czwartek, 19 lipca 2018

Od Clancy'ego cd. Kiasa "Czyż nie mogło być lepiej?"

Pierwszym uczuciem, jakiego doznałem po wstępnym przebudzeniu, był ból całych pleców aż do karku oraz skroni. Wywnioskowałem, że długi czas w niewygodnej pozycji przysporzył mi tego pierwszego bólu, drugi zaś wywołany został substancją podaną mi przez napastnika. Miałem zamiar złapać się za głowę, lecz coś skutecznie powstrzymywało mnie od jakiegokolwiek ruchu dłońmi. Liny, cóż za klasyk. Chwila wiercenia się utwierdziła mnie w przekonaniu, iż nie miałem do czynienia z byle kim. W końcu byle kto nie potrafi wiązać liny tak, by syn byłego doradcy prezydenta po wielu godzinach kursów z samoobrony nie potrafił się z nich wyplątać. Nogi oplątane zostały nieco lżej, co pozwoliło mi na zmianę swojej pozycji tak, by nic nie wbijało mi się ani w plecy, ani cztery litery.
Zdecydowałem się na oszczędzanie reszty energii i rozejrzenie się po miejscu, w którym wylądowałem. Była to niewielka jaskinia porastająca mchem, prawdopodobnie nieco pod ziemią, gdyż temperatura była tu znacznie niższa niż na dworze. Z wejścia naprzeciw mnie wpadało światło, które odbijało się od skał i jak na złość - trafiało prosto w moją twarz. Podjąłem kolejną próbę przemieszczenia się do cienia, choć promienie były ciepłe i przyjemne. Zaprzestałem wraz z momentem, kiedy moich uszu dobiegł dźwięk z zewnątrz. Szelest liści i chrzęst łamanych gałęzi nasunął mi na myśl pewien las, niedaleko miasteczka w którym zatrzymaliśmy się na noc. Nie dane było mi zastanawiać się nad tym długo, gdyż wysoka postać weszła do jaskini, schylając przy tym nieco głowę.
– Może dzisiaj będziesz bardziej rozmowny? – jedyną odpowiedzią na słowa faceta była cisza. Utkwił wzrok w mojej twarzy, na co odwdzięczyłem się tym samym. Po chwili, kiedy zrozumiał, że odpowiedź nie nastąpi sięgnął do wewnętrznej kieszeni długiego, czarnego płaszcza. Wydobył z niej mój zużyty notes, a po chwili także długopis. – Może poczytamy pamiętnik księżniczki? – uśmiechnąłem się w myślach, jednak moja twarz pozostała niezmienna.
Wpatrywałem się w ruchy błękitnookiego, którego wyraz twarzy zmieniał się z zadziornego uśmieszku w grymas niezadowolenia z każą przerzucaną stroną notesu. Kilka minut zajęło mu dodanie dwa do dwóch, po czym obrzucił mnie rozgniewanym spojrzeniem. Kroki faceta odbijały się echem w jaskini, kiedy podchodził do mnie i kucał, by uwolnić moje dłonie. Kiedy już to zrobił rozmasowałem nadgarstki i wyciągnąłem dłoń, by odebrać od niego swoją własność. Wręczył mi notes mamrocząc coś pod nosem, po czym wrócił do pozycji stojącej.
– Nie gadasz, ciekawe. Ucięli ci język? – zastanawiałem się chwilę nad pokazaniem mu swojego języka, zrezygnowałem jednak i na nowej stronie napisałem "nie", po czym zwróciłem ją w kierunku poirytowanego sytuacją faceta. – Dobra, gadaj kim jesteś – na chwilę zrzucił groźny wyraz twarzy by przemyśleć co powiedział.
Za ten czas naskrobałem "Clancy" i odwróciłem w jego stronę. Zamyślił się na chwilę, co wywołało gęsią skórkę na moich rękach. Nieźle wystraszyłem się, że rozpozna we mnie tego Clancy'ego, syna doradcy prezydenta, kogoś, za kogo życie można brać pieniądze - albo co bardziej sensowne w obecnej sytuacji - potrzebne do przeżycia materiały. Odsunął jednak natłok myśli i wrócił do zadawania pytań.
– Co robiłeś na terenie obozu? – pytanie zbiło mnie z tropu. Obozu? Tego obozu, którego od dobrych kilku miesięcy poszukiwałem wraz z tą grupą, która została w mieście? – Nie wiesz nic o obozie? – prawdopodobnie teraz oboje zastanawialiśmy się, czy nie lepiej byłoby rozstać się w tym momencie i zapomnieć o wszystkim, co miało miejsce pomiędzy nami. "Szukałem jakiegoś obozu. To ten obóz?". – Jest kilka obozów. O tym też nie wiedziałeś. Koniec tych pogaduszek, zabieram cię tam. Nie mam zamiaru nieść cię kolejny dzień, więc grzecznie pójdziesz ze mną i nie będziesz próbował żadnych sztuczek, jasne? – "A ty nie będziesz przystawiał mi noża do gardła, kopał w cztery litery i usypiał jakimś gównem". – To się jeszcze zobaczy – zaśmiał się pod nosem, jakby cała sytuacja była jednym, wielkim żartem.
~~~
Obserwowanie mojego tymczasowego kompana było czasochłonnym zajęciem. Przez pierwszą godzinę nie działo się nic ciekawego. Szliśmy na tyle szybko, na ile pozwalał leśny teren i nasłuchiwaliśmy odgłosów przyrody. Potem zaczął mnie ponaglać, co było dość ciekawe. Było mu spieszno. Do kogoś? Do czegoś? Nie wiedziałem, lecz moje obserwacje dopiero się zaczęły. Po pewnym czasie odkryłem spory worek zwisający na jego pasku, który przy większym ruchu brzęczał, jakby w środku znajdowało się wiele metalowych przedmiotów. Kolejne minuty później wyraz twarzy faceta zmienił się z głęboko myślącego na dość neutralny. Myślał, że ma wróbla w garści, choć ja wiedziałem, że to jedynie gołąb na dachu. "Może ty się przedstawisz?" podstawiłem mu notes pod nos, by w ogóle go zauważył.
– Kias. Więcej nie trzeba ci wiedzieć – odparł, jakby rozmowa ze mną sprawiała mu jakąś przyjemność. Właściwie jakby mówienie do mnie sprawiało mu przyjemność, bo rozmową nazwać tego nie można.
W jednej chwili oboje zwolniliśmy kroku i zatrzymaliśmy się. Coś szło za nami, nogami włócząc po ziemi. Równie dobrze mógł być to jakiś zombie, jak i zwierzę. Zerknąłem na Kiasa, który w ręce trzymał już pokaźnych rozmiarów nóż.

Kias? Ratuj sytuację, to ty jesteś facetem z bronią w tym duecie ( ಠ ͜ʖಠ)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz