sobota, 20 stycznia 2018

Od Ruslana cd Reker

Leżąc w śniegu, nawet nie poczułem, kiedy straciłem czucie w palcach. Nie miałem rękawiczek. Gdy w końcu przewróciłem się na drugi bok, otworzyłem oczy. Lekko sypał śnieg. Zdążył mnie już nawet przykryć dość sporą warstwą. Spróbowałem się podnieść, jednak nie wyczuwając podłoża, zbliżyłem ręce do twarzy. Obie były blado-czerwone praktycznie na całej powierzchni i dość mocno napuchnięte. Chwilę bezowocnie starałem się nimi poruszyć, jednak nie reagowały. Szybko skuliłem się w kulkę, powoli zacząłem czuć, nie tylko rękami, lecz całym ciałem, jak jest mi kurewsko zimo. Na szczęście moje ubranie nie przemokło jakoś bardzo. Dało się czuć w paru miejscach nieprzyjemną wilgoć, jednak nigdzie nie było takiej "typowej wody".
Po chwilowym ogrzewaniu, od razu poczułem jak przez moje ręce, w dość bolesny sposób, ponownie przepływa krew. Podniosłem się, dopiero gdy poruszyłem pierwszym palcem. Mimo wszystko miejsce w śniegu, w którym leżałem, zdążyło się już jakoś zarazić moim ciepłem i było mi już nieco lepiej. Odwróciłem się na plecy i zacząłem powoli wstawać. Moje zdrętwiałe ciało niechętnie wykonywało moje rozkazy, jednak nie miało nic do gadania. Uważnie rozglądnąłem się. Nie do końca wiedziałem, gdzie jestem, nie mogłem rozpoznać najbliższej okolicy, nie widziałem ani jednej znajomej rzeczy.
Jak ja się tu w ogóle znalazłem?
Nie mogłem sobie za wiele przypomnieć. Jedyne co pamiętałem, to tego całego chłopaczka, który mnie tam zabrał, Rekera. Więcej starałem się sobie przypomnieć, jednak automatycznie zaczęła boleć mnie głowa. Na pewno celowo mnie upił, chciał wyciągnąć jakieś informacje, dobrze, że jestem nowy i za dużo nie wiem. Nienawidzę zdrajców, a co dopiero nim być.
Znowu zacząłem się rozglądać. Szukałem jakichś śladów na ziemi, by odnaleźć jakąś drogę i móc podążyć wzdłuż nich, za tym, co mnie tu zostawił.

Dopiero po paru długich godzinach błąkania się, odnalazłem dobrą drogę. Nie miałem nawet zbyt daleko. Do Trupów, do metra, do domu. Jednak gdy do mojej głowy wpadła nowa, dręcząca myśl, cały mój entuzjazm prysł, przeradzając się w niechęć. Bo czy w końcu wykonałem powierzone mi zadanie? Było ono takie proste.. Wystarczyło tak niewiele.. Niby udało mi się je wykonać, jednak dałem się złapać i nie wróciłem na wyznaczoną godzinę. Czy mam po co wracać? Martwiło mnie to, czy dadzą mi to wszystko wyjaśnić, czy bez słowa zastrzelą mnie, porzucając ciało i skazując je na pożarcie przez ohydne bestie. Bałem się. Jednak wiedziałem, że najgorzej byłoby teraz to wszystko porzucić. Byłem tu tak krótko, a już czułem, że "muszę" i "mam obowiązek", wywiązać się ze wszystkiego. Po tak długim czasie wróciła mi też "pamięć". Przedtem bałem się, że mimo wszystko może jednak powiedziałem za dużo, jednak z każdą chwilą wracające krótkie obrazy, uspakajały mnie.
Słońce powoli wschodziło. Westchnąłem i zacząłem iść w stronę widocznych w oddali budynków. Na szczęście nie musiałem się aż tak martwić o zombie, gdyż w zimę widywało się je sporadycznie, straszny mróz i krótki dzień pewnie mocno się do tego przyczyniły.

Dochodząc do metra, jeszcze raz powtórzyłem sobie w głowie przebieg wydarzeń. Strach już minął, zrozumiałem, że był on bezsensowny, że nie ma czego się bać. Śmierć przyjdzie tak czy siak, jednak na pewno nie z rąk Trupów.
Przeszedłem przez pierwszą kontrolę, potem drugą. Nie szedłem bezpośrednio do gościa, który zlecił mi zadanie. Najpierw chciałem iść do mojej małej norki, którą sobie znalazłem. Miałem tam wszystko i najpierw, mimo wszystko wolałem odpocząć, a dopiero później iść na, może, męczącą rozmowę.

Spałem. Czułem to całym sobą. Nie wiedziałem ile, jednak to najważniejsze nie było. Czułem się dość wypoczęty. W porównaniu do tego, co czułem na przesłuchaniu, czy w tym cholernym lesie, to było naprawdę nieźle! Wstałem i pełen energii potruchtałem przez niekończący się tunel, do dowództwa. Chwila poszukiwań i jest! Znalazłem tego samo gościa, który przedtem, z chytrym uśmiechem posyłał mnie do przemytników. Nie wiedziałem, jak zacząć z nim rozmowę, jednak na szczęście on, gdy tylko mnie zobaczył, idąc w moją stronę, już coś mówił.
-Hah, cos długo ci zajęło!?-zaśmiał się, jednak kończąc zdanie, jego twarz przybrała innego wyrazu, jakby bojowego, a zza jego pleców wyłonił się karabin. Nie celował do mnie, chciał po prostu pokazać.. Pewnie jego siłę i władzę? Kto wie!
-Wiesz, że jak jesteś tak słaby, to nie ma tu dla ciebie miejsca?-zapytał nieco pogardliwie, po czym spojrzał na mnie z góry.
-Wiem..-odrzekłem spokojnie i z pokorą, byłem mu bardzo uległy, aż mnie to zdziwiło, nigdy taki nie byłem, nawet dla dowódców..-Byłem u Przemytników, zrobiłem wszystko, co kazałeś, zabiłem nawet jednego z ich członków i niosłem dla ciebie jego głowę, jednak w drodze powrotnej napotkałem jakiegoś kolesia.. Rekera i..-w tym momencie mój rozmówca przerwał mi i zmarszczył brwi.
-Reker? Od Duchów, czy tam.. Czegoś..-zapytał, nie zmieniając wyrazu twarzy.
-Tak-odparłem-Byłem też na ich terytorium. Chcieli mnie przesłuchać, jednak nic z tego. Są słabi.. Boją się zabijać, możesz mi powiedzieć dlaczego? Co takiego skrywa nasz obóz? Wyglądało na to, jakby każdy nasz członek był kimś ważnym..
-Hmm, na razie się nie interesuj..-powiedział krótko i sucho, po czym na chwilę się zamyślił- Wszystko w porządku, nic ci nie zrobili?-zapytał, jednak nie brzmiało to, jak troska, a najzwyczajniejsze, sztampowe pytanie.
-Nic, wszystko gra!-odpowiedziałem tak samo, bez jakichkolwiek uczuć- Zabiłem ich strażnika.
Na twarzy dowódcy pojawił się mały uśmiech.
-Zajebiście im więcej trupów tym lepiej!-skwitował nieco bardziej z energią i położył mi rękę na ramieniu- Możesz zostać, czuj się jak w domu!-po wypowiedzeniu ostatniego słowa w ułamku sekundy zniknął z mojego pola widzenia.
Swoją drogą po przywódcy takiego obozu spodziewałem się czegoś innego. Myślałem, że będę musiał się ostro tłumaczyć, a już na pewno, że dostanę wpierdol. Miłe zaskoczenie! Automatycznie poczułem dziwne, przeszywające ciepło, jak zawsze, gdy spotyka mnie coś miłego. Rzeczywiście poczułem się tu jak w domu. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na ludzi krzątających się obok mnie. Równocześnie poczułem spokój. Bardzo dobrze czułem się w tym poniekąd okropnym miejscu. Teraz zostało mi tylko jedno zadanie. Wyznaczyłem je sobie sam, musiałem. Gdzieś w lochach, w których mnie przesłuchiwano, zostało moje AK i nie mogło tam dłużej leżeć. Musiałem po nie wrócić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz