~20 marzec 2008~
- Jak myślisz Det, co będziesz
robił w przyszłości? - spytał mnie mój przyjaciel Jonas.
Jonas Braun. Dla opinii publicznej: brunet śpiewający w
chórze, które od czasu do czasu przychodzi do tablicy, aby rozwiązać trudne
zadanie z matematyki. Dla mnie jednak, był kimś więcej. Znałem go od
najmłodszych lat, gdyż byliśmy sąsiadami, a jego przyjaźń była nieoceniona.
Nawet pamiętam jak się poznaliśmy.
Pewnego wiosennego poranka
bawiłem się piłką w ogrodzie. Uderzyłem ją tak mocno, że wyleciała za
ogrodzenie mojej posesji na działkę sąsiadów. Już myślałem, że piłka podzieliła
los moich pieniędzy z komunii (czyli przepadnie na amen) i nigdy więcej jej nie
zobaczę, gdy torem paraboli do mnie wróciła. Z za ogrodzenia usłyszałem jedynie
dziecięce: 'Nie musisz dziękować.'. Zaciekawiony odgarnąłem żywopłot i ujrzałem
twarz chłopczyka z brązowymi oczami, który w najbliższym czasie stał się moim
przyjacielem.
- Nie mam pojęcie Jon, ojciec ma
wobec mnie jakieś plany. Podsłuchałem nawet, że coś mówił o planach, abym w
przyszłości został kanclerzem Niemiec! Wyobrażasz to sobie?
- A czemu nie Det? Z
naszej dwójki ty masz lepiej poukładane w głowie. - zażartował. - Ale spytaj
sam siebie, czy tego chcesz. - spoważniał.
Zapatrzyłem się w mknące na
niebie chmury. Często na nie patrzyłem i przypisywałem je do znanych mi
kształtów. Teraz jedna z nich była małym obłokiem i śmiało można powiedzieć, że
wyglądała jak głowa. Może małego chłopca?
Bardziej zastanawiająca była
jednak reszta chmur. Otóż złączyła się w nieregularną, ogromną masę. Nie była
podobna do żadnego znanego mi kształtu, tylko była chmurzastym ogromem, które z
każdą chwilą zbliżał się bardziej i bardziej do małej chmurki. Jakby to duże
coś próbowało pochłonąć to drugie, a ono musiało pogodzić się ze swoim
przeznaczeniem i bezczynnie czekać.
- Więc? Czy naprawdę tego chcesz
Det? - wyrwał mnie z moich rozmyślań Jonas.
- Na pewno nie chcę zawieść mojego ojca i mojej rodziny. -
odpowiedziałem błyskawicznie. - Za dużo we mnie zainwestowano, abym teraz to
zaprzepaścił. Nie wiem czy to poświęcenie, czy moralny obowiązek, ale jeśli
wymaga tego próba odrodzenia Wielkich Niemiec to jestem na to gotów. -
wyrecytowałem od dawna znaną mi wizję.
I nastała cisza. Niezręczna
cisza.
- Chciałbym tak, wiesz? - przerwał ją Jonas.
- Chciałbyś jak? - zaintrygowała mnie jego wypowiedź.
- Chciałbym mieć cel, dla którego byłbym w stanie się cały poświęcić.
No wiesz... Nie zważać na nic i na nikogo podczas jego realizacji. Chciałbym
poczuć taki ogień, co aż we mnie wrze do osiągania rzeczy niemożliwych. Taki
ogień jaki wiedzę teraz w tobie Detlef.
Prawie się zarumieniłem.
- Nie przesadzaj Jonas, jestem
takim samym człowiekiem jak ty. - walnąłem go lekko pięścią w ramię. - W moich
żyłach płynie ta sama krew, jestem z tych samych kości, narządów i jestem tak
samo śmiertelny.
- Też tak chcę. Może w Stanach uda mi się to osiągnąć.
Zerwałem się błyskawicznie z
trawy i podparłem się na łokciu:
- Jak to Stanach?! - spytałem Jonasa.
- Dowiedziałem się kilka dni temu od moich rodziców. Po
prostu nie wiedziałem, jak ci mam to powiedzieć... Wyjeżdżam za kilka miesięcy
z moimi rodzicami. Na zawsze. A w każdym razie na tyle długo, jak długo będą
mnie utrzymywać. - parsknął śmiechem.
Z początku byłem na niego bardzo
zdenerwowany, że porzuca mnie i naszą przyjaźń. Ale potem uświadomiłem sobie,
że to samolubne. Nie pozwoliłbym mu lecieć do Stanów, bo chce mieć całą naszą
przyjaźń dla siebie? Jestem żałosny.
- Będę tęsknił Jon. - powiedziałem ze spokojem. Jak ma
jechać to nie jedzie, przecież Stany to nie koniec świata. - Ale będziemy ze
sobą pisać listy, co nie?
- Jakie listy głąbie - zganiał mnie. - Teraz Facebook jest
modny. To takie, jak pisanie smsów, ale widzisz do tego twarz drugiej osoby. A
co cię tak na te listy wzięło?
- Ostatnio jak byłem u mojego dziadka to zostałem sam w jego
biblioteczce. Poszperałem tam i znalazłem listy z dziwnym stemplem...
- To brzmi bardzo ciekawie, a gdyby tam pójść we dwóch? No
wiesz, co dwie głowy to nie jedna, a ja chętnie poszukałbym sobie czegoś do
czytania.
Zachmurzyłem się.
- Nie wiem, czy dziadek się zgodzi ruszać jego książki. -
przyznałem.
- Pewnie nie, ale ty i tak już to zrobiłeś - na jego twarzy
pojawił się uśmiech. - a poza tym nie musi wiedzieć, że tam jesteśmy.
***
- Nie wiedziałem, że mój dziadek
uczył się włoskiego. - przyznałem obracając w dłoniach kurs włoskiego dla
początkujących.
Jego biblioteczka była naprawdę
imponująca. Wielkie na dwie ściany dębowe regały od kilkudziesięciu lat
spełniały swój obowiązek i wytrzymywały napór grubych książek. Na niektórych
regałach z powodu ciągłego wyjmowania i wkładania książek nie można było
dostrzec, ani pyłka kurzu. Inne natomiast wyglądały jakby nikt nie troszczył
się o nie latami, a kurz stanowił pierzynkę książkom, których autorzy zmarli
długo przed moim urodzeniem.
Gdy stanąłem na palcach miałem
dostęp do kolejnych książek, a niektóre z nich od razy przyciągnęły moją uwagę
swoimi fikuśnymi tytułami:
- Hmm, 'Dlaczego mężczyźni kłamią, a kobiety płaczą'.
- Ten twój dziadek to musi być niezły zwyrol - skomentował
Jonas.
- Jest tego więcej! 'Dlaczego mężczyźni nie słuchają, a
kobiety nie umieją czytać map'.
- A to wydaje się życiowe. - zachichotał.
Podekscytowany zabawnymi tytułami szukałem dalej:
- Dlaczego mężczyźni nie potrafią robić dwóch rzeczy naraz,
a kobiety'...
- Chwila moment! To już jest lekka przesada. Jedzenie i
oglądanie telewizji to już jest robienie dwóch rzeczy naraz!
Po tym feministycznym tytule mój zapał na szukanie reszty
gwałtownie zmalał i przeniosłem się na półkę, która była jedną z najbardziej
zakurzonych. Była ona o tematyce wojennej.
- Jonas! Tu jest o samolotach i czołgach! - zawołałem
przyjaciela.
- To szybko zrzucaj tu pierwszą lepszą! - ponaglił
Zaciekawiła mnie książka z całą czerwoną okładką i dziwnym
znakiem, więc to ją podałem Jonasowi i usiadłem z nim na dywanie.
- Hm, 'Moja walka', autor Adolf...
- Chłopcy a co wy tu robicie? -
przerwał Jonasowi mój dziadek Friedrich, który pojawił się w drzwiach pokoju z
biblioteką.
Zerwaliśmy się jak jeden mąż i natychmiast zaczerwieniliśmy
się ze wstydu.
- My nic... my po prostu chcieliśmy coś poczytać... -
zacząłem nas tłumaczyć.
Na dziadka twarzy jedynie pojawił się uśmiech:
- Moi drodzy, popęd do wiedzy jest całkowicie uzasadniony w
waszym wieku. Powiedzcie mi, co zaczęliście czytać?
Podaliśmy mu książkę, a jego oczy zmieniły się w białe
spodeczki.
- No cóż - wtrącił naglę. - wszystko wskazuje na to, że
udowodniliście właśnie swoją dojrzałość do niektórych spraw. Nadszedł czas,
abym wam opowiedział.
- O czym opowiedział dziadku?
- O najznamienitszym wizjonerze zeszłego stulecia.
(Wszystkie książki, oprócz 'Mojej walki'
goszczą na półkach w pokoju skromnego pana autor)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz