~♦♦♦~
Zapadnięcie nocy było tylko kwestią czasu. Ostry, szybki oraz cichy spacer dawał się już moim obolałym nogą we znaki. Podróżowałem sam, bez konia, psa czy też innego towarzysza niedoli, z który mógłbym nieco porozmawiać. Przeschnięte na wiór usta wręcz błagały o łyk wody ze zdobytej w punkcie kontrolnym manierki, lecz ja wiedziałem, że na to muszę znaleźć jeszcze odpowiednią porę i czas. Mrok bijący w moje kocie oczy próbował mnie oślepić, ale ja nie dając się zacząłem zmierzać ku największemu budynkowi. Mieścina nie była zbyt duża, lecz do zbyt małych też nie należała dlatego musiałem rozważnie kierować się wszystkimi nerwami ustawionymi w moim organizmie. Blady księżyc, którym uciekała moja niewidoczna postać wskazał mi nagle pewnego, osamotnionego osobnika. Zainteresowany, zmrużyłem swoje drobne oczy. Nie widziałem na jego ciele żadnych odznak obozowych co mogło być łatwym tropem do zmylenia. Zakradnąwszy się na palcach do mężczyzny, szybko uderzyłem go płozem sztyletu wywołując tym samym między nami dość krótką walkę. Młodzieniec próbował ze mną walczyć, ale jego żylaste ciało nie miało ze mną żadnych szans.
- Nieźle, nieźle - skomentowałem jego zachowanie przyciskając ostrze broni nieco bardziej do młodej gardzieli - Kim jesteś, gadaj - wysyczałem niczym wściekły jadowity wąż, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Niezadowolony z takiego obrotu spraw, mruknąłem coś niezrozumiałego dla nas obydwu pod nosem, po czym zmierzyłem wyższego od siebie lodowatym wzrokiem - Nie będziesz gadać? - warknąłem głosem rozwścieczonego pitbulla i sprzedając mu w między czasie kopa w pośladki. Brązowowłosy nieznajomy, zachwiał się na swoich długich szczudłach doprowadzając równocześnie do bolesnego upadku na twarz. Za nim zdążył się obrócić, w jego szyi widniała już wbita igła z lekami nasennymi. Wszystkie iskierki emocji gasły w nim coraz bardziej, aż do momentu całkowitego zaśnięcia. Stwierdzając, że mam już "trupa", odciągnąłem go w bezpieczne miejsce, po czym jedną szybką reakcją wciągnąłem go na swoje ramię. Zawsze ktoś do torturowania - przeszło mi radośnie przez myśl kiedy popędziłem do "sherwoodzkiego" lasu gdzie ponownie rozmyłem się jak zjawa w nieustannej czerni. Postój został przeze mnie rozporządzony dopiero jak bielutki księżyc zaczął chylić się ku dołowi. Pusta jaskinia wydała się idealnym schronieniem dla naszej dwójki dlatego upewniając się, że jest tutaj bardzo bezpiecznie, związałem naszą biedną owieczkę w dość ciasne liny. Wyglądał teraz jak dorsz gotowy do patroszenia, ale nie przejmując się tym faktem schowałem w sakwy głębiej sztylety. Gruby płaszcz otaczając moją sylwetkę idealnie zakrył całą sekretną broń - Jak wrócę do domu to nie dam Alice żyć - szepnąłem sam do siebie zacierając z zadowoleniem ręce.
<Christianie Grey? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz