środa, 7 lutego 2018

Od Detlefa (fabularnie sprzed wojny)

~20 marzec 2008~

- Jak myślisz Det, co będziesz robił w przyszłości? - spytał mnie mój przyjaciel Jonas.
Jonas Braun. Dla opinii publicznej: brunet śpiewający w chórze, które od czasu do czasu przychodzi do tablicy, aby rozwiązać trudne zadanie z matematyki. Dla mnie jednak, był kimś więcej. Znałem go od najmłodszych lat, gdyż byliśmy sąsiadami, a jego przyjaźń była nieoceniona. Nawet pamiętam jak się poznaliśmy.
Pewnego wiosennego poranka bawiłem się piłką w ogrodzie. Uderzyłem ją tak mocno, że wyleciała za ogrodzenie mojej posesji na działkę sąsiadów. Już myślałem, że piłka podzieliła los moich pieniędzy z komunii (czyli przepadnie na amen) i nigdy więcej jej nie zobaczę, gdy torem paraboli do mnie wróciła. Z za ogrodzenia usłyszałem jedynie dziecięce: 'Nie musisz dziękować.'. Zaciekawiony odgarnąłem żywopłot i ujrzałem twarz chłopczyka z brązowymi oczami, który w najbliższym czasie stał się moim przyjacielem.
- Nie mam pojęcie Jon, ojciec ma wobec mnie jakieś plany. Podsłuchałem nawet, że coś mówił o planach, abym w przyszłości został kanclerzem Niemiec! Wyobrażasz to sobie?
 - A czemu nie Det? Z naszej dwójki ty masz lepiej poukładane w głowie. - zażartował. - Ale spytaj sam siebie, czy tego chcesz. - spoważniał.
Zapatrzyłem się w mknące na niebie chmury. Często na nie patrzyłem i przypisywałem je do znanych mi kształtów. Teraz jedna z nich była małym obłokiem i śmiało można powiedzieć, że wyglądała jak głowa. Może małego chłopca?
Bardziej zastanawiająca była jednak reszta chmur. Otóż złączyła się w nieregularną, ogromną masę. Nie była podobna do żadnego znanego mi kształtu, tylko była chmurzastym ogromem, które z każdą chwilą zbliżał się bardziej i bardziej do małej chmurki. Jakby to duże coś próbowało pochłonąć to drugie, a ono musiało pogodzić się ze swoim przeznaczeniem i bezczynnie czekać.
- Więc? Czy naprawdę tego chcesz Det? - wyrwał mnie z moich rozmyślań Jonas.
- Na pewno nie chcę zawieść mojego ojca i mojej rodziny. - odpowiedziałem błyskawicznie. - Za dużo we mnie zainwestowano, abym teraz to zaprzepaścił. Nie wiem czy to poświęcenie, czy moralny obowiązek, ale jeśli wymaga tego próba odrodzenia Wielkich Niemiec to jestem na to gotów. - wyrecytowałem od dawna znaną mi wizję.
I nastała cisza. Niezręczna cisza.
- Chciałbym tak, wiesz? - przerwał ją Jonas.
- Chciałbyś jak? - zaintrygowała mnie jego wypowiedź.
- Chciałbym mieć cel, dla którego byłbym w stanie się cały poświęcić. No wiesz... Nie zważać na nic i na nikogo podczas jego realizacji. Chciałbym poczuć taki ogień, co aż we mnie wrze do osiągania rzeczy niemożliwych. Taki ogień jaki wiedzę teraz w tobie Detlef.
Prawie się zarumieniłem.
- Nie przesadzaj Jonas, jestem takim samym człowiekiem jak ty. - walnąłem go lekko pięścią w ramię. - W moich żyłach płynie ta sama krew, jestem z tych samych kości, narządów i jestem tak samo śmiertelny.
- Też tak chcę. Może w Stanach uda mi się to osiągnąć.
Zerwałem się błyskawicznie z trawy i podparłem się na łokciu:
- Jak to Stanach?! - spytałem Jonasa.
- Dowiedziałem się kilka dni temu od moich rodziców. Po prostu nie wiedziałem, jak ci mam to powiedzieć... Wyjeżdżam za kilka miesięcy z moimi rodzicami. Na zawsze. A w każdym razie na tyle długo, jak długo będą mnie utrzymywać. - parsknął śmiechem.
Z początku byłem na niego bardzo zdenerwowany, że porzuca mnie i naszą przyjaźń. Ale potem uświadomiłem sobie, że to samolubne. Nie pozwoliłbym mu lecieć do Stanów, bo chce mieć całą naszą przyjaźń dla siebie? Jestem żałosny.
- Będę tęsknił Jon. - powiedziałem ze spokojem. Jak ma jechać to nie jedzie, przecież Stany to nie koniec świata. - Ale będziemy ze sobą pisać listy, co nie?
- Jakie listy głąbie - zganiał mnie. - Teraz Facebook jest modny. To takie, jak pisanie smsów, ale widzisz do tego twarz drugiej osoby. A co cię tak na te listy wzięło?
- Ostatnio jak byłem u mojego dziadka to zostałem sam w jego biblioteczce. Poszperałem tam i znalazłem listy z dziwnym stemplem...
- To brzmi bardzo ciekawie, a gdyby tam pójść we dwóch? No wiesz, co dwie głowy to nie jedna, a ja chętnie poszukałbym sobie czegoś do czytania.
Zachmurzyłem się.
- Nie wiem, czy dziadek się zgodzi ruszać jego książki. - przyznałem.
- Pewnie nie, ale ty i tak już to zrobiłeś - na jego twarzy pojawił się uśmiech. - a poza tym nie musi wiedzieć, że tam jesteśmy.
***
- Nie wiedziałem, że mój dziadek uczył się włoskiego. - przyznałem obracając w dłoniach kurs włoskiego dla początkujących.
Jego biblioteczka była naprawdę imponująca. Wielkie na dwie ściany dębowe regały od kilkudziesięciu lat spełniały swój obowiązek i wytrzymywały napór grubych książek. Na niektórych regałach z powodu ciągłego wyjmowania i wkładania książek nie można było dostrzec, ani pyłka kurzu. Inne natomiast wyglądały jakby nikt nie troszczył się o nie latami, a kurz stanowił pierzynkę książkom, których autorzy zmarli długo przed moim urodzeniem.
Gdy stanąłem na palcach miałem dostęp do kolejnych książek, a niektóre z nich od razy przyciągnęły moją uwagę swoimi fikuśnymi tytułami:
- Hmm, 'Dlaczego mężczyźni kłamią, a kobiety płaczą'.
- Ten twój dziadek to musi być niezły zwyrol - skomentował Jonas.
- Jest tego więcej! 'Dlaczego mężczyźni nie słuchają, a kobiety nie umieją czytać map'.
- A to wydaje się życiowe. - zachichotał.
Podekscytowany zabawnymi tytułami szukałem dalej:
- Dlaczego mężczyźni nie potrafią robić dwóch rzeczy naraz, a kobiety'...
- Chwila moment! To już jest lekka przesada. Jedzenie i oglądanie telewizji to już jest robienie dwóch rzeczy naraz!
Po tym feministycznym tytule mój zapał na szukanie reszty gwałtownie zmalał i przeniosłem się na półkę, która była jedną z najbardziej zakurzonych. Była ona o tematyce wojennej.
- Jonas! Tu jest o samolotach i czołgach! - zawołałem przyjaciela.
- To szybko zrzucaj tu pierwszą lepszą! - ponaglił
Zaciekawiła mnie książka z całą czerwoną okładką i dziwnym znakiem, więc to ją podałem Jonasowi i usiadłem z nim na dywanie.
- Hm, 'Moja walka', autor Adolf...
- Chłopcy a co wy tu robicie? - przerwał Jonasowi mój dziadek Friedrich, który pojawił się w drzwiach pokoju z biblioteką.
Zerwaliśmy się jak jeden mąż i natychmiast zaczerwieniliśmy się ze wstydu.
- My nic... my po prostu chcieliśmy coś poczytać... - zacząłem nas tłumaczyć.
Na dziadka twarzy jedynie pojawił się uśmiech:
- Moi drodzy, popęd do wiedzy jest całkowicie uzasadniony w waszym wieku. Powiedzcie mi, co zaczęliście czytać?
Podaliśmy mu książkę, a jego oczy zmieniły się w białe spodeczki.
- No cóż - wtrącił naglę. - wszystko wskazuje na to, że udowodniliście właśnie swoją dojrzałość do niektórych spraw. Nadszedł czas, abym wam opowiedział.
- O czym opowiedział dziadku?
- O najznamienitszym wizjonerze zeszłego stulecia.

(Wszystkie książki, oprócz 'Mojej walki' goszczą na półkach w pokoju skromnego pana autor)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz