środa, 24 stycznia 2018

Od Will'a cd. Rous

Było zimno jak cholera i prawie już kończyn nie czułem zwłaszcza tych dolnych... Damaskus też był zmęczony bardzo i w końcu z niego zsiadłem, bo nie chciałem zamęczyć koniska, które i tak wystarczająco długo mnie trzymało na swoim grzbiecie. Trzymałem go silnie za wodze i szliśmy jakoś w zamieci która stawała się coraz to silniejsza. Nie podobało mi się to ani trochę, a moje konisko które wiadomo jest potężniejsze ode mnie, też coraz słabiej szło, więc wiedziałem że muszę jak najszybciej znaleźć jakieś schronienie dobre.
Ku mojej ogromnej uldze znalazłem jakąś opuszczoną stajnię. Była nieco zniszczona ale i tak w lepszym stanie niż budynek który niedaleko niej się zawalił. Wszedłem szybko do stajni pustej po czym zamknąłem szybko drzwi. Serce waliło mi jak oszalałe z wysiłku. Byliśmy bezpieczni jak na razie przynajmniej od zamieci. Teraz musiałem sprawdzić teren. Nie chciałem by w razie snu napadło mnie jakieś charczące brzydactwo! Odbezpieczyłem broń i zacząłem sprawdzać wszystko, ale na szczęście niczego ani nikogo nie zauważyłem.
Wyczerpany tym wszystkim wróciłem do swojego koniska, które zaczynało się pokładać, co mnie zmartwiło i szybko się przy nim znalazłem. Biedy w końcu się położył, a ja chcąc mu ulżyć i by nic go nie ściskało, odpiąłem popręg i zdjąłem z niego siodło i cały ekwipunek. Widziałem jaki jest zmęczony... Dużo ryzykowałem, gdyż gdybym musiał nagle uciekać, to praktycznie nie miałbym jak, bo koń nie był osiodłany ani gotowy do ucieczki, ale z drugiej strony i tak jest zbyt słaby by zrywać się nagle, a poza tym on też czuł...
- Biedaku.... - szepnąłem i usiadłem opierając się plecami o ścianę, a muskularny łeb ogiera położyłem sobie na nogach by mógł lżej oddychać. Kantar z wędzidłem też oczywiście mu zdjąłem. Nie chciałem by miał trudności w oddychaniu przez to też. Głaskałem go po głowie i słyszałem jak ciężko oddycha. Okryłem ko kocami wojskowymi, które były duże i bardzo ciepłe. Wiedziałem że musi się zagrzać, a ja mogłem poczekać. Dodatkowo martwiłem się co jakiś czas że budynek stajni może nie wytrzymać naporu powietrza jaki uderzał w budynek z zewnątrz. Wiedziałem że jakoś muszę dotrwać i dotrzeć do domu.
Misję wykonałem oczywiście i zabiłem ścierwa jakie mi kazano z Demonów, ale teraz czekała mnie walka z żywiołami. Czekała mnie jeszcze długa podróż do domu. Ciekawe co u Rous.... pomyślałem zmartwiony. Byłem taki wyczerpany... Oczy same mi się zamykały i niestety nie potrafiłem tym razem wytrzymać i zasnąłem...
************
Ku mojemu zdziwieniu obudziłem się na czymś miękkim i to w pozycji leżącej, a nie siedzącej w jakiej zasnąłem. Otworzyłem słabe oczu i od razu rzucił mi się w oczy biało szarawy sufit. Nie wiedziałem co się dzieje i gdzie ja jestem! Przecież kiedy zasypiałem to byłem w stajni z Damaskusem! Zdezorientowany zacząłem się rozglądać i zobaczyłem że leżę... Na medycznym Ridersów! Co u licha? Co ja tu robię? - pomyślałem coraz bardziej zdezorientowany. Serce waliło mi jak oszalałe ale wtedy nagle znikąd pojawiła się Rous, czego już w ogóle nie potrafiłem zrozumieć. Przecież szedłem w dobrym kierunku, w stronę obozu naszego! Co ja tu do cholery robię?! - pomyślałem zdenerwowany.
- Spokojnie Will, spokojnie.... - starała się mnie uspokoić, lecz dopiero leki uspokajające jakie mi podali lekarze i wtedy jakoś zacząłem się uspokajać i wyciszać.

< Rous? jak on się tam znalazł? xdd Był nieprzytomny prawie miesiąc, odmrożenia i te sprawy xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz