wtorek, 16 stycznia 2018

Od Will'a cd. Rous

No ni powiem ucieszyłem się z takich słów od swojego przyszłego teścia! Zwłaszcza takich że powiedział iż będę dobrym ojcem i nam gratulowal i sie cieszył. Myślałem że nas pożre za to a w szczególności mnie bo przecież większość rodziców myśli swoich dzieci że są jeszcze za "mali" na stosunek czy też zakładanie rodziny. Kochałem jego córkę nad życie i nie wyobrażałem sobie bez niej życia. Jeszcze teraz urodzi mi dwójkę szkrabów! Jasne że się bałem bo tylko głupi się nie bał. Chciałem dobrze wychować swoje dzieci i strzec je przed złem tego świata. Zawsze chcialem mieć dużą rodzinę więc bardzo mnie to cieszyło że będziemy mieć dwójkę maluchów. Swoją drogą to jak niedługo mnie ojciec dopadnie albo mój przyrodni brat Reker to chyba żyć mi nie dadzą... Na pewno nie uniknie się docinek czy tam żarcików jaki to ze mnie plodny "ogier".
Chwilę porozmawialiśmy z ojcem Rous a później wyszedł bo musiał jechać na misję więc zamknąłem drzwi i pozasłanialem wszystko po czym uśmiechnąłem się chytrze do mojej wybranki i się zabawiliśmy. No chciało mi się jak cholera zwłaszcza że byłem niedawno długo na misjach... Może i to dla niektórych żadne wytlumaczenie ale cóż... Po upojnych chwilach zasnęliśmy, lecz niestety po dwóch dniach musiałem wyjechać na misję więc poprosilem Rekera by miał oko na moją narzeczoną. Nie chciałem by coś jej się stało pod moją nieobecność, więc stąd moja ostrożność. Osiodłałem Damaskusa który już zwęszył misję i nie mógł się doczekać. Bylo bardzo zimno. Para leciala z ust i gdyby nie ciepłe ubranie to bym zamarzł bo w takiej temperaturze kończyny mi by zamarzły a później dostalbym zawalu i bym padł. Była godzina szósta rano, a wstałem o godzinie piątej rano by zdąrzyć ze wszystkim. Nawet nie wiecie jak mi się nie chciało wstawać z ciepłego łóżka i opuszczać moją śpiącą piękność. Pocałowałem ją w czoło jak zawsze po czym zjadlem śniadanie, posprawdzałem cały sprzęt, ubrałem się i tak teraz stoję w stajni i przygotowuję kojego karego wierzchowca do misji.
Osiodłałem karusa po czym przymocowałem do siodła potrzebny sprzęt, a następnie włożylem nogę w metalowe strzemię, odbiłem się od ziemi, przerzuciłem prawą nogę nad grzbietem konia i tak oto siedzialem na grzbiecie sqojego wiernego wierzchowca, którego poklepalem lekko po szyi za posluszeństwo. Zarżał cicho zadowolony, po czym chwycilem go za widze i zawrocilem go w lewo ku wyjściu ze stajni. Inne koniska z uwagą patrzyly jak oboje opuszczamy stajnię. Kiedy wyjechałem ze stajni rozejrzałem się spokojnie po zimowy krajobraz. Nie chcialo mi sie jechać ale musialem to zrobić. Spojrzałem na ratusz ostatni raz i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem Rous w oknie! Zdziwiłem się że już wstała ale widząc jej zmartwioną slodką twarzyczkę pomachalem jej i posłałem jej buziaka po czym pogoniłem Damaskusa i zniknąłem z placu ratusza. Szczerze to już tęskniłem za narzeczoną.
Chcialem wrócić jak najszybciej, więc chciałem wykonać misję szybko. Mialem do zabicia kilka ścierw złych z Demonów więc miałem daleką podróż. Kilkudniową wlasciwie wiec balem się o Rous że będzie ją coś boleć a mnie przy niej nie będzie lecz ufalem Rekerowi że zajmie się nią jak najlepiej. Wiatr uderzał w moją twarz z dużą siłą woec zaciagnąłem sobie bardziej na twarz odzierz ochronną i tak mknąłem na wschód. Swoją drogą to słyszałem że Trupy coś gryzą się z Demonami a ich nowy przywódca był jakoś dziwny. Dawno Trupy nic nie knuły ale mieliśmy nadzieję że to jakiś pozytywny a nie negatywny znak...

< Rous? Co tam robisz gdy go nie ma? Xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz