalazłem odpowiednie drzwi. Żyjąc tu już prawie przez trzy lata, byłem wstanie poruszać się po ratuszu nawet z zawiązanymi oczami. Oddając niebieskookiemu jego nową własność, wyjaśniłem mu pokrótce co gdzie i jak ma rozmieszczone. Nie zawracając już mu głowy, udałem się tajemnymi korytarzami do krainy szpiegów gdzie normalny człowiek nigdy nie zagląda. Już na samym początku dopadł mnie Leon, który zaczął przetrzepywać moje kieszenie w poszukiwaniu ciekawych fantów - Nie mam nic co bym mógł tobie dać - mruknąłem pstrykając go w czoło - Ale za to wiem gdzie Florek zostawił dwie flaszki whisky, a vodkę też się znajdzie - uśmiechnąłem się chytrze, co natychmiastowo odwzajemnił.
- Mason musi siedzieć przy żonie z dzieciakami więc sami się tym zajmiemy - zatarł zadowolony rączki niczym jakiś złoczyńca - No chyba, że masz jakiegoś delikwenta na jego miejsce - skrzyżował ręce na piersi wbijając we mnie oczekujący wzrok. Oblizując swoje przesuszone wargi, zacząłem szybko myśleć na temat kogo możemy wcisnąć na siłę do naszej ekipy od chlania. Kris jest na misji, Blake jest udupiony u dziewczyny, Rafael siedzi z siostrą - przy każdym słowie marszczyłem coraz bardziej swoje brwi - A ten nowy którego przywlekłeś? Może go przetestujemy? - zaproponował nagle kierując się w stronę wyjścia z kryjówki.
- A niech będzie... Co nam szkodzi - wzruszyłem ramionami ruszając w drogę powrotną do miejsca, gdzie przyszło mi zostawić naszą niemowę. Pukając w drzwi niczym ruski żołnierz, zacząłem oczekiwać dalszego rozwoju wydarzeń.

<Clancy?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz