Moim głównym celem było rzecz jasna odzyskać kałasznikowa, jednak tak naprawdę w grę wchodziło jeszcze parę innych aspektów. Nie dość, że mocno intrygował mnie ten ich wódz, to jeszcze sama chęć przeżycia czegoś mocnego ciągnęła mnie w tamto miejsce. Może mógłbym się czegoś dowiedzieć? Coś im ukraść? Kogoś zabić? Jak na razie nie, jednak bardzo chciałem uprzykrzyć im życie, chciałem, by o mnie pamiętali. Podpadli mi. Ja, biedny człowiek tylko wracałem do domu, a tamci napadli bez żadnej zapowiedzi i zabrali człowieka do jakiejś dziury i „chcieli”, bo inaczej tego gówna nazwać się naprawdę nie da, przesłuchiwać. Ich słabość dawała mi siły, spokoju i zapełniała pustą część mnie. Może i jestem zwyrodniały, jednak mam potrzebę ich zabijać.
Wychodząc na peron stacji „Sopel”, spostrzegłem, że jest już ciemno.
-No tak.. Kochana zima!-mruknąłem do siebie pod nosem, po czym truchtem zacząłem zmierzać w kierunku, który podało mi parę osób z centrum. Bardzo lubiłem zimę, jednak to skracanie dnia o jakieś parę bezcennych godzin było naprawdę niewygodne, też lód.. Najgorsze co mogło się spotkać w zimie. Nadal pamiętam, jak nie raz wracało się do domu, późny wieczór, a tu nagle jeb! I leżysz. Też na różnych ćwiczeniach w wojsku. Niektórzy pechowy też zaliczali taką wpadkę w najważniejszych momentach swojej kariery, jednak co zrobić?
***
Gdy w moim polu widzenia zaczęły wznosić się budynki, czułem, że jestem blisko, tym bardziej że jeden z majaczących budynków był na pewno tamtym, w którym byłem! W sumie nie szedłem długo 1,5 godziny maksymalnie! Na szczęście mnie po drodze oszczędziły zamarznięte kałuże i bez jakichkolwiek przerw dotarłem już prawie na miejsce.
Zmęczony już coraz ciężej łapałem oddech, a powietrze wydychane z moich płuc praktycznie nie zmieniało się w parę, mając tym samym podobną temperaturę do otoczenia. Czułem, jakbym miał krew w gardle. Wiedziałem, że to tylko taka iluzja, jednak nie dawało mi to spokoju.
W końcu zatrzymałem się. Zauważyłem, że budynki widziane przeze mnie nie mogły być żadną siedzibą, zniszczone, wyprane z oznak życia. Jak daleko może być to ich gniazdo? Nieco poddenerwowany westchnąłem i wróciłem do truchtu. Jednak usłyszałem dziwny dźwięk. Jakby kogoś głos.. Skryłem się wśród już bardzo rzednących małych drzewek i dostrzegłem wysokiego mężczyznę stojącego obok dość rozległego jeziora. Starając się, jak tylko umiałem cicho, podszedłem bliżej. To był ten sam koleś! To był ten Reker! Zaświeciły mi się oczy, co on robił? Nadal zbliżałem się w jego stronę. Schylił się po kamień, a zza niego wyłoniła się jakaś broń. Starałem się zbliżać jeszcze szybciej, nadal utrzymując ciszę. Chłopak rozbił lód i podniósł broń lekko do góry, by zamachnąć się nią i wrzucić ją do wody. Od razu wiedziałem już co to. MOJE AK WŁAŚNIE MIAŁO ZOSTAĆ BRUTALNIE ZABITE! UTOPIONE ŻYWCEM W JEZIORZE! Tracąc zmysły na sam widok mojej broni, ruszyłem w ich stronę. Miałem dość daleko, przez co Reker zdołał wrzucić Cara do wody. Jeszcze w biegu ściągnąłem grubą kurtkę i tylko przed samym skokiem do wody wziąłem głęboki wdech.
Będąc już pod wodą, otworzyłem oczy. Mocno protestowały jednak na siłę, widząc tylko mgłę, trzymałem je otwarte i starałem się znaleźć kałasznikowa. Moje ubranie ciągnęło mnie w górę, jednak dzięki temu, że umiałem pływać, spokojnie dałem sobie radę z odbijaniem się od wody w dół. Powoli zaczęło brakować mi powietrza, całe moje ciało zakuło. Wyciągnąłem tylko ręce i.. Jest! W rękach poczułem lodowatą stal. Wypuściłem powietrze z płuc i ścisnąłem karabin, jak najmocniej się dało, przy moim sercu by, na pewno go nie wypuścić i zacząłem wypływać na powierzchnię. Niepozorne jeziorko okazało się naprawdę, bardzo głębokie i ostatnie centymetry pokonywałem w asyście czarnych mroczków. Wynurzyłem się i powoli zaczerpnąłem powietrza. Podpłynąłem do brzegu i starałem się wygramolić na brzeg. Jęknąłem z wycieńczenia. Najpierw bieg, później pływanie, a teraz wychodzenie z wody z ubraniem warzącym pół tony. Rzuciłem wściekłe spojrzenie Rekerowi, jednak teraz gdy byłem tak mizerny, nie było co zaczynać sprzeczki. Ten zresztą stał jak słup soli i z niedowierzaniem patrzył na mnie.
Wiedziałem, że nie mogę zostać w tym ubraniu, jednak pomyślałem o tym jeszcze przed wskoczeniem do lodowatej wody. Przecież zdjąłem kurtkę. Na szczęście i tym razem nie dałem się do końca omotać emocjom i dając maluteńki kawałek miejsca do popisu dla mojej racionalności, jak zwykle okazała się niezastąpiona! Korzystając z tego, że Reker tylko stoi i patrzy, szybko ściągnąłem z siebie bluzę i podkoszulek, po czym na goły tors zarzuciłem suchą i niesłychanie ciepłą kurtkę. Spojrzałem na mój skarb. Od razu zalała mnie fala ciepła, jednak w tym samym momencie chłopak „ocknął się” i nie wyglądał, jakby miał dobre zamiary. Szybko pewniej chwyciłem AK i wycelowałem w niego, bez chwili zawahania się wciskając spust.
Żadnej reakcji. Najwidoczniej lodowata woda i zapewne mało ulgowe traktowanie u tych śmieci, jednak zadziałały na dotąd świetną i niezawodną maszynę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz