piątek, 22 czerwca 2018

Od Reker'a cd. Leona

Wchodząc na stołówkę Duchów uderzyło we mnie wiele wspomnień. Jeszcze tak nie dawno wraz ze swoją drużyną i żoną byłem zmuszony przychodzić tutaj po każdy posiłek, ale nie narzekałem na chwilę krótkawego odpoczynku. W końcu to tutaj mogliśmy odetchnąć od męczących misji, pisania raportów, czy też uciążliwego marudzenia Wiliama, który i tam potrafił nas najść, ale było to z jego strony bardzo rzadkie, gdyż przeważnie na jedzenie przyłaził wtedy, kiedy nikogo w tym miejscu nie było. Nie zaszły tutaj aż takie duże zmiany odkąd postanowiłem uciec z tego miejsca raz na zawsze, lecz tego, że przywiercili wszystkie stoły do ziemi nie byłem w stanie zrozumieć. Oni próbowali te stoły kraść albo się nimi rzucali? - pomyślałem z niedowierzaniem oglądając południową ścianę, która została przemalowana na szary kolor. Cóż, należało się jej... Poza tym chyba lepiej spożywa się posiłki w miejscu schludnym niż takim, który wygląda jak chlew. Spostrzegając, iż mój stary stolik nadal jest pusty, od razu pociągnąłem za sobą brata w stronę tacek, a następnie kucharek, które wydawały każdemu odpowiednią rację żywnościową. Mam nadzieję, że nie poczuję smaku ugotowanego szczura w panierce - przeszło mi przez myśl gdy nadeszła moja kolej. Wszyscy patrzyli się na mnie jak na jakiegoś zmartwychwstałego trupa, co nie ukrywam zaczęło mnie trochę irytować. Czy ja serio jestem jakimś pieprzonym bogiem by tak ciągle o mnie nadawać? Znając życie to pewnie już cała wieża wiedziała o tym, że tutaj jestem i pewnie będą chcieli się przekonać o tym na własnej skórze więc gady zapewne zaraz zaczną się złazić zamiast poczekać na inną godzinę, w której będą mogli zjeść w spokoju posiłek.
- O cho cho! Kogo ja tu widzę! No no no.... Nasz pan Blackfrey do nas wrócił w końcu po odejściu bez słowa - odezwała się nagle starsza z kucharek, którą szybko rozpoznałem. Była to bardzo ciepła osoba, która nigdy nie odmówiła mi żadnej dokładki przez co bardzo ją uwielbiałem. Jak dobrze pamiętałem jej dane to nazywała się Suzan Malun - Ładnie to tak odchodzić nawet bez pożegnania hmmm? - pytała spokojnie nie ukrywając ogromnego uśmiechu na twarzy. Na te słowa zrobiło mi się dziwnie nieswojo. Kiedy tamtej nocy postanowiliśmy zniknąć nie sądziłem, że ktoś będzie za nami tęsknił. Tyle nie przespanych nocy... Tyle łez... Tyle strachu.... A teraz dowiadywać się, iż ktoś tęsknił? Pewnie i tak jakbyśmy dali się złapać w tedy Michaelowi albo Wiliamowi nie mielibyśmy tutaj żadnego życia. Wszyscy patrzyliby na nas jak na ofiary losu, których trzeba się pozbyć... Eh... Nawet jeśli miałbym tutaj wrócić na stałe po śmierci swojego ojczyma i teścia, nie wyobrażam sobie tego dziwnego życia, które zmieniło się o 360 stopni kiedy dołączyliśmy wraz z moją bliską "rodziną" do obozu Śmierci - Jak tam wasze psiaki? Są tu z wami? Może im coś przyrządzić? - dodała zanim zdążyłem rzec coś na swoją obronę. Może to był znak, aby tego zbytnio nie rozpamiętywać? W końcu nie było to takie proste zagadnienie jak mogłoby się niektórym wydawać.
- Nie ma piesków pani Suzan, jestem tutaj tylko do brata - oznajmiłem jej łagodnym tonem głosu kiedy przestała strzelać we mnie pytaniami jak jakiś karabin maszynowy.
- Brata? Myślałam, że masz tylko siostrę! A gdzie ten twój brat? - zdziwiła się rozglądając po ogromnej sali, w której każdy powoli wracał do swoich spraw.
- Tutaj - powiedziałem dumnie ciągnąć Leona za rękę - To Leon mój brat bliźniak - dorzuciłem prezentując go dumnie na co ta niemal klasnęła w dłonie.
- Wyglądacie niemal identycznie - stwierdziła przyglądając się młodszemu chłopakowi - Pewnie z charakteru też jesteście tacy sami - westchnęła bez najmniejszego zastanowienia na co chcąc, nie chcąc pokiwałem twierdząco głową.
- Dlatego proszę mu dawać wielkie porcje, ładnie proszę - uśmiechnąłem się szeroko na co ta się cicho zaśmiała.
- Tak, tak dla panów Blackfreyów wszystko - odparła nakładając nam nieco więcej pożywienia - A teraz idźcie już zjeść, jesteście z pewnością głodni - pogoniła nas machając w naszą stronę drewnianą chochlą więc trzeba było uważać, żeby czasami nie uderzyła kogoś z nas w głowę. Nie trzeba było nam od razu powtarzać, ponieważ od razu odsunęliśmy się na bezpieczną odległość kierując się w stronę mojego, starego stołu.
- Siadaj brat - poklepałem go po ramieniu zajmując miejsce tuż obok niego - Masz teraz dożywotni pakiet u kucharek na dobre jedzenie - zaśmiałem się cicho zwracając uwagę na popękany blat stołu - O jest jeszcze dziura jak przywaliłem w niego łbem - mruknąłem pod nosem dotykając dość dużego wgłębienia palcami u lewej ręki.
- I-i tobie się nic nie stało? - zmartwił się patrząc na mnie z niedowierzaniem w oczach.
- Noooo krwi trochę pociekło, ale mam twardą czaszkę i jakoś żyje - rzekłem rozbawiony rozglądając się nieco po znanym mi od kilku dobrych lat miejscu.
- Jesteś wariat brat - powiedział cicho jakby się bał, że ktoś nas podsłuchuje.
- Leoś nie bój się, nikt cię już tutaj nie tknie - poinformowałem go podpierając swoją głowę na prawej ręce tak by mieć dobry widok na jego twarz - Obiecałem ci coś prawda?
- N-no tak - zająknął się na początku zdania wlepiając swój wzrok nagle w postać, która usiadła po przeciwnej stronie nas. Był to jakiś młody chłopak liczący sobie może z dziewiętnaście lat... Bał się co było widać po jego skulonej postawie ciała oraz nerwowemu patrzeniu się to na jedzenie to na moją twarz więc pewnie nasłuchał się różnych głupot o mojej osobie i teraz wydawało mu się, że jestem jakimś pierdolonym myślącym zombie, który powinien dawno leżeć w piachu.
- Ej młody nie bój się, przecież cię nie zjem - odezwałem się w końcu - Jestem Reker, a to mój młodszy brat Leon, a ty jak się nazywasz?

<Leon? :3 Frendnij się z nim xd On się boi, bo jest nowy tutaj xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz