piątek, 6 kwietnia 2018

Od Rafaela cd. Kiary

To, iż umrę było już przesądzone od bardzo dawna. Początkowa walka w dzieciństwie o to by przeżyć do następnego dnia była tylko prologiem do tego zwariowanego świata. Leżąc na brudnej oraz lodowatej podłodze zacząłem zastanawiać się jak mają wyglądać te całe tortury... Boleć pewnie będzie jak cholera, ale nie takie rzeczy już się przeszło. Nie znam się do końca na tym całym apokaliptycznym świecie więc jeśli będą chcieli ode mnie jakiś informacji to gówno ode mnie dostaną. Czasami opłaca się być bezstronnym, lecz nawet to może doprowadzić cię do szybkiej śmierci, gdyż tamci nie chcieliby mieć przez ciebie problemów. Przynajmniej siostra jest bezpieczna i ją widziałem - starałem się pocieszyć się w myślach, lecz niestety marnie mi to szło. Najchętniej to schlałbym się lub naćpał do tego stopnia, iż o wszystkim bym zapomniał. Taaaaaak! To jedna z najlepszych opcji jaka mogłaby mnie w tym momencie spotkać. Z pewnością myślałbym o tym nieco dłużej, ale gonił mnie czas wyznaczany przez tego całego Blackfreya. Przyszedł po mnie równo z godziną dwunastą... Pytacie skąd wiem? Kiedy mężczyzna wchodził do środka, uchylił drzwi do tego stopnia, że mogłem zobaczyć wiszący na korytarzu zegar. Był dość dużych rozmiarów, dlatego nawet słabowidzący mógł stwierdzić jaka cyfra maluje się na tarczy zegara.
- Teraz taki wygadany już nie jesteś? - zadrwił zadając mi ostrego kopniaka prosto w brzuch, lecz ja nie wydałem z siebie nawet najmniejszego jęku, którego on zapewne ode mnie oczekiwał.
- Nie mam potrzeby z tobą rozmawiać - westchnąłem nawet nie próbując uniknąć ciosu wymierzonego w moją twarz. Automatycznie dzięki takiemu zabiegowi, do moich ust naszła ogromna ilość krwią, którą starałem się jakoś przełknąć. Nie chciałem całkowicie ulec... Nie w takim momencie... Nie w godzinę, w której miałem pożegnać się ostatecznie z życiem.
- Przekonamy się jeszcze - mówiąc to mężczyzna wciągnął mnie na dobrze zbudowane krzesło. Nie zapomniał również o ostrych linach, potrafiących poranić skórę do krwi. Facet przyszykował sobie już na mnie kilka zabawek, lecz kiedy miał już jakąś na mnie przetestować, do celi wpadła moja mała Kiara, która od razu obroniła mnie przed szwagrem żądając mojego uwolnienia. Czułem na swojej skórze jej wzrok, ale ja nie miałem aż takiej uwagi by spojrzeć jej teraz prosto w oczy. Pewnie zepsuje jej teraz życie... Eh... Może lepiej byłoby gdybym się tutaj nigdy nie pojawił? Mogłem ją przecież zostawić w tedy w ciepłym oraz bezpiecznym miejscu... Nie miałaby problemów, nie myślała by o takim śmieciu jakim jestem. Kiedy tylko sznury opadły na podłogę, od razu, pomimo bólu zerwałem się na równe nogi maszerując równo w stronę wyjścia.
- Pójdę już - wydyszałem zaciskając zęby, które przybrały teraz kolor szkarłatu - Robię ci tylko kłopot Kiaro... Cieszę się, że moja siostra wyrosła na taką piękną, mądrą i wartościową osobę - wydusiłem jeszcze z ogromnym trudem zaczynając kasłać szkarłatną cieczą, której pod moimi stopami zaczęło z sekundy na sekundę zbierać się oraz więcej. Chciałem jeszcze coś do niej powiedzieć, ale nie dając już rady uśmiechnąłem się jeszcze słabo w jej stronach, po czym straciłem przytomność.

<Kiara? :3 Na medyczny xd Ma wyniszczony organizm bardzo, ale do złotego pyłu będzie chciał się i tak dobrać jak nikt nie będzie patrzył xd Oczywiście nie w celu leczenia się xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz