wtorek, 17 lipca 2018

Od Clancy'ego do Kiasa "Czyż nie mogło być lepiej?"

Miasteczko na wschodzie stanu Nowy Jork powitaliśmy trzeciego dnia lata. Mimo tego, że był to dopiero początek upalnie zapowiadającej się pory roku, powietrze zdążyło już ocieplić się o kilka stopni. Spora grupa ludzi, bo dokładnie dwadzieścia trzy osoby maszerowała jedną z bocznych ulic miasta Saratoga Springs. Druga połowa prowadzona przez Albana – jednego z najbardziej doświadczonych żołnierzy – obrała okrężną, lecz bardziej bezpieczną drogę. Do spotkania miało dojść następnego dnia w Gleens Falls. Maszerując wystarczająco szybko, obie grupy powinny dotrzeć na miejsce w tym samym czasie.
Powinny.
Całe mijane zło traktowaliśmy, jakby nie było w tym nic złego. Teraz, trzy lata od wybuchu bomby atomowej wszystko było inne. Widok domków jednorodzinnych w opłakanym stanie był ostatnią rzeczą, o którą ktokolwiek by się przejmował. Tak i moje myśli krążyły wokół czegoś zupełnie innego. Wokół zwodniczego przeczucia, że ktoś nas obserwuje, na nowo dającego o sobie znać, co skutkowało rozglądaniem się i wypatrywaniem czegoś nieznanego. Swoją rutynę powtarzałem wciąż na nowo, rozglądając się na prawo, lewo i za siebie. Za każdym razem w moje serce wbijała się kolejna niewidzialna szpilka zawodu. Tak rozpaczliwie potrzebowałem sensacji, że byłbym w stanie za nią zapłacić... gdybym miał czym. W tym wypadku wolałem rozglądać się niczym niespełna rozumu dorosły, niż oddać się swoim myślom. Był piękny, ciepły dzień w stanie Nowy Jork. W końcu byliśmy na tyle blisko celu, by móc oddać się marzeniom o pożywnym posiłku i kawałku materacu. Oto wszystko, czego do szczęścia potrzeba dzisiejszemu człowiekowi. W porównaniu z rzeczywistością z 2020 roku jest to praktycznie nic.
Mężczyzna ubrany w czarną koszulkę, podkreślającą jego umięśnioną sylwetkę zrównał się ze mną. Marsz w milczeniu trwał dość długo, nim żołnierz przemówił. Zdążyliśmy za ten czas minąć jedno skrzyżowanie i dojść do kolejnego. Ulica o niewiadomej nazwie kończyła się kilka metrów przed nami, następnie mieliśmy skręcić w lewo i najbliższe prawo.
– Pamiętasz drogę? – było to pytanie kontrolne, na które odpowiedź przygotowana została już dawno temu. Uniosłem notes, wcześniej trzymany w lewej ręce swobodnie opuszczonej wzdłuż mojego ciała. Na kartce starannie zapisałem jedno słowo. "Tak". Żołnierz odszedł, by nie rozpraszać mnie w swojej misji. Musiałem pamiętać, tylko tyle ode mnie oczekiwano. Wiadomość, którą trzymałem w swoim umyśle, była zbyt cenna, by zapisać ją w byle notesie i przy pierwszej lepszej okazji oddać ją jakiejś uzbrojonej grupie. Mogliśmy zbyt wiele stracić. Jedzenie, broń, inne materiały. Wszystko bezpiecznie ukryte w jednym z rozpadających się domków rodzinnych.
Czyż nie mogło być lepiej?
~~~
Pod koniec dnia zatrzymaliśmy się w największym domu w okolicy, z zamiarem przenocowania w nim i wyruszenia o świcie. Zostało nam kilka kilometrów do punktu spotkania, których przejście nie powinno zająć nam zbyt długo, ani odebrać nam resztek sił, którymi aktualnie dysponujemy. Tygodnie wędrówki na każdym odbijają się inaczej. Widziałem to już wcześniej. Tak samo, jak długie miesiące spędzone w betonowych czterech ścianach odbierały ludziom resztki godności i rozumu, tak robiło to zmęczenie, głód i przeświadczenie, że lepiej nie będzie.
Jako pierwszy wartownik na straży pozostać przytomny miałem do godziny trzeciej albo do czasu, kiedy przyjdzie zmienić mnie ktoś inny. W wypadku, gdybym zasypiał natychmiastowo miałem udać się do budynku i powiadomić o tym innego strażnika znajdującego się z drugiej strony domu. Strażnicze role zawsze wypadały na mnie, gdyż oprócz tego nadawałem się jedynie do ustalania odpowiednich dróg, którymi udało nam się bezpiecznie dotrzeć aż tutaj. Cóż za wdzięczność.
Tak więc po raz kolejny pozostawiono mnie sam na sam ze swoimi myślami oraz księżycem wyglądającym zza dachów innych budynków. Przysiadłem na drewnianej podłodze przy drzwiach wejściowych, opierając głowę na dłoniach, a łokcie na kolanach. Notes z długopisem zaczepionym na jego górnej krawędzi położyłem obok, by w tej pozycji pozostać prawie pół godziny, po których nuda dopadła mnie z impetem większym niż pędzący pociąg. Podniosłem się i momentalnie tego pożałowałem.
Coś płaskiego uderzyło mnie w tył głowy, wydając przy tym metaliczny dźwięk. Uderzenie było na tyle silne, by powalić mnie i zamroczyć na kilka sekund, nim podjąłem się walki z przeciwnikiem. Zanim podniosłem się, ten sam przedmiot którym dostałem upadł na ziemię wytwarzając przy tym sporo hałasu.
Napastnik ubrany na czarno wyciągnął coś zza pleców, udało mi się zobaczyć w tym nóż tylko dzięki światłu odbijanemu przez księżyc. Znajdowałem się w sytuacji krytycznej. Bez czegokolwiek do obrony, z jedynie nikłą nadzieją, że hałas obudził kogoś w środku. Pierwsze zamachnięcie się nożem w moim kierunku ominąłem krokiem w tył, drugie zasłoniłem prawą ręką. Zignorowałem ból, skupiając się na dalszej obronie. Po kolejnym wyminiętym ataku pchnąłem rywala w tył, dając sobie tym samym czas na ucieczkę. Przeskoczyłem przez barierki i wylądowałem na trawie z drugiej strony, jednocześnie zerkając na zbierającego się do pościgu przeciwnika. Pędem ruszyłem przed siebie, mając w planie obiec dom bokiem i ostrzec strażnika pilnującego tyłu. Plan dobry, wykonanie już nie. Tuż przed rogiem coś ciężkiego rzuciło się na mnie, powalając mnie na ziemię. Zostałem przygwożdżony kolanem wbijającym się w moje plecy i dłonią przytrzymującą mnie za szyję.
– Spróbuj się odezwać, a nie zawaham się z użyciem mojego noża – napastnik mówił szeptem, barwiąc swój głos szorstkością odpowiednią do obecnej sytuacji. Prawą rękę w której trzymał nóż oparł z prawej strony mojej głowy, co dało mi szansę na akcję. Wykorzystałem ją natychmiast - mój łokieć powędrował w jego kierunku, zaburzając jego równowagę, przez co prawie przywalił brodą w ziemię. Przewróciłem się na plecy, zrzucając rywala kawałek dalej. Na moje nieszczęście zdążył sięgnąć po nóż i jeszcze raz przygwoździć mnie do ziemi, tym razem z kawałkiem zimnego metalu przystawionym do szyi. – Nieźle, nieźle.

Kias?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz