Po krótkiej wymianie zdań przystąpiliśmy do pracy. Detlef
stał już gotowy w wentylatorowni, nie wiem jak to się nazywa i szczerze powiem, że teraz to
pomieszczenie jest jedną wielką pułapką na szczury. Jeszcze zanim zaczęliśmy
główną operację, to mój kompan próbował dobrać się do pyły, ale celny rzut
niewielkim kamieniem w głowę go otrzeźwił. Już coś chciał odpowiedzieć, ale ja
już zdążyłem wypuścić stado szczurów, które pognały wszystkie za narkomanem do
pułapki. Zasunąłem wejście wielką starą szafą i czekałem. Stwierdziłem, że jak
nikt nie zapuka w ciągu dziesięciu minut, to najwyżej będę kontynuować podróż
sam. Na moje szczęście w nieszczęściu usłyszałem trzy rytmiczne puknięcia i po
odsunięciu starocia ukazał mi się trochę za szczęśliwy Detlef w nienaruszonym
stanie, przynajmniej zewnętrznym .
- I co? Padły te szczury, czy zająłeś się nimi ręcznie? –
zapytałem zaglądając do środka, a moim oczom ukazał się niekoniecznie przyjemny
widok, na pewno nie był przyjemny, jak go wspominam to jeszcze mnie mdli. Stado
kopulujących, albo starających się do robić radioaktywnych łysych szczurów. Ta,
widok marzenie.
- Nein Eron. Mają się dobrze i nawet nauczyłem je sztuczki. –
Powiedział triumfalnym tonem i ruszył przed siebie lekkim krokiem. Dogoniłem
go, poklepałem po ramieniu.
- Naprawdę potrzebujesz dziewczyny – I wyprzedziłem go
ruszając na małe zwiady.
- Ale ty myślisz, że ja z nimi?! Szalony jesteś!
- Już się nie tłumacz, wiedziałem jakiej sztuczki ich
nauczyłeś. – Po drodze jeszcze kilka razy starał się udowodnić, że nauczył ich
czegoś innego, ale ja tam swoje wiem. Włóczyliśmy się trochę po omacku, bo nikt
z nas nie znał tych terenów , ale znaleźliśmy coś fascynującego, a mianowicie
muzeum technologii niemieckiej. Otworzyli je tuż przed wybuchem wojny, więc jeszcze
mnie tam nie było. Oczywiście Detlef dumnie krocząc mówił coś po niemiecku,
jakie to Niemcy nie były potężne i cudowne, mało tego jakie zostały skrzywdzone
w drugiej wojnie światowej, a ja postanowiłem, że jak wrócimy cało z tej
wycieczki, to dam mu kilka tomów historycznych do przeczytania, tak dla
uświadomienia . Jednak jedno trzeba przyznać, muzeum robiło wrażenie. Większość
eksponatów oczywiście zniknęła, jak większość zabytkowych dzieł z Polski, ale
to inna sprawa. Pomyślałem, że dobrze jest odsapnąć od czasu do czasu. Wtedy
właśnie zawołał mnie Detlef.
- Eron! Hier,
Hier, das ist eine Panzer! (tutaj tutaj, to jest czołg) - w głosie rozbrzmiewała dość spora nuta ekscytacji. Podszedłem i
faktycznie. Tiger 2 jeden z najpotężniejszych czołgów ciężkich, pancerz o
grubości dziesięciu centymetrów, miejscami dochodził nawet do osiemnastu, wiec
był dość ciężkim przeciwnikiem dla większości pocisków tamtego czasu.
- Faktycznie, makieta wygląda na realistyczną. – uderzyłem pięścią
w makietę, a tam niespodzianka, bo zimna stal. Oczy zrobiłem jak kot proszący o
jedzenie i prawie w ułamku sekundy siedziałem w środku prawdziwego czołgu. Po
chwili dołączył do mnie Niemiec i prawie natychmiast zadał mi pytanie, na które
sam chciałem sobie odpowiedzieć.
- Uda ci się go odpalić? – milczałem, w wojsku jeździłem
czołgami, to fakt, ale nie tak starej daty, ale próbować mogę. Najgorsze będzie
znalezienie paliwa, bo silnik jest na benzynę, a w Ameryce wszystko jest
oczywiście na ropę.
- Detlef! Jak chcesz się pobawić czołgiem musisz mi znaleźć benzynę
i przynieść tyle ile zdołasz, nie ważne w czym i ile razy tam będziesz chodził.
Potrzebujemy przynajmniej… z piętnaście
litrów. – Ledwo skończyłem mówić, a Detlef zniknął. Szybko sprawdziłem najważniejsze
elementy i wszystko było w porządku. Kompan po chwili wrócił z kilkoma wiadrami
benzyny, cały był umazany krwią, ale zbył mnie ręką zanim zdążyłem się zapytać
i ponaglił mnie. Chwila prawdy, wszystko gotowe i na Sali rozległ się warkot
700 koni mechanicznych. Radości nie było końca i jakieś 10 sekund później
demolowaliśmy co tylko się da. Jechaliśmy w stronę Oswego kiedy zostaliśmy
zaatakowani z kilku stron na raz, na szczęście niemiecka maszyna nic sobie z
tego nie robiła, a Detlef świetnie się bawił strzelając do wszystkiego co tylko
się rusza z otworów i włazów. Ja natomiast zablokowałem pedał gazu i męczyłem
się z pociskiem. Owszem znalazłem, był w prawdzie z innego czołgu, ale nie
mogłem się powstrzymać.
-Ładuj!
- Gotowe!
- Celuj! – z tym było gorzej bo nie za bardzo wiem w co, ale
jakaś grupa murzynów strzelała do nas z budynku, wiec już wiecie, gdzie
celowałem.
- Gotowe!
- Pal! – rozległ się tak niemiłosierny huk, że żołnierze w
pobliżu nas zostali oszołomieni, budynek dostał dość ładnie i drugie piętro
było tylko wspomnieniem, a najważniejsze jest to, że brakło nam paliwa i
staliśmy na samym środku skrzyżowania.
- Detlef… musimy to zrobić. – powiedziałem smutno. Przygotowaliśmy
się do opuszczenia maszyny zostawiając mały podarunek w środku. Uciekliśmy
korzystając z dezorientacji wrogów, a towarzyszyła nam temu eksplozja
wysadzanego czołgu. To był smutny dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz