środa, 18 lipca 2018

Od Lis do Clancy'ego "Dziwny jest ten świat"


     Nadeszła ulubiona pora roku Lis, lato. Jeśli mogłaby wymienić najbardziej znienawidzone rzeczy na tym świecie to "lato" byłoby zapewne w czołówce. Dobrze, że chociaż tunele metra były chłodne. Jakieś plusy życia, o ile można to tak nazwać. Co nie zmienia faktu, że Lisbeth nie korzystała aktualnie z uroków swojego obozu. Często miała w zwyczaju znikać na długie dni lub tygodnie, samotnie badając tereny miasta. Teraz nie było wyjątku, słońce wstawało zwiastując kolejny upalny dzień. Dziewczyna siedziała na dachu, czteropiętrowego bloku i paliła papierosa. Uważnie badała wzrokiem okolice. Betonowe ściany budynków ocieplały się z każdą chwilą coraz bardziej. Drzewa raziły zielenią w oczy i można było się pokusić o stwierdzenie, że ten poranek należał do jednych z "ładniejszych". Tylko kogo obchodzi ładny dzień, czy brzydki. Krew przelewa się zawsze niezależnie od pory. Wtedy każdy dzień jest tym cholernie złym dniem.
    Lis niechętnie zaczęła zbierać swoje rzeczy, lubiła nocować na dachach bloków. Po pierwsze było małe prawdopodobieństwo, że zombie uda się tu wejść, po drugie temperatura sprzyjała nocowaniu na zewnątrz, a po trzecie najważniejsze, można było oglądać nocne niebo. Mało kiedy robiła się sentymentalna, dlatego lubiła być sama. Nie musiała przed nikim udawać twardej baby radzącej sobie w każdej sytuacji. Mogła oglądać gwiazdy, zachwycać się ich pięknem i uronić kilka łez na myśl o przeszłości. Wrażliwa dusza nie jest dobra na te czasy. Kiedyś usłyszała takie słowa od pewnego faceta w metrze. Podobno pisał wiersze ale mało kto o tym wiedział. Pewnego dnia wyruszył w tunel i przepadł. Niby nic, kolejne życie uszło z tego świata, kto by się tym przejmował. Czy, w ogóle w tym świecie ktokolwiek przejmował się jeszcze jakąkolwiek śmiercią? Może zapanowała znieczulica, bo jeżeli stykasz się z czymś codziennie przestajesz na to reagować. Twój umysł się przyzwyczaja i tak już pozostaje. Wrażliwa dusza szybko umiera. Zapięła plecak i zarzuciła go na plecy, kaptur na jasny łeb bo jeszcze ktoś ją zobaczy. Niestety, prawie białe włosy nie były ani trochę atutem, nienawidziła ich. Zgolenie głowy to nie byłby taki głupi pomysł…
    Odwróciła się szybko wyrywając się z zadumy, gdzieś za budynkami katem oka dostrzegła postać. Kucnęła mocniej i wyjrzała wolno zza komina wentylacyjnego, którego tynk odklejał się wielkimi plastrami i praktycznie przywarł do jej bladego policzka. Nie myliła się, za budynkami byli ludzie i to nawet spora grupa. Mężczyzn chyba, szli i nie wyglądali żeby przynależeli do kogoś. Chociaż nie była pewna na sto procent, nie widziała dokładnie. Sięgnęła po lornetkę, rozpadała się co prawda ale działała na tyle dobrze by dziewczyna się upewniła, że nie jest to nikt ze znanych jej obozów. Hmm…ciekawe. Powiodła za nimi wzrokiem, nie szli jakoś specjalnie szybko wyglądali raczej na takich co przemierzyli kawał dobrej drogi. Schowała lornetkę, i zwinnie przeszła na kucakach do zejścia na dół. Sprawnie znalazła się na dole budynku i postanowiła, że trochę ich pośledzi. Może nie było to najmądrzejsze bo mieli przewagę i gdyby ją nakryli to mogłaby prędko stracić życie. Ale ciekawość przeważyła. Ruszyła w drogę za nimi, jak cień przechodziła między budynkami i obserwowała okolice. Bujna roślinność ułatwiała sprawę, dziewczyna wtapiała się w otoczenie ale pozostała w sporej odległości od grupy. Nigdy nie wiadomo kiedy ktoś lub coś nadejdzie z innej strony.
    Z początku godzina, dwie aż upłynął cały dzień. Lis dalej nie wiedziała gdzie oni tak właściwie idą, miała wrażenie, że z miasta przeszli w błąkanie się po jakiś zadupiach. Bez większych efektów, gdy słońce powoli zaczęło zachodzić grupa zatrzymała się w jakimś niewielkim budynku. Po chwili wyszło z niego dwoje mężczyzn i się rozdzielili. Jeden poszedł w jedną stronę drugi w drugą, zapewne poszli przeszukać teren. Dziewczyna przykucnęła kilka budynków przed nimi, za małą ścianka obrośniętą jakimś wściekłym chaszczem. Stąd widziała dobrze ich budynek.
    Po kilku, a może kilkunastu minutach usłyszała kroki. Ciche zgrzytanie kamieni pod ciężkimi butami. Jej dłoń odruchowo powędrowała w stronę pistoletu. Jednak nie ruszyła się z miejsca, zerknęła w bok i po swojej prawej stronie miała wejście do budynku. Kroki były coraz bliższe, lada chwila ten ktoś stanie z nią twarzą w twarz. Ale nie tak prędko, dziewczyna szybkim skokiem znalazła się w wejściu do budynku. Wiedziała, że narobiła na tyle hałasu, że nieznajomy ją usłyszy. Ale na całe jej szczęście jego obóz już nie. Słyszała jego kroki za sobą więc wiedziała, że wszedł do budynku i chce ją dorwać. Schowała się za jednym z wejść do mieszkania. Kroki poszły dalej, wyszła czym prędzej żeby znaleźć się za nim. Wymierzyła w niego lufę swojego AK 47 stojąc na końcu korytarza. Napastnik mógł tylko dostrzec zakapturzoną postać, ubraną w czarne ubrania i ciężkie buty.
    - Stój bo zabiję.

<Dawaj Panie Notes>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz