- Nie zabiję kogoś, komu broń
wylatuje z rąk. - powiedziałem pod nosem jednocześnie patrząc przez lunetę i
mając palec wskazujący na spuście.
Chciałem się jeszcze przełamać i z lekkim naciskiem
dotykałem spustu Helgi, lecz docierałem do pewnego punktu i moje mięśnie
blokowały się uniemożliwiając wciśnięcia do końca mechanizmu.
Podniosłem Helgę jedną ręką, a
drugą sprawdziłem czy moje pozostałe dziewczyny są na swoich miejscach: jedna
na plecach, druga na prawym biodrze, a ta najostrzejsza na lewym. Następnie
ześlizgnąłem się po zawalonym budynku, gdyż byłem na piętrze i powoli stąpałem
do unieruchomionej ciężarówki. Nagle poczułem, że moja prawa stopa natknęła się
na opór, a ja runąłem do przodu. Mając już w głowie wizję złamanego nosa w
ostatniej chwili wystrzeliłem ręką do przodu, zaparłem się nią i uratowałem od
upadku.
- Scheiße! -
warknąłem
- Stój! Kim ty kurwa jesteś!? - krzyknął do mnie Anioł z
charakterystycznym szczękiem broni, co wskazało że właśnie do mnie celuje.
Pomimo tego, że głos był przepełniony
wściekłością, to mogłem po nim rozróżnić płeć. Była to kobieta. Chujowa
sytuacja. Z myśliwego w zwierzynę. I to na dodatek kobieta jest teraz
myśliwym...
Spojrzałem szybko na napis
R.O.K.I.T.A wskazujący na moją przynależność obozową i dostrzegłem, że na
szczęście jest zamazany, a jego szkarłat splamiony jest błotem. Dobrze.
Przynajmniej nie zostanę zastrzelony na dzień dobry, tylko dostanę opieprz od
Evansa o ile wrócę.
Moją jedyną szansą, aby teraz
przeżyć jest zgrywać obcokrajowca, który zabłądził.
- Ja! Gut! Gut! Ich
heiße Detlef Zussman. - nie wiem czemu, ale na początku powiedziałem prawdę.
Może to z paniki? - Ich bin ein Schmugller! (Dobrze! Nazywam się Detlef. Jestem
Przemytnikiem!). Ich habe Unfall
gesehen und ich wollte helfen. (Zobaczyłem wypadek i chciałem pomóc.)
- Es ist gut. Du
weißt, wer diese scheiße Nagelsperre ausgelegt hat? (Dobrze się składa.
Wiesz kto rozłożył tę cholerną kolczatkę?)
Ona mówi po niemiecku!
- Ty mówisz po niemiecku!
- No kurwa raczej nie inaczej. - skwitowała i gdy wstałem
omiotła mnie wzrokiem. - A ty po normalnemu i jesteś cholernie dobrze
uzbrojony, jak na zbłąkanego obcokrajowca.
Uśmiechnąłem się.
- W chwili gdy ktoś ma mnie na muszce wolę mówić po moim
Muttersprache. Wydaję się wtedy groźniejszy. A co do broni, to specjalne czasy
wymagają specjalnych środków ostrożności, Freulein. - tym razem moja kolej, aby
jej się dokładnie przyjrzeć. - Kałach? To chyba jedyna porządna rzecz z tego
burdelu, co zgotowała nam Rosja. Niezawodna, lekka, a poza tym nie jest bombą
atomową.
- Cięty jesteś trochę na tych Rosjan, ale po tym wszystkim
nie dziwię ci się. Nazywam się Darlene Kanakaris, Herr Detlef. - opuściła broń
i wyciągnęła do mnie rękę. Dziwne. Mało kto pierwszy do mnie wyciąga rękę. A
jak już jest to kobiet to nie ręką, a język. I nie za darmo tylko za pieniądze.
Uśmiechnąłem się tym razem szczerze i uścisnąłem jej dłoń.
- Miło mi Cię poznać, Darlene.
Jak w takiej sytuacji mam wykraść
te leki? Wiem! Muszę sprawić, aby te leki znalazły się w moim jeepie, którym ty
przyjechałem. Później najwyżej ją ogłuszę, zostawię przy drodze i wszyscy
pójdziemy w swoją stronę, do tego jeszcze muszę powiadomić odsiecz, najlepiej
ludzi Jamesa (osiłka, który stał się mi bliski), aby odebrali te leki, gdyby mi
się nie udało. Są one cenniejsze, niż życie jednej osoby.
- Wiesz... - popatrzyłem na ciężarówkę. - z takimi oponami
to tym raczej nie dojedziesz. Mam za budynkiem zaparkowanego jeepa i jadę w
kierunku Rochestar. Niebezpieczne miejsce. Jest na granicy, a za nim znajduje
się teren Demonów. W sumie mogę cię podrzucić. Powiedz mi, jechałaś sama, czy może
miałaś ze sobą jakiś ładunek?
<Darlene?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz