niedziela, 8 kwietnia 2018

Od Kiasa cd. Sary

Kiedy tylko dostaliśmy się do siedziby Duchów, od razu rozpłynąłem się w powietrzu niczym jakaś mroczna zjawa. Cóż, nigdy nie lubiłem przebywać w tłumach ludzi, których nie znałem... Poza tym już dawno rozniosła się wieść, iż jestem "zaginionym" synem Oliviera co przywołałoby do mnie tylko idiotycznych gapiów i milion zaczepek z ich strony. Mając nadzieję, że nikt nie zna mojej pozycji, zacząłem nieco bardziej kręcić się po tym miejscu. Tak, tak wiedziałem o tych starych piernikach siedzących gdzieś w sekretnych korytarzach, ale jakoś nie szczególnie mnie teraz do nich ciągnęło. Miałem ochotę chwilę od tego wszystkiego odetchnąć, odsapnąć czy też zaciągnąć się czymś co nie jest zwyczajną codziennością. Po tym nagłym ataku alergicznym czułem się w miarę dobrze dlatego nie musiałem cudować jak przetrwać tutaj najbliższe dni... Dlaczego akurat liczba mnoga? Eh... Szczerze to wątpię aby tatulek nas tak szybko stąd wypuścił, zważywszy dodatkowo na to, iż jest tutaj z nami jego psiapsiółka Eric. Jakim cudem ta dwójka się niby dogadała? Nie mam pieprzonego pojęcia! Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że są takim przeciwieństwem jak na przykład anioł i diabeł, ale jak widać sprawdza się tutaj znane powiedzenie, iż przeciwieństwa się jednak przyciągają. W sumie to gdyby nie nasz przywódca to nigdy bym się nie dowiedział o pokrewieństwie ze Stevensonem. Ten rok z pewnością można zaliczyć do tych najdziwniejszych jakich udało mi się przeżyć. Poznałem ojca, matkę oraz siostrę, urodziła mi się córeczka, oświadczyłem się Alice, wziąłem do domu zmutowanego psa... Pewnie mógłbym tutaj wymieniać w nieskończoność, lecz nie wiem czy starczyłoby na to czasu. Spacerując coraz to dłuższymi korytarzami wieży, w końcu natrafiłem na stary pokój swojej siostry. W moje oczy od razu rzuciły się bardzo widoczne odciski palców na klamce, które jeszcze nie zdążyły porządnie zaniknąć. Zaniepokojony tym faktem, że ktoś mógł grzebać w rzeczach Sarci, które tutaj pozostały, postanowiłem wejść do środka i sam na sam policzyć się z tym łajdakiem. Czując pod dłonią dość duże napięcie klamki, niemal natychmiastowo wywnioskowałem, że drzwi muszą być zamknięte na klucz. Nie myśląc na ten temat zbyt wiele, szybko wyjąłem z kieszeni metalowy przedmiot zwany wytrychem, dzięki któremu już w kilka sekund zdołałem uporać się z kłopotliwym zamkiem. Ciesząc się, iż wszystko idzie jak po maśle, wśliznąłem się niezauważalnie do pomieszczenia gotowy już rzucić się wrogowi do szyi, lecz ku mojemu zaskoczeniu wcale go tutaj nie było. Rozglądając się ostrożnie po pomieszczeniu, w pewnym momencie zauważyłem na łóżku skuloną postać, którą okazała się na szczęście bądź nieszczęście moja siostra. Zmartwiony niemal natychmiastowo ruszyłem w jej kierunku na co ta słabo się zatrzęsła.
- Ciii już dobrze Saruś - szepnąłem biorąc ją wraz z całą kołdrą na kolana - Co się dzieje? Ktoś cię skrzywdził? - dociekałem tuląc ją do swojej klatki piersiowej aby chociaż troszeczkę się uspokoiła.
- Nie zostawiaj mnie już - wydusiła z siebie z ogromnym trudem wciskając swoją głowę mocniej w moje ciało jakby się bała mojej ucieczki z tego miejsca. Cóż, w końcu byłem szpiegiem, a takie rzeczy w naszym wykonaniu są niestety bardzo częste oraz popularne.
- Nie zostawię cię nigdy siostra - zwiększyłem nieco uścisk - Nigdy, przenigdy - dopowiedziałem aby umocnić ją w wierze w stosunku do moich słów, na co tak pokiwała jedynie słabo głową.
- Możemy wrócić do Śmierci? - zapytała niepewnie wpatrując się w błękitne zakończenia na moim płaszczu, które nadawały mu nieco pogody ducha.
- Ojciec nas raczej tak łatwo nie wypuści słonko... Obiecuję ci, że nie odejdę od ciebie nawet na krok - uśmiechnąłem się do niej szczerze zaczynając wolną ręką głaskać ją po głowie - Jestem przecież twoim cieniem prawda? - zaśmiałem się cicho wskazując ruchem głowy na jej bransoletkę, którą podarowałem jej na ostatnie urodziny. Nieważne gdzie będziesz, ja zawsze będę twoim cieniem - przeczytałem w myślach nie mogąc uwierzyć jak szybko ten czas nam leci.
- Prawda - zgodziła się ze mną zanurzając część swojej twarzy w miękkim materiale kołdry, która najwidoczniej nie była jeszcze przez nikogo używana.
- Co ty na to by nieco przestraszyć ojczulka i zrobić wojnę na poduchy? - spytałem przechylając nieco mocniej głowę w stronę lewego ramienia. Skoro już tu jesteśmy to dlaczego by nie wykorzystać takiej sytuacji do jakiś śmieszków heheszków? Tacie zawsze przyda się mała adrenalina, a nam zabawa z tym "staruszkiem".

<Sara? :3 Pobawimy się z Olivierkiem? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz