czwartek, 7 czerwca 2018

Od Detlefa do Darlene "Czarny i biały"

- Nie zabiję kogoś, komu broń wylatuje z rąk. - powiedziałem pod nosem jednocześnie patrząc przez lunetę i mając palec wskazujący na spuście.
Chciałem się jeszcze przełamać i z lekkim naciskiem dotykałem spustu Helgi, lecz docierałem do pewnego punktu i moje mięśnie blokowały się uniemożliwiając wciśnięcia do końca mechanizmu.
Podniosłem Helgę jedną ręką, a drugą sprawdziłem czy moje pozostałe dziewczyny są na swoich miejscach: jedna na plecach, druga na prawym biodrze, a ta najostrzejsza na lewym. Następnie ześlizgnąłem się po zawalonym budynku, gdyż byłem na piętrze i powoli stąpałem do unieruchomionej ciężarówki. Nagle poczułem, że moja prawa stopa natknęła się na opór, a ja runąłem do przodu. Mając już w głowie wizję złamanego nosa w ostatniej chwili wystrzeliłem ręką do przodu, zaparłem się nią i uratowałem od upadku.
- Scheiße! - warknąłem
- Stój! Kim ty kurwa jesteś!? - krzyknął do mnie Anioł z charakterystycznym szczękiem broni, co wskazało że właśnie do mnie celuje.
Pomimo tego, że głos był przepełniony wściekłością, to mogłem po nim rozróżnić płeć. Była to kobieta. Chujowa sytuacja. Z myśliwego w zwierzynę. I to na dodatek kobieta jest teraz myśliwym...
Spojrzałem szybko na napis R.O.K.I.T.A wskazujący na moją przynależność obozową i dostrzegłem, że na szczęście jest zamazany, a jego szkarłat splamiony jest błotem. Dobrze. Przynajmniej nie zostanę zastrzelony na dzień dobry, tylko dostanę opieprz od Evansa o ile wrócę.
Moją jedyną szansą, aby teraz przeżyć jest zgrywać obcokrajowca, który zabłądził.
- Ja! Gut! Gut! Ich heiße Detlef Zussman. - nie wiem czemu, ale na początku powiedziałem prawdę. Może to z paniki? - Ich bin ein Schmugller! (Dobrze! Nazywam się Detlef. Jestem Przemytnikiem!). Ich habe Unfall gesehen und ich wollte helfen. (Zobaczyłem wypadek i chciałem pomóc.)
- Es ist gut. Du weißt, wer diese scheiße Nagelsperre ausgelegt hat? (Dobrze się składa. Wiesz kto rozłożył tę cholerną kolczatkę?)
Ona mówi po niemiecku!
- Ty mówisz po niemiecku!
- No kurwa raczej nie inaczej. - skwitowała i gdy wstałem omiotła mnie wzrokiem. - A ty po normalnemu i jesteś cholernie dobrze uzbrojony, jak na zbłąkanego obcokrajowca.
Uśmiechnąłem się.
- W chwili gdy ktoś ma mnie na muszce wolę mówić po moim Muttersprache. Wydaję się wtedy groźniejszy. A co do broni, to specjalne czasy wymagają specjalnych środków ostrożności, Freulein. - tym razem moja kolej, aby jej się dokładnie przyjrzeć. - Kałach? To chyba jedyna porządna rzecz z tego burdelu, co zgotowała nam Rosja. Niezawodna, lekka, a poza tym nie jest bombą atomową.
- Cięty jesteś trochę na tych Rosjan, ale po tym wszystkim nie dziwię ci się. Nazywam się Darlene Kanakaris, Herr Detlef. - opuściła broń i wyciągnęła do mnie rękę. Dziwne. Mało kto pierwszy do mnie wyciąga rękę. A jak już jest to kobiet to nie ręką, a język. I nie za darmo tylko za pieniądze.
Uśmiechnąłem się tym razem szczerze i uścisnąłem jej dłoń.
- Miło mi Cię poznać, Darlene.
Jak w takiej sytuacji mam wykraść te leki? Wiem! Muszę sprawić, aby te leki znalazły się w moim jeepie, którym ty przyjechałem. Później najwyżej ją ogłuszę, zostawię przy drodze i wszyscy pójdziemy w swoją stronę, do tego jeszcze muszę powiadomić odsiecz, najlepiej ludzi Jamesa (osiłka, który stał się mi bliski), aby odebrali te leki, gdyby mi się nie udało. Są one cenniejsze, niż życie jednej osoby.
- Wiesz... - popatrzyłem na ciężarówkę. - z takimi oponami to tym raczej nie dojedziesz. Mam za budynkiem zaparkowanego jeepa i jadę w kierunku Rochestar. Niebezpieczne miejsce. Jest na granicy, a za nim znajduje się teren Demonów. W sumie mogę cię podrzucić. Powiedz mi, jechałaś sama, czy może miałaś ze sobą jakiś ładunek?

<Darlene?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz