sobota, 27 stycznia 2018

Od Rous cd. Will'a

Skąd ja wiedziałam, że to się tak skończy? Jak zwykle musiał się zgubić gdzieś w śnieżycy tak samo jak robią to inni żołnierze... Potem nie da się ich znaleźć, a za dwa lata wracają do obozu z nową rodziną. Nie wierząc w to co się właśnie teraz dzieje, usiadłam na łóżku i nie hamując uczyć bardzo się rozpłakałam. Brzuch bolał mnie coraz mocniej dlatego miałam ochotę zaraz wziąć leki, ale przed moją histerią uratował mnie Reker, przyszywany brat mojego narzeczonego, który na moje zachowanie pokręcił jedynie niezadowolony głową oraz przewrócił oczami.
- Nie ma co beczeć... Przecież wróci - mruknął siadając obok mnie - Przecież cię kocha - dorzucił jeszcze krzyżując ręce na piersi.
- Wiem, że mnie kocha, ale ty nie zrozumiesz... - stwierdziła odwracając od niego wzrok - Nie chce by mu się coś stało... Nie powinien wychodzić dzisiaj w ogóle na misję - westchnęłam wpatrując się w szalejącą za oknem śnieżycę.
- Nie rycz, bo wróci... Nie rób głupot, bo sam ją zrobi... - mruknął pod nosem zrywając się na równe nogi - Nie rób problemów - rzucił jeszcze w moją stronę po czym wyszedł zostawiając mnie tutaj samą. Nigdy taki nie był więc coś musiało się stać, ale ja już nie zamierzałam w to wnikać. Czując kolejne ukucia w brzuchu, położyłam się na łóżku nieco go rozmasowując w nadziei, iż to mi pomoże. Nie wiem ile tak leżałam, ale w końcu z niewiadomych dla siebie przyczyn zasnęłam.
*******
Mijały dni a on nadal nie wracał... Wkrótce dowiedziałam się, że odnalazł go inny obóz i leży na medycznym dlatego Reker z litości mnie tam zabrał. Zaczynałam coraz bardziej dochodzić do wniosku, że mężczyzna mnie nie lubi. Nie odzywał się do mnie w ogóle i zostawił mnie tuż przed obozem gdzie do mojego ukochanego zaprowadził mnie jeden z założycieli. Był w złym stanie... Znaleźli go ponoć w jakiejś stajni przemarzniętego do granic możliwości. Miał liczne odmrożenia oraz kilka ran co zmartwiło mnie jeszcze bardziej niż przedtem gdy nie wiedziałam co się z nim dzieje. Usiadłam zmęczona przy jego łóżku oraz zaczęłam czuwać nad jego stanem tak samo jak reszta lekarzy.
*******
Minął miesiąc a ja czułam się coraz gorzej... Will nadal się nie budził, lecz jego stan był stabilny. Powoli zaczęłam tracić już nadzieję, że kiedyś otworzy oczy i mnie przytuli. Z każdą taką myślą chciało mi się płakać coraz bardziej, lecz wiedziałam, że muszę być silna i jakoś sobie z tym poradzić. Nie wiem, który dzień już tutaj siedziałam, ale kiedy blondyn zaczynał otwierać oczy niemal podskoczyłam na krześle oraz bardziej ścisnęłam jego rękę, ale pewnie tego w ogóle nie poczuł. Ale ja głupia - pomyślałam próbując go jakoś uspokoić, gdyż ten nie wiedząc co się stało zaczął panikować. Byłam już przyzwyczajona do roli powietrza, ale nie sądziłam, że aż takiego.
- Will spokojnie... Nic się nie dzieje... - powiedziałam znowu widząc, iż na mnie patrzy.
- Co się stało? - rozglądał się nerwowo po sali jakby groziło mu jakieś zagrożenie.
- Nie wiem... Znaleźli cię w jakiejś stajni... Ledwie żyłeś - odpowiedziałam mu tym o czym było mi wiadomo.
- Przepraszam - jęknął łapiąc się za brzuch co bardzo mnie zmartwiło.
- Nie masz za co... To ja powinnam przeprosić za to, że robię tobie i Rekerowi kłopot - westchnęłam ciągle trzymając go za rękę.

<Will? Słabe wyszło mi ;c> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz