piątek, 9 lutego 2018

Od Reker'a cd. Ruslan

Przyglądając się tej całej akcji ratowniczej tego szmelcu tonącego w lodowatej wodzie stawu, myślałem by zaraz strzelić się z otwartej ręki w łeb. Z takim idiotą to ja jeszcze do czynienia nie miałem - pomyślałem sobie przyglądając się pływającym na powierzchni zbiornika wodnego krą lodu. Sam nie raz skakałem do takich, ale by uratować człowieka, a nie jakiś kawałek metalu, który może być zastąpiony innym. Widząc, że Rosjanin jakoś wyszedł z tego wszystkiego żywy, mimowolnie mój prawy kącik ust podniósł się ku górze. Był wnerwiającym człowiekiem, ale chyba w tym świecie już normalnych ludzi nie idzie spotkać... Eh... Nie ważne! Kiedy próbował do mnie strzelić mechanizm tak jak przewidziałem odmówił pełnienia swojej funkcji.
- Jaka szkoda - mruknąłem w jego stronę poprawiając na sobie swój ubiór - Kiedyś ci w końcu wyjdzie Reznov - dodałem zaczynając kierować się do swojego obozu. Słyszałem jak przez chwilę za mną biegł, ale jakoś zdążyłem go zgubić w gęstych, łysych zaroślach martwej roślinności. Nie byłem aż taki głupi by stawać teraz z Truposzem do walki. Poza tym miałem też na głowie inne ważne rzeczy, które musiałem zrealizować w nadchodzącym tygodniu dlatego nie było co się z nim użerać jak z jakąś namolną uchą brzęczącą nad uchem kiedy próbuje się spać.
********
Minęło kilka dni, a po rusku jak na razie ślad zaginął co jednocześnie mnie cieszyło jak i nie cieszyło? W tym gadzie było coś interesującego tyle, że sam nie wiedziałem co. Tak jak wspominałem wcześniej miałem teraz na głowie wiele spraw zaczynających się od sprawdzania magazynów, idąc przez sprawdzanie szkoleń dzieciaków, a kończąc na papierowej robocie za biurkiem, której z tego wszystkiego najbardziej nie cierpiałem.
- Dziewięćset sześć, dziewięćset siedem - liczyłem przerzucając z prawej do lewej dłoni długopis napełniony czarnym tuszem. Czasami zdarzało mi się coś pomylić, ale było to na tyle rzadko, że ludzie sprawdzający dokumenty tuż po mnie byli okropnie tym znudzeni.
- Reker! - usłyszałem nagle swoje imię wykrzyknięte przez naszego przywódcę i mojego wujka Erica Helsinga... Czy tam Sawa... Jak kto woli.
- Co! - odpowiedziałem mu tym samym tonem nieco chichocząc znad papierów walających się po moim biurku, a raczej po całym pomieszczeniu, w którym dane mi było teraz siedzieć.
- Jajco - westchnął przewracając oczami - Masz zadanie - dodał po chwili wyglądając przez okno niczym jakiś ptak z ogromnie długą szyją.
- Jaką? - zaciekawiłem się bardzo wstając od razu z obrotowego krzesła, które zakręciło się kilka razy w okół własnej osi.
- Mamy wymianę z Przemytnikami... Wraz z innymi będziesz chronić ludzi - wyjaśnił spoglądając teraz w bezchmurne niebo - Pogoda będzie wam sprzyjać - stwierdził z uśmiechem zostawiając mnie ponownie samego. Nie chcąc dłużej czekać, szybko pobiegłem do swojego mieszkania, w którym przebrałem się w niezwykle ciepły mundur, pod który dodatkowo wpakowałem ciepły szalik by nie było mi zimno w gardziel. Chciałem dzisiaj popełnić nieco funkcję snajpera dlatego wyciągnąłem z najwyżej półki swoją kochaną "Jaskółkę" który towarzyszyła mi od czasów nauki w szkole.

<Reznov? ;)> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz