poniedziałek, 15 stycznia 2018

Od Erona do Detlefa „Razem do piekła”

Po krótkiej wymianie zdań przystąpiliśmy do pracy. Detlef stał już gotowy w wentylatorowni, nie wiem jak to się  nazywa i szczerze powiem, że teraz to pomieszczenie jest jedną wielką pułapką na szczury. Jeszcze zanim zaczęliśmy główną operację, to mój kompan próbował dobrać się do pyły, ale celny rzut niewielkim kamieniem w głowę go otrzeźwił. Już coś chciał odpowiedzieć, ale ja już zdążyłem wypuścić stado szczurów, które pognały wszystkie za narkomanem do pułapki. Zasunąłem wejście wielką starą szafą i czekałem. Stwierdziłem, że jak nikt nie zapuka w ciągu dziesięciu minut, to najwyżej będę kontynuować podróż sam. Na moje szczęście w nieszczęściu usłyszałem trzy rytmiczne puknięcia i po odsunięciu starocia ukazał mi się trochę za szczęśliwy Detlef w nienaruszonym stanie, przynajmniej zewnętrznym .

- I co? Padły te szczury, czy zająłeś się nimi ręcznie? – zapytałem zaglądając do środka, a moim oczom ukazał się niekoniecznie przyjemny widok, na pewno nie był przyjemny, jak go wspominam to jeszcze mnie mdli. Stado kopulujących, albo starających się do robić radioaktywnych łysych szczurów. Ta, widok marzenie.

- Nein Eron. Mają się dobrze i nawet nauczyłem je sztuczki. – Powiedział triumfalnym tonem i ruszył przed siebie lekkim krokiem. Dogoniłem go, poklepałem po ramieniu.

- Naprawdę potrzebujesz dziewczyny – I wyprzedziłem go ruszając na małe zwiady.

- Ale ty myślisz, że ja z nimi?! Szalony jesteś!

- Już się nie tłumacz, wiedziałem jakiej sztuczki ich nauczyłeś. – Po drodze jeszcze kilka razy starał się udowodnić, że nauczył ich czegoś innego, ale ja tam swoje wiem. Włóczyliśmy się trochę po omacku, bo nikt z nas nie znał tych terenów , ale znaleźliśmy coś fascynującego, a mianowicie muzeum technologii niemieckiej. Otworzyli je tuż przed wybuchem wojny, więc jeszcze mnie tam nie było. Oczywiście Detlef dumnie krocząc mówił coś po niemiecku, jakie to Niemcy nie były potężne i cudowne, mało tego jakie zostały skrzywdzone w drugiej wojnie światowej, a ja postanowiłem, że jak wrócimy cało z tej wycieczki, to dam mu kilka tomów historycznych do przeczytania, tak dla uświadomienia . Jednak jedno trzeba przyznać, muzeum robiło wrażenie. Większość eksponatów oczywiście zniknęła, jak większość zabytkowych dzieł z Polski, ale to inna sprawa. Pomyślałem, że dobrze jest odsapnąć od czasu do czasu. Wtedy właśnie zawołał mnie Detlef. 

- Eron! Hier, Hier, das ist eine Panzer! (tutaj tutaj, to jest czołg)  - w głosie rozbrzmiewała  dość spora nuta ekscytacji. Podszedłem i faktycznie. Tiger 2 jeden z najpotężniejszych czołgów ciężkich, pancerz o grubości dziesięciu centymetrów, miejscami dochodził nawet do osiemnastu, wiec był dość ciężkim przeciwnikiem dla większości pocisków tamtego czasu.

- Faktycznie, makieta wygląda na realistyczną. – uderzyłem pięścią w makietę, a tam niespodzianka, bo zimna stal. Oczy zrobiłem jak kot proszący o jedzenie i prawie w ułamku sekundy siedziałem w środku prawdziwego czołgu. Po chwili dołączył do mnie Niemiec i prawie natychmiast zadał mi pytanie, na które sam chciałem sobie odpowiedzieć.

- Uda ci się go odpalić? – milczałem, w wojsku jeździłem czołgami, to fakt, ale nie tak starej daty, ale próbować mogę. Najgorsze będzie znalezienie paliwa, bo silnik jest na benzynę, a w Ameryce wszystko jest oczywiście na ropę.

- Detlef! Jak chcesz się pobawić czołgiem musisz mi znaleźć benzynę i przynieść tyle ile zdołasz, nie ważne w czym i ile razy tam będziesz chodził. Potrzebujemy przynajmniej…  z piętnaście litrów. – Ledwo skończyłem mówić, a Detlef zniknął. Szybko sprawdziłem najważniejsze elementy i wszystko było w porządku. Kompan po chwili wrócił z kilkoma wiadrami benzyny, cały był umazany krwią, ale zbył mnie ręką zanim zdążyłem się zapytać i ponaglił mnie. Chwila prawdy, wszystko gotowe i na Sali rozległ się warkot 700 koni mechanicznych. Radości nie było końca i jakieś 10 sekund później demolowaliśmy co tylko się da. Jechaliśmy w stronę Oswego kiedy zostaliśmy zaatakowani z kilku stron na raz, na szczęście niemiecka maszyna nic sobie z tego nie robiła, a Detlef świetnie się bawił strzelając do wszystkiego co tylko się rusza z otworów i włazów. Ja natomiast zablokowałem pedał gazu i męczyłem się z pociskiem. Owszem znalazłem, był w prawdzie z innego czołgu, ale nie mogłem się powstrzymać.

-Ładuj!

- Gotowe!

- Celuj! – z tym było gorzej bo nie za bardzo wiem w co, ale jakaś grupa murzynów strzelała do nas z budynku, wiec już wiecie, gdzie celowałem.

- Gotowe!

- Pal! – rozległ się tak niemiłosierny huk, że żołnierze w pobliżu nas zostali oszołomieni, budynek dostał dość ładnie i drugie piętro było tylko wspomnieniem, a najważniejsze jest to, że brakło nam paliwa i staliśmy na samym środku skrzyżowania.

- Detlef… musimy to zrobić. – powiedziałem smutno. Przygotowaliśmy się do opuszczenia maszyny zostawiając mały podarunek w środku. Uciekliśmy korzystając z dezorientacji wrogów, a towarzyszyła nam temu eksplozja wysadzanego czołgu. To był smutny dzień.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz